Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 października 2025

Od dziecięcej ufności do dojrzałej refleksji


          Zastanawiam się, skąd bierze się siła oddziaływania teorii religijnych na ludzki umysł. Czy jest to efekt długotrwałej indoktrynacji, rozpoczynanej w dzieciństwie, gdy człowiek jest najbardziej podatny na wpływy? A może wynika to z głębszych potrzeb – z lęku przed śmiercią, z pragnienia sensu, ze wspólnoty czy autorytetu? Religie zwykle łączą te elementy, wykorzystując psychologiczne mechanizmy: nadzieję, obietnicę nagrody i strach przed karą.

          Moje własne doświadczenia mogą posłużyć za przykład. Nie pamiętam chwili, w której świadomie „przyjąłem Boga” – był to proces powolnego nasiąkania atmosferą pobożności, którą roztaczała moja matka. Nie chodziło wyłącznie o słowa, ale o całe jej codzienne zachowanie – prostotę, autentyczność, serdeczność i szacunek wobec ludzi. To budowało we mnie przekonanie, że dobro jest naturalnym odruchem sumienia. Moja matka nie była gorliwą katoliczką, rzadko uczestniczyła w kulcie, lecz jej życie było przesycone czymś, co nadawało wiarygodność wierze. W ten sposób religijność zakorzeniała się we mnie – w sercu i w sumieniu.

          Wiara przyszła więc do mnie bez przymusu, w sposób naturalny. Dzięki postawie matki czułem, że istnieje Ktoś większy od człowieka – godny szacunku i podziwu. Na religię chodziłem chętnie, bo interesowało mnie życie Jezusa i Jego nauczanie. Śpiewałem w chórze kościelnym – muzyka była dla mnie emocjonalnym podkładem wiary.

          Jednocześnie jednak od młodości dostrzegałem w nauczaniu Kościoła elementy niejasne i niepokojące. Biblijne wydarzenia często mieszały się w mojej głowie, a obraz Starego i Nowego Testamentu był niespójny. Wówczas jednak nie czułem bym był indoktrynowany – raczej uznawałem swoje braki za niedouczenie i ufałem katechetom.

          Dopiero w dorosłości, już jako mąż i obywatel w trudnych czasach politycznych, zacząłem wracać do dawnych wątpliwości. Coraz wyraźniej widziałem, że wielu ludzi wierzących ma bardzo powierzchowne pojęcie o swojej wierze.

          Na studiach teologicznych dla świeckich przyjąłem zasadę uważnego słuchania i otwartości na naukę Kościoła. Dało mi to narzędzia do dalszych poszukiwań i własnej refleksji. Po ukończeniu studiów rozpocząłem własne badania – czytałem, porównywałem, konfrontowałem teologię z nauką, wszystko mierząc kryterium logiki i rozumu.

          Od początku z rezerwą podchodziłem do cudów – uważałem, że nie one stanowią dowód Prawdy. Coraz mocniej widziałem, że ich sens jest raczej symboliczny niż literalny. Z biegiem lat wyłoniły się pewne aksjomaty: jeśli Bóg jest istotą doskonałą, nie mógłby być okrutny, jak czasem ukazuje Go Stary Testament. Cuda zaś są znakiem, że coś istotnego wydarzyło się w określonym miejscu i czasie, ale ich wartość polega na przesłaniu, a nie na dosłownym opisie.

 

          Moja droga wiary to zatem proces – od prostego, dziecięcego przyjęcia prawdy, przez pierwsze wątpliwości, aż po świadome, krytyczne badanie. Dziś wiara nie opiera się dla mnie na strachu czy cudach, lecz na poszukiwaniu sensu, dobra i spójności z rozumem.

          U kresu życia czuję się gotów przedstawić własny ogląd wiary. Wiedzę i przemyślenia zawarłem w dziewięciu książkach, tysiącach krótkich tekstów i wpisów internetowych. Całość mogę streścić w kilku zdaniach:

          Przyczyna sprawcza wynika z porządku logicznego. Skutkiem jest Wszechświat, którego Przyczyną jest Stwórca – Istota istniejąca poza nim, a zarazem zanurzona w swoim dziele. Ujawnił się w każdym człowieku, obdarzając go zdolnością rozpoznania Jego istnienia i wolnością komunikowania się z Nim. Wolność ta pozwala także na modlitwę i prośbę o zmianę Jego woli – a fakt, że jest na nią wrażliwy, dowodzi, że naprawdę ukochał swoje stworzenia.

          Religie i Kościoły to dzieła ludzi – powstają, trwają, a nawet przemijają. Ich instytucjonalny kształt nie jest najważniejszy. Liczy się to, co jest ich przesłaniem.

         Dobrze jest stworzyć wokół siebie aurę własnej pobożności, w której będzie miejsce na trwanie przed Bogiem – uczucie stałej Jego obecności i Opatrzności. To pozwoli na stałą duchową z Nim więź i komunikację. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz