Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 34

 

          W Ewangelii Mateusza (również Marka) faryzeusze wystawiają Jezusa na próbę, pytając: "czy wolno mężowi oddalić żonę" (Mt 19,3; Mk 10,2). Pytanie jest podstępne. Faryzeusze wiedzieli, że pierwotnym zamysłem Boga było małżeństwo jednego mężczyzny z jedną kobietą. Jezus odpowiada: "Co wam nakazał Mojżesz?  Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić". Wówczas Jezus rzekł do nich: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę" (Mt 19,7; Mk 10,3–6). Tłumaczenie Jezusa jest niezwykłe. Człowiek przeciwstawił się woli Boga. Prawnie dopuścił wielożeństwo. Dlaczego? Powodów było kilka. Główną przyczyną był brak mężczyzn i nadmiar kobiet przez prowadzone bratobójcze wojny.

          Jezus powołując się dwukrotnie na Księgę Rodzaju: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę" (Rdz 1,27); "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24) chce wskazać na całkowite i wyłączne oddanie się dwojga osób w miłości jako najgłębszy sens małżeństwa. Konieczny jest więc powrót do nieskażonych początków, czyli do pierwotnego planu Boga, do nierozerwalności więzów małżeńskich.

          Jezus przywrócił pierwotną nierozerwalność małżeństwa i nie pozwolił na żadne rozwody: "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,6). Wyjątek: "A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę chyba w wypadku nierządu a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt 19,9; por. Mk 10,11; Łk 16,18; por 1 Kor 7,10n) należy prawdopodobnie rozumieć, że chodzi tu o związki kazirodcze, które były niezgodne z przepisami prawa żydowskiego.

          Współżycie dwóch osób poza małżeństwem jest czynem zakazanym prawem Bożym w Starym Testamencie: "Nie będziesz cudzołożył" (Wj 20,14; Pwt 5,18), "potwierdzonym przez Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie (Mt 19,18).  Stosunki seksualne mają określone zadanie prokreacyjne i są prawem małżeńskiej wyłączności. Akty seksualne winny wynikać z miłości dwojga osób, kobiety i mężczyzny, gotowych do przyjęcia daru poczęcia przez Boga. Bez tej gotowości akty seksualne są wyłącznie rozrywką cielesną. Współżycie seksualne w małżeństwie służy do umocnienia więzi duchowej między małżonkami. "Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2,25). Radość i przyjemność, jaką niosą akty seksualne, winny dopełniać szczęście małżeńskie. Jeżeli współżycie seksualne nie jest zarazem aktem miłości, to jest specyficzną rozrywką polegającą na wzajemnym drażnieniu fizycznym miejsc erogennych. Nie ma tu nic z ducha. Akt płciowy zamienia się w czynności mechaniczno-biologiczne (np. przekrwienia narządów). Człowiek staje się dla człowieka przedmiotem z racji ciała. Dusza ludzka tu już nie rządzi. Tu władzę ma ciało. "Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie" (Ga 5,16–17). Dlatego: "Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha do tego, czego chce Duch" (Rz 8,5). Kiedy mężczyzna i kobieta przestają być dla siebie wzajemnie bezinteresownym darem, wówczas: "poznają, że są nadzy"  (Rdz 3,7) i rodzi się w ich sercach wstyd nagości na skutek pożądliwości. Dochodzi jeszcze lęk przed konsekwencjami współżycia.

niedziela, 29 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 33

 

          Rozdział 18 kończy się przypowieścią o Nielitościwym dłużniku (Mt 18,23–34). W niej ukazany jest mechanizm przekazywania sobie wzajemnie dobra, życzliwości, zrozumienia (funkcjonału dobra) oraz końcowa puenta przebaczania.  Należy wzajemnie sobie pomagać i wspierać. To nie tylko konieczność, ale i obowiązek. Obowiązek, który powinno spełniać się z radością. Trzeba cieszyć się z możliwości pomagania innym i przebaczania. Dobro powinno rozchodzić się, interferować i czynić dalsze dobra. Na tym polega duchowa mechanika królestwa niebieskiego.

          Nie należy liczyć na Miłosierdzie Boże, gdy samemu nie skorzystało się z tej nadzwyczajnej możliwości miłości do bliźniego: "Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu" (Mt 18,35).         

           Rozdział 19 zaczyna się perykopą Nierozerwalność małżeństwa (Mt 19,1–9). Mateusz rozpoczyna ten temat pytaniem faryzeuszy do Jezusa:  "Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?" (Mt 19,3). Jezus, powołując się na nauki ojców, odpowiada: "Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było.  A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo"  (Mt 19,4–9).

          Małżeństwo od zarania było w koncepcji Boga jako związek kobiety i mężczyzny. Fizycznym obrazem związku jest akt, w którym obie istoty, mężczyzna i kobieta łączą się ze sobą i stają się jednym ciałem: "dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę  i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem" (Mt 19,5; Mk 10,7–8). Złączenie fizyczne połączone uczuciem prawdziwie miłosnym jest obrazem idealnego związku. Związek taki zaplanował Bóg. Aktem spinającym go jest przysięga składana sobie nawzajem. Deklaracja i przysięga połączona z consummatum (dopełnienie przez akt  seksualny)  jest aktem małżeńskim.

          Zawarcie powyższego związku jest aktem wiążącym, przysięgą. Ma charakter bardzo osobisty. Rozgrywa się między dwojgiem małżonków. To pewna osobista tajemnica, misterium duchowe. To jest już coś bardzo pięknego. Szkoda, że tak niewiele wiedzą młodzi na ten temat.

          Brak legalizacji związku powoduje jego nieokreśloność. To powoduje, że wobec społeczeństwa związek taki jest enigmatyczny. Nie ma podstaw do dawania wiary, że akt taki zaistniał. To powoduje wiele nieporozumień. Brak aktów prawnych nie chroni związku. Związek taki podobny jest do zamku zbudowanego z piasku. Silniejszy wiatr zawieje i już go nie ma.

          Legalizacja związku w urzędzie państwowym nadaje mu status prawny. Tym samym chroni go od niedomówień formalnych. 

          Bóg uczestniczy w każdym ludzkim działaniu. Co innego jest jednak, gdy Bóg zostaje zaproszony na ceremonię przysięgi. Kapłan pełni wtedy rolę jedynie szafarza sakramentu, tj. widzialnego znaku przysięgi małżeńskiej. Kandydaci  udzielają sobie sakramentu małżeństwa w obecności przedstawiciela Kościoła – prezbitera lub diakona, albo świeckiego delegowanego przez biskupa miejsca, który ich związek małżeński potwierdza i błogosławi (w obecności co najmniej dwóch świadków). Bóg błogosławi i autoryzuje każdy związek małżeński poprowadzony poprawnie. Związek nabiera charakteru trwałego: "Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" (Mt 19,6; Mk 10,9). Spełniane są przy tym różne formalności pisemne.

          Małżonkom powinno zależeć, aby ceremonię ślubu uświetnić niezwykłym Gościem – Bogiem. Gość Ten przynosi ze sobą niewyobrażalne dary łaski. Wystarczy po nie sięgnąć i nimi się cieszyć. Obfitość darów zauważą jedynie ci, którzy na nie się otworzą. Szkoda, że w zawierusze weselnej najczęściej Bóg nie zajmuje honorowego miejsca.

 

sobota, 28 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 32

 

         Narracja perykopy jest nieuporządkowana. Wnikliwa jednak analiza tekstu pozwala odczytać w nim jeszcze czwarte wyjście. Jest w nim modlitwa i szukanie pomocy u Boga: "zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie" (Mt 18,19). Wyjście niekonfliktowe, opierające się na najwyższym autorytecie Boga Ojca. Ponieważ prośba dotyczy nie usunięcia materii grzechu, a jedynie zmiany woli czynienia grzechu, to należy spodziewać się owoców szczerej i żarliwej modlitwy wstawienniczej. Różne są rodzaje modlitw błagalnych, ale opisana to ta, która, mówiąc kolokwialnie, «najłatwiejsza» do spełnienia. Sprawy woli rozgrywają się na autostradzie duchowej, na której Bóg nie musi zmagać się z prawami przyrody. Owoce modlitwy spływają również na proszącego. Troska o innych jest cnotą i Bogu się ona podoba.

          W tej nieuporządkowanej perykopie pojawia się rozszerzenie uprawnień na innych uczniów: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 18,18), danych samemu Piotrowi wraz z prawem prymatu. Warto przywołany tekst poddać obróbce teologicznej, czy Jezus chciał w ogóle zakładać nową organizację religijną (chrześcijaństwo). Niektórzy uważają, że Jezus chciał jedynie udoskonalić judaizm (ks. prof. M.Rosik). Być może przywołany tekst pomoże w rozstrzygnięciu tego zagadnienia.

          Ostatnie zdanie perykopy ma znaczenie ekumeniczne: "Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20). Prawdopodobnie ten werset był znaczący podczas obrad II Soboru Watykańskiego w temacie ekumenizmu. Tam, gdzie modli się dwóch, tam powstaje najmniejsza komórka Kościoła Chrystusowego, niezależnie do jakiego kościoła chrześcijańskiego się należy. Werset ten należy do tzw. perełek Nowego Testamentu. Ujawniają one prawdę uniwersalizmu religijnego, jednej wiary w tego samego Boga.

          Jezus pouczał: "Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony" (Mt 23,3–11). Jezus sam nie zakładał organizacji kościelnych. Był indywidualnym przekaźnikiem nauk odczytanych ze stanu Prawdy, pochodzący od Ojca.  Działał bezpośrednio wśród ludzi. Jego nauki należy odczytywać, w duchu takiego właśnie postępowania. Jezus oczekiwał postawy religijnej niekoniecznie wynikającej z przynależności do wspólnoty. Religia, duchowość to duchowe i indywidualne aspekty każdego człowieka. To indywidualny stosunek do Stwórcy i wiary. Każdy człowiek na swój sposób ma w swoim sercu sprawy boskie. Kościół jako organizacja ujmuje religię szerzej i na płaszczyźnie wspólnotowej. Wypełnia inne przykazania Jezusa, np. miłości bliźniego, ale przy okazji wypacza częściowo czystą naukę Jezusa. Tak też mimo zakazu Jezusa, kapłani uzurpują sobie nazwę „ojcze” (duchowny), a pierwszego z nich tytułują „świętym”.  Posługi kościelne są mocno opłacane, i można je porównać do usług zarobkowych, a nie do posług religijnych. Dwory biskupie są przykładem demontażu i odejścia od postaw sługi bożego. Pokusa władzy i majętności w niczym nie przypominają biednego Nauczyciela.

          Wszyscy, którzy grzeszą, mają nieuporządkowaną relację z Bogiem. Można przyrównać ich do chorych na duszy. Egzekwowanie sprawiedliwości jest zawsze ludzkim odwetem, niezależnie od wagi uczynku. Sprawiedliwość Boża nazywa się miłosierdziem. Jeżeli można, i ma to znamiona dydaktyki, należy przebaczać. Więźniowie powinni mieć nadzieję wcześniejszego opuszczenia więzienia. Motywacja ta pozwoli odrzucać pokusy zemsty.  Resocjalizacja duchowa jest bardzo potrzebna. To, co jest zauważane na co dzień, jest przerażające i bardzo bolesne.

          O obowiązku przebaczania mówi kolejna perykopa Ewangelii: Obowiązek przebaczania:  Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy» (Mt 18,21–22). Siedemdziesiąt siedem razy znaczy zawsze. To wezwanie do przebaczania ukazuje Bożą koncepcję świata i zasadę współistnienia istot ludzkich. Miłość powinna być bazą wszystkich ludzkich zachowań i oddziaływań. Silniejszy to ten, który może dać coś słabszemu. Znaczniejszy, to ten, którego stać, aby służyć innym. Bogatszy to ten, który może oddać coś biedniejszemu. Mądrzejszy to ten, który umie zamilczeć. Najszlachetniejszy kamień jest ten, który wszystkie inne kraje, a siebie zarysować nie daje – najszlachetniejsze serce jest to właśnie, które da się skaleczyć, niż samo zadraśnie (Adam Asnyk).

 

piątek, 27 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 31

 

          Perykopa Zgorszenie (Mt 18,5–11) jest pełna metafory: "Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny.  I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego" (Mt 18,8–9). Jej wyjaśnienie opisane jest w przypisie do powyższego tekstu: nie chodzi o to, by w pewnych okolicznościach należało lub  można było pozbawić się ręki, nogi lub oczu, ale z pewnością chodzi o wskazanie na bardzo wielką konieczność skutecznego unikania  grzechu.

         Warto dobrze zapoznać się z powyższym tekstem. Jest on bowiem bardzo dobrym przykładem, często stosowanej w Piśmie świętym figury literackiej zwanej hiperbolą. Inaczej mówiąc jest to celowe nadużycie (przesada) formy i treści do zaakcentowania opisanego problemu. Hiperbola ma wywołać emocje i nadać treści odpowiedniego wydźwięku.

          Zgorszenie musi przyjść, ale trzeba wystrzegać się, aby nie być jego autorem. Grzechy w rezultacie osłabiają relację z Bogiem. Wzrasta odległość od Boga, która w końcu może spowodować urwanie się wzajemnej więzi. Kto pokładał nadzieję w Bogu, a teraz utracił z Bogiem kontakt, siłą rzeczy, czuje się nieszczęśliwy, osamotniony i zabłąkany.

         W następnej perykopie Owca zabłąkana (Mt 18,12–14) Bóg, jak dobry Pasterz, pragnie odnaleźć zagubioną owcę. Pozostawia stado, aby ratować tę jedyną zagubioną. Kiedy ją odnajduje cieszy się, a może i świętuje. Perykopa ma podobne przesłanie i dydaktykę, co przypowieść o synu marnotrawnym św. Łukasza (Łk 15,11–32). W niej opisany jest syn, który złamał przymierze miłości, utracił godność, a jednak wrócił, uznał swoją grzeszność, przez co doznał aktu miłosierdzia od swego Ojca.  

          Każdy w swoim życiu może pobłądzić i mieć słabsze dni. Ważne jest jednak, aby w porę powrócił na właściwą drogę. Powroty są wydarzeniami radosnymi. Bo nie jest wolą Ojca, który jest w niebie, aby zginęła choć  jedna owca (por. Mt 18,14). To niezwykłe, jak Ojciec Niebieski troszczy się o każde ludzkie istnienie. Jak bardzo ważny jest dla Boga choćby najmniejszy, najsłabszy człowiek. Każde dziecko etiopskie, które nie ma szans przeżycia, ma sens w oczach Boga. Trudno ludziom dojrzeć i zrozumieć wszystkie tajemnice Boga. Trzeba wierzyć, że tak jest.  

          Niektórzy są zdania, że nie należy w ogóle wtrącać się w cudze życie. Oburzeni są, gdy o nich się mówi. Mają pretensje, że przekazuje się innym nawet własne uwagi, opinie. Czy mówienie o kimś do kogoś jest grzechem? Absolutnie nie, jeżeli wynika z troski lub jest zwykłym przekazem faktograficznym.

          Perykopa Upomnienie braterskie (Mt 18,15–20) przedstawia temat troski, gdy dostrzega się nieetyczne zachowanie bliźniego. Ewangelia przedstawia scenariusz postępowania: "Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!" (Mt 18,15–17). Dzisiaj są oczywiście inne obyczaje i nikt nie będzie donosił do Kościoła. Chodzi tu o pewną procedurę, która z założenia ma wyciągnąć grzesznika z jego opresji. Upomnienie w cztery oczy, to dyskretne zwrócenie uwagi, aby wskazać, że inni widzą zachowanie grzesznika inaczej. Na tym etapie powinna rozwinąć się życzliwa dyskusja. Jeżeli grzesznik odbiera ją jako atak, to nic z takiej rozmowy nie będzie. Od wielkiej kultury i wyczucia pouczającego zależy, czy ten pierwszy etap się powiedzie. Drugi etap jest już interwencją. Zło grzesznika nabiera charakteru społecznego. Przez niego cierpią inni. Trzeba położyć temu kres. Konieczni są świadkowie interwencji. Etap ten jest bardzo trudny i rzadko daje pozytywne rezultaty. Grzesznik przybiera postawę ofiary. Jego uczynek schodzi na margines. On jest biedny, bo coś od niego chcą. Siła złego na jednego. Trzecie wyjście w dzisiejszej dobie, to zgłoszenie uczynku do organów kontrolnych (ścigania).  Materia zła być może pozostanie zatrzymana, ale traci się przyjaciela. Na długo pozostaje się wrogiem.

czwartek, 26 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 30

 

         Perykopa Podatek na świątynię (Mt 17,24–27) jest kompilacją prawdziwego zdarzenia historycznego z narracją i koncepcją redakcyjną Mateusza. Jezus wskazywał na konieczność płacenia podatków: "Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę! Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie!" (Mt 17,27). Tekst ten ma charakter dydaktyczny i jest własną wstawką Mateusza. W innych ewangeliach nie występuje. Trudno jest przyjąć, aby Jezus posłużył się tak łatwym sposobem zapłacenia podatku. Przekazał nie swoje pieniądze, lecz wykorzystał swoją moc. Zapłacił również za Piotra. To  kojarzy się z przywilejami, jakie mają celebryci. Łatwym kosztem osiągają to, co inni muszą wypracowywać w pocie czoła. Jeżeli Jezus i uczniowie nie musieli płacić podatku na świątynię, co jest trochę tutaj niejasne, to zapłacenie podatku tylko w imię ominięcia zgorszenia jest nieuzasadnioną uległością.

         Uczniowie byli ciekawi: "Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim" (Mt 18,1). Jezus wskazał na dziecko. Oczywiście jest w tym pewna metafora. Człowiek dorosły ma umiejętność analizowania sytuacji pod kątem strat i zysków. Cokolwiek mówi, czy robi, podyktowane jest jego partykularnym interesom. W zasadzie można tę zdolność pochwalić. Trzeba być rozsądnym w każdym momencie i odpowiedzialnym. Co Jezus miał na myśli? Kiedy w grę wchodzą uczucia, cała matematyka zysków i strat bierze w łeb. Człowiek zakochany postępuje nieracjonalnie. W swoim zawierzeniu odkrywa się przed drugim człowiekiem. Jest zdolny do poświęceń i trudów. Dziecko do momentu wyrośnięcia kieruje się tylko uczuciem i potrzebami ciała. Nie jest wyrachowane. Jest pełne zawierzenia. Jezus wskazując na dziecko chciał powiedzieć, że w miłości trzeba być jak dzieci, bo one są czyste duchowo, nieskalane i wiarygodne.  Tym samym Jezus mówi o najważniejszej w życiu sprawie – miłości. W oczach małego dziecka można dostrzec spojrzenie Boga. W wyciągniętych rączkach – zawierzenie, w przytuleniu – całkowite oddanie, a we łzach – rozpacz i brak zrozumienia.

         "Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim" (Mt 18,5). Słowo „uniży” jest niezręcznością literacką (albo tłumaczenia). Nie ma potrzeby uniżać się, aby kochać. Bóg stworzył człowieka do postawy pionowej. W niej oczekuje Bóg od nas szacunku i miłości.

          Jezus ujawnia  niesamowitą rzecz: "Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18,7). Co to znaczy „muszą”? Czy było to w koncepcji stworzenia? Co na to Stwórca? Czy nie mógł temu jakoś zaradzić? Co jest grane?

          Muszą, bo jest to konsekwencja dania człowiekowi wolnej woli. Człowiek może wszystko, może nawet odwrócić się od Stwórcy. Jeżeli tak, nie może go więc spotkać za to kara. To zdanie może dziwić w świetle katechezy kościelnej, która dostrzega tu potrzebę potępienia, kary i piekła. Trzeba wyzwolić się z tego lęku, bo jest ono nieuprawnione. Bóg wiąże z człowiekiem własne koncepcje, ale przygotował się na taką ewentualność. Każdy znajdzie swoje miejsce na miarę własnych oczekiwań i swoich wysiłków. Kto za życia odrzuca Boga, bez Niego będzie wiódł życie wieczne. Jakie ono będzie, trudno powiedzieć. Wiadomo natomiast, że zjednoczenie z Bogiem gwarantuje nam radość i szczęście. Rozumni, roztropni i świadomi istnienia Stwórcy powinny zainteresować się czego On od człowieka oczekuje. Jeżeli będzie dane to człowiekowi (gdy tego zapragnie i otworzy się na Boga) odczyta ze stanu Prawdy program życiowy dla siebie. Zaskakujące jest, jaki on jest różnorodny, ciekawy i pełen emocji. Życie należy traktować jako wielką podróż z przygodami. Po drodze czeka wiele niebezpieczeństw. Trzeba się z tym zmierzać. Nieraz człowiek będzie wyprowadzany ze spokoju. Emocje niejednokrotnie dadzą nieuporządkowany koniec. Człowiek będzie się złościł, klął i wyzywał. Nieraz ukradnie, gdy będzie głodny. Walnie przez łeb, kto się jemu naprzykrza. Ambicje sprowokują go do sięgnięcia po dobra nienależne. Czasem upije się i narozrabia. Czasem sięgnie po atrakcyjne «zło». Jak mówią, «życie to nie je bajka, ale je bitwa». Apostoł Paweł powiedział: "Możecie się gniewać, ale nie grzeszcie. Słońce niech nie zachodzi nad waszym gniewem" (Ef 4,26). Sam Jezus wyzywał faryzeuszy, uczonych w piśmie, a nawet własnych uczniów ("plemię żmijowe, precz szatanie", itp). Dlaczego? Bo był usadowiony w tej samej rzeczywistości, co każdy człowiek. Ziemia jest terenem wielkiej fabryki, gdzie wykuwa się ludzkie zbawienia. Iskry sypią się w koło. Sam Jezus powiedział: "Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Łk 5,32). Nie należy uważać się za świętego. Wtedy człowiek sam siebie oszukuje. Trudno ufać ludziom nieskazitelnym. Cichociemni, fałszywi święci ręce do Boga wznoszą, gdy ich kamera ujmuje. Bronią krzyża, a postępują wbrew Jego naukom. Gardzą drugim człowiekiem tylko dlatego, że są inni. Trudno szanować ludzi cynicznych, pełnych pogardy, a także dewotyzmu i przesadnej fałszywej pobożności.   Tak, muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.    

środa, 25 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 29, Stan Prawdy

 

          Wszelkie zamysły Boga można zapisać (umiejscowić) w wirtualnym zapisie pod nazwą Stanu Prawdy. Człowiek do tego uprawniony i przysposobiony może sięgać swoją świadomością do tego stanu i odczytywać w niej zapisy. Często bywa tak, że zapis jest dobrze odczytywany, ale nieprawidłowo jest transponowany na ludzką mowę. Czasem brakuje odpowiednich słów opisujących wiedzę nadprzyrodzoną. Oczywiście Stan Prawdy jest pewnym modelem abstrakcyjnym, który ułatwia zrozumienie dialogu Boga z człowiekiem. Równie dobrze można napisać, że człowiek odczytuje myśli Boga (takie ujęcie jednak nie licuje z powagą Boga). Wszystko, co pochodzi od Boga jest Prawdą. Prawda ta nie ulega zmianie, dopóki Bóg sam nie zmieni swoich zamysłów. Stan Prawdy jest konstrukcją myślową wyjaśniającą, a nie opisem faktograficznym. Ułatwia zrozumienie kontaktu z Bogiem, który w jednej chwili kontaktuje się z wielką rzeszą ludzi. Mojżesz będąc do tego uprawniony, odczytywał zamysły Boga i zapisywał w księdze prawa narodu żydowskiego. Jezus potwierdza, że zamiarem Boga była nierozerwalna więź między kobietą a mężczyzną. Podobnie jak grzech zaburzył relację z Bogiem, tak niewierność zaburzyła porządek między ludźmi i sprzeciwiła się intencji Boga. Mojżesz z konieczności, ze zdrowego rozsądku, przyjmując mniejsze zło, złagodził pierwotne prawo Boga. Czy miał do tego prawo? Miał, bo sam Bóg powiedział, że człowiek ma sobie sam porządkować swoje sprawy:  "abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1,28). Prawo ludzkie nie zwalnia z odpowiedzialności boskiej. Porządkuje jedynie życie organizacyjnie. Niewierność zawsze pozostanie niewiernością. Podobnie wielożeństwo nie wynika z Bożego zamysłu: "Lamek wziął sobie dwie żony" (Rdz 4,19).  Niegdyś było to koniecznością, gdy brakowało mężczyzn przez bratobójcze wojny. Dzisiaj wielożeństwo jest powoli zakazywane na całym świecie. Człowiek sam naprawia własne,  niegdyś ustanawiane prawa. Jest to przykład, jak powoli człowiek dojrzewa do zamysłu Bożego – do świata idealnego.

         Z perykopy można odczytać jeszcze inną ważną informację. Człowiek może łączyć się z kobietą przez wspólną przysięgę złożoną nawet bez świadków, ale gdy na świadka przysięgi powołany jest Bóg taki związek jest przez Boga błogosławiony i umocowany sakramentem. Bóg udostępnia dary Łaski, które małżonkowie mogą przyjąć (lub odrzucić). Bez sakramentu związek taki ma również rację bytu, ale trudniej jest żyć małżonkom bez Bożego dodatkowego wsparcia.

          Jezus okazywał dzieciom szczególną estymę. Trudno się dziwić. Narodzone lub nienarodzone dzieci od samego Boga pochodzą. Zanim zakiełkuje w nich chęć skorzystania z wolności woli (i przez to atrakcyjności zła), są obrazem Bożego majestatu. Są absolutnie duchowo czyste, a w ich oczach można dostrzec oblicze Boga. Wspaniałym doświadczeniem jest obserwowanie, jak w dzieciach prawo naturalne konfrontuje się z rzeczywistością. Na początku jest ogromna ilość pomyłek. Często wychodzą na zewnątrz prawa Kalego. "Wszystko co dla mnie, jest dobre. Zabrać Kalemu, to zło".

          Jezus kochał dzieci. Dostrzegał w nich ikonę człowieka, który z dziecięcym zawierzeniem zwraca się do Boga-Ojca. W perykopie Jezus błogosławi dzieci (Mk 10,13–16; Mt 19,13–15; Łk 18,15–17)  napisano: "Kto nie przyjmuje królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego" (Mk 10,15). Nie znaczy, że Jezus popiera tanią, infantylną relację człowieka z Bogiem. W niej kryje się relacja oparta na miłości. Można ją wyrażać na różne sposoby, ubogacając ją duchowymi przeżyciami, słowną poetyką, trwaniem w uwielbieniu. Do Boga można zwracać się śpiewem, adoracją, przyozdobionym kultem (np. uliczne ołtarze budowane na potrzeby obchodów święta Bożego Ciała), sypaniem kwiatów. Trzeba koniecznie odróżniać te piękne gesty od kiczowatej, histerycznej obrony krzyża, biczowania się czy auto ukrzyżowania. Czyny takie nie mogą podobać się Bogu, bo nic dobrego nie wnoszą. Są moralnie obojętne (adiafory). Wszelkie przejawy histerii są dobrowolnymi czynami, które zaspakajają przede wszystkim własne potrzeby emocjonalne. Dobrowolne ukrzyżowania wręcz obrażają Boga. Są karykaturą Ofiary Jezusa Chrystusa. Epatuje się cierpienia, a nie owoce Męki Pańskiej. Cierpienie samo w sobie jest złem, a nie dobrem. Kościół powinien odcinać się od takich praktyk.

wtorek, 24 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 28

 

          Jezus ujawnia uniwersalizm etyczny i uniwersalizm prawa naturalnego. Jedno jest tylko prawo, bo od Jednego Boga pochodzi. Umiejscowienie religijne nie ma większego znaczenia. Nauka ta jest bardzo ważna, zwłaszcza dla fanatyków religii katolickiej. Wiele jest niestety takich właśnie pobożnych katolików, którzy uważają religię katolicką za jedyną. Gorzej, gdy od innych odwracają się ze zgorszeniem. Każdego, kto czyni dobro, nie ominie nagroda.

          Perykopa Zgorszenie  (Mk 9,38–41) w opracowaniu Marka zaskakuje nie tym, co w niej jest, ale tym czego w niej nie ma. W Ewangeliach Mateusza i Łukasza jest napisane:  "Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18,7); "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą" (Łk 17,1). U Marka tego wersetu brak. Dlaczego?

          Werset ten ujawnia ważną tajemnicę nieprawości człowieka. Grzech jest pewny. Nie ma tu kokieterii, że wszystko może być cacy. Zgorszenia muszą przyjść. Co to znaczy? Przecież Bóg stworzył człowieka dając mu wszystkie atuty, aby był bezgrzeszny. Skąd ta pewność grzechu? Bóg dał człowiekowi wolność, tym samym może on Bogu powiedzieć nie. Wolność człowieka sprawiła nową sytuację. Bóg wywyższył człowieka do godności samodzielnej istoty. Pod względem etycznym człowiek stał się tworem całkowicie samodzielnym w stosunku do Boga.  Może uczynić wszystko, co chce. Brakuje mu jednego. Nie jest doskonały jak Bóg. Wszystko co niedoskonałe obumiera, niszczy się i ulega degradacji. Konsekwencją niedoskonałości człowieka jest grzeszność. Grzeszność wynika więc jakby z definicji niedoskonałości bytu.  Nikołaj Bierdiajew (1874–1948) pisał: «Bóg nie ma władzy nad wolnością ludzką, pomaga jedynie woli człowieka dokonać właściwego wyboru, nie ponosząc odpowiedzialności za zło w świecie» (Encyklopedia Katolicka II tom KUL Lublin, kol. 543). 

          Bóg z miłości do ludzi przestrzega: "lecz biada temu, przez którego przychodzą". Znaczy, że jest gotów chronić każdego przed grzechem, o ile człowiek tego zapragnie. Bóg udziela człowiekowi łaski, ale warunkowo – kto tego zapragnie. W ten sposób nie narusza daru wolności. Obfitość łaski Boga jest ogromna. Ofiarowuje wolność i może chronić od pokus. Tylko nierozumny nie pojmuje za co powinien tak bardzo kochać naszego Stwórcę. On troszczy się o człowieka, szanując jednocześnie godność jaką człowiekowi ofiarował.

          Dlaczego Marek opuścił wersety (Mt 18,7); (Łk 17,1)? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Warto jednak zdać sobie sprawę, że redakcja tekstu Ewangelii ulegała zmianom. Wulgata (tłumaczenie łacińskie) też wprowadziła własne koncepcje (wg przypisu Wlg dodaje  w. 48 jako 44 i 46). Można uważać perykopę za literacko skażoną.  Następne słowa ewangelii (Mk 9,43n) są synoptyczne i stanowią pewną figurę literacką, zwaną hiperbolą. Oczywiście nie ma mowy o obcinaniu sobie grzesznej ręki czy grzesznej nogi. Chodzi o podkreślenie skutecznego unikania grzechów.         

          Perykopa synoptyczna Nierozerwalność małżeństwa  (Mk 10,1–12; Mt 19,1–9; Łk 16,18) przekazuje ciekawe informacje. Jezus odpowiadając na podchwytliwe pytanie faryzeuszy: "czy wolno mężowi oddalić żonę" (Mk 10,2) ujawnia autora przykazania. Nie jest nim Bóg, ale Mojżesz: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał [Mojżesz] wam to przekazanie" (Mk 10,5). Warto zapamiętać sobie tę wiedzę. Autorem przykazań jest człowiek, który pod natchnieniem Bożym odczytał ze stanu Prawdy zamysły Boga. Jak to zrozumieć?

poniedziałek, 23 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 27

 

          Synoptyczna perykopa Spór o pierwszeństwo (Mt 18, 1–5; Mk 9,33–37; Łk 9,46–48) przedstawia spór apostołów jaki wiedli między sobą na temat, kto jest z nich najznaczniejszy. Jedynie Mateusz nagiął ten spór w stronę królestwa niebieskiego: "Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim" (Mt 18,1). Chciał w ten sposób nadać zdarzeniu wymiar teologiczny.

         W sporze prawdopodobnie chodziło o przyszłe stanowiska państwowe, gdy Izrael odzyska niepodległość. Prawie do końca uczniowie spostrzegali Jezusa jako wyzwoliciela narodowego.

          Odpowiedź Jezusa jest zaskakująca:  "Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3). Podobnie: "Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał" (Mk 9,37; Łk 9,48).  Jezus odcina się od zaangażowania politycznego. Całość sprowadza do dziecięcego spostrzegania rzeczywistości. Jest w tym metafora. Dziecko jest pełne bezgranicznego zawierzenia. Nie kombinuje ani nie uprawia przetargów myślowych, jest autentyczne, szczere, proste, nieskomplikowane i oddane. Jezus pokazuje czystą formę, ideał i bezgrzeszność. Wszystkie te własności są atrybutami boskimi. Kto przyjmuje do siebie człowieka o takich atrybutach, przyjmuje do siebie Jezusa, a w konsekwencji Boga. Gdyby przedsiębiorcy posiadali takich pracowników, nie potrzebny byłby żaden nadzór. Uczciwość pracowników odbijałaby się na obniżeniu kosztów prowadzenia działalności. Z pracy nie znikałyby też drobne rzeczy (długopisy, zeszyty itp.) będące przedmiotem kradzieży. Trzeba pochylić głowę przed świadkami Jehowy. Oni potrafili wypracować takie zespoły pracy. Katolikom (chrześcijanom) powinno być niejednokrotnie wstyd.

          Zdanie: "Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje,  Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał jest" przykładem wnioskowania logicznego zwanym sylogizmem.

<Jeżeli każdy M jest P oraz każdy P jest S, to każdy M jest S>

          Sylogizm (konkluzja, wniosek) jest to wnioskowanie o dwóch przesłankach, przy czym obie przesłanki zawierają wspólny element, a każdy element wniosku zawarty jest w dokładnie jednej przesłance. Sylogizm wywodzi się z prac Arystotelesa. Jego sformułowanie uważane jest za początek klasycznej logiki.

          Jezus wyraźnie przekazuje swoją przynależność, a zarazem zależność od Ojca Niebieskiego. Kto przyjmuje Jezusa, przyjmuje do siebie samego Boga Ojca. W schemacie wnioskowania logicznego jest w środku. Jezus ma swoje umiejscowienie. On to rozumie najlepiej. 

          Perykopy W imię Jezusa  (Mk 9,38–41) nie ma u Mateusza, a jest w wersji skróconej u Łukasza (Łk 9,49n). Czy Ewangelia Mateusza nie była jednak wcześniejsza od Ewangelii Marka? Łukasz korzystał z ewangelii jednego i drugiego ewangelisty.  Tekst perykopy ujawnia problem jaki mieli uczniowie Jezusa. Zauważyli, że inni (nie będący uczniami Jezusa) czynią podobnie jak oni. Leczą i czynią cuda w imię Boga. Przyznają nawet, że zabraniali takich praktyk innym. Jezus nie okazał zaskoczenia i odrzekł: "Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie" (Mk 9,39).

          Nikt nie ma monopolu na Prawdę. Nawet Jezus. Ona jest dostępna każdemu. Etyka, prawo naturalne są czymś uniwersalnym i ponad religią. Jeżeli ktoś jest dobry, to nieważne do jakiej religii należy. Jego uczynek jest Bogu miły i otrzyma za to należną mu zapłatę. "Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami" (Mk 9,40). Jeżeli ktoś nie jest przeciwko nam w rozumieniu etyki, to reprezentuje prawo naturalne, które jest darem Boga dla wszystkich. Kolejne zdanie należy traktować jako przykład: "Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam  wam, nie utraci swojej nagrody" (Mk 9,41). Jeżeli ktoś poda kubek wody spragnionemu, uczyni drugiemu dobro, niezależnie czego jest wyznawcą, ten również zostanie wynagrodzony.

niedziela, 22 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 26

 

          Następna perykopa Uzdrowienie epileptyka (Mt 17,14–21) opisuje scenę, w której uczniowie nie mogą uzdrowić chorego na epilepsję. Zawiedziony ojciec chorego interweniuje u samego Jezusa. On zdenerwował się na swoich uczniów za ich ignorancję, nieudolność  i puścił na nich słowną wiązankę: "O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć?" (Mt 17,17). Po chwili sam uzdrowił chorego. Uczniowie byli zdumieni swoją niemocą, więc spytali Jezusa o jej przyczynę. Jezus przekazał im tajemnicę mocy wiary: "Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: «Przesuń się stąd tam!», a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was" (Mt 17,20).

          Warto zadać sobie pytanie dlaczego wiara jest tak skuteczna. Co się za tym kryje? Jaki jest mechanizm działania? Jak to zrozumieć? Do dnia dzisiejszego, choć wiele już poznano, mechanizm działania organizmów ludzkich jest zagadką. To co już wiadomo, a Jezus potwierdza, to to, że istnieje relacja pomiędzy funkcjami organizmu, a działaniem duchowym. Mówi się, że duch ożywia  ciało i wiele jest w tym prawdy. Wiara jest źródłem pozytywnej energii (funkcjonał), która uaktywnia organizm do samoobrony. Organizm dostaje jakby motywacji do działania. Wszelkie uzdrowienia dzieją się wewnątrz organizmu. Cudowne jest tylko to, że się w ogóle zdarzyło. Mechanika «cudu» jest wytłumaczalna. Jezus mówi o tym wyraźnie i wskazuje jej źródło.

          Historia zna wiele przypadków uzdrowień tylko siłą swej woli i wiarą swojego uzdrowienia. Nie zawsze jednak przynosi to pozytywny skutek. Pokładając nadzieję w Bogu, trzeba również liczyć się z tym, że rozwiązanie nie zawsze satysfakcjonuje. Dlaczego? Uzdrowienie zależy od wielu czynników i nie zawsze jest to możliwe bez łamania praw przyrody, jakie Pan Bóg ustanowił. Bóg nie jest czarodziejem, który jednym gestem czarodziejskiej pałeczki potrafi wszystko. Bóg jest Stwórcą rzeczywistości z całym bagażem warunków. Mówiąc językiem potocznym, Bóg wykorzystuje luki i czyni tak, aby nie pogwałcić żadnego prawa przyrody. Jezus również nie wszystkich mógł uzdrowić. To najlepszy dowód, że wszystko dzieje się w rzeczywistości realnej, a nie w świecie urojonym, fantastycznym. W świecie rzeczywistym Bóg i Jego działania są jak najbardziej rzeczywiste.

          W omawianej perykopie Jezus zmiankuje, że przypadek paralityka jest trudny. Czasem trzeba dokonywać rzeczy dodatkowych i sięgnąć po środki nadzwyczajne. Uzdrowienie człowieka połamanego do pełnego zdrowia wymagało mocy, aby w krótkim czasie zregenerowały się tkanki kostne itd. Warto więc korzystać z nadzwyczajnej mocy Stwórcy i modlić się o Jego wsparcie. Trzeba jednak mieć świadomość, że zdarzenia są często uwarunkowane i skomplikowane. Człowiekowi pozostaje wierzyć, że jeżeli Bóg nie uzdrowi, to zamieni cierpienia na coś pożytecznego.

          Jezus powoli przygotowuje uczniów do swojej męki, mówiąc: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie" (Mt 17,22–23). Słowa Jezusa martwią, ale czy uczniowie pojęli wagę tych słów? Chyba nie. Często słyszy się wiele gorzkich prawd, ale człowiek samorzutnie je odrzuca. One nie mogą się sprawdzić, to niemożliwe. Podobnie było z uczniami. Oni wierzyli w Jego moc i chwałę. To, co mówił, było takie nierealne. Jak można zabić Jezusa? To niedorzeczne.

sobota, 21 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 25

 

          Człowiek jest istotą, która ma ciało oraz duszę. Jedno i drugie z racji różnej natury posiada własne potrzeby. Szczęśliwy człowiek, który potrafi zaspokoić obie te strefy. Jezus mówiąc:  "Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?" (Mt 16,26) wskazuje, że strefa ducha jest ważniejsza. Ciało jest powłoką duszy i służy do prokreacji. Na ziemi spełnia bardzo ważną funkcję której nie można bagatelizować ani marginalizować. Kto to czyni, dochodzi do ruiny cielesnej. Wraz z ciałem cierpi i dusza. Ciało ludzkie, powłoka cielesna ma swoje i przyjemności. Kto ma zdrowe podejście do życia dba o jedno i o drugie. Podstawową funkcją człowieka jest czynić dobro i spełniać zamysły Boga. Człowiek ma propozycje z szerokiego spektrum działalności. Bóg nie narzuca człowiekowi sposobów ich realizacji. Ważne jest, aby człowiek był aktywny, twórczy, przydatny. Po śmierci zda relację ze swych uczynków, zamierzeń oraz porażek. Bóg pragnie realizacji duchowej człowieka. Chodzi o odczytanie przez człowieka istnienia Stwórcy i wejście z Nim w interakcję, zażyły stosunek. Warunkiem jest wiara w Boga. Kto ma wątpliwości to znaczy, że ciągle jest w drodze. Szukanie Boga może zająć nawet całe życie. Bóg jest Bogiem «zazdrosnym»:  "Jahwe bowiem, twój Bóg [przebywający] pośród ciebie, jest Bogiem zazdrosnym" (Pwt 6,15; por. Wj 20,5; 34,15; Joz 24,19; Na 1,2), to znaczy, że pragnie człowieka dla siebie samego. Wie, że tylko przy Nim człowiek będzie szczęśliwy.

          Jezus zgodził się na uznanie Go przez uczniów za Mesjasza. Teraz sam chciał pokazać w jakiej jest relacji z Bogiem. Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i jego brata Jana na górę Tabor i tam dokonał przemienienia. Nastąpiła antycypacja (ukazanie) przyszłych Jego zdarzeń. Pokazał się uczniom w chwale Ojca, jaka Go czeka. Postacie Mojżesza i Eliasza miały autoryzować powagę przemienienia. Uczniowie usłyszeli też słowa samego Boga: "To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!" (Mt 17,5). Jezus odkrywa karty. Uczniowie coraz bardzie poznają Jezusa. Jeszcze nie do końca rozumieją całości. Uczniowie przechodzą etapy poznawalności Boga. Im bardziej są otwarci, tym więcej rozumieją. Póki co, dopiero trzech uczniów dostąpiło tego zaszczytu. Inni muszą jeszcze poczekać. Jezus prosi ich o dyskrecję: "Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie" (Mt 17,9). Znamienne, że aż do zmartwychwstania. Wtedy Jezus dostąpi pełnej Chwały Ojca i będzie z Ojcem w jednym Akcie działającym.  

          Każdemu dany jest inny poziom wiedzy religijnej. To znamienne tym bardziej, że obowiązuje do dnia dzisiejszego. Być może dlatego, tak trudno mówi się o Bogu. Niektórzy słuchają, ale nie słyszą i nie rozumieją. Ci, którzy to wiedzą nie narzucają wiary siłą, nakazem, ale cierpliwością i miłością. Trzeba najpierw otworzyć wrota  duszy ludzkiej. Przygotować ją do poznania Niepoznanego, Nieogarnionego, Niezwyczajnego. Bóg jest istnieniem sam w sobie. Przez nikogo niewykreowanym. Jest dla człowieka wieczną tajemnicą. Nie należy się łudzić – nigdy nie będzie dogłębnie zbadaną.

          Kiedy Jezus i Jego uczniowie schodzili z góry Tabor, gdzie odbyło się  "Przemienienie Jezusa" (Mt 17,1–8), rozmawiali ze sobą. Zapytano Jezusa: "Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?" (Mt 17,10). Odpowiedź była niełatwa i trochę krępująca dla Jezusa.  Krążyły pogłoski, przepowiednie, proroctwa o przyjściu kogoś, ale nie było to jasne. Jezus skorzystał, że wymieniono w pytaniu Eliasza i zgodził się: "Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko.  Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał" (Mt 17,11–12) myśląc o sobie. Uczniowie jednak nie zrozumieli Jezusa. Jak pisze Mateusz: "Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu" (Mt 17,13).

piątek, 20 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 24

 

          Obawa Jezusa o głoszeniu, że On jest zapowiadanym mesjaszem jest słuszna. Na to przyjdzie jeszcze czas.          

          Jezus znał swoją przyszłość. Konsekwentnie realizował swój plan. Zmierzał z uporem na krzyż. Trudno to pojąć. Dlaczego? Skąd taka myśl? Jezus myślał już logiką nadprzyrodzoną. Wiedział ze stanu Prawdy, co się godzi, a co nie. Tylko własną ofiarą mógł wybawić świat. Jego miłość nieskończona może pokonać skończony grzech. Czy był to zamysł samego Boga? Nie można odpowiedzieć ani tak, ani nie. Trzeba odpowiedzieć, że tak należało postąpić. Sytuacja tego wymagała. Bóg nie jest czarodziejem, który ruchem różki powie «niech się stanie». W świecie nadprzyrodzonym też obowiązują zasady. Zasady te wynikają z racji istnienia. Bóg nie jest autorem wszystkiego. Np. zasada lewej i prawej strony nie ma autora i to samo przez się jest zrozumiałe (pojęcie pierwotne). Podobnie jest w świecie nadprzyrodzonym. Bóg jest «skrępowany» własną naturą. Nie zdziwią mnie słowa mówiące, że Jezus «skorygował» błąd Stwórcy. Bóg zaufał bezgranicznie stworzeniu. Nie miał doświadczenia w udzielaniu wolnej woli. Wolna wola jest już przymiotem boskim. Człowiek wykorzystał ją na swój sposób, nie zawsze godziwy. Idea świata została zagrożona. Jezus wziął na siebie naprawę stanu Dobra najwyższego. Tylko miłość nieskończona była w stanie wytworzyć mechanizmy zbawcze. Oczywiście mógł tego dokonać sam Stwórca, ale kierowany miłością do stworzenia dał szansę człowiekowi współuczestniczyć w tym wielkim dziele. Jezus, Syn Człowieczy wziął na siebie ten wielki ciężar. I pomyśleć, że niektórzy zastanawiają się, za co należy Go kochać?

          Jezus po ludzku bał się śmierci. Dzielił się z uczniami wiedząc o swoim przyszłym losie (Mt 16,21). Nikt Go nie rozumiał. Piotr pocieszał Go nieudolnie. Nie o to Jezusowi chodziło. Pragnął zrozumienia i pocieszenia. Jezus był prawdziwym Człowiekiem. Czuł i przeżywał podobnie jak inni ludzie. Zwyczajność i prostota reakcji Piotra nawet zdenerwowała Jezusa. Odpowiedział mu: "Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki" (Mt 16,23). Podobnie jak w przypadku Jonasza Jezus użył pojęcia «szatana» powszechnie używanego przez Żydów. Nie jest to żadna jego autoryzacja. Bardziej można odczytać, że odpowiadał w gniewie.

          Jezus doskonale znał wartość podjętych działań. Nawet dzisiaj nie wszyscy rozumieją pojęcie funkcjonału i jego roli w funkcjonowaniu świata. Funkcjonał dobra jest konieczny do neutralizacji funkcjonału zła. Bez miłości świat się nie utrzyma. Rozpadnie się, bo nie ma żadnego powodu, ani racji, aby wszystko trzymało się ze sobą. Do podtrzymywania świata potrzebna jest moc miłości. Moc ta uaktywnia i ożywia siły przyrody.  "Kto może pojąć, niech pojmuje" (Mt 19,12).

           Jezus zachęca więc ludzi: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16,24). Jezus był Człowiekiem i miał prawo zachęcać innych. Nie proponuje krzyża, ale zachęca do pokonywania własny trudów na sposób Chrystusowy. Im więcej będzie Jego naśladowców, tym świat będzie lepszy i cudowniejszy.

czwartek, 19 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 23

 

          Jezus mówił do Żydów ich językiem i ich znajomością rzeczy. Mimo, że wiedział, że Księga Jonasza jest legendą, powołał się na nią. Figura Jonasza i jego zdarzenie obecności w łonie wieloryba przez trzy dni bardzo dobrze pasowały do przyszłej historii Jezusa. Jezus w żaden sposób nie autoryzuje legendy. Był on znakiem sprzeciwu wobec głupoty Żydów i oczyszczał teologię z błędnych nauk ojców. Na wyjaśnienie legend, przypowieści, haggad przyjdzie czas. W czasach Jezusa były one jeszcze potrzebne. 

          W następnej perykopie  pokazane jest umartwienie uczniów o żywność na kolejne dni (Mt 16,5–12). Jezus próbuje ich przekonać, że Jego obecność jest gwarantem, że nic złego nie może się im stać, gdy On jest blisko. Uczniowie powinni całą swoją uwagę skupić na nauce Jezusa. Jezus był wielkim i zdecydowanym przeciwnikiem nauk faryzeuszy, saduceuszy i uczonych w pismach. Wielokrotnie o tym mówił. Czy nie należy wziąć pod uwagę Jego obawy i zastrzeżenia? Katecheza starotestamentalna spełniła swoją edukacyjną rolę przez pokolenia. Teraz najwyższy czas ją zrewidować. Ciekawe, że do tej pory tylko niewielu podjęło próby badawcze. Kościół zatrzymał w miejscu. Może to go przerosło. Na początku walczono o pozycję Kościoła w świecie. Na krytykę starego zabrakło czasu. Faktem jest, że Jezus już o tym wspomina. Niech Jego słowa i działalność dalej inspirują ludzi do kontynuowania badań.

          Jezus kontroluje wyniki swojej działalności. Pyta uczniów: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? Piotr mu odpowiada. "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego" (Mt 16,16). Jezus po raz pierwszy godzi się na uznanie Go za Mesjasza. Autoryzuje wypowiedź Piotra słowami: "Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16,17). Być może i Jezus pojął, że musi być wpisany w obraz przepowiadanego mesjasza, mimo że Jego misja jest zupełnie inna. Bywa tak w życiu, że zamysł rozwija się w trakcie realizacji i nabiera głębi na końcu, a nie na początku. Można uznać to za dowód, że świat ludzi nie jest do końca zdeterminowany. Bóg prowadzi z człowiekiem ciągły żywy dialog. Modlitwami można zmieniać zamiary i zamysły Boga. On jest stale otwarty na ludzkie inicjatywy i pomysły. Tym samym Bóg poważa i szanuje. Świadomość tego, powinna człowieka uskrzydlać. Kimże ja jestem przed Twoim obliczem Panie, a jednak liczysz się ze mną. "Kto może pojąć, niech pojmuje (Mt 19,12).

          Jezus myśli już o swoim ziemskim kościele. Ks. prof Mariusz Rosik uważa, że Jezus nie chciał zakładać chrześcijaństwa i nowego Kościoła, tylko udoskonalić judaizm (z korespondencji prywatnej). Wyróżnia Piotra słowami: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem" (Mt 16,18–20). Niewątpliwie jest to uznanie priorytetu Piotra, a słowa: "I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16,19) są formułą przyrzeczenia. Czy mają one znaczenie dosłowne i praktyczne? Bóg wielokrotnie dawał dowody, że liczy się z człowiekiem i że zaprosił go do wspólnego przedsięwzięcia, jakim jest przemienianie świata. Nie trudno jest odczytać, że za słowami przyrzeczenia kryje się prawdziwa plenipotencja. Pierwszym Człowiekiem, który uzyskał takie plenipotencje był Jezus. On teraz przekazuje je Piotrowi. Na człowieku naznaczonym ciąży wielka odpowiedzialność. Nie wszyscy potrafią jej sprostać. Historia pokazuje upadki i wzloty namiestników Bożych. Jednak naznaczenie (sakrament kapłaństwa) ma charakter ex opere operato ( skuteczność działania). Sakrament skutkuje już samym naznaczeniem. Obdarowani będą naznaczać innych. Będą udzielać sakramentów (małżeństwa, kapłaństwa,...). Jeżeli Jezus wprowadził mechanizmy pewnej władzy nadprzyrodzonej, to znaczy, że były one w zamysłach Boga. Trzeba inaczej spojrzeć np. na instytucję małżeństwa. To nie tylko związek dwojga ludzi, ale komunia święta. Ci, którzy nie biorą ślubu kościelnego nie korzystają z darów łaski Boga. Wypaczają idee związku rodzinnego. Związki niesakramentalne nie są grzechem, ale nie podlegają szczególnej Bożej Opatrzności. Człowiek jedynie odrywa się od Bożej zażyłości. Chce sam o sobie stanowić i swoim związku. Ma do tego prawo. Być może pokaże na co go stać. Niejedno dziecko wyskakuje z matczynej opieki i chce stanowić o sobie. Gdyby człowiek sprostał odpowiedzialności, nie sądzę, aby Bóg miał do niego pretensje. Dzisiaj coraz mniej jest sakramentalnych małżeństw. Trzeba jednak zachować pokorę, aby nie skończyło się jak w przypadku wieży Babel. Pycha jest sama w sobie zgubna.

środa, 18 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 22

 

          Mimo prostoty słów, Jezus musiał tłumaczyć uczniom kawę na ławę co czyni człowieka nieczystym. Nie pojmowali. Nowe trudno się przyswaja. Nieczystość odbierali literalnie jako brak czystości, higieny. Jezus tłumaczył: "Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi rękami, nie czyni człowieka nieczystym" (Mt 15,18–20).

          Słowa są instrumentem stworzenia i przekazem miłości, ale mogą również zabijać. Należy ostrożnie posługiwać się mową. Słowa ujawniają wnętrze człowieka i zakusy serca. Serce (sumienie) jest najtajniejszym ośrodkiem, w którym rozgrywa się całe ludzkie misterium wiary, miłości, ale i nienawiści. Bóg ma do tego bezpośredni wgląd. Nic przed Nim się nie ukryje.

          Opis spotkania Jezusa z kobietą kananejską (Syrofenicjanką) jest wyreżyserowany.  Początkowo Jezus okazuje kobiecie chłód, bo nie należy do domu Izraela (Mt 15,24), ale na usilne jej prośby podejmuje się uzdrowić jej córkę. Jezus chwali wiarę kobiety. Pokazuje też, że może służyć każdemu, jeżeli ktoś otworzy się na Niego i obdarzy Go wiarą. W perykopie pokazany jest zaczyn uniwersalizmu Jezusa. 

          Jezus czynił wiele znaków i cudów. "Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela" (Mt 15,31). Jezus dawał się poznać. Chciał, aby Żydzi zauważali dobro, jakie czyni. Syn pokazuje Ojca. Cuda Jezusa są widocznym znakiem boskiej mocy. Są widocznym dowodem głoszonej nauki. Jedno z drugim jest złączone w jedno misterium.

          Jezus po raz drugi czyni cud rozmnożenia chleba i ryb. Podobnie jak za pierwszym razem, odmówił dziękczynienie. Jezus nie krył tego gestu. Tym samym nie chciał być odbierany jako samodzielny Cudotwórca, Uzdrowiciel. Jezus nie krył, że za Nim stoi Bóg. Katecheza kościelna usilnie próbuje już ustawiać Jezusa na pozycji Boga. Za szybko. Na szczęście Jezus miał w sobie pokorę stworzenia. Czasem wydaje mi się, że trzeba na nowo spojrzeć na Jezusa oczami filozoteizmu. Zaprawdę można dojrzeć w Nim wiele wspaniałych przymiotów i zachwycić się Jego postawą.

          Przyznaję, że na początku drogi badań teologicznych byłem nieufny Jezusowi. Dogłębne studiowanie pozwoliło mi odkrycie o Nim prawdy. Ze sceptyka stałem się Jego gorliwym wyznawcą. On pozwolił poznać się (ze stanu Prawdy). Ofiarował mi o sobie wiedzę. Kiedy piszę, czuję Jego obecność i pomoc (w żadnym stopniu nie forsuję jakiś moich nadprzyrodzonych z Nim relacji. Jestem zwyczajnym facetem i wiem, że na moim miejscu może być każdy). Faryzeusze żądali od Jezusa znaku z nieba. Ja w modlitwie odstąpiłem od tej prośby. Znak szczególny nie jest mi potrzebny. Znakiem dla mnie jest wszystko co widzę i doświadczam. Wiara przeszła w wiedzę. Francuski entomolog Jean Henri Fabre (1823–1915) mówił: «ja w Boga nie wierzę, ja Go widzę.» Ja powtarzam słowa trochę zmienione: «ja w Boga nie wierzę, ja wiem» (Carl Gustaw Jung). Wiedza pozwala mi wierzyć: "Jeżeli nie uwierzycie, nie będziecie rozumieli" (Iz 7,5).

          Jezus skarcił faryzeuszy, że nie widzą wokół siebie dzieł Bożych, że są ślepi. Nie stać ich na uruchomienie własnego rozumu. Wszystko jest widoczne jak na dłoni. Świat jest matematyczny, logiczny. Układ Mendelejewa jest wspaniałym dowodem koncepcji wszechświata. "Kto może pojąć, niech pojmuje" (Mt 19,12).

wtorek, 17 września 2024

Ewangelia Mateusza c.d. 21

 

          W Genezaret Jezus uzdrawiał ludzi. Wykazywał swoje zdolności paranormalne: "a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni" (Mt 14,36). Zdolności te uważane są za zjawiska anomalne. Ich pochodzenie może być bardzo różne. Wydaje się, że ich źródło usadawia się w drugiej połowie mózgu. Zdolności te może mieć każdy człowiek. Można też je rozwijać przez odpowiednie ćwiczenia. Czasami zjawiają się znienacka na skutek jakiś przeżyć, choroby, upadku, czy zdarzeń. Mogą też same zniknąć. Niektórzy mają je jako dary łaski od Boga. Jezus z pewnością otrzymał je od Ojca. Jezus miał świadomość swoich możliwości. Wielokrotnie najpierw podejmował czynności cudowne i w trakcie już podjętych działań prosił Boga o wsparcie. Był pewien, że Bóg Go nie zawiedzie. Okazywał Bogu pełne zaufanie. W Nazarecie oraz w innych miastach Jego zdolności na nic się nie zdały, bowiem do uzdrowienia potrzebna jest wiara chorego. Wiara uruchamia mechanizmy, które usuwają chorobę. Bez nich działanie Uzdrowiciela nie przynoszą żadnych efektów.  

          W rozdziale piętnastym Ewangelii odkryta zostaje częściowo postawa Jezusa. Jak już pisałem, Jezus był na swój sposób rewolucjonistą, znakiem sprzeciwu wobec tradycji żydowskiej. Faryzeusze i uczeni w piśmie zaniepokojeni postawą uczniów oraz głoszoną nauką Jezusa przychodzili do Niego chcąc Mu wykazać błędy doktrynalne i łamanie Tradycji. W zwyczaju było mycie rąk przed jedzeniem. Wynikało to z potrzeby usunięcia nieczystości  nabytej np. na targu. Faryzeusze zarzucali uczniom Jezusa łamanie Tradycji. W polemice Jezus z faryzeuszami był twardy, zdecydowany i bez kompleksów. Na zarzut stawiany Jego uczniom odpowiada szybką ripostą. Wykazuje im, że i oni nie trzymają się przykazania Bożego "czcij ojca i matkę swoją oraz kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie". Faryzeusze uważali, że wystarczy złożyć w ofierze dar na rzecz rodziców i ta ofiara zwalnia ich od czci (wsparcia) ojca i matki; "[Kto to czyni] ten nie potrzebuje czcić swego ojca ni matki" (Mt 15,6). Należne rodzicom wsparcie przeznaczają jako darowiznę na rzecz świątyni i tym samym, stają się darczyńcami świątyni. Oczekują więc pochwał kosztem nie wypełniania zobowiązań względem rodziców. Syn mógł uwolnić się od zobowiązań, które miał względem starzejących się rodziców ogłaszając «korban» (ofiarowanie Bogu części majątku lub pieniędzy). Prawo korbanu jest przykładem jednego z wielu kruczków prawnych służących obejściu prawa. To, co na zewnątrz wydaje się pobożnym zachowaniem, w rzeczywistości zakrywa obłudę. Jezus poucza słowami Izajasza, że prawa Boże są ważniejsze od "zasad podanych przez ludzi" (Mt 15,9). W zasadzie oskarża faryzeuszy i uczonych w piśmie słowami Izajasza: "Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie" (Mt 15,8; Iz 29,13).

          Jezus nawiązuje do obłudy faryzeuszy i wytyka im: "Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym" (Mt 15,11). Tym samym, chciał im powiedzieć, że nie jest ważna nieczystość rytualna, ale moralna, bo to ona prawdziwie czyni człowieka nieczystym.  Na te słowa faryzeusze gorszyli się. Trudno im było przebić się poprzez utarte schematy myślowe.

          Podobne zdziwienia dostrzegam dzisiaj, gdy prezentuję odmienną interpretację (egzegezę) Pisma świętego, gdy przekonuję, że nie ma ontologicznych aniołów ani szatana, a Bóg nikogo nie karze. Powstaje niemal zgorszenie, gdy wskazuję, że Jezus dopiero na krzyżu doznał chwały, a w Betlejem urodził się Człowiek. Dosłowne cytaty z ewangelii, które o tym mówią wprost, nie są miarodajne, ani wiarygodne. Bluźniercą jestem, gdy mówię o okaleczeniu Maryi, a nie o jej Niepokalanym Poczęciu. To, co zostało przez lata wpojone, trudno jest wykorzenić. To "ślepi przewodnicy ślepych" (Mt 15,14).