Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 grudnia 2025

Dawne cywilizacje  wysokiej kulturze technicznej

 

          Bez przerwy docierają do nas informacje sugerujące, że tysiące lat temu mogła istnieć cywilizacja dysponująca wysoko rozwiniętą techniką. Ich liczba skłania badaczy do podejmowania coraz śmielszych analiz i prób odpowiedzi na pytanie, jak było naprawdę. Dotychczasowe badania nie dają jednoznacznych dowodów, lecz jedynie wskazówki i poszlaki sugerujące istnienie takich kultur.

          Co pewien czas odkrywane są artefakty, które budzą zdumienie naukowców i pasjonatów historii. Przykładem mogą być nietypowe stopy metali, których wytworzenie – według współczesnej wiedzy – wymaga zaawansowanej technologii, precyzyjnej kontroli temperatury oraz znajomości procesów metalurgicznych wykraczających poza możliwości znanych starożytnych cywilizacji.

          Archeologia odsłania również tajemnicze miejsca: monumentalne budowle o idealnej geometrii, precyzyjnie obrobione kamienie czy konstrukcje, których przeznaczenie wciąż pozostaje zagadką. Pojawia się pytanie, czy są one wynikiem nieznanych nam umiejętności dawnych ludzi, czy też świadectwem wiedzy, która z jakichś powodów została utracona.

          Choć wiele z tych hipotez pozostaje w sferze spekulacji, kolejne odkrycia sprawiają, że historia ludzkości wciąż wymaga ponownego przemyślenia.

          Z posiadanej przez nas wiedzy wyłania się sugestia, że w okresie od 6 do 10 tysięcy lat przed Chrystusem mogły istnieć wysoko rozwinięte cywilizacje. Prawdopodobnie jakieś dramatyczne wydarzenia lub seria kataklizmów doprowadziły do ich upadku. Upływ czasu, liczony w tysiącach lat, zatarł niemal wszystkie ślady ich istnienia. Pozostały jedynie nieliczne pozostałości, które dziś jedynie pobudzają naszą wyobraźnię i skłaniają do zadawania pytań.

          W momentach przełomowych dziejów resztki dawnej wiedzy i świetności ulegały zniekształceniu, stopniowo przechodząc w mity i legendy. Przekazy te, wielokrotnie powtarzane i reinterpretowane, traciły swój pierwotny sens, zyskując wymiar symboliczny i religijny.

           Podejrzewam, że właśnie na tym gruncie mogły powstać religie Mezopotamii oraz inne systemy wierzeń, w których zjawiska niezrozumiałe dla ówczesnych ludzi łączono z działaniem istot boskich. To, co było echem dawnej wiedzy lub technologii, zostało uznane za przejaw ingerencji bogów, a pamięć o realnych wydarzeniach przetrwała jedynie w formie mitologicznych opowieści.

          Jedne ze źródeł informacji jest Biblia, w której można znaleźć wiele niezozumiałych opisów. Są one pisane w sposób tajemniczy, nie jasny, ale ich sama obecność już jest zwiastunem, że kiedyś tak mogło być.

          Odpowiedź może dać nam nauka (archeologia, geologia, historia), cokolwiek napiszę będzie spekulacją, jakich jest tysiące. Jedno ma znamiona prawdy, że  jest coś na rzeczy i nie można tego bagatelizować i ujmować jako ludzką fantację.

          Bez przerwy docierają do nas informacje sugerujące, że tysiące lat temu mogły istnieć cywilizacje dysponujące znacznie bardziej rozwiniętą wiedzą i techniką, niż powszechnie się zakłada. Ilość takich doniesień skłania badaczy oraz pasjonatów historii do podejmowania coraz śmielszych analiz i do zadawania pytania: jak było naprawdę?

          Dotychczasowe badania nie dostarczają jednoznacznych dowodów na istnienie zaawansowanych technicznie cywilizacji sprzed tysięcy lat, jednak wskazują na liczne poszlaki i anomalie, które trudno w pełni wyjaśnić w ramach klasycznych modeli rozwoju cywilizacji.

          Co pewien czas odkrywane są artefakty budzące zdumienie naukowców. Przykładem mogą być nietypowe stopy metali, których wytworzenie – według współczesnej wiedzy – wymaga precyzyjnej kontroli temperatury, zaawansowanej obróbki oraz znajomości procesów metalurgicznych wykraczających poza możliwości przypisywane znanym starożytnym kulturom.

          Archeologia odsłania również tajemnicze miejsca: monumentalne budowle o zadziwiająco dokładnej geometrii, precyzyjnie obrobione kamienie ważące dziesiątki lub setki ton, a także konstrukcje, których przeznaczenie do dziś pozostaje niejasne. Rodzi się pytanie, czy są one efektem niezwykłych, lecz naturalnych umiejętności dawnych ludzi, czy też świadectwem wiedzy, która została utracona w wyniku kataklizmów lub upadku nieznanych cywilizacji.

          Z posiadanej obecnie wiedzy wyłania się sugestia, że w okresie od około 6 do 10 tysięcy lat przed Chr. mogły istnieć wysoko rozwinięte społeczności. Prawdopodobnie dramatyczne wydarzenia – takie jak zmiany klimatyczne, potopy, trzęsienia ziemi lub seria katastrof – doprowadziły do ich upadku. Upływ tysięcy lat zatarł niemal wszystkie ślady ich istnienia, pozostawiając jedynie fragmentaryczne pozostałości, które dziś pobudzają naszą wyobraźnię i skłaniają do zadawania trudnych pytań.

          W momentach przełomowych dziejów resztki dawnej wiedzy ulegały stopniowemu zniekształceniu. Z czasem przechodziły one w mity, legendy i opowieści o bogach. Przekazy te, wielokrotnie powtarzane i reinterpretowane, traciły swój pierwotny sens techniczny, zyskując wymiar symboliczny, religijny i moralny.

          Możliwe, że właśnie na tym gruncie powstały religie Mezopotamii oraz inne systemy wierzeń, w których zjawiska niezrozumiałe dla ówczesnych ludzi przypisywano działaniu istot boskich. To, co mogło być echem dawnej wiedzy lub technologii, zostało uznane za ingerencję bogów, a pamięć o realnych wydarzeniach przetrwała jedynie w formie mitologicznych opisów.

           Jednym ze źródeł takich przekazów jest Biblia, w której odnajdujemy wiele trudnych do jednoznacznej interpretacji fragmentów. Opisy te są często symboliczne, niejasne i pełne metafor, lecz sama ich obecność może sugerować, że odnoszą się do wydarzeń lub zjawisk niezrozumiałych dla autorów tekstów.

          Ostatecznych odpowiedzi może dostarczyć jedynie nauka – przede wszystkim archeologia, geologia i nauki przyrodnicze. Każda inna interpretacja pozostaje spekulacją, jakich istnieją tysiące. Jednak jedno wydaje się pewne: istnieją anomalie i pytania, których nie należy lekceważyć ani sprowadzać wyłącznie do ludzkiej fantazji.

 

Przykłady często przywoływanych artefaktów i miejsc

1. Göbekli Tepe (Turcja)

 Datowane na ok. 9600–8200 przed Chr.

 Monumentalne kamienne kręgi z precyzyjnymi reliefami

 Powstały przed rozwojem rolnictwa – co podważa klasyczny model cywilizacji

2. Mury Sacsayhuamán (Peru)

Gigantyczne kamienne bloki idealnie do siebie dopasowane

Brak zaprawy, a mimo to konstrukcja odporna na trzęsienia ziemi

Sposób obróbki kamienia wciąż budzi pytania

3. Kolumna z Delhi (Indie)

Żelazna kolumna sprzed ok. 1600 lat

Praktycznie nie ulega korozji

Wskazuje na zaawansowaną wiedzę metalurgiczną

Antikythera (Grecja)

Mechanizm z II w. przed Chr.

Uznawany za pierwszy analogowy „komputer”

Precyzyjna mechanika, której poziom długo uważano za niemożliwy w starożytności

5. Mapy Piri Reisa

XVI w., ale rzekomo oparte na starszych źródłach

Przedstawiają kontury kontynentów z zadziwiającą dokładnością

6. Obrobione kamienie Baalbek (Liban)

Bloki ważące ponad 800 ton

Do dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak je transportowano i ustawiano

niedziela, 28 grudnia 2025

Mit „trzech papieży” jako narzędzie dezinformacji


          Zadano mi pytanie: „Czy prawdą jest, że Watykanem rządzi tzw. triumwirat trzech osób: czarny papież – określenie odnoszone potocznie do przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego (obecnie Arturo Sosa Abascal), szary papież, rzekomo wywodzący się z rodu Orsinich i sprawujący realną kontrolę nad finansami, oraz biały papież, czyli urzędujący papież, postrzegany w tej narracji jako oficjalna, reprezentacyjna twarz Kościoła?”

          Pytanie zawiera konkretne nazwiska i szczegóły, co może budzić niepokój oraz sprawiać wrażenie wiarygodności. Moja odpowiedź jest jednak jednoznaczna: nie – nie jest to prawda ani w sensie faktycznym, ani ustrojowym. Opisana koncepcja „triumwiratu” nie ma żadnego oparcia ani w prawie kanonicznym, ani w rzeczywistym sposobie funkcjonowania Stolicy Apostolskiej. Jest to narracja publicystyczno-sensacyjna, często powielana w literaturze spiskowej i antyklerykalnej.

          Określenie „czarny papież” bywa potocznie używane wobec przełożonego generalnego jezuitów, jednak ma ono charakter wyłącznie publicystyczny i symboliczny. Nie oznacza realnej władzy nad Kościołem powszechnym czy Watykanem. Generał Towarzystwa Jezusowego kieruje wyłącznie własnym zakonem i – podobnie jak wszyscy przełożeni zgromadzeń zakonnych – podlega bezpośrednio papieżowi.

          Postać tzw. „szarego papieża”, rzekomo wywodzącego się z rodu Orsinich i sprawującego faktyczną kontrolę nad finansami Watykanu, nie istnieje jako realny urząd ani jako osoba posiadająca taką władzę. Jest to motyw zaczerpnięty z dawnych intryg politycznych, pamfletów antykościelnych oraz późniejszych spekulacji medialnych. W rzeczywistości finanse Stolicy Apostolskiej są zarządzane przez jasno określone instytucje – m.in. Sekretariat ds. Gospodarki – działające w ramach konkretnych procedur, audytów i mechanizmów kontroli.

          Jedyną osobą posiadającą najwyższą władzę w Kościele katolickim pozostaje „biały papież”, czyli urzędujący papież. Sprawuje on tę władzę w granicach prawa kanonicznego oraz w ramach rozbudowanej struktury instytucjonalnej, a nie jako fasada dla rzekomych, ukrytych decydentów działających w cieniu.

          Fakt, że w tego typu narracjach pojawiają się nazwiska, historyczne rody i szczegółowe opisy, bywa dla odbiorcy dezorientujący. Konkretność nie jest jednak równoznaczna z prawdziwością. Właśnie tak funkcjonują teorie spiskowe: operują symboliką, półprawdami i pozorami wiedzy zakulisowej, by stworzyć iluzję wtajemniczenia i kontroli nad „prawdziwym” obrazem świata.

          W mojej ocenie jest to narracja sprzyjająca chaosowi informacyjnemu oraz podważaniu zaufania do instytucji Kościoła, a nie rzetelnemu poznaniu rzeczywistości. Teorie spiskowe – nawet jeśli czasem posługują się elementami prawdy – w dłuższej perspektywie zawsze szkodzą. Dlatego najlepiej ich nie powielać i traktować nie jako poważną analizę rzeczywistości, lecz co najwyżej jako niesmaczny żart ubrany w pozory wiedzy.

 

sobota, 27 grudnia 2025

Lilit


          Istnieje pogląd, że nie ma przypadków i że wszystko, co się wydarzyło oraz co zostało zapisane, ma swoje znaczenie i sens. W myśl tego przekonania zastanawiająca wydaje się biblijna wzmianka o niewieście o imieniu Lilit (Iz 34,14). W komentarzach biblijnych wyjaśnia się, że imię to odnosi się do demona i wywodzi się ze starożytnych wierzeń ludowych oraz mitologii Bliskiego Wschodu.

          Teolodzy i bibliści podejmują próby wyjaśnienia tego fenomenu. Zwracają uwagę, że pojawienie się tego imienia w tekście biblijnym rodzi pytania o relację między objawieniem a kulturą, w której było ono przekazywane. Biblia, choć uznawana za księgę natchnioną, powstawała w konkretnym kontekście historycznym i kulturowym, posługując się językiem, obrazami i wyobrażeniami znanymi ówczesnym ludziom. Odwołanie do postaci Lilit może więc pełnić funkcję symboliczną – jako obraz chaosu, pustki i zagrożenia, przeciwstawionych porządkowi oraz życiu pochodzącemu od Boga. W tym ujęciu Lilit nie występuje jako konkretna, osobowa istota, lecz jako literacki znak rzeczywistości oddalonej od Boga. Jej obecność w tekście prorockim podkreśla grozę miejsca opuszczonego, przeklętego i pozbawionego ładu. W ten sposób nawet elementy zapożyczone z dawnych wierzeń zostają podporządkowane biblijnemu przesłaniu i służą jego pogłębieniu.

          Warto jednak wspomnieć, że w innych tradycjach – zwłaszcza w późniejszej literaturze żydowskiej i midraszowej – Lilit bywa przedstawiana jako pierwsza żona Adama. Według tych przekazów została ona stworzona na równi z nim, z tej samej ziemi, co miało stać się przyczyną konfliktu między nimi. Lilit nie chciała podporządkować się Adamowi, domagała się równości, a w konsekwencji opuściła Eden. Ewa, stworzona później z żebra Adama, ukazywana jest natomiast jako bardziej uległa i skłonna do życia w relacji podporządkowania. Interpretacje te nie należą do kanonu biblijnego, lecz stanowią interesujący przykład tego, jak postać Lilit funkcjonowała w wyobraźni religijnej i kulturowej na przestrzeni wieków, nabierając nowych znaczeń i symbolicznych odczytań.

           Tak też Lilit jest spostrzegana jako demoniczna porywaczka niemowląt, symbolem wyzwolenia kobiet, a w różnych interpretacjach uchodzi za przodkinię wampirów lub istotę związaną z nocą i koszmarami. Uważana jest za nocnego ptaka, stała się postacią w literaturze i feminizmie jako symbol niezależności.

          Opisany fenomen, podobnie jak wiele innych niejednoznacznych fragmentów Biblii, sugeruje, że księga ta – dzieło wszechczasów – zawiera w sobie warstwy znaczeń wciąż nie do końca wyjaśnione. To właśnie owe niedopowiedzenia, symbole i tajemnice od wieków intrygują czytelników oraz prowokują do refleksji. Pojawia się zatem pytanie, czy nie jest to zabieg celowy. Biblia jawi się bowiem jako dzieło niezwykle bogate w wydarzenia, a zarazem pełne ciszy, luk i pytań pozostawionych bez jednoznacznej odpowiedzi. Być może ich rolą nie jest dostarczenie gotowych rozstrzygnięć, lecz nieustanne pobudzanie do poszukiwań, dialogu i osobistej interpretacji – tak, aby czytelnik nieustannie na nowo mierzył się z tekstem, jego przesłaniem i własnym rozumieniem sensu istnienia.

          Często nachodzi mnie myśl, że być może to ja sam jestem tym odbiorcą, a zarazem ofiarą ludzkich spekulacji. Zmagam się z egzegezą w taki sposób, by nie narazić się doktrynie religijnej i nie umniejszyć chwały Bogu, a jednocześnie mam wrażenie, że w istocie walczę z wiatrakami. Religia jako system ma się dobrze, lecz Prawda zdaje się leżeć gdzie indziej, poza prostymi formułami i gotowymi odpowiedziami.

          Sedno problemu polega na tym, że Stwórca posiada własną „ekonomię” objawiania siebie i swoich zamysłów — czyni to na swój sposób, w swoim czasie, niezależnie od ludzkich oczekiwań. I być może nic nam do tego. Taka perspektywa rodzi jednak zniechęcenie, a niekiedy także rozczarowanie. Przypominają mi się wówczas słowa mojego ojca: „głupi się rodzisz i głupi umierasz” — gorzka sentencja, wyrażająca przekonanie o nieuchronnych granicach ludzkiego poznania.

          Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że widoczny postęp w rozumieniu świata, historii i samego człowieka przeczy tak pesymistycznej ocenie. Wiedza się pogłębia, horyzonty się poszerzają, a pytania — choć coraz bardziej złożone — stają się również bardziej świadome. Dlatego warto nadal poszukiwać prawdy, nawet jeśli droga ku niej bywa mozolna i pełna wątpliwości. Być może nadejdzie moment iluminacji — niekoniecznie spektakularny, lecz cichy i wewnętrzny — w którym Prawda choć częściowo się odsłoni. A nawet jeśli nie ukaże się w pełni, samo poszukiwanie może okazać się jej najbliższym przybliżeniem.

piątek, 26 grudnia 2025

Drugi Dzień Świąt


          26 grudnia chrześcijanie obchodzą drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. To czas szczególny — cichszy, mniej uroczysty, a przez to bardziej sprzyjający zadumie. Po radości pierwszego dnia przychodzi moment refleksji nad nad ludzkim życiem i nad nieubłaganie mijającym czasem. Zbliżający się koniec roku skłania do podsumowań, a myśli coraz częściej wybiegają ku przyszłości. W sercach budzą się nowe pragnienia, plany i nadzieje związane z nadchodzącym Nowym Rokiem.

          Mimo wcześniejszych zapowiedzi zaprzestania publikowania moich przemyśleń, ujawniłem wiele myśli porządkujących wiarę i jej sens. Czyniłem to nie z potrzeby polemiki, lecz z wewnętrznego przekonania, że religie stworzone przez ludzi — mimo swoich ograniczeń — zawierają bogactwo uniwersalnych idei, przydatnych w zwyczajnym, codziennym życiu. Wierzę, że do Boga można się zbliżyć bez zbędnej egzaltacji i idolatrii Jego Syna, zachowując zdrowy rozsądek oraz wiarę wypływającą zarówno z serca, jak i z rozumu.

          Pragnąłem pokazać, że wiara nie jest jedynie deklaracją ani zbiorem rytuałów. Jest czymś, co rodzi się w głębi serca, a następnie znajduje swój wyraz na zewnątrz, w zwykłym życiu — w postawie, w decyzjach, w sposobie traktowania drugiego człowieka i świata. To właśnie styl życia odsłania prawdę o tym, kim naprawdę jesteśmy i jaki mamy stosunek do Boga. Słowa mogą zwodzić, czyny — nie.

          Choć dostrzegam konieczność przebudowy doktryny wiary chrześcijańskiej, nie jestem rewolucjonistą. Bliższa jest mi idea spokojnej, dojrzałej ewolucji poznawczej niż gwałtownego zerwania z przeszłością. Współczesne czasy wymagają bowiem nie tylko duchowości, ale i znajomości filozofii świata, zachodzących procesów fizycznych i chemicznych oraz rozumienia praw, które nim rządzą. Przed ludzkością otwiera się kosmos, pojawiają się nowe pytania i wyzwania, których nie sposób ignorować.

          Trzeba nadążać za nauką, a jednocześnie pamiętać, że nie jesteśmy istotami przypadkowymi. Świat — mimo chaosu i cierpienia — ma swój sens. Dobry gospodarz myśli o przyszłości, troszczy się o to, co zostało mu powierzone, i przygotowuje się na to, co nadejdzie. Tak samo człowiek powinien przygotować się psychicznie i duchowo na nowe doświadczenia oraz wyzwania, także te, które wykraczają poza czysto materialny wymiar rzeczywistości.

          W tej nadziei zawiera się moja wiara. Nie wynika ona z nakazu Kościoła ani z samej katechezy, lecz z poszukiwania Prawdy — tej, która domaga się uczciwości wobec siebie, odwagi myślenia i pokory wobec tajemnicy istnienia.

          Prawdą jest, że dla Stwórcy najważniejszy jest człowiek. Nie zależy Mu na murach ani na samym zabezpieczaniu budynków kościelnych. Przykładem może być oatatnio pożar kościoła w Lublinie. Świątynia ta nie została wzniesiona dla boskiej chwały rozumianej jako materialny splendor, lecz jako miejsce, w którym wierni mogli się gromadzić, modlić oraz doświadczać poczucia bezpieczeństwa i wspólnoty.

          To wydarzenie pokazuje, jak wiele musi się jeszcze zmienić w życiu religijnym. Moje wpisy miały na celu wzbudzenie zainteresowania nowym sposobem pojmowania wiary. Nikogo nie namawiałem do jej odrzucenia ani nie agitowałem przeciwko religii. Miałem jedynie nadzieję, że poruszę serca i umysły, aby Prawda mogła ujrzeć nowe światło.

          Napisałem już tak wiele na temat wiary i nauki, że nadszedł czas, by zająć się również innymi sprawami. Z końcem roku zamykam firmę, jednak nadal będę pracował nad aktualizacjami programu, nie chcąc zawieść jego użytkowników, którzy przez ponad 30 lat korzystali z mojego dorobku i wciąż  oferują mi współpracę.

          Dziękuję im za okazywaną mi wierność, zaufanie i szacunek.

czwartek, 25 grudnia 2025

Dzień Narodzin Jezusa

 

          25 grudnia chrześcijanie obchodzą święto narodzin Syna Bożego – Jezusa Chrystusa. O Nim pisałem wczoraj. Dziś chciałbym przekazać własne pojmowanie tego wydarzenia, bardziej osobiste, mniej katechizmowe, bliższe wewnętrznemu doświadczeniu niż zewnętrznemu opisowi.

          Być może jest to zamysł celowy, że Prawda nie przebija się do społeczeństwa w sposób bezpośredni i jednoznaczny – zwłaszcza do społeczności chrześcijańskiej. Dlaczego tak się dzieje? Człowiek musi zrozumieć jedną, zasadniczą rzecz: wiara nie jest nakazem, nie jest instytucją, która może być obligatoryjnie przypisana istocie rozumnej. Wiara nie rodzi się z dekretu ani z przymusu. Wiara musi obudzić się w sercu.

          Bo to serce jest ośrodkiem ludzkiego jestestwa. Tam „zapisane” jest, kim naprawdę jest człowiek. Tam rodzi się komunikacja ze Stwórcą, tam tworzy się relacja z Ojcem. Nie w formule, nie w definicji, lecz w ciszy, w pytaniu, w tęsknocie i w wewnętrznym poruszeniu.

          Katecheza jest próbą ludzkiego obrazowania wiary i posiada zasadniczą wadę: wynika z ludzkich potrzeb i ludzkich interesów. Wszystko, co ludzkie, nosi w sobie ślad ludzkich przywar – dążenia do kontroli, do porządkowania innych, do narzucania dyscypliny. Często rodzi się to z potrzeby władzy nad drugim człowiekiem, nawet jeśli przybiera szlachetne formy.

          Wszelkie dzieła nabożne podlegają podobnym ograniczeniom. Aby móc z nich korzystać mądrze, trzeba uruchomić wobec nich postawę krytyczną. Przyjmować to, co dobre, co buduje, co pogłębia człowieczeństwo. Nie namawiam do ich degradacji ani odrzucenia – wskazuję jedynie sposób korzystania z tej spuścizny. Są to bowiem ludzkie przemyślenia, oparte na doświadczeniu życia, znajomości ludzkiej psychiki, pragnień i lęków.

          Trzeba sobie uświadomić, że prawdziwy człowiek – jego ego, świadomość, jaźń – zakorzeniony jest w duszy. Cielesna powłoka jest jedynie narzędziem: formą umożliwiającą doznania, prokreację, funkcjonowanie w świecie materii. Jeśli tylko ta warstwa uznawana jest za istotną, człowiek zniża się do poziomu czysto zwierzęcego istnienia. A przecież nie wolno zapominać, że człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. Jest współtwórcą rzeczywistości, współodpowiedzialnym za świat. Z jego wysiłków powstały dzieła wielkie i piękne, które do dziś kształtują ludzką cywilizację.

          Dojrzałość polega na świadomości tego, o co naprawdę toczy się gra. Jezus jest przykładem Człowieka, który ukazał zamysł Stwórcy. Ludzkość opisała Go jako Syna Bożego – słusznie. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że On sam wskazywał, iż każdy człowiek nosi w sobie podobny potencjał i godność.

          Historia Jezusa opisana w Ewangeliach i innych pismach nabożnych nie jest dokładną kroniką Jego życia. Istota tej opowieści leży gdzie indziej – w idei Bożego zamysłu, w sensie, a nie w literalnym zapisie zdarzeń. Prawda nie jest faktem, lecz znaczeniem.

          Z czasem człowiek, kierowany niskimi pobudkami, wykorzystał tę Prawdę do zdefiniowania zasad religijnych, angażując w to boski autorytet. Bywa to nieudolne, infantylne, prymitywne, czasem wręcz parafialne. Ale ludzie potrzebują mirażu, rytuału, igrzysk, kultu. Nie można czynić im wyrzutu – to również jest ludzkie: słabości, ale i tęsknoty, pragnienie sensu i zakorzenienia.

          Sam uwielbiam cały „anturaż” kultu. Zawsze głęboko przeżywam nabożeństwa, śpiew chóru, kolędy. Wszystko to buduje w sercu klimat dobroci i piękna, wzrusza i uwrażliwia. I nie zakłóca mojej świadomości ani rozeznania, że najważniejsza jest duchowa, osobista relacja z Bogiem. Detale mają znaczenie drugorzędne – są jedynie ozdobą tego, co potocznie nazywamy wiarą. Bo prawdziwe Boże Narodzenie nie wydarza się w kalendarzu. Ono dokonuje się w sercu człowieka.

Spokojnych Świąt i miłego odpoczynku. P.P.

środa, 24 grudnia 2025

Prawda Objawiona w Narodzonym


          24 grudnia chrześcijanie obchodzą Wigilię Narodzenia Jezusa Chrystusa. Na to wydarzenie – na tę Prawdę – można jednak spojrzeć w sposób głębszy, bardziej uniwersalny, wykraczający poza sam wymiar historyczny i liturgiczny.

          Stwórca pragnął, aby ludzkość poznała Prawdę o sobie samej. Jako Istota duchowa i dynamiczna udzielił swojej natury całemu stworzeniu. Spośród niego wyróżnił istoty rozumne, obdarzając je szczególnym statusem – dzieci Bożych. Narodzenie Jezusa oraz cała Jego misja stanowią potwierdzenie tej prawdy. Jezus – prawdziwy Człowiek, a zarazem Syn Boży – objawia, kim jest każdy człowiek w swoim najgłębszym powołaniu. Każdy posiada ten sam fundament godności i tę samą wolność: może tę Prawdę uznać albo ją odrzucić.

          Objawienie to zostało jednak w historii wykorzystane do ukształtowania doktryny chrześcijańskiej, która szczególnie mocno podkreśliła boskość Jezusa, ogłaszając Go Synem Bożym i Królem. Nie zawsze natomiast wystarczająco akcentowano fakt, że Jezus jest również „jednym z nas”. Ta forma idolatrii Jezusa – choć piękna i poruszająca w kulcie chrześcijańskim – może prowadzić do zubożenia Prawdy Objawionej. Stwórca bowiem nie tyle oddziela się od człowieka, ile objawia swój pierwotny zamysł: człowiek został stworzony na Boże podobieństwo. To, co było zapowiedziane w Torze, w Jezusie zostaje ostatecznie potwierdzone i ukazane w pełni.

          Tak wielkie wyróżnienie człowieka można uznać za logiczną konsekwencję aktu stworzenia. Kryje się za nim idea jednej natury wszystkiego, co istnieje – natury pochodzącej od Stwórcy. Bóg nie stworzył czegoś obcego sobie, lecz udzielił własnej natury, aby świat mógł zaistnieć i trwać.

          Człowiek jako istota rozumna powinien zatem rozważyć, kim jest naprawdę, i przyjąć wobec tej prawdy odpowiednią postawę. Rodzi się refleksja, że wszystko, co człowiek otrzymał, jest darem. A dar ten domaga się wdzięczności – nie tylko wyrażonej słowami, lecz przede wszystkim życiem zgodnym z Prawdą.

          Przede wszystkim należy dostrzec, że wolność nierozerwalnie wiąże się z odpowiedzialnością – a tej tak często brakuje we współczesnym świecie. Każdy czyn powinien być konfrontowany z Bożym zamysłem, rozumianym nie jako zbiór arbitralnych zakazów, lecz jako droga prowadząca ku dobru człowieka. Nie należy popadać w skrajności ani tworzyć wyimaginowanych ograniczeń, które nie mają źródła w Prawdzie. Nie o to chodzi.

          To w rozumie oraz w uważnym odczytywaniu głosu sumienia człowiek może odkrywać Boże pragnienia i zamysły. Stwórca wie najlepiej, co dla człowieka jest dobre, a co prowadzi do zła. Dlatego potrzebna jest postawa wsłuchiwania się – wewnętrznego skupienia, ciszy i gotowości przyjęcia Jego głosu.

          Wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre. Skoro tak, nie ma powodu, by odrzucać dar istnienia i radości życia. Człowiek jest zaproszony, aby korzystać z darów stworzenia i czynić swoje życie pełnym oraz szczęśliwym. Warunkiem jest jednak umiar – harmonia między pragnieniem a odpowiedzialnością, między wolnością a miłością.

          Zachowanie umiaru i duchowe zbliżanie się do Stwórcy wystarczają, by człowiek wzrastał ku pełni. W perspektywie ostatecznej prowadzi to do uczestnictwa w Jego Istocie – do jedności, w której stworzenie i Stwórca nie są już oddzieleni, lecz stanowią Jedno.

          Z tej wyjątkowej okazji życzę wszystkim mądrości w wierze, odwagi w poszukiwaniu Prawdy oraz spełnienia najgłębszych pragnień serca. Życie w stałym, żywym kontakcie z Bogiem objawionym w Jezusie Chrystusie jest nadzieją i gwarancją odnalezienia swojego miejsca, swojego sensu i swojej roli na Ziemi.

 

Niech się Wam spełni.

czwartek, 11 grudnia 2025

Ryzyko chaosu podatkowego w 2026 roku


          Zbliżając się do końca mojej drogi zawodowej i planując zakończenie działalności gospodarczej z końcem roku, obserwuję z rosnącym niepokojem zmiany, które mają nadejść w 2026 roku. Paradoksalnie właśnie teraz, gdy mógłbym zajmować się porządkowaniem spraw i powolnym wyciszaniem aktywności, mam więcej pracy niż kiedykolwiek. Muszę przygotować użytkowników mojego programu księgowego na nadchodzącą rewolucję podatkową, której przebieg – obawiam się – może okazać się bardziej chaotyczny niż systemowy.

          Największe wątpliwości budzi we mnie wdrożenia takich rozwiązań jak KSeF. Z jednej strony idea elektronicznego obiegu faktur wydaje się logiczna i zgodna z kierunkiem cyfryzacji państwa. Z drugiej jednak, wykonanie – przynajmniej w obecnej postaci – pozostawia zbyt wiele do życzenia. KSeF wymaga od przedsiębiorców licznych dodatkowych czynności, które w praktyce mogą okazać się kłopotliwe, czasochłonne i obciążające. Nie każdy przedsiębiorca jest informatykiem, księgowym i prawnikiem w jednej osobie. A tego właśnie, niestety, często wymaga od nich państwo.

          Pracując nad implementacją nowych rozwiązań programistycznych widzę wyraźnie, jak skomplikowany jest polski system podatkowy. Każda zmiana odsłania kolejną warstwę regulacji, kolejne wyjątki od wyjątków i kolejne instrukcje, które w teorii mają porządkować rzeczywistość, a w praktyce tylko ją komplikują. Gdyby najpierw wprowadzono prosty, przejrzysty model rozliczeń, łatwiej byłoby zbudować na nim nowoczesne rozwiązania cyfrowe. Tymczasem próbuje się modernizować coś, co z natury jest zbyt złożone.

          W obliczu tego wszystkiego obawiam się, że w 2026 roku cały projekt może się po prostu posypać, wywołując chaos zamiast porządku. Z tego powodu radzę przedsiębiorcom zachować dotychczasowe stany księgowe i rozwiązania techniczne na wypadek konieczności powrotu do sprawdzonych metod. Obecna sytuacja przypomina bowiem konstrukcję mostu budowaną na ruchomym gruncie. Trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz.

          Szczególny niepokój budzi we mnie straszenie podatników karami. Zbyt łatwo i zbyt szybko grozi się sankcjami tym, którzy próbują odnaleźć się w nowych realiach. W mojej ocenie kary powinny być kierowane raczej w stronę tych, którzy tworzą niespójne, teoretyczne konstrukcje, nieprzystające do praktyki prowadzenia działalności gospodarczej. Prawo powinno ułatwiać życie obywatelom, a nie zmuszać ich do walki z przepisami, które miały być dla nich wsparciem.

          Niepokoi mnie również brak odwagi wprowadzania radykalnych zmian podatkowych. Dlaczego polski rząd nie korzysta z rozwiązań sprawdzonych w innych krajach? Można czerpać z dorobku państw, które od lat funkcjonują w prostszych i bardziej efektywnych systemach fiskalnych. U nas jednak w nieskończoność poprawia się to, co od dawna jest wadliwe. Zapowiedzi reform pojawiają się, ale często okazują się jedynie pustymi deklaracjami.

          Choć jestem zwolennikiem obecnej koalicji, widzę jej słabości i brak konsekwencji. Krytykuję nie z politycznych pobudek, lecz z troski o tych, którzy – tak jak ja przez cztery dekady – codziennie mierzą się z ciężarem prowadzenia działalności gospodarczej.

          W tym roku mija czterdzieści lat mojej pracy w sektorze prywatnym. To czas sukcesów, ale i wyrzeczeń. Przyznaję, że nie potrafiłem pogodzić działalności zawodowej z życiem rodzinnym. Ostatni raz spędzałem wakacje nad morzem w 1984 roku, gdy córka miała 6 lat, a syn 4. Przez lata pracy wiele mi uciekło, a świadomość tego niesie dziś gorycz. Dzieci dorosły, mają swoje życie, własne plany. To, czego nie przeżyłem z nimi, nie wróci. Z wiekiem człowiek coraz wyraźniej dostrzega wagę rzeczy, które kiedyś wydawały się mniej istotne.

          Może właśnie dlatego tak bardzo porusza mnie niefrasobliwość państwa wobec ludzi, którzy pracują, ryzykują, budują. Wiem, jak trudno jest prowadzić działalność. Wiem, ile kosztuje to wyrzeczeń. I wiem, że system podatkowy powinien być pomocą – nie kolejną przeszkodą.