Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 stycznia 2017

Trzeci antypapież Feliks II


          Juliusz (337–352) był pierwszym biskupem Rzymu, wobec którego użyto tytuł "papież". Nie miał łatwo. Biskupi Wschodu wyraźnie dzielili cesarstwo na dwa obszary wpływów. Nie chcieli uznać prymatu papieża. Biskupi na Wschodzie przychylni papieżowi nie mieli racji bytu. Takim kapłanem był Atanazy (295–373), biskup Aleksandryjski, pisarz wczesnochrześcijański, teolog, apologeta, ojciec i doktor Kościoła katolickiego i prawosławnego. Z pochodzenia był Grekiem. Brał czynny udział w walce przeciw arianom na soborze w Nicei i przyczynił się do potępienia ich poglądów. To spowodowało późniejsze intrygi przeciw niemu i wygnania. W roku 328 został wybrany biskupem Aleksandrii. W 335 r. cesarz Konstantyn skazał go na wygnanie. Po śmierci cesarza wrócił z wygnania w 337 r. Po dwóch latach musiał znów opuścić Aleksandrię, tym razem udał się do Rzymu, gdzie przebywał pod opieką papieża Juliusza I. Nadal walczył z arianami, zyskując poparcie papieża, biskupów zachodnich i synodów. Wielokrotnie był usuwany ze stanowiska przez kolejnych cesarzy (Konstancjusza, syna Konstantego).
          Kolejnym papieżem został Liberiusz (352–366). Musiał walczyć z arianami, którzy zalewali cesarstwo. Konstancjusz porwał Liberiusza, a na jego miejsce powołał trzeciego już antypapieża Feliksa II (355–366). Został on wyświęcony przez ariańskich biskupów. Większość kleru uznała go bez sprzeciwu. Tylko lud wiernie trwał przy Liberiuszu.
           Papież Liberiusz, który stawiał heroiczny opór, w końcu załamał się i poddał cesarskiej jurysdykcji. Zgodził się też na ariańskie wyznanie wiary. Odzyskał tron papieski, ale stracił twarz. Choć wiele uczynił dla Kościoła był uważany za heretyka.
          Antypapież Feliks II po wielu próbach odzyskania władzy zrezygnował z urzędu i usunął się do swojego majątku.
          Po walkach pomiędzy zwolennikami Feliksa II a zwolennikami Liberiusza wybrano papieża Damazego I (366–384). Cena jego urzędu była wysoka, stu trzydziestu zabitych. Jak widać funkcja biskupa była łakomym kąskiem skoro walczono o nią z takim zacietrzewieniem. Papież był noszony w lektyce, ubrany był w bogate szaty, wydawał uczty, których zbytek niekiedy przewyższał świetność cesarskiego stołu.
          Papież zmierzał do uwolnienia się od jurysdykcji cesarskiej. Jego sukcesem było wprowadzenie rozporządzenia, że kler ma podlegać wyłącznie jurysdykcji kościelnej. Każdy nowo-powołany biskup  musi być zatwierdzany przez Rzym (sobór rzymski w 369 i sobór antiocheński w 378 r. to potwierdził).  Papież Damazy przywrócił Kościołowi rangę i prestiż. Sam pozyskał wsparcie teologa Hieronima, który podjął się opracowanie dzieła zwanego Wulgatą.

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Sobór w Nicei


          To cesarz Konstantyn zwołał pierwszy powszechny sobór ekumeniczny w 325 r. w Nicei. Wzięło w nim udział od 250 do 300 biskupów. Soborem przewodniczył sam cesarz. Papież Sylwester był nieobecny. Wysłał tylko dwóch reprezentujących go kapłanów.
          Intencją cesarza było scementowanie kościołów, aby można było lepiej nimi kierować i je kontrolować. Problemem dla Kościoła były poglądy kapłana Ariusza i jego zwolenników na temat Trójcy Świętej. Według nich Chrystus nie był Bogiem, jak Ojciec i Duch Święty, lecz istotą stworzoną przez Ojca, podobnie jak każdy człowiek.  Bóg wybrał go za swego syna, czyniąc zeń pierwsze ze swych  stworzeń, ponieważ przewidział jego  przyszłe zasługi.
          Dogmat o boskiej naturze Jezusa niepokoił wielu. Poglądy Ariusza były przekonywujące dla wielu biskupów Wschodu.  Pomiędzy tradycjonalistami a ariuszami doszło do sporu.  Dla Konstantyna nie miało to większej wagi. Dla niego liczył się spokój, a nie różnice dogmatyczne. Większością głosów zwyciężyła dogmatyka tradycyjna. Ustalenia soboru ujęto w powszechnie znanym "nicejskim wyznaniu wiary".
         Pasywność papieża Sylwestra (313–335) rzucała cień na Kościół. Zdecydowano się kilka wieków  później na stworzenie jego fałszywego obrazu. Wymyślono legendę o krwawym cesarzu, którego Sylwester w cudowny sposób uzdrowił, nauczył katechizmu, ochrzcił. Konstantyn w podzięce za to podarował Kościołowi wielkie dary. Sporządzono fałszywy akt darowizny zwaną "Donację Konstantyna" (750–850), która miała usprawiedliwiać w przyszłości posiadanie przez Kościół bogactwa.
          Dobrobyt pchnął Kościół na drogę fałszowania prawdy. Proceder ten będzie niestety wielokrotnie powtarzany. Znikną opory moralne. Nauka Jezusa będzie siła rzeczy marginesowana i osłabiana. Podobnie Żydzi, w dobrze pojętym interesie dla siebie stworzą judaizm rabiniczny, w którym nie teologia (judaizm biblijny) będzie ważnya lecz interes materialny, polityczny i strategiczny.
          Papież Sylwester urządzał swoją siedzibę na Lateranie, a cesarz Konstantyn przeniósł się do Bizancjum, które przeobraziło się w Konstantynopol. Tam cesarz przeniósł też stolicę. Nie wiedział, że następcy papieża przywrócą świetność Rzymu i uczynią z niej serce chrześcijaństwa.
           Konstantyn przed śmiercią zrehabilitował Ariusza. Dawni jego zwolennicy ponownie zaczęli ubiegać się o uznanie ich przekonań. Problem arianizmu i spór doktrynalny powtórnie zawitał.
         Po Sylwestrze wybrano Marka (336) równie bezbarwnego papieża jak jego poprzednik.

niedziela, 29 stycznia 2017

Nowe kłopoty, donatyści


          Kiedy chrześcijaństwo tryumfowało papież Milcjades (311–314) w tym nie uczestniczył i nie odegrał żadnej w tym roli. Być może zajęty był nowym sporem jaki wybuch w Kościele Kartagińskim pomiędzy Donatem z Casa Nigra i jego zwolennikami a biskupem Cecylianem. Donatyści wysuwali zarzut nieważności  święceń biskupa. Kościół Kartagiński prosił papieża o arbitraż w tej sprawie. Również prokonsul Afryki zwrócił się do cesarza, by ten wyjaśnił sprawę.
          Cecylian domagał się wysłuchania go przez trzech biskupów Galii. Nie zwrócił się bezpośrednio do papieża. Znaczy, że prymat Rzymu miał być uznany dopiero znacznie później. Cesarz zgodnie z prośba Cecyliana wyznaczył trzech sędziów, ale zażądał, aby trybunał obradował pod przewodnictwem papieża Milcjadesa. Jak widać to cesarz ukształtował zwierzchnictwo biskupa Rzymu. Milcjades rozstrzygnął proces na korzyść biskupa Kartaginy i potępił donatystów.  Donat odwołał się do cesarza i cesarz zgodził się na powtórzenie procesu. Tym samym pokazał, że jest ważniejszy niż papież.  Na drugiej rozprawie papież nie uczestniczył. Zmarł 11 stycznia 314 roku.

Donatyzm – ruch kontestacyjny w IV/V w. w Kościele chrześcijańskim w prowincji Afryki północnej Cesarstwa rzymskiego, zapoczątkowany przez biskupa Donata z Kartaginy w następstwie prześladowania chrześcijan za cesarza Dioklecjana (303–305 n.e.). W 412 roku donatyści zostali skazani na banicję przez cesarza Honoriusza, zanikli całkowicie w wyniku najazdu ariańskich Wandalów, a następnie muzułmańskich Arabów.
         Główną ideą ruchu był sprzeciw wobec ponownego włączania do Kościoła apostatów, którzy zaparli się wiary chrześcijańskiej w wyniku gróźb ze strony władz cesarstwa. Przywódcy ruchu uznawali, że apostaci utracili sakramenty chrztu i święceń i nie można już im ich przywrócić. Ponieważ stanowisko Wielkiego Kościoła, któremu przewodził biskup Rzymu, zakładało możliwość porzucenia apostazji, powrotu do wiary i pojednania z Kościołem, według donatystów i on stał się niegodny udzielać ważnie sakramentów. W przekonaniu schizmatyków, jedynym istniejącym Kościołem Chrystusa, który zachował świętość potrzebną do udzielania sakramentów, byli oni sami. Nazywając się „Kościołem męczenników” lub „Kościołem doskonałych”, wszystkim, którzy dołączali do nich, przychodząc z kościołów będących w komunii z biskupem Rzymu, udzielali ponownie chrztu i innych sakramentów. W szczytowym okresie rozwoju schizmy, Donata popierało ok. 270 biskupów, którzy zgromadzili się na swoim synodzie w 336 roku. Przeciwni byli posłuszeństwu władzy cesarskiej.
          Działania na rzecz zażegnania schizmy i sprostowania błędów dogmatycznych podjęli głównie Optat z Milewy oraz Augustyn z Hippony. Ten ostatni głosił, że Kościół jest wspólnotą składającą się również z grzeszników oraz że ważność sakramentów nie zależy od moralności (dyspozycji) tego, kto nimi administruje, lecz od świętości Kościoła, gdyż sakramenty należą do niego, a nie są prywatną własnością poszczególnych szafarzy.
          Konferencja zwołana w roku 411 w Kartaginie bardzo osłabiła ruch donatystów. W tym też okresie władze cesarskie nasiliły represje stosowane wobec donatystów, co, pomimo początkowego sceptycyzmu, poparł Augustyn; Augustyn doprowadził przy tym do zaniechania stosowania kary śmierci wobec opornych. Struktury zostały unicestwione po zwycięstwie ariańskich Wandalów, pod wodzą Genzeryka. Ostatecznie zanikł po zajęciu Afryki Północnej przez muzułmańskich Arabów. Według Hansa von Campenhausena represyjna polityka wobec donatystów była powodem niechęci ludności afrykańskiej wobec Kościoła katolickiego, która zaowocowała całkowitym upadkiem chrześcijaństwa w Afryce po inwazji muzułmańskiej( wikipedia).

          Postawa cesarza drażniła biskupów i być może dlatego następca papież Sylwester (315–335) nie pojechał na rozprawę, ani do Nicei na pierwszy wielki sobór ekumeniczny. Papież nie przejawiał dużej inicjatywy w tak doniosłej historii Kościoła. Prowadził  go w cieniu cesarza Konstantyna.
          To cesarz Konstantyn w 321 r. ogłasił niedzielę jako "dzień Pański".  W 324 roku oddał Kościołowi dom swojej drugiej  żony Fausty. Pałac Laterański zostanie do roku 1304 siedzibą biskupów Rzymu. Obok pałacu buduje Bazylikę świętego Piotra.  U wrót miasta postawił kolejny kościół – poświęcony pamięci świętego Pawła.
          Cesarz Konstantyn, choć tak wiele uczynił dla rozwoju Kościoła, sam pozostał poganinem. Dopiero na łożu śmierci przyjął chrzest i to od biskupa wyznającego arianizm (ekskomunikowanego przez sobór nicejski).

sobota, 28 stycznia 2017

Okres prześladowań


          Pod koniec III wieku poza Rzymem ukształtował się silny ośrodek religijny na północy Afryki (Kartagina). Biskupi afrykańscy inaczej spostrzegali sytuację wiernych, którzy z przyczyn bezpieczeństwa wypierali się wiary podpisując stosowną lojalkę cesarzowi. Żądali (w tym Cypriam) oni powtórzenia chrztu. Groziło zerwaniem z Rzymem. Rzym uważał, że chrzest sam w sobie oczyszczał grzeszników z ich grzechów i nie trzeba powtarzać tego sakramentu. Rzym próbował wykorzystać swoje zwierzchnictwo i wymusić posłuszeństwo pod groźbą ekskomuniki. Śmierć papieża Stefana oraz Cypriama po stronie afrykańskiej odsunęła na jakiś czas toczący się spór. Do ocalenia Kościoła przed schizmą przyczyniło się nasilenie prześladowań przez cesarstwo. Przez lata szalał terror. Dużo dobrego uczynił papież Dionizy w swojej polityce. Nie szczędził też grosza. Łagodził spór, umacniając stanowisko Rzymu.
          Cesarstwo Rzymskie ponosi klęski. Wydaje się, że Imperium Rzymskie będzie zgubione. Cesarz jak i papież tracą autorytet.
          W 284 roku na czele Imperium stanął Dioklecjan. Pozostał on wierny starożytnym bogom. Nakazał chrześcijanom składania ofiar jego  bogom. Początkowo dotyczyło to cesarskich żołnierzy. Do tego czynu popychała go własna matka. Edykt z 303 roku dotyczył burzenia kościołów. Chrześcijanie zostali pozbawieni wszelkich praw. Prowokacje podpaleń w cesarskim pałacu miały zwiększyć nienawiść na chrześcijan. Terror zapanował w całym Imperium. Palono żywcem dorosłych i ich dzieci. W prowincjach zachodnich represje trwały od 303 do 305 roku, a w Azji aż do roku 313. Papież Marcelin (296–304) wydał policji naczynia sakralne i święte księgi. Umarł spokojnie we własnym łóżku.
          Przez cztery lata Rzym nie miał swego  biskupa. W roku 205 Dioklecjan abdykował. Chrześcijanie nieco odetchnęli, ale zaczęli się wzajemnie oskarżać o sprzeniewierzenie się  w wierze.  Powrócił temat lapsi i ich powrotu na łono kościoła.
          W 308 roku papież Marceli (308–309) próbowali opanować sytuację. Rządził krótko. Podobnie jego następca Euzebiusz (309–31). Po jego śmierci Galeriusz i Maksymian z okrutnym fanatyzmem prześladowali chrześcijan. Galeriusz zachorował i szukał ratunku również wśród chrześcijan. Trochę odpuścił. Przed końcem panowania wydał edykt tolerancyjny (311 r.), który zakończył prześladowania chrześcijan. W tym samym roku zmarł najprawdopodobniej na raka. Na mocy tego aktu prawnego chrześcijanie mogli całkowicie jawnie wyznawać swoją religię. Musieli zostać zwolnieni z więzień bądź kamieniołomów (jeśli trafili tam na fali restrykcji), a obiekty sakralne zagarnięte przez władzę cesarską miały do nich powrócić. Na arenę wkroczył Konstantyn. Rozgromił on wojska rywala Maksencjusza przy moście Mulwijskim. Był on genialnym politykiem. Wyczuwał, że wieją inne wiatry i walka z chrześcijanami wiedzie Imperium do zguby.

piątek, 27 stycznia 2017

Drugi antypapież Nowacjan


          Historia lubi się powtarzać. Papież Fabian (236–250) bez należnej procedury uczynił znanego laika, erudytę rzymskiego Nowacjana kapłanem. Wkrótce papież Fabian zmarł. Czasy były niespokojne. Cesarz Decjusz prześladował chrześcijan. Trudno było zebrać się biskupom, aby powołać nowego papieża. Czekano  aż 16 miesięcy. W końcu wybrano Korneliusza (251–253). Nowacjan, który cieszył się powszechnym autorytetem był bardzo tym zawiedziony.  Przekupiwszy i upiwszy trzech biskupów Italskich, zmusił ich do wyświęcenia jego na papieża (antypapieża). Przez niespełna 10 lat, nie przyjmując do wiadomości, że w tym czasie wybrano kolejnych czterech prawowitych papieży (Korneliusza, Lucjusza, Stefana I i Sykstusa II) Nowacjan sprawował funkcję papieża. Był on też autorem licznych listów, a także dzieła o Trójcy Świętej – De Trinitate. Nowacjan i jego zwolennicy sprzeciwiali się ponownemu przyjmowaniu do wspólnoty apostatów (odszczepieńców), którzy wyparli się wiary, na skutek cesarskich prześladowań (lapsi). Nowacjan był zwolennikiem rygoryzmu moralnego. Od niego powstanie też ruch nowacjanów, z którym Kościół będzie musiał później walczyć. Pojawi się tzw. kryzys afrykański
          Na synodzie w 251 roku Nowacjan i jego zwolennicy zostali ekskomunikowani. Nowacjan w wyniku prześladowań opuścił Rzym i zmarł śmiercią męczeńską.
          Przypadki Hipolita i Nowacjana pokazują jeszcze kruchy zalążek absolutnej i niepodważalnej władzy Kościoła. Władza papieska była intratna. Dawała władzę i dostęp do pieniędzy. Nauki Jezusa były tylko pretekstem do działań kierowniczych. Liczyła się instytucja i jej finansowa siła. Na szczęście nad Kościołem czuwali biskupi, którzy brali na siebie obowiązek i ciężar bronienia idei Kościoła. Można zauważyć dwie płaszczyzny odniesienia – siła nośna przesłania Chrystusowego oraz siła instytucji zorganizowanej. Te dwie płaszczyzny będą działały równolegle do siebie przez setki lat. Jak pokaże historia, różne będą przesilenia. Jednak Kościół Chrystusowy pozostanie do końca głównym motorem Kościoła chrześcijańskiego.

czwartek, 26 stycznia 2017

Pierwszy antypapież Hipolit


          Po śmierci papieża Zefiryna (198/199–217) wybrano Kaliksta I, byłego niewolnika, człowieka zdolnego, ale uwikłanego w operacje finansowe, które nie powiodły się. Był on z pewnością bardzo interesującym człowiekiem, bystrym  w finansach, obrotny i niespokojny. Życie nauczyło go wiele. Dla biskupa Zefiryna był cenny ze względu na swoje doświadczenia. Popełnił jednak błąd uczyniwszy z Kaliksta diakona. Tym samy nadał mu funkcję sakralną.

          W tym czasie działał wybitny teolog Hipolit, pisarz Kościoła chrześcijańskiego na Zachodzie, który był przeciwnikiem Kaliksta i darzył go niechęcią. Po śmierci papieża Zefiryna sądził, że on zostanie jego  następcą.  Niestety wybrany został Kaliksta.

          Hipolit powołał stronnictwo, które wybrało go na papieża (czytaj antypapieża). Według obowiązującego prawa ta godność nie jemu się należała. Hipolit był rygorystycznym dogmatykiem i traktował Kaliksta jako przywódcę sekty. Nie zrzekł się swojej godności również w okresie kolejnego pontyfikatu Urbana I (222–230) jak i podczas pierwszych lat sprawowania posługi przez papieża Poncjana (230–235). Schizma trwała 18 lat – aż do 235 r. kiedy to papież Poncjan i antypapież Hipolit razem zginęli jako męczennicy na słynnej wyspie śmierci – w kopalni na Sardynii. Tradycja mówi, iż obaj przed śmiercią pogodzili się. Zresztą Kościół po dziś dzień czci ich jako świętych męczenników. Papież Fabian (236–250), następca Anterosa (235–236) sprowadził ciała Hipolita i Poncjana do Rzymu, gdzie odbył się ich uroczysty pogrzeb.

          Śmierć Kaliksta była tragiczna. W 222 roku podburzony lud zwrócił się przeciw niemu. W czasie zamieszek wypchnięto go przez okno, ciało rzucono do studni i przywalono ogromnymi kamieniami. Został pogrzebany na jednym z cmentarzy Zatybrza, który założył na krótko przed śmiercią.

           Papież Urban I musiał borykać się do końca swojego pontyfikatu ze schizmą Hipolita. Pozostał on bohaterem wielu legend.

          Antypapież Hipolit przed śmiercią pojął swoją pychę, abdykował. Skierował do swych zwolenników posłanie, zobowiązując ich, by trwali przy wierze Chrystusowej i odbudowali jedność Kościoła. 

          Papież Poncjan również abdykował, choć wcale nie musiał. Przeżył Hipolita tylko nieznacznie.

środa, 25 stycznia 2017

Fenomen chrześcijaństwa


          Źródła historyczne podają: papież Soter (166–174) stanął na czele Kościoła  już bogatego. Czuwał nad tym, by jego Kościół okazał się również hojny. Przekazał pokaźną sumę na wsparcie ubogich ... do dziś zachowały się fragmenty listu dziękczynnego Dionizego, biskupa Koryntu.
          Upłynęło raptem ok. 130 lat od powstania nowej wspólnoty. Czy to dużo? Popatrzmy do tyłu. 130 lat? To dużo. Podziw wzbudza zasięg chrześcijaństwa. Sięgnął on nawet na tereny dzisiejszej Anglii. Co było powodem tego sukcesu?
          W nowej religii Bóg zajął bardziej honorowe miejsce – Ojca. To miejsce zaszczytne i nikt nie mógł być zgorszony. Natomiast Jezus Chrystus stał się bohaterem i postacią pierwszoplanową. Dla wielu był to Człowiek, które zajął tak zaszczytne miejsce. W Nim widziano wszelaką nadzieję. Jezus oparł swoją naukę na miłości. Uczucia, tak bliskie dla każdego człowieka były chwytnym argumentem. Religie pogańskie plotkowały o boskich rodzinach.  Chrześcijaństwo zakorzeniało się w sercach wiernych. Było one bliskie ludzkim  potrzebom. Nawet prześladowania były dla wielu nobilitacją i wyrazem najgłębszych uczuć. Dla miłości człowiek zdolny jest nawet na śmierć. Chrześcijaństwo broniło ubogich i wszystkich traktowało równo. Każdy mógł zabiegać o zbawienie.
           W owych czasach chrześcijaństwo niosło nową perspektywę. Uwidoczniła się ona nawet w malarstwie, gdzie ją wprowadzono stosunkowo szybko. Płaskie ikony nabierały znaczenia historycznego.
              Wierni zachwyceni Kościołem chętnie się dzielili. Nawet małe datki rosły  w znaczące sumy. Sami wierni nie zdawali sobie sprawy, jak głęboko zakorzeniają się w instytucję kościelną. Kościół stał się przemysłem finansowym. Obracał wielkimi kwotami. Uzależniał innych od siebie. Finansował architekturę, wspomagał wiernych itd. Atrakcyjność i sukces Kościoła zachęcał do tworzenia innych własnych odłamów i sekt. Początkowo trudno było się rozeznać, czy były to uzupełnienia doktryny, czy herezje. Kościół w zasadzie dobrze sobie z tym radził. Przy pomocy własnych apologetów, teologów i biskupów dusił w zarodku różne fałszywe inicjatywy religijne. Miał się na baczności. Pobożni chrześcijanie powiedzą zapewne, że Duch Święty czuwał nad rozwojem Kościoła. Ja powiem, że owszem, ale na ziemskim padole wszystko, co się wydarza, generuje przeciwieństwa. Rozwój chrześcijaństwa rodził dla niego samego nowe problemy. Mądrość Kościoła ujawniłaby się, gdyby byli tacy, którzy by dostrzegali te niebezpieczeństwa. Majątek, rozgłos Kościoła skierował go w stronę utworzenia państwa kościelnego. Władza nad duszami rozciągnie się na władze świecką. Nawet kapłani ubiorą się w szaty na podobieństwo ubiorów cesarzy. To co najpiękniejsze w chrześcijaństwie pozostanie głęboko w sercach wiernych i to będzie ten depozyt wiary, który przetrwa najcięższe czasy.

sobota, 21 stycznia 2017

Egzorcysta Sedano


          Ojciec Francisco Lopez Sedano 80-letni kapłan w swoim życiu przeprowadził przynajmniej 6000 egzorcyzmów. Jak podaje Catholic News Agency, to również emerytowany koordynator egzorcystów w Meksyku i członek zgromadzenia Misjonarzy Ducha Świętego. W wywiadzie dla Hoy Los Angeles (Los Angeles Today) powiedział: szatan jest osobą. Świadczy  o tym fakt, że Jezus wielokrotnie rozmawiał z szatanem. Ks. powołuje się tu na Nowy Testament.
          Kiedy kończyłem studia teologiczne dla świeckich byłem naiwnie przekonany, że Ewangelie pisane były z serca, szczerze, na bazie posiadanych informacji. Dopiero samodzielne studia otworzyło mi oczy, że Ewangelie są dziełami opracowanymi. To znaczy, że autorzy poświecili czas na zbudowanie obrazu literackiego umieszczając w nim koncepcje teologiczne cudze i własne. Budowano w ten sposób doktrynę chrześcijańską.
          Literalne odbieranie tekstu Ewangelii jest pułapką (fundamentalizm), z której tak skrzętnie korzysta Kościół, nakazując, w większości, przyjmowanie treści za prawdy absolutne (katecheza parafialna).
          Dopiero oderwanie się od tej dyscypliny kościelnej pozwala na rzeczową analizę tekstu i wiedzę faktograficzną. Do dzisiaj uważam, że trzeba jeszcze ogromnej pracy teologów do odczytania prawdziwych słów Jezusa (największy skarb ewangeliczny) z cytatów ewangelicznych.
          Ks. Sedano mówi, że szatan jest osobą. Ja (nie tylko) uważam, że  szatan jest pojęciem konceptualnym obrazującym zło. Owszem szatan wielokrotnie jest przywoływany w Piśmie świętym, ale jest to figura literacka i nie ma nic wspólnego z bytowanie ontologicznym. Nie dziwię się, że pojęcie to mogło być przywoływane przez samego Jezusa. Używał on pojęć, które były rozumiane przez ówczesną społeczność. Jezus użył słowo szatan również jako metaforę mówiąc do Piotra: Idź precz ode mnie szatanie (Mt 4,10, Łk 4,8). Łukasz opisuje działanie szatana w perykopie: Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był z grona dwunastu (Łk 22,3).
      Emerytowany zakonnik twierdzi, że osoby opętane charakteryzuje konkretny i bardzo specyficzny sposób zachowania. Powiedział, że obserwował opętanych, którzy "szczekają jak psy, krzyczą, wiją się na ziemi, jak węże". Opowiadał również o przypadkach w których osoby opętane wykazywały się nadludzką siłą, a nawet wspinały się po ścianach. Tego typu przekazy robią wrażenia, ale są całkowicie medycznie wytłumaczalne. Umysł ludzki będzie nas zaskakiwać jeszcze przez długie lata.

piątek, 20 stycznia 2017

Dlaczego nie lubię pojęcia Ducha Świętego


          W religii chrześcijańskiej Duch Święty jest definiowany jako Trzecia Osoba Boska o wyraźnym wskazaniem ontologicznym, tzn. że jest to Istota odrębna, bytowa.  Ja natomiast jestem zwolennikiem doktryny antytrynitarnej i dostrzegam Ducha Świętego jako przejaw Bożej działalności  lub inaczej mocy Boga. Dla łatwiejszego zrozumienia powiem tak. Ja Paweł posyłam ci mojego ducha, aby cię chronił, co znaczy, że ja skupiam swoją uwagę na opiece nad tobą. Mój duch ma znaczenie dynamiczne, a nie ontologiczne. Mój duch, tzn. ja sam w działaniu.
         Duch Święty pojawia się w Starym Testamencie już w drugim wersecie Księgi Rodzaju: „(...) a Duch Boży unosił się nad wodami”, jednakże należy przyjąć, iż użyte tu pojęcie Ducha Bożego (ruah) należy rozumieć jako Boskie tchnienie. Stąd w podanym tekście nie oznacza osoby Ducha Świętego, lecz twórczą moc Bożą.
         W Nowym Testamencie Duch Święty kojarzony jest z Osobą Jezusa jako Pocieszyciela.
          Katecheza chrześcijańska narzucając Trzecią Osobę Boską poszła w kierunku politeistycznym, broniąc zarazem idee religii monoteistycznej. Tego nie da się pogodzić, bo jest sprzeczne z logiką. To niefortunne podejście ontologiczne stało się przyczyną wielu nieporozumień w samej doktrynie chrześcijańskiej jak i herezji, jak np. herezji montanizmu. Montanizm łączył w sobie zarówno elementy chrześcijańskie, jak i  pogańskie. Twórca montanizmu Montan i jego towarzyszki Pryscylla (Pryska) i Maksymilla, utrzymywali, że przez nich mówi Duch Święty, dlatego żądali bezwarunkowego posłuszeństwa ich nakazom.
          Niestety Orygenes (185-254) pisał: „Oznacza to, że Duch posiada substancję. Nie jest bowiem, wbrew niektórych ludzi, działaniem (energeia) Boga, nie posiadając, w ich mniemaniu, właściwości substancjalnych. Przecież i Apostoł wymieniwszy charyzmaty Ducha stwierdził zaraz: ‘Wszystko to sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce’ [1Kor 12:11]. A jeśli chce, działa i rozdziela, to jest bytem działającym, a nie samym działaniem” („Komentarz do Ewangelii św. Jana” fragm. 37 - J 3:8).        
     Podobnie Klemens Aleksandryjski (ur. 150): „Dzięki składając, wychwalajmy jednego Ojca i Syna, Syna i Ojca, który wraz z Duchem Świętym jest Wychowawcą i Mistrzem. Wszystko od Niego jednego, przez Którego wszystko jest czymś jednym, przez którego jest wieczność, Którego członkami wszyscy jesteśmy, Którego chwalą na wieki” („Wychowawca” 3:12,100 cytat za „Nadzieja poddawana próbom” J. Salij OP, Poznań 1995, rozdz. ‘Odnówmy w sobie prawdę o Trójjedynym Bogu!’).

          Samo Wyznanie wiary mówi: Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę, który mówił przez Proroków.
          Każda próba tłumaczenia istoty ontologicznej Ducha Świętego musi być traktowana jako nieporozumienie, bo sprzeczna jest z zasadami logiki.
          Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jest traktowanie Trzech Osób Boskich w jednym Akcie działającym w rozumieniu dynamicznego obrazu Boga jedynego. To znaczy, że pod pojęciem Ducha Świętego jest jeden Bóg w działaniu. Jezus jako Druga Osoba Boska w działaniu jest również Aktem działającym. Podobnie Duch Święty jest  przejawem Aktu działającego. Wszystkie Osoby Boskie łączy jedna wspólna wola działania.
          Zamieszanie wokół pojęcia Ducha Świętego stało się  przyczyną mojej niechęci do tego pojęcia. Należy unikać wieloznaczności. Doktryna wiary powinna być prosta, nieskomplikowana i jednoznaczna.

czwartek, 19 stycznia 2017

Kult chrześcijański przyczyną zgorszenia


          W religiach chrześcijańskich obchodzi się trzy razy narodzenie Jezusa. Katolicy oczekują przyjścia na świat Jezusa w nocy z 24 na 25 grudnia. Dla wschodnich chrześcijan, czyli prawosławnych, Chrystus rodzi się później - z 6 na 7 stycznia. Najpóźniej (19 stycznia) narodziny Mesjasza świętuje w Betlejem Kościół ormiański. W Betlejem mówi się: "hic et nunc (tu i teraz)". Trzy razy bo kościoły nie potrafią zająć jednego stanowiska. Trudno zrozumieć, bo wielu jest przekonanych, że religia chrześcijańska jest najpiękniejsza, najbardziej prawdziwa, w każdym calu święta.
         Kością niezgody jest również miejsce, gdzie Maryja narodziła Syna. Miejsce to wyznaczone jest srebrną gwiazdą w podziemiach Bazyliki Narodzenia. Chodzi tu o dostęp do gwiazdy dla potrzeb liturgicznych. Wierni przybywający do świątyni są często zaskoczeni i zdegustowani sporami duchownych. Zwłaszcza katolicy - wręcz zszokowani tym, że wystrój bazyliki ma wyłącznie prawosławny charakter. Na wejście trzeba czekać, aż wierni z innych opcji opuszczą grotę. Niesnaski między duchownymi różnych wyznań, którzy są współgospodarzami świątyń, nie zniknęły. Co jakiś czas w głównych sanktuariach - w Betlejem i Jerozolimie - nadal dochodzi do przepychanek. W Betlejem zwłaszcza wtedy, gdy przedstawiciele poszczególnych odłamów chrześcijaństwa przystępują do wspólnego sprzątania bazyliki Narodzenia. Np. w grudniu 2007 roku 80 duchownych ormiańskich i greckich stoczyło ze sobą regularną bitwę w świątyni - właśnie w ramach porządków przed Bożym Narodzeniem. Musieli ich rozdzielać palestyńscy policjanci uzbrojeni w pałki i tarcze. O zgorszeniu mówi obecny franciszkański gwardian w Betlejem, ojciec Seweryn Lubecki. My, chrześcijanie powinniśmy się wstydzić, że w najważniejszych dla nas miejscach świętych muzułmańskie siły porządkowe muszą nas pilnować, żebyśmy się nie pobili - mówi w rozmowie z PAP.
        Każdy zwyczajny chrześcijanin zadaje sobie pytanie: dlaczego tak trudno o dialog w imię dobrze przyjętej sprawy. Dlaczego wierze towarzyszy agresja i przemoc. Gdzie podstawa nauki Jezusa o powszechnym miłowaniu.
         Dobrze jest też przyjrzeć się rodzimemu kultowi chrześcijańskiemu. Czy obrońcy krzyża, czy zwolennicy księdza Tadeusza Rydzyka nie sieją nienawiści do każdego, kto myśli inaczej? Czy sam ks. ks. Tadeusz Rydzyk nie podgrzewa atmosfery nietolerancji? 
         Jak mogą wymagać chrześcijanie, katolicy szacunku np. u muzułmanów, mając nie rozwiązane własne spory? Kto tu jest winien? Dlaczego Kościół Wschodni jest autokefaliczny (każdy Kościół stanowi o sobie) i nie ma jednego pasterza jak w Kościele katolickim? Dlaczego Kościół ormiański jest na peryferiach chrześcijaństwa? Naprawdę, trudno to zrozumieć. Jak chrześcijańskie spory tłumaczyć dzieciom, które mają prosty i nieskomplikowany sposób patrzenia na świat?

środa, 18 stycznia 2017

Słowa do Mateusza Kijowskiego


          Jestem entuzjastą KOD-u. Każdy przejaw aktywności społecznej jest mi bliski. Pan Mateusz stał się ikoną tego ruchu, powszechnie lubianą i szanowaną. Z przyczyn, nie ważne jakich, pojawiła się niezręczność. Spontaniczny ruch stał się miejscem zarobkowania pana Mateusza i jego żony, co całkowicie zmienia jego image w tym ruchu. Oczywiście nie zrobił nic złego, ale poniósł szwank na honorze. Teraz bardzo wiele zależy od jego przyjętej postawy. Najgorszym wyjściem jest trzymanie się kurczowo zajętej pozycji. Jego tłumaczenia są mało przekonywujące i nie na temat. Ujawnia tym, na czym najbardziej mu zależy.
           Proponuję wyjście honorowe. Samemu i jak najszybciej podać się do dymisji, pozostając nadal w tym ruchu. Sympatia jaką zdobył bardzo szybko przywróci mu utraconą pozycję. Taką postawą będzie mógł chwalić się przez resztę życia, a tak? Pozostanie dla wielu osobą żałosną.

Kościół jest nam potrzebny


          Według różnych szacunków istnieje od 4200 do 10 000 religii. Samych wyznań chrześcijańskich jest ok. 41. Jak się w tej ilości połapać?
          Aby zrozumieć, trzeba tego, przede wszystkim, chcieć. W przypadku wiary i religii jest problem. Wierni nie bardzo mają ochotę zgłębiać jej tajniki. Zakładają, że sami nie są w stanie dochodzić do Prawdy. Kościół robi to za nich. Ponieważ autoryzuje go Jezus Chrystus, to zbędny jest wysiłek wiernych. Wystarczy jedynie zaufać instytucji Kościoła.
         takim myśleniem podpisuje się cyrograf uzależnienia. Oddaje się swoją duszę w obce ręce i  idee. Takie uzależnienie jest de facto atrybutem sekty religijnej. Kościół potępia sekty, choć sam jest jej reprezentantem. Wierni tego nie dostrzegają i bronią się od tej przywary. Niestety nauczycielski charakter Kościoła nie zwalnia z wykorzystania własnego rozumu.
         Kiedy nowa wspólnota wkroczyła w historię, należało liczyć się że poddana zostanie próbie etycznej. Wszelakie zło wpuściło  swoje macki w przestrzeń religijną. Z nauki Jezusa wiadomo, że musiały przyjść zgorszenia. Kościół składający się z ludzi jej się nie oparł. 
         Posłuszeństwo wiernych z wyboru pozwoliło Kościołowi zakotwiczyć w ludzkich umysłach karkołomne idee i pojęcia. Niektóre mają wywoływać podziw, inne strach, w sumie posłuszeństwo i dyscyplinę.
         Moja ostatnia interlokutorka, po wyższych studiach teologicznych, wolała zatkać uszy i "krzyczeć"  – nie! gdy usłyszała, że można myśleć inaczej (krytycznie). Wolność myśli, która jest dla niej dostępna, jest dla niej za trudna. Nie jest w stanie myśleć samodzielnie. Podczas dyskusji najczęściej powoływała się na Kościół i Biblię. Inne opcje nie wchodziły w grę.
          Mnie smuci,  nie postawa interlokutorki, lecz świadome działanie Kościoła w bałamuceniu swoich wiernych i ich dyscyplinowaniu.
         Dostrzegam konflikt. Idea Kościoła Chrystusowego jest wyjątkowa, wręcz genialna, ale kościół instytucjonalny niesamowicie ją spartolił. Stworzył instytucję, która przez wieki pokazała jak można być również nikczemnym. Można odnieść wrażenie, że nauka Chrystusowa, jak i słowa Boże służą im za narzędzia dyscyplinowania wiernych. Ich postępowanie sugeruje chęć osiągania korzyści majątkowych. 
          W zasadzie, nie powinniśmy być zaskoczeni. Tak musiało być i tak się stało. Kościół jako wspólnota ludzka oparła się o sacrum i profanum. Nie jest uczciwe uwypuklanie tylko jednej, tej złej strony. Kościół robił i robi wiele dobrego. Każdy wierny powinien wynosić z niego tylko dobre strony. To jest kolejne zadanie dla ludzi Kościoła. Trzeba go krytykować, ale i chronić. Mimo wszystko, Kościół jest nam bardzo potrzebny.

wtorek, 17 stycznia 2017

Piękno wzoru matematycznego



          Miałem taki okres w życiu, w którym zachwycałem się algorytmicznym ujęciem rzeczywistości. Piękno dostrzegałem w harmonii funkcyjnej. Za pomocą wzorów można opisać zdarzenia fizykalne. Uważałem, dziś wiem, że niesłusznie, że ze wzoru można odczytać prawa przyrody. Owszem, ale działa to w jedną stronę, tzn. za pomocą matematyki można opisać zdarzenie fizykalne, ale w drugą stronę niekoniecznie. Mój błąd skorygowałem, gdy zająłem (43 lat temu) się konstruowaniem krzywej gradientowej z krzywej Schlumbergera (sondowanie geoelektryczne). W wyniku powstała poprawna, praktyczna paletka do ich tworzenia. Pracując nad nią zdałem sobie sprawę, że matematyczny opis krzywej grandientowej nie ma nic wspólnego z opisem rzeczywistości geoelektrycznej. To zwykła manipulacja matematyczna mająca na celu wydobyć większy kontrast w jej przebiegu. Mój ówczesny kierownik działu geofizyki traktował bardzo serio te krzywe dopatrując się w nich informacji fizykalnej. Ja byłem temu przeciwny. Być może moja paletka nie została należycie wynagrodzona, choć wiem, że była ona przez wiele lat użytkowana w zakładzie geologicznym w Kielcach. Ja sam straciłem sympatię kierownika.

          Zachwyt nad harmonią algorytmów pozostał u mnie do dziś. Świat jest matematyczny i można go opisywać za pomocą wzorów.

           Matematycy mają nawet swój wzór, który opisują jako najpiękniejszy wzór na świecie. Jest nim tożsamość Eulera:

                                        
                                          eπi + 1 = 0

Co jest takiego pięknego w nim? W powyższym równaniu wykorzystano trzy działania arytmetyczne: dodawanie, mnożenie i potęgowanie. Co więcej, zawiera ono pięć najważniejszych stałych matematycznych, użytych jednokrotnie: 0, 1, π, e, i.



              Trzeba przyznać, że w tym małym zapisie pokazana jest relacja i wzajemna zależność aż pięciu najważniejszych stałych matematycznych. Każda z nich ma w sobie własną tajemnicę niezwykłości. Tu wszystko połączone jest razem. Wiem, że piękno zależności w matematyce niekoniecznie opisuje zjawisko fizykalne. Matematyka sama dla siebie jest piękna i niezależna. Można postawić pytanie, kto jest tego autorem. Tu zaskoczę fanów religijnych? Bóg nie ma z tym nic wspólnego. On sam wykorzystuje matematykę w dziele stworzenia. Nie dziwię się pitagorejczykom, że matematykę podnosili do rangi ezoterycznej.

niedziela, 15 stycznia 2017

Wiedza o Bogu i nadzieja


          Człowiek umierając staje się denatem. Dla niego życie skończyło się w rzeczywistości materialnej. Człowieka nie ma. Dusza jego odchodzi w inny nadprzyrodzony świat. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16).
          Bóg tak ustanowił, że oba światy są od siebie oddzielone. Wiedza o świecie nadprzyrodzonym jest nikła. Biblia niewiele o tym mówi. Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na swojej duszy poniósł szkodę? (Mt 8,36; Łk 9,15). Czy łącznikiem światów ma być stan duszy ludzkiej? Czy z perspektywy  nieba świat materialny jest też niedostępny?
           Oddzielone światy nie pozwalają na syntetyczną ocenę jakości i sensu istnienia ludzkiego. Wszystko co wydarzyło się na ziemi, na niej pozostaje. Dlatego nie troszczcie się o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy sam się zatroszczy o swoje [potrzeby]. Dosyć ma dzień swego utrapienia (Mt 6,34). Nawet wielka miłość do współmałżonka blednie w niebie i staje się mało istotna.  Lecz ci, którzy są [uznani za] godnych dostąpienia tamtego świata i powstania z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić (Łk 20,35). Czy znajomość języka francuskiego przyda się w wieczności? Wydaje się, że świat rzeczywisty rządzi się swoimi prawami. Życie jednak w nim kończy się. Można postawić pytanie o sens jakości bytowania na ziemi. Moje książki może ktoś, kiedyś przeglądnie, może ktoś czasem o mnie wspomni, ale tak naprawdę idzie się w zapomnienie. Czy ktoś dzisiaj wspomina kupca z ulicy Szewskiej mieszkającego w XIV wieku?
          Gdyby człowiek wiedział, że jego starania będą procentować w następnym życiu, może odnalazłby sens wielkich starań i zmagań życiowych. Niestety Bóg zablokował skutecznie znajomość theatrum przyszłego życia, obiecując nam jedynie "wieczność". O co tu chodzi? Jak człowiek powinien zmagać się z tą niewiadomą?
          Trzeba zastanowić się, co łączy oba światy i w tym doszukiwać się odpowiedzi. Dla mnie osobiście ważną informacją jest wiedza o Bogu (nie wiara). Bóg jest logiczną koniecznością skutku, jest Przyczyną, a więc Bóg jest Stwórcą obu światów. [...], a świat został przez niego stworzony, (J 1,10).  Być może już w tym, można odnaleźć wielki sens istnienia ludzkości. Bóg stworzył człowieka, dla obu światów. Dlaczego brak kontynuacji i następuje gwałtowna zmiana miejsca, pozostaje tajemnicą.
          Drugą płaszczyzną odniesienia jest nadzieja. Człowiek  ma nadzieję, że inny świat jest lepszy, doskonalszy. Nadzieja jest elementem wiary. Widać jak ważną rolę odgrywa wiara w życiu człowieka.
          Bóg pozostawił nam niewiele odnośników, siebie i nadzieję. Może to za mało, a może aż tyle.

środa, 11 stycznia 2017

Nie bójmy się


          Pomimo nadziei eschatologicznej musimy przeżyć na tym padole swoje życie. Zróbmy to w miarę uczciwie i dobrze. Nie musimy być całkowicie święci, ale roztropni. Jezus wyraźnie wskazywał na ludzkie wzmagania. Wiedział, że trapią nas choroby, że są nieszczęścia i losowe niesprawiedliwości. To wszystko jest kosztem danej ludziom wolności. Trudy życia mają nas zahartować. Trzeba umieć żyć z podniesioną głową. Tyko zahartowani w boju to potrafią i mają do tego prawo. Dzieci bezwiednie mówią swoim rodzicom – nie!!!. Są uczciwe w swych zamiarach. Uczmy się od nich naturalnych odruchów.
          Sprzeciw wymaga odwagi. Nie bójmy się tego. Zło w każdym przypadku należy potępiać. Nie wolno godzić się na kompromisy, które oparte są na złych intencjach.  Życie polityczne naszego kraju pokazuje, jak wiele osób godzi się ze złem rządzących. Za marne grosze gotowi są służyć panu i złej sprawie. Wstydźcie się. Patrzcie na tych klęczących pajaców hipokrytów, którzy modlą się dla przypodobania się innym. Jakie to wstrętne i małe. Polska nie ma prezydenta, bo ten indyviduum jest elekcyjną porażką.
          Jak można dopuścić, aby mały człowiek tak szybko i skutecznie niszczył nasz kraj.  Niepojęte, jak wiele osób jest ślepych i nie widzi tego, co jasne jest jak na dłoni.
          Piękna historia polskiego Kościoła legła w gruzy. Na ile znam historię, to dla niej najgorszy okres. Tylko jednostki zasługują na uwagę (bp. Tadeusz Pieronek, dominikanin Paweł Gużyński, ks. Boniecki, ks. Jan Kaczkowski,...). Reszta to wypasione obiekty sakralne. Popieranie ich publiczne pokazuje jak daleko nam do prawdy. Jak bardzo zawiedli kościelni hierarchowie, np. Kardynał Dziwisz. Sprofanował on miejsce pochówku wielkich Polaków, osobą nie zasługującą na to wyróżnienie. Brat tej osoby jest przykładem miernoty politycznej.
          Polska jest stale doświadczana przez los. Takie już polskie przeznaczenie. Może jest coś na rzeczy. Stale musimy być czujni i bronić naszej wolności. Nie może jeden człowiek zniszczyć nasz ostatni dorobek. Nie bójmy się okazać swoje niezadowolenie.
          Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat od słów: Nie bójcie się! To wielokrotny cytat z Pisma świętego, to nasze motto i nasza wizytówka.

wtorek, 10 stycznia 2017

W co wierzyć?


          Trochę zamieszałem w doktrynie chrześcijańskiej, ale jak pisałem, sam fenomen Jezusa i jego działalność wystarczy, aby doktryna chrześcijańska była piękna sama w sobie, bez zbędnych ozdóbek.

          Jezus jako urodzony Człowiek z krwi i kości reprezentuje na ziemi człowieczeństwo. Jest jednym z nas. Wszystkie Jego atrybuty mogą być atrybutami każdego człowieka. Jeżeli Jezus sięgnął Nieba, tak samo może to uczynić każdy człowiek. Jezus jest więc przykładem możności istoty ludzkiej, zwłaszcza zdolności człowieka do bezgranicznej miłości. Stać go na Miłosierdzie, jak pokazał to nam sam Bóg Ojciec.  Jezus jest ludzkim ambasadorem w Niebie.         

          Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć (to jest przedmiotem wiary), że Bóg przyjął Ofiarę Jezusa i uczynił ją skuteczną.

            Boga należy traktować jako Stwórcę Świata, ale też i Autora koncepcji życia wiecznego. Za tym przemawia logika, język naukowy, rzeczywistość. Należy wierzyć, że Bóg ma wobec każdego człowieka jakąś koncepcję jego zagospodarowania. Tak więc ludzkość czeka niezwykła podróż w czasie i w przestrzeni. To jednak jest okryte tajemnicą. Dlaczego? Bo dzisiaj człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie własnej przyszłości. To dzisiaj go przerasta.

          Zbawienie zostało ludzkości przypieczętowane i zagwarantowane przez Ofiarę krzyża. Czy męka i Ofiara Jezusa była konieczna? Nie, sam Bóg mógłby być gwarantem ludzkiego Zbawienia, ale nasza wiedza o Bogu i człowieku byłaby niepełna.

          U Boga nie ma systemu demokratycznego. To wymysł ludzki, ale istnieje system wartości, który będzie miarą przynależności hierarchicznej. Bóg pragnie, aby każdy człowiek został Jego dziedzicem, lub przynajmniej współtwórcą kolejnego Wszechświata.

          Jezus naocznie pokazał czym jest Miłość i na czym polega. To wartość sama w sobie, tak wielka, że sam Bóg nazywa się Miłością. Jezus pokazał istotę egzystencji i sens ludzkiego powołania. Uczył jak postępować w życiu, co jest ważne, a co ważniejsze. Fizykalnie pokazał marność materii i rzeczywistości tymczasowej. Istotą egzystencji jest samo działanie. Tym samym pokazał, że poza słusznym odpoczynkiem, człowiek powinien być stale aktywny, rozwojowy, idący do przodu. Zadaniem człowieka jest stałe doskonalenie się. Wzorem jest Stwórca. Jego należy naśladować, choć z pokorą należy przyjąć, że jest niedościgniony. To nie pycha, ale zadanie narzucone człowiekowi. Bóg chce, aby każdy z nas był doskonały.

          Największym moim odkryciem religijnym jest to, że sprawy Boże są nieprawdopodobnie proste. Być może nie są tak widoczne. Każdy człowiek może posiądź mądrość życia. Każdy może chwycić się sukmany Jezusa i Jego się trzymać. On jest blisko.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Dla przypomnienia


          Kto doraźnie czyta moje wykłady z pewnością ma problemy (wykładów na dzień dzisiejszy jest ok. 2000) z odszukaniem tematów, które są być może najbardziej interesujące. W skrócie przytoczę najciekawsze tezy filozoteizmu.

Grzech pierworodny nie był aktem jednorazowym (powstał na legendzie o grzechu Adama i Ewy w Raju) jak mówi katecheza. Zamiast pojęcia grzechu pierworodnego można mówić o grzeszności, która jest procesem w czasie. Człowiek jako stworzenie niedoskonałe ma w sobie, poprzez wolną wolę, zdolność popełniania czynów niegodnych, przeciwnych prawu naturalnemu. Jeżeli nie ma grzechu pierworodnego, nie ma też jej skazy, która jest ponoć przenoszona na kolejne pokolenia.  Jeżeli nie ma skazy, to pojęcie Niepokalanej Maryi jest złudne.

Forsowanie przez Kościół tematu grzeszności ma za zadanie dyscyplinowanie wiernych w imię bojaźni Bożej. Bardziej zasadne byłoby przekazywanie  i nagłaśnianie Miłości i Miłosierdzia Bożego.

Szatan jest uosobieniem zła, nie jest bytem, lecz koncepcją myślną, metaforą.

Cud dziewiczego poczęcia Jezusa należy między bajki włożyć, jako zdarzenie niedorzeczne i absurdalne.

Zwiastowanie sugeruje istnienie aniołów, które są niczym innym jak koncepcją myślną z rodowodem naleciałości z innych religii.

Nawiedzenie Maryi to jedynie pobożna powiastka.

Tora to obrazowanie religijne oparte na przesłankach historycznych. Więcej w niej legend niż prawd faktograficznych.

Ewangelie to dzieła Ewangelistów przyjęte do zbudowania doktryny wiary chrześcijańskiej. Zawierają w sobie indywidualne projekty doktrynalne ich autorów.

Pojęcie Trójcy Świętej jest koncepcją bezzasadną i niewiele wnosi do wiary.

Preegzystencja Jezusa jest karkołomną konstrukcją ubóstwienia Jezusa i nadanie Mu rangi wieczności. Wydaje mi się, że koncepcja Aktu działającego (jestem współautorem tej tezy) jest bardziej czytelna i bliższa prawdy.


Głoszenie, że Bóg jest Istotą, która każe jest błędna i wskazuje na całkowite niezrozumienie idei Boga.

Dogmat o nieomylności papieży to nieporozumienie. To niezrozumiała pycha, słabo uzasadniona.

Dogmat o Wniebowzięciu Maryi do Nieba z duszą i ciałem jest niedorzeczne.

Święta Trzech Króli to żart, który nabrał mocy prawnej. Legislacja nabrała się na legendarne przesłanki.

Jezus urodził się jako Człowiek. Dopiero na krzyżu został wywyższony do rangi Aktu działającego (dynamiczny obraz Boga).

Kuszenie Jezusa to bajeczka dydaktyczna.

Świat jest bardziej dynamiczny niż ontologiczny. Jestem współautorem tej koncepcji światopoglądowej.

Apokatastaza to idea pustego piekła. Jestem gorącym zwolennikiem tej idei (ks. Hryniewicz).

Pobożne książki o świętych należy czytać z dużą ostrożnością. To przede wszystkim, niestety, przemysł wydawniczy.

Objawienia prywatne, o ile są, niewiele wnoszą do doktryny chrześcijańskiej i do wiedzy ogólnej. Najczęściej powtarzane są elementy ustalonej już doktryny wiary z uwypukleniem pewnych tematów, np św. Faustyna – Miłosierdzie Boże.

W następnym wykładzie wskażę to, w co warto wierzyć.

niedziela, 8 stycznia 2017

Powołani do działania


          Dla mnie Jezus Chrystus jest absolutnym fenomenem, który swoim życiem uświadomił nam kim jest, tak naprawdę, człowiek i jakie jest jego powołanie. Objawił również atrybuty Stwórcy (Objawienie Boga). Przybliżył człowiekowi świat divinum (boski) i sacrum (święty). Postać Jezusa wymaga z naszej strony godnej czci i naszej miłości. Religię chrześcijańską naprawdę można pokochać i oddać się całkowicie posłudze słowa Bożego. Dusza pragnie śpiewać, wielbić, adorować i przeżywać duchowe ekstazy. Mimo zarzutów innych, jestem fanem religijnym.
          Fanem, nie znaczy fanatykiem i to pragnę podkreślić. Miłuję też Prawdę. Stanowi ona dla mnie motyw egzystencji. Pięknie napisał Ewangelista Jan: I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Nie potrafię żyć w zakłamaniu. Nie potrafię również żyć na niby. Nie mogą powtarzać to, co jest głupie i infantylne. Nauka daje nam rozeznanie, Bóg dał nam rozum. Trzeba się nim posługiwać. W żaden sposób nie ubliża się Bogu, gdy mówi się prawdę. Dlaczego wierni jej się boją?
          Najbardziej boli mnie infantylizm religijny.  Wierni gotowi są wierzyć tylko dlatego, że za tym stoi autorytet Kościoła. Rzecz w tym, że kościół instytucjonalny składa się z ludzi z całą ich niedoskonałością. Nie należy mieć stu procentowego zaufania do tego, co ludzkie. Człowiek rozumny musi zostawić w sobie pewien margines zawahania, niepewności. Wszystko należy zbadać własnym rozumem i rozstrzygnąć w swoim sumieniu.
           Pani teolog (osoba świecka) napisała do mnie: Przeczytałam wszystko i nie wiem co o tym myśleć ? Mam mieszane uczucia. To było grzeczne, ale w następnej korespondencji ujawniła już irytację: Dzięki, skończmy, nie czytam Twoich blogów z wyjątkiem pierwszego, z którym jak Ci napisałam nie zgodziłam się.
           Pomimo ukończenia studiów teologicznych, podobnych do moich pozostała w przestrzeni teologii parafialnej, infantylnej, barokowej (nie akademickiej). Pozostała z "wiedzą": Diabeł mąci i wprowadza podziały. Jest niebo, czyściec i piekło.
          No cóż straciłem okazję do rzeczowych dyskusji. Szkoda. Myślałem, że człowiek po studiach jest otwarty, przynajmniej na dyskusję. Moje przekonania wręcz z irytowały interlokutorkę. Stawiam więc pytanie. Dlaczego tak trudno jest dostrzec to, co jest w zasięgu wzroku każdego przeciętnego wierzącego. Gdybym wierzył w szatana, powiedziałbym, że to jego sztuczka.
         Czy nie zwraca uwagi marny los obiektów sakralnych (sakramentalia). Niszczeją dokładnie z taka samą częstotliwością i determinacją jak każdy solidnie zbudowany obiekt. Dlaczego? Bo nie o dobra materialne tu chodzi. Bóg wskazuje – nie przywiązujcie się do tego, co przemijające. Trzeba patrzeć dalej i głębiej.

          Wierni nie dostrzegają tego, co naprawdę chciał im przekazać Jezus. Nie dla tego świata jesteśmy powołani, ale dla wieczności: którzy są powołani według postanowienia [Boga] (Rz 8,28);  Nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę. Przeciwnie, błogosławcie, gdyż wiecie, że do tego zostaliście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo (1 P 3,9).  Wszystko, co na ziemi rozpadnie się i skruszeje. Pozostanie jedynie kamień na kamieniu. Trzeba żyć przyszłością i to nadprzyrodzoną, bo to jest ludzki cel.
           Nie należy cieszyć się i żyć jedynie kultem religijnym. Chwalić Bozię i wzdychać. Trzeba brać w swoje ręce Jego sprawy. On pragnie naszego zbawienia i to wszystkich ludzi. Nie przesiaduj przesadnie w Kościele swojego życia, tylko gnaj i pędź. Rób coś, działaj, naprawiaj rzeczywistość, bądź twórczy. Jezus nie rozciągał w lata swej działalności. Parł do przodu zrealizować swój Zbawczy zamysł.
          Proszę pamiętać, że istotą świata nie jest materia, a działanie, dynamika. To co najciekawsze jest jeszcze przed nami. Nie należy bać się śmierci, bo ona nas przybliża do Bożych tajemnic.

sobota, 7 stycznia 2017

Boże, widzisz, słyszysz i nie grzmisz


          Bóg stworzył Świat ujawniając jedynie swoją obecność  poprzez swoje dzieła. Człowiek odczytał Jego zamysły i opisał Świat duchowy. Tak zrodziła się religia. Jest ona wytworem czysto ludzkim, choć przekazuje relacje między sacrum (sfera boska), a określoną grupą społeczną. Relacja do sacrum koncentruje się wokół poczucia świętości, chęci zbliżenia się do Boga, ale też poczucia lęku, czci czy dystansu do Niego. Pojawił się więc paradoks. Człowiek  sam sobie zgotował dyskomfort egzystencjalny. Religią zajęli się odpowiedni  ludzie (kapłani). Z wiernych zszedł obowiązek rozumienia w czym rzecz. Człowiek sam siebie usadowił w miejscu posłusznego i zdyscyplinowanego podmiotu. Nie mając odpowiedniej wiedzy podporządkował się rygorom doktryny i całej jej buchalterii. Jak to się ładnie mówi – zawierzył.
          Dziś wiele osób wierzących mówi – wierzę Kościołowi i Biblii. Jedna z interlokutorek napisała: Odpowiada mi, bo Święty, Powszechny i Apostolski Kościół ma ponad 2000 lat i mimo grzeszności Jego członków żyje (Teresa B).
          Przyzwolenie, a raczej bierność w rozpoznaniu, w co się wierzy, spowodowało, że w zasadzie przyjmuje się wszystko, co fantazja ludzka wprowadziła do doktryny. Autorzy doktryny zadbali, aby ją uwiarygodnić poprzez różne imponderabilia. Prym wiedzie Duch Święty. W zasadzie jest On pojęciem opisującym działanie Boga (i tu zgoda, jako czynnik dynamiczny), ale przez narzucenie jego ontologicznego (bytowe) pochodzenia usamodzielnił się. Stał się niejako strażnikiem doktryny chrześcijańskiej.
          Doktryna chrześcijańska oparta została na fenomenie Jezusa Chrystusa. Gdyby zawierała jedynie Jego prawdy i nauki byłaby religią absolutnie prawdziwą i najpiękniejszą na świecie. Niestety, z nadgorliwości wprowadzono do niej mnóstwo ozdobnych zdarzeń, które faktycznie upiększyło doktrynę, ale ją zniekształciło.
         Moja wieloletnia praca polega na oczyszczaniu doktryny chrześcijańskiej z tych niepotrzebnych ozdóbek. Sam Ideał Jezusa, który został wywyższony do rangi Aktu działającego, czyli Syna Bożego działającego na równi z Nim  jest jedyną, najpiękniejszą bazą doktryny chrześcijańskiej.
        Niestety, wierni boją się mojego podejścia. Wolą przyjąć postawę posłuszną i zdyscyplinowaną.  Wierzą w to, co im  do wierzenia podano, w tym: grzech pierworodny, istnienie ontologiczne aniołów, szatana, dziewictwo Maryi, Zwiastowanie, dobry  łotr i wiele, wiele innych legend i bajek.
         Idea Jezusa Chrystusa, Jego nauka, powołanie, przesłanie są na tyle piękne, że nie potrzebują już żadnych ozdóbek. Tego wierni nie potrafią zrozumieć, albo nie chcą. Ubolewam, bo swoją pracą odnoszę tylko niewielki skutek. Dlaczego inni nie dostrzegają tego, co mnie przyszło zobaczyć i zrozumieć?

wtorek, 3 stycznia 2017

Pobożne uczynki


          Jezus nauczał: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 6,1).

           W nauczaniu tym chodzi o zachowanie skromności w czynieniu dobrych uczynków. Jednak naturalnym odruchem człowieka jest pokazywanie i zamanifestowanie, że to, czy tamto się uczyniło. To sygnał w dobrej wierze, to propagowanie i zachęcanie do czynienia dobra. Moja koleżanka, też teolog świecki (teolożka) wielokrotnie pisze na facebooku: Ja już pomogłam, zachęcam Znajomych, .....  itd. Nie sądzę, aby wynikało to z pychy, ale z chęci zwrócenia uwagi na potrzebę pomagania.

            Przykładem gorszącym jest ciągłe fotografowanie się osób z obozu rządzącego i prezydenta w celebracjach kościelnych. Może ktoś zapytać, a niby dlaczego? Bo ich codzienne postawy oraz działalność publiczna niewiele mają wspólnego z nauką Chrystusa. Kto tego nie dostrzega ma bielmo na oczach, albo widzi to, co chce widzieć. Bardzo dobrze pasuje do nich polskie przysłowie: modli się pod figurą, a diabła ma za skórą. Być może słowa przysłowia są właśnie do nich skierowane. Słowa przestrogi można odczytać w wersecie: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt  6,6).

          Intryguje mnie dlaczego wiele osób, w tym kształcone nie dostrzegają obłudy władzy. Ich działalność jest nieprawdopodobnie jawna. Oni nie kryją się ze swoimi intencjami. Władzę jaką posiedli uskrzydla ich do tego stopnia, że nie liczą się w zasadzie z nikim. W zasadzie są bezczelni i aroganccy. Ustąpienie w czymkolwiek traktują to jako porażkę i dlatego nie ustąpią. No cóż biedni zakompleksieni, mali ludzie.

          Zła ordynacja wyborcza dała im szansę. Oni jednak skłócili naród: Każde królestwo, wewnętrznie skłócone, pustoszeje. I żadne miasto ani dom, wewnętrznie skłócony, się nie ostoi  (Mt 12,25). Każdy z polityków powinien zapoznać się jeszcze z innym cytatem ewangelicznym: Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16,26).

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Słaby punkt demokracji


         System demokratyczny jest najlepszym systemem politycznym jaki do tej pory wymyślono. Ma on jednak luki. W tę lukę wpadła nasza ojczyzna.    
      W sejmie jedna partia nie może mieć przewagi większej niż 49 %, bo prowadzi to do systemu autorytatywnego i samowoli legislacyjnej. Jarosław Kaczyński tylko na to czekał. Owoce są widoczne gołym okiem.
       Trzeba zmienić ordynację wyborczą tak, aby taka sytuacja nigdy się nie powtórzyła. Przy pełnej mobilizacji opozycji można powstrzymać szaleńcze ustawy partii rządzącej.
        I pomyśleń, że akurat nam się to przytrafiło?

Pytanie pana Piotra


Witam serdecznie ! 

Jak zatem mamy podchodzić do tego typu ksiąg [Księga Jozuego]? Traktować je jako natchnione ? Wcześniej myślałem, że jeśli jest księga historyczna to nie ma ,,upiększeń”, przenośni jak w księgach, które posługują się takim stylem. Czy nie czepiać się i czerpać dla duszy z jej przesłania religijnego ? Ale czy zatem wciąż jest księgą historyczną ?


Szanowny Panie Piotrze

       W literaturze Pismo święte zajmuje miejsce osobliwe. Nie można tej księgi przyporządkować ściśle określonym regułom. Stąd też jej niezwykłość już na poziomie rodzaju literackiego. Księgę Jozuego można zaliczyć do poematu historycznego. Na bazie przesłanek historycznych, niekoniecznie prawdziwych, opisane jest Przymierze, jakie Bóg zawarł z ludem Izraela.
         Ja często używam określenia obrazu słownego. Wydaje mi się, że jestem najbliżej prawdy. Co to znaczy? Pismo święte jest obrazem słownym, to znaczy, że za pomocą słów opisuje się to, co nie jest fotograficzne, nie w pełni faktograficzne i uchwytne.  To gnoza nieudokumentowana. To przekaz przeczucia religijnego, to opis płynący z serca. To poetyka duchowa.
         Do czytania Pisma świętego należy się przygotować, bo jest to rodzaj modlitwy. Zdarzenia w nich opisane nie koniecznie są wiedzą historyczną, ale przekazem duchowym.
         Kto jest ciekaw biblijnych zdarzeń historycznych musi opierać się na fachowych opracowaniach historycznych. Wiedza historyczna opiera się na badaniach z różnych dziedzin naukowych, jak np. historii sensu stricto, literatury, archeologii itd. Biblia jest jedynie dokumentem pomocniczym (!) i mocno niepewnym historycznie. Biblia jest dziełem artystycznym, wykwintnym, wspaniałym pod wieloma względami. Można z niej czerpać całe pokłady duchowe, natomiast historię w niej zawartą należy przyjmować z przymrużeniem oka.

Pozdrawiam.