Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.55 zakończenie


          Perykopa Przypowieść o minach (Łk 19,11–28) jest podobna do perykopy z Ewangelii Mateusza Przypowieść o talentach (Mt 25,14–30). Różnią się omawianą wartością monety. Talent odpowiada 60 minom, a więc chodzi tu o sumę dużo niższą. Perykopa jest jakby kalką opowiadania z Ewangelii Mateusza. Morał jest podobny. Proszę przywołać wykład Ewangelia wg Mateusza cz.52 z dnia 6.03.2013 r. Być może Łukasz nawiązał do wydarzeń aktualnych, do Archelaosa, który w 4 r. przed Chr. udał się do Rzymu, chcąc się utwierdzić na tronie ojca, Heroda  Wielkiego, by powierzył mu tylko panowanie na Judeą, czyli regionem południowym, przekazując resztę terytoriów pod rządy Heroda Antypasa. Wróciwszy do kraju mści się na swoich przeciwnikach politycznych. Kanwa opowieści z Ewangelii Mateusza staje się inspiracją dla Łukasza do własnych opracowań.

          Kolejne perykopy są bardzo podobne do opisów Mateusza i Marka. Odsyłam do wykładów  poprzednich. Pozostaje mi jedynie uzupełnić niektóre informacje.

          W perykopie Zapowiedź upadku miasta (Łk 19,41–44) Łukasz przedstawia Jezusa płaczącego nad losem Jerozolimy. Być może przekazał tym samym własne emocje i przeżycia związane z oblężeniem miasta przez Rzymian w 70 r.

          Łukasz jako jedyny opisuje w perykopie Dobry łotr (Łk 23,39–43)  nawrócenie się łotra na krzyżu. Prawdopodobnie jest to własne jego opracowanie teologiczne. Ujawnia, że można jednym doniosłym aktem zapracować na zbawienie. Czy jest to sprawiedliwe? Po ludzku nie, ale według sprawiedliwości Boga, które jest miłosierdziem, tak. Grzechy łotra zostały odkupione, co do winy, przez Ofiarę Jezusa. Czy nie ponosi od żadnej kary? Grzechy łotra zostały odpuszczone (co do winy, ale nie co do kary), ale jego dusza musi przejść oczyszczenie duchowe. Jak to wygląda z ludzkiej perspektywy?

          Ponieważ rzecz się dzieje w przestrzeni nadprzyrodzonej, po ludzku nie można jej opisać. Żadne słowa nie odpowiadają prawdzie i są nieodpowiednie. Aby pojąć działania oczyszczające duszę (czyściec), trzeba posłużyć się pewnym modelem konceptualnym. Bóg jest jak Słońce (świetlisty obraz Boga). Promienie światła wychodzące od Niego mają różną temperaturę w zależności od odległości od centrum. W promieniach włączeni są dusze ludzkie. W zależności od czystości, doskonałości mogą wytrzymywać żar większy lub mniejszy. Ich pragnieniem są zaślubiny z Bogiem. Aby otrzymać koronę zaślubin trzeba dojść do samego Źródła. Niemożność spełnienia pragnienia jest bólem oczyszczającym.

          W dalekiej odległości czekają dusze zagubione. Zbawieni zostaną wszystkie dusze (apokatastaza), bo Jezus odkupił wszystkie dusze od winy. Pozostał im jedynie czas oczyszczenia duchowego.

          Perykopa  Uczniowie z Emaus (Łk 24, 13–35) znajduje się tylko w  Ewangelii Łukasza. Dwaj uczniowie (jeden z nich to Kleofas) idąc do Emaus, w drodze spotykają człowieka, którym okazał się sam Jezus Chrystus. Rozmawiają z nim, nie wiedząc z Kim rozmawiają. Ewangeliści sugerują, że Jezus Zmartwychwstały spożywał z nimi chleb jak zwykły człowiek: Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!» [....]. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im – podobnie i rybę (J 21,12–13);  Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im (Łk 24,30); rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?»  Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby.  Wziął i jadł wobec nich (Łk 24,41–42). Łukasz oczywiście, jak mu się już zdarzało, przesadza. Jezus nie mógł spożywać pokarmu, bowiem był już tylko Istotą duchową. Nie wiedział bowiem Manoach, że to był Anioł Pana. Jednakże Anioł Pana rzekł do Manoacha: «Nawet gdybyś mnie zatrzymał, nie będę spożywał twojego chleba. Natomiast jeśli chcesz przygotować całopalenie, złóż je dla Pana». Manoach bowiem nie wiedział, że to był anioł Pana (Sdz 13,16). Aby rozpoznać Zmartwychwstałego, nie wystarczał rozum i doświadczenie fizyczne, zmysłowe. Warunkiem zobaczenia Jezusa była wiara.

          Żaden z ewangelistów nie odtwarza już ciągłości wydarzeń. Jezus wyjęty z przestrzeni i czasu, może być obecny wszędzie. Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie (J 16,16). Zamieszanie, jakie powstało z chwilą zmartwychwstania spowodowało, że przekazy ewangelistów nie są precyzyjne. Każdy chciał co innego przekazać, zgodnie ze swoimi intencjami. Należy brać pod uwagę też odległość czasową ok. 30 lat między zmartwychwstaniem a redakcją Nowego Testamentu. Dzisiejsze rozważania idą dość daleko. Chrystofania (objawianie, pokazywanie się Jezusa) była wydarzeniem nadprzyrodzonym, nie może być przedmiotem poznania historycznego, lecz przedmiotem wiary. Niektórzy uczeni uważają, że zmartwychwstania nie można nazwać wydarzeniem historycznym (Karl Barth 1886–1968 teolog kalwiński, Rudolf Bultmann 1884–1976 teolog ewangelicki), ponieważ Zmartwychwstały nie był widoczny dla każdego. Zmartwychwstanie traktują raczej jako apel do wiary. W teologii katolickiej przez chrystofanię zawsze rozumiano zjawiska realne o charakterze zmysłowym, a zatem historycznym, jakkolwiek traktowano to wydarzenie jako zjawisko nadprzyrodzone. Widzę tu pewną sprzeczność, choć niektórzy twierdzą, że jest ona pozorna. Jak twierdzą, od strony egzystencji Jezusa, były zjawiskami cudownymi; rozpatrywane zaś od strony uczniów, którzy doświadczyli chrystofanii, były zjawiskami realnymi. Ciekawe, że Jezus po swym zmartwychwstaniu nie ukazał się żadnemu poganinowi, jak również żadnemu z członków Sanhedrynu,  nawet arcykapłanowi Kajfaszowi  (Pinchas Lapid, uczony żydowski). Ktoś napisał, że gdyby Piłat lub Kajfasz znajdowali się w wieczerniku w chwili, kiedy Jezus pojawił się uczniom, i tak by nic nie zobaczyli. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 Kor 15,14). Chrześcijanie muszą w to wierzyć. Jezus powstał z martwych. Jest On jednak zupełnie inny, niż dawny Jezus. Należy On już do innej rzeczywistości. Ukazywał się  tylko nielicznym i to w sposób przedziwny, niezwykły i niejednoznaczny. Raz był rozpoznawany, drugim razem komuś się wydawało, że widzi Pana. On nie był widzialny, On tylko dawał się widzieć tym, których wybrał sam na świadków. Jezus Zmartwychwstały stał się podmiotem wiary, a nie wiedzy (doświadczeń zmysłowych).
                 
                                                                       *  *  *

sobota, 29 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.54/55


          Jezus po raz trzeci zapowiada swój koniec. Autor ujął to w perykopie synoptycznej Trzecia zapowiedź męki (Łk 18,31–34; Mt 20,17–19; Mk 10,32–34): Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie» (Łk 18,32–33). Autor pisze:  Oni jednak nic z tego nie zrozumieli. Rzecz ta była zakryta przed nimi i nie pojmowali tego, o czym była mowa (Łk 18,34). Dlaczego nie rozumieli? Przecież Jezus mówi wyraźnie zdaniami oznajmującymi. Co tu jest do nie zrozumienia? A jednak. Zdania były proste, ale treść nie do przyjęcia. Myśleli oni: to nie może się stać. Nie ma takiej opcji. Podobnie jak matka płacze nad umarłym swoim dzieckiem: Nie, to niemożliwe. Uczniowie nie dopuszczali takich myśli. Blokowali przekaz. Nie chcieli wierzyć słowom Jezusa.

          W perykopie synoptycznej Niewidomy pod Jerychem (Łk 18, 35–43; Mt 9,27–31; 20,29–34) autor pisze: Jezus przystanął... (Łk 18,40). Przystanął, bo usłyszał głos wołającego: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną (Łk 18,39). Tak będzie zawsze, ilekroć ktoś wezwie Jezusa o pomoc. Jezus jednak stawia warunek: Przejrzyj (Łk 1842) i wyjaśnia skutek: twoja wiara cię uzdrowiła (tamże).

          Perykopa Zacheusz (Łk 19,1–10) występuje tylko w  Ewangelii Łukasza. Czy zdarzenie w niej opisane jest prawdziwe, czy jest to koncepcja teologiczna Łukasza? Warto zdać sobie sprawę, że na kanwie opowiadań zmyślonych, legend, mitów można budować wspaniałe konstrukcje etyczne. Natomiast ryzykowne są konstrukcje teologiczne. Dlaczego? Etyka ma wymiar uniwersalny i może być opracowywana w każdej religii. Głównym jej źródłem jest prawo naturalne zapisane w każdym człowieku. Etyki różnych religii są bardzo do siebie zbliżone. Kiedy mowa jest o teologii chrześcijańskiej temat jest zawężany do konkretnej religii. Aby opracowania konceptualne (mity, legendy, opowiadania zmyślone) mogły by być bazą dla egzegezy teologicznej muszą być właściwie i starannie opracowane. W przeciwnym razie można tworzyć błędną teologię. Niestety, pomyłki nie ominęły religii chrześcijańskiej. Szkoda, że zamiast je usuwać próbowano je adoptować, tworząc niesamowite konstrukcje teologiczne. Błędy teologiczne ciągną się przez wieki. Przez czas krzepną, tworząc skorupę dogmatyczną. Sam Kościół nie poradził sobie z tym.

          Proszę zwrócić uwagę, że imiona bohaterów Pisma świętego mają znaczenia bardzo pasujące do wydarzeń w których biorą udział (Abram – kochający Ojca; Mojżesz – wyciągać; Izaak  – śmiejący się; Salomon – Człowiek pokoju). I tak np. Zacheusz jest grecką formą imienia Zakkai (sprawiedliwy, czysty). Warto zwracać uwagę na imiona, bo niejednokrotnie są one kluczem do oceny wiarygodności tekstu.

          Autor perykopy pokazuje tym razem jak Jezus  dokonuje własnego wyboru. Wybór Zacheusza zaskakuje wszystkich. Dlaczego właśnie jego wybrał, aby zagościć po trudach dnia? Może dlatego, że jest bogaty? Nie. Trudno w to uwierzyć. Szemrali: przecież to grzesznik, zwierzchnik celników. Zacheusz był grzesznikiem w oczach Żydów, a nie Jezusa. Co prawda Zacheusz sam chwali się swoją dobrocią, ale Jezus wie, że mówi prawdę. Jezus zwraca się do celnika i mówi: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu (Łk 19,9). Słowa Jezusa są zapowiedzią eschatologiczną. Tam gdzie będzie Jezus, tam przyjdzie zbawienie. Tymi słowami Jezus mówi też o sobie. Ma świadomość swojej godności i swojej misji: Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło» (Łk 19,10). Auto perykopy chce pokazać Jezusa już jako w pełni świadomego swej przyszłej boskości. Łukasz forsuje swoje przekonanie.

Pragnie on pokazać Jezusa jako Zbawcę wszystkich ludzi. Łukasz był piewcą łaskawości Chrystusa. Tylko on potrafił przekazać Jezusa tak pięknie w kolorach chwały i majestatu. Jezus jest dla niego przede wszystkim Zbawicielem. Uwalnia od grzechu, zbawia to, co zginęło (Łk 19,10).

 

piątek, 28 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.53/55



          Na pytanie, co jest ważne w życiu, dosyć często pada odpowiedź – pieniądze. Na drugim miejsce, jak to woli – rodzina, praca, stanowisko, kariera. Gdzieś tam przeplata się miłość. Dlaczego nie pada odpowiedź – wieczność?

          Trzeba uderzyć się w pierś i przyznać, że ogólnie wiara katolików jest słaba i chwiejna. Wiara sobie, Bóg sobie, ale trzeba żyć dalej – odpowie wielu. Odpowiedź bardzo ludzka, ale jaka krótkowzroczna. Jezus mówi do bogatego młodzieńca w perykopie Bogaty młodzieniec (Łk 18,18–23): sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź za Mną (Łk 18,22). Propozycja Jezusa nie bardzo mu się podoba. On tak nie chce. Owszem, chce być dobry, ale bez takiego poświęcenia. Jezus rozumie i nie potępia go. Nie stawia też innych warunków. Ujawnia jedynie prawdę rzeczywistą, że jeżeli ktoś chce być ponad przeciętność musi liczyć się z kosztami. Może młodzieniec nie wie, że Bóg odpłaci wielokrotnie poniesiony trud. – No tak, ale w przyszłości. Teraz szkoda tej jedynej szansy życia na ziemi.

Stanowisko młodzieńca nie jest odosobnione. Nie każdy potrafi być mnichem, czy Matką Teresą z Kalkuty. Nie każdy potrafi pochylić się nad brudnym, bezdomnym i umierającym. Jezus nie potępia nikogo. Każdy niech żyje według własnej koncepcji. Ważne jest, aby na każdym miejscu i stanowisku był człowiekiem dobrym i dostrzegał potrzebujących. Nie wolno dopuścić, aby stracić kontakt ze zwykłymi ludźmi. Jak często bogaci, politycy, uczeni (przeważnie niższego stopnia) odbiegają w strefę blichtru, bogactwa, używek. Wydaje się im, że są mądrzy, bo umieli osiągnąć sukces życiowy. W gruncie  rzeczy powoli stają się coraz bardziej nadzy, karykaturalni, kukiełkowi i śmieszni. Dawniej noszono peruki. Pod nią były często wszy. To świetnie obrazuje stan wybitniejszych obywateli. Młodzieniec z gminy, z rozwianą czupryną jest zdrowszy. Nie musi się drapać, ani troszczyć o bogactwa. Biednemu nikt nic nie ukradnie. Szczęśliwy człowiek. Bogaty musi mieć zawsze oczy i uszy otwarte. Złodzieje są blisko.

          Kiedy zbliża się jesień życia, wielu nieszczęsnych bogaczy z zazdrością patrzy na wesołe miny rozbawionej gminy. Oni tak nie potrafią, wstyd, nie wypada. Życie przemija, a w skarbcu duchowym pustki. Dawne rozkosze zatraciły swój blask. Zdają sobie sprawę, że wszystko jest marnością, i wtedy zapytani, co jest najważniejsze w życiu, powiedzą – Bóg, wieczność.

          Bóg każdemu daje czas na odpowiedź. Bywa, że czasu może zabraknąć. Ci co są roztropniejsi zabezpieczają się. Dobre i to.

czwartek, 27 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.52/55


          Jezus przygarniał dzieci (Łk 18,15–17), bo widział w nich dusze czyste i nieskalane. One należą do królestwa Bożego. Jezus zachęca do takiej czystości i takiego spojrzenia.

           Niejedna osoba pragnie żyć w zgodzie z Bogiem, ale nie wie jak postępować w życiu. Jedną z  dróg jest nastawienie się na dobro. Nie trzeba myśleć o Bogu, bo jego majestat może krępować człowieka. Wystarczy myśleć pozytywnie z nastawieniem, że wszystko, co się czyni ma służyć jakiemuś dobru. Nie wolno dopuścić, aby ktoś czuł się urażony, skrzywdzony. Każdego trzeba otaczać swoją miłością. Kto potrafi nastawić się na Dobro, nie zbłądzi, bo to jest właśnie otwarcie się na Boga.

          Kto zawierza instytucji, cudzym poglądom naraża się na pomyłki. W życiu trzeba być roztropnym. Trzeba też wiedzieć w którym kierunku się udać. Trzeba zaufać Duchowi Świętemu, który jest w sercu człowieka i podpowiada jaką drogę wybrać. Jak to odczytywać? Trzeba kierować się absolutnym dobrem bez żadnych uwarunkowań. Można słuchać innych, ale w sercu rozstrzygać co dobre, a co złe. Dobro gwarantuje, że człowiek nie zbłądzi.

          Moje opracowania są jedynie propozycją intelektualną podaną do własnych osądów.  Nie wolno ją akceptować bezkrytycznie, bez zrozumienia i własnej analizy moralnej. Każdy musi dokonać własny osąd poprawności moich tez.

          Jeżeli coś jest przedmiotem wiary, to powinno to być przede wszystkim rzetelne w prawdzie. Przeżyłem ogromne zaskoczenie i wzruszenie, gdy dotarło do mnie stwierdzenie, że Bóg jest bardziej prawdziwy niż rzeczywistość odbierana zmysłami. To było niezwykłe odkrycie, na miarę przewrotu kopernikańskiego. Bóg jest pewny. Świat jest tylko złudzeniem.

          Filozoteizm podkreśla, że istnieje przede wszystkim Bóg, a świat jest Jego zamysłem. Można powiedzieć, że królestwo Boga jest realnością (faktycznie istnieje) i bezsporną Prawdą, a świat stworzony jest ideą (koncepcją dynamiczną).

          O Bogu można mówić językiem prostym. Owszem, czasem brakuje odpowiednich słów.  Trzeba też wiedzieć, że o Bogu mówi się lepiej językiem serca. Jeżeli postęp nauk na to pozwala, należy korzystać z nowych narzędzi poznawczych, aby wiara była bardziej zrozumiała.

          Warto więc przyjrzeć się nowym propozycjom, które powinny przybliżyć wiernych do prawdy. Oto kilka z nich:

– Bóg nikogo nie karze, bo jest samą Miłością, która karać nie może.

– Bóg nie może ingerować w każde zdarzenie ludzkiego życia ze względu na  wolną wolę człowieka.

– Bóg nie może łamać praw przyrody, które sam ustanowił. 

– Bóg udziela swoją łaskę wszystkim jednakowo. Skutek zależy od jej przyjęcia.

– Wszystkie Trzy Osoby boskie są takim samym Aktem działającym. Można więc powiedzieć, że Jezus jest Bogiem w sensie dynamicznym, a nie ontologicznym. Duch Święty jest emanacją duchową w Akcie działającym, pochodzącą od Ojca i Syna.

– Wiara jest łaską, a uczynki mogą być jedynie dobrem.

– Za sprawą Boga pojawił się Jezus Chrystus. Jezus sam wybrał Ofiarę krzyża, a Ojciec uczynił ją skuteczną.

– Szatan jest figurą konceptualną, nieistniejącą ontologicznie. Jest natomiast obrazem złej energii (funkcjonał).

– Jezus pokazał kim naprawdę jest człowiek. Przybliżył też oblicze Boga.

– Jezus Chrystus został wywyższony do roli Aktu działającego jakim jest Stwórca.

– Kościół Chrystusowy jest jeden i niezmienny z racji pochodzenia. Kościołów instytucjonalnych jest wiele i wszystkie są  narażone  na grzeszność, jak każdy człowiek.

– Materia nie istnieje własnym istnieniem. Jej podłożem jest konglomerat energetyczny.

– Wszechświat jest przeźroczysty, ale nie pusty – wypełniony jest energią.

– Świat jest bardziej dynamiczny, niż ontologiczny. Choć o Bogu mówi się jako Bycie duchowym (obraz ontologiczny), to  bardziej reprezentatywne jest pojęcie Nie-bytu w sensie Aktu działającego (dynamiczny obraz Boga), który odkrywa się w skutkach Jego działania.

– Z pojęć ożywienia materii, życia wydedukowano możliwość kreowania przez człowieka substancji ożywionej, która podobnie jak wirusy może być powielana przez żywe komórki. Podobnie będzie można hodować np. ludzką skórę, implanty, czy nadbudowywać utracone fragmenty tkanek.

środa, 26 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.51/55


          Czym jest modlitwa i komu ona jest potrzebna?  Na to pytanie Łukasz próbuje częściowo odpowiedzieć w perykopie Moc wytrwałej modlitwy (Łk 18,1–8). Pisze on: zawsze powinni się modlić i nie ustawać (Łk 18,1). Modlitwa jednak nie jest potrzebna Bogu lecz człowiekowi. Przestrzeń duchowa ma swoją „mechanikę”. Człowiek modlący się uruchamia w sobie nadprzyrodzone narzędzia. Dzieje się to nie przez akt rozumu, lecz woli. Człowiek nie musi tego odczuwać, ale dzieją się w nim procesy nie tylko wegetatywne. Obrazowo, modlitwa to dobro (funkcjonał, dobra energia), które unosi się ku górze. Odbija się od strefy niebieskiej, interferuje (nakłada się i wzmacnia) przez działanie łaski Boga i wraca wzmocnione do człowieka. Im większy żar modlitwy, tym silniejszy skutek. Modlitwa jest pewnym procesem dynamicznym, tym samym włącza się w istotę Boga działającego. Kto mówi, że modlitwa jest tylko klepaniem słów, ten nie  pojmuje natury nadprzyrodzonej. Tylko osoby modlące się duchem odczuwają jej moc. Bogu nie jest potrzebna ludzka modlitwa, ale w niej uczestniczy i zsyła swoje łaski. Przez modlitwę ma się do niej dostęp. Człowiek niewierzący kompletnie nie rozumie człowieka wierzącego, bo nie ma dostępu do duchowych przeżyć. To tak jakby ślepemu opowiadać o kolorach. Nijak zrozumie.

         Łukasz pisze w przypowieści o modlitwie upierdliwej. Nie ma takiej. Bóg jest cierpliwy, wysłuchuje każdego. Zsyła łaski. Przychodzi moment, że interferencja próśb i żarliwości modlitwy nabiera mocy skutecznej. Sam człowiek dokonuje aktów cudownych, niezwykłych, przy pomocy i zezwoleniu Stwórcy. Wszelkie modlitwy różańcowe są modlitwami z pomocą sakramentaliów (paciorków), które są obrazem duchowych aktów. Na fali słownej powtarzanych wersetów unoszą się ludzkie pragnienia i dziękczynienia. Modlitwy śpiewane wzmacniane są harmonią dźwięków i wrażliwością duchową. Człowiek wrażliwy jest jak ślimak bez skorupki. Ogołocony, bezdomny, jak ludzki nieskalany zarodek oddaje się modlitwie. Takiego człowieka łatwo skrzywdzić, ale on oddaje się Bogu, nie człowiekowi.

          Modlitwa ustna to dopiero pierwszy stopień drogi mistycznej. Kiedy przechodzi ona w modlitwę myślną wkracza na jej drugi stopień. Po osiągnięciu  siódmego stopnia wola ludzka łączy się z wolą Boską (mistyczne zaślubiny z Jezusem Chrystusem).

          W następnej perykopie Łukasz opisuję karykaturę modlitwy. Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam (Łk 18,11–12). Werset ten nie jest modlitwą tylko ludzkim przekazem (przechwałką). Tu funkcjonuje rozum, nie serce. Brakuje narzędzi duchowych i miłości.

         Jeżeli ktoś mówi: jestem profesorem takim a takim, otrzymałem nagrodę nobla. Jest to przekaz informacji i nie ma nic wspólnego z wywyższaniem się. Wywyższanie się to celowe działanie mające pokazać drugiemu dwoją wyższość. Owszem, może tak być, ale życie składa się z szerokiego spektrum ocen. Można być profesorem, a zarazem podłym człowiekiem. Można być lepszym, ale tylko w wąskim temacie. Bogu może być bliższy zupełnie kto inny. Łukasz kończy perykopę słowami: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 1814). W tym sensie, że przyjdzie czas, że będzie się wstydził swojej pychy i zrozumie jak mały jest w wielu sprawach.


Dlatego brak modlitwy nie jest grzechem.

wtorek, 25 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.50/55



          Osoby wierzące mają zakodowany mglisty scenariusz dalszych losów świata. Jak mówią, kiedyś nastąpi jego koniec, potem będzie nowa ziemia i nowe niebo. Wobec zapewnień o życiu wiecznym można spojrzeć na historię świata na coś, co ma swoją ciągłość.  Tą ciągłością jest życie. Niezmienne jest też królestwo Boże. Ewangelista Łukasz podejmuje próbę przekonania faryzeuszy, że królestwo Boże pośród was jest (Łk 17,21). Warto odnieść się do tych słów Łukasza. Człowiek wiecznie oczekuje czegoś, co już dawno istnieje. Wystarczy tylko rozejrzeć się wokół siebie i zgłębić w swojej duszy, że człowiek przenika królestwo Boże. Ono jest na wyciągnięcie ręki, jest blisko. Trzeba jedynie go dostrzec. Jak dostrzec? Ponieważ królestwo Boże nie jest z tego świata może być jedynie identyfikowane duchowo. Każdy ma dusze, a więc niejako klucz do królestwa Niebieskiego. Kto nie zauważa królestwa Bożego, znaczy się, że jest jeszcze głuchy i ślepy. To sygnał, że nie jest jeszcze gotowy. Człowiek musi żyć świadomością o istnieniu dwóch rzeczywistości. Teraz jest bohaterem rzeczywistości realnej, ale już jest zakotwiczony w przestrzeni nadprzyrodzonej. Świadomość ta powinna uskrzydlać człowieka do możliwości wkroczenia w świat wieczny i być blisko Boga.

           Perykopa Dzień Syna Człowieczego (Łk 17,22–37) jest antycypacją apokaliptyczną paruzji  (ponownego przyjścia) Jezusa w chwale, aby dokonać sprawiedliwości dziejowej. Ze względu na używane słowa i pojęcia można sobie mocno zamieszać w głowach. Nie należy czytać tekstu dosłownie, lecz wydobyć z niego to, co ma znamiona Prawdy obiektywnej. Werset: Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie (Łk 17,25) mówi prawdę, która jest udowodniona faktami historycznymi. Autor sugeruje nagły koniec świata. Nie jest w tym konsekwentny skoro pisze: W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona» (Łk 17,31–35). Tekst jest alegorią wydarzeń. Ciekawe jest przywołanie przysłowia na końcu perykopy:  Gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy (Łk 17,37). Znaczy, że w miejscu gdzie jest człowiek, tam jest królestwo Boże. Nie trzeba nigdzie się wybierać. Koniec świata, to otwarcie się na rzeczywistość nadprzyrodzoną, która jest wokół człowieka.

          W gruncie rzeczy podstawowe prawdy są bardzo proste. Dwie rzeczywistości wzajemnie się przenikają. Współdziałają ze sobą za pomocą wspólnych narzędzi jakimi jest natura duchowa. Bez tych narzędzi duchowość jest poza zasięgiem rozpoznania.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.49/55



          Łukasz powtarza po autorach synoptycznych potrzebę przebaczania. Warto zwrócić uwagę na słowa:  I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu!» (Łk 17,3). Proszę zwrócić uwagę na słowa siedem razy. To stosunkowo dużo razy. Co należy przez to rozumieć? Przebaczanie jest niejako obowiązkiem człowieka. Oczywiście musi być spełniony jeden warunek: siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu!  To ważne. Sprawca musi być świadomy swoich czynów, aby dar przebaczania miał w ogóle jakiś sens. Przebaczanie mieści się w zakresie miłości do drugiego człowieka. Tak. Ludzie błądzą, bo stale są narażani na atrakcyjność zła. Poza tym są słabego ducha. Trzeba mieć świadomość, że tak jest. Jeżeli człowiek potrafi oprzeć się złu jest już wielki. Wraz z wielkością niech będzie ofiarny, dobroduszny. Przecież zdecydowanie dawanie jest lepsze niż branie. Jest okazja pokazać swoją dobroduszność i miłość bezinteresowną. Nie należy marnować takiej okazji. Przebaczając, jest się jak Bóg – dawcą. Jeno głupi nie wykorzysta takiej sytuacji. Warto pamiętać słowa Jezusa wypowiedziane do grzesznicy: Idź i nie grzesz więcej (J 8,11).

          Czy należy wybaczyć np. Saddamowi Husajnowi za jego władzę zbrodniczą? Kiedy schwytano Husajna powiedział: jestem Saddam Bóg mnie kocha. Powiedział słusznie.  Bóg kocha wszystkie swoje dzieci, nawet te, które błędnie odczytały swojej powołanie. Wobec omawianej Ewangelii Saddam Husajn zawinił tysiąckrotnie więcej. Czy nadal należy mu wybaczyć? Tak, ale sprawiedliwość ludzką musiał ponieść. Czy należy modlić się za niego?  On szczególnie potrzebuje ludzkiej modlitwy jako zadośćuczynienia jego zbrodniom. Tak wielkie zło jakie uczynił można wymazać żarliwą modlitwą. On już nic sam nie może zrobić. Modlitwy za jego dusze będą dla niego ogniem czyśćcowym.

          W perykopie Moc wiary (Łk 17,5–6) powraca temat wiary. Co to takiego. Wiara mocno osadzona w sercu jest generatorem mocy. Ona jest zdolna do nieprawdopodobnych wyczynów. W tekście jest oczywiście przenośnia: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna (Łk 17,6). Świadczy jednak o jej nieprawdopodobnych możliwościach. Światem rządzą prawa przyrody, ale w najgłębszych zakamarkach rzeczywistości rządzą relacje wzajemnej miłości (np. między kwarkami). Wiara potrafi dotrzeć do samego jej sedna i uczynić rzeczy zdawałoby się niemożliwe. Nie należy bagatelizować tej wiedzy. Trzeba raczej umieć wydobywać tę moc, która drzemie w każdym człowieku.
          Pokora naświetlona w perykopie Służyć z pokorą (Łk 17,7–10) bez głębszego rozbudowania jest nie do skomentowania. Nie ma ona nic wspólnego z wdzięcznością. Perykopa Wdzięczny Samarytanin (Łk 17,11–19) pokazuje problem ponadczasowy. Niewielu jest, którzy potrafią być wdzięczni. Gorzej, gdy zamiast wdzięczności okazują niechęć do darczyńców. Nie lubią ich, wręcz unikają.  Tak niestety się dzieje. No cóż, pozostaje jedynie ubolewać nad ludzką naturą. Słowo „dziękuję” jest bramą zamykającą sprawę, a otwierającą na przyjaźń. Daje satysfakcję darczyńcy i ono najczęściej wystarcza.

niedziela, 23 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.48


          Grzech jest pojęciem, które bardzo trudno jest zdefiniować. Ten sam czyn może w ogóle nie być grzechem, a w innych okolicznościach może być grzechem ciężkim. Wszystko zależy od okoliczności jego popełnienia. Każdy grzech trzeba rozpatrywać indywidualnie w szerokim spektrum ocen. Kradzież pożywienia nie jest grzechem, gdy głodujący ginie z głodu. Natomiast kradzież pożywienia głodującemu przez nasyconego jest grzechem ciężkim. Istnieją czyny moralnie obojętne (adiafory), które są przedmiotem zgorszenia. Np. ksiądz  jedzący publicznie mięso w piątek (z przyczyn np. zdrowotnych) może gorszyć osoby nie znające powodu takiej konsumpcji, albo widok księdza całującego serdecznie swoją siostrę na przywitanie. Ktoś może pomyśleć, że całuje się z kochanką, itp.

          Gniew jest zjawiskiem moralnie ambiwalentnym: może być uczynkiem dobrym albo złym, zależnie od przedmiotu i okoliczności. Jest wykroczeniem, gdy brakuje mu właściwej racji.

          Bardzo częstym, a najczęściej lekceważonym jest grzech zaniechania. Mało kto dostrzega w sobie winę bierności. Niekiedy jest jednak bardzo poważnym przewinieniem. Np. brak opieki nad chorymi starszymi rodzicami.

          Istnieją zdarzenia, które mylnie przyjmuje się za grzechy.  Np.             brak odmawiania codziennych modlitw porannych i wieczornych, nie uczestniczenie we mszy niedzielnej, nie przyjmowanie eucharystii, nie uczenie się religii, picie alkoholu (w sposób umiarkowany), seks osób starszych, gdy nie ma już możliwości prokreacyjnych i inne.

          Ponieważ ocena grzechu mieści się w szerokim spektrum ocen, nie wolno nikomu, oprócz osób do tego powołanych, oceniać czyny drugiego człowieka.          

          Spowiedź jest sakramentem pokuty, środkiem przebaczania (indulgencja). Bóg Ojciec i Miłosierdzia, który pojednał nas ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie, zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła (liturgia spowiedzi).

          W Piśmie świętym wielokrotnie poruszane są sprawy związane z wyznawaniem grzechów: Wtedy stojąc wyznawali swoje grzechy i wykroczenia swych ojców. Stali więc na swoim miejscu, a lewici czytali z księgi Prawa Pana, Boga swojego, przez ćwierć dnia, przez drugą ćwierć wyznawali swe grzechy klęcząc przed Panem, Bogiem swoim (Ne 9,2). Klęcząc przed domem Bożym, modlił się i wyznawał grzechy (Ezd 10,1); Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości (1 J 1,9); Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów (Mt 1,4); Przyjmowano od niego chrzest w rzecze Jordanie, wyznając przy tym swe grzechy (Mt 2,6; J 1,5); Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy (Jk 5,16).

          Jezus nadaje uczniom władzę odpuszczania (absolucja) i zatrzymywania grzechów: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 22b–23).

          Choć najważniejszą częścią spowiedzi jest wyznanie grzechów i otrzymanie rozgrzeszenia (absolucja), to stanowi ona także pewne przewodnictwo w sprawach sumienia, o ile trafi się na odpowiedniego spowiednika. Św. Teresa z Awila szukała takiego, który by ją zrozumiał, przez całe dwadzieścia lat. Jak pisała: niemałą duszy mojej szkodę wyrządzili spowiednicy niedouczeni. [...] Co było grzechem powszednim, w tym upewniali mię, że żadnego nie ma grzechu. Co było bardzo ciężkim grzechem, to mi podawali za powszedni. [...] Od spowiedników małą pomoc miałam (Księga Życia).

          Spowiedź występuje nie tylko w chrześcijaństwie, ale
i w bardzo wielu religiach istniejących jeszcze przed chrześcijaństwem.  Wielką  wagę  do  spowiedzi  przywiązywał Fiodor Dostojewski (1821–1881) i dlatego w jego utworach tak często występują wyznania konfesyjne.

          W 1215 Sobór Laterański IV wprowadził do dziś obowiązujące regulacje dotyczące pokuty, tj. obowiązek spowiedzi przynajmniej raz w roku w czasie wielkanocnym oraz tajemnicę spowiedzi. Obowiązek spowiedzi usznej utrwalił się na Zachodzie przed 1100 rokiem.

          Przed Soborem Trydenckim ofiara pieniężna na rzecz budowy kościoła była traktowana jak pokuta powodująca darowanie doczesnych kar za grzechy. Dopiero w XVI wieku wprowadzone zostały powszechne dziś konfesjonały. Po raz pierwszy o konfesjonale wspomina synod w Sewilli z 1512 r.

          Dzisiejsze praktyki pokutne reguluje Ordo Poenitentiae (1973). Katolicy mają obowiązek przystąpienia do spowiedzi przynajmniej raz w roku oraz jeżeli popełnili tzw. grzech śmiertelny (przystąpienie do komunii w stanie grzechu śmiertelnego jest świętokractwem, a więc grzechem szczególnie ciężkim).

          Według ks. prof. Daniela Olszewskiego: Ojcowie Kościoła informują, że w Kościele starożytnym spowiedź publiczna i uszna (auricularis); publiczna była doradzana, a uszna obowiązywała wiernych. We wczesnym średniowieczu spowiedź publiczna prawie zanikła, a uszna stała się praktyką powszechną. Tak więc spowiedź uszna jest stałą praktyką w Kościele od czasów starożytnych.

          W spowiedzi nie chodzi o to, żeby opowiedzieć grzechy albo zrobić sprawozdanie ze zła (dokładną buchalterię), jakie się uczyniło, ale o szczere przedstawienie swojej duchowej sytuacji. Ze spowiedzi należy usuwać rzeczy, co do których nie ma się pewności, że są grzechem. Należy powstrzymywać się od opisywania okoliczności grzechu (chyba, że zmienia to charakter grzechu).

          Zwykle spowiedź trwa kilka minut. Czy można w tym czasie zdać prawdziwą relację stanu swej duszy? Chyba nie. Często charakter i wielkość grzechu jest obwarowana różnymi zdarzeniami, przypadkami i trudno wysublimować moment popełnianego grzechu. Czy tak naprawdę można podać ilość (zgodnie z KPK kan. 988 §§1,2) popełnionych grzechów ciężkich? Grzechy to nie kwanty energii, które można policzyć. Grzechy mają swoje cienie i różne zabarwienia. Ten sam grzech dzisiaj, może być jutro co do wagi mniejszy lub większy. Jeżeli przy wyznawaniu grzechów istnieje prawdopodobieństwo podania błędnej ilości popełnianych czynów „na oko”, „mniej więcej” to czy ma to sens? Nie sądzę, aby Bogu o to właśnie chodziło. Bardzo często, po pierwszych chwilach „lekkości na duchu” przychodzi refleksja, że spowiedź nie do końca była taka, jaka być powinna. Penitent jest niezadowolony, bo źle przedstawił swój grzech, przez co kapłan inaczej odczytał jego intencje. Po spowiedzi często przypominane są grzechy, które zapomniało się w trakcie spowiedzi. Pozostaje poczucie niespełnienia dobrej spowiedzi, niesmak i złość na samego siebie.

          W Koranie nie ma wyraźnego podziału na grzechy ciężkie i powszednie ani ich systematycznego katalogu.

          Dzisiejsza mentalność ludzka jest inna niż przed wiekami. Człowiek bardziej potrzebuje poczucia wolności zwłaszcza, gdy chodzi o coś tak delikatnego jak sumienie. Jak daje się zauważyć, obecnie wierni (zwłaszcza na Zachodzie) odchodzą od sakramentu pokuty. Dlaczego? Trzeba na to pytanie odpowiedzieć otwarcie. Zwierzanie się ze swoich najbardziej intymnych dramatów Miłosiernemu Bogu, ale za pośrednictwem człowieka jest po prostu niesmaczne. Do tego wniosku dawno już doszły kościoły protestanckie (poza luteranami). Kościelny obowiązek spowiedzi przynajmniej raz w roku w czasie wielkanocnym jest imperatywem – duchowym przymusem. Jak pogodzić potrzebę duchową przystąpienia do sakramentu pokuty z narzuconym terminarzem? Kościół rości sobie prawo ingerowania w duszę człowieka w sposób bezwzględny, totalitarny. Być może stąd biorą się nieuzasadnione zwyczaje zbierania karteczek potwierdzających odbytą spowiedź.

          Do spowiedzi konfesyjnej zniechęca dzisiejsza nieobyczajność kapłanów, demoralizacja oraz nieumiejętność spowiadania. Ich postępowanie jest powszechnie znane. Jak reagować na pytania spowiedników, które uważa się za nadużycie? Na przykład, spowiednik pyta: Czy chodzisz do Kościoła w niedzielę? Po pierwsze, sam fakt nie chodzenia do Kościoła nie jest grzechem (adiafora: czyn moralnie obojętny)! Uczestnictwo we Mszy świętej nie jest warunkiem przykazania – Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Przykazania nie są kodeksem, a więc nie jest to prawo. „Pamiętaj” nie jest imperatywem. Jest przypomnieniem, że nadchodzi dzień, w którym należy szczególnie czcić Boga. Boga można wielbić na różne sposoby. Msza stanowi apogeum kultu. Jest czymś fenomenalnym, ogromnym przeżyciem, jest uroczystym spotkaniem z Bogiem. Uczestnictwo we Mszy świętej powinno wynikać z pragnienia, a nie z obowiązku. Nie uczestniczenie we Mszy nie jest grzechem. Grzechem jest natomiast lenistwo. A to już inne zagadnienie. Nie ma prawa – nie ma przekroczenia, a więc nie ma grzechu. Przykazania są zaproszeniem do zbawienia.

          Takich nieprawidłowych pytań i nadużyć jest wiele. Penitenci traktowani są jak szara masa, która powinna jedynie z pokorą schylać głowę i mówić „tak jest”.

          Czy przebaczenie można otrzymać w inny sposób? Na każdej Mszy świętej odbywa się tzw. spowiedź powszechna (confiteor: pierwsze słowo i nazwa modlitwy spowiedzi powszechnej) – wierni odmawiają akt pokuty, który – według nauki Kościoła katolickiego – gładzi grzechy powszednie. Również modląc się słowami: i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili (Mt 6,12); Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 35,2); Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach, ale powiedz tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja (słowa Liturgii), kierujemy je bezpośrednio do Boga. Jeżeli to nie skutkuje, to próżna jest nasza mowa (modlitwa). Podobno Jezus powiedział do św. Bernarda takie słowa: wiedz, że o jakąkolwiek łaskę zostanę poproszony w imię tej rany (rana na ramieniu od dźwigania krzyża), zostanie ona udzielona, a wszystkim tym, którzy przez jej miłość czcić mnie będą, odmawiając trzy razy Ojcze nasz, trzy razy Zdrowaś Maryjo i trzy razy Chwała Ojcu codziennie, przebaczę grzechy powszednie i nie będę pamiętać o grzechach śmiertelnych (Tajemnica ojca Pio i Karola Wojtyły, Andrea Tornielli, wyd. Św. Pawła, Częstochowa 2008, str. 62). W Dialogu św. Katarzyny ze Sieny wyd. W DRODZE 1987 r. na str. 129 można przeczytać słowa wypowiedziane przez Jezusa: Jeżeli spowiedź jest niemożliwa, wystarczy skrucha serca. W Książce Pozwólcie ogarnąć się miłości wyd. Michalineum 2008 na str. 15 cytowane są słowa Boga: Przebaczyłem i przebaczam wam zawsze, kiedy poprosicie o to.

          Spowiedź w formie modlitwy według mnie jest bardziej szczera. Po pierwsze, nie trzeba starać się dobierać słów. Wyznanie grzechów może być myślne (bez słów). Człowiek ma świadomość, że jest przez Boga wysłuchany. Jeżeli intencja człowieka jest prawdziwa i szczera to nie ma lepszej spowiedzi. Ufaj, synu, odpuszczają ci się twoje grzechy (Mt 9,2); I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21,22). Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone (Mt 6,37).

          Ponieważ w Polsce panuje głębokie przekonanie
o konieczności sakramentu spowiedzi i niemożności innego oczyszczenia się, wiele osób nie korzysta z Eucharystii. Inaczej jest w kościołach zachodnich (w Kanadzie, w Szwajcarii), gdzie samo przyjście do świątyni i dobra wola upoważnia człowieka do czynnego udziału w Komunii Świętej.

          Idąc śladem kościołów zachodnich należy rozważyć rezygnację w ogóle z formy nakazu spowiedzi (łac. de lege ferenda, in spe). Pozostawić formułę spowiedzi konfesyjnej dla tych, którzy czują taką potrzebę i ją akceptują. W KPK kan. 960, 961 dopuszczają pojednanie w inny sposób. Niewątpliwie, tam gdzie kapłani są godni sprawowania tak poważnej funkcji spowiedź daje „dobre owoce”. Należy jednak zastanowić się nad stworzeniem alternatywnych form wyznawania grzechów i usankcjonować to prawnie. Obecnie funkcjonuje taka możliwość w przypadku wyższej konieczności (indult) – wojny, katastrofy. Kapłan udziela rozgrzeszenia wszystkim tym, którzy w swym sumieniu wyznali swe grzechy.

          W kościołach starokatolickich (za wyjątkiem Kościoła starokatolickiego w RP) spowiedź święta powszechna ma charakter spowiedzi całkowitej tzn. uczestniczący w niej wszyscy pełnoletni penitenci otrzymują odpuszczenie wszystkich grzechów. Dzieci i młodzież do lat 18 mają obowiązek przystępowania do spowiedzi konfesyjnej. Wśród kościołów starokatolickich jedynie w Kościele katolickim Mariawitów spowiedź powszechna obejmuje wszystkich wiernych niezależnie od ich wieku. Zaniechali oni spowiedź indywidualną. Większość protestantów (z wyjątkiem luteran) odrzuca spowiedź konfesyjną, ponieważ ich zdaniem darować grzechy może tylko Bóg.

          Czy obecny Kościół katolicki przygotowany jest na zmiany? Według mnie czeka nas już wkrótce kolejny sobór. Integryzm (prąd zachowawczy, odnoszący się z niechęcią do zmian doktrynalnych i kompromisów) nie może się długo utrzymać ze względu na ogromne parcie i zapotrzebowanie społeczne oraz szybkość zmieniającego się świata

sobota, 22 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.47


        Z moich doświadczeń wynika, że bardzo trudno przychodzi zrozumieć słowa Jezusa: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia (Łk 17,1). Jak to jest możliwe, że sam Jezus przyznaje, że świat musi być grzeszny. Przecież ten świat stworzył Bóg. Dlaczego nie zadbał o to, aby świat był bezgrzeszny?! Na pytanie to trzeba odpowiedzieć, że nie można stworzyć takiego świata. Dlaczego? Grzeszność jest skutkiem danej wolności. Logicznie nie da się tego rozwiązać. Albo świat będzie bezgrzeszny, ale będzie musiał być zdeterminowany, albo wolny z możliwością działań swobodnych. Wobec tej logiki grzech pierworodny był nieunikniony i był tylko kwestią czasu. Grzech  spowodował osłabienie relacji z Bogiem, który jest Doskonałością. Doskonałość nie może iść w parze z grzesznością. Konflikt był więc nieunikniony, stąd: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia (Łk 17,1). Pierwsza doskonała relacja z Bogiem (tuż po stworzeniu ludzi) została zerwana. Człowiek nie jest w stanie ją przywrócić. Stało się. Grzech ją zepsuł. Aby ją przywrócić trzeba kogoś z natury równej Bogu. Bóg miał przed sobą dylemat. Oczywiście mógł być sam Gwarantem i Odkupicielem istoty grzesznej. W końcu to Jego dzieło i Jego dzieci.

          W zamyśle Boga było objawienie się człowiekowi w bardziej konkretny sposób (niejako zmysłowy). Trzeba było pokonać barierę natur. W myśl tej koncepcji, Bóg postanowił objawić się w istocie ludzkiej nadając jej wpierw własne parytety. Zamierzył wywyższyć człowieka do swej istoty, aby mógł się w tej istocie ukazać. Pojawiła się więc możliwość przywrócenia pierwotnej relacji z Bogiem. Jezus doskonale odczytał ze Stanu Prawdy tę możliwość. Podjął się tego trudu, choć nie musiał. Jezus był Człowiekiem, a więc miał wolną wolę. Bóg zgodził się na tę Ofiarę, bo była ona sama w sobie doskonała. Uczynił ją skuteczną. Jezus wywyższony na krzyżu otrzymał dar czynienia Dobra z poziomu Boga. Łącząc swoją wolę z wolą Ojca stali się jednym Aktem Działającym. Syn równy Ojcu w działaniu (nie ontologicznie). Proszę zwrócić uwagę, że mówiąc o równości Ojca i Syna w działaniu unikam politeizmu ontologicznego. Nie ma dwóch bogów. Jest Bóg-Ojciec i Syn Jezus równy z Ojcem w działaniu.

          Przedstawiona propozycja teologiczna w niczym nie ujmuje dotychczasowej katechezie. Niewielka zmiana teologiczna pozwala na rozumowe ogarnięcie nadprzyrodzonych istot oraz zrozumienie konieczności i mechanizmu Odkupienia człowieka.

          Cytat z początku wykładu kończy się słowami: lecz biada temu, przez którego przychodzą (Łk 17,1). Dotyczy on zagadnienia od strony grzesznika. Grzech jest skazą duchową (relacji) na duszy. Każdy będzie musiał indywidualnie go pokonać bazując i licząc na Akcie Odkupienia przez Jezusa Chrystusa.

piątek, 21 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.46

        W perykopie Dobry użytek z pieniądza (Łk 16,9–13) autor dalej szokuje: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków (Łk 16,9). Niegodziwa mamona, czyli pieniądz jest symbolem pozyskiwania dóbr za wszelką cenę. Pozyskiwanie prawdziwych przyjaciół jest bezcenne. Mniej ważny jest sposób pozyskiwania od rezultatu poszukiwań. Przyjaciel jest kimś bliskim, z którym wszystko może łączyć oprócz pożądania[1].  Miarą dobrej przyjaźni jest wierność. Jak pisze Łukasz: Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie  (Łk 16,8).
          Trzeba przyznać, że wnioski Łukasza są o wiele lepsze niż użyty do tego materiał słowny (tezy, baza do przemyśleń). Pomysł z niegodziwą mamoną nie bardzo mi się podoba. Koncepcja Łukasza została przerysowana. Wzbudza emocje. Koncentruje umysł nie na tym, co jest ważne. Pieniądze są bardzo wygodną miarą wielu zdarzeń, niekoniecznie handlowych (obrotność w interesach). Tym samym są tylko narzędziem, a nie celem. Kto bardzo przywiązuje się do narzędzia (pieniędzy), a nie celu – błądzi. Często wykorzystuje też do złych celów. W umyśle zakorzenia się przywiązanie do dobra doczesnego. Bóg jest rugowany na dalszy plan: Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie» (Łk 16,13).
          W perykopie Faryzejska świętość (Łk 16,14–15) Łukasz napisał: To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych (Łk 16,15). I znów trzeba trochę wyprostować słownictwo (obrzydliwością) Łukasza. Człowiek tworzy wzniosłe idee i jest z tego dumny. Niektóre określa się, że są bardziej papieskie niż sam papież. Wiele osób uważa się za bardziej etycznych niż sam Stwórca (np. gdyby od niego zależało, to nie pozwoliłby na wzajemne zjadanie się, jak to się dzieje w świecie przyrody). Ileż  osób uważa, że zarodek to jeszcze nie człowiek. Religie bazują na bardzo prostych i infantylnych założeniach pochodzących z zmroków historii. Poglądy ludzkie obarczone są niedoskonałością stworzenia. Parafrazując, Bóg „pęka ze śmiechu” poznając ludzkie pomysły.
          Perykopa Początek królestwa Bożego (Łk 16,10–17) prezentuje ówczesny stan bazy teologicznej: Lecz łatwiej niebo i ziemia przeminą, niż żeby jedna kreska miała odpaść z Prawa (Łk 16,17). Z perspektywy 2 tys. lat trudno zgodzić się z tym zdaniem, nawet gdyby dotyczyło tylko prawa moralnego. Jezus był rewolucjonistą w prawach moralnym. Ustawił zupełnie inaczej wartość zachowań w stosunku do Boga miłującego i miłosiernego. Stara etyka bazowała na Bogu jako Istoty rządzącej (który wynagradzał i karał).
          Perykopa Nierozerwalność małżeństwa (Łk 16,18) jest synoptyczna i powiela perykopy z Ewangelii Mateusza i Marka (Mt 5,32; Mk 10,11). De facto jest definicją cudzołóstwa: Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo  (tamże).
          Perykopa Bogacz i ubogi Łazarz (Łk 16,19–21) odsłania tajemnicę królestwa Bożego. Między światem rzeczywistym a nadprzyrodzonym istnieje przepaść ze względu na różną naturę. Mimo, że te dwie rzeczywistości wzajemnie się przenikają, to brak jest instrumentów, które by pozwoliły na płaszczyznę współdziałania. Przypadek przywołania Samuela ze świata umarłych i rozmowa z Saulem była na skutek nadzwyczajnej ingerencji samego Stwórcy. On na to zezwolił. Być może, wszystko odbyło się w widzeniu neurotycznym. Świat nadprzyrodzony jest hermetyczny. Trudno się dziwić. Świat rzeczywisty jest wytworem i siłą rzeczy musi zajmować miejsce niższe. Trudno połączyć wieczność z doczesnością.
          Perykopa pokazuje przy okazji cechę ludzkiego umysłu i ludzkiej natury. Pojęcia, teorie, wiara raz wbite w umysł, tak niekiedy mocno się osadzają, że nawet dowody jednoznaczne nie potrafią je zmienić: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą  (Łk 16,31). W przypisie napisano: Saul nie nawrócił się, chociaż widział Samuela w Endor (1 Sm 28,14). Faryzeusze widzieli Łazarza, gdy wyszedł z grobu (J 11,44-50; J 12,1). Także zmartwychwstanie Jezusa usiłowano wytłumaczyć oszustwem (Mt 28,12-15). Przyznam się, że nie bardzo potrafię wytłumaczyć tę ludzką niedoskonałość. Faktem jest, że mam okazję spotykać się z tą przypadłością, zwłaszcza gdy sam prezentuję trochę innych ogląd wiary. Ludzie boją się zmian. Zmiany wywołują w nich lęki. Tracą pewność siebie i grunt pod nogami. Zmiany zmuszają do nowego uporządkowania sobie światopoglądu. Być może, to jest hamulcem do zmian w rozumowaniu świata i rzeczywistości nadprzyrodzonej.



[1] Mowa jest wtedy o kochankach.

czwartek, 20 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.45


          Kto ma skłonność odczytywania tekstów biblijnych literalnie może mieć kłopot ze zrozumieniem przypowieści Obrotny rządca (Łk 16,1–8). Bogaty człowiek ma rządcę, który trwoni jego majątek. Chce go zwolnić. Zrozpaczony rządca działa szybko. Chcąc pozyskać przyszłych przychylnych sobie ludzi fałszuje ich zobowiązania względem swego pana darując im część długów. Rządca jest malwersantem i oszustem. Mimo to, jak pisze Łukasz: Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, ze roztropnie postąpił (Łk 16,8). W pierwszym odruchu trudno zrozumieć Pana. Tekst czyni zgorszenie. Jak Pan (Bóg) mógł pochwalić ewidentne zło! To niepodobne do Pana. Oczywiście, że niepodobne. Autor nie koncentruje się na złym uczynku, ale na szybkości podejmowania decyzji. A więc, nie o uczciwość tu chodzi, a obrotność w znalezieniu wyjścia z ciężkim położeniu. Czytając tekst umyka świadomość, że jest to historyjka zmyślona przez Łukasza, który miał swój konkretny cel. Trzeba więc uspokoić emocje, że Pan pochwalił zło. Nic takiego nie miało miejsca. Pozostała więc egzegeza teologiczna. Trzeba skupić się na zamyśle Łukasza, co on chciał przez tę historyjkę powiedzieć. Przede wszystkim chciał pochwalić roztropność. To coś, co pozwala unikać wiele kłopotów. To pewien kompromis między narzucającą się rzeczywistością, a jej kształtowaniem. Od człowieka zależy, czy zdarzenia życiowe będzie zaostrzał, czy minimalizował. Mądre jest powiedzenie, że wygrywać w małym rzeczach jest głupotą. Los narzuca czasem bardzo trudne zdarzenia. Nikt nie jest temu winien. Tornada, burze są dla dobrych i złych. Człowiek musi się bronić. Przez szybkość podejmowanych decyzji chwyta się czasem czynów niegodnych. Tego oczywiście nie można pochwalać, ale chwila wymagała decyzji. Trzeba jasno zdać sprawę, że Bogu mili są ludzie, którzy są czynni i aktywni. Tylko tacy mogą popychać świat do przodu. Zwykli zjadacze chleba, bierni w życiu, choć mogą być wierni Bogu nie należą do czołówki istot ludzkich. Grzeszność została dopuszczona przez Boga, aby człowiek mógł czuć się wolnym, aby mógł podejmować decyzje. W wolności można czynić wszystko. Bogu zależy na czynach pozytywnych, ale czasami wielkie rzeczy wymagają ofiar. Nie można nie zamoczyć nóg, przechodząc przez rzekę. Bóg pozostawił człowiekowi wybór mniejszego zła. Można się tym gorszyć, ale niektórzy to rozumieją. Życie jest walką, czasami okrutną. Trudności jakie Bóg dopuścił  na człowieka mają go hartować. W sytuacjach trudnych człowiek pokazuje kim jest naprawdę, i na co go stać. Człowiek jest zdolny narazić życie, aby ratować swojego psa z odmętów rzecznych. Matka zdolna jest poświęcić życie dla nienarodzonego życia. Wielu poświęca się różnym sprawom. Człowiek potrafi być wielki.  Ci którzy uważają, że wystarczy żyć bogobojnie, ale biernie,  narażają się często na grzechy zaniechania.
          Łukasz napisał: Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości (Łk 16,8). „Synowie światłości” byli eseńczykami (wg dokumentów z Qumran). Słynęli oni z bardzo rygorystycznego przestrzegania przepisów religii żydowskiej. Łukasz stawia wyżej postępowanie zwykłych ludzi narażonych na czyny grzeszne od idealnych wzorców etyki żydowskiej. Wszelkiego rodzaju ideały mają to do siebie, że są mniej życiowe, bardziej teoretyczne, wydumane, a nawet nieludzkie.

środa, 19 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.44


          Łukasz miał wielkie wyczucie teologiczne. W swoim natchnieniu odczytywał Prawdy o Bogu. W kolejnych perykopach ukazane są boskie atrybuty. W perykopie Zaginiona owca (Łk 15,1–7) pokazuje w przypowieści Pasterza (Boga), który odnajduje zaginioną owcę i cieszy się tym ogromnie. Pasterz mając sto innych owiec szuka tej jednej – zaginionej. Bóg powołuje do życia miliardy ludzi. Jak widać realizuje jakiś wielki projekt na miarę wszechczasów. Mimo wielkiej ilości istot ludzkich, troszczy się o każdego. Troska ta ma wymiar osobistego zaangażowania. Na zaginionej owcy skupia się wielka miłość Boga. Mimo zagubienia się, jest w centrum uwagi, jest bohaterem zdarzenia. Kiedy zostaje odnaleziona, staje się podmiotem wielkiej radości. Jak pisze autor: większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15,7). Aby zaakceptować tę pozorną niesprawiedliwość trzeba myśleć nie według sprawiedliwości ludzkie, ale według miłosierdzia Bożego. Święci w niebie zdobyli już serce Boga. Nikt im nie odbiera ich radości. Oni już osiągnęli to, co mieli do osiągnięcia. Jak widać radość z działania jest większa od radości posiadania. Miłość statyczna jest trwaniem. Miłość dynamiczna tworzy, generuje (funkcjonały dobra) i jest twórcza. Funkcjonały miłości są pokarmem duchowym funkcjonowania świata. Bez miłości świat nie może istnieć.

          W perykopie Zgubiona drachma (Łk 15,8–10) podobnie pokazana jest radość w odnalezieniu zagubionej drachmy (jej wartość była równa dniówce pracy robotnika lub cenie jednej owcy). Nie chodzi tu o nominał, ale sam fakt odnalezienia.

          Perykopa Syn marnotrawny (Łk 15,11–32) stanowi apogeum myśli  autora o Miłosierdziu Boga.  W przypowieści ukazani są dwaj bracia: jeden młodszy, „syn marnotrawny”, i drugi starszy, posłuszny woli ojca. Wielkoduszny ojciec dzieli majątek i daje młodszemu synowi należną mu część. On pragnie całkowitej wolności.  Chce żyć wyłącznie dla siebie. Używa życia i traci cały swój majątek. Nie oddawaj się nierządnicom, abyś nie stracił swego dziedzictwa (Syr 9,6). Chciał on wycisnąć z życia wszystko, co możliwe, chciał czerpać z niego „pełnymi garściami”. Całkowicie wolny, staje się niewolnikiem – pastuchem świń, dla którego szczęściem było otrzymać coś z ich karmy. Człowiek, który rozumie wolność jako całkowitą samowolę, żyje w zakłamaniu. Syn marnotrawny zrozumiał, na czym polega prawdziwa wolność. To w domu ojca był naprawdę wolny. Nawrócenie i przemiana odbywa się w jego wnętrzu. W sobie odnajduje drogę powrotu do ojca. W interpretacji biblijnej zdarzenie to jest symbolem nawrócenia. Ojciec wita go z radością. Urządza wielką, radosną ucztę. Trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się (Łk 15,32). Syn marnotrawny jest obrazem człowieka, który zbłądził, ale powrócił. Podobnie Bóg wychodzi na przeciw tym, którzy zgrzeszyli i którzy pragną nawrócenia. W tej przypowieści bohaterem jest też kochający ojciec. To miłość ojcowska nakazuje mu oczekiwać z nadzieją, że syn kiedyś wróci do domu. W przypowieści tak właśnie się stało. Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie (Łk 15,18). Syn marnotrawny wrócił nie dla bogactw ojca, lecz do jego miłości. Po tym wyznaniu wszystko zostaje synowi wybaczone i zapomniane. Obaj padają sobie w objęcia i przeżywając radość, nie wracają już do przeszłości. Starszy brat jest zaskoczony hojnością ojca. Widzi tu tylko niesprawiedliwość. Nie dostrzega wewnętrznej przemiany brata. Starszy brat bardzo mi przypomina te osoby, które żyją jak „Pan Bóg przykazał”, ale w swoim sercu zazdroszczą tym, którzy żyją z fantazją, nie zawsze „po bożemu”. Swoją postawę życiową w sumie traktują jako niewolę. Tacy ludzie też potrzebują nawrócenia. Muszą uwierzyć, że nie przekraczanie nakazów Pana jest Bogu miłe. Dopiero wtedy będą prawdziwymi synami Pana. Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu (Łk 15,29). W pierwszej mojej książce<!--[if !supportFootnotes]-->[1]<!--[endif]--> pisałem: Człowiek «zimny» to ktoś zdający sobie sprawę ze swych ciężkich grzechów. Łatwiej jednak człowiekowi złemu stać się lepszym niż letniemu pozbyć się beznamiętnej dwuznacznej refleksji. Człowiek «letni» to ktoś ciężko chory duchowo, uważający się za człowieka bez zarzutu. Być letnim to kochać Boga miłością, która jest Mu wstrętna, miłością byle jaką, połowiczną.


[1]  Rzeczywistość w świetle nauki, filozofii i wiary. Jedność 2008 r.

wtorek, 18 czerwca 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.43


          W perykopie Obowiązki uczniów Jezusa (Łk 14,25–35) ogromna niezręczność literacka. Użyto szorstkiego słowa „nienawiść”: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14,26). Słowo to nie odzwierciedla prawdziwych myśli Jezusa. Chodzi tu o zaakcentowanie wymogów, jakie należy spełnić, aby zostać Jego uczniem. Sens zdania lepiej oddaje werset z Ewangelii Mateusza: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Słowo „nienawiść zostało użyte podobnie w księdze Rodzaju: Gdy Pan widział, że Lea została znienawidzona (odsunięta), otworzył jej łono; Rachela zaś była niepłodna  (Rdz 29,31). Tłumaczenia tekstów często nie odzwierciedlają prawdziwości myśli i intencji autora. Trzeba mieć się stale na baczności, aby nie wpaść w pułapkę translacji (tłumaczenia) językowej. Dalej napisano: Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ren nie może być moim uczniem (Łk 14,27). Proszę zauważyć, że chodzi tu o własny krzyż, a nie krzyż Jezusa Chrystusa. Jeżeli ktoś nie potrafi uporać się z własnym krzyżem, tym bardziej nie weźmie na barki cudzego cierpienia. Jezus podpowiada, że trzeba zastanowić się i wszystko oszacować. Postępowanie trzeba mierzyć według własnych sił i możliwości. Niedawno ujawniono, że w zakonie krakowskim przetrzymywano chorą zakonnicę (zamiast ją leczyć) w okropnych warunkach. Pomijam brak serca współtowarzyszek, ale chodzi oto, że ona nie dała rady rygorowi zakonnemu. Wzięła na siebie zbyt wielki ciężar. Prawdopodobnie jej ciało „płonęło”, domagało się swego. Nagromadzone emocje nie miały ujścia. Jej zachowanie stawało się coraz bardziej wyzywające i w warunkach klasztornych karykaturalne (np. tańczenie nago). Skutki były tragiczne. Podobnie wielu kapłanów nie są w stanie utrzymać ślubu czystości. Jest to ponad ich siły. Wobec ślubu jest to naganne, po ludzku zrozumiałe. Być może sam Kościół odejdzie od tak trudnego wyrzeczenia i zrezygnuje z celibatu. Celibat w Kościele bardziej był podyktowany sprawami spadkowymi, finansowymi, niż ofiarą wyrzeczenia. Przecież, niektórzy apostołowie (Piotr) byli żonaci. Celibat jest wymysłem ludzkim i przeciw człowiekowi.  Muszę jednak zaznaczyć, że kto jest w stanie żyć w czystości i tego chce, niech podejmie ten trud. Decyzja, o tym, powinna wypływać z serca, a nie z narzuconych warunków kapłaństwa. Wyciszanie popędu płciowego jest bardzo trudne. Trzeba ogromnej pracy, aby dać ciału inne alternatywy wyładowania nadmiaru emocji (energii). Nie każdy ma ochotę i siły na ćwiczenia sportowe. Nie wszyscy są zdolni też do medytacji.