Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 października 2016

Geneza człowieka


          Nie tylko fanatycy religijni, ale i ludzie pobożni zapominają o tym, że człowiek wywodzi się z cyklu biologicznego i jest ściśle związany z przyrodą. Jeżeli tak, to przyroda wiele ma do powiedzenia odnośnie człowieka. Z tą prawdą trzeba się liczyć. Gdyby Bóg chciał, powołałby człowieka równolegle do stworzenia przyrody jako coś zupełnie odrębnego. Tak się jednak nie stało. Musimy zawsze pamiętać, że jesteśmy jedynie wyróżnieni wobec innych stworzeń biologicznych. Człowiek musi szanować prawa przyrody i zasady współistnienia. W innym przypadku staje przed szereg. W jego umyśle głębią się myśli, że on by ten świat inaczej i lepiej zorganizował. Jak to możliwe, że  wielkie stworzenie morskie w ciągu dnia spożywa 1.5 tony innych żyjących stworzeń? Co za okrucieństwo! 
          Człowiek ma w sobie pychę, a rozum który otrzymał podpowiada mu myśli przekraczające pokorę wobec Stwórcy. Bóg tak urządził świat i człowiek nie ma prawa podważać jego stronę etyczną. Z pokorą trzeba przyjąć zasady współistnienia biologicznego.
          W tym samym duchu należy rozpatrywać życie ludzkie. Poza sprawami duszy jest ono biologiczne ze wszystkimi tego skutkami i konsekwencjami. Tematy aborcji i inne trzeba rozpatrywać też w ujęciu biologicznym. Pomijanie ich stwarza absurdalne idee, które wyjmują człowieka z jego naturalnego środowiska przyrodniczego. Obrońcy życia poczętego żarliwie bronią go kosztem innych ideałów, tym samym zniekształcają prawdę przyrodniczą. Wynoszą człowieka do roli poza biologiczną, a to jest ułomne i nieprawdziwe. Tak, człowiek to istota niezwykła i trzeba ją chronić, ale wszystko musi się realizować w zgodzie z przyrodą. W przyrodzie nie ma miejsca dla słabszych. U człowieka jest to możliwe, ale trzeba to czynić w sposób roztropny. Trzeba przygotowywać warunki do utrzymania życia ludzi ułomnych. Zakaz aborcji jest najprostszym działaniem, nic nie kosztuje, ale stworzenie całej ochrony medycznej, finansowanie leków, infrastruktura, żłobki, instytucje rehabilitacyjne to są działania idące w sukurs idei życia człowieka.
          Obrońcy życia to najczęściej politycy, którzy mają cele polityczne. A tacy jak np. p. Terlikowscy i im podobni działacze katoliccy to fanatyczni obrońcy idei dla idei. Prawda jest trudniejsza. Oni jej nie rozumieją. Trudno się z nimi rozmawia, bo powtarzają w kółko te same slogany. Szkoda czasu na ich edukację. Może z czasem zrozumieją, że życie to nie je bajka, a walka. Życie jest procesem i tak nam to zgotował Stwórca. Człowiek może jedynie w ramach swoich możliwości wybierać mniejsze zło.
           Zawsze będę powtarzał, że aborcja jest wielkim złem, ale trzeba jej unikać w sposób roztropny, mądry i rozważny. Wszelkie zakazy to najgorszy, najgłupszy i najtańszy pomysł polityków.         

niedziela, 30 października 2016

Przedmiot wiary


          Kontynuując wczorajszy wywód, pragnę przekazać niektóre aspekty mojej wiary, a nie wiedzy. Jak wspominałem samo istnienie Boga jest dla mnie wiedzą. Bóg nie jest dla mnie przedmiotem wiary. Co więc pozostało w wierze?
          Na podstawie całego oglądu tematycznego, zebranych materiałów,  przeczytanych książek, cudzych myśli, własnych głębokich przemyśleń, intuicji  wytworzyła się u mnie idea chrześcijańska. Stwórca nawiązał kontakt z człowiekiem poprzez Człowieka Jezusa Chrystusa. Do tego nie są mi potrzebne żadne cuda. Wystarczy mądrość przekazu ewangelicznego. Niektórzy zdziwią się, że tak mówi krytyk ewangelii. Tak, wykazuję słabość edytorską ewangelii, ale nie podważam myśli jakie niosą. Przyjmuję z wiarą, że Jezus został przez Boga zaakceptowany i stał się Aktem działającym, czyli Istotą mającą moc i uprawnienia Boga. Dla mnie Jezus jest prawdziwym reprezentantem Bożym. Przejął prerogatywy Boga, aby człowiek mógł lepiej zrozumieć Stwórcę.
          Powiem nawet bezczelnie, że to być może to człowiek wymusił na Bogu idee Jego Syna. W sercu wierzę, że była to wspólna koncepcja. Jeżeli została autoryzowana przez Boga, to nie można inaczej, jak składać hołd Jezusowi. Jezus uczynił bardzo wielką rzecz. Swoją postawą pokazał możliwości człowieka jakie w nim drzemią. Nie boję się używać słów: człowiek byt niemal doskonały. Dziś wiem, że wszystko dla człowieka zostało stworzone, w tym i cały kosmos. Jednocześnie pozbawiony zostałem ułudy istnienia istot rozumnych we wszechświecie. To niemożliwe z punktu widzenia teologii i antropologii. Zdaję sobie sprawę, że jestem w konflikcie z badaniami naukowymi, a zwłaszcza z rachunkiem prawdopodobieństwa, który w teorii wielkich liczb dostrzega inne światy i to ożywione. Ja w to nie wierzę, jak nie wierzę w ufoludki. Pisałem już o tym w mojej pierwszej książce. Światopogląd ten towarzyszy mi niezmienne od wielu lat.
          Przedmiotem wiary jest również wieczność życia istnień ludzkich.  Wiara ta wynika z konieczności sensu życia. Bez wieczności wszystko jest o d. rozbić.  Gdybym nie wierzył, korzystałbym do woli z przyjemności życia. Etyka byłaby dla mnie tylko zawadą i utrudnieniem. Hulaj dusza, bo po śmierci ciebie nie ma. Jeżeli nie ma, to wszystko, co się w życiu wydarzyło nie ma żadnego sensu.
          Wierzę, że Istota, taka jak Stwórca ma w sobie cechy nieskończone w swoim wymiarze. Nie może być inaczej. Jest On niewyobrażalny, bo gdyby Nim był, to zawsze można by wymyślić jeszcze bardziej doskonałego (z nauki Anzelma).
          Nie wierzę absolutnie w anioły i demony. To pojęcia konceptualne pomocne przy opisie zdarzeń niebiańskich. Nota bene, korzysta z nich sam Bóg, ale jedynie po to, aby ludzie lepiej rozumieli zagadnienia teologiczne.

sobota, 29 października 2016

Wiara, a wiedza


          Powracając do poprzedniego wykładu. Co jest przedmiotem wiary, a co wiedzą. Depozytariuszem wiary jest Kościół. Ok! ale trzeba odróżnić co pochodzi z faktografii wydarzeń, a co jest przedmiotem wiary. Przyjęło się niesłusznie, że należy wierzyć we wszystko o czym głosi Kościół. Np. urodzenie się Jezusa jest w zasadzie wiedzą historycznie potwierdzoną. Nie trzeba więc wierzyć, że Jezus się urodził. To fakt historyczny. Wszelakie fakty należy traktować z najwyższym priorytetem prawdy, przynajmniej ludzkość tak przyjęła. Nauka, wiedza jest więc uważana za najwyższy autorytet. Owszem można spierać się o detale poznawcze, ale powszechnie wiedza jest szanowana i respektowana. Jest też odnośnikiem informacji. Co jest potwierdzone naukowo, nie musi być przedmiotem wiary.
          Rzecz w tym, że Kościół wiele zdarzeń historycznym ujmuje w przestrzeni wiary. Najgorsze jest to, że przemycają do tej przestrzeni fałszywe zdarzenia historyczne. Wiara chrześcijańska jest więc konglomeratem prawd i fałszywych informacji. W tym też są elementy, które wyłącznie sa przedmiotem wiary. W przestrzeni doktryny chrześcijańskiej jest niestety wiele zdarzeń nieprawdziwych. Kiedy się je wymienia, najczęściej wzbudzają emocje. Budzi się odruch niechęci to takich informacji. Dlaczego? Bo tym samym człowiek przyznaje się, że został oszukany. Najczęściej broni więc skostniałej doktryny, bo jest to bezpieczne. Odpowiedzialność pozostaje po stronie Kościoła.
          Ewangelista Łukasz przeszedł sam siebie. Dopisał do swojej ewangelii wiele zmyślonych zdarzeń. Wierni wierzą w nie w sposób absolutny. Np. Zwiastowanie Maryi to koncepcja teologiczna całkowicie pozbawiona prawdy faktograficznej i historycznej. Bohaterem tej perykopy jest Anioł Gabriel. Anioły są pocięciami konceptualnymi i nie mają swojego osobistego istnienia. To postacie potrzebne do pewnych opisów teologicznych i nic więcej. Na ten temat już pisałem. Uczestnictwo anioła w obrazie zwiastowania już podważa autentyczność wydarzenia. Proszę zauważyć, że żaden inny ewangelista nie powtórzył tego opisu. Dziewicze poczęcie Jezusa jest też wypaczeniem faktograficznym. Było ono potrzebne do wyrażenia cudowności wydarzenia. Prawda ma w sobie wartość bezcenną. Nie ma potrzeby tworzyć bytów ponad miarę (Brzytwa Ackhama). Bajki są zupełnie niepotrzebne wobec prawdy autentycznej. To ona jest bezcenna, niezwykła, święta. Nie ma potrzeby wspierać się mitami, bo to prawda nas wyzwoli: Poznacie prawdę, a prawda Was wyzwoli (J 8,32).
          Może będzie to zaskoczenie dla wielu, ale u mnie nie ma wiary w istnienie Stwórcy. Jego istnienie wynika z logiki, a więc oglądu naukowego. Każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. Tak też, dla mnie Bóg wywodzi się z wiedzy, a nie z wiary.

piątek, 28 października 2016

Modlitwa, a dobro


           Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,8–11).

          O modlitwie pisałem już wielokrotnie, i w zasadzie to się powtarzam. Wbrew myśleniu racjonalnemu, to czynność ogromnie pożyteczna. Dla wielu to słowny bełkot, strata czasu, wręcz nieuzasadniona głupota. Wszystko zależy od poziomu wiedzy na ten temat. Modlitwa jest przede wszystkim rozmową ze samym z sobą. Owszem adresuje się ją do Boga, ale de facto pozostaje się w obrębie własnego ja. Bóg uczestniczy w modlitwie, ale na swój sposób. Nie jest On bezpośrednim adwersarzem interakcji, ale oddziałuje na sposób ludzkiego myślenia. Przede wszystkim człowiek musi stworzyć w swoim umyśle idee Boga i Jego upodmiotowić. Ta Idea staje się autostradą do Boga transcendentnego, żywego, prawdziwego, naprawdę istniejącego. Ta operacja jest potrzebna do stworzenia wspólnej przestrzeni, w której może się odbyć rozmowa. Idea wytworzona przez człowieka może wypaczać prawdziwego Boga. I tak się dzieje. Nie ma jednak innego wyjścia. Prawdziwy Bóg transcendentny jest poza możliwością ludzkiego rozeznania. Rozmowa z niedoskonałym obrazem Boga może być fałszywa. I tak też się dzieje. Wszystko to zniechęca do modlitwy. A jednak są narzędzia rozpoznawcze, które dają możliwość oceny modlitwy. Tym narzędziem jest pojęcie dobra. Ono wynika z prawa naturalnego. Dobro jest powszechnie rozpoznawane. Odchylenia pojęciowe są, ale niewielkie.

          Człowiek zdolny jest do wykonywania czynności. Skutek ma często charakter fizykalny, ale niesie ze sobą wartość. Wartością tą jest miara dobra. Dobro same w sobie jest fukcjonałem, a więc czymś, które ma w sobie jedynie przypadłość. Substancją (podłoże) dobra jest boska natura. Człowiek nie może sam wytwarzać dobra, ale przez intencję uczynienia dobra angażuje do tego Stwórcę. To trudne, a zarazem pouczające. Wyjaśnia mechanizm egzystencji świata. Dobro jak i Miłość  należą do Boga. Ludzie jedynie mają możliwość z ich korzystania. Gdyby było inaczej, człowiek byłby Bogiem.

         Jezus, przez Akt wywyższenia otrzymał prerogatywy Ojca i dlatego nazywa się Go Bogiem. Jego Ofiara Krzyża musiała być jednak przyjęta i zaakceptowana przez Ojca, aby stała się skuteczna. Tak więc dobro Jezusa jest własnością Ojca.

          Ok! ale skąd wiadomo, że Ojciec zaakceptował Syna i wywyższył Go na krzyżu do godności Aktu działającego (Boga)? A to, jest już kwestia wiary.

czwartek, 27 października 2016

Perły


           Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały (Mt 7,6).       
           Powyższy werset jest mi szczególnie bliski i bardzo aktualny. Wykłady jakie prowadzę od lat dotyczą delikatnej materii. Angażuję do tego całe moje serce i duszę. Wiedza religijna jest dla mnie mądrością. Mądrość to sacrum. Kiedy wypowiadam się na ten temat, uczestniczę w pewnym misterium. Każda rozmowa o Bogu, Jezusie i o tym co stworzył i jak stworzył jest przeżyciem duchowym. To modlitwa, a jak modlitwa to rzecz święta. 
          Niestety, najczęściej jest to uniesienie jednostronne. Adwersarze rzadko wciągają się w moją atmosferę sacrum. Często przytakują grzecznościowo, a ja odczytuję, że myślą zupełnie inaczej. Przeżycia i emocje są nierówne. Dużo też zależy, czego się oczekuje od takich rozmów. Jeżeli traktuje się je jako misję, to ma się świadomość pewnego trudu. No cóż to kosztuje.
          Mnie osobiście bardzo męczą rozmowy na tematy religijne, zwłaszcza prowadzone przypadkowo i z przypadkowymi adwersarzami. Przeważnie tematy są wielowątkowe. Trudno jest ująć krótko podejmowane zagadnienia. Często wymagają one odskoku w bok, przywołanie innych kwestii, definicji pojęć itp. Często efekt rozmowy jest żaden. Adwersarze są często zupełnie innymi osobowościami, którzy mają swoje już ustalone poglądy. Mają do tego prawo. Często po takich rozmowach mam wrażenie, że nie osiągnąłem żadnego celu. Choć nie zostało to powiedziane jawnie, to wiem, że moje perły zostały podeptane. Na szczęście riposty nie bardzo odnoszą skutek i mnie nie krzywdzą. Faktem jest, że jestem zniechęcony biernością religijną, albo inaczej, zacietrzewionymi poglądami innych. Ludzie niechętnie pozbywają się własnych nawyków, czy poglądów. Nowe zawsze wymaga wysiłku. Nie każdego na to stać. Kościół zakotwicza w wiernych wiele nieprawdziwej wiedzy. Pozbawia chęci szukania prawdy. Podaje do wiadomości i tak ma być. Z racji wpojonego posłuszeństwa Kościołowi boją się podejmować dyskusje.
          Jak wielokrotnie pisałem, szatan jest tylko pojęciem konceptualnym. Fizycznie i duchowo nie ma takiego bytu. Pojęcie uosabia zło, to wszystko. Dla większości moich odbiorców jest to szokująca informacja. Często staje się barierą do dalszej rozmowy. Wyczuwam to błyskawicznie. Dalsza rozmowa jest bezskuteczna. Pozostaje miłe pożegnanie.
          Wiem, że wiele osób skorzystało i korzysta z moich prac teologicznych. Od czasu do czasu dochodzą mnie o tym wieści. One to podtrzymują mnie w dalszej aktywności na moich blogach. Ważne dla mnie jest to, że pisząc sam doświadczam wiedzy. Udzielając korepetycji często zachęcałem uczniów: Ucz innych, bo  powtarzając materiał wielokrotnie, sam go zrozumiesz. Niestety nie znam nikogo, kto by przyswoił sobie tę mądrą sentencję.

środa, 26 października 2016

Osąd


          Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata (Mt 7,1–5).

          Trudno zaprzeczyć, że całe życie człowieka polega na osądzaniu, wydawaniu opinii. Jest to rzeczą naturalną. Postawa przeciwna do powszechnej opinii niesie w sobie rozwój, wiedzę. W nauce Jezusa chodzi o motywy, emocje, intencje jakie towarzyszą sądzeniu. Skutkiem osądów jest często skrzywdzenie drugiego człowieka i przyszycie mu łatki. Wobec człowieka naznaczonego własne ego wzrasta. On jest be, a ja cacy. On jest zły, a ja jestem dobry.  Rzecz w tym, że jest to własna opinia o sobie i nie ma większej wartości. Pozwala jedynie na samozadowolenie i to nie do końca. Cóż przyjdzie z tego, że ja mam o sobie dobre mniemanie, gdy nikt moich "walorów" nie dostrzega?

          Jezus przestrzega: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (tamże). To jest tzw. sprawiedliwość naturalna, jak trzecia zasada dynamiki. Akcja równa się reakcji. Idee odwetu już przerabialiśmy. Nie bardzo pasuje do nauki Jezusa. Należy unikać w życiu, o ile to możliwe, prostych zasad odruchów naturalnych, a kierować się w życiu zasadami Chrystusa. Tym różnimy się od świata zwierzęcego, że potrafimy zmieniać, zapobiegać, a nawet likwidować naturalne skutki dokonanych czynów. To człowiek powinien panować, o ile może, nad światem, a nie odwrotnie. W świecie materii, kataklizmów dziejowych człowiek jest często bezradny, ale nad emocjami może zapanować. Jeżeli mój osąd krzywdzi, lepiej się nie wypowiadać i zamilknąć.

          W każdym momencie działania należy włączać wentyl bezpieczeństwa i zastanawiać się nad stroną etyczną czynów. Tylko głupiec, narwaniec, człowiek niedojrzały postępuje ad hoc bez zastanawiania się: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (tamże). Często jest tak, że krytykuje się kogoś za małe przewinienia, po czym na własnym sumieniu ciążą czyny o wiele bardziej niegodne.

          Choć wydaje mi się, że potrafię rozeznawać osobowość ludzką, to staram się powstrzymywać od ocen. Dlaczego? Bo wielokrotnie pomyliłem się w ocenie. Jest mi niejednokrotnie wstyd i złość na siebie samego, że źle oceniłem drugiego człowieka. I choć on o tym nie wie, ja pamiętam o swoim błędzie. I to jest okropne, bo to we mnie tkwi.

          Bardzo dobrą zasadą jest życzliwe podejście do każdego człowieka. Zainwestować dobroć, a ono przyniesie z pewnością korzyści.

wtorek, 25 października 2016

Dosyć ma dzień swojej biedy


          To ulubiony i  często powtarzany przeze mnie werset z Ewangelii Mateusza (Mt 6,34). Polubiłem go za mądrość jaką ze sobą niesie. Każdy dzień jest polem bitwy. Trzeba zatroszczyć się o innych, o siebie, o dom itd. Obowiązki wymuszają czujność. Pod koniec dnia każdy odczuwa zmęczenie. To naturalne. Werset mówi jeszcze o czymś. Trud dnia nie może przenosić się dzień następny. Nowy dzień winien zaczynać się od nadziei, że będzie udany. Nowy dzień jest zawsze nieskazitelny. Tylko od człowieka zależy, czy będzie nim do końca. Jezus w perykopie: Zbytnie troski (Mt 6,25–34) przybliża ludzkie podejście do codziennych trosk. Poucza, że nie należy w tym przesadzać. Często z nowym dniem pojawiają się nowe rozwiązania, które pozwalają rozwiązać problemy. Oczywiście we wszystkim należy zachować umiar i rozsądek. Przywiązywanie się do rzeczy jest nierozsądne. I tak kiedyś trzeba będzie wszystko zostawić. Po ludzku, to przykre. Sam mam problem z moimi skrzypcami, do których jestem mocno przywiązany. Żal je zostawić. Przemycić się ich nie da. Może dla innych będzie tylko zawadzającą rzeczą? No cóż, tak to jest. Człowiek musi myśleć dalekowzrocznie. Przed każdym człowiekiem jest daleka i długa podróż. Tam z pewnością będą inne precjoza i zabawki. Nie ukrywam, że po ludzku trochę żal. Wiele rzeczy towarzyszy człowiekowi przez długie lata, przynosi radość i przypomina fajne chwile. Trzeba jedna to wszystko zostawić. Dlaczego?
          Życie ludzkie na ziemi jest dla człowieka testem. Przysposabia do życia wiecznego. Nie wszyscy to rozumieją i przywiązują się do preludium życia. Tymczasem czeka człowieka wieczność. Kalkulacja jest jasna i prosta. Trzeba wszystko uczynić, aby zapewnić sobie dobre miejsce w przestrzeni Boga. Jakie ono będzie – nie wiemy, to tajemnica. Warto jednak zaryzykować i wybrać ścieżkę optymalną. Jak to uczynić? Trzeba już teraz żyć tak, jakby jutro miała nastąpić przeprowadzka. Kto żyje Bogiem, w każdej chwili, nie odczuwa tego trudu. Jezus pragnie przekazać tę mądrość życia i postępowania. Z drugiej strony, życie w Bogu przynosi ogromne precjoza. Przede wszystkim człowiek odczuwa radość życia. Żaden trud nie jest dla niego straszny, bo dla Boga wszystko się czyni. Ktoś powie, że jest to autosymulacja i wmawianie sobie  pewnej idei i wartości. Tak to prawda, ale warta zachodu. Proszę mi wierzyć.

poniedziałek, 24 października 2016

Post


          Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,16–18).
          Jezus przypomina zasady prawdziwej pobożności. Kult jest potrzebny do przeżyć wspólnotowych, natomiast rozmowa z Bogiem jest zawsze intymna. Jeżeli czyni się gest względem Stwórcy, powinien pozostać wspólną tajemnicą. Jednym z takich gestów jest zachowanie postu. Przez post rozumiem nie tylko nie spożywanie mięsa, ale skromność w obfitości. Post powinien dać znać swojej obecności przez poczucie głodu i pragnienia. To symboliczny ból i cierpienie w jakieś intencji. W poście należy odłożyć przyjemności smakowania. Tak więc wszelakie delicje są nie na miejscu. Jezus omawia coś więcej. Nie należy obnosić się publicznie ze swoim gestem wobec Stwórcy. W tym kryje się pycha, która jest wielka wadą i nosi znamiona grzechu.
           Post należy przerwać w przypadkach zaproszenia przez gospodarzy, którzy cię goszczą, na posiłek. Oni mogą nie wiedzieć o twojej deklaracji postu, a pragną jak najlepiej cię ugościć. Trzymanie się kurczowo postu i odmawianie pokarmu jest niegrzeczne wobec gospodarzy. Często tłumaczą, że ofiara dla Boga jest ważniejsza niż relacja międzyludzka. I tu się mylą. Post nie spełnia swojej roli, gdy za tym idzie ludzka krzywda, czy nawet przykrość. Bogu nie podobają się takie podarunki. Sprzeczność w idei Miłości Boga. Primum non nocere,  przede wszystkim nie szkodzić jak  mówi przysięga przypisywana Hipokratesowi.  Nic się nie stanie, gdy post zostanie odłożony na inny czas, gdy warunki będą sprzyjające.
          Ze strony prozaicznej, post daje wytchnienie organizmowi, pozwala na jego regenerację. Można połączyć dobro z pożytecznym. Ważna jest jednak intencja postu, aby post był skuteczny.
          Ślepe posłuszeństwo jest chore. W internecie przeczytałem Dlaczego siostry decydują się opuścić zakon: Paradoks życia sióstr [zakonnych] polega na tym, że obowiązuje je absolutne posłuszeństwo wobec przełożonych, które zdają się kierować innymi wartościami. Ktoś rozbił sobie głowę przed bramą klasztoru? Nie, siostra nie może mu teraz pomóc, bo to jest czas na modlitwę w kaplicy. Przełożona każe umyć okna, choć pada deszcz? Albo szorować czystą podłogę? Nie ma dyskusji, siostra ma po prostu wykonać polecenie. Zaczynają się więc zastanawiać, czy tego od nich oczekuje Chrystus, dla którego tam poszły.

niedziela, 23 października 2016

Modlitwa


          Szczera modlitwa jest jak woda dla spragnionego. To czynność o charakterze duchowym, ale nie tylko. Można modlić się też myślą, ciałem, tańcem, śpiewem, całym sobą. To nie tylko rozmowa z Bogiem, ale okazanie swojego stosunku do Stwórcy. Jezus tak pouczał: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę.  Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6,5–8).
           Proszę pamiętać, ze cokolwiek dobrego przyjdzie wam do głowy, od samego Boga pochodzi. Nie myślcie, że sami potraficie uczynić cokolwiek dobrego poza intencją i wolą. Reszta jest dziełem Pana. Słowa te nie umniejszają roli człowieka, ale pokazują mechanizm twórczy. Tylko Stwórca jest zdolny do tworzenia materii dobra (funkcjonał), bo dobro jest własnością Stwórcy. Człowiek może jedynie czerpać z tego źródła. Dobro jest pochodzenia boskiego. Ono może być tylko nam dane. Kolokwialnie mówi się nieprecyzyjnie o dobrych uczynkach człowieka. Ja sięgnąłem po samą istotę dobra. Trzeba rozróżniać świat rzeczywisty od boskiego. Świat rzeczywisty jest kiepskim obrazem świata Bożego, widziany do tego w krzywym zwierciadle. W tej imitacji przyszło żyć człowiekowi. Może to i dobrze. Boski świat nie jest dobrym miejscem dla ciała człowieka z całym bagażem niedoskonałości. Tam człowiek z ciałem nie czułby się dobrze. Wszystko by go uwierało. Co innego dusza. Dla niej niebo jest rajem.
          Czas modlitwy to czas transcendentny. Człowiek zanurza się w przestrzeń boskiego przebywania. Podczas modlitwy wszystko jest możliwe. Dusza może być unoszona wraz z ciałem. Może dojść do mistycznego zjednoczenia z Bogiem. W czasie modlitwy można odlecieć od rzeczywistości. Modlitwa jest przyjęciem na który zaprasza się Boga. Można Mu wszystko powiedzieć, a nawet wypomnieć. Rezygnacja z tego wspaniałego poletka jest nieroztropnością.
          Sam Jezus uczył jak się modlić. Kościół polski  trochę zdeformował treść tej modlitwy, sugerując wodzenie przez Boga człowieka na pokuszenie. Nie bardzo rozumiem intencje tej manipulacji. Modlitwa przytoczona w Ewangelii jest poprawna:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje!  Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;  i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;  i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!  Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski.  Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,9–15).

sobota, 22 października 2016

Jałmużna


          Przede wszystkim pod koniec życia człowiek zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele należy do niego. Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną (Mt 6,19). Wszystko dzierżawi na jakiś czas, żyjąc na ziemi. To okropne, bo instynktownie każdy człowiek chce mieć coś swojego. Mało kto zauważa, że człowiek posiada w sobie Boga i może Go mieć na zawsze. To jedna z wielkich tajemnic projektu Bożego. Pozornie nie ma nic, a ma wszystko. Jak wspominałem wielokrotnie człowiek ma możliwość odczytania Boga. Odczytując, tworzy Jego image. Jego miejsce jest w sercu każdego człowieka. Idea Boga do niego przynależy. Bóg godzi się na taką przynależność. Tym samym jest On w każdym człowieku. Koncepcja ta czyni wielką harmonię między Stwarzającym a stwarzanym. Łatwiej zrozumieć: my w Bogu, a Bóg w nas; Bóg w nas mieszka, a miłość jego doskonała jest w nas (1 J 4,12); Jesteśmy w prawdziwym Bogu (1 J 5,20).
          Rzeczy materialne, same zbudowane z ułudy energii są niczym wobec posiadania wszystkiego. Na ziemi są jednak niezbędne, aby przeżyć. Na ziemi są bogatsi i biedniejsi. Często nie ze swojej winy. Należy dzielić się z innymi.
          Jałmużna powinna spełniać wiele zadań. Przede wszystkim posiada w sobie wartość użytkową dla biedaka. Dla darczyńcy jest wyrazem jego postawy i serca. Dla innych jest przykładem. Winna ona być dawana przy zachowaniu roztropności. Żebrak nie zawsze jest ubogi. Często to sposób na życie. Trzeba dokonać rozeznania. Trzeba umieć pomagać, bo nadmierną pomocą można skrzywdzić obdarowanego.
          Jeżeli dajesz, nie myśl za długo, czy dobrze uczyniłeś, czy uczyniłaś. Każdy odpowie za własny uczynek.
          Tak, przyznaję. Wspieram czasem nawet tych spod Tekli. To ludzie bez osobistej nadziei. Cieszą się małymi  rzeczami. Nic im już nie pomoże, ani się nie pogorszy.  Żyją chwilą. Być może zasługi zdobyli za młodu i mają co Bogu pokazać. Nie nam ich rozliczać.
         Niedawno widziałem film zagraniczny, jak policjant ubierał buty (które sam przywiózł) bezdomnemu. Ten gest bardzo mnie wzruszył.

piątek, 21 października 2016

Pobożne uczynki

          Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 6,1).



         Jezus poruszył ten temat widząc postępowanie faryzeuszy i kapłanów. Przez wieki ukształtowała się kasta ludzi uważających się za lepszych i miłym Bogu. Aby inni to dostrzegli przyjmowali postawę pobożną. Jezus dostrzegał w tym obłudę. Nie ma ludzi idealnych i doskonałych. Wszyscy musimy przejść przez doświadczenia. Rzecz w tym, aby pokonywać zło. Tym samym człowiek przed Bogiem daje świadectwo swojej osobowości. Pokazywanie publiczne swej pobożności może mieć znamiona przykładu dla innych. Rzecz w tym, że należy być pobożnym, a nie pokazywać, że jest się pobożnym. Wielkość człowieka zostanie dostrzeżona, bo ona jest stosunkowo widoczna. Jeżeli nikt nie zauważa tego, to w nadziei  pozostaje Bóg, który wszystko widzi. Roztropność ludzka polega na właściwym wyborze. Trzeba wiedzieć kiedy i co można. Nawet małe przewinienia ludzkie mogą być uważane za ludzką roztropność. Ewangelie dają temu przykłady. Trzeba odrzucić myśl, że jest się wspaniałym i dobrym. To niemożliwe, a jeżeli tak się zdarza to anomalia, precedens.
          Bóg wyposażył człowieka w wszelakie narzędzia i postawił w trudnej przestrzeni życia. Do tego pada deszcz, i żarzy słońce, jest zimno i jest za gorąco. Na tym padole trzeba postarać się o wyżywienie i okrycie. Wokół człowieka kryje się wiele niebezpieczeństw. Tu nie ma miejsca dla świętego. Jego miejsce jest w niebie. Koncepcja Boga jest prosta. Człowiek ma doświadczyć i sprostać zadaniom. Doświadczenia to skarb wiedzy. Człowiek uczy się, aby mógł w przyszłości podejmować różne zadania. Jestem zwolennikiem teorii, że w życiu przyszłym bardzo przyda się nabyta wiedza. Kto głupi umrze, nie może liczyć na awans. Głupim pozostanie. Życie na ziemi jest bardzo ważnym etapem wieczności. Nie wolno zmarnować takiej okazji.

czwartek, 20 października 2016

Miłość nieprzyjaciół


          Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.  Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,43–47).
          Kolejna perełka nauki Jezusa. Nakazuje on miłować nieprzyjaciół. Ktoś powie, że to absurd, samookaleczenie, wręcz samobójstwo. Wroga trzeba unieszkodliwić, pokonać i zniszczyć. Dlaczego Jezus forsuje tak absurdalną idee?  Walka, pragnienie zniszczenia drugiego człowieka jest obca idei człowieka, syna Bożego. Jest jedynie wytworem złych uczynków. Wielkość człowieka ukierunkowana jest w odwrotnym kierunku do dobra. Bóg ustanowił człowieka do miłowania. Miłość winna być narzędziem wszelakiego ludzkiego działania. To jest Boża recepta na zbawienie.
          Kto podejmuje agresję wymaga uzdrowienia. Walczący, niszczący to chory człowiek. Wymaga opieki i nawrotu do normalnego stanu. Jak mówi Jezus:  módlcie się za tych, którzy was prześladują (tamże). Bóg dał człowiekowi miecz miłości i tym mieczem nakazał bronić się. Miłość jest neutralizatorem zła. Kto używa tego miecza upodabnia się do swego Ojca, który jest w niebie. Bóg Ojciec jest poza zasięgiem odwetu. Wszystkich miłuje i pragnie powszechnej zgody. Jego dzieło, jakim jest człowiek jest powołane do wielkich ról, które jeszcze nie znamy. Ludzka obecność na świecie nie jest przypadkowa. Szkoda każdego istnienia ludzkiego. Nawet źli ludzie są cenni, bo mogą się nawrócić, a doświadczenie jakie zdobyli może ich umacniać w dobru.
          Kto umie sam pokonać zło jest wielki w oczach Pana. Człowiek bez doświadczeń złych jest teoretykiem i nie ma w sobie pierwiastków obronnych. Często jest nietolerancyjny. Nie potrafi rozumieć drugiego. Usprawiedliwiony narażony jest na grzech pychy.

środa, 19 października 2016

Prawo odwetu


          Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące!  Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie (Mt 5,38–42).
          Odczyt literalny wskazuje na utopijny charakter tekstu. Każdy ma prawo do obrony, i jest to odruch naturalny. Tak widzieli to nasi przodkowie. Ustanowili w tym celu prawo talionu (odwetu). Kara równa uczynkowi, sankcja identyczna skutkom przestępstwa. Oko za oko i ząb za ząb! (tamże).
         Słowa Jezusa muszą jednak znaczyć coś więcej. Przede wszystkim Jezus wskazuje, że nie zawsze prawdą jest to, co się człowiekowi zdaje. Często prawda jest zakorzeniona głęboko i jest ukryta w wielu warstwach. Odwet jest jedynie wyrównaniem rachunku. W późniejszym oglądzie, kara niczym się nie różni od uczynku poza motywem. Kara ma w sobie również pierwiastki zła. Czyni również krzywdę, ból, stratę. Odwet nie buduje, a wręcz przyczynia się do dalsze destrukcji.
        Słowa Jezusa opierają się na idei czynienia dobra ze złych uczynków. Na tym opiera się fenomen nauki Jezusa. Dla słuchaczy było to niepojęte. Dla nich każdy zły uczynek musi kończyć się karą. Jezus odwraca prawo do góry nogami. Jak przekazuje, zły uczynek już tak wiele złego uczynił, że wystarczy. Trzeba przerwać niszczący nurt zła.
         Jezus idzie dalej. Każdy zły uczynek może być przykładem moralnego nauczania, że tak czynić nie wolno.
          Jeżeli na zło odpowiada się dobrem, zło się neutralizuje, staje się nieatrakcyjne, głupie. Jest przedmiotem wstydu. Dobry uczynek wytrąca z rąk zawinionego argumenty. Idea Jezusa jest nie tylko piękna w sobie, ale jest mocnym narzędziem zbawczym. Inaczej mówiąc, to roztropność, mądrość w działaniu, niesamowity spryt. Zamiast podejmować walkę neutralizuje się zło.
          Propagując idee Jezusa można uchronić wiele istnień ludzkich, a funkcjonał dobra jaki jest wytwarzany może wiele uczynić dobra.
          Słowa Jezusa należy odczytywać metaforycznie. Głupi ten, kto trzyma się tylko przekazu literalnego.

wtorek, 18 października 2016

Chrzest pragnienia


          Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię - powiedział Jarosław Kaczyński.
          Takie zdanie mógł wypowiedzieć tylko człowiek o wyjątkowej bezduszności. Rozumiem motywy wypowiedzi. Pochodzą one z nauki Kościoła o skuteczności chrztu świętego. Pan J. Kaczyński nie wie, że jest coś takiego jak chrzest pragnienia, które skutkuje podobnie jak normalny chrzest. Każda osoba, w chwili zagrożenia życia dziecka może dziecko ochrzcić w dowolnym miejscu i czasie. Trzeba jedynie spełnić dwa proste warunki. Na czole chrzczonej osoby należy nakreślić znak krzyża i wypowiedzieć słowa: Magno gaudio Ecclesia Dei te excipit (Kościół Boży przyjmuje cię z wielką radością).
          Warto zdać sobie sprawę, że chrzest skutkuje wcieleniem ochrzczonego do Kościoła Chrystusa. Chrzest jest sakramentem, który jest widzialnym znakiem niewidzialnej Łaski. Prawdą jest też, że sakramenty zostały sformułowane przez człowieka, a nie Stwórcę. Niektóre przez samego Jezusa. Kościół forsuje nadprzyrodzone źródło sakramentów. Rzecz w tym, że 12 sakramentów, które funkcjonowały w średniowieczu sam ograniczył do 7. W Polsce króluje wielowiekowa tradycja, że chrzest warunkuje zbawienie. Trzeba odejść od tej opinii, bo ogranicza się tym Boże Miłosierdzie. Nie jest prawdą, że brak chrztu skutkuje wiecznym potępieniem. Pojęcie wiecznego potępienia należy schować jako dawną relikwie słowną.
          Nie jest dobrze uważać chrzest za swoisty folklor. Chrzest powinien wywodzić się ze świadomego wyboru do przynależności do Kościoła. To legitymacja duchowa. Nie ma fizycznego odniesienia do osoby. Przypisywanie chrztu niezwykłej roli jest nadużyciem religijno-fanatycznym i więcej przynosi szkody, niż jego brak. Bóg oczekuje na wszystkich, którzy urodzili się niezależnie od miejsca i przynależności religijnej. Tego jestem pewien.
          Zmuszanie matek do noszenia chorego płodu jest nieprawdopodobnie nieludzkie i taką opinię może wypowiadać człowiek, który przez swój statut człowieka wolnego nie ma pojęcia o prawdziwym codziennym życiu ani empatii, zwłaszcza do kobiet. Związek małżeński, tak oczekiwany przez młodych, jest miejscem doświadczeń życia wspólnotowego, o którym nie ma pojęcia człowiek nieżonaty. Małżeństwo zmaga się z trudami codzienności. Tysiące drobnych spraw, które absorbują niemal w całości życie. Nieżonatemu trudno zrozumieć, że trzeba wykonywać bez przerwy prozaiczne czynności dnia codziennego. Tak jak bogaty tak naprawdę nigdy nie zrozumie biednego, tak nieżonaty nie jest w stanie zrozumieć żonatego. Często czynności żonatego są przedmiotem ich żartów. No właśnie. Nic nie rozumieją.

poniedziałek, 17 października 2016

Przysięganie

          Jezus omawia ósme przykazanie: Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie, A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,33–37). Kto czyta ten tekst bez zastanowienia może błędnie odczytać egzegezę Jezusową. Głównie chodzi o to, że wypowiedzi ludzi powinny być jednoznaczne bez ukrytego drugiego dna. W przekazie słownym można ukrywać wiele innych myśli, które mogą być opatrznie zrozumiane. To powoduje niesnaski, kłótnie, pomówienia i pretensje. Fałszywa przysięga, po wykryciu, staje się przedmiotem wieloletnich kłótni. Ludzie urażeni nie potrafią sobie wybaczyć. Jak ona mogła powiedzieć, że mój synek jest niegrzeczny. Obraza może być dozgonna.
          Składanie przysięgi może być bardzo niefortunne i niewykonalne. Człowiek w trakcie życia zmienia się, dojrzewa, mądrzeje, a przysięga nadal obowiązuje. Często dochodzi do zerwania przysięgi. Najczęściej to boli. Ktoś zawierzył przysięgającemu. Tymczasem nie sposób przysięgi dotrzymać. Często materia przysięgi zestarzeje się i staje się nieadekwatna do sytuacji. Jezus odradza przysięgania, bo jest to przedsięwzięcie trudne i czasem niewykonalne. Sam jednak zachęca do wierności Bogu: lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi (tamże). Jezus przekazuje też myśl o ludzkich ograniczeniach i słabościach. Tak to już jest. Człowiek z jednej strony jest wielki, a z drugiej słaby jak osika. Ten paradoks tłumaczy dialektyka, pochodząca z Bożego planu. Przez stałe pilnowanie się, stałą czujność człowiek może uniknąć życiowych pomyłek. Trzeba ciągłego wsparcia w modlitwie i samokontroli. Resztę trzeba zostawić Bogu.

niedziela, 16 października 2016

Nie cudzołóż


          Jezus kapitalnie uzupełnił szóste przykazanie: Nie cudzołóż (Wj 20,14; Pwt 5:18). Przekaz literalny jest w zasadzie banalny. Za nim podąża jednak niezwykła myśl: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28). Nie do końca jest to prawdą, że nie może mężczyzna zerkać na kobiety. To odruch naturalny, bardzo głęboko osadzony w naturze mężczyzny. Powiem więcej, mężczyźni są skazani organicznie na ten odruch, który został im przypisany przez Stwórcę. Jezus przywołał myśl, ale bardziej mu zależało na przekazie intencji człowieka. Grzech rodzi się w sercu  i w umyśle, tam gdzie brak uporządkowania. Wszystko jest dla ludzi, ale to człowiek dozuje emocje i dane doznania. Człowiek powinien mieć hamulce i panować nad pożądliwością. Same akty płciowe to działania mechaniczne dające jedynie przyjemność fizyczną. Grzeszne są natomiast działania powodujące cierpienie innych. Poza tym, owocem może być nowy człowiek, który nabiera praw do prawowitego ojca i matki. Tak więc podejmując działania seksualne należy dostrzegać ewentualne skutki. Sama grzeszna myśl obrazuje ewentualne zagrożenia. Jezus wzmacnia wypowiedź słowami: Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.  I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła  (Mt 5,29–30). Tym samym pokazuje, że Jego wypowiedź na temat cudzołóstwa jest gradientowa, wyostrzona, może przesadna.  Ważny jest skutek postępowania, jak np. Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo (tamże). Mężczyzna, który oddala swoją kobietę, a ona odda się innemu mężczyźnie jest współwinny jej cudzołóstwa. Kobieta, która unika zbliżenia, bez większego powodu, ponosi winę za cudzołóstwo męża. Małżeństwo poza miłością jest kontraktem, w którym spełniane winny być wzajemne obowiązki. Dość często, z przyczyn prozaicznych, kobiety unikają zbliżeń. Np. wstydzą się swojego starzejącego ciała. Po okresie przekwitania tracą ochotę na współżycie. Mężczyźni odwrotnie, próbują zwiększoną aktywnością przedłużyć swój naturalny pociąg. Mężczyźni pozbawieni tego naturalnego instynktu łowczego niewieścieją. Kobiety oddalające seks od siebie stają się mniej sympatyczne. Przeważnie  kpią sobie z mężczyzn, traktując ich jak trutni. Do tego często przypisują im głupotę, brak empatii itp.
          Zaradzić niedoskonałości starczej  można przez "dobry dotyk".  Ciało może i stare, ale receptory opuszek palców mogą przenosić dobre emocje, poczucie miłości, przywiązania. Trzeba być blisko siebie i to dosłownie. Okazywać współmałżonkowi/współmałżonce uczucie zjednoczenia serc jest obowiązkiem związku.

sobota, 15 października 2016

Komórki macierzyste


          Najnowszym osiągnięciem człowieka jest wykorzystania komórek macierzystych do regeneracji chorych tkanek. Zaczęło się niepokojąco. Źródłem ich były zapłodnione ludzkie embrionalne komórki. Powszechnie przyjęta etyka słusznie zabrania badania na żywych płodach. W Singapurze uznano jednak, że do czternastego dnia, zapłodniona komórka jest na tyle w wstępnej fazie rozwoju człowieka, że można przymknąć na to oko. Świat krytycznie ustosunkował się do singapurskich badaczy. Na szczęście odkryto (też w Singapurze), że źródłem komórek macierzyńskich są też ludzkie pępowiny, które po odegraniu swojej roli są zbędnę. Świat otrzymał ogromne narzędzie regeneracyjne. Komórki macierzyste wprowadzone do chorego organu powodują powstawanie komórek nowych – zdrowych. Chore komórki zostają wyparte.
          Aby nauka doszła do tego punktu, zginęło wiele zapłodnionych komórek. Czy słusznie? Dla niektórych odpowiedź jest prosta – dokonano zabójstwa. Dla innych to koszt postępu. Zginęło wielu, aby inni mogli żyć. Kto ma rację? Odpowiedź trzeba szukać w nauce Chrystusa. Czy On wypowiadał się na ten temat? Nie, ale Jego nauka zawiera w sobie prawdy uniwersalne. Znaczącym przykładem jest zbawienna śmierć Jezusa. Jego Ofiara krzyża pozwoliła uratować wiele istnień ludzkich. Innym przykładem są słowa Jezusa o śmierci Łazarza:  Ta choroba nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej, aby był uwielbiony Syn Boży przez nią (J 11,4).
          Od dawna wiadomo, że życie ludzkie nie jest cacy. Życie, jako zdarzenie jest procesem burzliwym. Widać to dobrze w świecie zwierząt. Jeden zjada drugiego, aby przeżyć. Wiele organizmów żyje po to, aby stanowić karmę dla drugich. Przyroda jest rozrzutna. Z jednego kasztanowca, który wydaje tysiące kasztanów może nie narodzić nawet ani jeden nowy kasztanowiec. Ile ginie plemników, aby narodził się jeden człowiek? Bądź co bądź, za tym stoi Stwórca. Jeżeli to od Boga pochodzi, to nie warto o tym dyskutować i się spierać. Tak jest i tak powinno być. Człowiek niech nie wychodzi przed szereg. Na niewiele to się zda. Człowiek powinien wykazać się rozsądkiem.
          Jestem przeciwnikiem aborcji, ale dostrzegam w ludzkiej komórce dopiero co zapłodnionej brak rozeznania i świadomości. Kilkudniowy zarodek nie ma nawet wyrobionego instynktu obronnego. Może naukowcy singapurscy mieli trochę racji. Trzeba rozważyć i przyjąć, że postępu nikt nie zatrzyma. Ciekawość ludzka jest bezgraniczna. Czy Bóg to przewidział? Cosik mi się zdaje, że tak. Sam pokazał w swoich projektach życiowych rozrzutność twórczą. Nienarodzone duszyczki Bóg zagospodaruje. Ważne, aby nie cierpiały. Nie były one świadome sytuacji, ani nie odczuwały bólu. We wszystkim musi być zachowany rozsądek. On jest gwarantem, że Stwórca będzie z nas zadowolony.
          Pomysł, aby karać za aborcję jest nadgorliwością parlamentarną i chwytem reklamowym rządzących. Wara, aby prawodawca zażądał ode mnie prawnie np. obowiązkową wymianę trzustki, która jest chora. Nic im do tego. To co we mnie, jest moje i tylko moje. Mam ochotę wypić piwo, to wypiję.

piątek, 14 października 2016

Dwie strony medalu


          Reżyser Andrzej Żuławski powiedział w wywiadzie: Religie są zakałą ludzkości. A ja powiem, że religie są niezwykłym fenomenem ludzkości. Jak możliwe są tak dwa skrajne opinie. Odpowiedź można znaleźć w Ewangelii Mateusza: Nie mniemajcie, żem przyszedł dawać pokój na ziemię; nie przyszedłem dawać pokoju, ale miecz (Mt 10,34). Wszystko co jest warte zachodu, co ma w sobie wartość narażone jest destrukcje. Gdyby była to rzecz błaha nie byłoby pytania.
          Jedną z tajemnic porządku ludzkiego i sposobu życia jest nieustanna walka przeciwieństw. Na ten temat pisał już grecki filozof Heraklit. Wierzył w jedność przeciwieństw, twierdząc, że „droga w dół i w górę jest jedna”. Każdej rzeczy można przypisać przeciwne właściwości: ciepło, zimno, jasność, ciemność. Był on prekursorem heglowskiej dialektyki. Teorie te ujawniają prawdę o dynamice życia. Wnioski są proste. W życiu muszą występować znaki sprzeciwu. Kłótnie, awantury, sprzeczki są w komponowane w ludzkie działanie. Dlaczego? Aby człowiek zmagając się z nimi tworzył dobro. Trzeba przyznać, że wniosek jest paranoidalny. Nie lepiej to spokojnie rozwiązywać ludzkie problemy? W tym rzecz, że taki pogląd jest utopią i marzeniem sennym. Życie jest ciągłą walką. Po cholerę? Bo tylko z jej dynamiki może urodzić się coś dobrego. Spokojne działania zostaną niezauważone, mdłe w swym oglądzie, natomiast wokół walki jest szum, ekspresja, reklama, podniety ducha – krew się gotuje. Jest głośno, sensacja. Tego potrzebuje człowiek, tego potrzebuje życie. Człowiek musi się napędzać, zdobywać góry, pokonywać przeszkody. W tym wszystkim osąd Boży będzie dotyczył formy działania. Dla Niego liczy się sposób osiągania celów oraz użyte narzędzia etyczne. Człowiek wobec wyzwań musi podejmować decyzje. W tym rzecz, jaką podejmie.
          Andrzej Żuławski miał rację, że religia jest zakałą ludzkości. Historia to udowodniła. Na sumieniu ma miliony ofiar. Z drugiej strony, ile to owieczek zasłużyło na chwałę? Regułą jest, że tam gdzie występuje wielkie zło, rodzi się wielkie dobro o podobnym natężeniu i odwrotnie. Wszelkie wielkie inicjatywy religijne wywołują odruchy niechęci, agresję. Przykład z ewangelii: Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj!
         Wypowiedź Andrzeja ma też drugą stronę. Jak mówił: Bóg wie, czy Chrystus w ogóle istniał, ale gdy czyta się to, co rzekomo miał powiedzieć podczas kazania na górze, to są to wspaniałe słowa. Wszędzie powinno się je wyklejać.

czwartek, 13 października 2016

Postawa ortodoksyjna


          Ortodoksyjna postawa wierzących jest źródłem wielu nieporozumień. Najczęściej osoby te stają w obronie wiary i przyjmują postawę agresywną. Brak słownych argumentów merytorycznych czyni, że są zdolni do rękoczynów i przepychanek. Telewizja wielokrotnie pokazuje agresję wiernych np. pod siedzibą Radia Maryji, pod Pałacem prezydenckim i z wielu innych miejsc. Wierni są przekonani o swojej racji, a kult religijny traktują jako najwyższą powinność.
          Czy działania obrońców wiary podobają się Bogu? Nie sądzę. Brakuje w tym podstawowego przykazania miłości bliźniego. W ślad za tym idzie brak tolerancji.
          Naukę Jezusa należy nie tyle znać, co rozumieć i wdrażać. Niejednokrotnie w niej zawarte są głębsze myśli. Dobro z nich wynikające od samego Boga pochodzi. Dla przykładu, warto zapoznać się z tłumaczeniem przez Jezusa piątego przykazania: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: "Bezbożniku", podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz (Mt 5,21–26).
          Jak można odczytać, przykazanie nie zabijaj ma głębszy sens. Odbiór czysto literowy jest ubogi i często źle rozumiany. Omawiane przykazanie  jest jedynie hasłem wywoławczym. Prawda jest mocno zakorzeniona w przestrzeni Miłości Boga. Wszelkie działania winne być w przestrzeni tajemnicy istnienia Stwórcy. Intuicyjnie obejmuję Jego filozofię (przynajmniej tak mi się zdaje). Jest ona niezwykła i trudno do przekazania językiem ludzkim. Aby ją zrozumieć trzeba bardzo wgłębić się w istotę miłości. To co głosi Kościół jest namiastką tej tajemnicy. Przede wszystkim Prawda poznawana jest w sercu. Rzeczywistość Boska jest, póki co, odczytywana w najgłębszych zakamarkach ludzkiej świadomości, ducha, serca. Dobrym testem, czy pojmuje się idee Boga jest zrozumienie, że wszelakie dobro jakie jest udziałem człowieka od samego Boga pochodzi. To trudne, bo wydaje się, że to człowiek czyni dobro. Tymczasem jego udział jest w woli jego czynienia, natomiast esencja dobra jest pochodzenia boskiego. Czy można to zrozumieć? Proszę się postarać, a Prawda was wyzwoli (J 8,32).

środa, 12 października 2016

Jezus rewolucjonista


          Czy słowa Jezusa: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Przyszedłem nie po to, aby je znieść, ale wypełnić (Mt 5,17). Być może są prawdziwe, ale ich oficjalna egzegeza nie jest dokładna. W pierwszym odruchu poznawczym nasuwa się pytanie: dlaczego tylko Mateusz je zacytował?

          Znajomość warsztatu narracyjnego Mateusza tłumaczy treść. Mateusz za wszelką cenę chciał połączyć działalność Jezusa ze starotestamentowym przekazem i tradycją.  Mateusz usilnie forsował pogląd, że Jezus jest zapowiadanym przez Pisma  Mesjaszem. Ciągłość historyczna była potrzebna Mateuszowi do objawienia domniemanej koncepcji Boga. Wszystko zostało przez Niego przygotowane i wdrożone w życie. 

          Taka koncepcja determinacji umniejsza rolę Jezusa jako Człowieka. Według niej, nawet męka Jezusa została zaplanowana. Jezus miał być tylko narzędziem Boga.

           Koncepcja Mateusza może mogłaby być utrzymana, gdyby słowa cytatu Jezusa byłyby prawdziwe. Nawet niewielki wysiłek egzegetyczny daje pogląd, że Jezus był religijnym rewolucjonistą. Oczyszczał religię żydowską z ludzkich nadużyć. Tym samym bronił Ojca Niebieskiego od wizerunku Boga tyrana. Ostro, publicznie krytykował prawo żydowskie. Sam je niejednokrotnie ignorował (praca w szabat) i przekraczał. Wobec faryzeuszy zachowywał się wręcz agresywnie. Postawa faryzeuszy była przez Niego szczególnie piętnowana. Ich hipokryzja, zakłamanie, głupota była Mu szczególnie wstrętna. Faryzeuszom, kapłanom i uczonym w piśmie nie szczędził przykrych słów (plemię żmijowe). Jezus głosił nową jakość religijną.

           Jezus przewrócił etykę żydowską. Okrutne prawo starotestamentowe zastąpił swoim prawem Miłości. Pokazał inne oblicze Boga. Jego Ofiara Krzyża została przyjęta przez Boga-Ojca i stała się skuteczna. Jezus niesie swoją osobą wiedzę o człowieku i jego możliwościach. Stanowi też o człowieku i pokazuje jego wielkość. Ważna jest własna wola Jezusa, którą podporządkował woli Ojca. Być może Jezus realizował zamysł Ojca, ale uczynił to w pełnej świadomości i w wolności własnej woli. Jak mówił: Nowego ducha Ewangelii nie można wkładać w stare formy pobożności żydowskiej.

wtorek, 11 października 2016

Wspomnienia o ks. prof. J. Kudasiewiczu


          "Są też niektóre niezwykle piękne interpretacje napisane z wielkim wyczuciem teologicznym. Dam dwa przykłady: Jestem, który jestem (Wj 3,14) nazywa relikwią słowną i pięknie to zdanie komentuje, określając z jednej strony transcendencję Boga, a z drugiej Jego bliskość wobec ludu. Słowa Jezusa do Magdaleny: Nie dotykaj Mnie (Wulgata) tłumaczy: Chciał z nią pozostać w relacji wiary, a nie wiedzy".

           To fragment recenzji ks. prof. Józefa Kudasiewicza (KUL) jaką napisał do mojej książki BÓG NIE TAKI STRASZNY  wyd. Jedność rok 2009. Dzisiaj profesora już nie ma. Pozostała pamięć o wielkim i serdecznym człowieku. Kiedy oddałem mu rękopis do recenzji wydawniczej bałem się okropnie wyniku. Bądź co bądź, zaangażowałem naukowca z najwyższej półki. Pamiętam, że przyjął nie miło, choć szorstko. Rozmowa była raczej krótka i z mojej strony bezskładna. Po miesiącu oczekiwania otrzymałem telefon. Proszę do mnie przyjść. Miałem godzinę czasu. Piłem właśnie z sąsiadem piwo. Aby zniwelować zapach browaru wsadziłem do buzi jakieś cukierki i pognałem. Serce mi waliło, a w ustach miałem suchość.

           Kiedy otworzyły się drzwi seminarium oniemiałem. Ksiądz profesor przyjął mnie jak ojciec syna z całą ojcowską serdecznością. Daruję sobie tutaj usłyszane komplementy, ale chcę wspomnieć, co mi powiedział ważnego. Panie Pawle, pan musi pisać. Może napisałby pan katechizm?

           Książka BÓG NIE TAKI STRASZNY była moją drugą książką w której już przemycałem własne idee i interpretacje teologiczne. Już wtedy były one w małym konflikcie z oficjalną katechezą kościelną. Odważyłem się zapytać księdza profesora, czy nie rażą go moje nowatorskie myśli? Odrzekł – Ma pan do tego pełne prawo.

           Naładowany pozytywnie studiowałem, badałem i pisałem dalej. Po czwartej książce przeżyłem wewnętrzny szok. Uświadomiłem sobie, że muszę być uczciwy względem siebie. Otworzyłem się w pełni na własne myśli. Odrzuciłem bojaźń przed Kościołem. Wyzwoliłem swój umysł do oglądu fenomenologicznego. Zmieniłem wydawcę (tzn. założyłem własne wydawnictwo), aby nie być uzależniony od kościelnej cenzury.

           Pisząc 9-tą książkę zastanawiałem się nad słowami profesora: Może napisałby pan katechizm? Zadanie to przerastało mnie globalnie i organizacyjnie. Odłożyłem problem na przyszłość.

           Dzisiaj mając za sobą ok. 2 tys. krótkich wykładów na dwóch blogach internetowych, zdałem sobie sprawę, że właśnie zrealizowałem życzenie profesora. W nich ująłem prawie całość moich przemyśleń, co stanowi niejako moją katechezę.

poniedziałek, 10 października 2016

Andrzej Wajda


          Bardzo przeżyłem wiadomość o śmierci reżysera Andrzeja Wajdy. Nie wszystkie jego filmy przyjmowałem z entuzjazmem, ale miał prawo tworzyć według własnej wizji. Dla mnie to twórca polskiej szkoły filmowej. Choć technicznie odbiega od trendów zachodnich, to ma w sobie czysto polski charakter i polską duszę. Reżyser tworzył na miarę swojej osobistej natury. Andrzej Wajda to przedstawiciel inteligencji przełomu wojennego. Korzenie jego są osadzone w kulturze polskiej, kraju wyzwolonego. W nim zawarta jest subtelność, inteligencja, dobroć. Dzisiaj niewiele osób zachowało wrażliwość pokolenia reżysera. Dzisiaj inteligent nie jest równoznaczny z kulturą. Wielu polityków nie umie się zachować w codziennym życiu. Kultura zmienia swoje obyczaje.
          Andrzej Wajda jest mi szczególnie bliski. Spędziłem, jako chłopiec (6/7 klasa szkoły podstawowej) rok w teatrze krakowskim grając na scenie syna konsula Koriolana (nazwa sztuki Koriolan Williama Shakespeara). Wtedy pokochałem teatr i ludzi teatru. Poznałem ich wrażliwość i inteligencję. Pamiętam moje przemyślenia. Aktorzy mają okazję przekazywać tyle mądrych myśli, że siłą rzeczy je przyswajają. Dzisiaj wiem, że nie zawsze tak jest, ale miłość do aktorów i sztuki pozostał.
           W internecie przeczytałem kilka postów i komentarzy po komunikacie o śmierci artysty. Włosy się na głowie jeżą ile jest w nich chamstwa, nienawiści, wulgarności. Brak szacunku do osoby ludzkiej. Skąd to się bierze? Kim są ci internauci? Wstydźcie się ludzie małej miary.  Ja należę do młodszego pokolenia reżysera. Pozostała we mnie wrażliwość przodków. Całkowicie integruję się z Andrzejem Wajdą. Nie znałem go osobiście, ale pokochałem.
Żegnaj przyjacielu.

Futurologia


          Na co dzień tego się nie spostrzega, ale spojrzenie historyczne obejmujące już tysiące lat pokazuje trend rozwoju świata i człowieka. Na bazie oglądu historycznego  można powiedzieć, że świat zmierza do jakiegoś  konkretnego celu. Każde życie jest maleńkim trybikiem pewnej koncepcji Stwórcy. Czy można dziś odczytać końcowy zamysł Stwórcy? Raczej nie. Przyszłość jest tajemnicą. Człowiek jako istota inteligentna może jednak próbować ekstrapolować zdarzenia i dywagować nad przyszłością. W nich można rozróżnić elementy rozrywkowe (zabawa w futurologię), ale są i poważne badania naukowe. Z nich można poznać przynajmniej najbliższą przyszłość. Badania naukowe przygotowują grunt do zmian. Np. już dzisiaj opracowano wiele projektów zabezpieczających otrzymywanie ciekłych paliw (np. biopaliwa). Ropa naftowa wkrótce się wyczerpie. Pamiętam artykuły z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Siały grozą. Nie wyobrażano sobie świata bez ropy naftowej i przewidywano kataklizm przemysłowy. Dzisiaj to już nie jest problem strategiczny.
          Ważnym problemem jest nierównomierny przyrost naturalny. Białej rasy jest coraz mniej. Dominuje żółta. Czy biała rasa odpuści w swej hegemonii (rola przywódcza)?
           Przyszłość idzie w kierunku mikrotechnologii i nanotechnologii. Coraz więcej produkowanych jest zintegrowanych układów elektro-mechanicznych o wymiarach w skali  100nm – 100 μm. To spowoduje, że wiele urządzeń będzie można montować z kupionych gotowych elementów. Wokół nas coraz więcej jest czujników, kamer, radarów i innych podglądaczy. Świat człowieka ulegnie zmianie w sposobie bycia. Czy zachowane zostaną dotychczasowe wartości etyczne. Czy będą inne? W tym sęk, że będą inne. Człowiek będzie zastanawiał się nad własnym ciałem, w którym będzie można wymieniać prawie wszystkie organy. Przyrost naturalny będzie pod kontrolą ludzkich upodobań. Człowiek będzie dysponentem swojego losu i jakości życia. Choroby nie będą już tak dokuczliwe. Medycyna dojdzie do szczytu swojego rozwoju. Co pozostanie człowiekowi? Dylematy istnienia i sensu życia. Prawdopodobnie to będzie największym problemem przyszłych pokoleń.
          Wiedza podpowie, że człowiek to nie tylko ciało, które jest do modyfikacji, ale że człowiek jest istotą duchową. Świadomość ludzka będzie rozpoznawana jako coś ważnego w życiu człowieka. Ona będzie górować w życiu człowieka. Będzie poznane, że ona nie przynależy do świata biotycznego. To autostrada kontaktu ze światem nadprzyrodzonym. Wgłębianie się w świadomość wymusza wyjście poza strefę rzeczywistości. Czy świadomość może zostać zmodyfikowana przez chipsy i układy elektroniczne? Nie sądzę. To jedyna rzecz, w której człowiek nie jest wstanie nic zrobić. Owszem, świadomość może być ukierunkowana, ale sama w sobie należy do boskiego daru. Tam grzebać człowiekowi nie wolno, zresztą nie jest to możliwe.
          Człowiek musi sobie uświadomić kim jest naprawdę i czym dysponuje: Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata (Mt 5,13–14). Być może wiedza uchroni człowieka od niebezpiecznych projektów rozwojowych. Jeżeli człowiek w tej sprawie odpuści, prawa ewolucji zrobią swoje. Człowiek zmieni swój image. Może to się objawiać np. zanikiem kończyn dolnych, bo wszędzie będzie nas woził jakiś wehikuł.
          Prawdopodobnie uwaga człowieka skupi się na obiektach astronomicznych. Zacznie się poważna penetracja kosmosu. A co dalej? Mateusz cytuje: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą (Mt 5,18). Czyżby słowa te sięgały aż tak daleko w czasie?

niedziela, 9 października 2016

Dalecy krewni


          Najwyższy czas, aby człowiek spojrzał na zwierzęta jak na swoich dalekich krewnych. Łączą nas te same zasady życia biologicznego. Różnimy się tylko stopniem rozwoju umysłowego. Zresztą  różnice te dostrzega się również w ludzkiej populacji. Wśród ludzi są mądrzejszy i głupsi.
           Człowiek otrzymał możliwość racjonalnego myślenia, tym samym wysforował się na przywódcę biotycznego. Jeżeli tak, to oprócz przywilejów, powinien stać się opiekunem istot żywych, a nie tylko ich konsumentem i przywódcą. Człowiek dał sobie prawo zabijania:  Noe zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych złożył je w ofierze całopalnej na tym ołtarzu (Rdz 8,20).  Powołuje się przy tym na boskie słowa z Pisma świętego: Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm, tak jak rośliny zielone, daję wam wszystko (Rdz 9,3), choć początkowo były inne zasady:  I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem (Rdz 1,29).  Z biegiem lat okazało się, że jest to niemożliwe. Spożywanie mięsa stało się konieczne w cyklu rozwoju biologicznego: Polecił im jeszcze [Tirszata]: Idźcie i spożywajcie tłuste potrawy mięsne! (Ne 8,10).      
          Mechanizm rozwoju biologicznego nie jest do końca rozpoznany w dziele stworzenia świata przez Boga. Z punktu widzenia ludzkiego, zabijanie jest nieetyczne. Przyzwolenie jakie dał sobie człowiek uśpiło go na wiele stuleci. Czas jednak płynie i zmieniły się realia życia. Dzisiaj można stworzyć substytuty zastępujące mięso zwierzęce. Może Bóg dał człowiekowi zadanie naprawcze stanu rzeczy? Warto zastanowić się na tym. Już dziś można zauważyć powolne rezygnowanie z pokarmów zwierzęcych. Niektóre zwierzęta zostały też otoczone ochroną. Status konia uległ zmianie. Ostatnio traktuje się je jako zwierzęta towarzyszące, jak pies czy kot. To człowiek powinien rozumieć zwierzęta, a nie odwrotnie.
          Człowiek uwrażliwia się na cierpienie zwierząt. Pokazuje im coraz więcej empatii i czułości. Niedopuszczalne jest maltretowanie bezbronnych zwierząt jak np. w rzeźni w Witkowie koło Stargardu. Bite metalowymi prętami, rażone prądem, w końcu padają tratowane przez inne zwierzęta (jak pisze dziennikarka Onetu Alicja Wirwicka na twitterze). 
          Zwierze nie jest rzeczą. To żywe istoty.  Nie jest jednak dobrze przekładać większej miłości do zwierząt niż do człowieka, ale niedaleko jest podobieństwo uczuć. One potrafią być tak przyjazne i pełne ufności (koty, psy, delfiny i inne zwierzęta).  Nie ma serca ten, kto ma przyjemność w biciu zwierząt. Bite zwierzęta kulą się (okropny widok). Są całkowicie samotne i bezbronne. Nie rozumieją, co się dzieje. Nie wylewają łez, Nie widać u nich emocji, a jednak cierpią. Zachowanie ich jest wykładnią ich natury i stopnia rozwoju. Rozumny człowiek powinien to wiedzieć i nie żądać od nich rzeczy niemożliwych.
          Nie jestem wegetarianinem, ale coraz mniej smakuje mi mięso. Nigdy nie widziałem przyjemności w łowieniu czy polowaniu. Może warto zastanowić się nad tym problemem.

sobota, 8 października 2016

Osiem błogosławieństw cd.


Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8).

          Warunkiem zjednoczenia się Boga z duszą ludzką jest czystość natury duchowej. Podobnie jak warunkiem interferencji fal jest ta sama ich częstotliwość. Aby fale się nie znosiły, a wzmacniały, muszą być tej samej długości. Czy można doprowadzić do czystości serca, pomimo  ludzkiej słabości i skłonności do grzechu? To zaskakujące, ale można. Wystarczy mieć dobrą wolę, a już serce  oczyszcza się. Bez Bożego Miłosierdzia nie byłoby to możliwe. Bóg w miłości swojej dał człowiekowi narzędzia zbawcze. To niezwykłe. Wystarczy tylko chcieć. Gdyby człowiek zrozumiał dary jakie otrzymał od Boga nie miałby problemu z miłością do Boga.


Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 5,9).

          Wszelakie  napięcia życiowe powodują zaburzenia wszelakiej relacji. Stają się pierwszoplanowe. Oparte na emocjach tracą na obiektywności. Tylko  spokojne podejście do zagadnień daje gwarancje ich poprawnego rozwiązania. Pokój nie może kojarzyć się z bezczynnością. Trzeba czasem o pokój walczyć. Bogu miłe jest aktywne działanie do osiągnięcia pokoju i ładu. Bóg jest przykładem stabilnego ładu, a człowiek musi o ład walczyć, działać i zabiegać.  Pokój jest wzorcem, dla człowieka celem. Kto potrafi osiągnąć pokój ten ma możliwość poprawnej oceny sytuacji. Wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi, ale miano syna Bożego jest jego nobilitacją.


Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,10).

          Proszę zwrócić uwagę, błogosławieni nie są ci, którzy cierpią fizycznie czy psychicznie, ale ci którzy cierpią z ważnego powodu. Takim poważnym powodem jest niezawinione prześladowanie, gdy nie czuje się winnym. Prześladowaniu często towarzyszy całkowita niemoc.  Najtrudniejsze jest prześladowanie anonimowe. Ktoś powiedział i tym samym zaznaczył człowieka skazą. Człowiek uważany za trefnego czuje się jak zbity pies. Jego wołanie – jestem niewinny jest niesłyszalne. Osobiście przeżyłem takie zdarzenie. W latach 1981-1984 SB uważało mnie za człowieka Kościoła, a Kościół za pracownika SB. Ból nieprawdy musiałem znosić w sercu.  Jedyną pociechą było, że prawdę zna Stwórca. Cierpienie niezawinione będzie rekompensowane w niebie. W to wierzę:  Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.   (Mt 5,11–12).