Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lutego 2017

O co ci chodzi


          No właśnie. Jaki masz cel tak ciągle krytykując Kościół?



W krótkiej odpowiedzi.



          Naród żydowski przez 1000 lat odczytywał Boga. W wyniku powstała Tora (pięcioksiąg Starego Testamentu). Ok! Jak umieli tak zrobili. Poczyniono przy tym sporo przekrętów. Później Jezus Chrystus przekazał Prawdy odczytane w kontaktach duchowych z Ojcem. Okazało się, że trzeba wprowadzić wiele poprawek do wiary. Przede wszystkim Bóg nie jest cesarzem na obraz ludzki, nie karze, nie jest mściwy, ale pełen dobroci i miłości. Niestety nauki Jezusa zostały w części wypaczone przez sam Kościół, który powiela własne koncepcje teologiczne.

         Kiedy rodził się Kościół chrześcijański była okazja wyzwolić się od starotestamentalnego oglądu. Nie uczyniono tego. Cały bagaż niedoskonałości biblijnej został zaadaptowany przez Kościół chrześcijański. Trzeba było to jakość zagospodarować i przetworzyć na nowe idee. Kompilując materiał historyczny z naukami Jezusa Chrystusa uczyniono w większości karykaturę wiary. Pozostawiono w niej starotestamentowe anioły, szatana, domniemane monologi i dialogi z Bogiem, a wprowadzono dziewicze poczęcie, Niepokalane poczęcie, Zwiastowanie, rzeź niewinnych dzieci itd.

         Trzeba mieć odwagę uznać, że na wiarę trzeba spojrzeć według obecnej wiedzy. Szanując starą tradycję należy od nowa odczytać zamysły Boga, które są niezmienne. Ludzkość zdobyła nowe narzędzia poznawcze, wiedzę przyrodniczą, aparat logiczny o wiele bardziej rozwinięty.

         Moim celem jest przybliżenie się do Prawdy. Choć to ponoć dzisiaj niemożliwe, ale przyjdzie czas, że dogmaty zostaną zweryfikowane. To tylko kwestia czasu. Bez tego Kościół nie utrzyma się. Stanie się żałosnym powielaczem konserwatorskiej retoryki, coraz bardziej śmieszny, infantylny. Krytykując Kościół, bronię jego przyszłości. Pomimo, że znam jego wady zawsze był mi bliski. Jestem przeciwnikiem zakładania nowej sekty. Pokochałem Kościół i chcę być w nim nadal. Oczekuję jednak jego modernizmu i uaktualnienia. Ja tego z pewnością nie dożyję, ale ktoś musi o tym mówić już dzisiaj.

         Ktoś może powiedzieć, że wszystko to jest nic warte.  W tym sęk, że Bóg istnieje (wynika to z logicznej konieczności istnienia Przyczyny zaistniałych skutków). Jeżeli tak, to ma wobec stworzeń jakieś plany. Wyposażył człowieka w narzędzia odczytywania Jego zamysłów. Jak widać człowiek potrzebuje do tego sporo czasu. Trudno. Nie jest nam dane wiedzieć wszystko od razu. Trzeba powoli zbliżać się do Prawdy. To jest zadanie pozostawione ludziom.

poniedziałek, 27 lutego 2017

Życie seksualne


          Życie seksualne cieszy się szczególnym zainteresowaniem Kościoła. Podłoże tego jest dość złożone. Temat obrósł mitami. Historycznie nakręcał się i sam siebie w prowadził w absurd. Do dnia dzisiejszego Kościół nie może oderwać się od tych zagadnień i brnie w niebyt. Hipokryzja polega na tym, że samo Pismo święte pokazuje okresy dużej rozwiązłości seksualnej na przełomie wieków. Np. za czasów Abrahama można było mieć wiele żon i jednocześnie nałożnice. Sam Jakub miał dwie żony Lee i Rachelę. Ponadto dwie nałożnice:  niewolnice Bilhę i Zilpę. Wszystkie kobiety urodziły mu dzieci. Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni aby dostrzec w rodzinie Jakuba kwitnące życie erotyczne. Na kanwie tej opowieści można napisać nie jeden erotyk. Kościół okres ten traktuje dość pobłażliwie. Autorytet Pisma nie pozwala na krytykę istniejących obyczajów. Dopiero później temat ten wszedł na wokandę zainteresowań i stał się tematem szeroko omawianym.
          Na życie seksualne można spojrzeć dwojako. Kiedy nie ma emocji, podniety, można temat sprowadzić do swoistej mechaniki, ruchów posuwisto zwrotnych, którym towarzyszy reakcja chemiczna powodująca w mózgu poczucie zadowolenia cielesnego. Analiza moralna zjawiska mija się z celem. To zwyczajna adiafora (czyn moralnie obojętny). Budowanie na tym jakieś ideologii jest nieporozumieniem.
          Drugie podejście opiera się na namiętnościach. Wszelakie czynności seksualne nabierają swoistej wymowy. Nie mechanika jest ważna, co wszystko co dzieje się wokół niej. Można więc mówić o zdradach, nieczystości, miłości itd. Każda czynność, gest, słowo nabierają znaczenia. Seks staje się tematem życiowym, czasami pierwszorzędnym. W temat ten wkroczył Kościół. Rzecz w tym, że wszelkie prawa biologiczne obłożone zostały zasadami z nią sprzecznymi. To co było naturalne może być traktowane jako grzech. Człowiek zaburzył naturalność seksualną, zbyt angażując się w nią. Co gorsze, włączył do tego Boga. Własnymi nakazami i zakazami obciążył Stwórcę jako ich autora. To wielkie grubiaństwo i nieprzyzwoitość.
          Bóg zapewne inaczej widział ten aspekt ludzkiej egzystencji. Seksualność służy do prokreacji oraz do zacieśnienia więzów między małżonkami. Ponieważ jest łatwo dostępne i cieleśnie atrakcyjne stał się również przedmiotem uciech. Jak każda czynność w nadmiarze może szkodzić. Należy mieć więc rozsądek i poczucie odpowiedzialności. Bóg, oprócz woli dał człowiekowi rozum, aby się nim posługiwał. Nie należy z zewnątrz zbytnio ingerować, ale edukacją kierować młodych do postępowań słusznych. Zakazy i kary są najgorszym wyjściem z sytuacji. Prowadzą jedynie do buntu i działań przeciwnych. Tę mądrość nie posiadają ani Kościół ani rząd. Radosna twórczość legislacyjna w temacie seksualności pokazuje skalę zniewolenia człowieka, a przecież wolna wola jest największym darem od Boga. 

niedziela, 26 lutego 2017

Ateista lepszy od hipokryty


          Czy słowa papieża Franciszka: "lepiej być ateistą niż fałszywym chrześcijaninem, który prowadzi podwójne życie" zrobiły na mnie wrażenie? W zasadzie nie, dlatego, że od dawna myślę podobnie. Ateiści w zasadzie są otwarci, nie kluczą, nazywają fakty po imieniu, nie są zakłamani. Te przymioty, w dużym stopniu, powinny określać właśnie osoby wierzące. Niestety, wiara podana przez Kościół ubezwłasnowalnia. Osoby nie są do końca sobą. Kanony wiary krępują osobowość. Oczywiście nie jest to regułą. Ci którzy nie poddali się kościelnej mnemotechnice potrafią być krytyczni, odważni  w wypowiadaniu swoich racji. Papież Franciszek tym różni się od poprzedników, że sam nie wpadł w sidła konserwatyzmu kościelnego. Mówi jak myśli i to szokuje.  Nie oszukujmy się. Widać to jak na dłoni. Katolicy mają jakieś kompleksy moralne. Chodzą na msze, a po nich zachowują się tak, jakby w cale we mszy nie uczestniczyli. Deklarowanie się jako katolik i chodzenie na mszę świętą to za mało, żeby uważać się za dobrego człowieka. To słowa Franciszka. Papież ma świadomość, że część mówiących w ten sposób osób, wcale nie żyje według 10 przykazań.
         Hipokryzja jest widoczna w politycznej kampanii. Franciszek określił „skandalem” mówienie jednej rzeczy, a robienie drugiej. Dlatego też uważa, że katolik-hipokryta jest zdecydowanie gorszym materiałem człowieka niż szlachetnie postępujący ateista. Całkowicie się z tym zgadzam. Osobę przedstawiającą się jako głęboko wierzącą należy zweryfikować. Najczęściej są to osoby nietolerancyjne. Niestety, jest w tym paradoks. Osoby wierzące i uznające naukę Jezusa Chrystusa powinny być nastawione pozytywnie do wszystkich, a osobom grzesznym powinny udzielać wsparcia. To wynika z nauki Jezusa. Przede wszystkim trzeba być życzliwym dla wszystkich, a dla zagubionych szczególnie.
         Papież Franciszek nie jest lubiany przez wszystkich duchownych. Konserwatywni hierarchowie kościelni są zakłopotani jego wypowiedziami. Kurczowo trzymają się odwiecznych zasad i konserwatywnej retoryki. Z dystansem przyjmują jego słowa. To jest wygodne. Pokora wiernych daje im władze i poczucie ważności.
         Czasem myślę, że ci którzy deklarują swoją szczególną pobożność są biednymi, zagubionymi ludźmi. Fanatycznie będą bronić krzyża, a z nienawiścią obchodzą się z tymi, którzy myślą bardziej racjonalnie lub inaczej. Ich agresja jest niczym innym jak przejawem nienawiści, a to jest ciężki grzech.
          Żarliwość religijna powinna być w zasadzie ukryta, jako coś bardzo osobistego i cennego, a świadectwo swojej przynależności religijnej powinno się prezentować w godnym zachowaniu.   
          Modlący się politycy to swoiste theatrum hipokryzji, a to jest po prostu wstrętne, obłudne, niesmaczne.  Odbierani są przez lud, tak jak na to zasługują.
Niech im ziemia lekką będzie.

sobota, 25 lutego 2017

Zapowiedź dziesięciny


          Jakub syn Izaaka jest postacią charakterystyczną i znaczącą w Piśmie świętym.  To przede wszystkim człowiek czynu. Jak podaje Księga Rodzaju już w łonie matki był postacią walczącą:  A gdy walczyły z sobą dzieci w jej łonie (Rdz 25,22). Gdy się rodził trzymał swego brata Ezawa za piętę. Mimo swojej natury dynamicznej: Jakub zaś był człowiekiem spokojnym (Rdz 25,27). To świadczy, że nie postępował pochopnie, ale zastanawiał się nad czym co czyni. Można powiedzieć, że był roztropny. Autor przedstawia go jako ambitnego młodzieńca. Marzył o zaszczytach. Widząc jak jego brat lekceważy prawa pierworództwa postanowił je od niego odzyskać. Plan oszukania ojca udał się, otrzymał przywilej pierworództwa i uzyskał błogosławieństwo, ale musiał uciekać przed gniewem brata. Ezaw zrozumiał, że postąpił pochopnie. Ojciec nie cofnął danego Jakubowi błogosławieństwa:  Ezaw znienawidził Jakuba z powodu błogosławieństwa, które otrzymał od ojca, i taki powziął zamiar: «Gdy nadejdą dni żałoby po moim ojcu, zabiję mojego brata Jakuba» (Rdz 27,41).
         Na tle tego opowiadania przedstawione są obyczaje ówcześnie panujące (ok. XVIII/XVII wiek przed Chrystusem). W rodzinach panują zasady patrystyczne. Ważna jest przynależność plemienna i czystość rasowa.  Rebeka mówiła do Izaaka: «Sprzykrzyło mi się życie z tymi Chetytkami [synowe od Ezawa]. Jeżeli jeszcze Jakub weźmie sobie za żonę Chetytkę, czyli jedną z tych kobiet, które są w tym kraju, to już nie będę miała po co żyć!» (Rdz 27,46). Ojciec jest postacią dominującą. Czuwa nad rodziną. Karze i błogosławi. Matka działa sprytem, omija przeszkody. Prowadzi jakby własną politykę. Mężowi poddana, ale w jakiś sposób samodzielna. Posłuchaj więc mnie, synu mój: przygotuj się i uchodź do brata mego, Labana, do Charanu. Pozostań tam przez jakiś czas, dopóki nie uśmierzy się gniew twego brata. A gdy już przestanie on gniewać się na ciebie i zapomni, co mu uczyniłeś, wtedy dam ci znać i sprowadzę cię stamtąd. Czemu miałabym was obu jednocześnie stracić?» (Rdz 27,43–45).
          Podobnie dzieje się i dzisiaj. Bardzo dobrym przykładem jest moja własna rodzina. Żona w drobnych rzeczach "oszukuje" mnie jak tylko może. Ja udaję z kolei, że tego nie widzę. Zwykła gra pozorów. Głupotą jest wygrywać w drobnych sprawach. Należy ważyć co jest ważniejsze, spokój czy względny sukces zwycięstwa.
         Proroczy sen Jakuba z drabiną sięgającą nieba świadczy o jego marzeniach. Chciałby być on wielki, znaczący. Za swojego promotora przyjął najwyższy autorytet – Boga: Pan będzie moim Bogiem[...]. Z wszystkiego, co mi dasz, będę Ci składał w ofierze dziesięcinę» (Rdz 28,21). Tu pojawia się wątek wielkości ofiary na cele kultu. Dziesięcina to spora część majątku. Autorzy opowiadania zabezpieczają przyszłe koszty obsługi kultu, w tym budowy świątyń itd. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga (Rdz 28,22).

piątek, 24 lutego 2017

Modlitwa


          Ważnym elementem wiary i kultu jest modlitwa. Obrazowo można ją ująć następująco. Głos modlącego unosi się, odbija od sklepieniu nieba, wzmocnione duchem Bożym wraca, modlącego wzmacnia lub czyni inne dobra według prób modlącego i zamysłu Bożego.
           Różne są rodzaje modlitwy. Może być modlitwy dziękczynienia, uwielbienia, błagalne, przebłagalne, prośby, prośby w intencji innych. Każda ma własny scenariusz, ale wszystkie skierowane są ku Bogu. Bóg z pewnością odbiera ich treść. Ponieważ opierają się podkładzie dobra, Bóg nie może na nie nie reagować. Modlitwy dziękczynienia, uwielbienia i podobne są miłe Bogu. Na modlącego spływa żar boskiej miłości. Człowiek czuje się lepiej.
          W Piśmie świętym jest wiele przykładów pięknych i wzruszających modlitw: Panie, Boże pana mego Abrahama, jeśli taka wola Twoja, spraw, abym dopiął celu podróży, którą odbywam (Rd 24,42). A potem padłem na kolana i oddałem pokłon Panu; i dziękowałem Panu, Bogu pana mego Abrahama, że poprowadził mnie drogą właściwą, abym wziął bratanicę pana mego za żonę dla jego syna (Rdz 24,48).
         Modlitwy błagalne, proszące to czasem bardzo trudne zadanie dla Boga. On chcąc reagować musi tak czynić, aby w żaden sposób nie narazić woli innych. Matematycznie ujmując, Bóg musi rozwiązać układ równań i znaleźć na nie rozwiązanie. Wiadomo, że nie wszystkie równania mają rozwiązanie. W takim przypadku należy czekać na zmianę warunków. Wtedy Bóg może jedynie zesłać pocieszenie duchowe. Nie należy braku reakcji Boga odbierać jako sygnał, że Bóg nie chce pomóc. Bóg, z racji swojej natury, nieskończonego dobra, zawsze pragnie pomóc. To wynika również z miłości jaką Bóg otacza każdego człowieka. Bóg często zsyła inne rozwiązania. Są one niekiedy zaskakujące, ale z perspektywy czasu okazują się najlepsze i trafne.
        Jan Paweł II ujawnił, że miał taki okres w życiu, że nie chciał Panu Bogu "zawracać głowy" swoimi prośbami. Jak sam przyznał się – mylił się. Modlitwa to nie tylko prośby, to relacja. W trakcie modlitwy duch ludzki łączy się z Bogiem na autostradzie duchowej. Ta łączność jest zarzewiem zjednoczenia wiecznego. W tym aspekcie treść modlitwy jest mniej ważna. Liczy się samo trwanie przed Bogiem. To jest podłoże mistyki .
          Modlitwy ustne są najbardziej popularne. Wyższym stopniem mistyki jest modlitwa myślna. Kolejne stopnie prowadzą do zaślubin z Bogiem, to jest do pełnego zjednoczeniem się z Bogiem. Taką umiejętnością mogą się pochwalić nieliczni mistycy (Teresa Wieka, Jan od Krzyża i ww. innych).
          Kiedyś słowa biedaka zrobiły na mnie wrażenie. Zapytany jak się modli, odpowiedział – na różańcu. Pytający zapytał: dobrze, ale nie widzę go u ciebie. Odpowiedział: nie jest mi potrzebny, bo mam 10 palców.
          Poza modlitwami prywatnymi są modlitwy liturgiczne, zbiorowe, wspólne. Dla Boga jest to orkiestra duchowa niosąca ogromna energie dobra. Dobro jest wzmacniane ilością głosów. Warto uczestniczyć w tak pięknych ceremoniach.

Modlitwa różańcowa

          Ktoś powie – bełkot słowny. Myli się. Różaniec jest tylko narzędziem do prowadzenia melodii duchowej. Jednostajne zdrowaśki narzucają rytm. Słowa są najmniej ważne. Na nich jest unoszona żarliwość modlitewna.
          Ciekawą formą modlitewną jest trwanie przed Bogiem. Tu nie ma słów. Jest cisza. Mimo to, w tej ciszy jest ogromna siła pojednania. Nic nie przeszkadza, można skupić się na samym Podmiocie.
          Ktoś powie – to jest bez sensu. Ja nic nie czuję, szkoda czasu, zwykły bajer. Tak, dla tych, którzy nie mają wrażliwości duchowej. Kto potrafi kochać całe życie tę jedną, którą utracił, na pewno powie inaczej. Być może wszelakie niepowodzenia miłosne skutkują umiejętnością wrażliwości duchowej. Tego też trzeba się nauczyć w życiu.

czwartek, 23 lutego 2017

Kultura obyczajów


           Żydzi bardzo starali się zachować czystość rasy. Nie chcieli aby szczególne umiłowanie Boga ich nacji było rozdzielane na inne narody. Dlatego syn Abrahama (Abrama) poszukiwał żony w tym samym narodzie. I rzekł Abraham do swego sługi, który piastował w jego rodzinie godność zarządcy całej posiadłości: «Połóż mi twą rękę pod biodro, bo chcę, żebyś mi przysiągł na Pana, Boga nieba i ziemi, że nie weźmiesz dla mego syna Izaaka żony spośród kobiet Kanaanu, w którym mieszkam, ale że pójdziesz do mego rodzinnego kraju i wybierzesz żonę dla mego syna Izaaka» (Rdz 24,2–4). Syn Izaaka Ezaw odstąpił od tej reguły i był przez to potępiany. Historia jednak powinna zrehabilitować Ezawa. Nie miał on żadnych skłonności szowinistycznych (nacjonalistycznych). Był wolny od uprzedzeń i nie dał się zmanipulować ksenofobii religijnej. Jego postawa nie przeszkodziła mu być człowiekiem dobrym. Widać to wyraźnie jak wspaniale wita brata Jakuba, który wraca do domu od teścia Labana z całą swoją rodziną.
           Jakub (bogobojny) musiał przez całe życie kluczyć, mataczyć, walczyć z Bogiem, kłamać aby dochować wierności tradycji. Kościół dzisiejszy robi to nie inaczej. Słuchałem wypowiedzi księży w telewizji zapytanych na temat gejów. Jak bardzo się pocili, i dukali odpowiedzi, zasłaniając się względami dogmatycznymi i głosem Kościoła. Błędy doktrynalne trzeba usunąć w Kościele, bo liczy się prawda i to prawda bieżąca (na bazie obecnej wiedzy). Teza, że homoseksualizm jest chorobą nie da się obronić. Nie pora tu to tłumaczyć. Warto jednak zastanowić się jak urządzać świat, aby było miejsce dla tych, których natura obdarzyła innością.
          Przyznaję, że sam jestem ofiarą pewnej ksenofobii. Estetycznie odrzuca mnie widok np. całujących się mężczyzn, a nawet trzymających się za ręce (Araby). Rozumowo jednak dostrzegam problem u siebie. Nie wydaje mi się jednak, że mogę coś z tym zmienić, bo wychodzi to z wnętrza, w której mocno zakreślona jest ludzka płciowość i seksualność. Na bazie własnych doświadczeń jestem zwolennikiem takich przepisów prawnych, które by również szanowały moje ksenofobiczne nawyki. Musimy szanować się wzajemnie. Seksualność gejów, która razi heteroseksualnych winna być przeniesiona w alkowy. Oczywiście heteroseksualni nie powinny również publicznie obnażać swoje emocje seksualne. Cały problem można rozwiązać na gruncie kultury obyczajowej.
          Mimo ogólnego skostnienia doktryny chrześcijańskiej można zauważyć w niej przebłyski tolerancji. Widać to na przykładzie biblijnego wielożeństwa. W owych czasach wielożeństwo było podyktowane mniejszą ilością mężczyzn przez prowadzone działania wojenne. Z doktryny chrześcijańskiej wynika, że z zamysłu Bożego mężczyzna powinien być mężem jednej żony. O ten problem został zapytany sam Jezus. Odpowiedział szeroko: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?  I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?»  Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było (Mt 19, 4–8). Paweł Apostoł doda:  mąż jednej żony (1 Tm 3,2; 3,12, Tt 1,6).  Tolerancja jest stałym elementem życia człowieka. Bóg to wie. Dlatego wszelkie przejawy despotyzmu religijnego są wykroczeniem wobec zamysłu Bożego, jak również brakiem szacunku do człowieka.

środa, 22 lutego 2017

Heroiczna wiara Abrahama


           Powrócę jeszcze do wydarzeń ze wzgórza Moria: Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: «Abrahamie!» A gdy on odpowiedział: «Oto jestem» -  powiedział: «Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę» (Rdz 22,2). Bóg karze zabić syna w ofierze. Co prawda wszystko kończy się szczęśliwie, ale sam pomysł tej sceny wydaje się okrutny. Tymczasem hagiografowie na kanwie tej opowieści chcieli pokazać heroiczne oddanie się Abrama Bogu. Abram nie rozumiał dlaczego Bóg mu to czyni, ale Mu zaufał. Autorzy osiągnęli swój cel. Chrześcijanie poszli jeszcze dalej i odczytali w ofierze Abrama znaki ofiary Jezusa. Ojcowie Kościoła w Izaaku widzą typ męki Chrystusa - jako Jednorodzonego, którego daje nam Ojciec.
          Dokonałem niegdyś takiej próby egzegezy na dowolnym tekście. Odczytałem z niego w zasadzie wszystko co chciałem odczytać. Przypisywana Biblii warstwowość (zapowiedź ewangeliczna) jest przesadzona. Wiele zależy od inteligencji i zamysłów egzegetów.
          Zaangażowanie do opowiadania aniołów: Po czym Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama (Rdz 22,15) ubarwia tekst, stwarza klimat uroczysty i wzniosły. Trzeba zrozumieć i przyjąć, że są to tylko pojęcia konceptualne na potrzeby pewnego obrazu świata nadprzyrodzonego.
          Już od dawna poszukuję osób, które mówiłyby o religii językiem bez emocji. Tak zwyczajnie. Zwyczajność przekazu byłaby dowodem, że tematyka religijna jest zrozumiała. Tam gdzie sztucznie tworzy się atmosferę tajemnicy, tam pojawia emocja, która zaciemnia prawdę. Egzaltacje religijne wypatruję w kulcie. Wspólne modlitwy, a przede wszystkim śpiew (muzyka) tworzą szczególny klimat przeżyć duchowych. Trzeba jednak rozróżniać emocje od wiedzy religijnej. Wystarczy, że ograniczyć się do dwóch aksjomatów. Bóg jest logiczną konsekwencją skutków (rzeczywistość, ludzkie życie itd.). Jest On Istotą doskonałą i nie może postępować jak ludzie. On jest wzorem doskonałości. Treści opowiadań biblijnych są sprzeczne z tą tezą. Trzeba na Boga patrzeć inną boską perspektywą. Antropologizm biblijny w zasadzie Bogu uwłacza. Pierwszy aksjomat wywodzi się z logiki, drugi z wiary: Jezus Chrystus w jednym Akcie działającym..
           Dwa powyższe aksjomaty wystarczają, aby być wspaniałym chrześcijaninem i zmierzać do szczęścia wiecznego. Cała reszta (oprawa) jest niekonieczna. Moje słowa bardzo trudno przebijają się do wiernych. Większość katolików jest zadżumionych katechezą parafialną. Nie wiedzą, że są z manipulowani, niemal zaczarowani całym bagażem wiary, dogmatów, zakazów i nakazów kościelnych. Znam osoby, które nie chcą nawet czytać takich wywodów, bo grzech to wielki.  Osobiście uważam, że takie postawy nie są miłe Bogu. On stworzył ludzi wolnych. Ludzie sami rezygnują z tej wolności.
          Jestem przekonany, że perspektywą filozoteistyczną (rozumową) można osiągać wszystkie dostępne stany mistyki, a gruncie rzeczy, to o to chodzi. 

wtorek, 21 lutego 2017

Wieża Babel, Abram, Izaak


           Dla chrześcijan historia Noego ma jeszcze jedno znaczenie. Ewangeliści chcieli wykazać rodowód Jezusa wywodzący się od Adama poprzez Lameka, syna Noego Sema,  Nachora, Teracha, Abrahama, Dawida aż po Jezusa (Ew. Mateusza, Łukasza). Dwa rodowodu opisane w ewangeliach są jednak niespójne i świadczą przeciw ich prawdziwości historiograficznej.
           Opowieść o wieży Babel jest folklorystycznym opowiadaniem mającym wyjaśnić przyczynę różnorodności narodów i języków. Oto ludzkość po potopie oddala się coraz bardziej od Boga, dążąc do przekroczenia granic zakreślonych przez Boga. Gigantyczna budowla jest ucieleśnieniem tych niezdrowych dążeń. (Archeologia dotąd odkryła w Mezopotamii wiele podobnych wież). Karą za rosnącą pychę jest rosnące nieporozumienie między narodami. Uwzględniając całość Objawienia biblijnego mamy w tym opisie pierwszy człon typologicznego tryptyku; jego antytypem historycznym będzie jedność przywrócenia narodom przez Chrystusa w Jego Kościele.
           Trzeba rozróżniać interpretację tekstu Tory (PŚ) na użytek judaizmu i chrześcijaństwa. Żydzi mają swoją własną egzegezę całkowicie odmienną od chrześcijańskiej. To świadczy o łatwości narzucania różnych interpretacji tekstom biblijnych. Można to czynić wg własnego widzi mi się. Dając temu wiarę można narazić się na oskarżenie o fundamentalizm czy nawet infantylizm.
            Centralnym punktem wiary judaistycznej i chrześcijańskiej jest opowieść o powołaniu Abrama: Pan rzekł do Abrama (Rdz 12,1). Niektórzy teolodzy chrześcijańscy przyznają, że jest to ludzka koncepcja ujęta w formie opowiadania. W rzeczywistości nie ma tu prawdy historycznej. Postać Abrama i historia jego rodziny rozwiązuje dwie kwestie. Wskazuje źródło pochodzenia 12 pokoleń semickich oraz pokazuje naocznie relację Boga z człowiekiem. Opowieść ta powstała na kanwie kompilacji podobnych przekazów pochodzących ze starszych religii. Przykładem jest opis ofiary Abrama, jaką miał złożyć Bogu na stosie. Ofiarą miał być syn Abrama Izaak. Teolodzy chrześcijańscy dostrzegają w tym wydarzeniu bezwzględne posłuszeństwo Abrama Bogu, który jakoby nakazał to jemu uczynić. Wydarzenie kończy się szczęśliwie dla Izaaka. Zamiast syna Abram poświęca baranka. To tkliwe opowiadanie ma sens wyłącznie teologiczny.  Pokazuje relację między Bogiem a człowiekiem. W tym opowiadaniu Bóg ukazany jest jako postać dominująca. Bogu należy się bezwzględne posłuszeństwo. Ciekawe jak Bóg patrzy na tę sprawę, który poza miłością, niewiele żąda od człowieka. W sercach wiernych zakorzenił się natomiast strach przed Bogiem. Nie oszukujmy się. Większość wiernych boi się Boga.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Nadinterpretacja legendy biblijnej


           Wspomniałem, że ewolucjonizm ma w sobie elementy kreacjonizmu. To, że świat ewoluuje jest już powszechnie akceptowane. Nauka dała na to wiele dowodów. Mało kto wierzy już w kreacjonizm biblijny. W przypadku ludzi, ze względu na ich też naturę duchową wydaje się możliwe, że Stwórca szczególnie uczestniczy w akcie twórczym człowieka. To wyróżnienie dostrzegalne jest  w  wielu przypadkach, nie tylko w Piśmie Świętym. To zagadnienie jest przedmiotem wiary, które jest mocno zasadne. Nie ma na świecie, poza człowiekiem, istoty które by miało rozeznanie epistemologiczne. Mówiąc inaczej, człowiek wie, że wie. Jedynie człowiek potrafi mówić o własnym istnieniu. To wyróżnienie człowieka wśród bytów stworzonych jest symptomatyczne. Jesteśmy zdolni również do rozpoznawania, w pewnym stopniu, świata nadprzyrodzonego. To świadczy o szczególnej roli człowieka, a więc trudno się dziwić w ten aspekt wiary.

         Nie należy zbyt pochopnie uważać, że Bóg kreuje konkretną osobowość. Korzysta On z rachunku prawdopodobieństwa i losowego doboru cech, tak aby na świat przychodziły osobniki różne, o różnych zdolnościach i przymiotach. Bóg z pewnością czuwa nad procesem ewolucji, są pewne przesłanki, które o tym wskazują. Dopuścił jednak działania ludzkie, które też są odpowiedzialne za nowe potomstwo. Z pewnością narażę się niektórym, ale uważam, że używanie chemicznych środków (pigułki hormonalne i inne) przeciw ciąży ma wpływ na zdrowie noworodka. Znam wiele młodych dziewcząt, które cierpią przez zawinioną bezpłodność.

            Nie przez różne zakazy, ale właściwą, szeroką edukacją należy rozwiązywać problemy antykoncepcji. Zbyt wczesne współżycie jest zagrożeniem pewnego porządku biologicznego. Po za tym, zmienia się charakter aktu twórczego na rozrywkowy. Jeżeli proporcje są niezrównoważone prowadzi to do anomalii.

          Dzieje potopu opisywano już w starszych religiach niż judaizm. Hagiografowie zapożyczyli ten tekst nadając mu inną oprawę i rozumienie. Potop jest opisem powodzi zesłanej przez Boga i obejmującej całą ziemię. Opisana jest historia Noego w ścisłym związku z Bogiem, który karze i wynagradza. W ostateczności zawiera z człowiekiem Przymierze.

         Treść opisu służy głównie do pokazania relacji człowieka z Bogiem. Doszukiwanie się faktografii wydarzeń jest bezcelowe. Historia Noego była poddawana krytyce nawet przez późniejszą tradycję rabiniczną. Poddawali oni w wątpliwość prawość Noego i jego roli. Rozważano również podział zwierząt na czyste i nieczyste, które Noe zabrał na arkę.

         Pisarze wczesnochrześcijańscy (Augustyn, Hieronim, Hipolit, Orygenes) tworzyli alegoryczne opowieści o Noem i arce. Tak rodził się pewien klimat wiary chrześcijańskiej skażony nadinterpretacją legendy biblijnej.

niedziela, 19 lutego 2017

Proroctwo wsteczne


           Jak wspominałem Księga Rodzaju jak i inne księgi są proroctwem wstecznym, czyli opisem zdarzeń wcześniejszych. Proroctwo wsteczne jest przepowiednią, tyle że dotyczy przeszłości. Dla Żydów i chrześcijan znaczy też głos boży. Pomijając podejście wyznaniowe, proroctwa wsteczne są interpretacją zdarzeń według oglądu ludzkiego. Na podstawie natchnienia, inteligencji, intuicji lub konkretnej koncepcji stworzono historyczną dramaturgię. Ona miała służyć wielu rzeczom. W ogólnym zakresie:
– Pismo święte jest dowodem Objawienie się Boga.
– Ujawnia relację Boga z człowiekiem. Przemawia głosem. Hagiografie jedynie
   spisują przekazane treści.
– Pokazuje zamysł Boga odnośnie narodu wybranego.
– Przekazuje boską moralność
– Uczy człowieka dobra, potępia zło.
          Na podstawie aksjomatu, że jedynym generatorem dobra jest Stwórca można przyjąć, że Bóg uczestniczy w opracowaniu ksiąg świętych. Pismo święte jest źródłem wszelakiego dobra. Niektórzy mówią, że Bóg jest współautorem pism i je uświęcił.
           Patrząc pod tym kątem na treść Księgi Rodzaju historia Adama i Ewy jest kopalnią wiedzy na wiele tematów.
           Ukazuje stworzenie człowieka (kreacjonizm). Sam Bóg bezpośrednio uczestniczy w akcie stwórczym, co nobilituje podmiot. Raj jest pierwotnym stanem szczęścia, które wywodzi się od Boga i zapowiada takie samo, gdy zakończy się życie na ziemi:  póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty (Rdz 3,19). Hagiografowie ujawniają źródło zła. Utożsamiają go z istotą anielską upadłą. Pokazana jest skłonność człowieka do grzechu, jego upadek, a zarazem zapowiadana jest pomoc jaką Bóg człowiekowi udzieli. Przez grzeszność życie ludzkie będzie obarczone trudami. Drzewo poznania dobra i zła obrazuje granicę, której człowiek nie powinien przekraczać.
          „Drzewo życia” jest symbolem wiedzy o życiu wiecznym. Mówi o nieśmiertelności. Człowiek opuszczając Raj traci możliwość zdobycia informacji o  tajemnicy życia wiecznego i znajduje się na drodze do śmierci. „Drzewo życia” jest dowodem na istnienie pewnych mechanizmów w świecie nadprzyrodzonym. Mechanizmy te potwierdzają, że nawet Bóg nie może ich zmieniać (w bajkach natomiast wszystko jest możliwe). One po prostu są. Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia (Rdz 3,24).  Autorzy chcą pokazać co utracił człowiek, jakie miał możliwości w stanie pierwotnym, gdy przebywał w Raju. Człowiek sam pozbawił się uprzywilejowanego stanu, pierwotnej wielkości, jaką posiadał.
         Ta część Księgi Rodzaju pokazuje ówczesne rozeznanie pochodzenia: świata, człowieka, zła,  i inne. Z dzisiejszej perspektywy wiedza ta jest fałszywa. Kreacjonizm należy zamienić na ewolucjonizm (z elementami kreacjonizmu), a zło wynika ze stanu niedoskonałości stworzenia. Czytanie tej części literatury biblijnej jest pouczające od strony moralności.

sobota, 18 lutego 2017

Źródło pochodzące z wewnętrznego sanktuarium


           Tora jest księgą ukazującą wielkie pragnienie kontaktu z Bogiem. Choć  jest niewidzialny, był i jest wyczuwalny duchowo. O tym nie trzeba przekonywać. Najlepiej wiedzą sami zainteresowani. Bóg jest dla nich kimś bardzo bliskim. Niekiedy rodzi się z Nim wielka zażyłość. Gdyby można było pozostać z Bogiem w relacji  wyłącznie wewnętrznej, bez zewnętrznej egzaltacji i manifestacji byłaby to miłość platoniczna – najpiękniejsza, czysta, niczym nie skażona.

            Niestety, człowiek ma w sobie wiele skłonności. Jedna polega na potrzebie uzewnętrznianiu swoich uczuć. To co piękne wystawia się na pokaz publiczny, tym samym na ludzką ocenę. Ona powoduje, że niekiedy miłość blednie, osłabia się i traci pierwotny blask.

           Hagiografowie pisząc o miłości do Boga użyli obrazów, a więc uzewnętrznili ją, pokazali, opisali i tym samym sprofanowali. Chcąc przywrócić jej pierwotny blask użyto wszelkich środków literackich. W końcowych efekcie powstała poniekąd karykatura relacji z Bogiem (np. dialog wizualny). Wszyscy, którzy próbują odczytać prawdziwą relację z Bogiem muszą zaangażować na nowo całą swoją za Nim tęsknotę. Muszą uruchomić swoje sanktuarium duchowe, otworzyć się na sacrum. Wtedy czytanie Starego Testamentu spełni swoją rolę.

           Moim zadaniem jest pokazywanie warsztatu pisarskiego (od kuchni). Nie jestem jednak w stanie uwolnić się  od tego magnesu bożego, który powoduje, że bez przerwy wkraczam w duchowe sacrum. Kiedy piszę, do mnie, zaczyna przemawiać Bóg. Przyznaje się, że wielokrotnie zaczynałem wykład mając przygotowaną tezę, a kończyłem zupełnie inaczej (odkrywczo). Bóg mnie pociąga za sobą. Na bazie własnych skromnych doświadczeń duchowych rozumiem Jezusa Chrystusa. On poszedł za Bogiem całkowicie, duszą i ciałem. On zatracał się w Bogu. Tym sposobem sięgał po Boże tajemnice. Jezus rozumiał Istotę nadprzyrodzoną i mechanizm transcendentalności.  Każdy z nas doznaje podobnie  takie przeżycia. Najczęściej są one chwilowe i zagłuszane troskami życia codziennego.

       W czasach pisania Tory hagiografowie przeżywali podobne stany. Swoje przeżycia i doświadczenia próbowali opisać. Natrafili na niesamowite trudności. Brakowało słów do opisu tego, co czują. W końcu wybrali drogę metaforyczną w oparciu o legendy, mity, przysłowia, alegoria. Poszukiwali też wzorców w innych religiach. Na bazie tych prac powstała Księga (Tora), która z jednej strony jest wyrazem ich natchnienia, ludzkiej wrażliwości, a z drugiej ludzkiej pomysłowości.

       Począwszy od Adama i Ewy do zaludnienia przez Żydów ziemi Jerozolimskiej (krainy Kanaanu) cała opisana historia jest wstecznym proroctwem o podłożu mitycznym.  Owszem występują gdzieniegdzie wzmianki historyczne, ale są one sporadyczne i mocno nieścisłe.

piątek, 17 lutego 2017

Krok do przodu


          Hagiografowie nie mając pełnego obrazu świata nadprzyrodzonego odczytywanego w swoim sanktuarium duchowym uzupełniali go własnymi koncepcjami religijnymi. Ich poglądy były typowo ludzkie. Opierali się na własnej inteligencji, intuicji i rozsądku. W tym duchu poszli w rozwoju intelektualnym o krok do przodu. Rozeznali, że jest tylko jeden Stwórca Świata. Jeżeli były niższe eony duchowe to jeden Duch (Stwórca) wszystkim zarządza. Tak narodziła się religia monoteistyczna. Niestety, już na wstępie popełniono błąd traktując Boga jako władcę Świata na wzór władców narodów. Przestrzeń nadprzyrodzona oraz jej przymioty były jeszcze dla nich nieosiągalne. Jeżeli nawet Bóg podpowiadał w duszy autorom natchnionym, to było to dla nich nieuchwytne i niezrozumiałe. Natomiast przymioty ludzkich władców i królów były realne i widoczne gołym okiem. Tak też podobnie opisano Boga jako władcę sprawiedliwego, ale karzącego i nagradzającego. Wokół Boga musiał znaleźć się dwór istot duchowych (aniołów). Zło kojarzono z upadłym aniołem. Tak też w Piśmie Świętym zadomowił się szatan, który przybierał różne postacie (np. węża). Zapewne Bóg dostrzegał ludzkie błędy rozpoznawcze, ale z konieczności musiał zachować milczenie. Nie mógł wykrzyczeć swoich pouczeń jak zwykły człowiek. Bóg jest innej natury i nie posługuje się organem mowy. W Jego gestii jest podtrzymywanie świata w jego istnieniu. Na ile jest to skuteczne próbuje, drogą duchową podpowiadać człowiekowi jak należy postępować i żyć. W opatrzności swojej próbuje chronić dusze przed upadkami. Pociesza strapionych i ich wzmacnia. Skutek Jego działania zależy od odbiorców. On rozdaje równo, ale dar Jego musi być przyjęty, aby był skuteczny. W swym działaniu Bóg jest bardzo dyskretny. Działa w obszarze duszy. Rzadko przejawia działalność cudotwórczą. Za każdym razem musiałby łamać ład i porządek przyrody ustanowiony przez siebie.
          Hagiografowie nie znając do końca tej oczywistej prawdy wypatrywali interwencji Stwórcy niemal na każdym kroku. Nie widząc rezultatów, czynili gwałt na Bogu. Narzucili Bogu własne koncepcje z wymiaru ludzkiego. Historia tablic 10-ciu przykazań jest tego najlepszym przykładem. Własne prawo judaistyczne przedstawiono jako prawo boskie. Przypisywanie Bogu ich autorstwo jest kolejnym nieporozumieniem i nadużyciem.
          Bóg wywodzący się z natury duchowej może oddziaływać na podobną jaką jest w człowieku. Bóg nie wpłynie na żadnego zwierzęcia, nie podpowie mu jak ma czynić, co najwyższej skieruje go na inny tor. Z człowiekiem może nawiązywać relacje, ze zwierzętami  – nigdy!
          Człowiek widział wokół siebie panujące zło. Skąd się ono wzięło? Grzeszność jako skutek braku doskonałości nie była brana pod uwagę. To podejście filozoficzne. Filozofia rodziła się o wiele wieków później. Trzeba było doraźnie zatkać tę dziurę. Upadły anioł był wówczas genialnym pomysłem.  Powiązano go z Rajem. Szatan dał popis swojej aktywności. Układanka pasowała. Historia upadku Adama i Ewy na stałe zadomowiła się w umysłach wiernych.
            Ponieważ zło ludzkie obserwowane było we wszystkich pokoleniach usnuto karkołomną koncepcję grzechu pierworodnego, którego skutki przechodzą na następne pokolenia. 

czwartek, 16 lutego 2017

Biblijne legendy i mity


          Księga Rodzaju jest kompilacją kilku tradycji pisarskich.  Najstarsza tradycja źródłowa zwana jahwistyczną (J) powstawała ok. X w. przed Chr. w Jerozolimie. W okresie IXVIII w. przed Chr., po podziale królestwa izraelskiego opracowano tradycję elohistyczną (E), następnie deuteronomiczną (D, największy rozwój nastąpił wkrótce po reformie Jozjasza w VIIVI w. przed Chr. oraz podczas wygnania babilońskiego, ostateczne utrwalenie tej tradycji nastąpiło w czasach powygnaniowych) i kapłańską (P, początek drugiej połowy VI/V w. przed Chr.). Pięcioksiąg, który był zredagowany ok. 400 r. przed Chr zawierał kompilację ww. źródłowych tradycji.  Hagiografowie nie odrzucali różnych wcześniejszych tradycji, dlatego w Starym Testamencie zachowały się do dnia dzisiejszego różne opisy powstania człowieka. Końcowa redakcja Starego Testamentu zakończyła się z początkiem II, a końcem I wieku przed narodzinami Chrystusa.  Opisy niektórych zdarzeń dublują się. Egzegeci chwalą końcowego redaktora za jego uszanowanie wszelakich dokumentów. Prawda może być bardziej prozaiczna. W kompilacji łatwiej jest ukryć najmłodszą narrację. Większość dzieła (Tora) powstała dopiero w okresie niewoli babilońskiej. Redakcja była nastawiona na konkretne zapotrzebowanie. Chodziło o utrzymanie więzi w narodzie żydowskim. Tym cementem miała być religia. Chciano pokazać, że naród żydowski jest narodem wybranym przez Boga, i Bóg ma go w swojej szczególnej opiece. Kolejne nadużycie i wykorzystanie Boga do ludzkiej koncepcji. W tym celu opracowano haggady (legendy) opisujące żywo historię rodziny Abrahama. Z zapisków historycznych dysponowano różnymi informacjami  (np. katastrofy w  Sodomie i Gomorze), które wpleciono w narracje legend. Wykorzystano również obce legendy, które zmodyfikowane, włączono do kanonu wiary (np. ofiarowanie Bogu syna przez Abrahama).
          Historia 12 pokoleń ma również znamiona proroctwa wstecznego. Na bazie żyjących pokoleń pochodzenia judaistycznego skomponowano ich wspólne pochodzenie. Równie wątpliwa jest postać Mojżesza. Brak jakichkolwiek informacji pozabiblijnych. Nauka pokazuje, że exodus egipski jeżeli był, to był w bardzo małej skali. Hagiografowie stworzyli ogromne narzędzie propagandowe. Doskonałość pomysłu polega na tym, że haggada egipska splata się ze zdarzeniami historycznymi, które archeologia potwierdza. Potwierdza, ale dostrzega inny wymiar – o wiele, wiele skromniejszy. Opowieści biblijne same w sobie są arcydziełami literackim. Zawierają przede wszystkim ludzkie tęsknoty, nadzieje i pragnienia. Wierni przyjęli je z pełną aprobatą. Uwierzono w prawdziwość wydarzeń.
          Przez setki (ponad dwa tysiące) lat Żydzi czekają na Mesjasza, który przywróci im państwowość i wolność. Niestety Bóg nie okazuje zbyt wielkiej estymy. Żydzi zostali mocno doświadczeni przez los. Być może rozczarowanie spowodowało, że od IX wieku jawi się judaizm rabiniczny, który odszedł od pierwotnej wiary ojców. Bardziej niż Tora liczy się ich opracowanie talmudyczne. Zawiera on reguły etyczne z tzw. objawienia naturalnego. Niestety jest w nim również polityka wyznaniowa, która zmienia charakter świętych ksiąg.
          Jeżeli u czytelnika rodzi się pretensja do Boga, to znaczy, że do religii podchodzi się według ludzkiego wymiaru. Tymczasem pozwólmy Bogu pozostać na miejscu przez siebie wybranym. Świat nadprzyrodzony jest dla człowieka niepojęty. Należy Bogu zaufać, bo kto inny mógłby stworzyć świat lepszy?

środa, 15 lutego 2017

Tajemnica stworzenia


        Księga Rodzaju opisuje stworzenie świata (proroctwo wsteczne). Ze względów zrozumiałych nie podaje mechanizmów przyrodniczych, ale obrazuje dzieło Pana w sposób artystyczny. Nie chodzi tu o wiedzę fizykalną, faktograficzną, ale przeżycie nieprawdopodobnego wydarzenia – stworzenia. To poemat literacki, w którym należy szukać radości barw i muzyki literackiej. W niej, oprócz poetyki, zawarta jest też Prawda. Stwórcą świata jest Bóg. On jest. W Księdze Wyjścia autor kapitalnie ujmie odpowiedź Boga, kiedy Mojżesz zapyta Go: Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć? Bóg słowami autora odpowie Jestem, który Jestem (Wj 3,14). Czy ta odpowiedź zadawala? Mało powiedziane. To majstersztyk słowny. W trzech słowach ujawniona jest tajemnica Boga transcendentnego. Jego imieniem jest samo istnienie. Tego nie wymyślił zwykły człowiek. To odczytał wtajemniczony (natchniony).          

          W Księdze Rodzaju ujawniona jest wielkość człowieka. Człowiek został stworzony na podobieństwo Boże: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
na obraz Boży go stworzył
  (Rdz 1,27). Jezus uzupełni tę wiedzę pokazując na sobie kim na prawdę jest człowiek.

          Kiedy w Piśmie Świętym czytamy, że Bóg pobłogosławił to czy tamto, to należy dać temu wiarę. Bo za tym kryje się relacja Stwórcy do stworzenia. Bóg pobłogosławił cały świata, a więc Świat powstał z woli Boga. To Jego pomysł i Jego inicjatywa. Wśród wyróżnionych i pobłogosławionych jest istota ludzka. Księga Rodzaju ma charakter liturgiczny. To dzieło pozwalające chwalić Boga i nieść Mu dziękczynienie. Wszelkie usterki, ludzkie wstawki, błędy nie mają większego znaczenia. Owszem, warto oczyszczać tak wspaniałe dzieło z plew, ale już w takim stanie w jakim jest, to arcydzieło, nie ma w sobie równego.

          W Księdze Rodzaju Bóg określił rolę człowieka. Odczytanie tego sprawia trochę kłopotów, bo treść została zaszyfrowana w zawiłościach literackich. Nie szkodzi. Cieszmy się ówcześni, że możemy jeszcze coś odkrywać. Księga rozpracowana do końca służyła by już tylko archiwistom.

          Raj jest zapowiedzią przyszłego, eschatologicznego szczęścia. Oczywiście jest to obraz. Tak nie będzie wyglądało życie w niebie. To metafora. Ważne, że Bóg założył, że człowiek ma być szczęśliwy.

           Na tę Prawdę Raju nałożyła się ludzka koncepcja egzystencjalna. Człowiek doznawszy bólu i cierpienia, gdy poznał zło, musiał to ująć w Idei Świata doskonałego. Spartolił piękne dzieło radości, szczęścia i pochwalił się swoją miernotą, skłonnością do złego. Człowiek postanowił pokazać Boga na tle ludzkich poczynań. Pismo święte przejęło rolę dokumentalną. Autorom chodziło o pokazanie stanowiska Boga wobec ogromu zła.

         Na Bogu poczyniono kolejny gwałt. Zmuszono Go to zajęcia stanowiska. Tym razem Bóg nie bardzo przystał na tę nową rolę. Mój duch nie będzie na zawsze się spierał z człowiekiem (Rdz 6,3). Z braku pewnych informacji (Bóg milczał) zaczęto konfabulować i wkładać w usta Boga ludzkie zamysły. Najwięcej nadużyć jest, gdy autorzy używają zwrotu: Pan powiedział (Rdz 2,18; 3,1; 3.14; 3,22; 6,7; 7,1; 8,21; 11,6 12,1). Cytaty: Nie wolno wam jeść ze wszystkich drzew tego ogroduPonieważ to uczyniłeś, będziesz przeklęty wśród wszelkiego bydła i wśród wszelkich zwierząt polnych  i inne są pochodzenia ludzkiego. Autor natchniony odczytał jedynie tę pół prawdę: Nie będę więcej przeklinał ziemi z powodu człowieka, bo myśl serca człowieka jest zła od jego młodości. Nie wytracę więcej wszystkiego, co żyje, jak teraz uczyniłem (Rdz 8,21);

wtorek, 14 lutego 2017

Tajemnica zależności


         Zanim przejdę do omawiania niektórych tajemnic Pisma Świętego muszę  wyjaśnić tajemnicę, która nie jest specjalnie przez wiernych dostrzegana. Proszę wyobrazić sobie, że napisałem elaborat, który ozdobiłem klauzulą, że autorem jego jest sam Bóg. Wiadomość poszła w świat.  Wiele osób w to uwierzyło. Zakładam, że treść  elaboratu na tyle była dobra, że stała się przyczynkiem dobrych uczynków i wszelakiego dobra. Można to porównać z sektą religijną w tym dobrym znaczeniu.

          Jak już pisałem, generatorem "dobra" jako funkcjonału (dynamiczny obraz niebytu) może być tylko Bóg. "Dobro"  pochodzi od Istoty nadrzędnej, jest pochodzenia boskiego. Człowiek może jedynie, według swej woli, z tego dobra skorzystać, przywoływać go, gospodarować nim, dalej przekazywać. Rodzi się więc pytanie. Skoro elaborat jest przyczynkiem "dobra", to kto, tak naprawdę, jest jej autorem? Z rozumowania logicznego wynika, że jest nim  Bóg, a ja byłem jedynie Jego narzędziem. To, że wpadłem na pomysł  napisania elaboratu, nie znaczy do końca, że ja byłem jego prawdziwym autorem. Wszystko zależy od wartości pomysłu. Im mądrzejszy, tym więcej w nim pierwiastka bożego.  Jedynie słowa profanum należą do autorstwa ludzkiego.

          To ukryte współdziałanie Boga i człowieka (narzędzia) stanowi jedną z tajemnic zamysłu Bożego. Na co dzień człowiek tego nie dostrzega. Czuje się panem samego siebie. Ja to wymyśliłem, ja uczyniłem dobry uczynek itd. Tymczasem człowiek jest bardzo zależny od swojego Stwórcy. Jak pisze w Ewangelii Jana: Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało (J 1,3). Bóg bez przerwy uczestniczy w życiu człowieka.

          Mając świadomość tej zależności człowiek powinien pozbyć się pychy. Trzeba żyć w tej tajemnicy i realizować Boży plan.

          Powyższa tajemnica  wyjaśnia pochodzenie wszelakiego dobra na ziemi, w tym instytucje religijne. Każdy odłam religijny, który jest zarzewiem dobra, od Boga pochodzi. Kluczem rozpoznawczym jest ocena jego działalności. Proszę zauważyć jak prosty jest ten klucz. Ujawnia prawdę. Człowiek może z łatwością rozpoznawać pochodzenie danego zjawiska. Według prostego klucza płynie ogromna wiedza.

          Kiedyś pisałem, że w człowieku Bóg zainstalował narzędzia do Jego poszukiwań. Religia wywodzi się jakby od człowieka. To jest prawda. Z woli człowieka się wywodzi, ale wcześniej Bóg zainwestował w człowieku wszelakie potrzebne do tego instrumenty. Można odczytać, że Bóg chciał, aby takie zjawisko pojawiło się na świecie.

          Warto jednocześnie zauważyć, że wszelakie boskie inicjatywy kiedy przechodzą przez człowieka stają się skażone profanum (wynikająca z ludzkiej niedoskonałości).



         Kiedy wrócimy do tajemnic Pisma Świętego warto pamiętać o tej tajemnicy zależności. Będziemy musieli zmierzyć się z dobrem, ale i z profanum. Dla człowieka prawdą są obie prawdy. Jedna pochodzi z ideału boskiego, a druga z ludzkiej egzystencji. Dobro i zło idą ze sobą w parze.

          Mając za sobą ten krótki wywód można spróbować odpowiedzieć  sobie na pytanie, kto jest autorem Pisma Świętego?

niedziela, 12 lutego 2017

Poznawanie tajemnic wiary


          Tertulian (150–240) łaciński teolog z Afryki Północnej miał świadomość, mówiąc: jest tym samym szaleństwem, gdy przeto wierzy się, ze apostołowie wszystko wiedzieli, i nie głosili rzeczy między sobą sprzecznych. Jezus nauczał: Co mówię wam w ciemności, opowiadajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach (Mt 10,27). Inaczej mówił już Paweł: Lecz głosimy mądrość Boga w tajemnicy, zakrytą [mądrość], którą przed wiekami Bóg przeznaczył ku naszej chwale (1 Kor 2,7). W sukurs idzie mu Tertulian mówiąc o zachowaniu tajemnicy: Co więcej, ani nie mogliby nawracać Żydów, ani wprowadzać pogan, jeśli by nie wyjaśniali po kolei tego, w co chcieli, aby uwierzyli. Chrześcijanin powinien wchodzić w tajemnicę powoli i stopniowo. Każdym kolejnym krokiem powinien wchodzić głębiej w tajemnicę wiary. Sam proces powinien być sekretny. Ci którzy dostąpili już chrztu powinni być osobami wtajemniczonymi. Tertulian był zwolennikiem podejścia umiarkowanego do sekretu wtajemniczenia. Ani za wąsko, ani za szeroko. Przestrzegał też przed lekkomyślnym udzielanie chrztu, powołując się na słowa Ewangelii: Nie dawajcie tego, co święte psom i nie rzucajcie waszej perły wieprzom (Mt 7,6).

          Trzeba wiedzieć, że chrześcijanie starożytni byli oskarżani o haniebne praktyki w czasie swoich misteriów. Tertulian jednoznacznie nazywał to pomówieniami i plotkami. Jak twierdził nie ma żadnych świadków  tych wydarzeń.  Prawda jest natomiast, że misteria są sprawowane w ukryciu i nikt z zewnątrz nie może w nich uczestniczyć, a ich uczestnicy są zobowiązani do zachowania ścisłej tajemnicy. Tertulian powoływał się na podobieństwa innych kultów misteryjnych (Samotrackie, Eluzyjskie). Na straży zachowania tajemnicy misteriów wiary stało prawo ludzkie, wspólnotowe oraz boskie.

          Życie jest przekorne i wszelkie tajemnice budzą nieufność i rodzą plotki. Mimo, że Tertulian wskazuje, że Bóg troszczy się o swój skarbiec, to pewniejsze ukaranie zdradzających misteria jest w rękach ludzkich, np. przez wykluczenie z instytucji inicjacji.
          Tertulian poszerza zakres tajemnic do życia codziennego chrześcijan: Waszymi perłami są też zadania codziennego życia. Ta przestroga dotyczyła wierzących kobiet wychodzących za mąż za pogan. Nakłada na te kobiety obowiązek zachowywania tajemnic wiary, co jest poważnym obciążeniem w ich życiu. Innym wyjściem jest wciągnięcie małżonka na drogę wtajemniczenia i uczynienia go chrześcijaninem. Ważnym elementem wtajemniczenia jest przyjmowanie komunii św. w domu przed posiłkiem. Paradygmat Eucharystii był jednym z największych sekretów. Chrześcijanie chronili swojej tajemnicy kosztem własnego życia. To umiłowanie do Niej mocno zakorzeniło się w świadomości chrześcijan. W Polsce można zobaczyć postawy euforyczne. Można wiele poddawać krytyce. Temat Eucharystii, dla większości jest tematem  tabu. To sacrum samo w sobie. Żyje własnym życie. Nie ukrywam, że i ja (racjonalista) jestem pod wielkim wrażeniem tego sakramentu. Racjonalnie wiem, że jest to tylko znak niewidzialnej łaski, ale czuję, że posiada w sobie głęboką tajemnicę duchową. Ciało Chrystusa w znaku odczytywane dosłownie i z wielką estymą. 

sobota, 11 lutego 2017

Ustna forma przekazu


          To co jest napisane, nie daje się utrzymać w tajemnicy (Platon, EP. II 314b-c). Być może dlatego, tak wielką rolę w doktrynie odegrała ustna tradycja chrześcijańska. Bardzo ważny jest przekaz i jego sposób. Temperatura wiary wzrasta, gdy mówi o niej erudyta. Przy słuchaniu czytanego tekstu można zasnąć. Gdy słucha się żarliwą mowę – nigdy. Ustny przekaz mniej też podlega krytyce. W przekazie wiary liczy się sekretność,  o którą zabiegali gnostycy.  Kiedy trzech, czy wielu rozprawia na jakiś temat zazwyczaj brak wśród nich pełnej zgody. Każdy temat widzi inaczej.
          Traktaty na temat formy przekazu Ojców Kościoła (Ireneusz) wiary pokazują, że problem był rozważany. Walczono z gnozą (uważano ją za godną potępienia), ale też nie mogli się od niej całkowicie uwolnić. Siła tradycji była zbyt wielka. Nawet formuła chrzcielna wskazująca Ducha Prawdy, ze względu na swoją warstwę językową miała charakter ezoteryczny. Słuszność tradycji przekazu dostrzegano w sukcesji apostolskiej. Ona była gwarantem kanoniczności kanonów wiary.
          Pomimo Objawienia Syna Człowieczego zdawano sobie sprawę, że pojęcie Boga pozostaje tajemnicą. Klemens Aleksandryński powoływał się na pogański Egipt: Dlatego też Egipcjanie przed swymi świątyniami ustawiają Sfinksy, aby dać do poznania, że wiedza o Bogu jest pełna tajemnic i trudna do pojęcia. W innym miejscu pisał: Dlatego sposób wykładania zasłaniający tajemnice jest jak najbardziej boski i niezbędny dla nas ze względu na prawdziwie świętą naukę, spoczywającą w niedostępnym przybytku prawdy. Przez przymiotnik "boski" sygnalizuje, że sposób wykładania zasłaniający tajemnice najbardziej odpowiada naturze Boga, która jest nieuchwytna poprzez poznania uprzedmiatawiające i dążące do panowania nad przedmiotem poznania. W konkluzji, tajemnice Boga winny pozostać w ukryciu. Należy więc chronić tajemnice przed próbami profanum. Powołuje się również na nauczanie Jezusa, który nie wszystkim odsłaniał tajemnice wiary. Wszelako [Pan] nie odkrył licznym rzeszom tego, co nie było dla nich przeznaczone, tylko nielicznym, o których wiedział, że przyjmą to godnie i że są w stanie pojąć i dać się ukształtować. Albowiem wszelkie tajemnice, jak nauka o Bogu, powierzane są słowu mówionemu, a nie pisanemu. I jeśli ktoś mówi, że napisano: " Nie ma nic zakrytego [...], to niech usłyszy i od nas, że Bóg obwieścił przez proroctwo, że temu, kto słucha w ukryciu, tajemnice będą odsłonięte, i kto zdolny jest pojąć, co mu podano w formie zasłoniętej, temu będzie ujawnione to, co zasłonięte jako prawda, a co dla licznych jest ukryte, to dla nielicznych będzie jawne. A dlaczego nie jest kochana sprawiedliwość, jeśli jest ona dostępna wszystkim? Bo przecież misteria przekazywane są w sposób tajemny tak, aby pozostało w ustach wypowiadającego nawet to, co się wypowiada; i raczej nie na głosie to polega, lecz rozważaniu (Stromateis I 12,2-5 - t 1, s. 10). To modlitewne podejście do poznania prawdy jest godne zastanowienia się.

piątek, 10 lutego 2017

Ezoteryzm gnostycki


          Ezoteryzm to dostępna wiedza dla wybranych. Podobnie definiowana jest gnoza (forma świadomości religijnej, narzędzia samozbawienia). Ezoteryzm gnostycki uprawiali Ireneusz, Hipolit czy Epifaniusz. Ireneusz mówił: Tym, których przez zwykłe pytania odwiedli od wiary i uczynili powolnymi sobie słuchaczom, opowiadają potem prywatnie swe niewypowiedziane tajemnice Pełni (Adversus Hareses III.15.2).
          Gnostycyzm był bardzo popularny w I wieku. Niezrozumiałość przesłania Jezusa, brak o Nim rzetelnej wiedzy powodowało, że uważano, że tajemnica wywodzi się z Bożej koncepcji. W Nag Hammadi odnaleziono głównie pisma gnostyckie. jak Apokryf Jana, Apokalipsa Jakuba, Apokalipsa Piotra i inne. Ewangelia Tomasza rozpoczyna się od słów: To są tajemne słowa, które Jezus żywy wypowiedział, a zapisał je Didymos Juda Tomasz. Ireneusz uważał potajemne nauczanie wybranych uczniów za normalne. Tajemne pouczenia wiązały się z godnością wybranych. Tajemnicą były nie tylko słowa Jezusa, ale i cała Jego Osoba. Ba, nawet imię Jezusa było tajemnicą. Ta atmosfera tajemniczości  miała wpływ na doktrynę wiary. Łatwiej było w tej atmosferze przyjmować niezwykłe konstrukcje teologiczne (preegzystencja Jezusa, troistość Boga, istnienie eonów, działanie aniołów i szatana). Wystarczyło zaznaczyć, że to tajemnica. W ten sposób wyrażano jakby akceptację na wprowadzenie do doktryny chrześcijańskiej pojęć o konstrukcjach niezwykłych. Do komentarzy biblijnych stosowano mistykę liczb. Panoszy się ona zresztą do dnia dzisiejszego. Wiedzę tajemną uważano za zbawczą. Gnostycy do tajemnic zbawienia nie dopuszczali nawet demiurga – według nich, Stwórcy świata.
       Ireneusz pisał, że gnostycy (jak Szymon Mag) w przekazywaniu tajemnej wiedzy posługiwali się magią i czarami. Podejrzewał również, że biorą za to pieniądze. Nie dziwią słowa Jezusa: Darmo otrzymaliście, darmo dajcie (Mt 10,8). Walentynianie (gnostycka grupa religijna istniejąca w II i III wieku stworzona około 135 roku  roku przez Walentyna i jego uczniów: Herakleona, Ptolemeusza, Markosa i Teodora) uważali, że samo  milczenie Boga jest Jego wielką tajemnicą. Wszystkie tajemnice Boga należy objąć milczeniem, aby nie nastąpiła profanacja.
          Co by nie powiedzieć, to wpływ gnostyków na doktrynę chrześcijańską był znaczny, ale można spotkać się też z opiniami przeciwstawnymi. Ignacy Antiocheński do mistyki milczenia zaliczał trzy tematy: dziewictwo Maryi, jej macierzyństwo i śmierć Pana. Zdaniem gnostyków Apostołowie znali ukryte tajemnice, które wyłączyli i trzymali w tajemnicy nauczając je tylko wybranym (doskonałym), którzy mogli pojąć nieznanego Ojca (z zapisków Ireneusza). Gnostyckie, tajne nauczanie nie było utrwalane na piśmie.

             Poza  przypadkiem opisanym w Ewangelii Jana: I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi" (J 8,7–8), Jezus nie napisał ani jednego słowa, choć nauczał i znał święte księgi. Dlaczego?  W czasach Jezusa przekaz ustny był nadrzędny nad pisanym. Można to dostrzec w słowach Papiasza: Zdało się bowiem, że z ksiąg nie odniosę tyle korzyści, ile z słów, drgających życiem (Eusebius , Hist, accl. III.39,4 przeł, A. Lisiecki). Czy Jezus podatny był na ten refleks historii? Czy nie widział dalej? Jak rozumiał dalsze losy swojego nauczania? To akurat jest Jego tajemnicą, ale  nie można Mu zarzucać brak rozeznania historycznego.  Jezus wiedział, że treść pisana, autoryzowana przez Niego, może stać się przedmiotem sporów i burzliwych polemik. Jezus przewidywał ciąg wypadków i zdarzeń. Można założyć, że znał  przyszłą koncepcję założycieli Kościoła? Gdyby Jezus zostawił po sobie jakichkolwiek ślad (materialny w formie pisanej) nie byłby już Bogiem wiary, ale artefaktem (historycznym, dowodem rzeczowym). To co wiemy o Jezusie-Chrystusie wiemy z przekazu innych. Mamy więc prawo do wątpliwości dokładności przekazu. Ta słuszna wątpliwość przemienia wiedzę o Jezusie w wiarę. Może na ujawnienie całej Prawdę było jeszcze za wcześnie?

czwartek, 9 lutego 2017

Symbolika w Apokalipsie św. Jana


         Apokalipsa św. Jana jest utworem pełen symboli, metafor i tajemnic. Dla dzisiejszych odbiorców może być trudniejsza niż dla ówczesnych. Jak sam autor stwierdził, pieczęcie na księdze objawień zostały złamane (Ap 6–8), a więc jej treść stała się dostępna. W dzisiejszym spojrzeniu często podejrzewa się istnienie utajonych sensów i pseudonaukowych sensacji. Z tego wynika pogląd o tajemniczości Apokalipsy.

          Z ciekawszych symboli ujętych w Apokalipsie jest liczba 666. Jak sam autor tłumaczy: Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć (Ap 13,18). Chodzi tu o jakiegoś człowieka, prawdopodobnie pochodzącego z władzy rzymskiej. W starożytności litery zastępowano cyfry. Po hebrajsku i grecku pierwsze litery alfabetu reprezentowały kolejno 1,2,3 itd., następne 10,20,30..., wreszcie 100,200,300. Jedna z aramejskich transkrypcji słów  "cesarz Neron"  (QSRNRWN0) daje wyrażenie równe 666 (100+60+200+50+200+6+50). Liczba 666 występuje w 1 Krl 10,14 (powtórzona w 2 Krn 9,13) i oznacza tam ilość talentów, jaką Salomon uzyskiwał rocznie przez podatki. Ta ogromna suma sugeruje eksploatację poddanych. W świecie starożytnym płacenie podatków to synonim podlegania władzy. Inna interpretacja tej liczby wyjaśnia, że jest to symbol niedoskonałości. Jeszcze inna interpretacja mówi o synonimie potwora, Bestii, bez jego identyfikacji.

          Dwanaście kamieni: A warstwy fundamentu pod murem Miasta
zdobne są wszelakim drogim kamieniem. Warstwa pierwsza - jaspis, druga - szafir, trzecia - chalcedon, czwarta - szmaragd,  piąta - sardoniks, szósta - krwawnik, siódma - chryzolit, ósma - beryl, dziewiąta - topaz, dziesiąta - chryzopraz, jedenasta - hiacynt, dwunasta - ametyst
(Ap 21,19–20) szlachetnych są synonimem imion dwunastu apostołów (podobnie jak liczba plemion Izraela). Inne interpretacje podają sens chrystologiczny, skrót od zwrotu Jezus Chrystus.

          Potwory, Babilon i wielka prostytutka (Ap 13, 17–18) odnoszą się do Rzymu. W czasach politycznej dominacji Rzymu pisarz nie mógł go wskazywać palcem  wprost  i określać jako potwora oraz prostytutkę. Autor liczył, że taki język aluzyjny będzie dla odbiorców przejrzysty.

          Ojcowie Kościoła przeważnie widzieli w tym potworze (Bestii) symbol Antychrysta.

          Siedem głów smoka kojarzono z poszczególnymi cesarzami. Prostytucja jest synonimem kultu pogańskiego. Dla odbiorców pochodzenia żydowskiego było to komunikatywne.

          Rzym był uważany za Babilon na pamiątkę zniszczenia Jerozolimy przez Babilończyków w 586 roku przed Chrystusem. Rzym zniszczył Jerozolimę i Świątynię w 70 roku. W Rzymie zginęli przywódcy chrześcijańscy Piotr i Paweł, a w Jerozolimie ukrzyżowano Jezusa. Losy Babilonu przedstawione w Ap 18 to oczekiwane losy Rzymu. To Rzym jest potępiany pod nazwą Babilonu.
          Można powiedzieć, że Apokalipsa nie przemawia językiem sekretnym, lecz przeciwnie, językiem objawieniowym, zrozumiałym dla ówczesnych odbiorców.

Na blogu wiara-rozumna dzisiaj 2000-czny wpis.

środa, 8 lutego 2017

Kerygmat wywyższenia Syna Człowieczego


          Należy mieć na uwadze, że stosowany język nie odsłania całej prawdy – lecz otwiera się na nią. Prawdę się przyjmuje, ale  też i doświadcza (sacrum). Dopiero te dwa mechanizmy dają pełniejsze rozeznanie. Apostoł Paweł mówił Choć bowiem niewprawny w słowie, to jednak nie jestem pozbawiony wiedzy (2 Kor 11,6), czyli doświadczenia religijnego (sacrum).
          Jedną z tajemnic jest kerygmat (przepowiadanie) wywyższenia Jezusa Chrystusa. W Ewangelii Jana czytamy:  A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy (J 3,14). Imperatyw "musi" jest wskazaniem, że tak należy uczynić. A więc wywyższenie Jezusa następuje z woli człowieka. Czy Bóg został zapytany o zgodę, czy dał przyzwolenie? Ewangelista dalej tłumaczy:  aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3,15). Imperatyw staje się warunkiem zbawienia. Jan pisze: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16–17). Takie tłumaczenie zadawala gdyby nie kolejne zdania:  Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego (J 3,19). Te dwa zdania całkowicie nie wywodzące się z nauki Jezusa podważają wiedzę autorów kerygmatu.  U Boga nie ma potępienia. Co najwyżej człowiek sam się ustawia w pozycji niekomfortowej.
          Kościół uważa jednak, że za czynnością wywyższenia Syna Człowieczego stoi Bóg, Powołuje się na formę passivum divinum – żeby został wywyższony. Tę prawdę przekazuje na etapie katechumenatu, a więc podstawowym. Rozstrzygnięcie pozostawiam czytelnikom. Mnie jednak teza ta nie przekonuje. Nie otrzymuję też odpowiedzi na moje wstępne pytania: Czy Bóg został zapytany o zgodę i czy dał przyzwolenie? Zdaję sobie sprawę, że Bóg milczy i moje pytania trącają złośliwością. Nie w tym rzecz. Trzeba przyjąć to z pokorą, że transcendentny Bóg przemawia do człowieka na poziomie odczuć duchowych. Kto pragnie mnie przekonywać, wystarczy, że powie, że tak to czuje, odbiera duchem. Wolę pozostać na stanowisku odczytywania wiary niż bezpośredniego przekazu bożego. Uważam to za nadużycie wobec Boga.
          Autorzy perykopy na podstawie własnej tezy idą dalej i głoszą poemat o miłości Boga:  Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16). Czy to przesłanie nie powoduje odruchu buntu tych, którzy mają wątpliwości w wierze? Podobnie można odczytać epizod miedzianego węża ze ST: I jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni (J 3,14). Kto spojrzy na węża będzie uzdrowiony. Ten imperatyw również jest zaskakujący.

wtorek, 7 lutego 2017

Sekret zaporowy


          W Ewangelii Mateusza czytamy: Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały (Mt 7,6). To przykład sekretu zaporowego. Chodzi tu o ochronę nauki Jezusa przed profanum.  Nie chodzi tu o ochronę tajemnic przed człowiekiem ile przed ludzką ułomnością. Prawdą jest, że dla jednych tajemnice Królestwa będą pokarmem prawdy, a dla innych zgorszeniem (poganie greccy). Mówi się wtedy o zatwardziałości serc. Ci którzy uwierzyli w cud rozmnożenia chleba łatwiej przyjmują cud kroczenia Jezusa po jeziorze. To powoduje, że wierni akceptują bezgranicznie niezwykłe moce Chrystusa. Tym samym wpadają w pewne uzależnienie doktrynalne. Nie są w stanie zdroworozsądkowo przyjmować inne wydarzenia. Tajemnice nie czynią dobra, lecz uzależniają. Uczniowie nie pojmowali cudów Jezusa. Cuda Jezusa przyjmowali krytycznie. Niezależnie od prawdy, taki stan rzeczy odbieram pozytywnie. W zdarzenie rozmnożenia chleba liczy się metafora z tym związana, a nie fakt faktograficzny. Trzeba zastanowić się, co Jezus lub autorzy ewangeliczni chcieli przekazać tym opowiadaniem. Jeżeli chodziło tylko o zdolności Jezusa, to sam Jezus sprowadza się do roli maga. Mówienie o skamieniałości serc uczniów bardziej ich nobilituje niż poniża. Czy uczniowie rozpraszając się po świecie nie mieli poczucia, że prawda Jezusa rozmywa się doktrynie przeintelektuowanej?
          Nie sposób aby rozwiązać wszystkie tajemnice związane z Bogiem i Chrystusem. Można jedynie do nich się zbliżyć na tyle, aby je zaakceptować. Ważne jest, aby wynikało to ze zdrowo rozsądnego podejścia niż akceptacji wynikającej z dyscypliny podporządkowanej Kościołowi.
          Ewangelie nie są dla Boga, ale dla ludzi. Ich odczytanie musi być oparte na sztuce retorycznej, mądrości ludzkiej, a nie treści wskazującej na moc Boga. Oczywiście człowiek jest omylny. Trzeba więc stale konfrontować posiadaną wiedzę z badaniami teologicznymi. Wierność Bogu jest drogą, a nie statycznym zjawiskiem. Nie podzielam stanowiska Pawła, który pisze:  Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.  Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? (1 Kor 1,19–20). Słowa te odbieram jako stanowisko Pawła, a nie Prawdy obiektywnej.

poniedziałek, 6 lutego 2017

Tajemnica mesjanizmu


          Kiedy czyta się ewangelie, zaskakują fragmenty mówiące, o pewnej tajemniczości przekazu (disciplina arcani). W Ewangelii Mateusza czytamy: Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: «Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich? (Mt 13,10). Odpowiadając, rzekł: Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dane. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma.  (Mt 13,12). Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją (Mt 13,13). Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie.  Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił.  Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą.  Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli (Mt 13,14–17). Jak widać wtajemniczenie odbywało się za pomocą rytuałów – gdzie język odgrywał istotną rolę.
          Nauczanie Jezusa ma jakby dwa rodzaje słuchaczy: wtajemniczonych i tych, którzy otrzymują wiedzę w przypowieściach, czyli powierzchowną, obrazową i quasi-mądrościową (alegoria). Jezus, na prośbę: Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście (Mt 13,36) wyjawiał tajemnice Królestwa, ale tylko tym, którzy tego szczególnie  pragnęli.
          Czy Jezus dzielił ludzi i przekazywał różne warstwy  tej samej prawdy? Wiadomo, że różni byli słuchacze i stopień rozumienia zależał od nich, a nie intencji Jezusa. Tymczasem egzegeza kościelna próbuje suponować, że Jezus czynił to celowo, tak jakby miał co do ukrycia, lub aby wzmocnić wiarygodność przekazu w myśl: to co tajemnicze jest pewniejsze.  Wśród tematów tajemnych jest zagadnienie mesjanizmu Jezusa. Czy Jezus był Mesjaszem, o którym mówili prorocy, czy nie?
            Egzegeza oficjalna zmierza do udowodnienia tezy. Tak, Jezus był Mesjaszem. Ja zostaję przy tezie przeciwnej.

sobota, 4 lutego 2017

Autorzy doktryny chrześcijańskiej



          Naturalnymi autorami nowej wspólnoty chrześcijańskiej powinni być uczniowie Jezusa. Tymczasem pozostali oni w cieniu wydarzeń i ograniczyli się do roli misjonarzy. Piotr (powszechnie) i Jakub Młodszy (w Jerozolimie) pełnili funkcje organizatorskie i nadzorcze. Piotr nie był teologiem. Paweł uczony próbował forsować własne koncepcje teologiczne, pisząc listy do wiernych. Zabierali głos również Apostołowie Jakub, Juda i Jan. Reszta działała w obszarze misyjnym. Nowej religii potrzebna była baza teologiczna.
        Jezus pozostawił po sobie idee (myśl, koncepcję) pełną wartości. Ten potencjał trzeba było  zagospodarować. Kto miał to uczynić?
          O autorach bazy teologicznej mamy bardzo mało informacji. Sami Apostołowie byli ludźmi prostymi. Brakowało im wiedzy filozoficznej, religijnej, humanistycznej. Jezus wiedział, że nie jest przez wszystkich zrozumiały. Mówił On językiem uczonych, podejmował tematy filozoficzne, ontologiczne, epistemologiczne i nadprzyrodzone. Używał metafor, nauczał za pomocą przypowieści, stosował alegorie. Kiedy Jezus mówił: To musi się stać (Mt 24,6), niewielu Go rozumiało. Uczniowie byli z Jezusem z podziwu  do Niego, ale i z nadziei przyszłych korzyści materialnych. Marzyły się im intratne posady (synowie Zebedeusza) w kraju przez Niego wyzwolonym. Śmierć Jezusa była dla nich szokiem i dramatem, niemal osobistym. Z kolei  Zmartwychwstanie Jezusa powaliło ich swoją treścią. Próbowali na nowo odtworzyć nauki Jezusa w kontekście Zmartwychwstania. Ideowo tego nie pojmowali. Cały ten anturaż był dla nich za trudny. Potrzebny był im ktoś, kto im przełoży wszystko od początku na język zrozumiały. Wsparcie mieli u Piotra i Pawła, ale w niewielkim stopniu. Byli też świadkami rozbieżności w ocenach sytuacji Pawła i Piotra. To nie wzbudzało pełnego zaufania. Zastanawiali się kto ma rację.
          Apostołowie rozjechali się w świat, ale ich wiedza była "parafialna", to znaczy dotyczyła głównie etyki. To co rozumieli najlepiej, to nauki Jezusa o moralności i potrzebie miłowania. Powtarzali więc słowa Jezusa nie bardzo rozumiejąc przesłania: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Kto spyta, dlaczego tak sądzę, bo i dziś trudno jest zrozumieć te słowa na sposób ludzki. Ludzie prości mają z kolei dar odczytywania ludzkiej wrażliwości. Bogaty biednego nie zrozumie. Uczony widzi dalszy horyzont, a nie widzi, co się dzieje wokół niego.  Jezus mówił i o tym: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11,26). Tak, bo mądrość nie wywodzi się z wiedzy, ale z wrażliwości serca.
          Paweł był wykształcony, ale mocno w nim zakotwiczona była tradycja judaistyczna, która go blokowała na pełny nowy ogląd religijny. Wystarczy zapoznać się z jego poglądami na temat praw kobiet, czy niewolnictwa.
         W sukurs Apostołom przyszli Ewangeliści, Mateusz i Łukasz. Oni podjęli  próby ogarnięcia idei Jezusa. Każdy według swoich możliwości. Mieli jednak świadomość tajemnicy królestwa niebieskiego, i że nie wszystko zostało im przekazane (objawione): Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec  (Mt 24,36). Mateusz oparł się o profetyzm biblijny, a Łukasz na badaniach historycznych, a z braku ich, puszczał wodze fantazji i tworzył własne wstawki ideowe. Marek mniej uczony,  bardziej ufał bezpośrednim kontaktom z Piotrem czy z Pawłem. Jego Ewangelia pozostała najbardziej uczciwa.
          Ewangelia Jana to produkt wypracowanej koncepcji teologicznej zespołu edytorskiego. Kto za tym stał? Mówi się o szkole Janowej.  Niestety osoby te są anonimowe. Uczestnicy byli pod wpływem szerzącej się gnozy. Co prawda z nią walczono, ale nie pozbyli się pewnych trendów. To oni prawdopodobnie opracowali koncepcję preegzystencji Jezusa i Trójcy Świętej, nagłaśniając, że Jezus, który okazał się Bogiem (Akt działający), nie może mieć swojego narodzenia duchowego. Musiał On być od zawsze, równolegle z Ojcem. Owszem narodził się materialnie, ale w ciele Maryi. Ta koncepcja jest logicznie karkołomna  i bardzo skomplikowana. Aby nie kojarzono aktu rodzenia, który ma znamiona nieczystości (akt zapłodnienia, itd. ),  z boskim narodzeniem (divinum) stworzono legendę narodzin, a z Maryi zrobiono wieczną dziewicę.
          Opracowano ortodoksyjny scenariusz doktrynalny i puszczono  w świat fundamentalne dogmaty chrześcijańskie. Tak tworzyła się tradycja chrześcijańska.
          Koncepcje szkoły Janowej zostały przejęte przez wielu myślicieli, uczonych, pisarzy jak: Justyn, Hermas, Ignacy Antiocheński, Klemens z Aleksandrii,  Ireneusz i wielu innych. Oni gruntowali to, co zostało im podane, podstawy dogmatyczne. Z pewnością byli zachwyceni ideą. Tajemnica Jezusa, Jego przesłanie, historia były dla nich intrygujące.
          Ignacy Antiocheński (ok. 30 – 107) pełnił jako trzeci z kolei (po św. Piotrze Apostole i św. Ewodiuszu) funkcję biskupa Antiochii, prawdopodobnie w latach 70–107. Był "zauroczony" męczeństwem Jezusa. W swoich cierpieniach i drodze do męczeństwa widział wyraz wybraństwa oraz łaski Boga.                
          Wśród aktywnych należy wymienić też  Klemensa Rzymskiego (ok. 52 – ok. 101), biskupa Rzymu.  Autora Didache (ok. 65 –105).   Polikarpa (ok. 65 – ok. 156) biskupa Smyrny, ucznia św. Jana Apostoła, przyjaciela Papiasza, Autor listu Barnaby (ok. 90 – ok. 150);
          Papiasz (ok. 90 –  ok. 150), biskup Hierapolis, prawdopodobnie uczeń św. Jana Apostoła, przyjaciel Polikarpa; świadek tradycji ustnej przekazanej przez Apostołów. Autor zaginionego dzieła "Wyjaśnienie słów Pana".
          Hermas (ok. 90 – ok. 150), autor Pasterza zaliczany był do grona Siedemdziesięciu dwóch wysłańców Jezusa Chrystusa. Jego postać występuje w NT w Liście do Rzymian (Rz 16,14). Można przypuszczać, że miał swój udział w tworzeniu doktryny chrześcijańskiej.
         Justyn (ok. 100 – 163/167) był autorem koncepcji Objawienia, którą dostrzegał już w naukach filozoficznych (np. Sokratesa). Był zwolennikiem idei Logosu (Platona). Bardzo bronił wartości chrześcijańskiego dziewictwa. Wyznawał poglądy millenarystyczne.
          Chociaż pochodzili oni z różnych regionów Cesarstwa Rzymskiego (Ignacy - Syria; Klemens - Rzym; Polikarp, Papiasz - Azja Mniejsza) i tworzyli w różnych okolicznościach, to jednak prezentowali w istotnych kwestiach zgodne poglądy, ilustrujące wiernie stan wiary tego okresu. Ich pisma podobne są do listów apostolskich z Nowego Testamentu i z tej racji stanowią one ogniwo łączące księgi objawione z późniejszą tradycją chrześcijańską.
         Religia na tyle okrzepła, że  Klemens Aleksandryjski (150 – 212) uważał, że chrześcijanie winni posłuszeństwo wobec swoich zwierzchników duchowych (hierarchów Kościoła), których uważał za  spadkobierców nauk Chrystusa. A więc pojawił się już element dyscyplinujący wspólnotę. Według niego normą nauczania chrześcijaństwa jest Biblia w interpretacji Kościoła. Stworzył teorię mówiącą, że prawda zawarta w Piśmie Świętym jest przedstawiona poprzez symbole. Do jej poznania należy zastosować platońską koncepcję o hierarchii bytów, tj. niższe byty są odzwierciedleniem wyższych i są ich symbolami. W podobny sposób prawdę za pomocą symboli przedstawiali zarówno prorocy, jak i filozofowie pogańscy. W rozumieniu Klemensa Tradycja była tożsama z kanonem wiary lub kanonem kościelnym. Wierzył, że w ramach kościelnej powszechnej Tradycji istniała tradycja doktrynalna gnósis lub parádosis, dostępna dla chrześcijańskich elit intelektualnych. Polegała na harmonii prawa starotestamentowego i nauki proroków z Nowym Przymierzem.
          Według Klemensa Bóg jest niepojęty: transcendentny oraz jest monadą i jednością, a jednocześnie ogarnia wszechświat i przezwycięża jedność i monadę. Ojca poznaje się za pośrednictwem Syna, który jest jego Słowem i umysłem. Jednocześnie Syn wyraża siłę Ojca. Syn nie ma początku i stanowi jedność z Ojcem. Duch emanuje ze Słowa, którego mocą prowadzi wiernych do Boga. Klemens tłumaczył istotę Trójcy poprzez pryzmat nauk platońskich. Uwidacznia się to w sposobie, w jaki określa hierarchię w jej obrębie. Zdaje się podporządkowywać Syna Ojcu, a Ducha Synowi, jednak nie wskazuje na nierówność Trzech Osób Trójcy. W swoim spojrzeniu na istotę Syna Klemens był krytykowany przez Focjusza za poglądy zbliżone do doketyzmu. W odróżnieniu od wyznawców doketyzmu Klemens był jednak zwolennikiem prawdziwego wcielenia Syna. Uważał, że Chrystus wstąpił w ciało ludzkie, co uczyniło go jednocześnie ludzkim i boskim. Do poglądów doketów zbliżyło go twierdzenie, że Chrystus nie miał ludzkich namiętności, a jego duszą kierowało Logos, które łączyło go z ciałem. W swoich pracach Klemens nie rozwijał aspektu zbawienia ludzi przez mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu, powtarzał dotychczasowe poglądy apologetów chrześcijańskich na ten temat, dodając do nich właściwy dla siebie mistycyzm. Dla teologa Chrystus był przede wszystkim wszechstronnym nauczycielem, źródłem wiedzy, niecielesnej miłości, prawości i uzdrowicielem rodzaju ludzkiego. Ludzka natura Chrystusa służy człowiekowi za wzór do naśladowania, a poprzez zdobycie wiedzy o Bogu człowiek bierze udział w nieśmiertelności.
          Ojcowie apostolscy zachowali żywą pamięć osoby Chrystusa z racji bezpośrednich kontaktów z apostołami i uczniami apostolskimi. Ich pisma ukazują napięcie eschatologiczne, oczekiwanie na paruzję – powtórne przyjście Chrystusa, która jest bliska (chiliazm); z tej racji gotowi są przyjąć męczeństwo, aby być w bliskości Chrystusa, pragnienie bliskości osiąga często formę mistyczną (Ignacy Antiocheński). Dzieła ojców zawierają dość jednolitą doktrynę chrystologiczną, jednak ich teologia ta ma charakter personalny i okolicznościowy. Chrystus jawi się jako istniejący odwiecznie Syn Boży, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, który uczestniczy w akcie stwórczym. Sakramenty oraz życie moralne są drogą chrześcijanina aby dostąpić zbawienia w Chrystusie. Prawa moralne którymi powinien kierować się człowiek pochodzą od Stwórcy. Konfrontowali wizję Boga jako objawienia kosmicznego (tzw. teofania bóstwa w stworzeniach u pogan) z przemawianiem Boga do człowieka w Starym i Nowym Testamencie. Religijną myśl pogan o Bogu wzbogacali tekstami Biblii, dzięki czemu pogłębiali rozumienie treści pojęcia Boga ideą Stwórcy i Pana Wszechrzeczy. Ukazywali jego uniwersalizm w dziele stworzenia oraz ingerencję w losy świata i ludzi. Podkreślali zwłaszcza wcielenie Słowa Bożego, które w swoim człowieczeństwie najpełniej objawiło Boga na ziemi, a dziejom świata i człowieka nadało charakter zbawczy.
          Można powiedzieć, że Ojcowie Kościoła jaki i późniejsi apologeci (II-III w.) to entuzjaści opracowanej już doktryny, a nie badacze sensu stricto. Ich stosunek do religii był emocjonalny.
          Z biegiem czasu, pojawiali się myśliciele, którzy mając podejście krytyczne sprzeciwiali się głoszonej koncepcji (ebionici, arianie, pelagiusze, i inni) chrześcijańskiej. Jednak doktryna, może dlatego, że nie była do końca pojmowana, rozumiana, była chroniona. Analogię widzę w szerzącej się teorii względności, która nie rozumiana, szerzyła się w świecie nauki przez dziesiątki lat. Dlaczego? Bo była niepojęta.
          To co jest niezwykłe i tajemnicze sugeruje pochodzenie nadprzyrodzone. Istna gnoza. Wyzwolić się z tego jest bardzo trudno, bo trzeba się przeciwstawić, mając za sobą jedynie argumenty logiczne, spojrzenie zdroworozsądkowe.
       Do dziś ubolewam, że mało jest osób, które będą rozmawiały o religii w sposób spokojny, bez uniesień, trzymając się argumentów rzeczowych. Wiele osób ucieka od tematu. Boją się Prawdy. Dla nich argumentem jest, że Kościół jest Święty, Powszechny i Apostolski Kościół ma ponad 2000 lat i mimo grzeszności Jego członków żyje (teolożka świecka T.B). Przekazywanie swoich argumentów może być bardzo pouczające i niekoniecznie burzące wiarę, którą ma się w sercu.
          To może wydać się zaskakujące, ale uważam, że idea Jezusa do dnia dzisiejszego nie została do końca zgłębiona i rozpracowana. Wiele nieprawdy zakłóca faktografię wydarzeń, a przez to prawdziwe rozeznanie. Za bardzo wchodzi się w sprawy boskie, przypisując Bogu to, czy tamto, a nie odczytuje się Jego przesłania człowieczeństwa. Wiernych bardziej interesuje, to co jest dalej, tymczasem życie zaczęło się na Ziemi i tu zostały nakreślone reguły gry. Jezus przyszedł nam to powiedzieć, ale my wolimy czytać o objawieniach prywatnych i innych cudownych zdarzeniach.
          W człowieku ukryta jest cała prawda o nim. Jezus to właśnie  chciał nam przekazać. Mówił o pokusie jakiej człowiek podlega. Mówił co jest ważne, a co mniej. Jezus nakłaniał do roztropności (Mt 7,24):  Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10,16). Jezus wskazywał kim jest człowiek. To jedyna istota w świecie, która otrzymała rozum i dar wolności. To wystarczy, aby przejąć sprawy tego świata. Bóg obnażył się przed człowiekiem,  dając mu narzędzia do Jego rozpracowywania. Powinniśmy o tym pamiętać i wyznaczyć sobie granicę poznania. Wzdychamy do Boga i myślimy o niebie, tymczasem to na Ziemi zostały rozdane ludzkie scenariusze, aby je spełnić.