1988.11.17 czwartek – dzień 5 cd.
Wejście do piramidy Mykerinosa było wąskie i niskie, więc schodziliśmy pochyleni, co chwilę śmiejąc się z Dawidem. Był to śmiech pochodzący się z emocji sytuacji. W środku znajdowały się puste pomieszczenia, ale mimo to czuło się atmosferę potęgi minionych wieków. Przechodziliśmy po kładkach, pod którymi ciągnęły się głębokie, groźne komory, z których nie byłoby ratunku. Ja sam czułem się nieswojo.
Po wyjściu Arab, który nas kontrolował, zatrzymał Jacka R. — najwyraźniej zaintrygował go pokazany dokument, „prawo jazdy”. Oświadczył, że przepustka jest okej, ale dotyczy tylko jednej osoby, podczas gdy nas weszło czterech. Jacek R. zareagował natychmiast: odwrócił prawo jazdy i polecił mu czytać dalej — w domyśle: „dotyczy wszystkich”. Arab spojrzał, wzruszył ramionami i powiedział: „Okej”. W rzeczywistości na odwrocie znajdowały się jedynie dane Jacka — kolor oczu, grupa krwi itd.
Rozbawieni sytuacją obeszliśmy piramidę i zeszliśmy w dół. Po lewej stronie minęliśmy piramidę Cheopsa, przy której wzniesiono oszklony pawilon z rekonstrukcją słynnej łodzi władcy, odnalezionej w pobliżu. Dalej, u stóp piramidy Chefrena, ujrzeliśmy wyrzeźbionego w skale Sfinksa. Obok znajdowała się dolna świątynia kompleksu grobowego Cheopsa, lecz nie weszliśmy do środka — nie mieliśmy biletów.
Powoli opuściliśmy teren zabytków i weszliśmy między zabudowania Gizy. Kupiliśmy pomarańcze i banany — był to nasz pierwszy posiłek od śniadania. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy drogą w kierunku Sakkary. Szliśmy wśród ubogich domów; wokół biegały dzieci, głośno krzycząc. O mały włos nie daliśmy się nabrać na ich podstęp.
Byliśmy świadkami scenki: mała, może siedmioletnia dziewczynka trzymała na rękach niemowlę, a obok niej chłopak okładał ją pięściami, czasem trafiając także w maleństwo. Dziewczynka płakała. Krzyknęliśmy z oburzenia i ruszyliśmy w ich stronę, by zainterweniować. Dzieci jednak osiągnęły swój cel — wzbudziły w nas litość. Natychmiast wyciągnęły rączki, prosząc o „prezenty”. Zaskoczył nas ich nieetyczny spryt.
Dogadaliśmy się z prywatnym kierowcą, że za 25 funtów zawiezie nas do Sakkary. Pojechał z nami także David. Sakkara znajduje się około 20 km stąd. Przy bramie starożytnego kompleksu zapłaciliśmy po 3 funty od osoby oraz dodatkową opłatę za samochód, po czym wjechaliśmy na teren zabytków. Zwiedziliśmy Serapeum — słynne grobowce Apisa. To imponująca budowla; jedna z mastab waży aż 60 ton.
Dalej zobaczyliśmy schodkową piramidę Dżesera z III dynastii. Z daleka nie wygląda imponująco, ale z bliska ukazuje zrekonstruowane otoczenie: majestatyczny portal, potężne mury i pięknie zachowany dziedziniec otoczony dziesięciometrową ścianą. Ta piramida zrobiła na mnie największe wrażenie — może to zasługa cudownego zachodu słońca. Szkoda tylko, że Jacek G. został przy samochodzie. Do auta wracaliśmy już mocno spóźnieni.
Wróciliśmy do Kairu. Znaleźliśmy małą jadłodajnię, w której serwowano pyszne kanapki. Zjedliśmy po dwie, popijając Pepsi-Colą. Odprowadziliśmy Davida pod jego hotel i pożegnaliśmy się z nim.
W hotelu „Crown” umyliśmy się i chwilę odpoczęliśmy. Zygmunt został na miejscu, a my poszliśmy jeszcze na miasto. Kupiliśmy po placku i wypiliśmy oranżadę. Z hotelu zabraliśmy bagaże, złapaliśmy taksówkę (tani środek komunikacyjny) i podjechaliśmy na dworzec autobusowy. Przeprowadziliśmy miłą rozmowę z młodym pracownikiem transportu, który opowiadał nam o zwyczajach Arabów. W podziękowaniu dostał ode mnie paczkę opali. Wsiedliśmy do autobusu i ruszyliśmy do Hurghady.
Ciekawostką było ciągłe używanie przez kierowcę klaksonu na pustej drodze. Autobus miał toaletę, dwa kolorowe telewizory i bufet. Po chwili zacząłem drzemać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz