Łączna liczba wyświetleń

piątek, 27 czerwca 2025

Grzeszność

 

          Człowiek potrafi być zarówno podły, jak i wspaniały. Jest w nim potencjał do czynienia zła, ale też ogromna zdolność do empatii, współczucia, miłości i poświęcenia. Jednak jeśli spojrzeć na ludzkość jako całość — zrezygnować z uogólnień i sensacyjnych skrajności — dostrzeżemy miliardy zwyczajnych ludzi. To osoby, które dzień po dniu zmagają się z codziennymi troskami, podejmują moralne wybory, często drobne, lecz istotne, i starają się żyć przyzwoicie, mimo różnych słabości i ograniczeń.

          W tej powszedniej rzeczywistości wielkie grzechy są rzadkością. A jednak grzeszność – w rozumieniu religijnym – nie schodzi z kazalnic. Stała się centralnym punktem wielu doktryn. Religie często zaczynają swoją narrację od potępienia: potępienia dotychczasowego życia, grzesznej natury człowieka, jego niedoskonałości. Pierwszym krokiem w inicjacji duchowej staje się wyznanie winy i prośba o przebaczenie. Wierni biją się w piersi, klękają, pokornie przyjmując swoją rzekomą winę. Taki człowiek zostaje „postawiony do pionu” – złamany duchowo, by mógł być później „odbudowany” przez instytucję religijną.

          Ten proces dotyka również dzieci. Już najmłodsi uczą się, że są grzeszni, że zło mieszka w ich sercach. Nie rozumieją jeszcze, czym jest moralna odpowiedzialność, a już zostają wprowadzeni w świat winy, pokuty i kary. Zamiast odkrywać w sobie dobro i naturalne współczucie, uczą się lęku i niepewności wobec własnych myśli i pragnień.

          Święte księgi – Biblia, katechizm, inne teksty religijne – są nasycone obrazami grzechu, karą, potępieniem, pokusą. Kazania w wielu kościołach nadal koncentrują się głównie na winie człowieka. Słuchacz wychodzi z nich przygnębiony, z poczuciem moralnego zagrożenia. Religia, zamiast przynosić otuchę, coraz częściej budzi lęk.

          Tymczasem świat, choć nieidealny, oferuje także drugą stronę rzeczywistości – pełną piękna, dobra, relacji i duchowego wzrostu. Dobro nie jest wyłącznie nagrodą za przestrzeganie zasad, ale naturalną siłą, którą człowiek może w sobie pielęgnować. Świat jest miejscem, gdzie miłość, przyjaźń, twórczość i współczucie mają realną moc. To także duchowa droga – choć niekoniecznie ta oparta na dogmacie i kulcie winy.

          Oczywiście, zło istnieje. Przemoc, chciwość, zdrada – to wszystko są realne problemy. Ale samo istnienie zła nie usprawiedliwia jego dominacji w narracji religijnej. Przesadne skupianie się na grzechu zniekształca obraz człowieka i świata. Powstaje duchowość oparta na lęku, ciągłym samooskarżaniu się, czujności wobec własnych myśli i obsesji na punkcie czystości moralnej. Wierni nie żyją w nadziei, lecz w napięciu. Zamiast pokoju serca – pojawia się nieustanna potrzeba zadośćuczynienia.

          Takie podejście wpływa także na obraz Boga. Przedstawiany jest nie jako kochający Ojciec, ale jako sędzia, który w każdej chwili może ukarać. Ludzie zaczynają wierzyć w obecność demonów, opętania, boskie kary i „znaki gniewu”. Tworzą się mity, które bardziej przypominają folklor niż duchową głębię. W ten sposób to, co boskie, traci swoją pierwotną czystość — zostaje zmaterializowane, spłycone, wypaczone.

          W tym kontekście warto zadać pytanie: komu potrzebna jest taka grzeszność? Odpowiedź bywa niewygodna. Wiele wspólnot religijnych zbudowało swoją potęgę na bazie poczucia winy. Im więcej grzechów, tym większa potrzeba ich odpuszczenia – a to często wiąże się z rytuałem, opłatą, ofiarą, lojalnością wobec instytucji. Grzech stał się walutą duchowego rynku.

          Ale czy duchowość naprawdę musi opierać się na winie? Czy nie lepiej budować relację z Bogiem – lub z tym, co święte – na miłości, zaufaniu i radości? Duchowość może być przestrzenią, w której człowiek odkrywa w sobie dobro, rozwija wrażliwość, buduje relacje z innymi, dba o świat. To życie, które emanuje światłem, a nie lękiem przed ciemnością.

          Grzeszność istnieje, ale nie musi być centrum ludzkiego życia. Można ją uznać, przepracować, ale nie czynić z niej fundamentu tożsamości. Człowiek nie jest z natury winny – jest z natury wolny, zdolny do wyboru, do przemiany, do dobra. Duchowość, która to rozumie, jest zdrowsza, głębsza i bliższa prawdziwemu doświadczeniu życia.

czwartek, 26 czerwca 2025

Jak uchronić wiarę w Boga

          Wiara to przekonanie, że istnieje Przyczyna Sprawcza Wszechświata i całej otaczającej nas rzeczywistości. Opieram je na logicznym założeniu, że każdy skutek ma swoją przyczynę. Przekazy historyczne nie mają już dla mnie decydującego znaczenia.

          Wierzę, że Stwórca obdarzył człowieka pragnieniem poznania Go i umożliwia odkrywanie śladów swojego istnienia – przede wszystkim na płaszczyźnie duchowej. Dopuszczam możliwość Jego nadzwyczajnego działania, objawiającego się m.in. w natchnieniach hagiografów, ewangelistów oraz wszystkich, którzy zagłębiają się w zakamarki własnej duchowości i potrafią rozpoznać głos Stwórcy.

          Poza tym, co napisałem, całą religijną oprawę traktuję jako ludzką próbę zobrazowania Boga, Jego Objawienia, pragnień i oczekiwań. Widzę w tym wyraz ludzkich tęsknot, pomysłowości i twórczej wyobraźni. Niemniej jednak ten „religijny entourage” ma poważną wadę – każdy człowiek inaczej wyobraża sobie Boga i Jego działanie. Dlatego też należy każdemu pozostawić wolność w kształtowaniu swojej duchowej wizji rzeczywistości nadprzyrodzonej. Takie podejście znajduje uzasadnienie w analizie dotychczasowych przesłanek religijnych. Biorąc pod uwagę tajemniczość, ezoteryczny charakter, niedopowiedzenia i liczne przypuszczenia, można wysnuć wniosek, że Stwórca nie objawia się bezpośrednio, lecz w sposób duchowy – skłaniając człowieka do poszukiwań, często niemal po omacku.

          Do zachowania depozytu wiary powołane zostały instytucje: kościoły, zbory, świątynie, prorocy, kapłani i różni głosiciele religijni. Problem polega jednak na tym, że tysiącletnie doświadczenia historyczne pokazują wyraźnie, iż ludzie często wykorzystywali religijne pragnienia w sposób partykularny, wypaczając autentyczne przesłania głosicieli wiary. Kościoły chrześcijańskie są jednym z przykładów tego zjawiska.

          Już od zarania ich dziejów można dostrzec działania fałszujące, wewnętrznie sprzeczne, a niekiedy wręcz niedorzeczne. Co więcej, jak pokazują źródła historyczne, kościoły chrześcijańskie mają na swoim koncie śmierć milionów ludzi – ofiar prześladowań, wojen religijnych czy przymusowych misji (np. wojny krzyżowe, inkwizycja, kolonializm misyjny). Mordowano w imię Boga, twierdząc, że to On sam daje na to przyzwolenie. Zarówno w tekstach religijnych, jak i historycznych można znaleźć liczne przykłady takiego rozumowania. Ich zestawienie budzi przerażenie – zarówno pod względem liczby ofiar, jak i skali zbrodni. Tę trudną prawdę ignorują często fanatyczni wierni.

          Jak zatem ocalić wiarę i przynależność religijną w świecie pełnym zróżnicowanych interpretacji, ludzkiej twórczości religijnej i coraz bardziej świeckiego stylu życia?

          Na szybką zmianę w instytucjach religijnych nie ma co liczyć. Pozostaje nam zaufać własnemu sumieniu i osobistej relacji ze Stwórcą – poprzez modlitwę, duchowy dialog, intuicję. Gdy nadarzy się odpowiednia okazja i sprzyjające okoliczności, warto zaangażować się aktywnie w odbudowę tego, co pokochaliśmy i co stanowi dla wierzących depozyt tradycji oraz duchowego dziedzictwa.

    


wtorek, 24 czerwca 2025

O szatanie uzupełnienie

Fragment listu do przyjaciela o szatanie.

          Wracając do tematu szatana – sam również przechodzę nieustanną metamorfozę poglądów. Niektóre z nich stają się na tyle śmiałe, że aż trudno o nich mówić otwarcie. Aby nie popaść w chaos, chronię się wypracowanym podejściem, które koi emocje i pozwala spojrzeć na sprawy z większym dystansem oraz obiektywizmem.

          Brak osobistych doświadczeń ezoterycznych sprawia, że pozostawiam tę sferę w obszarze wierzeń – nie negując samych zjawisk, ale podchodząc do nich z dużą ostrożnością i krytycyzmem. Gdy sam wprowadzam pojęcie «rzeczywistości dynamicznej», sięgam po kategorie, które mogą wydawać się nieuchwytne dla osób kierujących się zdrowym rozsądkiem. Być może to właśnie w tej koncepcji można odnaleźć uzasadnienie dla istnienia sił sprawczych, które prowadzą do realnych zjawisk fizycznych.

          Jak wielokrotnie pisałem, korzystam z pojęcia «funkcjonału», do którego zaliczam również zło. Funkcjonał rozumiem jako «nie-byt» – coś, co nie istnieje poprzez własną substancję, lecz poprzez swoje przymioty (np. zło jako przymiot). Być może sam zaszufladkowałem w tym pojęciu szatana, którego Ty postrzegasz jako istotę bytową. Ja w swoich rozważaniach odrzucam jego ontologiczną postać – nie traktuję go jako realnego bytu, ale pozostawiam miejsce dla jego obecności jako nie-bytu.

          Jeśli uwzględnimy dynamiczną naturę rzeczywistości oraz pojęcie funkcjonałów, pojawia się przestrzeń, by mówić o szatanie w innym, nieco bardziej abstrakcyjnym wymiarze. W tym duchu zgadzam się z tezą, że Stwórca dopuścił zło, ale go nie stworzył!

          To właśnie na tej subtelnej różnicy rozchodzą się – jak sądzę – nasze spojrzenia na naturę szatana.

Pozdrawiam serdecznie, pozostając w szacunku. Paweł

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Władza Ziemska – czas na globalną odpowiedzialność

          Świat, w którym żyjemy, coraz bardziej przypomina jeden wielki organizm – połączony siecią zależności ekonomicznych, technologicznych i klimatycznych. Mimo to wciąż funkcjonujemy w ramach podzielonej mozaiki narodów, państw i interesów, które nie zawsze grają do jednej bramki. W obliczu wyzwań globalnych – jak zmiany klimatyczne, migracje, konflikty zbrojne czy katastrofy humanitarne – coraz częściej powraca pytanie: czy nadszedł już czas, by powołać wspólną władzę o zasięgu planetarnym?

          Nie chodzi tu o stworzenie kolejnej organizacji, ale o realną strukturę decyzyjną, która miałaby mandat do działania w imię dobra całej ludzkości. Władza ta musiałaby opierać się na szerokim konsensusie – państw, wspólnot plemiennych, narodów bezpaństwowych i mniejszych społeczności – i nie mogłaby być jedynie elitarnym klubem silniejszych. Jej siłą byłaby reprezentatywność, a nie dominacja.

          Nie bez znaczenia pozostaje kwestia wynagrodzeń osób zaangażowanych w pracę tej instytucji. Pensje powinny być godne, ale nie wygórowane – tak, aby nie stały się magnesem dla oportunistów, lecz wyróżnieniem dla tych, którzy kierują się etyką, misją i odpowiedzialnością. Ranga pracy dla ludzkości powinna być wartością samą w sobie.

          Każdy kraj – niezależnie od wielkości czy zamożności – miałby obowiązek uczestniczyć w finansowaniu takiej struktury, proporcjonalnie do osiąganych dochodów. Wspólna odpowiedzialność oznacza również wspólne inwestycje – nie tylko finansowe, ale i moralne.

          W praktyce globalna władza nie oznaczałaby ujednolicenia kultur (religii) ani unifikacji systemów politycznych. Wręcz przeciwnie – jej zadaniem byłoby tworzenie wspólnego prawa, które uwzględnia lokalne tradycje, tożsamość i suwerenność, o ile nie naruszają one uniwersalnych praw człowieka. Instytucja weta – choć często obecna w systemach międzynarodowych – musiałaby zostać przemyślana. Nie jako blokada postępu, lecz sygnał do analizy, refleksji i konstruktywnego dialogu.

          Co więcej, taka władza powinna posiadać instrumenty egzekucyjne – jak choćby wspólna armia lub siły pokojowe, które mogłyby interweniować w sytuacjach łamania prawa międzynarodowego czy aktów agresji. Nie po to, by okupować, lecz by chronić pokój i stabilność.

          Brzmi to jak utopia? Być może. Ale jeszcze bardziej utopijne wydaje się oczekiwanie, że świat sam z siebie uporządkuje się w duchu pokoju, solidarności i sprawiedliwości bez wspólnego wysiłku. Władza Ziemska to nie pomysł na dominację – to pomysł na odpowiedzialność. I choć jej stworzenie wymagałoby odwagi, kompromisów i zaufania, to być może właśnie to jest kierunek, który może nas ocalić jako gatunek.

          Jednak marzenie o globalnej strukturze władzy nie może pomijać jednego kluczowego czynnika: zaufania. W świecie, w którym dominują interesy narodowe, a geopolityczne napięcia przybierają na sile, stworzenie jednej wspólnej instytucji może budzić uzasadnione obawy – o utratę suwerenności, o instrumentalizację, o możliwość nadużyć. Dlatego pierwszym krokiem powinno być nie narzucenie, lecz wypracowanie tej władzy oddolnie – poprzez stopniowe zbliżanie systemów prawnych, budowanie wspólnych mechanizmów kontroli i przejrzystości, rozwijanie edukacji opartej na wartościach wspólnotowych, a nie tylko narodowych.

         Nie można też zapominać o roli, jaką odgrywają dziś ponadnarodowe korporacje. W rzeczywistości, to nie tylko państwa tworzą architekturę globalną. To także giganci technologiczni, instytucje finansowe, platformy informacyjne. Dlatego każda przyszła forma globalnej władzy musiałaby posiadać zdolność do regulowania również tych aktorów, w trosce o interes ogólnoludzki, a nie jedynie ekonomiczny.

          Ostatecznie, Władza Ziemska nie byłaby tylko projektem politycznym. Byłaby projektem cywilizacyjnym. Odważną próbą przejścia z epoki rywalizacji do epoki współodpowiedzialności. To nie utopia – to kierunek, który musimy poważnie rozważyć, jeśli chcemy uniknąć realnej czarnej wizji przyszłości (dystopii).

niedziela, 22 czerwca 2025

Humanizacji prawa penitencjarnego

          Z mojego życiowego punktu widzenia prawo penitencjarne jest przestarzałe. Sama izolacja skazanych to marnowanie ludzkiego potencjału do czynienia dobra i działań pożytecznych dla społeczeństwa. Należy zawsze pamiętać, że każdy człowiek to potencjalne źródło dobra, które mogło przejść w życiu przez trudny moment. W każdym człowieku tkwią pierwiastki dobra, których nie wolno marnować.

          Specjaliści – w szczególności psycholodzy – powinni poszukiwać sposobów, aby to dobro wydobywać. Resocjalizacja powinna polegać nie tylko na zadośćuczynieniu za wyrządzone zło, ale również na umożliwieniu powrotu do normalnego życia społecznego. Dobre uczynki powinny służyć zarówno spłacie zaciągniętego długu, jak i budowaniu fundamentów pod dalsze, wartościowe życie.

          W prawie penitencjarnym powinien zostać uwzględniony tzw. „immunitet kobiet ciężarnych”, aby matki miały możliwość wychowywania swoich dzieci – niewinnych istot, które nie ponoszą winy za czyny swoich rodziców.

           Warto skorzystać z doświadczeń i rozwiązań z resocjalizacji funkcjonującej w krajach skandynawskich (głównie w Norwegii, Szwecji i Finlandii). Opiera się ona na humanistycznym podejściu do kary, którego celem jest reintegracja społeczna, a nie tylko ukaranie sprawcy. System ten znany jest z wysokiej skuteczności – niskiego wskaźnika recydywy (ponownego popełnienia przestępstwa). Więźniowie zachowują wiele praw obywatelskich – mogą głosować, studiować, korzystać z opieki zdrowotnej na równi z obywatelami poza więzieniem. Celem nie jest «ukaranie», lecz naprawienie więzi społecznych i przygotowanie do normalnego życia po odbyciu kary. W wielu zakładach nie ma krat w oknach, a cele przypominają pokoje w akademikach (np. więzienie Halden w Norwegii). Więźniowie mogą pracować, uczyć się, korzystać z zajęć sportowych, rozwijać hobby. Często mają kontakt z rodziną i mogą pracować poza murami więzienia w ciągu dnia. Więźniowie mają dostęp do kursów zawodowych, szkół i studiów. Nauka i praca są obowiązkowe lub silnie zalecane – nie jako kara, lecz jako szansa na rozwój osobisty. Przygotowuje się ich do życia po wyjściu – np. przez naukę zarządzania budżetem czy rozmowy kwalifikacyjne. Strażnicy więzienni są szkoleni nie tylko w zakresie bezpieczeństwa, ale też w psychologii i komunikacji. W relacjach dominuje szacunek, rozmowa i wsparcie. Personel jest często mentorem i pomocnikiem w procesie zmiany, nie tylko „pilnującym”. w efekcie uzyskano się niski wskaźnik recydywy: np. w Norwegii to ok. 20%, w porównaniu do 60–70% w USA czy w wielu krajach Europy Środkowej. Wyższa skuteczność reintegracji skazanych. Mniejsze obciążenie systemu penitencjarnego i lepsze bezpieczeństwo społeczne długofalowo.

          Społeczeństwo «poprawne» powinno na wzór Chrystusa być przykładem dobrego życia, miłości społecznej i miłosierdzia. Karanie nie może być odwetem i zemstą. To nie licuje ani z człowieczeństwem, ani z istotami stworzonymi na podobieństwo Pana.

piątek, 20 czerwca 2025

Seksualność w wierze


          Nawiązując do poprzedniego wpisu, zastanawiam się, dlaczego Kościół nie dba o prawdę w przekazie depozytu wiary. Nie trzeba być teologiem, by dostrzec niespójność między katechezą a wewnętrznymi odczuciami człowieka. Człowiek bowiem jest wyposażony w pewną wiedzę wrodzoną (wlaną) oraz podstawowe zasady moralne. Ta łaska, którą Stwórca obdarzył istoty rozumne, jest wielkim darem – i zakłada, że człowiek ma prawo z niej korzystać.

          Kierując się tą łaską, mam prawo pytać: dlaczego naturalne prawo, jakim jest seksualność, bywa sprowadzane do pojęcia „grzesznego seksu”? Temat ten, w większym lub mniejszym stopniu, towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Seksualność jest motorem nie tylko prokreacji, ale też odgrywa istotną rolę w fizjologii, metabolizmie i rozwoju psychicznym człowieka. Tak ważne aspekty ludzkiej natury powinny być jasno i uczciwie omawiane, wyjaśniane i przekazywane społeczeństwu. Seksualność to fenomen natury, którym należy się szczycić, a nie wykorzystywać do realizacji ideologicznych celów.

          Kobieta, która podejmuje trud macierzyństwa i połogu, powinna zajmować szczególne miejsce w świadomości społecznej. Tymczasem niemal od zarania dziejów była spychana na pozycję podrzędną.

          Zamiast traktować seksualność jako coś naturalnego i godnego, religie nierzadko czyniły z niej przedmiot manipulacji. Karlheinz Deschner (ur. 1924) pisze o rytualnej defloracji przedmałżeńskiej w świątyniach, gdzie żadna kobieta nie mogła wyjść za mąż, dopóki nie została pozbawiona dziewictwa przez przypadkowego mężczyznę. W chrześcijaństwie natomiast św. Paweł ujmował seksualność jako żądzę, którą należy poskramiać. Ojcowie Kościoła – Ambroży, Augustyn, Jan Chryzostom – głosili, że kobieta nie została stworzona na podobieństwo Boga, że jest istotą niższą, przeznaczoną do służenia mężczyźnie. Tomasz z Akwinu uważał kobietę za istotę niepełnowartościową – zarówno fizycznie, jak i duchowo. Marcin Luter, choć zniósł celibat, mówił o kobietach jako o dzikich zwierzętach, których największą zasługą jest to, że nas rodzą. Kościół nigdy nie rozliczył się z tych błędnych i krzywdzących opinii. W Polsce kobiety wciąż nie mają prawa decydować o losie własnych płodów. To nie tylko oburzające – to zwyczajnie nieprzystające do cywilizacyjnego rozwoju świata.

          Do dziś antykoncepcja pozostaje tematem spornym. Jednocześnie już od zarania chrześcijaństwa pojawiały się nadużycia seksualne. Homoseksualizm kwitł w klasztorach niemal od ich powstania. Papież Jan Paweł II był krytykowany za opieszałość w reagowaniu na przypadki pedofilii i innych przestępstw duchownych. Być może wiedział, że walka z tymi patologiami to jak walka z wiatrakami. Wolał ratować to, co – w jego przekonaniu – dało się jeszcze ocalić.

czwartek, 19 czerwca 2025

Niepodobny jest brak  naukowego oglądu


          Psychologia koncentruje się na ludzkiej psychice oraz wpływie czynników zewnętrznych na jednostkę, umożliwiając zrozumienie jej indywidualnych cech. Z kolei socjologia bada zjawiska zachodzące w społeczeństwach — w mniejszym stopniu zależne od pojedynczych osób. Społeczne mechanizmy często okazują się zaskakujące, a ich przebieg bywa trudny do przewidzenia.

          Bywa, że myśl społeczna rozmija się z indywidualnym spojrzeniem. Ta rozbieżność może prowadzić do stresu i frustracji. Przykładem jest kwestia wiary. Z socjologicznego punktu widzenia wiara jest zjawiskiem niezbędnym — wypełnia ona istotną funkcję w strukturze społecznej. Bez niej społeczeństwa nie potrafią sprawnie funkcjonować. Jednak na poziomie jednostkowym może ona nie odgrywać większej roli.

          Kościół jako instytucja odpowiada na społeczne zapotrzebowanie. Jego brak tworzyłby pustkę, która — prędzej czy później — zostałaby wypełniona. Niestety, w takich sytuacjach często pojawiają się ideologie wątpliwe moralnie. Co jednak robić, gdy sam Kościół zmaga się z poważnymi problemami wewnętrznymi?

          Logicznym rozwiązaniem byłoby domaganie się od Kościoła reform, przejrzystości i odpowiedzialności. Szkodliwa jest postawa wyczekiwania i tłumaczenie się, że „kościelne młyny mielą powoli”. Dzisiejszy świat nie daje czasu na takie zwlekanie — tempo zmian wymusza szybką reakcję. Najlepiej byłoby, gdyby impuls do przemian wyszedł z samego Kościoła, jednak obecnie nie widać po jego stronie takiego zainteresowania. Alternatywą pozostaje dialog społeczny, który pomoże określić, jaką rolę religia powinna pełnić w nowoczesnym społeczeństwie.

          Nie jest tajemnicą, że nauka Kościoła nie opiera się wyłącznie na czystym przesłaniu Chrystusa. Przez wieki była ona przekształcana i dostosowywana do aktualnych potrzeb politycznych i społecznych (jak np. w czasie krucjat). Fundament wiary opiera się w znacznej mierze na starotestamentowych ideach, często nieprzystających do współczesnej wiedzy i wrażliwości moralnej.

          Dla mnie — wobec oczywistego istnienia Przyczyny Stwórczej — niezrozumiały jest brak naukowego podejścia do idei, która towarzyszy ludzkości od zarania dziejów, jest obecna i aktywna w naszym świecie.

          Nie chodzi tu o próbę zgłębiania samej natury Stwórcy, co może wykraczać poza możliwości ludzkiego umysłu. Chodzi o naukową analizę realnych procesów i zjawisk, które dotyczą nas na co dzień — zarówno w wymiarze moralnym, jak i praktycznym.

wtorek, 17 czerwca 2025

Bez większej filozofii

          Świat został stworzony. To przekonanie wynika z logicznego rozumowania: każdy skutek ma swoją przyczynę. Człowiek odczytał tę prawdę w głębi własnego sumienia, przypisując Stwórcy cechy doskonałe — co jest logicznie uzasadnione. Jednak z biegiem dziejów ludzkość zaczęła wykorzystywać pojęcie Boga do realizacji partykularnych interesów.

          Naród żydowski przypisał sobie uprzywilejowaną rolę jako odbiorca Objawienia Bożego. Czerpiąc z wierzeń dawnych plemion, nadano Bogu cechy antropomorficzne, co zostało zapisane w świętych księgach, które później złożyły się na Stary Testament. Niestety, przypisanie Bogu ludzkich cech było błędem – profanacją Absolutu.

          Jezus był pierwszym człowiekiem, który podjął próbę przywrócenia właściwego obrazu Boga. Przypisał Mu cechy zgodne z Jego naturą — duchową, nieprzemijającą, pełną miłości. Jezus sam stał się znakiem obecności Boga — żywym Sakramentem, fundamentem Kościoła Chrystusowego. Niestety, Kościół instytucjonalny, powołany do strzeżenia depozytu wiary, z czasem uległ wypaczeniom. Ludzka ułomność, interesy i konserwatyzm przyczyniły się do zniekształcenia pierwotnej nauki Jezusa.

          Poważnym błędem było także pomniejszenie roli kobiety, sprowadzenie jej do roli podrzędnej względem mężczyzny. Zamiast autentycznych, ludzkich odruchów — takich jak współczucie, równość i wolność — zaczęła dominować ideologia służąca silniejszym. W ten sposób Kościół instytucjonalny zaczął oddalać się od swojej duchowej misji, wkraczając na drogę profanacji.

          Historia jasno pokazuje grzeszność Kościoła jako instytucji. Tysiące przykładów świadczą o nadużyciach, które miały miejsce na przestrzeni wieków. Ludzkość — często w dobrej wierze — powierzyła tej instytucji swoją duchowość. Niestety, w umysłach wiernych utrwaliły się doktryny, które nie zawsze odpowiadają prawdziwej nauce o Bogu.

          Parafialna codzienność często pozbawia wiernych czystości myślenia i krytycznej refleksji nad istotą stworzenia i naturą Stwórcy. A to, co raz zostało głęboko zakorzenione w ludzkiej świadomości, trudno zmienić. Aby naprawić ten stan rzeczy, potrzebna jest wola poznania prawdy. Człowiek jednak z natury jest zachowawczy i niechętny zmianom.

          Nadzieja leży w nauce — w pracy teologów i badaczy, którzy szczerze poszukują prawdy. Trzeba zdobyć się na trud ponownego odczytania nauki Jezusa — w świetle dostępnych tekstów, odkryć archeologicznych i zdrowego rozsądku. Tylko wtedy wiara może zostać oczyszczona, a Bóg – ukazany takim, jakim jest naprawdę.

niedziela, 8 czerwca 2025

Przestrzeń rzeczywista, duchowa


          Gdyby można było ujrzeć przestrzeń fizyczną nie oczami zmysłów, lecz za pomocą wyobraźni wspieranej wiedzą naukową, nie jawiłaby się ona jako pusta, statyczna otchłań, lecz jako dynamiczna, trójwymiarowa struktura przeniknięta niewidzialną aktywnością. Przestrzeń, według ogólnej teorii względności Einsteina, nie jest biernym tłem wydarzeń – stanowi elastyczne kontinuum, które ulega zakrzywieniu pod wpływem obecności masy i energii.

         To zakrzywienie nie jest abstrakcją: determinuje trajektorie ruchu ciał niebieskich, prowadząc planety i gwiazdy po krzywiznach czasoprzestrzeni. Tym samym, to nie siła grawitacji w klasycznym sensie, lecz geometria przestrzeni dyktuje dynamikę Wszechświata. Matematycznie opisują ją tensory i równania pola, a współczesna fizyka wykorzystuje do jej badania narzędzia geometrii różniczkowej oraz precyzyjne instrumenty pomiarowe, takie jak interferometry fal grawitacyjnych.

          Przestrzeń fizyczna ta nie jest jednak statyczna ani pusta. Jest areną ciągłych procesów kwantowych – nieustannie powstają i zanikają cząstki wirtualne, a przez jej struktury przemieszczają się fale elektromagnetyczne i inne formy energii. W tym ujęciu przestrzeń to dynamiczne pole, w którym zachodzi nieustanna fluktuacja i wymiana informacji – swoisty „kwantowy bulion”, będący fundamentem całej rzeczywistości materialnej.

          Przestrzeń duchowa nie jest zdefiniowana wymiarami czy współrzędnymi, nie podlega metrycznym pomiarom ani prawom fizyki klasycznej. Jest to przestrzeń symboliczna i egzystencjalna, konstytuowana przez świadomość, emocje, myśli, relacje i metafizyczne intuicje człowieka.

          Można ją opisać jako wewnętrzny wymiar istnienia – subiektywny, a jednak realny, dla wielu równie fundamentalny jak rzeczywistość materialna. W tym ujęciu, duchowość nie jest zbiorem wierzeń, lecz dynamiczną strukturą przeżycia, w której zachodzą procesy takie jak refleksja, doświadczenie sacrum, transformacja tożsamości czy przeżywanie miłości, nadziei i cierpienia.

          Przestrzeń duchowa nie zna czasu w linearnym sensie. W niej przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mogą się na siebie nakładać – wspomnienie może być równie żywe jak aktualne przeżycie. Jest to wymiar relacyjny: obejmuje nie tylko relacje między jednostkami, ale także relację z tym, co przekracza człowieka – w tradycji teistycznej: ze Stwórcą.

          Z perspektywy religijno-filozoficznej, przestrzeń duchowa wiąże się z koncepcją Nieba jako obietnicy i celu, ale również jako obecnej rzeczywistości dostępnej w akcie modlitwy, kontemplacji czy miłości bliźniego. Fundamentem tej przestrzeni jest energia niematerialna – nie fizyczna, lecz ontologiczna – będąca przejawem Boskiego tchnienia, które ożywia duchowe byty, takie jak dusze ludzkie. W tym sensie, energia duchowa pełni funkcję nośnika intencji, znaczeń i celów, a nie tylko oddziaływań fizycznych.

          Choć przestrzenie fizyczna i duchowa operują w różnych rejestrach rzeczywistości – empirycznym i egzystencjalnym – łączy je pojęcie struktury, energii i relacji. Obie są dynamiczne, obie noszą ślady porządku i sensu, a ich wzajemna relacja staje się przedmiotem refleksji filozofii nauki, teologii i fenomenologii ducha. U podstaw obu – według wielu tradycji – znajduje się akt stwórczy, który nadaje im nie tylko istnienie, lecz i celowość.

 

sobota, 7 czerwca 2025

Soczewkowanie grawitacyjne

          Zjawisko soczewkowania grawitacyjnego jest efektem zakrzywienia czasoprzestrzeni przez masywne obiekty – zgodnie z ogólną teorią względności Einsteina. Promienie świetlne nie są odchylane w sensie klasycznym (jak np. w pryzmacie), lecz podążają po zakrzywionych trajektoriach w zakrzywionej czasoprzestrzeni. Zjawisko to pozwala obserwować bardzo odległe obiekty we Wszechświecie i jest wykorzystywane m.in. w astrofizyce do wykrywania ciemnej materii i egzoplanet. Jak wyjaśnić to zjawisko?

          Światło z bardzo odległej gwiazdy lub galaktyki leci w stronę Ziemi. Po drodze to światło napotyka bardzo masywny obiekt, np. inną galaktykę lub czarną dziurę. Zgodnie z teorią Einsteina, taka masa zakrzywia czasoprzestrzeń – czyli można powiedzieć, że „ugina” przestrzeń wokół siebie.

          Światło, które normalnie leciałoby po linii prostej, zostaje zakrzywione – tak jakby „skręcało” wokół tej masy. Dla obserwatora na Ziemi wygląda to tak, jakby światło przyszło z innego kierunku albo jakbyśmy widzieli kilka obrazów tej samej galaktyki naraz. To przypomina działanie soczewki – dlatego zjawisko nazwano soczewkowaniem grawitacyjnym. Masa działa jak soczewka, ale zamiast szkła działa... grawitacja.

          Soczewkowanie grawitacyjne zostało przewidziane teoretycznie przez Einsteina w ramach ogólnej teorii względności w 1915 roku, ale przez długi czas uważano je za zbyt trudne do zaobserwowania. Pierwsze wykrycie zostało dokonane w 1919 roku. Podczas zaćmienia Słońca brytyjski astronom Arthur Eddington potwierdził, że światło gwiazd przechodzące blisko Słońca jest zakrzywiane – to było pierwsze eksperymentalne potwierdzenie ogólnej teorii względności. W 1979 – pierwsze prawdziwe soczewkowanie grawitacyjne: Odkryto obiekt nazwany «Q0957+561» – kwazar, który wydawał się być podwojony. W rzeczywistości był to jeden kwazar, którego światło zostało zakrzywione przez galaktykę leżącą po drodze.To był pierwszy potwierdzony przypadek silnego soczewkowania grawitacyjnego.

          Od tego czasu zaobserwowano tysiące takich przypadków, a zjawisko soczewkowania stało się bardzo ważnym narzędziem w kosmologii i astrofizyce. Dzięki temu możemy widzieć bardzo odległe obiekty, których inaczej byśmy nie dostrzegli. Możemy badać ciemną materię, bo ona też soczewkuje światło, mimo że jej nie widać. Pomaga też w odkrywaniu planet poza Układem Słonecznym.

         Jeżeli pomiary potwierdzają istnienie  zjawisk soczewkowania, to Einstein miał rację suponując, że przestrzeń się zakrzywia. Czym zatem jest przestrzeń?

         Przestrzeń (dokładniej czasoprzestrzeń) to dynamiczna, elastyczna struktura, która może być odkształcana przez masę i energię. Soczewkowanie grawitacyjne to jedno z jej najbardziej spektakularnych objawów. Pokazuje, że światło nie biegnie „po linii prostej w pustce”, tylko po zakrzywionej drodze w zmienionej geometrii Wszechświata. Aby to zrozumieć, trzeba porzucić dotychczasowe, kartezjańskie myślenie i otworzyć się na abstrakcyjne idee pełne zakrzywień i zawiłości. Takie nadeszły czasy!?

czwartek, 5 czerwca 2025

Nie przypuszczałem

          Nie przypuszczałem, że ludzka wiedza rozwinie się do tego stopnia, iż zmusi mnie do ponownego przemyślenia fundamentów egzystencji. Choć często wybiegałem myślami w przyszłość, nie sądziłem, że u schyłku życia przyjdzie mi zrewidować to, co uważałem za niepodważalne: światopogląd, wiedzę przyrodniczą, prawa natury, duchowość, kanony wiary, a nawet zasady moralne.

          W trakcie moich poszukiwań natrafiałem na myśli mądrych ludzi, które głęboko mnie poruszały i skłaniały do refleksji. Do dziś pamiętam, jak wstrząsnęły mną słowa Schopenhauera: „świat jest ułudą”, czy też myśl Kanta: „nie ma możliwości poznania istoty rzeczy”. Uświadomiłem sobie wówczas, jak ograniczone są nasze zmysły i narzędzia poznawcze. To, co uznajemy za oczywiste, może być jedynie cieniem prawdy – odbiciem rzeczywistości, której nigdy w pełni nie pojmiemy.

          Najtrudniej było mi zakwestionować kanony wiary. Religia przyjęta w młodości głęboko się zakorzenia i trudno ją poddać rewizji. A jednak konieczność poszukiwania prawdy i przewartościowania własnych przekonań stała się dla mnie siłą napędową.

          Okazuje się, że świat materialny zajmuje jedynie pośrednie miejsce. Cała rzeczywistość wywodzi się z duchowości – to ona nadaje kształt temu, co widzialne. Te prawdy były już wielokrotnie przybliżane, ale przez długi czas nie traktowano ich poważnie. Dziś nauka zaczyna potwierdzać, że mieli rację. Warto podkreślić: nie chodzi tu o negację tradycji, lecz o gotowość do jej ponownego, głębszego przemyślenia.

          Poszukiwania u kresu życia bywają trudne – chociażby ze względu na różne dolegliwości, jak częściowa utrata wzroku – ale z drugiej strony wypełniają wolny czas i zachęcają do aktywności intelektualnej.

          Współczuję tym, którzy nie doznali jeszcze impulsu do duchowego odrodzenia. Jak mówi przysłowie: „Głupi się rodzisz, głupi umrzesz”.

sobota, 31 maja 2025

Dwie wersje śmierci Judasza


          W Nowym Testamencie znajdujemy dwa różne opisy śmierci Judasza. W Ewangelii Mateusza czytamy: „Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się” (Mt 27,5). Natomiast w Dziejach Apostolskich: „Za pieniądze, niegodziwie zdobyte, nabył ziemię i spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności” (Dz 1,18).

          Rozbieżność między tymi relacjami bywa wykorzystywana przez krytyków jako argument podważający wiarygodność przekazu ewangelicznego. W rzeczywistości jednak nie musi ona świadczyć o sprzeczności, lecz o różnicy perspektyw redakcyjnych i teologicznych intencji autorów.

          Mateusz koncentruje się na dramatycznym akcie skruchy Judasza – jego wyrzutach sumienia, odrzuceniu srebrników i samobójstwie. To opis wewnętrznego kryzysu i desperacji. Z kolei Łukasz, autor Dziejów Apostolskich, akcentuje tragiczny finał życia Judasza jako wyraz Bożego sądu – śmierć staje się znakiem kary i skażenia.

          Te dwie wersje nie muszą się wzajemnie wykluczać. Można je zsyntetyzować, uznając, że Judasz najpierw się powiesił (jak pisze Mateusz), a jego ciało – w wyniku rozkładu, upadku lub zerwania liny – później pękło i rozpadło się (jak opisują Dzieje). Takie rozumienie obecne jest w tradycji chrześcijańskiej, m.in. u św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu.

          Styl semicki, charakterystyczny dla obu ksiąg, nie kładzie nacisku na precyzyjne, kronikarskie ujęcie wydarzeń, lecz na przesłanie teologiczne:

 

Mateusz: skrucha Judasza i odrzucenie nieuczciwego zysku.

Dzieje Apostolskie: los grzesznika i miejsce Judasza w Bożym planie.

          Rozbieżność między Mt 27,5 a Dz 1,18 nie stanowi błędu, lecz wynika z odmiennych celów teologicznych i literackich. Oba opisy można zharmonizować – Judasz się powiesił, a później jego ciało uległo rozkładowi lub upadkowi. Obie wersje ukazują tragizm zdrady i jej konsekwencje.

Interpretacje Ojców Kościoła

          Św. Augustyn (IV–V w.) nie widział sprzeczności między Ewangelią a Dziejami. Uważał, że Judasz najpierw się powiesił (Mt 27,5), a następnie jego ciało rozpadło się (Dz 1,18) w wyniku upadku lub rozkładu. Podkreślał duchowy wymiar wydarzenia: Judasz popełnił grzech, ale nie zaufał Bożemu miłosierdziu – uległ rozpaczy, która zamknęła go na przebaczenie.

          Św. Hieronim próbował pogodzić oba opisy, sugerując, że Judasz powiesił się w miejscu niestabilnym, np. na pochyłości, a potem jego ciało spadło i uległo rozkładowi. Jako znawca języków wskazywał, że różnice wynikają także z odmiennych form wyrazu literackiego.

          Św. Tomasz z Akwinu (XIII w.), w Summa Theologiae, określił grzech Judasza jako podwójnie tragiczny – nie tylko zdradził Chrystusa, ale też utracił nadzieję na zbawienie. Według Tomasza rozpacz Judasza była grzechem przeciw Duchowi Świętemu, ponieważ zamykała go na możliwość nawrócenia.

          W tradycji żydowskiej zdrada bliskiego, a zwłaszcza mistrza duchowego, była jednym z najcięższych przewinień. „Trzydzieści srebrników” to suma odpowiadająca cenie niewolnika (Wj 21,32) – symbolizuje to haniebną wartość, jaką Judasz przypisał Jezusowi.

          Dzieje Apostolskie wspominają, że za pieniądze Judasza nabyto pole, które nazwano „Pole Krwi” (hebr. *Hakeldamach*). W żydowskiej tradycji ziemia splamiona niewinnie przelaną krwią była uznawana za nieczystą i przeklętą. Śmierć Judasza dodatkowo symbolicznie „zanieczyściła” to miejsce, ukazując Boży sąd nad grzechem.

          W II wieku po Chrystusie powstał gnostycki apokryf znany jako «Ewangelia Judasza». Przedstawia on Judasza nie jako zdrajcę, lecz wykonawcę boskiego planu – „bohatera” posłusznego Jezusowi. Kościół odrzucił ten tekst jako heretycki, jednak jego istnienie świadczy o tym, że postać Judasza już w starożytności była przedmiotem kontrowersji i refleksji teologicznej.

          Ojcowie Kościoła nie interpretowali śmierci Judasza wyłącznie literalnie. Dla nich był to teologiczny znak – los człowieka, który utracił nadzieję i nie zaufał Bożemu miłosierdziu. Historia Judasza jest przestrogą, że grzech może prowadzić nie tylko do śmierci fizycznej, lecz także duchowej.

 

czwartek, 29 maja 2025

Czy zasada przyczynowości została podważona?


          Od czasów Newtona fizyka klasyczna opierała się na założeniu, że świat jest w pełni deterministyczny: każdemu zjawisku musi towarzyszyć jego wyraźna przyczyna. W tym ujęciu, jeśli znamy dokładny stan układu w danym momencie, możemy z całkowitą pewnością przewidzieć jego przyszłość. Ten pogląd, znany jako zasada przyczynowości, był fundamentem naukowego obrazu świata aż do początku XX wieku.

          Jednak wraz z rozwojem mechaniki kwantowej ten obraz rzeczywistości zaczął się dramatycznie zmieniać.

          Na początku lat dwudziestych XX wieku duński fizyk Niels Bohr, opierając się na wynikach doświadczeń z zakresu fizyki atomowej, zauważył, że klasyczne pojęcia przestają być wystarczające do opisu zjawisk zachodzących w mikroskali. Zasada przyczynowości – choć nadal przydatna w świecie codziennym – wydaje się nie mieć bezpośredniego zastosowania w świecie cząstek elementarnych.

          Bohr zaproponował w odpowiedzi zasadę komplementarności, ogłoszoną oficjalnie w 1927 roku. Według niej pewne aspekty rzeczywistości kwantowej, takie jak korpuskularny i falowy charakter światła (i materii), nie mogą być jednocześnie w pełni opisane. Dopełniają się one nawzajem, ale nigdy nie występują jednocześnie w jednym akcie pomiarowym. To oznacza, że sposób, w jaki dokonujemy pomiaru, wpływa na to, co jesteśmy w stanie zaobserwować – co już samo w sobie podważa klasyczne założenia o obiektywności i niezależności obserwacji.

          Dodatkowym ciosem dla zasady przyczynowości była zasada nieoznaczoności Heisenberga, sformułowana w tym samym roku. Mówi ona, że nie da się jednocześnie dokładnie zmierzyć zarówno położenia, jak i pędu cząstki. Ta fundamentalna granica poznania nie wynika z niedoskonałości naszych narzędzi, ale z samej natury rzeczywistości kwantowej. W efekcie nie możemy dokładnie przewidzieć zachowania pojedynczej cząstki – możemy jedynie obliczyć prawdopodobieństwo jej wystąpienia w określonym stanie.

         Zasada przyczynowości w fizyce klasycznej daje wynik jednoznaczny (przyczyna -> skutek), a  w fizyce kwantowej tylko w postaci statystycznej.

          To przesunięcie od deterministycznego do probabilistycznego opisu świata oznaczało rewolucję w nauce. Einstein, który był sceptyczny wobec tej interpretacji, powiedział słynne słowa: „Bóg nie gra w kości”. Bohr odpowiedział: „Nie mów Bogu, co ma robić”, broniąc nieprzewidywalnej, ale eksperymentalnie potwierdzonej natury mikroświata.

Czy zasada przyczynowości została naprawdę obalona?

          Warto jednak zaznaczyć, że kwantowa nieokreśloność nie oznacza całkowitego chaosu. Teorie kwantowe, choć oparte na probabilistyce, są niezwykle precyzyjne i przewidywalne w sensie statystycznym. Dla dużych układów (w skali makroskopowej), gdzie działa tzw. dekoherencja kwantowa (zakłada oddziaływanie obiektu z otoczeniem w sposób nieodwracalny w sensie termodynamicznym, co niszczy interferencję między danym obiektem i otoczeniem), klasyczna przyczynowość znowu wydaje się obowiązywać.

          W tym sensie można powiedzieć, że przyczynowość nie została całkowicie odrzucona, lecz zreinterpretowana. W skali mikroświata mówimy o korelacjach i prawdopodobieństwach, a nie o jednoznacznych przyczynach i skutkach. To fundamentalna zmiana w rozumieniu natury rzeczywistości.

          Zasada komplementarności i wynikająca z niej reinterpretacja przyczynowości zmusiły naukowców i filozofów do zmiany sposobu myślenia o świecie. Bohr uważał, że język klasycznej fizyki musi być uzupełniony o nowe pojęcia, dostosowane do opisu zjawisk kwantowych – ale nie całkowicie porzucony.

          Współczesna fizyka nadal rozwija te idee, próbując połączyć mechanikę kwantową z teorią względności w ramach tzw. teorii wszystkiego. Jednak jedno pozostaje pewne: rewolucja kwantowa pokazała, że świat jest bardziej złożony i tajemniczy, niż mogłoby się wydawać z perspektywy XIX-wiecznej nauki.

środa, 28 maja 2025

Postrzeganie pozazmysłowe – między intuicją a tajemnicą


          Postrzeganie pozazmysłowe (ESP) to rzekoma zdolność odbierania informacji w sposób wykraczający poza tradycyjne zmysły – wzrok, słuch, dotyk, węch i smak. Zwolennicy istnienia tego zjawiska twierdzą, że pozwala ono „wiedzieć” lub odczuwać coś, mimo braku bezpośredniego kontaktu ze światem zewnętrznym.

          Najczęściej ESP bywa utożsamiane z intuicją lub przeczuciem. Przykładem może być sytuacja, gdy ktoś nagle odczuwa niepokój o bliską osobę, mimo że nic na to racjonalnie nie wskazuje. Inne formy postrzegania pozazmysłowego to m.in. telepatia (czytanie w myślach), jasnowidzenie (widzenie rzeczy lub zdarzeń niewidocznych dla innych) czy prekognicja (przewidywanie przyszłości).

          Z naukowego punktu widzenia ESP budzi wiele kontrowersji. Przeprowadzono liczne eksperymenty mające na celu zbadanie tego zjawiska, jednak dotychczas nie udało się uzyskać jednoznacznych, powtarzalnych wyników. Dlatego większość naukowców uznaje ESP za niepotwierdzone empirycznie, a niekiedy wręcz za przejaw myślenia pseudonaukowego.

          Nie zmienia to faktu, że relacje o zjawiskach uznawanych za pozazmysłowe są powszechne i często szczegółowo opisywane. Wiele z nich można wyjaśnić racjonalnie – jako efekt intuicji, zbiegu okoliczności, czy działania podświadomości. Przykładowo: bliska więź emocjonalna może sprawiać, że dwie osoby synchronizują swoje myśli lub działania – co tłumaczy, dlaczego siostra dzwoni dokładnie w chwili, gdy brat o niej myślał. Psychologia potrafi także wyjaśnić, jak nieuświadomione informacje mogą prowadzić do trafnych przeczucia bez udziału „magicznych” sił.

          Zjawiska takie jak prekognicja czy jasnowidzenie bywają również opisywane w kontekście pracy służb specjalnych lub policji. Choć media chętnie relacjonują przypadki, w których osoby rzekomo obdarzone ESP pomagają w śledztwach, nie ma dowodów, by ich pomoc była skuteczniejsza niż przypadek.

         Dla wielu osób intuicja i przeczucia stanowią jednak istotne narzędzie podejmowania decyzji. Należy jednak odróżnić intuicję – zjawisko znane i badane naukowo – od postrzegania pozazmysłowego, które wciąż pozostaje poza granicami potwierdzonej wiedzy.

          Niektóre zjawiska uznawane za paranormalne wciąż nie zostały w pełni wyjaśnione przez naukę. Warto jednak podchodzić do nich z otwartym, ale krytycznym umysłem – rozróżniając to, co możliwe do zbadania, od tego, co pozostaje jedynie przekonaniem lub osobistym doświadczeniem.

wtorek, 27 maja 2025

Czy materia ma w sobie ducha?


           Z naukowego punktu widzenia zwłaszcza w ramach materializmu lub fizykalizmu, materia nie posiada ducha. Wszystkie zjawiska, łącznie ze świadomością, są postrzegane jako rezultat procesów fizycznych i chemicznych.

          Niektórzy fizycy, odwołując się do teorii względności i mechaniki kwantowej, zauważają, że materia może być postrzegana jako kondensacja energii – a więc coś bardziej dynamicznego i niematerialnego, niż zakładano w klasycznej fizyce. Takie rozumienie może inspirować filozoficzne spekulacje na temat «duchowego» charakteru energii jako podstawowej rzeczywistości (Capra 1975, Churchland 1986). Choć nie jest to bezpośredni dowód duchowości materii, otwiera przestrzeń dla interpretacji bardziej zbliżonych do myśli metafizycznej.

          W radykalnym kontraście do materializmu stoi «idealizm». George Berkeley, jeden z głównych jego przedstawicieli, twierdził, że byt materialny nie istnieje niezależnie od percepcji – wszystko, co istnieje, to idee postrzegane przez umysły, w szczególności umysł Boży. Tym samym cała rzeczywistość ma duchowy charakter. Dla Berkeleya, „istnieć” znaczy „być postrzeganym” (esse est percipi), co czyni materię z definicji podporządkowaną duchowi.

          W obliczu trudności wyjaśnienia świadomości na gruncie fizykalizmu, niektórzy współcześni filozofowie (np. David Chalmers, Philip Goff) sięgają po  «panpsychizm» – pogląd, że świadomość lub jej protoformy są cechą fundamentalną całej materii (Chalmers 1996; Goff 2019). Choć kontrowersyjny, panpsychizm pozwala uniknąć tzw. „luk wyjaśniających”  między mózgiem a doświadczeniem. Nie twierdzi on, że każda cząsteczka myśli, ale że pewien element wewnętrznej subiektywności jest powszechny, co może sugerować „duchowy pierwiastek” obecny w materii.

          Klasyczna teologia chrześcijańska opiera się na dualistycznym założeniu, że duch (rozumiany jako dusza) przysługuje jedynie istotom żywym, stworzonym na obraz Boga (por. Rdz 1,27). W tym ujęciu duchowość nie dotyczy całej materii, lecz jest nadana istotom posiadającym świadomość, rozum i wolę. To stanowisko kontrastuje z panpsychizmem czy animizmem, według których duchowość rozciąga się na całą przyrodę.

          Nowsze badania nad inteligencją i emocjonalnością zwierząt (De Waal 2016) wskazują, że wiele z nich wykazuje oznaki przywiązania, empatii i intencjonalnych zachowań (np. przywiązanie emocjonalne psa do swojego opiekuna). Może to sugerować, że świadomość (a być może również duchowość w pewnym sensie) nie jest wyłącznie domeną człowieka. Tym samym klasyczne pojęcia duszy i ducha mogą wymagać reinterpretacji lub rozszerzenia.

          Z perspektywy chrześcijańskiej, niektórzy teolodzy i mistycy sugerują, że całość stworzenia uczestniczy w duchowym porządku, choć nie w taki sam sposób jak człowiek. Cytat z Ewangelii Jana: „Aby byli jedno, jak My jedno jesteśmy” (J 17,22) może być interpretowany jako wizja kosmicznej jedności – nie tylko ludzi, ale całego stworzenia, którego duchowy wymiar wciąż pozostaje tajemnicą.

          Pytanie o duchowość materii pozostaje otwarte i prowokujące. Materializm redukuje duch do funkcji mózgu, idealizm widzi materię jako wtórną wobec ducha, panpsychizm proponuje nowe podejście do samej definicji świadomości. Teologia podkreśla osobowy charakter ducha, ale także otwiera się na bardziej uniwersalną wizję jedności. Ostateczna odpowiedź wymaga nie tylko filozoficznej spekulacji, lecz także duchowego wglądu i pokory wobec tajemnicy istnienia.

          Być może w przestrzeni nadprzyrodzonej istnieje świat zbliżony do naszej rzeczywistości, lecz funkcjonujący na zasadach doskonalszych.

 

poniedziałek, 26 maja 2025

Świadomość – tajemnica istnienia

 

          Świadomość to jedno z najbardziej intrygujących i nie do końca zrozumianych zjawisk we wszechświecie. To zdolność do rozpoznawania własnych myśli, emocji i doznań, a także świadomego reagowania na bodźce zewnętrzne i wewnętrzne. Innymi słowy – to bycie świadomym siebie i otaczającego świata. Niniejszy tekst podejmuje próbę ukazania, czym jest świadomość z różnych perspektyw: biologicznej, filozoficznej, religijnej oraz spekulatywno-naukowej.

          Z naukowego punktu widzenia świadomość to stan psychiczny, który umożliwia jednostce przetwarzanie informacji, formułowanie wypowiedzi, podejmowanie decyzji i przeżywanie doświadczeń. Kluczową cechą świadomości jest samoświadomość – zdolność myślenia o sobie jako o istocie posiadającej myśli, emocje i wspomnienia.

          Mimo postępów w badaniach, nie istnieje jednoznaczna, obiektywna miara świadomości – ma ona charakter subiektywny, co czyni jej badanie niezwykle trudnym.

          Współczesna nauka najczęściej utożsamia świadomość z aktywnością mózgu – jako produktem skomplikowanych procesów neurobiologicznych, zachodzących w sieciach neuronowych. Według tego podejścia świadomość zanika wraz ze śmiercią mózgu, a więc jest zjawiskiem ściśle związanym z funkcjonowaniem ciała.

          Z drugiej strony, nie brakuje koncepcji zakładających, że świadomość może istnieć niezależnie od materii. Filozofowie, tacy jak Platon, Kartezjusz czy współcześnie David Chalmers, rozważają świadomość jako fundamentalny aspekt rzeczywistości – być może niepodlegający redukcji do zjawisk fizycznych (dualizm, panpsychizm).

          Chociaż niniejsze opracowanie koncentruje się na ludzkiej świadomości, nie oznacza to, że jest ona zarezerwowana wyłącznie dla człowieka. Trwają intensywne badania nad samoświadomością u zwierząt – takich jak delfiny, szympansy czy słonie – a także nad możliwością zaistnienia świadomości w sztucznej inteligencji.

          W wielu religiach świadomość utożsamiana jest z duszą – niematerialną, nieśmiertelną esencją człowieka. W hinduizmie mówi się o atmanie, w chrześcijaństwie o duszy, a w buddyzmie o ciągłości jaźni. Wspólnym mianownikiem tych tradycji jest przekonanie, że świadomość przekracza życie cielesne i może istnieć niezależnie od ciała.

          Z religijnej perspektywy świadomość nie jest tylko produktem życia biologicznego, lecz jego pierwotnym źródłem lub celem. Ujęcie to zakłada istnienie nadprzyrodzonego wymiaru bytu.

          Ciekawy wątek religijny dotyczy osoby Jezusa. Według niektórych interpretacji, Jezus – jako człowiek – nie posiadał w chwili narodzin pełnej wiedzy o swojej boskiej tożsamości. Musiał stopniowo ją odkrywać i dojrzewać do niej. Proces ten można interpretować jako drogę do osiągnięcia pełnej świadomości swojego „Ja” w kontekście boskości.

          Niektórzy naukowcy próbują wyjść poza tradycyjne ujęcia świadomości. Według teorii kwantowej świadomości, opracowanej przez Rogera Penrose’a i Stuarta Hameroffa (tzw. teoria Orch-OR), świadomość może być związana z procesami kwantowymi zachodzącymi w mikrotubulach neuronów. W skrajnych interpretacjach sugeruje się, że świadomość może być trwałym elementem wszechświata.

          Choć te koncepcje budzą kontrowersje, stanowią inspirujący przykład prób łączenia fizyki i neurologii w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania o istotę świadomości.

          Największą zagadką pozostaje pytanie o wieczność świadomości: czy jest ona tylko chwilowym błyskiem biologicznej aktywności, czy może stanowi część większego, niepoznanego porządku rzeczywistości? Czy da się wskazać kryterium prawdy dla naszych przeżyć świadomych? A może zawsze pozostanie coś, co wymyka się poznaniu?

          Świadomość jest zarazem oczywista i niepojęta. Doświadczamy jej codziennie, a jednak nie potrafimy w pełni zdefiniować jej natury. Czy jest ona jedynie efektem pracy mózgu, czy może stanowi głębszy, metafizyczny wymiar istnienia? Odpowiedź na to pytanie wciąż pozostaje otwarta – i być może to właśnie w tej tajemnicy tkwi jej najgłębszy sens.

niedziela, 25 maja 2025

Budowle megalityczne

 

          Z powodu braku jednoznacznych artefaktów i rzetelnych źródeł informacji, jesteśmy zmuszeni opierać się jedynie na dostępnych danych i hipotezach. Na formułowanie ostatecznych wniosków jest jeszcze zbyt wcześnie.

          Na całym świecie — od Europy, przez Azję i Afrykę, po obie Ameryki — odkrywane są monumentalne budowle megalityczne, wzniesione z ogromnych bloków kamiennych. Do najbardziej znanych należą Stonehenge (ok. 3100 p.n.e.) w Anglii, Göbekli Tepe (ok. 9600 p.n.e) w Turcji, piramidy w Gizie (trzecie tysiąclecie p. n.e.) czy megalityczne kompleksy w Peru. Ich wiek często sięga tysięcy lat przed naszą erą. W Polsce (Wietrzychowice) – grobowce kujawskie (tzw. „polskie piramidy”) – ok. 3500–2500 p.n.e.

          Tradycyjna archeologia przypisuje budowę megalitów prastarym społecznościom rolniczo-myśliwskim. Wydaje się jednak zaskakujące, że ludzie żyjący bez zaawansowanej technologii byli w stanie transportować i precyzyjnie ustawiać głazy ważące często dziesiątki, a nawet setki ton. Niektórzy badacze alternatywni wysuwają hipotezy o istnieniu nieznanych, wysoko rozwiniętych kultur prehistorycznych, a nawet o ingerencji cywilizacji pozaziemskich — jednak nie znajdują one potwierdzenia w nauce i w moim oglądzie Świata.

          Technika budowy megalitów pozostaje przedmiotem debat. W większości przypadków nie zachowały się żadne narzędzia, które jednoznacznie mogłyby wyjaśnić sposób obróbki twardych skał, takich jak granit czy bazalt. Istnieją jednak teorie o używaniu prostych narzędzi kamiennych, drewnianych dźwigni, systemów lin i ramp. Współcześnie podejmowane eksperymenty archeologiczne pokazują, że zgrana grupa ludzi mogła w ciągu wielu miesięcy przetransportować ogromne głazy — choć nadal niektóre przypadki budzą zdumienie swoją skalą i precyzją wykonania.

          Cele budowy megalitów również są przedmiotem spekulacji. W wielu przypadkach uważa się je za miejsca kultu religijnego, grobowce lub obserwatoria astronomiczne. Stonehenge np. wykazuje zgodność z cyklami słonecznymi i księżycowymi, co sugeruje jego funkcję kalendarza. Inne budowle, takie jak piramidy w Egipcie czy sanktuaria andyjskie, pełniły funkcje rytualne i symboliczne, związane z wiarą w życie pozagrobowe czy bóstwa nieba.

          Megalityczne budowle są świadectwem niezwykłych umiejętności dawnych cywilizacji. Choć wiele aspektów ich powstania pozostaje zagadką, jedno jest pewne: skrywają w sobie wiedzę i doświadczenie, które wciąż inspirują archeologów, historyków i poszukiwaczy tajemnic z całego świata. Być może z biegiem czasu nowe odkrycia rzucą światło na te fascynujące relikty przeszłości.

          W wielu miejscach megalitycznych notowano nadzwyczajne właściwości akustyczne, geomagnetyczne i energetyczne. Niektóre osoby twierdzą, że można tam doświadczyć zmian świadomości, odczuć mistycznych lub uzdrowienia.

Kamienie często pochodzą z dalekich, specyficznych geologicznie miejsc, co może sugerować, że wybierano je nieprzypadkowo – np. ze względu na ich "energetyczne" właściwości.

          Tajemnica budowli megalitycznych polega nie tylko na technicznej zagadce ich konstrukcji, ale przede wszystkim na tym, jak głęboko sięgała duchowość, wiedza i organizacja społeczna ludzi neolitu. Choć wiele wyjaśnia archeologia, niektóre elementy nadal wymykają się pełnemu zrozumieniu – co tylko potęguje ich magnetyzm.

 

sobota, 24 maja 2025

Idea Syna Bożego


          Idea «Syna Bożego» jest kluczową koncepcją teologii chrześcijańskiej. Myśl, że Bóg ma „Syna” może sugerować teologię politeistyczną.  Pojawia się zatem pytanie: jak jest naprawdę i kto jest autorem tej idei?

Na pierwszy rzut oka, wyrażenie „Syn Boży” może rzeczywiście budzić wątpliwości. Jednak chrześcijańska doktryna Trójcy Świętej nie głosi wiary w trzech bogów, lecz w jednego Boga w trzech Osobach. Te Osoby nie są trzema bogami, lecz mają jedną Boską naturę. Fakt, że jest to doktryna przemawia za ludzką koncepcją. Najwcześniejsze formy tej idei pojawiają się w Biblii, szczególnie w Nowym Testamencie, choć już w Starym Testamencie można odnaleźć jej zapowiedzi.

          Autorem idei w sensie objawienia jest zatem sam Jezus Chrystus, który mówi o sobie jako o Synu, oraz Bóg Ojciec, który objawia Go jako swego Syna (np. w scenie chrztu w Jordanie). Jezus mówi: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30).  Jezus (jako Człowiek) jest autorem tej idei, a Kościół sformułował i  i rozwinął ją teologicznie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że doktryna Syna Bożego jest dziełem Kościoła. Ta kluczowa koncepcja stanowi fundament chrześcijańskiej wiary w Jezusa jako Boga. |

          Jak istnienie Boga można wytłumaczyć logiczną przyczynowością Przyczyny i skutku, tak postać Jezusa – Syna Bożego jest podmiotem wiary.

Cała dalsza doktryna chrześcijaństwa jest oparta na zawierzeniu, że Kościół otrzymał od Boga plenipotencje do wprowadzenia tej idei. Chrześcijańska koncepcja „Syna Bożego” to relacja Osób w Bogu, a nie biologiczne ojcostwo. Zasadność tej idei jest mocno umocowana w teologii chrześcijańskiej, na tyle wiarygodnie, że moje wcześniejsze wątpliwości się rozwiały. W Nowym Testamencie Jezus Chrystus jest wielokrotnie określany jako Syn Boży. To wyrażenie nie jest jedynie tytułem, ale świadectwem Jego Boskiej natury oraz unikalnej relacji z Bogiem Ojcem. Jego wcielenie:  „Słowo stało się ciałem” (J 1,14):  jest aktem zstąpienia Boga do świata ludzkiego. Chrzest Jezusa „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17). Wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16,16). Proces Jezusa (Mk 14,61–62): Jezus potwierdza swoją tożsamość jako Syn Boży.

W teologii chrześcijańskiej, zwłaszcza po Soborze Nicejskim (325 r.), Jezus Chrystus został uznany za współistotnego Ojcu (homoousios), czyli prawdziwego Boga z Boga prawdziwego.

          Wierzę, że za zgodą Stwórcy dokonało się Wywyższenie Człowieka do roli Aktu działającego, który odzwierciedla istotę jedynego Boga. Dzięki Synowi wierzący mogą stać się dziećmi Bożymi (por. J 1,12; Rz 8,15–17).

piątek, 23 maja 2025

Wstęp do katechezy współczesnej cd. 6


          Można postawić pytanie. Czego Bóg oczekuje od człowieka? Odpowiedź może się różnić w zależności od tradycji religijnej, ale w ujęciu chrześcijańskim — a zwłaszcza biblijnym — istnieje kilka kluczowych odpowiedzi, które pojawiają się w Piśmie Świętym.

           Z Biblijnego przekazu Bóg oczekuje od ludzi relacji opartej na Miłości – zarówno wobec Niego, jak i wobec innych ludzi (Mt 22,37-39). Miłość uosabia ontologicznie samego Stwórcę: " Bóg jest miłością" (1 J 4,8).  Miłość jest fundamentem wszystkiego. Z jego natury dynamicznej wynika, że Miłość oznacza nie tylko uczucie, ale samego Boga. Dla chrześcijan miłość jest drogą do świętości. Miłości towarzyszy sprawiedliwość opartej na miłosierdziu. Pokora to nie uniżanie się względem Boga, ale postawa szacunku wobec Boskiego Majestatu (Mi 6,8). Zachowanie człowieka opisane jest w zasadach moralnych, które winne towarzyszyć w życiu człowieka. One są wskazówką jak autentycznie żyć moralnie zgodnie z Jego wolą.

           Ważnym elementem jest wiara (Hbr 11,6). Jest ona nie tylko intelektualnym przekonaniem, ale pełnym zawierzeniem (Mk 1,15). Bóg nie oczekuje od człowieka perfekcji, ale serca zdolnego do przebaczenia, współczucia i troski o innych — zwłaszcza o ubogich, skrzywdzonych, zapomnianych. Bóg oczekuje, aby życie człowieka przynosiło owoce (Mt 5,16), i generowało funkcjonał «Dobra». Bo «Dobro» jest twórcze i jest potrzebne do podtrzymywania świata w jego istnieniu.

            Bóg nie jest drobiazgowy. Dopuszcza błędy i pomyłki, ale oczekuje ciągłego doskonalenia moralnego i zmierzania do Boskiej doskonałości (świętości): "Bądźcie więc świętymi, bo Ja jestem święty” (1 P 1,16). Warunkiem zjednoczenia się z Bogiem jest doskonałość substratu duchowego, z którego zbudowany jest Bóg i cała rzeczywistość.

            Ta powyższa tajemnica nie jest ukryta. Niezależnie jaki los spotyka człowieka może sięgnąć po najwyższe tryumfy chwały.

 

czwartek, 22 maja 2025

Wstęp do katechezy współczesnej cd. 5


          W filozofii religii Ludwiga Feuerbacha czy Zygmunta Freuda Bóg może być rozumiany nie jako byt obiektywny, lecz jako projekcja ludzkich potrzeb psychicznych i emocjonalnych. Feuerbach twierdził, że to człowiek stworzył Boga na swoje podobieństwo, przenosząc nań własne najwyższe ideały i pragnienia – takie jak wszechmoc, dobroć czy nieśmiertelność. Podobnie Freud postrzegał religię jako formę iluzji, będącą wyrazem dziecięcych potrzeb bezpieczeństwa i opieki, które w dorosłym życiu przybierają postać wiary w Boga-Ojca.

          Według Immanuela Kanta lub niektórych nurtów religii liberalnej Bóg staje się uosobieniem dobra, sprawiedliwości czy miłości – a więc ideą motywującą do etycznego życia, niezależnie od tego, czy istnieje w sensie ontologicznym. Taka koncepcja może być akceptowalna również dla osób niereligijnych – jako forma metafory lub symbolu ludzkich aspiracji moralnych, bez konieczności przyjmowania wiary w osobowego Boga. Tego rodzaju podejście otwiera przestrzeń do dialogu między wierzącymi a niewierzącymi na gruncie wspólnych wartości, nawet jeśli różnią się oni co do źródła tych wartości.

          W ujęciu Alfreda Whiteheada Bóg nie jest statycznym bytem, lecz procesem stawania się w świecie. Niektórzy interpretatorzy jego myśli dostrzegają w niej energetyczny charakter rzeczywistości.

          Pojawia się zatem pytanie: jak jest naprawdę? Na obecnym etapie wiedzy można stwierdzić, że Bóg jawi się w koncepcji dualistycznej – to znaczy: zarówno w naturze dynamicznej (istnieje poprzez działanie), jak i w naturze ontologicznej, czyli duchowej. Natura duchowa wywodzi się z ludzkiej intuicji oraz doświadczeń duchowych i może być dostępna poprzez odwołanie się do podobnej natury obecnej w ludzkiej świadomości.

         Obie koncepcję są opisane w Piśmie Świętym. Każdy człowiek jest wyposażony w mechanizm poznawczy przez  sumienie. Choć należą one do zagadnień metafizycznych, to niejednokrotnie nauka pomaga w akceptacji, bo istnienie Boga wynika z porządku logicznego.

          Jeśli ktoś przyjmuje istnienie Boga, to próba „rozpracowywania” Jego przymiotów może być ograniczona lub wręcz niemożliwa. To wyraz postawy pokory – uznania, że ludzki rozum ma swoje granice. To myślenie wpisuje się w podejście apofatyczne (tzw. teologię negatywną), która mówi o Bogu raczej przez to, czym nie jest, niż czym jest.