Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 lipca 2025

Wieczność – sfera poza czasem i prawami natury

 

          Wieczność nie jest po prostu nieskończonym czasem. To rzeczywistość zupełnie innej natury – sfera, która wykracza poza granice fizycznego świata i jego praw. Tam nie obowiązują prawa przyrody, które rządzą naszym codziennym doświadczeniem: czas nie płynie, materia nie przemija, a przestrzeń nie dzieli. To, co tutaj wydaje się oczywiste i niezmienne, w wieczności traci swoje znaczenie.

          W tej rzeczywistości centralne miejsce zajmuje nie materia, lecz relacja. To nie zjawiska fizyczne determinują istotę wieczności, lecz głębokie, autentyczne więzi pomiędzy istotami. W świecie, gdzie czas nie odmierza kolejnych chwil, a przestrzeń nie stanowi granicy, relacje zyskują nowy wymiar – są absolutne, niezmienne i prawdziwe. Liczy się więc nie to, co posiadamy, ale kim jesteśmy wobec innych: czy jesteśmy zdolni do miłości, zrozumienia, przebaczenia.

          W tradycjach religijnych – zarówno w chrześcijaństwie, jak i w hinduizmie czy islamie – wieczność jawi się jako sfera boskiej obecności, poza czasem i śmiercią. W chrześcijaństwie niebo nie jest tylko nagrodą, lecz pełnią bycia „z” i „dla” Boga – wieczną relacją miłości. Święty Augustyn pisał, że „nie ma czasu w wieczności, ponieważ wieczność jest jednym nieprzemijającym teraz” – to istota trwania w Bogu, w którym wszystko jest teraźniejsze. W filozofii, szczególnie u Platona, wieczność wiązała się z ideami – niezmiennymi, doskonałymi formami, które są źródłem wszystkiego, co zmienne. Dla Platona to, co wieczne, było jedynym prawdziwym bytem. Z kolei dla Immanuela Kanta wieczność była postulatem rozumu moralnego – konieczną przestrzenią, w której może ziścić się pełna sprawiedliwość.

          Literatura również często sięga po temat wieczności, ukazując ją jako przestrzeń nie tyle fizyczną, co symboliczną. W „Boskiej Komedii” Dantego wieczność ukazana jest w trzech wymiarach – piekła, czyśćca i nieba – z których każdy odzwierciedla głębię i jakość ludzkich relacji wobec Boga i innych. W poezji Czesława Miłosza wieczność pojawia się jako tęsknota za światem nienaruszonym, gdzie miłość, pamięć i piękno przestają podlegać przemijaniu. Miłosz pisał: „Wieczność jest po to, by ocalić to, co zasługuje na wieczne trwanie”.

          Wieczność wymyka się ludzkiemu rozumowi. Możemy ją próbować pojąć jedynie poprzez analogie, intuicje, doświadczenia duchowe. Jedno jednak wydaje się pewne – jeśli istnieje, to nie jako kontynuacja tego, co ziemskie, lecz jako zupełnie nowa jakość istnienia. Taka, w której to, co przemijające, zostaje odrzucone, a to, co istotne – pozostaje. W tym sensie wieczność nie jest tylko przyszłością po śmierci, ale może być również obietnicą sensu, który przekracza granice naszego świata.

           Wieczność jest ludzkości obiecana. W teologii chrześcijańskiej obraz wieczności nierozerwalnie łączy się z wizją «nowego nieba i nowej ziemi», zapowiedzianą w Apokalipsie św. Jana: „I widziałem nowe niebo i nową ziemię, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły” (Ap 21,1). Nie chodzi tu o ucieczkę od świata materialnego, ale o jego przemianę – odkupienie całego stworzenia, nie tylko duszy ludzkiej. Nowa ziemia jest symbolem odnowionej rzeczywistości, w której Bóg „otrze wszelką łzę z ich oczu”, a śmierć, cierpienie i rozdzielenie przestaną istnieć.

          Filozofowie – od Platona po Teilharda de Chardin – także rozważali możliwość przejścia od tego, co przemijające, do tego, co trwałe. U Platona wieczność była światem idei – doskonałych i niezmiennych. U Teilharda – punktem Omega, w którym cała materia i świadomość osiągają ostateczną jedność. Dla obu myślicieli wieczność nie była miejscem, lecz stanem bycia, kulminacją sensu.

          Literatura również porusza temat nowej ziemi, często w sposób symboliczny. W poezji T.S. Eliota, szczególnie w "Czterech kwartetach", pojawia się motyw oczyszczenia przez cierpienie i dotarcia do „punktu, w którym wszystko się zaczyna”. Czesław Miłosz, zwłaszcza w późnej twórczości, marzy o świecie odnowionym: „Ziemia, ocalona na wieki, do której wszyscy wracamy, jako istoty oczyszczone z gniewu i pychy”.

          Nowa ziemia jest więc obrazem nadziei – nie eskapizmu, lecz spełnienia. W świecie, gdzie coraz więcej mówi się o katastrofie klimatycznej, przemocy i rozpadzie wspólnot, wizja wieczności jako rzeczywistości przemienionej staje się nie tyle ucieczką, co obietnicą sensu: że to, co dobre, nie zginie; że miłość ma ostatnie słowo.

          Wieczność i nowa ziemia nie są zatem rzeczywistościami pośmiertnymi w sensie chronologicznym, lecz jakościowymi – wyrażają głęboką tęsknotę człowieka za światem sprawiedliwym, trwałym i pełnym obecności. Ich sens zawiera się nie w geograficznej zmianie, ale w całkowitej przemianie: serca, relacji, świata.

środa, 23 lipca 2025

Wyobraźnia człowieka a rzeczywistość nadprzyrodzona


          Akt stworzenia świata przez Boga jest nie tylko początkiem czasu i materii, ale także wyrazem Jego doskonałej mądrości, miłości i opatrzności. Bóg, stwarzając rzeczywistość, uczynił ją nieprzypadkową – przeciwnie, została ona wyposażona w paradygmaty, czyli głębokie duchowe zasady i wzorce, które mają prowadzić człowieka przez życie doczesne oraz przygotować go do wieczności. Wzorce te są wpisane w ludzką naturę – obecne nie tylko w strukturze naszego myślenia czy moralności, ale także w intuicji, sumieniu i duchowych pragnieniach.

          Każdy człowiek, bez względu na czas czy kulturę, nosi w sobie tęsknotę za czymś większym, doskonalszym, trwalszym. Święty Augustyn pisał: „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie, o Boże”. Ta nieustanna tęsknota za Absolutem jest dowodem na to, że człowiek nie został stworzony jedynie dla życia ziemskiego. Paradygmat wieczności obecny jest w nas jako wewnętrzne przeczucie, głos duchowy, który kieruje myśli ku rzeczom ostatecznym – ku sensowi, wieczności, zbawieniu.

          Jednak człowiek, ograniczony cielesnością i zanurzony w świecie materialnym, nie jest w stanie pojąć w pełni natury Boga ani rzeczywistości duchowej. To, co niewidzialne, niepojęte i transcendentne, zostaje przez nas wyrażane przy pomocy symboli, obrazów i analogii. Wyobraźnia staje się w tym przypadku narzędziem duchowej interpretacji. Człowiek, nie znając szczegółów życia po śmierci, buduje jego obraz na wzór tego, co zna. Niebo wyobrażane jest jako miejsce doskonałe, harmonijne, wypełnione światłem i pokojem – jako przeciwieństwo ziemskich trudów.

          W ten sposób kształtował się również obraz istot duchowych – aniołów. Choć z natury niematerialne i przekraczające ludzkie wyobrażenie, aniołowie zostali przedstawieni w sposób bliski człowiekowi: otrzymali skrzydła, piękne oblicza, ubrania i role przypominające ziemską służbę dworską. W rzeczywistości ich funkcją jest służenie Bogu i pełnienie Jego woli – są zwiastunami, opiekunami, wojownikami w walce duchowej.

          Wyobrażenie nieba jako uporządkowanej hierarchii – z Bogiem jako Królem i anielskimi zastępami jako Jego dworem – jest logiczną konsekwencją ludzkiego sposobu myślenia. W ziemskim świecie porządek, hierarchia i rola społeczna pomagają utrzymać ład i funkcjonowanie wspólnoty. Na tej samej zasadzie niebo zostało wyobrażone jako przestrzeń ładu duchowego, gdzie każda istota ma swoje miejsce i zadanie. Święty Tomasz z Akwinu, rozwijając tę myśl, podzielił aniołów na dziewięć chórów – od serafinów i cherubinów po aniołów stróżów – tworząc teologiczną koncepcję niebiańskiej hierarchii.

          Jednak nie wszystko w świecie duchowym pozostało wierne swojemu powołaniu. Według tradycji chrześcijańskiej, część aniołów – na czele z Lucyferem – zbuntowała się przeciwko Bogu. Motywem tego buntu była pycha, czyli chęć postawienia się na równi ze Stwórcą. Aniołowie ci, niegdyś pełni światła, stali się mocami ciemności – upadłymi duchami, które zamiast nieść dobro, stały się przeciwnikami Boga i człowieka.

          To również jest odwzorowaniem ludzkiej rzeczywistości: tak jak człowiek może wybierać między dobrem a złem, tak i w świecie duchowym zarysowała się przestrzeń wolności i decyzji. Diabeł – wbrew uproszczonym ludowym wyobrażeniom – nie jest karykaturą, ale dramatycznym świadectwem wolności duchowej, która może być wykorzystana przeciwko dobru.

          Współczesny człowiek, zanurzony w świecie technologii i materializmu, często traci kontakt z rzeczywistością duchową. Tym bardziej potrzebna jest refleksja nad tym, co niewidzialne, ale prawdziwe. Wiara i wyobraźnia religijna nie są ucieczką od rzeczywistości, ale próbą nadania jej pełniejszego, głębszego sensu.

          Ostatecznie, to, co stworzone – świat, człowiek, duchowe istoty – pozostaje nieustannie skierowane ku swojemu Źródłu. Każdy z nas nosi w sobie nie tylko obraz Boga, ale i powołanie do wieczności. Wyobrażenia nieba, aniołów, czy życia po śmierci – choć niedoskonałe – są próbą uchwycenia tej głębokiej, niepojętej prawdy. Prawdy, która – jak wierzą chrześcijanie – w pełni objawi się dopiero w spotkaniu twarzą w twarz z Bogiem. Choć i to nie jest pewne.

wtorek, 22 lipca 2025

Nieporozumienia biblijne cd. 2


          Wielu krytyków Pisma Świętego zarzuca mu liczne błędy, sprzeczności czy nieścisłości. Jednak często zarzuty te nie wynikają z samego tekstu, lecz z jego odczytywania w sposób literalny, bez uwzględnienia szerszego kontekstu – literackiego, historycznego czy teologicznego. Biblia nie jest bowiem ani podręcznikiem biologii, ani fizyki, ani nawet historii w sensie nowożytnym. Kościół Katolicki, podobnie jak wiele innych tradycji chrześcijańskich, od wieków naucza, że Biblia to księga natchniona, której celem jest przekazanie prawdy o Bogu i Jego relacji z człowiekiem, a nie dostarczenie ścisłej wiedzy naukowej.

          Fakt, że w Piśmie Świętym odnaleźć można powtórzenia tych samych wydarzeń, niekiedy różniące się szczegółami, a także pozorne niekonsekwencje czy wewnętrzne napięcia, wcale nie musi być traktowany jako przejaw braku spójności. Przeciwnie – może to świadczyć o uczciwości i przejrzystości autorów oraz redaktorów biblijnych. Nie dążyli oni do wygładzenia tekstu na siłę, nie eliminowali fragmentów trudnych czy niejednoznacznych. Pozostawiali je jako świadectwo bogactwa tradycji oraz jako pole do dalszej refleksji i interpretacji dla przyszłych pokoleń.

          Teologia chrześcijańska od początku była procesem dynamicznym. To, co dziś nazywamy nauką Kościoła, kształtowało się stopniowo, często w odpowiedzi na nowe pytania, wyzwania i konteksty kulturowe. Tymczasem współczesny Kościół – szczególnie w jego instytucjonalnym wymiarze – niekiedy zapomina o tej historycznej zmienności i procesualności. Dogmaty, choć pierwotnie miały służyć uporządkowaniu myśli i ochronie najważniejszych prawd wiary, bywają dziś odczytywane jako niezmienne formuły, które bardziej ograniczają niż otwierają przestrzeń duchowego poszukiwania. W efekcie mogą powodować więcej zamieszania niż pożytku, jeśli brakuje im teologicznej elastyczności i duszpasterskiej wrażliwości.

          W tym kontekście nie sposób pominąć wkładu współczesnej biblistyki, zwłaszcza metody historyczno-krytycznej, która od XIX wieku stała się jednym z głównych narzędzi badań nad tekstem biblijnym. Dzięki niej możliwe stało się odczytywanie Pisma Świętego nie jako jednolitego dokumentu, lecz jako złożonego zbioru ksiąg, redagowanych i przekazywanych w różnych środowiskach, kulturach i epokach. Takie podejście pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego niektóre fragmenty różnią się między sobą, a także dostrzec wewnętrzny rozwój myśli religijnej na przestrzeni wieków. Kościół – szczególnie po Soborze Watykańskim II – zaakceptował ten sposób lektury jako cenny dla głębszego poznania orędzia zbawczego. Egzegeza krytyczna nie podważa wiary, lecz ją pogłębia, uczy pokory wobec tekstu i zachęca do zadawania pytań, które nie zawsze mają jednoznaczną odpowiedź.

          Dzisiejszy wierzący, czytając Biblię, powinien przede wszystkim szukać jej duchowego przesłania, a nie dosłownych odpowiedzi na pytania naukowe czy polityczne. Natchnione słowo nie jest schematem ani zbiorem prostych definicji – jest żywym dialogiem Boga z człowiekiem, który trwa przez wieki. Może warto, by Kościół na nowo odnalazł odwagę przyznania, że wiara nie jest systemem zamkniętym, lecz drogą – że wymaga zarówno szacunku dla tradycji, jak i otwartości na nowe odczytania. Paradoksalnie, to właśnie tam, gdzie pojawiają się trudne fragmenty, powtórzenia czy rzekome „błędy”, najpełniej objawia się żywa i niejednoznaczna historia poszukiwania Boga.

poniedziałek, 21 lipca 2025

Nieporozumienia biblijne


          Pismo Święte, choć stanowi podstawę wiary chrześcijan, jest lekturą dostępną dla każdego – również dla tych, którzy nie posiadają specjalistycznej wiedzy z zakresu egzegezy biblijnej ani nie są zaznajomieni z takimi metodami analizy, jak Formgeschichte, Traditionsgeschichte czy Redaktionsgeschichte. Wielu czytelników odczytuje biblijne teksty dosłownie, bez uwzględnienia ich literackiej formy, kontekstu historycznego czy teologicznego zamysłu autorów natchnionych. Skutkiem tego są często nieporozumienia, które mogą prowadzić do podważania autorytetu samego Pisma Świętego.

          Jednym z częściej przytaczanych przykładów jest historia Kaina, który po zabiciu swojego brata Abla, według Księgi Rodzaju, osiedla się w ziemi Nod i zakłada rodzinę. U wielu czytelników rodzi się wtedy pytanie: skąd pochodzili inni ludzie, skoro Adam i Ewa byli – jak mówi główny przekaz biblijny – pierwszymi ludźmi? To pozorna sprzeczność wywołuje u niektórych wątpliwości co do prawdziwości tekstu biblijnego, a niekiedy nawet prowadzi do stwierdzeń, że „Biblia kłamie”.

          Warto jednak zadać sobie pytanie: czy autorzy biblijni rzeczywiście nie przewidzieli, że ich narracje będą interpretowane dosłownie i z czasem – zwłaszcza w kontekście współczesnych oczekiwań logicznej spójności – będą poddawane krytyce? Odpowiedź na to pytanie wymaga głębszego spojrzenia na charakter literacki tekstów biblijnych.

          W judaizmie i chrześcijaństwie wiele fragmentów Pisma Świętego odczytuje się nie tylko jako dosłowne zapisy wydarzeń historycznych, ale również – a często przede wszystkim – jako opowieści o głębokim przesłaniu symbolicznym, moralnym i teologicznym. Opowieść o Adamie i Ewie, na przykład, bywa interpretowana jako haggada, czyli tekst o charakterze dydaktyczno-symbolicznym. Jej celem niekoniecznie było przedstawienie dokładnego opisu początku ludzkości, lecz ukazanie fundamentalnych prawd o człowieku: jego wolności, odpowiedzialności, skłonności do grzechu oraz potrzebie zbawienia.

          Odrzucenie tej narracji jako symbolicznej niesie jednak ze sobą poważne teologiczne konsekwencje. Jeśli bowiem opowieść o pierwszych ludziach zostanie uznana za całkowicie fikcyjną, podważony zostaje dogmat o grzechu pierworodnym – a tym samym również potrzeba zbawienia i niektóre elementy chrystologii oraz mariologii. W tym kontekście zagrożona staje się także nauka o Niepokalanym Poczęciu Maryi, które – zgodnie z nauczaniem Kościoła – jest odpowiedzią Boga na grzech pierworodny odziedziczony przez ludzkość.

          Z perspektywy Kościoła katolickiego, podważanie dogmatów nie jest jedynie błędem teologicznym, ale może być uznane za poważne wykroczenie przeciwko wierze i jedności wspólnoty Kościoła. Dlatego też interpretacja Biblii nie powinna ograniczać się do literalizmu ani też do całkowitej negacji jej przesłania – konieczne jest podejście zrównoważone, uwzględniające zarówno głębię teologiczną, jak i historyczno-literacki charakter tekstów.

          Nieporozumienia wokół tekstów biblijnych wynikają często z braku odpowiedniego przygotowania hermeneutycznego. Odczytywanie Biblii jedynie przez pryzmat współczesnych oczekiwań logicznej spójności prowadzi do niepotrzebnych kontrowersji. Zamiast tego warto zrozumieć, że Pismo Święte jest dziełem wielowymiarowym: zawiera elementy historii, legendy, poezji, prawa i proroctwa – a nade wszystko objawienie Boga, które wymaga od czytelnika nie tylko rozumu, ale i wiary.

niedziela, 20 lipca 2025

Judaizm – źródła i rozwój religii

 

          Judaizm to religia o niezwykłym znaczeniu zarówno historycznym, jak i duchowym, stanowiąca jeden z fundamentów cywilizacji zachodniej. Jako jedna z najstarszych religii monoteistycznych świata, judaizm nie tylko kształtował tożsamość narodu żydowskiego, ale również wywarł ogromny wpływ na powstanie i rozwój chrześcijaństwa. Zrozumienie jego źródeł i ewolucji pozwala pełniej dostrzec ciągłość duchową oraz przemiany religijności w historii ludzkości.

          Nasza wiedza na temat judaizmu opiera się przede wszystkim na źródłach pisanych przez hagiografów oraz na przekazie ustnym, który z czasem został utrwalony w postaci świętych ksiąg i pism rabinicznych. Najważniejszym tekstem judaizmu jest Tora, czyli Pięcioksiąg Mojżeszowy, którego redakcja rozpoczęła się około XIII wieku p.n.e. Teksty te powstały w ramach kilku tradycji literackich: jahwistycznej (J), elohistycznej (E), kapłańskiej (P) oraz deuteronomicznej (D). Już w X wieku przed Chr. podejmowano próby uporządkowania wcześniejszych przekazów ustnych i spisanych fragmentów, nadając im spójną formę teologiczną i literacką.

          Najstarsze fragmenty Biblii hebrajskiej były prawdopodobnie zapisywane na glinianych tabliczkach. Z czasem zaczęto wykorzystywać trwalsze materiały, takie jak papirus czy pergamin, choć do dziś nie ma całkowitej pewności co do chronologii ich użycia. Pisma tworzono przy użyciu alfabetu hebrajskiego, który liczy 22 znaki i z czasem ewoluował, zachowując jednak swój sakralny charakter.

          Według tradycji religijnej autorzy ksiąg świętych – hagiografowie – spisywali objawienie Boże pod wpływem natchnienia Ducha Świętego. Współczesne badania naukowe wskazują jednak, że proces powstawania Pisma Świętego był również odpowiedzią na konkretne potrzeby społeczne i duchowe wspólnot żydowskich. Najstarsze wersje tekstów nie zachowały się do naszych czasów, co stanowi istotne wyzwanie dla historyków i teologów. Ostateczna redakcja świętych pism była silnie związana ze środowiskami kapłańskimi, które odegrały kluczową rolę w formowaniu doktryny religijnej i utrwalaniu tradycji.

          Jednym z istotnych zagadnień jest pytanie o wiarygodność przekazu biblijnego. Księga Rodzaju, otwierająca Biblię, to przykład tzw. proroctwa wstecznego – opowieści mającej na celu ukazanie początków świata i ludzkości. Nie jest ona dokumentem faktograficznym, lecz teologiczną i literacką próbą zrozumienia miejsca człowieka w stworzeniu. Takie podejście nie umniejsza jej wartości, lecz ukazuje, że celem Biblii było przede wszystkim wyrażenie duchowej prawdy, a nie rejestracja historycznych wydarzeń.

          Powstająca literatura religijna – przede wszystkim Tora, a później również prorocy i pisma – służyła do sprawowania kultu, prowadzenia liturgii oraz wspierania życia duchowego wspólnoty. W miarę rozwoju religii judaistycznej pojawiały się instytucje takie jak świątynie i synagogi, które organizowały życie religijne i stanowiły miejsce interpretacji Objawienia. Z czasem, na skutek ludzkich ograniczeń i wewnętrznych napięć, idee religijne oraz prawda objawiona zostały niejako „usystematyzowane”, stając się doktrynalnym trzonem religii, podporządkowanym określonym strukturom władzy duchowej.

          Według obecnego stanu wiedzy, tekst Pisma Świętego uległ licznym zmianom na przestrzeni wieków — w wyniku wielokrotnych tłumaczeń, redakcji, samowolnych dopisków oraz odmiennych interpretacji różnych szkół teologicznych. W efekcie jego pierwotna treść została częściowo zniekształcona, co budzi wątpliwości co do jego pełnej autentyczności i wiarygodności.

          Trudno się dziś zgodzić z poglądem, że nad poprawnością PŚ czuwa Duch Święty.

          W Biblii wykryto za dużo rażących błędów.  W Księdze Rodzaju w części Protoewangelii – pierwszą zapowiedzią Ewangelii,  Bóg zapowiada nieprzyjaźń między Wężem i Niewiastą i jego skutki. Jeszcze w Biblii Wujka, która jest przekładem opartym na Wulgacie  pisze: "Położę nieprzyjaźń między tobą a między niewiastą; i między nasieniem twoim a nasieniem jej, ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej" (Rdz 3,15). Św. Hieronim sugeruje, że to Maryja (ona) pokona szatana, a wersji hebrajskiego tekstu masoreckiego, w przekładzie Septuaginty i poprawionej Biblii Tysiąclecia jest "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę»". Przekazuje, że to potomek (On), czyli Jezus (Mesjasz) pokona szatana, co jest poprawne i zgodne ze źródłem (oryginałem). Tak więc wizerunek Maryi depczącej Węża są niepoprawne teologicznie. To Jezus pokonał szatana, a nie Maryja, ale stało się możliwe, dlatego, iż Maryja zgodziła się powiedzieć Bogu: Tak.

          W 1830 roku, kiedy Francją wstrząsała tak zwana rewolucja lipcowa, w paryskim klasztorze Sióstr Miłosierdzia (tzw. Szarytek) przy ul. du Bac, młoda nowicjuszka Katarzyna Labouré miała wizję Najświętszej Panny depczącej stopą głowę Węża. Matka Boska nakazała, aby sporządzony został medalik według wzoru, jaki ujrzała Katarzyna (były tam jeszcze promienie, litera "M" z wystającym z niej krzyżem i dwunastoma gwiazdami dokoła, a pod monogramem dwa Serca: Jezusa i Maryi). Takie były początki słynnego Cudownego Medalika. Opisany przypadek jest ostrzeżeniem, aby do objawień prywatnych nie podchodzić z bezkrytyczną ufnością.

           Źródłem nieporozumienia jest też "Drzewo poznania Dobra i zła". Bóg umieścił go w ogrodzie Eden, ale zakazał człowiekowi jeść z niego (Rdz 2, 9,17). Problem jest w interpretacji tego wersetu. Zakaz wydaje się być dziwny, co jest złego w zdobywaniu wiedzy. Według Kościoła chodzi tu nie o umiejętność odróżniania dobra od zła lecz ignorowanie Boga i przyznanie sobie prawa do określania, co jest dobre, a co złe. Przekazem jest, że człowiek nie może sam decydować, co jest dla ich złe lub dobre. Akurat powyższe stanowisko egzegetów jest dla mnie nie do końca akceptowalne. Uważam je za nadużycie. Sugeruje, że  wyznawcy innych religii, lub ateusze są pozbawieni prawa do określania norm moralnych. Kłóci się to z moim wyobrażeniem stworzenia człowieka na podobieństwo Boga.

sobota, 19 lipca 2025

Epoka żelaza – przełom  w dziejach ludzkości


          Epoka żelaza to niezwykle istotny okres w historii ludzkości, który oznaczał przejście od wykorzystywania brązu do powszechnego użycia żelaza jako głównego surowca do produkcji narzędzi, broni oraz przedmiotów codziennego użytku. Ten technologiczny przełom był możliwy dzięki rozwojowi metalurgii – ludziom udało się opanować techniki wytopu i obróbki żelaza, metalu znacznie trudniejszego do przetworzenia, lecz o wiele bardziej dostępnego w przyrodzie niż cenne miedź i cyna.

          Nie da się jednoznacznie określić ram czasowych epoki żelaza, ponieważ jej początek był zróżnicowany w zależności od regionu geograficznego. Na Bliskim Wschodzie zaczęła się około 1200 roku przed Chr., natomiast w Europie Środkowej dopiero około 800 roku przed Chr. i trwała do I wieku nowej ery. W tym czasie zmieniały się nie tylko materiały i techniki, ale także całe społeczeństwa – powstawały pierwsze grody, rozwijały się struktury państwowe, wzrosło znaczenie elit wojowniczych, a rolnictwo i handel osiągnęły nowy poziom.

          Jednym z najważniejszych aspektów tej epoki był rozwój religii i duchowości. Przemiany technologiczne i społeczne wywierały ogromny wpływ na myślenie religijne ludzi, prowadząc zarówno do kontynuacji dawnych wierzeń, jak i narodzin nowych systemów religijnych, które przetrwały do dziś.

          Na Bliskim Wschodzie ukształtował się judaizm – jedna z pierwszych religii monoteistycznych. W VIII–VI wieku przed Chr.. prorocy, tacy jak Izajasz czy Jeremiasz, promowali koncepcję jednego Boga – Jahwe – oraz religię opartą na etyce, sprawiedliwości i moralności. W Persji pojawił się zaratustryzm, religia proroka Zaratustry, głosząca dualistyczną wizję świata – walkę między dobrem (Ahura Mazda) a złem (Angra Mainju), z ideą sądu ostatecznego i życia po śmierci.

          W Indiach obserwujemy ewolucję od wedyzmu, przez braminizm, aż po hinduizm – z rozwiniętą metafizyką, pojęciami karmy, reinkarnacji i cyklu narodzin. Około VI wieku przed Chr. pojawiły się reformy w postaci buddyzmu (Siddhartha Gautama) i dżinizmu (Mahawira), które odrzucały rytualizm braminizmu i system kastowy, promując indywidualną duchową ścieżkę oraz etykę opartą na współczuciu i wyrzeczeniu.

          W Chinach, w okresie Walczących Królestw, narodziły się dwie wielkie filozofie religijne – konfucjanizm i taoizm. Konfucjanizm kładł nacisk na porządek społeczny, moralność i relacje międzyludzkie, natomiast taoizm zachęcał do życia w harmonii z naturą i siłą wszechświata – Tao. Mimo że nie były to religie w tradycyjnym sensie, pełniły ważną funkcję duchową i moralną.

          W Europie ludność epoki żelaza – Celtowie, Germanie, Słowianie – wyznawała religie politeistyczne, czcząc siły natury, bogów wojny, urodzaju, ognia czy słońca. Obok politeizmu istniały również elementy totemizmu i kultów przodków.

          W Grecji rozwijał się klasyczny politeizm z antropomorficznymi bogami, takimi jak Zeus czy Atena, a także głęboka refleksja filozoficzna nad naturą boskości i życia (Pitagoras, Heraklit). Szczególną rolę odgrywały misteria religijne, takie jak misteria eleuzyjskie czy orfickie, które zapowiadały duchowe zbawienie i życie po śmierci.

          Na terenach Afryki subsaharyjskiej dominowały religie animistyczne, oparte na kulcie przodków, rytuałach przejścia i szamanizmie. W Egipcie natomiast, mimo wpływów zewnętrznych (perskich i greckich), nadal panował politeizm z centralnym kultem Ozyrysa, Izydy i Re.

          Religia epoki żelaza przechodziła więc głęboką transformację – od prostych form politeizmu do bardziej złożonych systemów duchowych i filozoficznych. Coraz większą rolę odgrywały etyka, duchowość, życie po śmierci i zbawienie. Pojawiały się kasty kapłańskie, święte pisma i wyspecjalizowane świątynie. Był to czas narodzin wielkich tradycji religijnych – judaizmu, hinduizmu, buddyzmu, zaratustryzmu czy konfucjanizmu – które do dziś stanowią fundament duchowości milionów ludzi.

          Epoka żelaza to zatem nie tylko okres rozwoju technologii i struktur społecznych, ale również czas ogromnych przemian duchowych, które miały długotrwały wpływ na kulturę, religię i historię całej ludzkości.

piątek, 18 lipca 2025

Czy Bóg jest osobowy, czy tożsamy z naturą?


          Pytanie to dotyka jednej z najstarszych i najgłębszych debat filozoficzno-religijnych: czy Bóg jest osobową, świadomą i myślącą Istotą, czy raczej tożsamy z naturą i wszechświatem, jak głosi panteizm?

          Skłaniam się ku przekonaniu, że obie te koncepcje zawierają elementy prawdy. Panteizm, zgodnie z którym Bóg jest tożsamy z Naturą, Wszechświatem, ze wszystkim, co istnieje, postrzega Boga nie jako odrębną istotę, lecz jako samą rzeczywistość. Takie ujęcie reprezentowali Baruch Spinoza, niektóre nurty hinduizmu (np. adwajta wedanta), filozofia romantyzmu, a także Albert Einstein (choć w sensie metaforycznym). Dla nich świat sam w sobie jest boski – jego istnienie, porządek i harmonia świadczą o boskości.

          Z naukowego punktu widzenia, panteizm jest poglądem neutralnym lub nawet sprzyjającym, ponieważ nie zakłada istnienia nadnaturalnej Istoty, której istnienia nie da się empirycznie dowieść. Pomija on też trudne pytania, które pojawiają się w klasycznym teizmie, np.: „Dlaczego dobry Bóg dopuszcza cierpienie?” – pytanie, na które nauka nie musi i nie chce odpowiadać.

          Z kolei zwolennicy Boga osobowego poszukują w Bogu kogoś bliskiego – moralnego przewodnika, odpowiedzi na modlitwy, sensu cierpienia, osobowej relacji. Taki Bóg może kochać, prowadzić, przebaczać – a więc przemawiać do emocji i serca człowieka. Teizm zakłada możliwość dialogu człowieka z Bogiem, co wydaje się lepiej odpowiadać ludzkiej potrzebie duchowości i sensu. Bóg osobowy staje się także fundamentem obiektywnego prawa moralnego – daje odniesienie dla dobra i zła.

          Nie tylko religie mówią o Bogu osobowym. Pogląd ten podzielali wybitni filozofowie i mistycy, jak św. Tomasz z Akwinu, Søren Kierkegaard czy Blaise Pascal. W ich myśli Bóg jest Kimś, z kim można wejść w osobistą relację. Wielu ludzi relacjonuje doświadczenia duchowe, modlitwy, objawienia i nawrócenia, które interpretują jako spotkania z Bogiem osobowym.

          Warto jednak zachować ostrożność wobec zbyt dosłownego przypisywania Bogu cech ludzkich. Antropomorfizm, choć powszechny w religijnej wyobraźni, bywa uproszczeniem. Immanuel Kant uważał, że nie jesteśmy w stanie poznać Boga „samego w sobie”, ale wiara w Boga osobowego ma fundamentalne znaczenie moralne. Bertrand Russell, choć krytykował religię teistyczną, uznawał panteizm za bardziej szlachetną i intelektualnie uczciwą postawę duchową. Albert Einstein mówił: „Wierzę w Boga Spinozy, który objawia się w harmonii wszystkiego, co istnieje”.

          Panteizm pojmuje Boga jako rzeczywistość dynamiczną, zgodnie z biblijnym wersem: „Jestem, który Jestem” (Wj 3,14) – istnienie samo przez się. To sugeruje, że cały wszechświat ma tę samą boską naturę – energetyczną i duchową. Można to odczytać jako potwierdzenie słów Pisma: „Bóg jest w nas, a my w Nim”.

 

          Bóg osobowy – w ludzkim rozumieniu – staje się kimś bliskim, kimś, do kogo można się zwracać bezpośrednio w drugiej osobie: „Ty”. Umożliwia to intymny dialog między człowiekiem a Absolutem, wzmacniając poczucie sensu, nadziei i obecności.

          Zarówno koncepcja Boga jako Osoby, jak i Boga tożsamego z naturą zawierają głębokie intuicje. Panteizm oferuje wizję świata jako boskiego w swej istocie, zgodną z nauką i duchowością bez dogmatów. Teizm daje człowiekowi moralne oparcie i osobową relację z Bogiem, odpowiadającą naszej emocjonalnej i egzystencjalnej potrzebie. Być może pełniejsze rozumienie Boga zawiera się właśnie w próbie pogodzenia tych dwóch perspektyw.

 

czwartek, 17 lipca 2025

Człowiek epoki brązu – życie, kultura i światopogląd

 

          Epoka brązu to ważny etap w historii ludzkości, którego ramy czasowe różnią się w zależności od regionu geograficznego. Na Bliskim Wschodzie i w Egipcie rozpoczęła się około 3400 roku przed Chr., natomiast na terenach Europy Środkowej, w tym obecnych Niemiec i zachodniej Polski, dopiero około 2200 roku przed Chr. Jej koniec przypada na lata 1000–700 przed Chr., gdy rozpoczęła się epoka żelaza.

          Nazwa tej epoki pochodzi od stopu metali – brązu, czyli mieszaniny miedzi z cyną (najczęściej w proporcji 9:1), używanego do produkcji narzędzi i broni. W niektórych przypadkach zamiast cyny wykorzystywano ołów lub antymon. Choć brąz był trwalszy niż kamień, nadal był podatny na zużycie. Najstarsze wyroby z brązu pochodzą z V tysiąclecia przed Chr., a ich wytwarzanie wymagało już wtedy dużej wiedzy i doświadczenia.

          Produkcja przedmiotów z metalu, podobnie jak rozwój handlu i komunikacji, przyczyniła się do przyspieszenia rozwoju cywilizacji. Dzięki wymianie towarów i idei doskonalono techniki rzemieślnicze i rolnicze, a także kształtowały się nowe formy organizacji społecznej. Szczególnym przełomem było wynalezienie pisma, które pozwoliło na trwałe zapisywanie informacji i przekazywanie wiedzy następnym pokoleniom.

          Ludność epoki brązu prowadziła głównie osiadły tryb życia. Budowano domy z gliny, drewna lub kamienia – najczęściej prostokątne, jedno- lub dwupomieszczeniowe, kryte słomą lub trzciną. Z czasem powstawały coraz większe osady, niekiedy umocnione wałami, palisadami i fosami, co świadczy o rosnącym poczuciu zagrożenia oraz o organizacji społecznej.

          Głównym źródłem utrzymania była rolnictwo i hodowla. Uprawiano zboża (pszenicę, jęczmień, proso), rośliny strączkowe (groch, soczewicę) i warzywa. Hodowano bydło, kozy, owce i świnie. Zbieractwo, łowiectwo i rybołówstwo stanowiły cenne uzupełnienie diety. Rozwinęła się także obróbka mleka (np. wyrób sera), a chleb pieczono w glinianych piecach.

          Odzież była szyta z wełny, lnu i skór zwierzęcych. Kobiety nosiły proste suknie lub tuniki przepasane pasem, a mężczyźni – tuniki lub przepaski biodrowe. Popularne były ozdoby z brązu, kości, bursztynu i muszli, które pełniły zarówno funkcje dekoracyjne, jak i symboliczne.

          Społeczeństwa epoki brązu wykazywały coraz większe zróżnicowanie społeczne. Pojawiali się wyspecjalizowani rzemieślnicy, wojownicy, kapłani oraz elity możnowładcze. W bardziej rozwiniętych kulturach zaczęły kształtować się zalążki państwowości oraz władzy centralnej. Władza często była powiązana z religią i sprawowana przez autorytet o charakterze sakralnym.

          Duże znaczenie miały rytuały pogrzebowe. Zmarłych chowano w grobach szkieletowych lub ciałopalnych, często z darami grobowymi – naczyniami, narzędziami, bronią czy ozdobami. Szczególnie wyróżniano groby osób wysoko postawionych, często budując dla nich kurhany lub grobowce megalityczne.

 

          Rozwijały się różne dziedziny rzemiosła: garncarstwo, tkactwo, jubilerstwo, kowalstwo oraz odlewnictwo metali. Ludzie tej epoki potrafili budować zaawansowane konstrukcje – świątynie, pałace, grody i systemy irygacyjne. Ich codzienne życie, choć wciąż silnie uzależnione od sił natury, stawało się coraz bardziej uporządkowane i zaawansowane technologicznie.

          Rozwój gospodarczy i bogacenie się społeczności wiązały się również z nasileniem konfliktów zbrojnych – zarówno wewnętrznych, jak i międzyplemiennych. Przełomowym wynalazkiem wspomagającym transport i handel było koło, którego zastosowanie w wozach znacznie ułatwiło przemieszczanie się i przewóz towarów.

          W epoce brązu wykształciły się pierwsze wielkie cywilizacje. Na Krecie rozwinęła się kultura minojska, w Grecji – kultura mykeńska, a w Mezopotamii, Egipcie i dolinie Indusu – wysoko rozwinięte państwa miejskie. Na terenach dzisiejszej Polski obecne były wpływy kultur bałkańskich, a także rozwijały się lokalne kultury, takie jak kultura unietycka czy łużycka.

          Początkowo ludność tej epoki wyznawała animizm – wiarę w duchy przyrody, zwierząt i przodków. Wraz z rozwojem struktur społecznych i kulturowych pojawił się politeizm, czyli wiara w wielu bogów, z których każdy odpowiadał za określoną sferę życia, np. płodność, wojna, urodzaj, deszcz. Przykładami takich religii są systemy wierzeń Egiptu, Mezopotamii czy Grecji.

          Z czasem pojawiły się bardziej złożone koncepcje religijne – henoteizm (oddawanie czci jednemu bogu przy uznaniu istnienia innych) oraz monolatria (czczenie jednego boga bez zaprzeczania istnieniu pozostałych). W kulturze starożytnego Izraela zaczęła się kształtować idea jedynego Boga – Jahwe, co zapoczątkowało proces narodzin religii monoteistycznych.

          Monoteizm, czyli wiara w jednego wszechmocnego Boga, rozwijał się stopniowo i przyjmował różne formy w zależności od regionu. Najważniejsze religie monoteistyczne – judaizm, chrześcijaństwo i islam – wywodzą się z Bliskiego Wschodu i mają wspólne korzenie w tradycji biblijnej.

          W tym samym czasie na Dalekim Wschodzie, szczególnie w Indiach, zaczęła się kształtować refleksja filozoficzno-religijna oparta na moralności i relacjach społecznych. Powstały religie wedyjskie, które dały początek hinduizmowi i zaratusztrianizmowi, a później także buddyzmowi. Na Wschodzie rozwinęła się również idea panteizmu – przekonania, że cały świat jest emanacją boskiej istoty, jedynego Stwórcy, co miało ogromny wpływ na późniejsze systemy filozoficzne i religijne.

          Epoka brązu to zatem czas intensywnego rozwoju technicznego, społecznego i duchowego. Człowiek tej epoki uczył się panować nad przyrodą, budować coraz bardziej złożone społeczności i tworzyć fundamenty cywilizacji, których dziedzictwo przetrwało aż do czasów współczesnych.

środa, 16 lipca 2025

Człowiek z okresu Neolitu – początek cywilizacji

 

          Neolit, czyli młodsza epoka kamienia, obejmująca okres od około 9000 do 3400 roku przed Chr., stanowi przełomowy moment w dziejach ludzkości. To właśnie wtedy Homo sapiens, już w pełni ukształtowany intelektualnie, zaczął dokonywać zmian, które na zawsze odmieniły sposób życia człowieka i ukształtowały fundamenty przyszłych cywilizacji.

          Najważniejszym osiągnięciem tego okresu było przejście od koczowniczego trybu życia, opartego na łowiectwie i zbieractwie, do osiadłego modelu funkcjonowania, związanego z uprawą ziemi i hodowlą zwierząt. Ludzie zaczęli zakładać stałe osady, budując trwałe domy z drewna, gliny i kamienia. Powstawały pierwsze wspólnoty wiejskie, takie jak Çatalhöyük w Anatolii czy Jerycho w Palestynie, które stanowiły zalążki życia społecznego i gospodarczego. To zjawisko określane jest mianem rewolucji neolitycznej, ponieważ przekształciło człowieka z wędrowca w rolnika i osadnika.

          W tym czasie rozwinięto wiele technologii, które umożliwiły stabilizację życia. Udomowiono pierwsze zwierzęta, takie jak owce, kozy, bydło i świnie, które zapewniały nie tylko pożywienie, ale i surowce – skóry, mleko, a później także siłę roboczą. Równolegle zaczęto uprawiać podstawowe rośliny – zboża (pszenicę, jęczmień) oraz rośliny strączkowe. Znaczącym wynalazkiem było garncarstwo – wypalana glina umożliwiła tworzenie naczyń do przechowywania żywności i wody, ale miało to również znaczenie rytualne i estetyczne. Rozwinęła się także produkcja tkanin z lnu i wełny, co zaowocowało wynalezieniem prymitywnych igieł i krosien. Narzędzia stawały się coraz bardziej zaawansowane – gładzone siekiery, sierpy i motyki z kamienia, a nawet precyzyjne ostrza z obsydianu.

          Neolit to również czas, gdy zaczęto stawiać monumentalne budowle megalityczne, takie jak dolmeny (grobowce), menhiry (głazy), czy kromlechy (kręgi kamienne). Najsłynniejszym przykładem tej architektury jest Stonehenge w Anglii. Te konstrukcje, występujące na wielu kontynentach, wciąż budzą podziw i pytania o ich przeznaczenie oraz technikę wykonania. Uważa się, że miały one charakter religijny, rytualny, a także astronomiczny – wykorzystywano je m.in. do wyznaczania przesileń słonecznych.

          W społeczeństwach neolitycznych zaczęły kształtować się pierwsze formy wierzeń religijnych. Były to religie oparte na kulcie sił natury, płodności i cykliczności życia. Kobieta jako dawczyni życia była szczególnie czczona – świadczą o tym choćby figurki bogiń-matek, jak słynna Wenus z Willendorfu. Wierzono w duchy przyrody, bóstwa opiekuńcze oraz stosowano praktyki magiczne: amulety, rytuały ochronne i zaklęcia. Obecność darów w grobach świadczy o wierze w życie pozagrobowe. Funkcje religijne mogły pełnić osoby przypominające szamanów – pośredników między światem ludzi i duchów. Religia w tym okresie była więc głęboko zrośnięta z codziennością, intuicyjna i niesformalizowana – oparta bardziej na rytuale niż doktrynie.

          Społeczności neolityczne zaczęły również wykazywać pewne struktury społeczne. Z badań genetycznych wynika, że mężczyźni często pozostawali w miejscu urodzenia, natomiast kobiety przybywały z zewnątrz. Sugeruje to istnienie naturalnego mechanizmu zapewniającego różnorodność genetyczną. W początkowym okresie dominowała monogamia, natomiast poligamia mogła pojawić się później jako konsekwencja wojen, w których ginęli mężczyźni.

          W późnym neolicie pojawiły się pierwsze próby tworzenia pisma – piktogramy w Mezopotamii stanowiły pierwowzór pisma klinowego. Równocześnie rozwijano technologie, takie jak koło garncarskie i koło transportowe, które choć szeroko wykorzystywane dopiero w epoce brązu, miały swoje początki właśnie w neolicie.

          Podsumowując, człowiek neolitu był twórcą fundamentów cywilizacji. To on przekształcił środowisko naturalne w przestrzeń użytkową, stworzył trwałe formy osadnictwa, nowe technologie oraz kultury duchowe. Wynalazki i zmiany tego okresu nie tylko zapewniły przetrwanie, ale i umożliwiły dalszy rozwój społeczeństw, który doprowadził do powstania wielkich cywilizacji starożytności. Neolit był początkiem drogi, którą ludzkość podąża do dziś.

wtorek, 15 lipca 2025

Człowiek, który wie, że wie


          Moje zainteresowania i praca intelektualna są dla mnie źródłem zarówno radości, jak i momentów zadumy. Radość odnajduję przede wszystkim w publikowaniu własnych przemyśleń, które wymagają ode mnie zachowania odpowiedniego poziomu przekazu, a zarazem stanowią doskonałą okazję do ciągłego poszerzania wiedzy. Przez lata udało mi się wypracować solidny warsztat epistemologiczny, który okazał się nieoceniony w kolejnych etapach mojego rozwoju poznawczego.

          Choć z czasem ulatują ze mnie szczegóły faktograficzne, to wciąż pozostaje silny i spójny trzon światopoglądowy. Pozwolę sobie nieskromnie zauważyć, że osiągnąłem taki poziom refleksji, który sprawia, iż trudno mnie czymkolwiek zaskoczyć – szczególnie teologom i duchownym. W trakcie swojej pracy wprowadziłem do dyskursu kilka autorskich pojęć, takich jak: filozoteizm, funkcjonał, stany Prawdy i Dobra Najwyższego, czy natura dynamiczna. Choć wiele z tych koncepcji to kompilacje myśli wybitnych filozofów i uczonych, cieszę się, że udało mi się nadać im nowy kontekst i spójną strukturę.

          Jedna z tez, którą sformułowałem, daje mi szczególną satysfakcję, choć podejrzewam, że jej znaczenie może umykać części moich czytelników. Chodzi o pytanie fundamentalne: kiedy właściwie pojawił się człowiek inteligentny na miarę współczesnego Homo sapiens? W toku analiz ewolucji człowieka łatwo popaść w rozterkę: czy istniał moment, w którym obok istot już rozwiniętych umysłowo żyły osobniki człekokształtne, lecz jeszcze nie w pełni ukształtowane?

          Zaproponowałem odpowiedź, która z czasem stała się dla mnie kluczowa: człowiekiem w pełni inteligentnym staje się ten, kto uświadamia sobie własny rozwój – kto po raz pierwszy wie, że wie. Być może był to szaman w pierwotnym plemieniu, który zyskał samoświadomość swojej odrębności i wiedzy. Ten akt samopoznania, ta chwila wewnętrznego „przebudzenia”, była prawdziwym początkiem człowieczeństwa w sensie, który dziś rozumiemy jako „Homo sapiens”.

          Takie ujęcie pozwala spojrzeć na ewolucję nie jako na nagły cud – jak chce kreacjonizm – lecz jako na proces duchowego i intelektualnego dojrzewania jednostek w obrębie wspólnot. Różnice w rozwoju świadomości nie są niczym zaskakującym – występowały (i wciąż występują) w każdej populacji. Pojawienie się człowieka nie było jednorazowym aktem, lecz serią przebudzeń, które prowadziły ku wyższym formom samoświadomości.

          Ta – wydawać by się mogło – prosta teza okazuje się niezwykle przydatna w rozważaniach nad duchowością, świadomością i edukacją człowieka. Odkryłem, że w podobnym duchu pisał Karl Jaspers, rozwijając pojęcie „osi czasu” – przełomowego okresu w historii ludzkości, gdy w różnych częściach świata niemal równocześnie nastąpił duchowy i intelektualny przełom.

          Zbieżne z moim podejściem są także refleksje Pierre’a Teilharda de Chardina – jezuity, paleontologa, mistyka i filozofa, który próbował zintegrować naukę z wiarą, ewolucję biologiczną z rozwojem duchowym, a chrześcijaństwo z kosmologią. Jego myśl głęboko rezonuje z moimi rozważaniami o pochodzeniu człowieka i przełomie samopoznania.

          Teilhard twierdził, że ewolucja – zarówno biologiczna, jak i duchowa – zmierza ku tzw. Punktowi Omega: ostatecznemu zjednoczeniu świadomości, osobowości i boskości. Chrystus w jego ujęciu nie jest jedynie postacią historyczną, lecz kosmicznym celem ewolucji, miejscem, w którym materia, umysł i duch osiągają pełnię jedności.

          Zgadzam się z tą wizją. W moim przekonaniu przejście od «bios» do «noos» – od życia biologicznego do życia refleksyjnego, duchowego – stanowi najważniejszy moment w historii człowieka. To właśnie samoświadomość jest tym, co czyni nas istotami duchowymi i kieruje nas ku wyższym formom istnienia.

          Ewolucja – w rozumieniu Teilharda i moim – nie kończy się na Homo sapiens. Człowiek nie jest celem samym w sobie, lecz przejściowym stadium ku doskonałej świadomości, zintegrowanej z Bogiem. Nie chodzi już o doskonałe ciało, lecz o duchową pełnię – świadome uczestnictwo w misterium istnienia.

          Dlatego właśnie uważam, że najważniejszy moment w historii ludzkości nie miał charakteru materialnego, lecz duchowy. Był to moment, w którym człowiek po raz pierwszy spojrzał w siebie – i zrozumiał, że „wie, że wie”.

 

poniedziałek, 14 lipca 2025

Szamanka z Bad Dürrenberg z epoki mezolitu

          Lubię wracać myślami do pradawnych epok i rozpoznawać momenty, w których człowiek rozpoczynał swoją historię na Ziemi. Im starszy okres, tym trudniej o zachowane artefakty. Dziś sięgam do mezolitu – środkowej epoki kamienia, datowanej na lata 10–5 tysięcy przed Chrystusem.

          W tym czasie ludzie zamieszkiwali głównie tereny leśne wzdłuż rzek, jezior i wybrzeży morskich. Rzadziej korzystali z jaskiń, jak miało to miejsce w paleolicie. Budowali domostwa z drewna i gliny. Używali prymitywnych narzędzi wykonanych z mikrolitów – małych, ostrych fragmentów kamienia. Zaczęli również udomawiać zwierzęta i uprawiać rośliny, co było zapowiedzią nadchodzącej rewolucji neolitycznej.

          W 1934 roku, na terenie Saksonii-Anhalt w Niemczech, odkryto grób kobiety z okresu mezolitu. Odkrycie to dostarczyło wielu cennych informacji o życiu ludzi z tamtego czasu. Szczegółowe badania szkieletu i towarzyszących mu artefaktów sugerują, że pochowana kobieta mogła pełnić ważną rolę w swojej społeczności – być szamanką lub duchową przewodniczką. W grobie znaleziono m.in. amulety, ozdoby z muszli, kamienne narzędzia i roślinne pozostałości.

          Współczesne metody badawcze, takie jak datowanie radiowęglowe, tomografia komputerowa czy analiza izotopowa, pozwoliły ustalić, że kobieta cierpiała na deformacje kręgosłupa i czaszki, co mogło wpływać na jej postrzeganie jako osoby wyjątkowej. Prawdopodobnie wprowadzała się w stany transu i ekstazy, w których łączyła się z rzeczywistością metafizyczną. Czerpała z niej wiedzę i energię, aby leczyć oraz pomagać innym.

          Dzięki tym odkryciom badacze doszli do wniosku, że w mezolicie kobiety mogły odgrywać istotne role społeczne i cieszyć się szacunkiem, szczególnie w kontekście wierzeń i rytuałów.

          Coraz więcej znalezisk z tego okresu – jak osady w Star Carr w Anglii czy w Lepenski Vir w Serbii – pokazuje, że społeczności mezolityczne były znacznie bardziej rozwinięte, niż wcześniej sądzono. Budowano nie tylko tymczasowe szałasy, ale i trwałe domostwa z paleniskami, jamami magazynowymi i miejscami kultu. Ślady rytualnych praktyk, ozdoby z zębów i kości, maski z poroży oraz symboliczne rzeźby świadczą o bogatym świecie duchowym i religijnym.

          Dzięki współczesnej nauce odkrywamy coraz więcej fascynujących faktów o ludziach sprzed tysięcy lat – o ich życiu, wierzeniach i relacjach społecznych. Mezolit przestaje być anonimową epoką przejściową, a zaczyna jawić się jako barwny i złożony etap rozwoju człowieka.

          W czasach mezolitu duchowość człowieka opierała się na bezpośrednim doświadczaniu sił przyrody i świata niewidzialnego. Nie była jeszcze ograniczana przez doktryny religijne, które w późniejszych epokach zaczęły kształtować, a czasem wypaczać, pierwotną więź z metafizycznym wymiarem rzeczywistości.

 

Świat nadprzyrodzony to inny sposób istnienia

          Czy może istnieć coś, co nie ma swojego obrazu medialnego, grafiki, postaci, wyglądu? Na przykład pola oddziaływania: grawitacyjne, elektryczne, magnetyczne. Choć są one niewidzialne, nie znaczy to, że nie istnieją. Ich obecność można ukazać za pomocą wizualizacji — np. przy użyciu opiłków żelaza, które tworzą charakterystyczne linie, obrazujące strukturę pola. Tym samym potwierdzają one istnienie niewidocznych sił. Oddziałują, więc są. Podobne rozumowanie można zastosować do zjawisk takich jak: energia, siły, Bóg, duch, emocje, uczucia i inne byty niematerialne. Struktura Świata jest zatem znacznie bogatsza niż tylko to, co materialne i wizualnie dostępne.

          Stwórca, powołując Świat do istnienia, stworzył rzeczywistość zarówno zmysłową (realną), jak i duchową (nadprzyrodzoną), odbieraną sercem i duszą. Obie te sfery współistnieją i wzajemnie na siebie oddziałują, choć wymagają różnych narzędzi poznania i funkcjonowania.

          Do niewidzialnych aspektów istnienia należą również stany Prawdy i Dobra Najwyższego. Można je metaforycznie określić jako „miejsca” gromadzenia informacji — swoiste „fotograficzne” zapisy wszystkiego, co się wydarzyło. Odczytywane mogą być przez istoty inteligentne, które dysponują odpowiednimi zdolnościami. Człowiek posiada narząd (mózg), który umożliwia dostęp do tych zasobów, ich przetwarzanie i uświadamianie sobie ich znaczenia — w procesie zwanym świadomością.

          Sam Stwórca wykorzystuje te stany do nawiązywania relacji z człowiekiem. Człowiek również ma możliwość sięgania do tych wymiarów. Czasem wspiera się w tym środkami zmieniającymi świadomość — jak czynili to plemienni szamani — jednak niektórzy posiadają zdolność komunikacji duchowej w sposób naturalny. Byli to prorocy, Jezus, Budda, Czyngis-chan, mistycy.

          Dawni przodkowie często posiadali te zdolności w większym stopniu niż współczesny człowiek. Wraz ze zmianą stylu życia — często biernego duchowo, zmysłowego, konsumpcyjnego, infantylnego — umiejętności te stopniowo zanikają. Można jednak je pielęgnować i rozwijać poprzez odpowiednie praktyki: medytację, jogę, właściwe oddychanie, modlitwę. Kto podejmuje trud komunikacji ze światem duchowym, może już za życia doświadczać tego, co stanie się udziałem każdego po śmierci — powrotu do pierwotnej, dynamicznej, duchowej natury istnienia.

          Nie dziwi więc, że kontakt z istotami duchowymi czy zmarłymi jest trudny, zamazany, niejednoznaczny. Podlegają one innym prawom bytu. Dla nas, żyjących, mogą być ważne takie kwestie jak płeć Boga, miłość, relacje — lecz w tamtym wymiarze znaczenie mają inne wartości, inne sposoby istnienia. Tam nie zadaje się pytań, które nurtują nas tutaj.

          Pamięć o przodkach i emocjonalna więź z nimi są potrzebne nam – żyjącym – do życia na Ziemi. Niech zmarli spoczywają w spokoju. Świat nadprzyrodzony to po prostu inny wymiar — inny sposób istnienia.

piątek, 27 czerwca 2025

Grzeszność

 

          Człowiek potrafi być zarówno podły, jak i wspaniały. Jest w nim potencjał do czynienia zła, ale też ogromna zdolność do empatii, współczucia, miłości i poświęcenia. Jednak jeśli spojrzeć na ludzkość jako całość — zrezygnować z uogólnień i sensacyjnych skrajności — dostrzeżemy miliardy zwyczajnych ludzi. To osoby, które dzień po dniu zmagają się z codziennymi troskami, podejmują moralne wybory, często drobne, lecz istotne, i starają się żyć przyzwoicie, mimo różnych słabości i ograniczeń.

          W tej powszedniej rzeczywistości wielkie grzechy są rzadkością. A jednak grzeszność – w rozumieniu religijnym – nie schodzi z kazalnic. Stała się centralnym punktem wielu doktryn. Religie często zaczynają swoją narrację od potępienia: potępienia dotychczasowego życia, grzesznej natury człowieka, jego niedoskonałości. Pierwszym krokiem w inicjacji duchowej staje się wyznanie winy i prośba o przebaczenie. Wierni biją się w piersi, klękają, pokornie przyjmując swoją rzekomą winę. Taki człowiek zostaje „postawiony do pionu” – złamany duchowo, by mógł być później „odbudowany” przez instytucję religijną.

          Ten proces dotyka również dzieci. Już najmłodsi uczą się, że są grzeszni, że zło mieszka w ich sercach. Nie rozumieją jeszcze, czym jest moralna odpowiedzialność, a już zostają wprowadzeni w świat winy, pokuty i kary. Zamiast odkrywać w sobie dobro i naturalne współczucie, uczą się lęku i niepewności wobec własnych myśli i pragnień.

          Święte księgi – Biblia, katechizm, inne teksty religijne – są nasycone obrazami grzechu, karą, potępieniem, pokusą. Kazania w wielu kościołach nadal koncentrują się głównie na winie człowieka. Słuchacz wychodzi z nich przygnębiony, z poczuciem moralnego zagrożenia. Religia, zamiast przynosić otuchę, coraz częściej budzi lęk.

          Tymczasem świat, choć nieidealny, oferuje także drugą stronę rzeczywistości – pełną piękna, dobra, relacji i duchowego wzrostu. Dobro nie jest wyłącznie nagrodą za przestrzeganie zasad, ale naturalną siłą, którą człowiek może w sobie pielęgnować. Świat jest miejscem, gdzie miłość, przyjaźń, twórczość i współczucie mają realną moc. To także duchowa droga – choć niekoniecznie ta oparta na dogmacie i kulcie winy.

          Oczywiście, zło istnieje. Przemoc, chciwość, zdrada – to wszystko są realne problemy. Ale samo istnienie zła nie usprawiedliwia jego dominacji w narracji religijnej. Przesadne skupianie się na grzechu zniekształca obraz człowieka i świata. Powstaje duchowość oparta na lęku, ciągłym samooskarżaniu się, czujności wobec własnych myśli i obsesji na punkcie czystości moralnej. Wierni nie żyją w nadziei, lecz w napięciu. Zamiast pokoju serca – pojawia się nieustanna potrzeba zadośćuczynienia.

          Takie podejście wpływa także na obraz Boga. Przedstawiany jest nie jako kochający Ojciec, ale jako sędzia, który w każdej chwili może ukarać. Ludzie zaczynają wierzyć w obecność demonów, opętania, boskie kary i „znaki gniewu”. Tworzą się mity, które bardziej przypominają folklor niż duchową głębię. W ten sposób to, co boskie, traci swoją pierwotną czystość — zostaje zmaterializowane, spłycone, wypaczone.

          W tym kontekście warto zadać pytanie: komu potrzebna jest taka grzeszność? Odpowiedź bywa niewygodna. Wiele wspólnot religijnych zbudowało swoją potęgę na bazie poczucia winy. Im więcej grzechów, tym większa potrzeba ich odpuszczenia – a to często wiąże się z rytuałem, opłatą, ofiarą, lojalnością wobec instytucji. Grzech stał się walutą duchowego rynku.

          Ale czy duchowość naprawdę musi opierać się na winie? Czy nie lepiej budować relację z Bogiem – lub z tym, co święte – na miłości, zaufaniu i radości? Duchowość może być przestrzenią, w której człowiek odkrywa w sobie dobro, rozwija wrażliwość, buduje relacje z innymi, dba o świat. To życie, które emanuje światłem, a nie lękiem przed ciemnością.

          Grzeszność istnieje, ale nie musi być centrum ludzkiego życia. Można ją uznać, przepracować, ale nie czynić z niej fundamentu tożsamości. Człowiek nie jest z natury winny – jest z natury wolny, zdolny do wyboru, do przemiany, do dobra. Duchowość, która to rozumie, jest zdrowsza, głębsza i bliższa prawdziwemu doświadczeniu życia.

czwartek, 26 czerwca 2025

Jak uchronić wiarę w Boga

          Wiara to przekonanie, że istnieje Przyczyna Sprawcza Wszechświata i całej otaczającej nas rzeczywistości. Opieram je na logicznym założeniu, że każdy skutek ma swoją przyczynę. Przekazy historyczne nie mają już dla mnie decydującego znaczenia.

          Wierzę, że Stwórca obdarzył człowieka pragnieniem poznania Go i umożliwia odkrywanie śladów swojego istnienia – przede wszystkim na płaszczyźnie duchowej. Dopuszczam możliwość Jego nadzwyczajnego działania, objawiającego się m.in. w natchnieniach hagiografów, ewangelistów oraz wszystkich, którzy zagłębiają się w zakamarki własnej duchowości i potrafią rozpoznać głos Stwórcy.

          Poza tym, co napisałem, całą religijną oprawę traktuję jako ludzką próbę zobrazowania Boga, Jego Objawienia, pragnień i oczekiwań. Widzę w tym wyraz ludzkich tęsknot, pomysłowości i twórczej wyobraźni. Niemniej jednak ten „religijny entourage” ma poważną wadę – każdy człowiek inaczej wyobraża sobie Boga i Jego działanie. Dlatego też należy każdemu pozostawić wolność w kształtowaniu swojej duchowej wizji rzeczywistości nadprzyrodzonej. Takie podejście znajduje uzasadnienie w analizie dotychczasowych przesłanek religijnych. Biorąc pod uwagę tajemniczość, ezoteryczny charakter, niedopowiedzenia i liczne przypuszczenia, można wysnuć wniosek, że Stwórca nie objawia się bezpośrednio, lecz w sposób duchowy – skłaniając człowieka do poszukiwań, często niemal po omacku.

          Do zachowania depozytu wiary powołane zostały instytucje: kościoły, zbory, świątynie, prorocy, kapłani i różni głosiciele religijni. Problem polega jednak na tym, że tysiącletnie doświadczenia historyczne pokazują wyraźnie, iż ludzie często wykorzystywali religijne pragnienia w sposób partykularny, wypaczając autentyczne przesłania głosicieli wiary. Kościoły chrześcijańskie są jednym z przykładów tego zjawiska.

          Już od zarania ich dziejów można dostrzec działania fałszujące, wewnętrznie sprzeczne, a niekiedy wręcz niedorzeczne. Co więcej, jak pokazują źródła historyczne, kościoły chrześcijańskie mają na swoim koncie śmierć milionów ludzi – ofiar prześladowań, wojen religijnych czy przymusowych misji (np. wojny krzyżowe, inkwizycja, kolonializm misyjny). Mordowano w imię Boga, twierdząc, że to On sam daje na to przyzwolenie. Zarówno w tekstach religijnych, jak i historycznych można znaleźć liczne przykłady takiego rozumowania. Ich zestawienie budzi przerażenie – zarówno pod względem liczby ofiar, jak i skali zbrodni. Tę trudną prawdę ignorują często fanatyczni wierni.

          Jak zatem ocalić wiarę i przynależność religijną w świecie pełnym zróżnicowanych interpretacji, ludzkiej twórczości religijnej i coraz bardziej świeckiego stylu życia?

          Na szybką zmianę w instytucjach religijnych nie ma co liczyć. Pozostaje nam zaufać własnemu sumieniu i osobistej relacji ze Stwórcą – poprzez modlitwę, duchowy dialog, intuicję. Gdy nadarzy się odpowiednia okazja i sprzyjające okoliczności, warto zaangażować się aktywnie w odbudowę tego, co pokochaliśmy i co stanowi dla wierzących depozyt tradycji oraz duchowego dziedzictwa.

    


wtorek, 24 czerwca 2025

O szatanie uzupełnienie

Fragment listu do przyjaciela o szatanie.

          Wracając do tematu szatana – sam również przechodzę nieustanną metamorfozę poglądów. Niektóre z nich stają się na tyle śmiałe, że aż trudno o nich mówić otwarcie. Aby nie popaść w chaos, chronię się wypracowanym podejściem, które koi emocje i pozwala spojrzeć na sprawy z większym dystansem oraz obiektywizmem.

          Brak osobistych doświadczeń ezoterycznych sprawia, że pozostawiam tę sferę w obszarze wierzeń – nie negując samych zjawisk, ale podchodząc do nich z dużą ostrożnością i krytycyzmem. Gdy sam wprowadzam pojęcie «rzeczywistości dynamicznej», sięgam po kategorie, które mogą wydawać się nieuchwytne dla osób kierujących się zdrowym rozsądkiem. Być może to właśnie w tej koncepcji można odnaleźć uzasadnienie dla istnienia sił sprawczych, które prowadzą do realnych zjawisk fizycznych.

          Jak wielokrotnie pisałem, korzystam z pojęcia «funkcjonału», do którego zaliczam również zło. Funkcjonał rozumiem jako «nie-byt» – coś, co nie istnieje poprzez własną substancję, lecz poprzez swoje przymioty (np. zło jako przymiot). Być może sam zaszufladkowałem w tym pojęciu szatana, którego Ty postrzegasz jako istotę bytową. Ja w swoich rozważaniach odrzucam jego ontologiczną postać – nie traktuję go jako realnego bytu, ale pozostawiam miejsce dla jego obecności jako nie-bytu.

          Jeśli uwzględnimy dynamiczną naturę rzeczywistości oraz pojęcie funkcjonałów, pojawia się przestrzeń, by mówić o szatanie w innym, nieco bardziej abstrakcyjnym wymiarze. W tym duchu zgadzam się z tezą, że Stwórca dopuścił zło, ale go nie stworzył!

          To właśnie na tej subtelnej różnicy rozchodzą się – jak sądzę – nasze spojrzenia na naturę szatana.

Pozdrawiam serdecznie, pozostając w szacunku. Paweł

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Władza Ziemska – czas na globalną odpowiedzialność

          Świat, w którym żyjemy, coraz bardziej przypomina jeden wielki organizm – połączony siecią zależności ekonomicznych, technologicznych i klimatycznych. Mimo to wciąż funkcjonujemy w ramach podzielonej mozaiki narodów, państw i interesów, które nie zawsze grają do jednej bramki. W obliczu wyzwań globalnych – jak zmiany klimatyczne, migracje, konflikty zbrojne czy katastrofy humanitarne – coraz częściej powraca pytanie: czy nadszedł już czas, by powołać wspólną władzę o zasięgu planetarnym?

          Nie chodzi tu o stworzenie kolejnej organizacji, ale o realną strukturę decyzyjną, która miałaby mandat do działania w imię dobra całej ludzkości. Władza ta musiałaby opierać się na szerokim konsensusie – państw, wspólnot plemiennych, narodów bezpaństwowych i mniejszych społeczności – i nie mogłaby być jedynie elitarnym klubem silniejszych. Jej siłą byłaby reprezentatywność, a nie dominacja.

          Nie bez znaczenia pozostaje kwestia wynagrodzeń osób zaangażowanych w pracę tej instytucji. Pensje powinny być godne, ale nie wygórowane – tak, aby nie stały się magnesem dla oportunistów, lecz wyróżnieniem dla tych, którzy kierują się etyką, misją i odpowiedzialnością. Ranga pracy dla ludzkości powinna być wartością samą w sobie.

          Każdy kraj – niezależnie od wielkości czy zamożności – miałby obowiązek uczestniczyć w finansowaniu takiej struktury, proporcjonalnie do osiąganych dochodów. Wspólna odpowiedzialność oznacza również wspólne inwestycje – nie tylko finansowe, ale i moralne.

          W praktyce globalna władza nie oznaczałaby ujednolicenia kultur (religii) ani unifikacji systemów politycznych. Wręcz przeciwnie – jej zadaniem byłoby tworzenie wspólnego prawa, które uwzględnia lokalne tradycje, tożsamość i suwerenność, o ile nie naruszają one uniwersalnych praw człowieka. Instytucja weta – choć często obecna w systemach międzynarodowych – musiałaby zostać przemyślana. Nie jako blokada postępu, lecz sygnał do analizy, refleksji i konstruktywnego dialogu.

          Co więcej, taka władza powinna posiadać instrumenty egzekucyjne – jak choćby wspólna armia lub siły pokojowe, które mogłyby interweniować w sytuacjach łamania prawa międzynarodowego czy aktów agresji. Nie po to, by okupować, lecz by chronić pokój i stabilność.

          Brzmi to jak utopia? Być może. Ale jeszcze bardziej utopijne wydaje się oczekiwanie, że świat sam z siebie uporządkuje się w duchu pokoju, solidarności i sprawiedliwości bez wspólnego wysiłku. Władza Ziemska to nie pomysł na dominację – to pomysł na odpowiedzialność. I choć jej stworzenie wymagałoby odwagi, kompromisów i zaufania, to być może właśnie to jest kierunek, który może nas ocalić jako gatunek.

          Jednak marzenie o globalnej strukturze władzy nie może pomijać jednego kluczowego czynnika: zaufania. W świecie, w którym dominują interesy narodowe, a geopolityczne napięcia przybierają na sile, stworzenie jednej wspólnej instytucji może budzić uzasadnione obawy – o utratę suwerenności, o instrumentalizację, o możliwość nadużyć. Dlatego pierwszym krokiem powinno być nie narzucenie, lecz wypracowanie tej władzy oddolnie – poprzez stopniowe zbliżanie systemów prawnych, budowanie wspólnych mechanizmów kontroli i przejrzystości, rozwijanie edukacji opartej na wartościach wspólnotowych, a nie tylko narodowych.

         Nie można też zapominać o roli, jaką odgrywają dziś ponadnarodowe korporacje. W rzeczywistości, to nie tylko państwa tworzą architekturę globalną. To także giganci technologiczni, instytucje finansowe, platformy informacyjne. Dlatego każda przyszła forma globalnej władzy musiałaby posiadać zdolność do regulowania również tych aktorów, w trosce o interes ogólnoludzki, a nie jedynie ekonomiczny.

          Ostatecznie, Władza Ziemska nie byłaby tylko projektem politycznym. Byłaby projektem cywilizacyjnym. Odważną próbą przejścia z epoki rywalizacji do epoki współodpowiedzialności. To nie utopia – to kierunek, który musimy poważnie rozważyć, jeśli chcemy uniknąć realnej czarnej wizji przyszłości (dystopii).

niedziela, 22 czerwca 2025

Humanizacji prawa penitencjarnego

          Z mojego życiowego punktu widzenia prawo penitencjarne jest przestarzałe. Sama izolacja skazanych to marnowanie ludzkiego potencjału do czynienia dobra i działań pożytecznych dla społeczeństwa. Należy zawsze pamiętać, że każdy człowiek to potencjalne źródło dobra, które mogło przejść w życiu przez trudny moment. W każdym człowieku tkwią pierwiastki dobra, których nie wolno marnować.

          Specjaliści – w szczególności psycholodzy – powinni poszukiwać sposobów, aby to dobro wydobywać. Resocjalizacja powinna polegać nie tylko na zadośćuczynieniu za wyrządzone zło, ale również na umożliwieniu powrotu do normalnego życia społecznego. Dobre uczynki powinny służyć zarówno spłacie zaciągniętego długu, jak i budowaniu fundamentów pod dalsze, wartościowe życie.

          W prawie penitencjarnym powinien zostać uwzględniony tzw. „immunitet kobiet ciężarnych”, aby matki miały możliwość wychowywania swoich dzieci – niewinnych istot, które nie ponoszą winy za czyny swoich rodziców.

           Warto skorzystać z doświadczeń i rozwiązań z resocjalizacji funkcjonującej w krajach skandynawskich (głównie w Norwegii, Szwecji i Finlandii). Opiera się ona na humanistycznym podejściu do kary, którego celem jest reintegracja społeczna, a nie tylko ukaranie sprawcy. System ten znany jest z wysokiej skuteczności – niskiego wskaźnika recydywy (ponownego popełnienia przestępstwa). Więźniowie zachowują wiele praw obywatelskich – mogą głosować, studiować, korzystać z opieki zdrowotnej na równi z obywatelami poza więzieniem. Celem nie jest «ukaranie», lecz naprawienie więzi społecznych i przygotowanie do normalnego życia po odbyciu kary. W wielu zakładach nie ma krat w oknach, a cele przypominają pokoje w akademikach (np. więzienie Halden w Norwegii). Więźniowie mogą pracować, uczyć się, korzystać z zajęć sportowych, rozwijać hobby. Często mają kontakt z rodziną i mogą pracować poza murami więzienia w ciągu dnia. Więźniowie mają dostęp do kursów zawodowych, szkół i studiów. Nauka i praca są obowiązkowe lub silnie zalecane – nie jako kara, lecz jako szansa na rozwój osobisty. Przygotowuje się ich do życia po wyjściu – np. przez naukę zarządzania budżetem czy rozmowy kwalifikacyjne. Strażnicy więzienni są szkoleni nie tylko w zakresie bezpieczeństwa, ale też w psychologii i komunikacji. W relacjach dominuje szacunek, rozmowa i wsparcie. Personel jest często mentorem i pomocnikiem w procesie zmiany, nie tylko „pilnującym”. w efekcie uzyskano się niski wskaźnik recydywy: np. w Norwegii to ok. 20%, w porównaniu do 60–70% w USA czy w wielu krajach Europy Środkowej. Wyższa skuteczność reintegracji skazanych. Mniejsze obciążenie systemu penitencjarnego i lepsze bezpieczeństwo społeczne długofalowo.

          Społeczeństwo «poprawne» powinno na wzór Chrystusa być przykładem dobrego życia, miłości społecznej i miłosierdzia. Karanie nie może być odwetem i zemstą. To nie licuje ani z człowieczeństwem, ani z istotami stworzonymi na podobieństwo Pana.