Jezus został pojmany. Uczniowie rozproszyli się. To niepodobne. Ich Mistrz, który zdziałał tyle cudów, nie potrafi sam siebie obronić? Trudno poukładać sobie to wszystko. Czy uczniowie nie zostali oszukani? Nie, to niemożliwe. On był dla nich tak wiarygodny. Najwyższa Rada chce Jezusa oskarżyć i skazać. Lepiej poświęcić jednego, niż stracić religię ojców. Arcykapłani i uczeni w pismach wzajemnie się rozgrzeszają, tłumaczą i oczyszczają. Przyszło im dokonać wyboru niezgodnego z ich nauką. Oni są tego świadomi. Bóg jest ich świadkiem, że chcą dobrze uczynić. Kapłani pytają Jezusa: "Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?" (Mt 26,63). Teraz Jezus przyznaje już otwarcie: "Tak, Ja Nim jestem" (Mt 26,64). Kontynuuje jednak warunkując: "Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego..." (Mt 26,64). Nie bardzo chce zrezygnować z własnej tożsamości człowieka żywego. Przyznanie się jednak do prorokowanego Mesjasza daje mu glejt do wybranej Ofiary. Tak też się dzieje. Pada wyrok: "Winien jest śmierci" (Mt 26,66). Apostoł Piotr jest zdruzgotany. Jego Mistrz sam zmierza ku śmierci, nie broni się, nie walczy o życie. Znikąd pomocy. Piotr czuje się wręcz zdradzony przez swego Nauczyciela. Poddaje się w swojej rozpaczy i trzykrotnie się Go zapiera: "Nie znam tego człowieka" (Mt 26,72). Kogut piejący przypomina mu słowa Jezusa: "Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz" (Mt 26,75). Wybucha płaczem. Dramat i rozpacz.
Jezus został skazany i przekazany w ręce namiestnika rzymskiego Poncjusza Piłata. Ewangelista Mateusz był świadkiem wydarzeń. Znał też proroctwo (aluzje) Jeremiasza: "Idź i kup flakon gliniany" (Jr 18,2n). "Wzieli trzydzieści srebników, zapłatę za Tego, którego oszacowali synowie Izraela. I dali je za Pole Garncarza, jak mi Pan rozkazał" (Mt 27,9−10; por. Jr 18,2n; 19,1−11; 32,6−15) Według swojego oglądu i koncepcji literackiej przedstawił ostatnie chwile Judasza (Mt 27,3–10).
Atmosfera dramatu, niesprawiedliwości udzieliła się również Judaszowi. On także oczekiwał czegoś innego. Marzył, być może, o dobrym stanowisku ministerialnym. On również zawiódł się na Jezusie. Gdzie obiecany tryumf, gdzie król, gdzie obiecana wolność narodu żydowskiego? Judasz był przekonany, że niewinny Jezus poradzi sobie z rzymskimi żołnierzami. Nie z takich tarapatów przecież wychodził. Znikał, jak chciano Go ubiczować, lub wyrzucić z miasta. Tak, zdradził Jezusa, ale myślał, że to przyspieszy Jego tryumf. Teraz wszystko wzięło w łeb. Jezus jest skazany. Nic nie wskazuje na to, że się obroni. Myślał, – «Boże, do czego ja się przyłożyłem». Judasz opamiętał się i wyznał: "Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną" (Mt 27,4). W oczach Boga był już pokutnikiem. Wyznanie grzechu i żal za swój uczynek (grzech) dawał mu szanse na zbawienie. Zwrócił 30 srebników i w rozpaczy swej powiesił się. Judasz nie wiedział, że Bóg może mu wybaczyć zdradę oraz że Miłość Boga jest większa od najgorszego ludzkiego grzechu.
Przyznanie się Jezusa do godności króla powoduje zarazem Jego zamilknięcie. Jezus nie odpowiada Piłatowi na żadne pytanie. Piłat nabiera szacunku do Jezusa. Dostrzega w Nim niezwykłą osobowość. Niewiele rozumie, ale czuje, że chodzi tu o zawiść i żydowskie spory polityczno-religijne. Nie widzi w Nim winy. Pragnie dać Mu szansę, przywołując stary zwyczaj uwalniania więźnia z okazji Paschy. Lud jednak wybiera Barabasza. Piłat jest bezradny. W końcu to nie jego rzecz. Uwalnia Barabasza, a Jezusa wydaje na ukrzyżowanie.
Wydanie wyroku skazującego uruchamia drugi akt męki Jezusa. Staje się On pośmiewiskiem wielu. Czy istnieją gorsze przykrości jak kpiny, szykany i naigrywanie się? Przed Piłatem stał Król – żołnierze zrobili z Niego pośmiewisko. Piłat uszanował godność Jezusa – żołnierze naigrywali się z Niego. Męka Jezusa potęguje się. Teraz wszystko, co się dzieje z Nim i wokół Niego staje się nadludzkim dramatem. Droga krzyżowa pełna udręki i dramatycznych wydarzeń. Mateusz oszczędza czytelników i nie podaje jej szczegółów. Zrobili to inni ewangeliści. Jezus został powieszony na palu, jak najgorszy złoczyńca i łajdak. Nawet po śmierci wielu Go przeklinało.
W historii Starego Testamentu wiele jest opisów nadzwyczajnych ingerencji Boga-Ojca, gdy był proszony o świadectwo przez proroków (Abraham, Eliasz,...), czy innych nazirejczyków. Teraz Żydzi widzą, że Bóg-Ojciec nie pomógł domniemanemu swojemu Synowi. Czy to nie jest najlepszy dowód, że Jezus był fałszywym mesjaszem, prorokiem i Synem Bożym? Tak wielu sądziło, ale krótko. Niepokoiła, ale i intrygowała ich zapowiedź Jezusa o swoim zmartwychwstaniu.
Sama śmierć Jezusa była monodramem o najwyższej ekspresji. Jezus, niesamowicie samotny i opuszczony, zwraca się do Ojca swojego słowami: "Eloi, Eloi lema sabachthani (Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił, Mt 27,46). Są to słowa psalmu, które nadają chwili uroczystą rangę. Scena i słowa te ukazują misterium (tajemnicę) powołania Syna Człowieczego do Chwały Ojca. Można ją odczytać przewrotnie (przez negację): Boże, Tyś mnie nie opuścił. Dlaczego Kościół nie świętuje szczególnie tego wzniosłego wydarzenia?! No cóż, za wcześnie ogłoszono Jezusa Królem – przy urodzeniu (Bóg się rodzi, moc truchleje – kolęda). Prawda jest inna. Jezus stał się pełnym Aktem działającym, inaczej mówiąc – Bogiem, dopiero na krzyżu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz