Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 grudnia 2025

Lilit


          Istnieje pogląd, że nie ma przypadków i że wszystko, co się wydarzyło oraz co zostało zapisane, ma swoje znaczenie i sens. W myśl tego przekonania zastanawiająca wydaje się biblijna wzmianka o niewieście o imieniu Lilit (Iz 34,14). W komentarzach biblijnych wyjaśnia się, że imię to odnosi się do demona i wywodzi się ze starożytnych wierzeń ludowych oraz mitologii Bliskiego Wschodu.

          Teolodzy i bibliści podejmują próby wyjaśnienia tego fenomenu. Zwracają uwagę, że pojawienie się tego imienia w tekście biblijnym rodzi pytania o relację między objawieniem a kulturą, w której było ono przekazywane. Biblia, choć uznawana za księgę natchnioną, powstawała w konkretnym kontekście historycznym i kulturowym, posługując się językiem, obrazami i wyobrażeniami znanymi ówczesnym ludziom. Odwołanie do postaci Lilit może więc pełnić funkcję symboliczną – jako obraz chaosu, pustki i zagrożenia, przeciwstawionych porządkowi oraz życiu pochodzącemu od Boga. W tym ujęciu Lilit nie występuje jako konkretna, osobowa istota, lecz jako literacki znak rzeczywistości oddalonej od Boga. Jej obecność w tekście prorockim podkreśla grozę miejsca opuszczonego, przeklętego i pozbawionego ładu. W ten sposób nawet elementy zapożyczone z dawnych wierzeń zostają podporządkowane biblijnemu przesłaniu i służą jego pogłębieniu.

          Warto jednak wspomnieć, że w innych tradycjach – zwłaszcza w późniejszej literaturze żydowskiej i midraszowej – Lilit bywa przedstawiana jako pierwsza żona Adama. Według tych przekazów została ona stworzona na równi z nim, z tej samej ziemi, co miało stać się przyczyną konfliktu między nimi. Lilit nie chciała podporządkować się Adamowi, domagała się równości, a w konsekwencji opuściła Eden. Ewa, stworzona później z żebra Adama, ukazywana jest natomiast jako bardziej uległa i skłonna do życia w relacji podporządkowania. Interpretacje te nie należą do kanonu biblijnego, lecz stanowią interesujący przykład tego, jak postać Lilit funkcjonowała w wyobraźni religijnej i kulturowej na przestrzeni wieków, nabierając nowych znaczeń i symbolicznych odczytań.

           Tak też Lilit jest spostrzegana jako demoniczna porywaczka niemowląt, symbolem wyzwolenia kobiet, a w różnych interpretacjach uchodzi za przodkinię wampirów lub istotę związaną z nocą i koszmarami. Uważana jest za nocnego ptaka, stała się postacią w literaturze i feminizmie jako symbol niezależności.

          Opisany fenomen, podobnie jak wiele innych niejednoznacznych fragmentów Biblii, sugeruje, że księga ta – dzieło wszechczasów – zawiera w sobie warstwy znaczeń wciąż nie do końca wyjaśnione. To właśnie owe niedopowiedzenia, symbole i tajemnice od wieków intrygują czytelników oraz prowokują do refleksji. Pojawia się zatem pytanie, czy nie jest to zabieg celowy. Biblia jawi się bowiem jako dzieło niezwykle bogate w wydarzenia, a zarazem pełne ciszy, luk i pytań pozostawionych bez jednoznacznej odpowiedzi. Być może ich rolą nie jest dostarczenie gotowych rozstrzygnięć, lecz nieustanne pobudzanie do poszukiwań, dialogu i osobistej interpretacji – tak, aby czytelnik nieustannie na nowo mierzył się z tekstem, jego przesłaniem i własnym rozumieniem sensu istnienia.

          Często nachodzi mnie myśl, że być może to ja sam jestem tym odbiorcą, a zarazem ofiarą ludzkich spekulacji. Zmagam się z egzegezą w taki sposób, by nie narazić się doktrynie religijnej i nie umniejszyć chwały Bogu, a jednocześnie mam wrażenie, że w istocie walczę z wiatrakami. Religia jako system ma się dobrze, lecz Prawda zdaje się leżeć gdzie indziej, poza prostymi formułami i gotowymi odpowiedziami.

          Sedno problemu polega na tym, że Stwórca posiada własną „ekonomię” objawiania siebie i swoich zamysłów — czyni to na swój sposób, w swoim czasie, niezależnie od ludzkich oczekiwań. I być może nic nam do tego. Taka perspektywa rodzi jednak zniechęcenie, a niekiedy także rozczarowanie. Przypominają mi się wówczas słowa mojego ojca: „głupi się rodzisz i głupi umierasz” — gorzka sentencja, wyrażająca przekonanie o nieuchronnych granicach ludzkiego poznania.

          Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że widoczny postęp w rozumieniu świata, historii i samego człowieka przeczy tak pesymistycznej ocenie. Wiedza się pogłębia, horyzonty się poszerzają, a pytania — choć coraz bardziej złożone — stają się również bardziej świadome. Dlatego warto nadal poszukiwać prawdy, nawet jeśli droga ku niej bywa mozolna i pełna wątpliwości. Być może nadejdzie moment iluminacji — niekoniecznie spektakularny, lecz cichy i wewnętrzny — w którym Prawda choć częściowo się odsłoni. A nawet jeśli nie ukaże się w pełni, samo poszukiwanie może okazać się jej najbliższym przybliżeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz