Pokonałem
już słabość mego ciała, więc spieszę się wypełnić obietnicę i odpowiedzieć na Pańskie pytania postawione
mi w Pańskim komentarzu z dnia
13.09.2014 na blogu Wiara rozumna przy temacie Człowiek jest dla
siebie odrębnym światem.
W
Pańskich pytaniach dostrzegam już ugruntowany Pański ogląd w sprawie. Oczekuje
Pan ode mnie potwierdzenia własnych poglądów. Otóż wydaje mi się, że nie do
końca spełnię Pańskie oczekiwania.
Kiedy pyta Pan: Jak
wyznawca Chrystusa ma rozumieć „zapieranie się samego siebie” (siebie, czyli
kogo)? i w pytaniu jest podpytanie: czyli
kogo, to znaczy, że dostrzega Pan jedność bytów (w jednej naturze). Otóż
moje stanowisko jest takie. Każdy jest własnym samodzielnym podmiotem osobowym,
ale w działaniu może być tworzony wspólny front (w sensie dynamicznym).
Na identycznej zasadzie funkcjonuje Trójca Święta. Trzy osoby boskie
(ontologicznie) w jednym Akcie działającym. Zaprzeć się siebie to
rezygnacja z własnej wolnej woli na rzecz woli Chrystusa.
Pytanie:
Jak
rozumieć, że jesteśmy jednym w Chrystusie, a jednocześnie każdy z nas jest
osobą?
Jak już wspomniałem, każdy człowiek jest samodzielną osobą, natomiast z Chrystusem tworzony jest zespół, który bazuje wyłącznie na Jego woli. Człowiek jednak nie traci swojej osobowości, zawierzając Bogu, bo czyni to ze świadomością i pełną wolnością. Zdanie to ma rację bytu tylko w odniesieniu do Boga, który posiada wolę doskonałą. Woli Boga nie można porównywać z żadną inną. Każda inna, nie ma w sobie tej boskiej doskonałości.
Jak już wspomniałem, każdy człowiek jest samodzielną osobą, natomiast z Chrystusem tworzony jest zespół, który bazuje wyłącznie na Jego woli. Człowiek jednak nie traci swojej osobowości, zawierzając Bogu, bo czyni to ze świadomością i pełną wolnością. Zdanie to ma rację bytu tylko w odniesieniu do Boga, który posiada wolę doskonałą. Woli Boga nie można porównywać z żadną inną. Każda inna, nie ma w sobie tej boskiej doskonałości.
Pytanie:
Jak
rozumieć, polecenie rezygnowania z siebie samego (z siebie, czyli z kogo)?
Pytania są w jednym temacie. Chodzi tu o rezygnację z własnej woli na rzecz woli Boga.
Pytania są w jednym temacie. Chodzi tu o rezygnację z własnej woli na rzecz woli Boga.
Pytanie:
Jak rozumieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie
Chrystus”?
Rezygnacja
z własnej woli jest umownym stwierdzeniem, że dawnego mnie już nie ma, bo
kieruję się wolą Chrystusa. Podobnie np. karmelitanki nie żyją dla świata,
a są.
Pytanie:
Budda
uczył, że „korzeniem zła jest nasza ignorancja, która każe nam uważać nasze
„ja” indywidualne za naszą prawdziwą jaźń”.
Jak zatem rozumieć niewątpliwy indywidualizm człowieka–osoby w tym kontekście?
Jak zatem rozumieć niewątpliwy indywidualizm człowieka–osoby w tym kontekście?
Na tym
polega wielkość człowieka, że potrafi wznieść się ponad własne ja i całkowicie
zawierzyć Bogu. Istnieć i żyć dla Boga jest ogołoceniem siebie w imię miłości
do Boga. Przypadki takie są różnie odbierane przez społeczeństwo. Ja uważam, że
prawdziwa ofiara wynikająca z miłości do Najwyższego jest mądrością i w pełni
ją akceptuję (idealne kapłaństwo z celibatem). Kto nie potrafi udźwignąć
ciężaru ofiary powinien z niej zrezygnować, bo nie ma z tego żadnego pożytku, a
ofiara staje się wątpliwym, bezużytecznym cierpieniem.
Zastrzegam się, że nie jestem fachowcem od myśli ZEN, ale wydaje mi się, że ZEN spostrzega osobowość w kategorii ontologicznej, bytowej łączności, natomiast religia katolicka wyraźnie akcentuje ludzkie działanie w ograniczaniu tego, co każdy posiada, na rzecz Boga. Tak więc ważna jest tu wola człowieka (i jej działanie), a nie natura, lub podobnie, fuzja jaźni Boga z jaźnią człowieka jest aktem woli. Nie zgadzam się z myślami Eckharta o wyobcowaniu i grzechu pierworodnym. Dawałem już tego wyraz na blogu. W ogóle wprowadzanie pojęcie grzechu w tematach gdzie omawia się ofiarę człowieka z własnej woli jest zgrzytem polemicznym. Tu mowa jest o miłości i tego trzeba się trzymać. Grzeszność jest zupełnie innym zagadnieniem i wymaga osobnego wykładu.
Pisze Pan: Jednak
gdy zaczniemy nieustannie „zmierzać” do świadomego życia tą chwilą, w której
jesteśmy; gdy przestaniemy dążyć, pragnąć, a poddamy się świadomemu przeżywaniu
teraźniejszości – tej konkretnej chwil, mamy szansę na przeżywanie prawdziwej
ludzkiej osobowości. (Eckhart Tolle – „Potęga teraźniejszości”). Nie Panie
Zbigniewie. Mamy szansę przeżywania nie prawdziwej ludzkiej osobowości, ale
boskiej. Człowiek doświadcza Boga, ale zawsze pozostanie człowiekiem z
ograniczeniem jakie wyznaczył mu Stwórca. Owszem, człowiek ma szansę dźwigania
się ponad siebie, ale zawsze będzie to akt działania, a może i ludzkiej ofiary.
Drogi Panie Zbyszku, końcowe Pana
wnioski mają wiele wspólnego z moim oglądem w tym temacie. Ważne jest
poukładanie pojęć, co z czego wynika i skąd się bierze. Na końcu zawsze
najważniejsza pozostaje intencja.
Pozdrawiam
Paweł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz