Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 sierpnia 2019

Dosyć ma dzień swojej biedy


          Mój ulubiony cytat z Ewangelii Mateusza brzmi: "Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6,34) poprzedzony słowami: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie" (tamże). Słowa te przypomina mi nawet moja żona, daleka od prowadzonej przeze mnie tematyki. Wychodzi ona z założenia, że są w życiu takie sytuację, na które nie można mieć żadnego wpływu. W tej bezradności głupotą jest zamartwiać się nimi. Słowa te odnoszą się także do obecnej sytuacji politycznej. Duża spora Polaków kupiona została przez opcję dobrej zmiany, która nie ma nic wspólnego z deklaracjami i nazwą organizacji. Moja żona i ja bardzo cierpimy z tej niekorzystnej wiedzy. Może nowe wybory obudzą większość Polaków i Polska pozbędzie się tej straszliwej dziejowej choroby.
         Słowa: "Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały"  (Mt 7,6) odbieram bardzo osobiście. Wychodzi ze mnie ukryty konserwatyzm. Mimo, że nie przywiązuję się do rzeczy, to mam, może tylko w pamięci, rzeczy, zdarzenia, które odegrały w moim życiu istotną rolę. Zdaję sobie sprawę, że one są cenne tylko dla mnie. Dla otoczenia bliskiego są bez znaczenia. Mam świadomość ich kruchości, ale dla mnie pozostają sacrum. Do takich perełek zaliczam moje skrzypce, które otrzymałem od mojego kochanego dziadka Piskorza. Od chwili pierwszego kontaktu pokochałem nie tylko skrzypce ale muzykę skrzypcową i muzykę w ogóle. Nauczyłem się na nich grać. Pamiętam duety skrzypcowe z moim profesorem. Dla mnie są one relikwiami. Dzisiaj, granie sprawia mi trudność. Jakość wydobywanych dźwięków są miłe tylko dla moich uszów. W pamięci pozostają mi bliskie osoby, które szczególnie zachowuję. Nie wymienię ich, bo boję się, że niektóre przeoczę. W liceum miałem panią profesor chemii, która okazała mi zaufanie. Od niej stałem się przykładnym uczniem i pokochałem naukę. W mojej biografii zanotowałem:
          Pamiętam pierwszą ocenę w liceum. Dwója z języka rosyjskiego. Przyznaję się. Przez cztery lata edukacji, nigdy nie otrzymałem oceny lepszej. Przechodziłem do następnej klasy prawdopodobnie tylko dlatego, że byłem ogólnie dobrym uczniem i lubiany przez profesorów.  
          Jako dziecko kombatanta wojennego oraz biedy, otrzymałem zapomogę miesięczną w wysokości ponad stu złotych. Na drugi okres szkolny groziły mi dwie dwóje: z rosyjskiego i z chemii. Postanowiłem poprawić chemię. Nie udało się. Nauczycielka zapytała mnie:
  Dlaczego się nie uczysz?
Tłumaczyłem się jak mogłem. Na koniec powiedziałem jej, że mając dwie dwóje, cofną mi, tak pomocną zapomogę. Nauczycielka zareagowała zaskakująco.
  Paweł, jak mi obiecasz, że weźmiesz się do nauki to
awansem  postawię ci trójkę.
Obiecałem i już w trzecim kwartale zgłosiłem się do pomagania w nauce innym. Wychowawca zorganizował odpłatne kółka samopomocowe – 5 zł za godzinę. Zostałem korepetytorem chemii. Moja wdzięczność do tej mądrej profesorki pozostała do dziś.
         W drugiej klasie zacząłem udzielać korepetycji z matematyki, chemii, fizyki oraz z języka francuskiego. Prowadziłem je w ogromnych ilościach. Początkowo brałem za jedną godzinę-pełną 15 zł., potem doszedłem do 30 zł. Jak przychodziłem do domów, często stawiano mi kawę, ciastko, a o szacunku nie wspomnę. Pieniądze, może nie za wielkie, miałem zawsze. Często wiele rzeczy kupowałem sobie sam, za własne zarobione pieniądze.
          W nauce robiłem coraz większe postępy. Zbliżałem się do elity klasowej. Gdyby nie język rosyjski, mogłem być uznany bardzo wysoko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz