Mój ulubiony cytat z Ewangelii Mateusza brzmi: "Dosyć ma
dzień swojej biedy" (Mt 6,34) poprzedzony słowami: "Nie troszczcie
się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie" (tamże).
Słowa te przypomina mi nawet moja żona, daleka od prowadzonej przeze mnie
tematyki. Wychodzi ona z założenia, że są w życiu takie sytuację, na które nie
można mieć żadnego wpływu. W tej bezradności głupotą jest zamartwiać się nimi.
Słowa te odnoszą się także do obecnej sytuacji politycznej. Duża spora Polaków
kupiona została przez opcję dobrej zmiany, która nie ma nic wspólnego z
deklaracjami i nazwą organizacji. Moja żona i ja bardzo cierpimy z tej
niekorzystnej wiedzy. Może nowe wybory obudzą większość Polaków i Polska
pozbędzie się tej straszliwej dziejowej choroby.
Słowa: "Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie
rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy
się, was nie poszarpały" (Mt 7,6)
odbieram bardzo osobiście. Wychodzi ze mnie ukryty konserwatyzm. Mimo, że nie
przywiązuję się do rzeczy, to mam, może tylko w pamięci, rzeczy, zdarzenia,
które odegrały w moim życiu istotną rolę. Zdaję sobie sprawę, że one są cenne
tylko dla mnie. Dla otoczenia bliskiego są bez znaczenia. Mam świadomość ich
kruchości, ale dla mnie pozostają sacrum. Do takich perełek zaliczam moje
skrzypce, które otrzymałem od mojego kochanego dziadka Piskorza. Od chwili pierwszego
kontaktu pokochałem nie tylko skrzypce ale muzykę skrzypcową i muzykę w ogóle.
Nauczyłem się na nich grać. Pamiętam duety skrzypcowe z moim profesorem. Dla
mnie są one relikwiami. Dzisiaj, granie sprawia mi trudność. Jakość
wydobywanych dźwięków są miłe tylko dla moich uszów. W pamięci pozostają mi
bliskie osoby, które szczególnie zachowuję. Nie wymienię ich, bo boję się, że
niektóre przeoczę. W liceum miałem panią profesor chemii, która okazała mi
zaufanie. Od niej stałem się przykładnym uczniem i pokochałem naukę. W mojej
biografii zanotowałem:
Pamiętam pierwszą ocenę w liceum. Dwója z języka
rosyjskiego. Przyznaję się. Przez cztery lata edukacji, nigdy nie otrzymałem
oceny lepszej. Przechodziłem do następnej klasy prawdopodobnie tylko dlatego,
że byłem ogólnie dobrym uczniem i lubiany przez profesorów.
Jako dziecko kombatanta wojennego oraz biedy, otrzymałem
zapomogę miesięczną w wysokości ponad stu złotych. Na drugi okres szkolny
groziły mi dwie dwóje: z rosyjskiego i z chemii. Postanowiłem poprawić chemię.
Nie udało się. Nauczycielka zapytała mnie:
– Dlaczego się nie uczysz?
Tłumaczyłem się jak mogłem. Na
koniec powiedziałem jej, że mając dwie dwóje, cofną mi, tak pomocną zapomogę.
Nauczycielka zareagowała zaskakująco.
– Paweł, jak mi obiecasz, że weźmiesz się do nauki to
awansem postawię ci trójkę.
Obiecałem i już w trzecim
kwartale zgłosiłem się do pomagania w nauce innym. Wychowawca zorganizował
odpłatne kółka samopomocowe – 5 zł za godzinę. Zostałem korepetytorem chemii.
Moja wdzięczność do tej mądrej profesorki pozostała do dziś.
W drugiej klasie zacząłem udzielać korepetycji z
matematyki, chemii, fizyki oraz z języka francuskiego. Prowadziłem je w
ogromnych ilościach. Początkowo brałem za jedną godzinę-pełną 15 zł., potem
doszedłem do 30 zł. Jak przychodziłem do domów, często stawiano mi kawę,
ciastko, a o szacunku nie wspomnę. Pieniądze, może nie za wielkie, miałem
zawsze. Często wiele rzeczy kupowałem sobie sam, za własne zarobione pieniądze.
W nauce robiłem coraz większe postępy. Zbliżałem się do
elity klasowej. Gdyby nie język rosyjski, mogłem być uznany bardzo wysoko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz