Przeglądając Katechizm Kościoła Katolickiego[1]. Można przeczytać, że tajemnicami są: Bóg, Trójca święta (Duch Święty), anioły, szatan, wszechmoc Boga, wiara, stworzenie, Opatrzność, człowiek, hipostaza, grzech pierworodny, rzeczywistość grzechu, przekazywanie grzechu pierworodnego, itd. Co prawda katechizm próbuje udzielać wyjaśnień, często powołując się na Objawienie Boże, ale fakt pozostaje faktem, że religia jest jedną wielką tajemnicą.
Pomimo usilnych prób wyjaśniania tajemnic Bożych, komentowania, tłumaczenia, zawsze religia pozostanie w obszarze wiary, a więc pewnej tajemniczości i wątpliwości.
Może dziwić, że Stwórca posiadający wszechmocną moc, ukrywa się przed ludźmi. Nie prościej byłoby przedstawić sprawy jasno, kawę na ławę. Jest tak, a tak. Takie są zasady gry. Co wolno, to wolno, co nie, to nie. Jestem taki jaki jestem. Ateiści takiego Boga mogliby przyjąć.
Gdyby zrobić założenie, że tak faktycznie by się stało i wszystko byłoby jasne, Bóg musiałby przyjąć rolę władcy podobnego do władców ludzkich, albo zupełnie pozostawić świat swojemu biegowi (deizm). Niebo zamienione by zostało na ośrodek władzy. Bóg musiałby być twardy i sprawiedliwy w rozumieniu ludzkiej sprawiedliwości, która jest określona prawem i przepisami. Nie bardzo można by było odwoływać się do uczuć. Miłosierdzie, litość Boga nie wchodziłyby w grę. Zaradnych musiałby specjalnie wynagradzać i przyznawać lepsze stanowiska. Taki stan rzeczy pozwalałby handlować dobrymi uczynkami, czy stanowiskami. Wszystko ma swoją cenę i wszystko można przeliczyć. Zbawienie można by było kupić. Trudno sobie wyobrazić brak współdziałania Boga z ludźmi. Siłą rzeczy Bóg musiałby rozwiązywać ludzkie problemy. Nie trzeba byłoby się modlić, wystarczyłoby stosować petycje. Przymierze zawarte z Bogiem miałoby charakter handlowy.
Motorem postępu jest chęć dominacji nad światem, jeden nad drugim. Człowiek cały czas wymyśla środki obronne (czy ofensywne), co napędza postęp. Działania te nie byłyby potrzebne. Władca-Bóg rozstrzygałby animozje, roszczenia sprawiedliwie. Jeżeli byliby wrogowie, to tylko w sercu, bez możliwości ujawnienia, aby nie narazić się władcy.
Wobec jasności przepisów, wszyscy byliby zdyscyplinowani. Chodzili by jak trybiki w zegarku. Życie człowieka byłoby zdeterminowane. Niewiele miałby do powiedzenia. Każda fantazja podlegałaby ocenie i kalkulacji.
Sprowadzenie Boga do roli władcy na podobieństwo władcy ludzkiego byłoby zamianą sacrum na profanum. Życie stałoby się tylko prozą. Nikt by nie szukał Boga, bo byłby poznany. Pojęcia takie jak nadzieja, wiara byłyby niepotrzebne.
Komentowanie jest chyba bezcelowe. Świat zdeterminowany straciłby swój urok. Życie sprowadziłoby się jedynie do konsumpcji. Absurdalność takiego świata widać jak na dłoni. Taka wizja przeraża.
Jak widać, człowiekowi jest potrzebny taki świat, jaki jest. Trochę zwariowany, niepewny, ale dający nadzieje. Dramatyczny, przez co ciekawy, intrygujący. Ciągłe poszukiwanie Boga jest czymś fascynującym. On ciągle nas zadziwia. Nieokreśloność daje możliwość różnego obrazowania. Nieznane nęci, intryguje. To nic, że Prawdy nie można poznać do końca. Samo szukanie jej jest czymś niezwykłym i fascynującym. Niech tak pozostanie. Bóg mądrze to obmyślił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz