Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.47

           Temat preegzystencji Jezusa Chrystusa był już prezentowany na łamach tego portalu. Temat ten jest o tyle trudny dla mnie, bo polemizuję z oficjalną nauką głoszoną przez Kościół. Na szczęście nie jestem osamotniony. Wiele osób, podobnie jak ja, uważa temat preegzystencji Jezusa za przerysowany, koncepcyjnie złożony, a w gruncie rzeczy niepotrzebny dla chwały Jezusa.
          Wydaje się, że błędem Kościoła było i jest przyjęcie Pisma świętego za dzieło literalnie natchnione. Inaczej wygląda sytuacja, gdy uważa się, że natchnieni byli hagiografowie. Z tym absolutnie się zgadzam. Prolog w Ewangelii św. Jana, który wskazuje na preegzystencję Jezusa jest przyczyną wielkiego nieporozumienia. Dziś uczeni spierają się przy odczytywaniu sensu prologu. Wyniki zmierzają do stwierdzenia, że prolog Janowy jest nieprzekładalny, nie do końca jasny i zrozumiały. Będziemy o tym mówić  przy omawianiu Ewangelii św. Jana.
          Podobnie jest z tekstem Mateusza. Uważna lektura tekstu perykopy Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–40) pokazuje, że wywołany temat przez Jezusa nie jest przez Niego wyjaśniony do końca. Jezus sondował faryzeuszy: Co sądzicie o Mesjaszu (Mt 22,42). Odpowiadają, że jest synem Dawida. Wtedy Jezus przywołuje psalm (przynajmniej tak twierdzi ewangelista), w którym napisane jest, że Bóg kieruje wyrocznię do Osoby (Pana), która jest przed Dawidem: Wyrocznia Boga dla Pana mego: siądź po mojej prawicy (Mt 22,44). Osoba ta nie może być jednocześnie przed Dawidem (jako Ojciec) i po Dawidzie (jako Syn). Jezus nie wyjaśnia tę sprzeczność logiczną, bo prawdopodobnie sam jest przeciwny tej koncepcji. Jak sugerowałem, Jezus nie był przychylny koncepcji utożsamiania Go z prorokowanym mesjaszem. W końcu przystał na to, ale bardziej z rozsądku niż z prawdy. Jezus nigdy nie chciał pełnić roli wyzwoliciela narodu Żydowskiego. Ograniczał swoje posłannictwo do Odkupiciela dusz. Był Królem duchowym Żydów. Trzeba również pamiętać, że wszelkie proroctwa to niedokładny opis przyszłych wydarzeń, lecz zwiastun, że coś się wydarzy. Proroctwa są uwarunkowane przez działania ludzkie. Trzeba przyjąć, że mogą też nigdy się nie sprawdzić. 
          Perykopa  Mesjasz Synem Bożym świadczy o rozterkach Jezusa. Pyta więc i sonduje. Zadaje pytania o mesjaszu również swoim uczniom.  Wykazuje sprzeczność w rozumowaniu. Pomimo tak wyraźnego przesłania, nauka Kościoła nie chce jej dostrzec. Dalej forsuje koncepcję troistości Boga. Na szczęście do lamusa powoli odchodzi epoka, w której Jezusowi przypisać wolno tylko te wypowiedzi, które raczyli zaakceptować egzegeci niemieccy na czele z R. Bultmanem[1].



[1] Bogusław Górka, Reinterpretacja Źródeł Chrześcijaństwa, WAM Kraków 2013, s.54.

środa, 27 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.46


          Faryzeusze chcąc wystawić Jezusa na próbę, zadali Mu pytanie: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» (Mt 22,36). Jezus odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22,37–39). Tym razem Jezus powołał się na Stary Testament, w którym napisane jest:

Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6,5).

Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18).

Jak sam podaje Jezus:  Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,40). W tym temacie nie jest odkrywczy, ale przypomina odwieczne prawo ustanowione z woli Ojca i ojców swego narodu. Warto zwrócić uwagę na zakończenie wersetu: będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18). Jak należy rozumieć słowa: jak siebie samego?
          Nie każdy przyznaje się do kochania siebie samego. Najczęściej wady jakie dostrzega się we własnym wyglądzie powodują raczej niechęć i kompleksy. Otóż nie chodzi tu o kochanie swojego wyglądu, lecz akceptację siebie jako istnienia. Człowiek nie zawsze jest tego świadomy, ale intuicyjnie broni swojej osoby (istnienia). Ma dla siebie aprobatę, nawet gdy dostrzega usterki w swoim image. Rzadko kiedy człowiek jest w nienawiści do siebie (chyba, że do własnych grzechów i poczynań). Podświadomość podpowiada mu, że jest kimś ważnym dla siebie samego. Do siebie może zwrócić się z pełnym zaufaniem. Prawa ojców i  proroków podpowiadają, że taką samą miarą trzeba mierzyć innych, co własną osobę. Tym samym nie podany jest jakiś uniwersalny sposób miłowania bliźniego, lecz względny w oparciu o wewnętrzne wyczucie każdego człowieka. Każdy może sobie odpowiedzieć sam, na miarę własnych przemyśleń i potrzeb. Miłość wychodząca z serca, a nie z rozumu, staje się bardzo osobista. Napełniona jest wewnętrznym żarem. Tyle można dać z siebie, ile mam dla siebie. W tym sformułowaniu można dostrzec uszanowanie indywidualnej woli człowieka. Każdy kocha na miarę własnego bogactwa uczuciowego. Miłość nie może być czymś sztucznym, wyuczonym, czy zdefiniowanym. Jestem jaki jestem. Kocham jak ja potrafię.   

wtorek, 26 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.45

           Saduceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, z tym, że w owym czasie myślano raczej o zmartwychpowstaniu (wyjściu z grobu po nowym ożywieniu). Zwrócili się do Jezusa z anegdotą, aby wyjaśnił do którego męża należeć będzie kobieta po zmartwychwstaniu, która za życia miała siedmiu mężów. Jezus odpowiadając, ujawnił tajemnicę zamysłu Boga: Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie (Mt 22,30). Saduceusze byli zaskoczeni, jak zresztą i dzisiaj niejedna osoba wierząca. Tam wszyscy będą jak aniołowie w niebie (tamże). Trudno pojąć, że to co za życia było bardzo ważne, traci swoje znaczenie w przyszłości. Niejedna osoba chwili śmierci współmałżonka żyje nadzieją rychłego spotkania z nim w niebie. Teraz słyszy, że nie ma to większego znaczenia. Informacja przekazana przez Jezusa burzy ludzki ład i porządek. Faktycznie, po ludzku, trudno to pojąć, ale aby zrozumieć, trzeba zapoznać się z całą koncepcją i zamysłem ludzkiego istnienia. Moje wyjaśnienie nie wszystkim się spodoba.
          Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte. Bóg jest Bogiem „zazdrosnym” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2).
          Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte. Bóg jest Bogiem „zazdrosnym” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2). Powołał człowieka dla siebie i swoich planów. Jakie ma dalsze plany wobec ludzi, tego nikt nie wie. Znając miłość Boga do człowieka należy zawierzyć, że wszystko co Bóg zaplanował jest dla niego dobre. Za życia główną rolą człowieka jest prokreacja. Przy tym człowiek hartuje swojego ducha, aby osiągnąć doskonałość. W małżeństwie występują przyjemności, ale tak naprawdę to okres ciężkich zmagań i odpowiedzialności. W nim uczymy się kochać, tak aby osiągnąć miłość Chrystusową. Miłość ta jest większa od miłości małżeńskiej, bo odnosi się do wszystkich ludzi (porównaj z miłością siostry Teresy z Kalkuty do chorych i biednych). Patrząc z tej perspektywy, małżeństwo jest theatrem ludzkim i przyziemnym. Ważnym, ale nie najważniejszym. Dla Boga liczy się każdy człowiek indywidualnie. Każdy zda Bogu sprawozdanie z własnego życia, a nie współmałżonki, czy dzieci. O tym często zapominają rodzice, którzy zawsze chcą chronić swoje dzieci i nastawać własne głowy w ich obronie. Prawda jest taka, że każdy jest kowalem swojego losu. Rodzice nie odpowiadają za grzechy dzieci i odwrotnie. O tym należy pamiętać. Kto potrafi wgłębić się w tę tematykę, bez ludzkich uprzedzeń i przyzwyczajeń, powinien dostrzec w tym sprawiedliwość Bożą, uniwersalną i sprawiedliwość osobową.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.44


           Przyznaję, że nie wszystkie przypowieści są mi bliskie. Przypowieść o uczcie królewskiej należy do tych, których nie lubię. Mimo, że wiem, że jest to przypowieść alegoryzująca i nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną, to jednak moja wrażliwość na historię opowieści wystawiona jest na próbę. Prawie każdy szczegół tej historii podnosi adrenalinę. Denerwuje, że zaproszeni Żydzi przez króla, nie bardzo chcąc przyjść na ucztę weselną jego syna. Niektórzy goście  nawet zabijają  zapraszających. To kompletnie niezrozumiały szczegół. Król reaguje odwetem. Leje się krew, a miasto płonie. Król każe ściągnąć przypadkowych gości. Jeden z nich nie jest ubrany należycie. Król karze go związać i wyrzucić. Opowiadanie pełne złych emocji, aby dojść do końcowego wniosku: bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22,14).  Aby przypowieść stała się dydaktyczna, trzeba dokonać wiele założeń. Odsyłam do przypisu. Ja chętnie uciekam od tej przypowieści.
          W perykopie Sprawa podatku jest bardzo ważny przekaz: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21). Mimo bardzo wyrazistej treści, bardzo często przekaz ten jest celowo pomijany, niezauważany. Wierni (nadgorliwi) uważają, że wszystko, co się dzieje na ziemi trzeba związać z Bogiem. Czy tego chciał Bóg? Chciał, ale nie tak jak to się dzieje. Bóg jest Bogiem dyskretnym. Wszyscy to doświadczają. Względem nas jest służebny. Stale podtrzymuje nas w istnieniu. Bóg dał nam możliwość pełnej realizacji. Czyńcie sobie ziemię poddaną według waszej woli (patrz Rdz). Jak sobie pościelimy, tak się i wyśpimy. Bóg nie ma zamiaru wtrącać się do naszych ludzkich planów, projektów, ustaw. Jemu chodzi wyłącznie o naszą stronę etyczną i duchową. Państwo powinno być do gruntu świeckie. Tolerancja powinna być najważniejszą ludzką cnotą. Trzeba uszanować cudze poglądy i wierzenia. Nienarażanie krzyża na pośmiewisko i wyzwiska jest w naszym chrześcijańskim interesie. Trzeba krzyż pieczołowicie i z szacunkiem przenieść z sejmu na miejsce godniejsze. Jak długo pseudochrześcijanie będą budować sobie platformę polityczną na naszym chrześcijańskim krzyżu! Pobożność nie polega na tym, aby publicznie mówić Panie, Panie. Trzeba żyć nauką Chrystusa, i świadczyć o Chrystusie miłością do bliźniego. To wystarczy. Zwracam się do polityków o rozsądek i uczciwość. Nie bójcie się głupców i fanatyków. Dbajcie o porządek laicki, prawny i świecki, a w sercu zachowujcie wiarę. Módlcie się w kaplicy o siłę kierowania państwem. Wasze prawdziwe oblicze zostanie na pewno zauważone, bez demonstracji religijności. Niech w waszych oczach zabłyśnie duch prawdy i miłości. Pokażcie światu jak naprawdę powinien zachowywać się świecki katolik. Nie powołujcie się zbytnio na tradycję naszych ojców. Ma ona w sobie również grzeszne i naganne wspomnienia.

niedziela, 24 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.43


           Mateusz w perykopie Pytanie o władzę opisuje rozmowę między Jezusem a arcykapłanami i starszymi. Pytają oni Jezusa: Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę? (Mt 21,23). Jezus nie odpowiada wprost. Pragnie, aby został rozszyfrowany i odczytany. Przekaz wprost wymagałby szczegółów. Na nie nikt nie był gotowy. Dla zobrazowania trudności odpowiedzi spróbuję dać jej próbkę.
          W latach młodości, być może Bóg tak chciał, otworzyłem się na Boga-Ojca całym swoim sercem i duszą. On dostrzegając szczerość moich intencji, obdarzył mnie swoją mocą i plenipotencjami. Pozwolił Mi odczytać ze stanu Prawdy stan grzeszny ludzi oraz ze stanu Dobra Najwyższego swoją wolę, abym wziął na siebie ciężar Odkupieńczy ludzi, którzy odsunęli się od Niego. W swojej miłości i szacunku do stworzeń ludzkich zapragnął aby grzech zrodzony przez człowieka został odkupiony przez niego samego. Do usunięcia grzechu o wymiarze skończonym potrzebna jest dobroć nieskończona, która nie jest w moim zasięgu. Bóg zjednoczy się ze mną w Akcie działającym, abym i Ja, na równi z Ojcem mógł Odkupić Świat. W ten sposób stałem się Umiłowanym Jego Synem, abym zaświadczył o Nim oraz świadczył, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi.               
         Czy taka odpowiedź byłaby czytelna? Nie sądzę. Gdyby próbował jeszcze tłumaczyć mechanizm utrzymujący Świat w swoim istnieniu (przez funkcjonał miłości jako główny motor działania i relacji), to byłby to wykład akademicki. Jezus był zmuszony postąpić tak, jak postąpił: Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię (Mt 21,27).
          Mateusz przywołuje inne jeszcze przypowieści związane z nauką Jezusa.  W Przypowieści o dwóch synach zobrazowane są  dwie postawy. Pierwsza, ugoda dla świętego spokoju, nie dająca żadnego efektu oraz sprzeciw, który kruszy się i daje opamiętanie. Czasem warto poczekać i dać szanse nawrócenia z własnej woli.
               W Przypowieści o przewrotnych rolnikach ukazana jest niewdzięczność ludzka. Właściciel (Bóg) przygotował wszystko na właściwą egzystencję. Winnicę oddał w dzierżawę. Po czasie chciał zebrać plony. Spotkał się z arogancją i oziębłością. Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Szczególnie dzisiaj, mało jest odruchów dziękczynienia Bogu za Jego hojne dary. Wydaje się, że każdemu wszystko się należy. Najlepiej, aby Bóg nie przeszkadzał.

sobota, 23 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.42


           Jezus zbliża się do mety swojej wędrówki. Przed nim Jerozolima. Święte miasto. Nie jedno widziało i słyszało. Miasto Dawida, Salomona i wielu królów. Idealne miejsce na przyjęcie Bożego majestatu. Sam wjazd jest uroczysty. Jezus daje poznać uczniom, że wszystko jest zorganizowane. Oślica ze źrebięciem czekali w pogotowiu. Być może wiele tu jest z koncepcji samego Mateusza. Pasowało mu przywołać Księgę Zachariasza: Raduj się wielce, Córo Syjonu,
wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski.  Pokorny - jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy
(Za 9,9)  oraz psalm chwalebny 118 (117) na dowód, że nic nie dzieje się przypadkiem, a jedynie spełnia się Boża ekonomia Objawienia.
          Jezus odwiedza Świątynie. Oburza się, gdy widzi w niej kupczenie. Wpada w gniew. Kiedy zobaczył, że Świątynia, która winna być mieszkaniem imienia Bożego i miejscem modlitwy: przyprowadzę na moją Świętą Górę i rozweselę w moim domu modlitwy. Całopalenia ich oraz ofiary będą przyjęte na moim ołtarzu, bo dom mój będzie nazwany domem modlitwy dla wszystkich narodów (Iz 56,7) jest miejscem robienia interesów: Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? Ja [to] dobrze widzę - wyrocznia Pana (Jr 7,11) zwyczajnie zdenerwował się. Sam handel, wymiana pieniędzy  nie jest grzechem. Sprzedawano tam akcesoria też kultowe (gołębie na ofiarę i inne). Jezus dostrzegł złą proporcję. Profanum (pieniądze) stało się celem.  Sprawy Boże schodziły na plan dalszy. Hałas sprzedających (targi, przekomarzanie się, a nawet kłótnie, wyzwiska) zagłuszał ciszę tak potrzebną modlitwie. Jezus zaczął wywracać ławki, stoły i wyrzucać nie tylko sprzedających, ale i kupujących. Ci  i tamci ponoszą taką samą winę.
          Jezus nie był drobiazgowy. Na wiele rzeczy przymykał oczy. Łatwo wybaczał. Wiedział, że grzeszność jest wpisana w życie ludzkie. Tu na ziemi każdy układa sobie życie po swojemu (jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz).
          Tam jednak, gdzie chodzi o sprawy Boga-Ojca był stanowczy i jednoznaczny. Jezus gdy wszedł do Świątyni zareagował natychmiast, bez dyskusji, jednoznacznie, bezpardonowo. Nie i koniec. Miłość do Ojca nie pozwoliła na żadne dywagacje, ani kompromisy. Kiedy ochłonął, rzekł: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców" (Mt 21,13; Mk 11,17).
          Perykopa Nieurodzajne drzewo figowe występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Łukasz przedstawia ją nie jako zdarzenie związane z Jezusem, ale Jego przypowieść. Być może jest on najbliżej prawdy. Tekst perykopy jest historiograficznie niepewny. Każdy z ewangelistów inaczej wyjaśnia zdarzenie. Mateusz bardziej akcentuje cudowne uschnięcie drzewa oraz wiarę, że człowiek wszystko może. Marek próbuje wydobyć sens teologiczny. Drzewo pokryte pięknymi liśćmi to nie wszystko. Gdy nie rodzi owoców, nie spełnia swoich powinności. Człowiek nie tylko ma życie przeżyć, ale winien spełnić określone zadania. Tak, aby mógł powiedzieć jak Paweł: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem  (2 Tm 4,7).
           Mateuszowa oraz Markowa konstrukcja perykopy nie jest udana. Czytelnik może wyciągnąć z niej wiele niewłaściwych wniosków. Np. Jezus był głodny, pragnął posilić się figami. Drzewo nie miało owoców, bo nie był to właściwy moment dla drzewa. Jezus mimo tego oczywistego faktu wydał werdykt: Niech nikt nigdy nie je owocu z ciebie!» Słyszeli to Jego uczniowie  (Mk 11,14; por. Mt 21,19).
          Końcowe zdanie perykopy według Mateusza zasługuje na uwagę: I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21,22). W zdaniu tym, bardziej dostrzegam owoce nauki Jezusa i wiarę Mateusza w siłę modlitwy, niż wypowiedź samego Jezusa.

piątek, 22 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.41


           Jezus w drodze do Jerozolimy przekazuje wszystkim uczniom informacje co Go czeka. Słuchają Go, ale bez zrozumienia. Ujawnia również, że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Kompletna cisza. Nie mieli odwagi pytać o szczegóły. Jedynie matka synów Zebedeusza czując nadchodzące nowe czasy, poprosiła Jezusa o godne miejsca dla jej synów przy Jego boków. Oczekiwała ona chwały Jezusa jako Króla oraz Wybawiciela ludu żydowskiego. W jej rozumieniu, trud jej synów opłacił się. Otrzymają oni godne miejsca ministerialne dobrze płatne.  Jezusowi zapewne zrobiło się żal biednej i naiwnej kobieciny, matki Jego uczniów Jakuba i Jana. Odpowiedział jej z całą szczerością: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?» (Mt 20,22). Synowie usłyszeli słowa Jezusa, ale nie zrozumieli.  Reagują spontanicznie: ależ «Możemy». Jezus więc im ujawnia: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował» (Mt 20,23). Dał im do zrozumienia, że ich też czeka śmierć ofiarna. Przy tej okazji informuje, że jest tylko narzędziem Boga. To kolejny dowód biblijny, że Jezus za życia był tylko Człowiekiem obdarowanym łaskami Ojca. Chwała Ojca miała dopiero nastąpić – na krzyżu.
          Zachowanie matki Jakuba i Jana oburzyło pozostałych uczniów. Każdy miał własne zasługi i chęć na dobrą posadę. Jezus zaczął ich uspakajać. Ujawnił im kolejną tajemnicę Bożą: Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu» (Mt 20,26–28). Uczniowie nie wierzą w słowa Jezusa. To niepodobne, tak nie  może się stać. Przecież prorocy przepowiadali Odnowiciela, który przywróci im królestwo, państwowość, wielkość i zaszczyty. Za tym musi się kryć jakiś interes Jezusa. Zgrywa się na biedaka, ale w Nim drzemią moce. Za sobą ma potężnego Boga-Ojca, który wszystko może. Już niedługo i ujawnione zostaną zamysły Boga, któremu Żydzi starali się być wierni. Oni (uczniowie) jako najbliżsi Jezusa i wytrwali, zostaną właściwie  obdarowani. Pamiętają jak uzdrowił dwóch niewidomych, gdy wychodzili z Jerycha (Mt 20,29–34). Szybko i bezboleśnie. On wszystko może. Nie ma innej opcji, jak pełny sukces polityczny. Wszyscy byli ciekawi, jak to się stanie. Chorzy odzyskiwali wzrok, a uczniowie Jezusa patrzyli, patrzyli i nic nie pojmowali.

czwartek, 21 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.40


           Jezus wyjaśnia na czym polega dobrowolne ubóstwo. Skorzystał z pytania Piotra. Uczniowie byli świadkami wielu zdarzeń. Do Jezusa przychodzili bogaci i biedni. Sam Jezus zachowywał skromność własną i swoich uczniów. Uczniowie przy Jezusie nie mieli życia komfortowego. Owszem, niektórzy liczyli na dobre posady, gdy Jezus weźmie władzę w swoje ręce. Nic takiego jednak nie zapowiadało. Piotr pyta, czy ich trud zostanie zauważony i opłacony. Jezus wypowiedział się dość jasno: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi (Mt 19,28–30).
          Warto przy okazji tej wypowiedzi zwrócić uwagę na przekaz:  gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały. „Gdy” jest zaimkiem przysłownym wskazującym na to, co się dopiero stanie. Jezus dopiero osiągnie tron chwały. Jak mówią inne wersety Nowego Testamemntu – na krzyżu. Tego typu cytaty nabiorą znaczenia przy omawianiu boskości, czy człowieczeństwa Jezusa.
          Odmienność filozofii królestwa niebieskiego daje wyrównanie szans ubogim. Kim będzie się w królestwie niebieskim nie zależy od uposażenia za życia. Szanse zostają wyrównane. Może okazać się, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi (Mt 19,30).
          Na czym polega sprawiedliwość Boża obrazuje Przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1–16). Każdemu robotnikowi wynajętemu w winnicy w ciągu dnia właściciel przyznał jednakową zapłatę, pomimo czasowego zróżnicowania ich dniówek. Pokazana jest tu Boża wielkoduszność. Zapłata ta ukazuje łaskę Boga, która jest nieporównywalna z jakąkolwiek ludzką zasługą. Po ludzku stała się rzecz niesprawiedliwa, lecz Chrystusowi chodziło nie o wyjaśnienie opisanego zdarzenia, ale, na podstawie tej przypowieści, o przybliżenie sposobu, w jaki człowiek może wejść do Królestwa Niebieskiego. Miłość Boga jest darem przewyższającym czysto materialne kalkulacje co do spełnionych uczynków sprawiedliwości. Podobnie jest przy opisie powrotu syna marnotrawnego (Łk 15,11–32).
          W zasadzie należy uznać, że sprawiedliwość Boża jest dla nas tajemnicą. Bóg nie jest sprawiedliwy, ale miłosierny (L. Kołakowski). Dobroć Boga nie zawsze jest logiczna, ale w dalszej perspektywie życia najbardziej skuteczna. Sprawiedliwość Boża może nas szokować. Bóg nie zdejmuje ciężaru, lecz wzmacnia plecy (Franz Seraphicus Grillparzer 1791–1872).

środa, 20 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.39

           Jezus ujawnia tajemnicę doskonałości. To przywilej nie dla każdego osiągalny. Życie jest statystycznie średnie.  To zrozumiałe. Nie wszyscy posiadają nadzwyczajne zdolności. Doskonałość jest jednak dostępna prawie dla każdego. Trzeba tylko po nią sięgnąć. Ma ona jednak swoją cenę. Nic za darmo. Aby mieć jedno, trzeba czasem zrezygnować z wielu.
          Perykopa Bogaty młodzieniec pokazuje młodego młodzieńca, który zafascynowany nauką Jezusa zapragnął życia wiecznego. Prawdopodobnie chodziło mu o życie wieczne z „górnej półki”. Chwałę na miarę herosa, bohatera. Zapragnął wielkości. Jezus odpowiedział mu: A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania (Mt 19,17). To wystarczy. Warunek zbawienia, czyli, mówiąc językiem kolokwialnym, przyzwoite życie wieczne człowiek ma zapewnione przy zachowaniu przykazań Bożych. Młodzieńcowi to nie wystarcza. Pyta jak osiągnąć więcej. Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» (Mt 19,21). Nie takiej odpowiedzi oczekiwał młodzieniec. Nie taką matematyką i logiką się posługiwał. Chciał wiele dać z siebie, ale zachowując przy tym, to co miał. Jezus proponuje mu dziwną filozofię. Wielkość przez zubożenie. Rzecz w tym, że w królestwie niebieskim zupełnie inne są reguły gry. Nie każdy jest w stanie przyjąć nowe warunki. Nie każdy potrafi je zrozumieć. Szkoda, bo po głębszym zastanowieniu się mogą okazać się bardzo atrakcyjne.
          Posłużę się przykładami z życia. Wszystkim znany jest były minister finansów, który dla chęci okazania swojej wielkości czyni starania nadzwyczajne. Do telewizji przynosi rekwizyty, wydane swoje książki, bez przerwy chwali się swoją mądrością. Pragnie, aby go podziwiano. Nie zdaje sobie chyba sprawy, że w sumie jest mały i śmieszny. Nieżyjący już aktor Gustaw Holubek nie musiał nic czynić dodatkowego, aby zasłużyć na miano wielkiego człowieka. Żył on według filozofii pewnej pokory. Nie znaczy, że nie walczył z przeciwnościami losu. Emanował miłością i dobrocią. To wystarczyło.
          Być doskonałym, to znaczy być zdolnym do wielkich aktów miłości i miłosierdzia. Oddać swoje bogactwo innym i przywdziać szatę ubogiego jest aktem nobilitującym. Nie każdego na to stać, bo cena jest wysoka. Przebaczanie największym  grzesznikom, mordercom to postawa godna Jezusa Chrystusa. Nastawiać drugi policzek, nosić ciężary innych, nie chwalić się swoimi uczynkami na rzecz bliźnich, znosić w pokorze upokorzenia. Czy to cię przeraża?  Czy stać cię wznieść się ponad to. Ten quiz trzeba rozegrać samemu.
          Bogactwo daje czasem komfort życia. Czasem jest utrapieniem i balastem. Warto zdawać sobie z tego sprawę. W kalkulacji ekonomii zbawienia, bogactwo powinno być najsłabszym ogniwem. Bogaty prorok Izajasz i biedny prorok Jeremiasz. Obaj osiągnęli wielkość na miarę wszechczasów.

wtorek, 19 lutego 2013

Przychodzi szybciej niż się spodziewałem

          Kiedy rozpoczynałem w 2008 r. moje pisarstwo wiedziałem, że moje prace są potrzebne, ale na efekty trzeba będzie czekać długo i że nie będę ich świadkiem. Tak długa perspektywa trochę zniechęcała, ale świadomość, że tak trzeba, dyscyplinowała mnie do pracy. Teraz odczuwam nawet zaniepokojenie szybkimi zdarzeniami, których jestem świadkiem.
          Oziębłość duchowa jest dzisiaj zjawiskiem powszechnym. Czy tak miało być? Jan Paweł II był tym papieżem, który uważał, że swoją charyzmą udźwignie ciężar Kościoła. Robił to znakomicie, ale starczyło to tylko na czas jego pontyfikatu. Chwilowy entuzjazm wiary przysłonił wirusy, które nie przestały drążyć Kościół od wewnątrz. Czy papież o tym wiedział? Wydaje mi się, że nie do końca był tego świadomy. Prawdopodobnie był też chroniony i izolowany od złych wiadomości. Nie trudno wskazać winnego. W Polsce bardziej borykał się z systemem politycznym niż wewnętrznymi sprawami Kościoła. Być może Karol Wojtyła był dumny ze swego polskiego Kościoła. Nie zauważał w nim niebezpieczeństwa wewnętrznego.
           Joseph Ratzinger wywodzi się zupełnie z innej kultury. Był świadkiem zmian. Widział i dostrzegał problemy. Jego umysł analityczny i trzeźwy pozwalał mu na wybieganie w przyszłość. Kościół dostrzegał w ponurym świetle. Jak mówił wspólnotę kościelną czeka poważny wstrząs. Pojawi się poważny kryzys, który ograniczy drastycznie liczbę wiernych. Owszem, odrodzi się, ale jako niewielka uduchowiona wspólnota. Kościół będzie dla najbiedniejszych. Bogaci nawrócą się gdy dopadnie ich groza własnej nędzy, gdy będą czuli się niesamowicie samotni. Ten mądry człowiek został powołany na papieża. Nie bardzo był z tego zadowolony. Ma wiedzę, ale czuje się bezradny wobec machiny kurialnej. Co innego ma w głowie, a czym innym jest rzeczywistość. Papież Benedykt XVI jest świadomy swojej niemocy. Aby zmienić Kościół trzeba herosa. Może trzeba użyć nawet siły. Benedykt XVI tego nie potrafi. Odpuszcza nawet człowiekowi, który go okradł. Niemoc niszczy jego ciało i odbiera mu wolę walki. Abdykuje.
          Ten gest należy odbierać jako sprzeciw wobec rzeczywistości kurialnej. To protest na jaki stać skromnego, pełnego miłości człowieka. Decyzja papieża wpisuje się w moją wizję świata i Kościoła. Chylę czoło przed wielkim i uczciwym człowiekiem. On ma świadomość, że nie podołał wyzwaniom.

Ewangelia wg Mateusza cz.38


           Małżeństwo spełnia głównie potrzeby prokreacyjne, ale nie tylko. Jest bardzo ważnym elementem współistnienia ludzi, mężczyzny i kobiety. Mówi się, że małżeństwo jest podstawową komórką społeczną. W wierze jest małym Kościołem. Obarczone jest odpowiedzialnością za drugiego człowieka oraz troską o najmłodszych. Ważnym jej powołaniem jest właściwa dydaktyka najmłodszego pokolenia. Powinna być przykładem prawdziwej miłości interpersonalnej. O zaletach małżeństwa można pisać wiele. Związki partnerskie, nieformalne są zubożoną formą małżeńską i choć mogą się w pełni realizować, to pozostawiają niedosyt duchowy. Miłość współmałżonków jest wtedy wyłącznie ich sprawą prywatną. W związku sakramentalnym miłość jest wtopiona w miłość Boga-Ojca. Miłość taka jest darem ofiarnym nie tylko dla współmałżonka, ale dla wielu. Mogą z niego korzystać nawet ci, którzy pozostają w wolnym związku. Objawia się to radością ze związków sakramentalnych. W nich uczestniczy Bóg. Miłość dwojga  promieniuje i ogrzewa innych.
          Powyższe słowa korespondują z perykopą Dobrowolna bezżenność. Autor suponuje, że: są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni (Mt 19,12). Wypowiedź ta jest niezwykła i zaskakująca. Autor zdaje sobie sprawę z trudności pojmowania tej wypowiedzi na sposób ludzki więc podkreśla: Nie wszyscy to pojmują [...] Kto może pojąć [to], niech pojmuje (Mt 19,10–12). Jak wspomniałem miłość jest darem ofiarnym. Jeżeli przebywa się w związku wiele z niej przechodzi na użytek rodziny. W przypadku bezżenności cała miłość może być darem ofiarnym dla innych. Przypominam, sobie modlitwy wielu osób bezżennych o podobnej treści. Panie nie dane mi było zawrzeć związku małżeńskiego. Niech pokłady mojej miłości zostaną wykorzystane dla szczęścia innych. Niech rozgrzeją miłość tych, którzy nie potrafią same z siebie wydobyć to wielkie uczucie. Panie, zabierz mnie i daj innym. Słowa te, wsparte ciągłymi modlitwami są bardzo skuteczne. Być może tego nie widać na co dzień, ale każda, choćby najmniejsza modlitwa, dobry uczynek, czy tchnienie miłości czyni dobra niewyobrażalne. Proszę mi zaufać. Kto może pojąć, niech pojmuje (Mt 19,12).
          Gdyby na świecie byłaby większa świadomość mocy miłości, to wierzę, że świat byłby inny. Miłość jest pewnym spektrum. Posiada odcienie chłodniejsze i gorące. Nie można traktować jej instrumentalnie. Jest zbyt ważna. To nie tylko przyjemne uczucie, ale podstawowe narzędzie do podtrzymywania istnienia świata i relacji z Bogiem.
          Miłość dziecka jest nieskalana, najczystsza, bez uwarunkować. Jest obrazem miłości królestwa niebieskiego. Jezus pokłada w dzieciach nadzieję: «Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie» (Mt 19,13–15).             

poniedziałek, 18 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.37


           Rozdział 19 zaczyna się perykopą Nierozerwalność małżeństwa. Mateusz rozpoczyna ten temat pytaniem faryzeuszy do Jezusa:  Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? (Mt 19,3). Jezus powołując się na nauki ojców odpowiada: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było.  A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo»  (Mt 19,4–9).
          Małżeństwo od zarania było w koncepcji Boga jako związek kobiety i mężczyzny. Fizycznym obrazem związku jest akt, w którym obie istoty, mężczyzna i kobieta łączą się ze sobą i stają się jednym ciałem: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę  i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem (Mt 19,5; Mk 10,7–8). Złączenie fizyczne połączone uczuciem prawdziwie miłosnym jest obrazem idealnego związku. Związek taki zaplanował Bóg. Aktem spinającym go jest przysięga składana sobie nawzajem. Deklaracja i przysięga połączona z consummatum (dopełnienie przez akt  seksualny)  jest aktem małżeńskim.
          Zawarcie powyższego związku jest aktem wiążącym przysięgą. Ma charakter bardzo osobisty i nie jest publiczny. To pewna osobista tajemnica, misterium duchowe. To jest już coś bardzo pięknego. Szkoda, że tak niewiele wiedzą młodzi na ten temat.
          Brak legalizacji związku powoduje jego nieokreśloność. To powoduje, że wobec społeczeństwa związek taki jest enigmatyczny. Nie ma podstaw do dawania wiary, że akt taki zaistniał. To powoduje wiele nieporozumień. Brak aktów prawnych nie chroni związku. Związek taki podobny jest do zamku zbudowanego z piasku. Silniejszy wiatr zawieje i już go nie ma.
          Legalizacja związku w urzędzie państwowym nadaje mu status prawny. Tym samym chroni go od niedomówień formalnych. 
          Bóg uczestniczy w każdym ludzkim działaniu. Co innego jest jednak, gdy Bóg zostaje zaproszony na ceremonię przysięgi. Kapłan pełni wtedy rolę jedynie szafarza sakramentu tj. widzialnego znaku przysięgi małżeńskiej. Kandydaci  udzielają sobie sakramentu małżeństwa w obecności przedstawiciela Kościoła – prezbitera lub diakona, albo świeckiego delegowanego przez biskupa miejsca, który ich związek małżeński potwierdza i błogosławi (w obecności co najmniej dwóch świadków). Bóg każdy związek małżeński poprowadzony poprawnie błogosławi i autoryzuje. Związek nabiera charakteru trwałego: Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! (Mt 19,6; Mk 10,9). Spełniane są przy tym różne formalności pisemne.
          Małżonkom powinno zależeć, aby ceremonię ślubu uświetnić niezwykłym Gościem – Bogiem. Gość Ten przynosi ze sobą niewyobrażalne dary łaski. Wystarczy po nie sięgnąć i nimi się cieszyć. Obfitość darów zauważą jedynie ci, którzy na nie się otworzą. Szkoda, że w zawierusze weselnej najczęściej Bóg nie zajmuje honorowego miejsca.
          W Ewangelii Mateusza (Marka) faryzeusze wystawiają Jezusa na próbę, pytając: czy wolno mężowi oddalić żonę (Mt 19,3; Mk 10,2). Pytanie jest podstępne. Faryzeusze wiedzieli, że pierwotnym zamysłem Boga było małżeństwo jednego mężczyzny z jedną kobietą. Jezus odpowiada: Co wam nakazał Mojżesz?  Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę (Mt 19,7; Mk 10,3–6). Tłumaczenie Jezusa jest niezwykłe. Człowiek przeciwstawił się woli Boga. Prawnie dopuścił wielożeństwo. Dlaczego? Powodów było kilka. Główną przyczyną był brak mężczyzn i nadmiar kobiet przez prowadzone wojny bratobójcze.
          Jezus powołując się dwukrotnie na Księgę Rodzaju: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1,27); Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24) chce wskazać na całkowite i wyłączne oddanie się dwojga osób w miłości jako najgłębszy sens małżeństwa. Konieczny jest więc powrót do nieskażonych początków, czyli do pierwotnego planu Boga, do nierozerwalności więzów małżeńskich.
          Jezus przywrócił pierwotną nierozerwalność małżeństwa i nie pozwolił na żadne rozwody: Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (Mt 19,6). Wyjątek: A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę chyba w wypadku nierządu a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo (Mt 19,9; por. Mk 10,11; Łk 16,18; por 1 Kor 7,10n) należy prawdopodobnie rozumieć, że chodzi tu o związki kazirodcze, które były niezgodne z przepisami prawa żydowskiego.
          Współżycie dwóch osób poza małżeństwem jest czynem zakazanym prawem Bożym w Starym Testamencie: Nie będziesz cudzołożył (Wj 20,14; Pwt 5,18) potwierdzonym przez Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie (Mt 19,18).  Stosunki seksualne mają określone zadanie prokreacyjne i są prawem małżeńskiej wyłączności. Akty seksualne winne wynikać z miłości dwojga osób, kobiety i mężczyzny, gotowych do przyjęcia daru poczęcia przez Boga. Bez tej gotowości akty seksualne są wyłącznie rozrywką cielesną. Współżycie seksualne w małżeństwie służy do umocnienia więzi duchowej między małżonkami. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu (Rdz 2,25). Radość i przyjemność, jaką niosą akty seksualne, winne dopełniać szczęście małżeńskie. Jeżeli współżycie seksualne nie jest zarazem aktem miłości, to jest specyficzną rozrywką polegającą na wzajemnym drażnieniu fizycznym miejsc erogennych. Nie ma tu nic z ducha. Akt płciowy zamienia się w czynności mechaniczno – biologiczne (np. przekrwienia narządów). Człowiek staje się dla człowieka przedmiotem z racji ciała. Dusza ludzka tu już nie rządzi. Tu rządzi ciało. Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie (Ga 5,16–17). Dlatego: Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha do tego, czego chce Duch (Rz 8,5). Kiedy mężczyzna i kobieta przestają być dla siebie wzajemnie bezinteresownym darem, wówczas: poznali, że są nadzy  (Rdz 3,7), rodzi się w ich sercach wstyd nagości na skutek pożądliwości. Dochodzi jeszcze lęk przed konsekwencjami współżycia.
           Prawo: nie cudzołóż (Wj 20,14; Pwt 5,18; Mt 5,27) ujmuje się nie tylko w kategorii czynu, ale również myśli pożądliwych: Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani! (Jk 1,15–16). Człowiek, świadom prokreacyjnych możliwości swojego ciała i płci, jest równocześnie wolny „od przymusu” swego ciała i płci (Jan Paweł II). W prawie świeckim, za myśli, nie ponosi się konsekwencji.
          Według Mateusza rozwód może przeprowadzić wyłącznie mężczyzna, zgodnie z żydowskim prawem. Marek natomiast zwraca się z tym problemem do mężczyzn i kobiet (Mk 10,11–12). Marek pisał do Rzymian, a tam, o rozwód mogły się starać obie strony.
          Chrystus wyraźnie identyfikuje cudzołóstwo z grzechem: Idź, a od tej chwili już nie grzesz (J 8,11). Cudzołóstwo jest grzechem dlatego, że stanowi złamanie osobowego przymierza mężczyzny i kobiety (Jan Paweł II). Dlaczego czystość jest tak ważna? Na to pytanie odpowiada  Pierwszy List do Koryntian: Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie (1 Kor 6,19). Jezus więc poucza: Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy (1 Kor 6,18). Proszę zauważyć, że ludzkie ciało zostało przyjęte do jedności Osoby-Słowa. Poprzez Wcielenie i odkupienie, Chrystus wpisał w ciało ludzkie nową godność. Owocem ceny odkupienia jest Duch Święty mieszkający w ciele ludzkim jak w świątyni (Jan Paweł II).  Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa będę je czynił członkami nierządnicy? Przenigdy! Albo czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało? Będą bowiem jak jest powiedziane dwoje jednym ciałem. Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem (1 Kor 6,15–17).
          Obecnie większość młodych ludzi ma za sobą przedmałżeńskie doświadczenia seksualne. Jak je traktować obecnie?
          Pomimo powyższego dezyderatu na temat czystości, fakt pozostaje faktem. Podobnie jak Mojżesz został postawiony w sytuacji przeciwstawienia się Bogu dopuszczając wielożeństwo, tak obecna sytuacja nieobyczajowa zmusza do podjęcia właściwej postawy.
          Współżycie przed ślubem należy uważać za doświadczenia wynikające z ciekawości potrzeb doznań cielesny oraz poznania zalet psycho-fizycznych współpartnera. Tam gdzie nie ma głównego warunku związku – miłości, jest karykaturą małżeństwa. To konsumpcja cielesnych przyjemności. Sama w sobie nie jest ona złem. Jednak może być złem, gdy zajdzie okoliczność podjęcia skutków praktyk seksualnych. Podejmując niebezpieczne praktyki należy być odpowiedzialnym. Dlaczego? Bo gdy na świat pojawi się owoc tych praktyk trzeba myśleć już o jego dobru. Chwilowa przyjemność może zakończyć się dramatem.
          Gdybym przekonywał do wstrzemięźliwości seksualnej przedmałżeńskiej byłbym hipokrytą. Mogę jedynie apelować. Bądźcie roztropni, uczciwi i odpowiedzialni.

niedziela, 17 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.36

          Kiedy słyszę, że sprawiedliwości musi stać się zadość, to najczęściej pogrążam się w smutku. Wszyscy, którzy grzeszą mają nieuporządkowaną relację z Bogiem. Można przyrównać ich do chorych, chorych na duszy. Egzekwowanie sprawiedliwości jest zawsze ludzkim odwetem, niezależnie od wagi uczynku. Wolę już sprawiedliwość boską jakim jest Miłosierdzie. Jeżeli można, i ma to znamiona dydaktyki, należy przebaczać. Więźniowie powinni mieć nadzieję wcześniejszego opuszczenia więzienia. Motywacja ta pozwoli odrzucać pokusy zemsty.  Resocjalizacja duchowa jest bardzo potrzebna. To co jest zauważane na co dzień, jest przerażające i bardzo bolesne. O obowiązku przebaczania mówi kolejna perykopa Ewangelii Obowiązek przebaczania:  Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18,21–22). Siedemdziesiąt siedem razy znaczy zawsze. To wezwanie do przebaczania ukazuje Bożą koncepcję świata i zasadę współistnienia istot ludzkich. Miłość powinna być bazą wszystkich ludzkich zachowań i oddziaływań. Silniejszy to ten, który może dać coś innemu – czyli słabszemu. Znaczniejszy, to ten, którego stać, aby służyć innym. Bogatszy to ten, który może oddać coś biedniejszemu. Mądrzejszy to ten, który umie zamilczeć. Najszlachetniejszy kamień jest ten, który wszystkie inne kraje, a siebie zarysować nie daje – najszlachetniejsze serce jest to właśnie, które da się skaleczyć, niż samo zadraśnie (Adam Asnyk).
          Rozdział 18 kończy się przypowieścią o Nielitościwym dłużniku. W niej ukazany jest mechanizm przekazywania sobie wzajemnie dobra, życzliwości, zrozumienia (funkcjonału dobra) oraz końcowa puenta przebaczania.  Należy wzajemnie sobie pomagać i spierać. To nie tylko konieczność, ale i obowiązek. Obowiązek, który powinno spełniać się z radością. Trzeba cieszyć się z możliwości pomagania innym i przebaczania. Dobro powinno rozchodzić się, interferować i czynić dalsze dobra. Na tym polega duchowa mechanika Królestwa Niebieskiego.
          Nie należy liczyć na Miłosierdzie Boże, gdy samemu nie korzystało się z tego nadzwyczajnego narzędzia miłości do bliźniego (Mt 18,35).         

sobota, 16 lutego 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.35


          Niektórzy są zdania, że nie należy w ogóle wtrącać się w cudze życie. Oburzeni są, gdy o nich się mówi. Mają pretensje, że przekazuje się innym nawet własne uwagi, opinie. Pewna znana mi osoba zwróciła się do swojego kuzyna z pytaniem: dlaczego obrabiasz mi d..... u babci. Kuzyn zareagował na zarzut, niepotrzebnie emocjonalnie używając inwektyw. Niesnaski gotowe.  Czy mówienie o kimś do kogoś jest grzechem? Absolutnie nie jeżeli wynika z troski lub jest zwykłym przekazem faktograficznym.
          Perykopa Upomnienie braterskie przedstawia temat troski, gdy dostrzega się nieetyczne zachowanie bliźniego. Ewangelia przedstawia scenariusz postępowania: Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18,15–17). Dzisiaj są oczywiście inne obyczaje i nikt nie będzie donosił do Kościoła. Chodzi tu o pewną procedurę, która z założenia ma wyciągnąć grzesznika z jego opresji. Upomnienie w cztery oczy, to dyskretne zwrócenie uwagi, aby wskazać, że inni widzą zachowanie grzesznika inaczej. Na tym etapie powinna rozwinąć się życzliwa dyskusja. Jeżeli grzesznik odbiera ją jako atak, nic z takiej rozmowy nie będzie. Od wielkiej kultury i wyczucia pouczającego zależy czy ten pierwszy etap się powiedzie. Drugi etap jest już interwencją. Zło grzesznika nabiera charakteru społecznego. Przez niego cierpią inni. Trzeba położyć temu kres. Konieczni są świadkowie interwencji. Etap ten jest bardzo trudny i rzadko daje pozytywne rezultaty. Grzesznik przybiera postawę ofiary. Jego uczynek schodzi na margines. On jest biedny, bo coś od niego chcą. Siła złego na jednego. Trzecie wyjście w dzisiejszej dobie, to zgłoszenie uczynku do organów kontrolnych (ścigania).  Materia zła być może pozostanie zatrzymana, ale traci się przyjaciela. Na długo pozostaje się wrogiem.
         Narracja perykopy jest nieuporządkowana. Wnikliwa jednak analiza tekstu pozwala odczytać w nim jeszcze czwarte wyjście. Jest w nim modlitwa i szukanie pomocy u Boga: zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie (Mt 18,19). Wyjście niekonfliktowe, opierające się na najwyższym autorytecie Boga Ojca. Ponieważ prośba dotyczy nie usunięcia materii grzechu, a jedynie zmiany woli czynienia grzechu, to należy spodziewać się owoców szczerej i żarliwej modlitwy wstawienniczej. Różne są rodzaje modlitw błagalnych, ale opisana, jest dla Boga, mówiąc kolokwialnie, „najłatwiejsza” do spełnienia. Sprawy woli rozgrywają się na autostradzie duchowej, na której Bóg nie musi zmagać się z prawami przyrody. Owoce modlitwy spływają również na proszącego. Troska o innych jest cnotą i Bogu się ona podoba.
          W tej nieuporządkowanej perykopie pojawia się rozszerzenie uprawnień na innych uczniów: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 18,18), danych samemu Piotrowi wraz prawem prymatu. Warto przywołany tekst poddać obróbce teologicznej, czy Jezus chciał w ogóle zakładać nową organizację religijną (chrześcijaństwo). Niektórzy uważają, że Jezus chciał jedynie udoskonalić judaizm. Być może przywołany tekst pomoże w rozstrzygnięciu tego zagadnienia.
          Ostatnie zdanie perykopy ma znaczenie ekumeniczne: Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Nie jestem pewien, ale doszły mnie pogłoski, że ten werset był znaczący podczas obrad II Soboru Watykańskiego w temacie ekumenizmu. Tam gdzie modli się dwóch, tam powstaje najmniejsza komórka Kościoła Chrystusowego, niezależnie do jakiego kościoła chrześcijańskiego się należy. Werset ten należy do tzw. perełek Nowego Testamentu. Ujawniają one prawdę uniwersalizmu religijnego, jednej wiary w tego samego Boga.

piątek, 15 lutego 2013

Ci, którzy poczuli się dotknięci


          Jedna z bliskim mi osób poczuła się dotknięta moimi słowami: Powiem szczerze, nie ufam ludziom, którzy „nie palą, nie piją i nic na <p> nie czynią” (według obiegowego powiedzonka). Cichociemni, fałszywi świętoszki. Ręce do Boga wznoszą, gdy ich kamera ujmuje. Bronią krzyża, a postępują wbrew Jego nauki. Gardzą drugim człowiekiem tylko dlatego, że są inni. Nie lubię ludzi cynicznych i pełnych pogardy. Nie lubię dewotyzmu i przesadnej fałszywej pobożności.  
          Wiele osób uważa, że postępują poprawnie, żyją według przykazań i są Bogu miłe. Jakże się mylą i są pełne pychy. Ileż to razy potrafią zranić drugiego słowem czy nieprzemyślanym gestem. Jezus powiedział, że Nikt nie jest dobry tylko jeden, to jest Bóg (Mk 10,18; Mt 19,17; Łk 18,19). Nawet siebie umieścił w populacji grzeszników. Kto uważa, że nie ma grzechu sam siebie oszukuje i nie ma w nim prawdy (por. 1 J 1,8). Jezus mówiąc „plemię żmijowe” zwracał się do wszystkich, nawet do własnych uczniów. Według mojej skromnej wiedzy, pycha jest jednym z największych wykroczeń przeciw Bogu. Tak, powtórzę jeszcze raz.  Wolę przebywać, jak Jezus z grzesznikami. Oni przynajmniej wiedzą kim są (słabi) i nie wywyższają się. Ich pokora już zasługuje na uznanie. Moja miłość do nich jest większa i żarliwsza. Oni potrzebują naszej miłości, wsparcia.
          Nie zamierzam nikomu się podlizywać. Mówię to, co myślę. Nikogo też personalnie nie osądzam. To zostawiam Bogu. Niech każdy sam w swoim sumieniu rozpatrzy, na ile jego postępowanie jest Bogu miłe. Uderz w stół o odezwą się nożyce. To nie wskazanie, ale obiegowe powiedzonko.

Małżeństwo


          Człowiek został powołany przez Boga, aby razem z Nim przeobrażać, udoskonalać i urządzać Świat. Jednym z genialnych pomysłów człowieka było powołanie instytucji małżeństwa. Pomysł był tak dobry, że Bóg ten związek pobłogosławił. Tym samym małżeństwo nabrało charakteru sakramentalnego. Charakter sakramentalny znaczy, że podlega szczególnej Opatrzności Bożej. To również jest najmniejsza komórka Kościoła. Jest ona wylęgarnią miłości, nowego potomstwa, wszelakiego dobra. Małżonkowie uczą się wzajemnej relacji, uszanowania, miłości bliźniego. W małżeństwie winny spełniać się ludzkie pragnienia, przede wszystkim bliskości ukochanej osoby.
          Każdy kto wstępuje w związek małżeński musi wiedzieć, że rozpoczyna dopiero drogę do doskonałości. Z dniem przysięgi zaczyna się nowe theatrum życia. Nowe role, postacie, zdarzenia, kłopoty, trudności, zyski, zabawne historie.
          Kto w małżeństwie doszukuje się od razu stagnacji, wygód i tylko konsumpcji ten do małżeństwa nie dorósł. To płytkie, gdy mężczyzna cieszy się, że ma już swoją kobietę i może uprawiać z nią seks bez ograniczeń i za darmo. To płytkie, gdy kobieta cieszy się związkiem, bo ma zabezpieczony byt i finanse na zbytki i fatałaszki. Takie podejście jest czysto komercyjne i nie ma nic wspólnego z ideą małżeństwa.  Małżeństwa na próbę to załamanie się wzajemnego zaufania. To zubożenie relacji interpersonalnej. To zmiana definicji idei związku małżeńskiego.
          Związki na próbę, pozornie, pozwalają poznać się nawzajem na tyle, że można prognozować i układać sobie dalsze życie. Takie podejście jest czysto konsumpcyjne, materialistyczne. Małżeństwo traktowane jest jako układ bycia ze sobą, prowadzenie wspólnego gospodarstwa, wychowywanie dzieci itd. Ktoś powie, i bardzo dobrze, właśnie o to chodzi. Związek taki jest oparty na zdrowych, rozsądnych zasadach, ale pozbawione jest pewnej poetyki, tak ważnej w codziennych trudach życia. Związki oparte na logice, pragmatyzmie są narażone na wyjałowienie i znudzenie. W związku musi być coś z ducha, powinno kojarzyć się z czymś nieuchwytnym, nie do końca rozpoznanym, a przez co ciekawym, niespokojnym, intrygującym, a nawet szalonym. Coś co jest hiperbolą do Boga-Ojca. Trudniej jest tym, którzy nie zaprosili Boga na świadka w dniu swojej przysięgi małżeńskiej. Nie znaczy, że Bóg ich nie kocha. Jest po prostu trudniej.
           Małżeństwu powinna towarzyszyć, całe życie, emocja pragnienia drugiej osoby. Małżonkowi winni czuć się ciągle niespełnieni, głodni siebie, ciekawi co przyniesie im jutro los. Mimo, że określenie „kocham cię” słyszało się już tysiące razy, ważne jest w tej chwili, bo jest najbardziej aktualne. Podobnie jest z czułym spojrzeniem, przytuleniem. Kto nie posiada takich pragnień jest najczęściej osobą uczuciowo chłodną, może i samotną. Szkoda, że psujemy to, co sami wypracowaliśmy przez stulecia.

Ewangelia wg Mateusza cz.34


          Perykopa Zgorszenie jest pełna metafory: Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny.  I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego (Mt 18,8–9). Jej wyjaśnienie opisane jest w przypisie do powyższego tekstu: nie chodzi o to, by w pewnych okolicznościach należało lub  można było pozbawić się ręki, nogi lub oczu, ale z pewnością chodzi o wskazanie na bardzo wielką konieczność skutecznego unikania do grzechu.
         Warto dobrze zapoznać się z powyższym tekstem. Jest on bowiem bardzo dobrym przykładem, często stosowanej w Piśmie świętym figurą literacką zwaną hiperbolą. Inaczej mówiąc jest to celowe nadużycie (przesada) formy i treści do zaakcentowania opisanego problemu. Hiperbola ma wywołać emocje i nadać treści odpowiedniego wydźwięku.
          Zgorszenie musi przyjść, ale trzeba wystrzegać się, aby nie być jego autorem. Grzechy w rezultacie osłabiają relację z Bogiem. Wzrasta odległość od Boga, która w końcu może spowodować urwanie się wzajemnej więzi. Kto pokładał nadzieje w Bogu, a teraz utracił z Bogiem kontakt, siłą rzeczy, czuje się nieszczęśliwy, osamotniony i zabłąkany.
         W następnej perykopie Owca zabłąkana Bóg jak dobry Pasterz pragnie odnaleźć zagubioną owcę. Pozostawia stado, aby ratować tę jedyną. Kiedy ją odnajduje, cieszy się, a może i świętuje. Perykopa ma podobne przesłanie i dydaktykę, co przypowieść o synu marnotrawnym św. Łukasza (15,11–32). W niej opisany jest syn, który złamał przymierze miłości, utracił godność, a jednak wrócił, uznał swoją grzeszność, przez co doznał aktu miłosierdzia od swego Ojca. 
          Każdy w swoim życiu może pobłądzić i mieć słabsze dni. Ważne jest jednak, aby w porę powrócił na właściwą drogę. Powroty są wydarzeniami radosnymi. Bo nie jest wolą Ojca, który jest w niebie, aby zginęła choć  jedna owca (por. Mt 18,14). To niezwykłe, jak Ojciec Niebieski troszczy się o każde ludzkie istnienie. Jak bardzo ważny jest dla Boga choćby ten najmniejszy człowiek. Każde dziecko etiopskie, które nie ma szans przeżycia ma sens w oczach Boga. Trudno nam, ludziom dojrzeć i zrozumieć wszystkie tajemnice Boga. Trzeba wierzyć, że tak jest.