Dlaczego niektórzy
wielcy uczeni byli ateistami lub agnostykami? Mam na myśli Nielsa Bohra, Karola
Darina, Alberta Einsteina, Zygmunta Freuda (wojującego ateistę) i innych. Uczeni ci
z pewnością zbliżyli się do praw egzystencjalnych. Dotykali umysłem tajniki
przyrody i życia. Czy zabrakło im świadomości, czy nie znali zasady przyczynowości?
Czy wierzyli w wieczność materii? Z kolei mnie nie chce się wierzyć, że byli
tak nierozumni. Istnienie Stwórcy ujawnia się w Jego dziełach stworzenia. Dla
mnie istnienie Boga jest faktem oczywistym. Pozostaje wiedzą. Czy można wysnuć
wniosek, że jestem od nich mądrzejszy? Uchowaj boże. Tak daleko moja pycha nie
sięga. Myślę, że przyznawanie się do ateizmu jest rodzajem kokieterii i
pokazanie swojej odrębności, indywidualizmu, znakiem sprzeciwu. To rodzaj
pretensji do Boga, że Świat nie jest na miarę oczekiwań. W podświadomości
kiełkuje myśl – ja bym Świat lepiej zorganizował.
To co umyka światłym
uczonym to niezrozumienie zasadniczej koncepcji Stwórcy. Bóg stworzył
Świat, który człowiek powinien udoskonalać. Tym zadaniem Stwórca dowartościował człowieka. Powierzył mu zadanie na miarę
boskich oczekiwań. Tym ujawnił, kim jest dar wolności. Nie wszyscy to
rozumieją. Wolna wola jest boskim przymiotem. Dowodem na przytoczone słowa jest
"kariera" wielkiego Człowieka Jezusa Chrystusa. On został wywyższony
do roli Aktu działającego. Jest złączony z wolą Ojca i razem panują nad
Światem. Każdy człowiek może osiągnąć boską godność. Ta prawda została zapisana
z Piśmie Świętym: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój
obraz, na obraz Boży go stworzył "
(Rdz 1,27) Co nam jeszcze potrzeba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz