Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 czerwca 2014

Kochajcie nieprzyjaciół waszych


          Moi czytelnicy z pewnością zauważyli, że niewiele piszę tekstów o tematyce moralnej. Dlaczego? Bo jest to bardzo trudna dziedzina, a osiągane wnioski niejednoznaczne. Postępowanie człowieka zależy od bardzo wielu czynników i bodźców. Zachowania są efektem działania umysłu, które dla postronnych jest niedostępne. Trudno jest wyjaśnić dlaczego w danym przypadku człowiek postąpił tak, czy siak. Wiele postępków grzesznych  czyni się też ze strachu, niemocy, czy ze słabości.   Nawet jeżeli sprawcy próbują opisywać swoje własne zachowania, to są to już przekazy zniekształcone, w tym brakiem odpowiednich słów. Ponieważ jestem zwolennikiem teorii, że więcej w człowieku jest dobra niż zła, należy jednostki błądzące otaczać naszą troską i miłością (jak syna marnotrawnego). Należy wychowywać grzeszników przez okazywanie im miłości, dobra, a nie siły. Miłość niejednokrotnie neutralizuje złe emocje.

          A wam, którzy Mnie słuchacie, mówię: Kochajcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą (Łk 6,27). Przykazanie miłości swoich nieprzyjaciół jest szczytowym osiągnięciem etyki chrześcijańskiej. To górny pułap relacji międzyludzkiej, do którego należy się odnosić. Przykazanie to stawia religię chrześcijańską na pierwszym miejscu wśród żywych religii. To argument, który zachęca mnie do tej religii.

          Spowiedź konfesyjna jest pewną terapią duchową, która uruchamia w człowieku samokrytykę i uzdalnia wolę do lepszego życia. Wielu osobom spowiedź bardzo pomaga. Spowiedź uszna ma swoich przeciwników. Do przeciwników i ja się zaliczam. Moja niechętna postawa oparta jest przede wszystkim na własnych przykrych doświadczeniach. Nie pamiętam, abym czuł komfort psychiczny po spowiedzi. Dlaczego? Bo najczęściej po spowiedzi zdawałem sobie sprawę z ilu jeszcze grzechów nie wyspowiadałem się. Czułem się jeszcze większym grzesznikiem. Tak więc każdej spowiedzi towarzyszył mi gniew na samego siebie. Dzisiaj, gdy przypominam sobie ich przebieg, to bardzo nisko oceniam fachowość spowiedników, nietrafność ich ocen, nie mówiąc o nadużyciach. Dzisiaj uważam spowiedź uszną za czynność bardzo niesmaczną, wręcz nieetyczną. Bóg nie potrzebuje pośredników. Wystarczy własna rozmowa z Bogiem (pogląd protestancki). Katolickie podłoże teologiczne jest mocno naciągane. Bóg nikogo nie karze, a grzeszników otacza swoją miłością. U Boga nie ma pojęcia kary. Jezus powiedział do Magdaleny: I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd nie grzesz więcej (J 8,11).  Nie powiedział: odpuszczam ci twoje winy, ale po prostu, idź i nie grzesz więcej.  Grzechy ludzkie wyrządziły już zło. Chodzi o to, aby dać kres dalszej ekspiacji zła. Miłość Boga powinna wzbudzić u grzesznika wstyd i chęć naprawy zła. W efekcie końcowym,  zło powinno zamienić się w dobro.

          Pojęcia winy i kary sugerują odwet i zemstę. Tak dzieje się na niwie świeckiej. Za nieprawy uczynek idzie się do więzienia. Gdyby się tak zastanowić, to nie ma w tym żadnego sensu. To środek zastępczy, nieadekwatny do popełnionych czynów. Więzienie jeszcze bardziej deprawuje człowieka, bo wyzwala w nim chęć kolejnego odwetu. Kara więzienia jest jedynie profilaktyką i ma jedynie odstraszać od czynności karnych. Sama w sobie jest prymitywna i śmieszna. Rozumiem też, że nie ma innej dobrej prawnej alternatywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz