Moi
czytelnicy z pewnością zauważyli, że niewiele piszę tekstów o tematyce
moralnej. Dlaczego? Bo jest to bardzo trudna dziedzina, a osiągane wnioski
niejednoznaczne. Postępowanie człowieka zależy od bardzo wielu czynników i
bodźców. Zachowania są efektem działania umysłu, które dla postronnych jest
niedostępne. Trudno jest wyjaśnić dlaczego w danym przypadku człowiek postąpił
tak, czy siak. Wiele postępków grzesznych
czyni się też ze strachu, niemocy, czy ze słabości. Nawet jeżeli sprawcy próbują opisywać swoje
własne zachowania, to są to już przekazy zniekształcone, w tym brakiem
odpowiednich słów. Ponieważ jestem zwolennikiem teorii, że więcej w człowieku
jest dobra niż zła, należy jednostki błądzące otaczać naszą troską i miłością
(jak syna marnotrawnego). Należy wychowywać grzeszników przez okazywanie im miłości,
dobra, a nie siły. Miłość niejednokrotnie neutralizuje złe emocje.
A wam, którzy Mnie słuchacie, mówię: Kochajcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze
tym, którzy was nienawidzą (Łk 6,27). Przykazanie miłości swoich
nieprzyjaciół jest szczytowym osiągnięciem etyki chrześcijańskiej. To górny
pułap relacji międzyludzkiej, do którego należy się odnosić. Przykazanie to
stawia religię chrześcijańską na pierwszym miejscu wśród żywych religii. To
argument, który zachęca mnie do tej religii.
Spowiedź konfesyjna jest pewną terapią
duchową, która uruchamia w człowieku samokrytykę i uzdalnia wolę do lepszego
życia. Wielu osobom spowiedź bardzo pomaga. Spowiedź uszna ma swoich
przeciwników. Do przeciwników i ja się zaliczam. Moja niechętna postawa oparta
jest przede wszystkim na własnych przykrych doświadczeniach. Nie pamiętam, abym
czuł komfort psychiczny po spowiedzi. Dlaczego? Bo najczęściej po spowiedzi
zdawałem sobie sprawę z ilu jeszcze grzechów nie wyspowiadałem się. Czułem się
jeszcze większym grzesznikiem. Tak więc każdej spowiedzi towarzyszył mi gniew
na samego siebie. Dzisiaj, gdy przypominam sobie ich przebieg, to bardzo nisko
oceniam fachowość spowiedników, nietrafność ich ocen, nie mówiąc o nadużyciach.
Dzisiaj uważam spowiedź uszną za czynność bardzo niesmaczną, wręcz nieetyczną.
Bóg nie potrzebuje pośredników. Wystarczy własna rozmowa z Bogiem (pogląd
protestancki). Katolickie podłoże teologiczne jest mocno naciągane. Bóg nikogo
nie karze, a grzeszników otacza swoją miłością. U Boga nie ma pojęcia kary.
Jezus powiedział do Magdaleny: I Ja ciebie nie
potępiam. Idź i odtąd nie
grzesz więcej (J
8,11). Nie powiedział:
odpuszczam ci twoje winy, ale po prostu, idź i nie grzesz więcej. Grzechy ludzkie wyrządziły już zło. Chodzi o
to, aby dać kres dalszej ekspiacji zła. Miłość Boga powinna wzbudzić u
grzesznika wstyd i chęć naprawy zła. W efekcie końcowym, zło powinno zamienić się w dobro.
Pojęcia
winy i kary sugerują odwet i zemstę. Tak dzieje się na niwie
świeckiej. Za nieprawy uczynek idzie się do więzienia. Gdyby się tak
zastanowić, to nie ma w tym żadnego sensu. To środek zastępczy, nieadekwatny do
popełnionych czynów. Więzienie jeszcze bardziej deprawuje człowieka, bo wyzwala
w nim chęć kolejnego odwetu. Kara więzienia jest jedynie profilaktyką i ma
jedynie odstraszać od czynności karnych. Sama w sobie jest prymitywna i
śmieszna. Rozumiem też, że nie ma innej dobrej prawnej alternatywy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz