Opis spotkania Jezusa z kobietą kananejską (Syrofenicjanką) jest zaskakujący gdy odbiera się go dosłownie. Jezus okazuje kobiecie chłód, bo nie należy do domu Izraela. Na prośbę uzdrowienia jej córki odpowiada niegrzecznie: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom» (Mk 7,27; Mt 15,26). Aby ta ocena była słuszna trzeba by było prześledzić tłumaczenia z języka aramejskiego na grecki i z greckiego na polski. Tłumaczenia nie zawsze oddaje prawdziwy sens tekstu pierwotnego. Kobieta niezrażona Jego grubiańską uwagą mówi: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci» (Mk 7,28). Jezusowi podobają się słowa kobiety i rzecze: «Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę» (Mk 7,29). Jak pisze Marek: Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł (Mk 7,30). Jezus pokazuje swój uniwersalizm. Każdy kto otworzy się na Niego i obdarzy Go wiarą zasługuje na Jego wsparcie (łaskę).
Czy każdy może liczyć na pomoc Jezusa? Perykopa Uzdrowienie głuchoniemego (Mk 7,31–37) ukazuje uzdrowienie skomplikowanego przypadku dolegliwości. Jezus musiał dokonać szczególnych zabiegów, aby uzdrowić chorego: włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha». To znaczy: Otwórz się (Mk 7,33–34). Jak widać wspierał się modlitwą (spojrzawszy w niebo, westchnął) do Ojca. Jezus uzdrowił chorego, ale gdyby przypadek byłby jeszcze bardziej skomplikowany? Dla Stwórcy Świata nie może być nic niemożliwego. Aby jednak mógł zdarzyć się cud muszą być spełnione odpowiednie warunki. Jeżeli chodzi o uzdrowienia to konieczna jest wiara. Splot wydarzeń musi być sprzyjający z porządku logicznego i oczywiście musi być wola Ojca. Co do Jego woli to należy wierzyć, że Bóg pragnie pomóc wszystkim tym, którzy o to proszą. Muszą być jedynie spełnione odpowiednie warunki.
Czy nie nadużywane są prośby do Boga? Oczywiście, że tak. Bóg jest proszony o wszystko, w tym błahe rzeczy. Czy to dobrze? Bs. Karol Wojtyła miał takie rozterki przez jakiś czas (gdy wykładał na KUL). Nie chciał Bogu „głowy zawracać” drobiazgami. Dość szybko zmienił zdanie. Uznał, że proszenie jest pewną formą pokory. Z drugiej strony czyni radość wzajemnej potrzeby, relacji miłości między Ojcem a dziećmi. Bóg pragnie, aby człowiek coś chciał od Niego. Jezus prosi, bo Sam chce dawać (św. Augustyn): Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, pukajcie, a zostanie wam otworzone (Mt 7,7).
Dobrze jest prosząc, coś ofiarowywać od siebie. Biorca jest wtedy również dawcą. Taki ekonomiczny układ równowagi wzajemnych darów zwiększa powagę relacji. Zawsze to podnosi człowieka do godności dziedzica. Ojciec daje z miłości, człowiek tę miłość odwzajemnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz