Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 sierpnia 2014

Miłość bliźniego


         Ktoś powie. To tylko słowa. Ludzie są sobie nieufni. Tak naprawdę jeden boi się drugiego. Więcej można spodziewać się przykrości od drugiego, niż bratniej miłości. Dlaczego tak jest? Winą za ten stan jest ludzki egoizm. Ocena świata według własnej perspektywy: bo ludzie to powinni to i tamto. Jeżeli myślą i robią inaczej, to są głupi. Z głupimi lepiej się nie zadawać. I tak człowiek odsuwa się od brata. Sam pozostaje samotny. Cierpi i wini za to innych. Taki scenariusz relacji interpersonalnych jest nagminny. Brak szacunku i miłości do braci prowadzą do potyczek, walk i wojen. Ludzie sami szykują sobie taki los. Winą obarczają Stwórcę, bo jeszcze do Niego kierowali modlitwy, ale bez widocznych skutków.

          Aby coś zmienić, trzeba dojrzeć do zmian. Zobaczyć, że taka droga prowadzi do nikąd. Nie można być w stale w stanie wojny. To nuży i męczy, nawet jeżeli wygrywa się z sąsiadami. Wewnętrzny głos może sam wyrwać się z własnego zagłuszenia. Niekiedy przychodzi wręcz potrzeba pojednania. Gdzieś głęboko mamy zaszytą naturę boską. Ona domaga się zaspokojenia w dobru.

          Warto nie zniweczyć takiego momentu. Otwarcie się na drugiego człowieka powoduje często ogromną wewnętrzną radość. Nie wiedzieć czemu, ale robi się miło. Euforia dobra może czasem przybrać karykaturalne zachowania. Też nie dobrze. Druga strona może nieufnie odbierać przypływ naszych pozytywnych zachowań.

          Rozwaga podpowiada zmianę pełzającą. Niech nasza dobroć będzie zwyczajnością i normalnością. Ot, po prostu, nie robię nikomu przykrości ani słowem, ani czynem. Być życzliwym to już jest wielka rzecz. Trzeba sobie powiedzieć, że od teraz nie będę ranić nikogo. Zachowam w milczeniu krytyczne uwagi, pouczenia. Niech każdy żyje własnym życiem, tak jak jemu się podoba. Kto potrafi utrzymać ten pierwszy stopień dobrej relacji może spróbować wkroczyć na drugi stopień dobroci. Trzeba przyjrzeć się w koło i dostrzec, czego braciom i siostrom brakuje. Czy można im jakoś pomóc? Jeżeli tak, to bardzo dyskretnie, ot tak z biegu można czynić dobre uczynki. Mimo woli być dobrym. To powoduje przychylność ludzką, a to już jest wielka zapłata. Dobre spojrzenie jest więcej warte, niż niejeden grosz. Kiedy ktoś mówi od serca: on jest dobrym człowiekiem, to można się już czuć medalistą dobrych zawodów.

          Niewielu potrafi dawać drugiemu, odejmując sobie. To są już akty miłości, i o takich aktach mówił Jezus: abyście się wzajemnie miłowali (J 13,34). Taka postawa jest z zamysłu Stwórcy. Dobro jest funkcjonałem, które przyczynia się do dalszej inicjacji dobra. To już nie jest egzystencja, lecz życie w pełni tego słowa znaczeniu. To realizacja Bożego planu. To dla Stwórcy największe dziękczynienie, gdy człowiek upodabnia się do swego Ojca, który jest w niebie. Spieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą (ks. Jan Twardowski). Spieszmy się pokazać Bogu, że Jego zamysł się realizuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz