Ktoś
powie. To tylko słowa. Ludzie są sobie nieufni. Tak naprawdę jeden boi się
drugiego. Więcej można spodziewać się przykrości od drugiego, niż bratniej
miłości. Dlaczego tak jest? Winą za ten stan jest ludzki egoizm. Ocena świata
według własnej perspektywy: bo ludzie to powinni to i tamto. Jeżeli
myślą i robią inaczej, to są głupi. Z głupimi lepiej się nie zadawać. I tak
człowiek odsuwa się od brata. Sam pozostaje samotny. Cierpi i wini za to
innych. Taki scenariusz relacji interpersonalnych jest nagminny. Brak szacunku
i miłości do braci prowadzą do potyczek, walk i wojen. Ludzie sami szykują
sobie taki los. Winą obarczają Stwórcę, bo jeszcze do Niego kierowali modlitwy,
ale bez widocznych skutków.
Aby
coś zmienić, trzeba dojrzeć do zmian. Zobaczyć, że taka droga prowadzi do
nikąd. Nie można być w stale w stanie wojny. To nuży i męczy, nawet jeżeli
wygrywa się z sąsiadami. Wewnętrzny głos może sam wyrwać się z własnego
zagłuszenia. Niekiedy przychodzi wręcz potrzeba pojednania. Gdzieś głęboko mamy
zaszytą naturę boską. Ona domaga się zaspokojenia w dobru.
Warto nie zniweczyć takiego momentu. Otwarcie się na drugiego człowieka
powoduje często ogromną wewnętrzną radość. Nie wiedzieć czemu, ale robi się
miło. Euforia dobra może czasem przybrać karykaturalne zachowania. Też nie
dobrze. Druga strona może nieufnie odbierać przypływ naszych pozytywnych
zachowań.
Rozwaga podpowiada zmianę pełzającą. Niech nasza dobroć będzie
zwyczajnością i normalnością. Ot, po prostu, nie robię nikomu przykrości ani
słowem, ani czynem. Być życzliwym to już jest wielka rzecz. Trzeba sobie
powiedzieć, że od teraz nie będę ranić nikogo. Zachowam w milczeniu krytyczne
uwagi, pouczenia. Niech każdy żyje własnym życiem, tak jak jemu się podoba. Kto
potrafi utrzymać ten pierwszy stopień dobrej relacji może spróbować wkroczyć na
drugi stopień dobroci. Trzeba przyjrzeć się w koło i dostrzec, czego braciom i
siostrom brakuje. Czy można im jakoś pomóc? Jeżeli tak, to bardzo dyskretnie,
ot tak z biegu można czynić dobre uczynki. Mimo woli być dobrym. To powoduje
przychylność ludzką, a to już jest wielka zapłata. Dobre spojrzenie jest więcej
warte, niż niejeden grosz. Kiedy ktoś mówi od serca: on jest dobrym
człowiekiem, to można się już czuć medalistą dobrych zawodów.
Niewielu potrafi dawać drugiemu, odejmując sobie. To są już akty
miłości, i o takich aktach mówił Jezus: abyście się
wzajemnie miłowali (J 13,34). Taka postawa jest z zamysłu
Stwórcy. Dobro jest funkcjonałem, które przyczynia się do dalszej inicjacji
dobra. To już nie jest egzystencja, lecz życie w pełni tego słowa znaczeniu. To
realizacja Bożego planu. To dla Stwórcy największe dziękczynienie, gdy człowiek
upodabnia się do swego Ojca, który jest w niebie. Spieszmy się kochać ludzi.
Tak szybko odchodzą (ks. Jan Twardowski). Spieszmy się pokazać Bogu, że
Jego zamysł się realizuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz