Cuda i znaki to zdarzenia nadzwyczajne, w tym znaki to
cuda, które mają w sobie jakąś treść religijną. Niekiedy cuda i znaki są
nadzwyczajne, tylko dlatego że w ogóle się zdarzyły. Materia ich jest zazwyczaj
łatwo wytłumaczalna. Np. Nie masz grosza przy duszy. Po wniesieniu prośby do
nieba, po chwili, zjawia się listonosz i dostarcza zwrot nadpłaconego podatku. Materia wydarzenia jest prosta, ale
zbieżność zdarzeń jest niezwykła.
Cud jest «znakiem» zbawczej mocy i zbawiającej miłości
Boga w Chrystusie. I właśnie dlatego jest równocześnie wezwaniem do wiary. Ma
doprowadzić do uwierzenia zarówno ze
strony tego, który doznaje cudu, jak też tych, którzy są świadkami cudu. (Jan Paweł II,
audiencja generalna 16 grudnia 1987 r.)
Nie można jednoznacznie powiedzieć, że cuda to zdarzenia
mało prawdopodobne, ale wytłumaczalne na bazie praw naturalnych. Najczęściej
cud nie sprzeciwia się siłom natury, lecz w nadzwyczajny sposób ułatwia ich
pełną realizację. Bóg nie lubi naruszać naturalnego biegu rzeczy – ani
praw fizyki i biologii, ani praw rządzących dobrem i złem. Stąd moja nieufność
do cudów o materii wątpliwej. Majmonides mówił: Bóg nigdy nie
narusza praw natury [...]; jeśli następuje jakieś wydarzenie, które może być
odbierane jako cud, to nie jest to naruszenie porządku świata (komentarz do Miszny, Abot 5,6).
Zjawiska nadprzyrodzone (cuda, znaki) nie są przez ze
mnie odrzucane, ale przyjmowane są z dużą ostrożnością i sceptycyzmem.
W historii znane są jednak przypadki cudów zupełnie
niewytłumaczalnych, jak np. odrastanie odciętej nogi[1].
Między innymi o cudach można przeczytać w Drugiej Księdze Królewskiej – Cuda
Eliasza, czy Elizeusza (2 Krl 4–6). Istnieje ogromna masa publikacji, w których
opisywanych jest tysiące cudów czy nieprawdopodobnych zdarzeń. Nie znam
przypadków wyjaśnienia ich przez naukę, ale wiem, że zjawisko dokonane w
kontekście religijnym jest znakiem Bożego działania. Cuda opisywane w dalekiej
historii też są wątpliwe przez upływ czasu.
Bezsporne jest, że Bóg dokonał cztery najistotniejsze z
punktu widzenia człowieka cudów, w tym:
– stworzenie świata,
– ożywienie materii,
– powołanie człowieka jako hipostazy dwóch natur,
– wcielenie Boga w postać ludzką, jaką był Jezus.
Inne cuda są nadzwyczajne dlatego, że się w ogóle się zdarzyły
(np. cudowne wyzwolenie z Egiptu, cudowny charakter narodzin Jezusa, cudowna
epifania w czasie chrztu Janowego, cud słońca w Fatimie w 1917 roku itd.). Materię cudu w jakiś
sposób można tłumaczyć. Orygenes i św.
Augustyn mówili, że największym cudem jest podtrzymywanie przez Boga świata w
jego istnieniu. Cuda można zobaczyć, a jednak można w nie, nie uwierzyć: Chociaż
jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego (J 12,37). Cuda Jezusa nie są
magicznymi sztuczkami, ale darmowym darem.
Niekiedy, aby zaistniał cud, Jezus musiał pokonać bariery praw przyrody: Dla
Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). Tylko magicy czynią „cuda” jednym gestem
pałeczki czarodziejskiej. Moc cudu zależy od wiary (Dz 14,9). Cuda
niekoniecznie wzbudzają wiarę. Saul nie nawrócił się, chociaż widział
ducha Samuela w Endor (1 Sm 28,14).
Podobnie faryzeusze widzieli Łazarza, gdy wychodził z grobu i nie uwierzyli,
lecz podejrzewali hochsztaplerstwo (oszustwo). Także Zmartwychwstanie Jezusa usiłowano tłumaczyć
oszustwem (Mt 28,12–15). Apostołowie
będą sami czynić cuda w imię Jezusa i w imię Boga: Apostołowie czynili wiele znaków i cudów (Dz 2,43). Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu (Dz 6,8). Od XIII
wieku św. Antoni z Padwy (1195–1231) był uważany za cudotwórcę. Św. Antoni
Pustelnik (ok. 251–356), według tradycji, dokonywał cudownych uzdrowień, miał
dar przepowiadania przyszłości i widzenia rzeczy odległych. Cuda nie
stanowią jednak żadnego dowodu. Zawsze będą podejmowane próby szukania
racjonalnego ich wytłumaczenia. Wiara, która szuka poręki cudu, nie jest czystą
wiarą. Dla osób wierzących liczy się treść cudu. Nawet zdarzenia racjonalne są
dla wielu osób zdarzeniami cudownymi. Opowiadania o cudownych zdarzeniach,
jakie się przytrafiły ludziom, które niekiedy są przedmiotem ukrytych żartów
słuchaczy, zawsze wysłuchuję z wiarą i przeświadczeniem, że były one dla
opowiadających najprawdziwsze. Nieważne, jakie jest podłoże i substancja
cudu. Ważne jest wyjaśnienie i sens cudownego zdarzenia (nawet nieprawdziwego).
Cudzych poglądów i wierzeń starajmy się
nie atakować, zwłaszcza kiedy widzimy, że są one komuś bardzo drogie (Jacek Salij). Jezus uciszył burzę.
Nie jest ważne, czy to było zdarzenie cudowne czy zwykłe zdarzenie przyrodnicze.
Opowiadający chciał pokazać burzę i morską głębinę jako zagrożenie wiary.
Chrystus przywrócił łagodny wietrzyk (spokój duszy).
Jezus dlatego posługiwał się znakami, bo dla ówczesnych
było to narzędzie skuteczne prowadzące do wiary. Przede wszystkim były
znakami królestwa Bożego. Świadczyły o mesjańskiej godności Jezusa i o Jego
boskiej mocy. A oto znaki, które będą towarzyszyć tym, co uwierzą: W imię moje będą
wyrzucać złe duchy; będą mówić nowymi językami (Mk 16,17).
Znaki spełniały ważną rolę w pracy misyjnej. Wiara –
rozpoznaje znak. Bardzo ważną rzeczą jest treść moralna znaków. Są one darem ze
względu na wiarę. Cuda należy rozumieć
jako znaki głębszej prawdy i rzeczywistości. Znaki są równocześnie wezwaniem do wiary. Niektórzy
prowokacyjnie żądali znaków i cudów, jedynie po to, aby szydzić z Jezusa i
wystawiać Go na próbę. Tych cudów Jezus wtedy nie spełniał. Cud nie miał
zresztą sensu u tych, którzy nie wierzyli i nie potrafili odczytać w nim
przesłania czy moralnej treści. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie
Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które
czynił (J 2,23).
Apostołowie mieli problem. Jak przekazać Dobrą Nowinę
ludziom, których umysł był na uwięzi ślepej wiary judaistycznej lub skażony
pogańskimi bożkami. Jak otworzyć serca na nowy ogląd świata przyrodzonego i
nadprzyrodzonego? Gdyby pozostawić faktografię nietkniętą to, być może, inna
byłaby historia Kościoła.
Wydaje się, że zadanie ich przerosło. Zamiast zerwać z
judaizmem i podejść fenomenologicznie (bez uprzedzeń) do nowej wiary, woleli
trzymać się utartych dróg i ścieżek. Może faktycznie nie można było inaczej?
Ponieważ to człowiek tworzy religię, uczynił to po swojemu
– po ludzku, z całym bagażem ludzkiej niedoskonałości.
Uważano, że wiara musi mieć swoje korzenie, bazę i
historię. Musi być tajemnicza i ezoteryczna. Z drugiej strony winna dawać
nadzieje, musi poruszać serca, intrygować i pobudzać do działania. Winna mieć w
sobie nastrój bojaźni i niebiańskiego szczęścia. To wszystko wymagało oprawy.
Trudnego zadania cementacji danych faktograficznych i
stworzenia ram teologicznych podjęło się kilku autorów. Jednym z nich był
apostoł Mateusz. Pragnął on ogarnąć przesłanie Jezusa w jedną historię
ewangeliczną. Znał Jezusa osobiście, ale brakowało mu wiele szczegółów z Jego
życiorysu, aby opisać rzeczywisty obraz wydarzeń. Przy tym, chciał być rzetelny
i wiarygodny. Cementacja wiedzy wymagała spoiwa. Siłą rzeczy musiał wprowadzić
własne koncepcje spinające. Swoją
Ewangelię oparł na koncepcji ciągłości Objawienia Bożego jaka była odczytywana
w Starym Testamencie. Forsował tezę, że Stary Testament w wielu miejscach
zwiastuje przyjście Syna Bożego. Pisząc swoją Ewangelię, gdzie mógł, powoływał
się na wersety Starego Testamentu. Mateusz uprawiał teologię. Uznał, że trzeba
uświęcić faktografię wydarzeń. Prorocze słowa Izajasza wypowiedziane do króla
Achaza w 734 r. przed Chr., w tłumaczeniu na język grecki, przez pomyłkę
tłumacza, zapowiadały dziewicze poczęcie syna: Oto Panna pocznie i porodzi
Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel (Iz 7,14) bardzo
pasowały do uświęcenia matki Jezusa Maryi. Ponieważ wierzono, że Jezus jest
synem Boga, Matka Jego powinna być osobą niezwykłą. Koncepcja dziewiczego
poczęcia bardzo pasowała, z drugiej strony, była nie do podważenia
faktograficznego. Mateusz więc napisał: A stało się to wszystko, aby się
wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica
(już nie panna!) pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to
znaczy: "Bóg z nami" (Mt 1,22–23). Jedno z głównych proroctw
mesjańskich oparte zostało na błędzie tłumacza. Proroctwo Izajasza wkomponowane
zostało w scenę snu Józefa. Można zadać pytanie, czy Józef opowiedział swój sen
komukolwiek, czy była to narracja zmyślona przez autora? Mateusz korzysta
również z Ducha świętego, jakoby sprawcę zapłodnienia Maryi: znalazła się
brzemienną za sprawą Ducha Świętego (Mt 1,20). Pod koniec omawianej
perykopy Mateusz pisze: lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna (Mt
1,25). Tekst można różnie tłumaczyć. Kościół przyjął wykładnie wieczystej
czystości seksualnej Maryi. Koncepcja Mateusza oraz dogmatyczna tradycja
Kościoła stały się podstawą oficjalnej katechezy. Do swojego opowiadania
Mateusz włączył anioła, pośrednika zwiastującego narodzenie Jezusa (Mt 1,20).
Reasumując, cała perykopa jest faktograficznie wątpliwa wobec faktu zwyczajnego
narodzenia się Człowieka, któremu nadano imię Jezus. Być może stało się to za
sprawą koncepcji Boga, ale to jest już przedmiotem czystej wiary. Ma ona tę
zaletę, że nie jest ubarwiona oprawą mityczną, cudami.
Jak mówią współczesne badania ani czas, ani miejsce narodzin Jezusa nie są do końca
pewne. Miejscowości Betlejem było kilka –
judzkie, galilejskie. Mateusz powołał się na słowach proroka Micheasza: A
ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie
mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku,
od dni wieczności
(Mi 5,1). Jezus, który miał być żydowskim mesjaszem, zgodnie
ze starotestamentowymi proroctwami musiał wywodzić się z rodu króla Dawida i
pochodzić z judzkiego Betlejem, w którym narodził się Dawid. Ewangeliści
natomiast piszą o Jezusie z Nazaretu,
sugerując, że urodził się w Betlejem galilejskim (na obrzeżu miasta Nazaretu) i
gdzie spędził swoje dzieciństwo. Przekaz Mateusza jest więc nieprecyzyjny, a wręcz
mylący. Debata o tym, które z dwóch Betlejem jest miejscem urodzenia Jezusa
trwa od wielu lat i wciąż wywołuje kontrowersje. Część historyków uważa, że
żadna z dwóch miejscowości nie może pretendować do tego tytułu, bo według nich
krytyczne wczytanie się w Nowy Testament prowadzi do wniosku, że Jezus urodził
się w Nazarecie.
Mateuszowi zależało, aby przedstawić Jezusa jako
urzeczywistnienie się wszystkich proroctw mesjańskich Starego Testamentu. Z
konsekwencją dowodził, że Jezus jest potomkiem Abrahama i spadkobiercą Dawida.
Dla niego Jezus urodził się już jako przepowiadany król żydowski. Opowiadanie o
przybyłych Mędrcach miało udowodnić, poprzez opowiadanie świadków, że już od
samego początku oddawano Jezusowi hołd i to przez wielkich ludzi ówczesnego
świata. Opowiadanie jest literacką
formą katechezy. Bibliści skłaniają się do tezy, że magowie nie byli postaciami
historycznymi. Mateusz nie podaje ich liczby magów. Trzech mędrców pojawiło się
dopiero w tradycji chrześcijańskiej. Opis wędrującej gwiazdy dowodzi charakteru
opowiadania. Raymond E. Brown uważa, że opowiadanie o Trzech Królach to
chrześcijański midrasz. Według badań historyczno-krytycznych opowiadanie
Mateusza o magach było najprawdopodobniej wzorowane na midraszu o Mojżeszu w Egipcie,
dobrze znanym w czasach, gdy powstawała Ewangelia Mateusza. Porównanie
opowiadania o pokłonie króli (magów) i ich wizycie u króla Heroda pokazuje
paralele między Jezusem i Mojżeszem oraz między Herodem i faraonem – obaj
władcy np. decydują się zabić niewinne dzieci. Mateusz wzoruje się na księdze
Wyjścia: Pan powiedział do Mojżesza w Madian: Wracajże do Egiptu, gdyż
umarli wszyscy ci, którzy czyhali na twe życie. Wziął Mojżesz swą żonę i synów,
wsadził ich na osła i powracał do ziemi egipskiej (Wj 4,19–20). Stosuje
podobną narrację: anioł Pański we śnie rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego
Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie
Dziecięcia» (Mt 2,20). Mateusz wykorzystał Heroda do swoich koncepcyjnych
celów ukazując go w niezbyt dobrym świetle. Faktycznie Herod był okrutny, mordercą własnej żony i syna.
Mateusz wzmacnia wypowiedź powołując się na księgę Jeremiasza: W Rama daje
się słyszeć lament i gorzki płacz. Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się
pocieszyć, bo już ich nie ma» (Jr 31,15) oraz księgę Ozeasza: syna swego
wezwałem z Egiptu (Oz 11,1). To przypasowywanie starych tekstów na
udowodnienie późniejszych wydarzeń nie jest aż tak trudne. Na wielu robiło i
robi jednak wrażenie.
Mateusz na początku swojej Ewangelii nie dostrzega
uniwersalności działań Jezusa. Pisze: On bowiem zbawi swój lud od
jego grzechów (Mt 1,21). Jezusa
przedstawia jako króla jednego narodu: Gdzie jest nowo narodzony król
żydowski? (Mt 2,2).
Sposób uprawiania teologii przez Mateusza jest wymowny. W
czasach Jezusa nie budził takich wątpliwości, co obecnie. Ewangelia Mateusza
stała się fundamentem doktryny chrześcijańskiej. Większość chrześcijan nie
dostrzega samowoli twórczej autora i święcie wierzy w prawdziwość historyczną
opowiadania.
Ewangelista Marek w ogóle nie podejmuje tematu narodzin
Jezusa. Wydaje się, że jego
ewangelia jest rzetelniejsza, bo
pozbawiona jest własnych koncepcji teologicznych. Ewangelia św. Marka zawiera
bardzo mało mów Jezusa, natomiast szczegółowo i zwięźle relacjonuje Jego czyny
i z niezwykłą troską opisuje Jego cuda.
Ewangelista Łukasz, jak już wielokrotnie pisałem miał
niezłą fantazję. Jego wstawki teologiczne są, najdelikatniej mówiąc najbardziej
dobrowolne i samowolne. Żeruje on na ówczesnej silnej wierze w anioły (anioł
Gabriel), cuda, bojaźń przed Bogiem. Swoją Ewangelię autoryzuje własną osobą.
Jego Ewangelia przemyca jednak wiele prawd, które można odczytać z treści. W
pierwszym zdaniu pisze: wielu już starało się ułożyć opowiadanie o
zdarzeniach, które się dokonały pośród nas (Łk 1,1). No właśnie,
opowiadanie to dzieło literackie, niekoniecznie trzymające się faktów
historiograficznych. Tak więc Łukasz od
początku ukazuje szczerość intencji. Opowiada on historię Jezusa wg własnej
koncepcji narracyjnej.
Ewangelie Mateusza, Marka
i Łukasza (synoptyczne) wskazują, że ewangeliści wzajemnie znali swoje
opracowania, lub korzystali z tych samych źródeł pisanych. Ewangelia Jana jest
zupełnie inna. Napisana była o wiele lat później niż synoptyczne. Wyraźnie
można z niej odczytać, że jest opracowaniem uporządkowanym, niosącym
wypracowaną koncepcję teologiczną. Z braku znajomości faktów jest przepełniona
obrazami alegorii, ezoteryki, symboliką. To apologia Jezusa Chrystusa. Oparta
została na wzorach literatury greckiej, filozofii pogańskiej i literaturze
mądrościowej. Wykorzystuje naukę o Logosie zarysowanej w Starym Testamencie
(por. Prz. 8,22; Mdr 7) .
Ewangelia Jana wymusza
refleksje wyższego rzędu, stąd nazwana jest Ewangelią duchową. Próbuje
tłumaczyć ludzkim językiem nadprzyrodzoną rzeczywistość. Inni nazywają ją
ewangelią arcykapłańską. Czy wartość jej nie jest przesadzana? Zależy jakie są oczekiwania. Niektórzy lubią
byc unoszeni słowem, inni na bazie prawdy sami dochodzą do zachwytów duchowych.
Ja należę do tych drugich. Wolę prozę niż poezję, prawdę od symboliki i
metafory. Pierwsze wersety Ewangelii niosą niezwykły przekaz. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i
Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało,
co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,1–5). Gdyby 6 werset nie dotyczył Jana, który sprowadza czytelnika na ziemię można by odnieść wrażenie, że początek ewangelii jest liturgią opisującą najgłębszą Prawdę. To modlitwa równa rangą modlitwy podanej przez Jezusa. Prolog Ewangelii jest różnie interpretowany i różnie odczytywany. Kościół chrześcijański odczytuje tu preegzystencję Jezusa. Pod słowem Logosu kryje się Syn Boży: A Słowo stało się ciałem (J 1,14).
co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,1–5). Gdyby 6 werset nie dotyczył Jana, który sprowadza czytelnika na ziemię można by odnieść wrażenie, że początek ewangelii jest liturgią opisującą najgłębszą Prawdę. To modlitwa równa rangą modlitwy podanej przez Jezusa. Prolog Ewangelii jest różnie interpretowany i różnie odczytywany. Kościół chrześcijański odczytuje tu preegzystencję Jezusa. Pod słowem Logosu kryje się Syn Boży: A Słowo stało się ciałem (J 1,14).
Osobiście odczytuję słowa prologu nieco szerzej niż
podaje to katecheza. Na początku był Bóg (Akt działający), który swoją wolą
stworzył świat. Tu logos (słowo) spełnia rolę działającą: Wszystko przez Nie
się stało (J 1,3). Bóg powołał istoty żyjące. Samo życie ludzkie jest
obdarzone światłością, która jest mądrością i wiedzą nadprzyrodzoną. Ciemność
nie jest w stanie przyćmić Prawdy. Światłość przenika ciemność. Jest znakiem
Bożej potęgi.
Nie tylko Jezus jest Synem Bożym: Wszystkim
tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi (J
1,12), ale wszyscy ludzie. Ci, którzy przyznają się do Stwórcy radują się tym
faktem, pozostali jeszcze o tym nie wiedzą. Werset A Słowo stało się ciałem (J 1,14) dotyczy nas wszystkich.
Każde nowonarodzone dziecię, przez „słowo”, a więc wolę działającą Stwórcy
staje się bytem w przestrzeni realnej. Czym więc różni się od nas Jezus? Jedynie pozyskaniem wypracowanych i
niezwykłych darów otrzymanych od Ojca. Jeżeli Bóg-Ojciec posłał swego Syna, to
wiedział, że będzie On niezwykły i Bogu przychylny. Jednak bez woli samego
Jezusa inaczej potoczyłaby się historia.
Ewangelia Jana, mimo, że jest opracowaniem ludzkim niesie
też prawdy uniwersalne. Umieszczone są one albo pod pokładem treści
literalnych, albo do dzisiaj jeszcze nie odczytane, niezauważone. Być może Bóg
obdarzył ewangelistów szczególnym darem odczytywania (natchnienie) spraw nadprzyrodzonych. Jednak wszystkie są
skażone ludzką niedoskonałością.
Należy oddzielić od siebie cuda dotyczące Jezusa i Jego
działalności od cudów wykonane przez samego Jezusa. Jedne i drugie przekazane
zostały przez tych samych autorów ewangelicznych. Na faktografie nałożone
zostały koncepcje teologiczne autorów. Zostały w ten sposób wymodelowane. Niosę
ze sobą intencje autorów. Nie są czystym przekazem faktów. Pan Petr Petrickson
wyraził pogląd, że Piotr wątpił a przecież niby jako
świadek przy dość prostej budowie nie powinien wątpić gdyby obserwował cuda.
Gdy Jezus został porwany wszyscy apostołowie zwątpili. Nie mogli zrozumień, że
Jezus władający mocą Boga nie mógł się sam wyzwolić i uniknąć śmierci. Nie
rozumieli, że Jezus chciał złożyć ofiarę. Dla uczniów było to za trudne.
Opisując szczegółowo ewangelie odnosiłem się do
poszczególnych cudów. Do niektórych cudów Jezusa odnoszę się z rezerwą, inne
tłumaczę i wyjaśniam. Odrzucam np. wyrzucanie złych demonów z człowieka.
Tłumaczę to uleczeniem z chorób psychicznych.
Wszelkie cuda i niezwykłe zdarzenia zaciemniają Prawdę.
Pokazują Boga jako magika. W gruncie rzeczy ubliżają Bogu. Zbytnia ckliwość też
nie jest Bogu potrzebna. Im bardziej traktuje się Boga realnie, tym samym
oddaje się Jemu prawdziwą cześć.
Znak rozmnożenia chleba opisany jest we wszystkich
ewangeliach: A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił
błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi (Mk 6,41). To nie
jest już tylko cud uzdrowienia, który można tłumaczyć uruchomieniem sił
drzemiących w ciele człowieka. Świadkami było 5000 osób. Śladem namacalnym było
dwanaście koszy napełnionych odpadkami. Jak wytłumaczyć materię cudu wobec praw natury? Czy cud rozmnożenia chleba
należy umiejscowić w zdarzeniach niewytłumaczalnych? Jak na to zapatruje się
filozoteizm, który zawsze szuka racjonalnego wytłumaczenia zdarzeń?
Teologicznie, zdarzenie należy
rozumieć jako uwolnienie od głodu. Fizycznie, Jezus łamał chleby i dawał
uczniom. Ingerencja Boga przez błogosławieństwo sprawiła, że to, co trzymał
Jezus w rękach (chleb) nabrało charakteru nieskończonego. Jezus mógł więc łamać
chleb w nieskończoność. Każdy kawałek chleba otrzymywał od Boga Jego moc.
Energia wynikająca z tej mocy zamieniała się w materię. Cud rozmnożenia chleba
miał charakter cudu stworzenia (jak było na początku świata).
Pan Petr Petrickson wspomina o metaforycznej ocenie cudu
rozmnożenia chleba. Sugeruje, że wiedza pochodzi ode mnie. Nie przypominam
sobie takiego stwierdzenia, a jeżeli się znalazł mógłby być informacją nabytą
od innych myślicieli.
Na koniec chcę zaznaczyć, że gdyby ktoś niewierzący
napisałby historię Jezusa, to byłby to tylko zbiór faktów. Każdy wierzący autor
uprawia teologię, a ona siłą rzeczy opiera się na wierze. Każde zdarzenie jest
opisem metaforycznym, skażone wewnętrznymi emocjami wiary. Dlatego Ewangelie
nie czyta się a przeżywa. Cuda, nawet te mało prawdopodobne nabierają
wiarygodności. Ewangelie nie są przeznaczone dla wiedzy, a służą do pogłębiania
wiary. Nawet uchybienia redakcyjne i drobne błędy nie szkodzą ogólnemu przesłaniu
Dobrej Nowiny.
[1] W roku 1640 w hiszpańskim
miasteczku Caladna, oddalonym o 118 km od Saragossy, chłopcu imieniem Miguel
Juan Pellicer odrosła noga usunięta dwa lata i pięć miesięcy wcześniej przez
chirurgów w szpitalu w Saragossie. Przypadek był wnikliwie badany przez sąd w
Saragossie, w posiedzeniach którego uczestniczyło 10-ciu sędziów oraz osoby
duchowne, i uznany został za cud.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz