Upadek kultury starożytnej
Po śmierci św. Augustyna (zm. 430)
nastąpił upadek kultury starożytnej. Okres od V do X w. uważa się za wieki
ciemne w historii europejskiej kultury. W tym czasie zagubiły się dzieła
starożytnych i pierwsi filozofowie średniowiecza nie mieli do nich dostępu.
Od początku IX
wieku do końca wieku XII datuje się twórczy rozwój scholastyki – nurtu
filozoficznego zmierzającego do połączenie wiary z rozumem. Duże znaczenie dla
rozwoju filozofii miał tzw. renesans karoliński VIII/IX w. kiedy to z inicjatywy Karola Wielkiego i przy pomocy
ówczesnego „ministerstwa oświaty” Alkuina zaczęto tworzyć szkoły przyklasztorne
i przy dworze cesarskim. Dzięki temu oświeceniu intelektualnemu zaczęły
rozwijać się kierunki filozoficzne w tzw. dwóch nurtach: łacińskim i arabskim.
Jan Szkot Eriugena (ok. 810–877) – teolog i filozof chrześcijański. Działał na dworze Karola II Łysego jako
uczony i poeta. Oprócz łaciny, doskonale znał język grecki, co było w jego
czasach umiejętnością rzadką. Utrzymywał, że Bóg jest niczym z tego co myśl
zdolna jest pojąć (Bóg jest nieogarniony, przerasta ludzki umysł, Boga nie
można poznać, z drugiej strony jest wszystkim ponieważ, to co jest, pochodzi od
Boga na drodze wyłaniania się – emanacji. Uznawał naturę za jedną i wspólną
wszystkiemu substancję duchową, z której przez emanację rozwija się cała
rzeczywistość. W filozoteizmie uzyto
słowo "tchienie" (emanacja). Cały świat jest manifestacją
Boga, świat z Bogiem się utożsamia (filozofia idąca w kierunku panteizmu).
Eriugena zapoczątkował scholastykę (podejmowanie problemu zgodności prawd wiary
chrześcijańskiej z rozumem naturalnym), głosząc, że między wiarą i rozumem nie
ma sprzeczności i rozumowi przypada zadanie wyjaśniania sensu objawienia.
Twierdził też, że rozum jest wyższą instancją niż autorytet Ojców Kościoła
(podobnie do tego podchodzi filozoteizm). Koncepcja rozwoju świata jako
objawienia ukrytego Boga dała początek panteizmowi, a zarazem naraziła filozofa
na potępienie jego poglądów przez Kościół. Jan Eriugena określał byt, a zarazem
niebyt. Jako niebyt należy rozumieć m.in. Boga, który jest obiektem istniejącym
ponad bytem. W filozoteizmie trwają prace nad pojęciem bytu duchowego.
Ze względu na nieokreśloność substancji duchowej (niemożność jego poznania), być może, Jan Szkot Eriugena miał
rację mówiąc, że Bóg nie jest bytem lecz jest niebytem. Póki co, filozoteizm
wprowadził pojęcie zamienne, podmienił „substancję bytu” na „funkcjonał”, czyli to coś, co wyraża się
w działaniu i nie ma ontologicznego podłoża.
Św. Anzelm z Canterbury
(ok. 1033–1109) był biskupem. Jako arcybiskup założył w Bec poważny ośrodek
naukowy średniowiecznej Europy. W swoich poglądach zajmował się problemem stosunku wiary do rozumu. Był
zdania, że do poznania prawdy konieczny jest zarówno rozum jak i wiara.
Zadaniem rozumu nie jest sprawdzanie wiary, ale jej zrozumienie. Był
przeciwnikiem ślepej wiary. Jego hasłem było credo ut intelligam –
wierzę abym zrozumiał; wiara poszukująca zrozumienia (fides querens
intelectum). Św. Anzelm dał podstawy pod rozwój filozofii scholastycznej
(ojciec scholastyki), Był przekonany, że cała rzeczywistość, a więc Bóg,
człowiek i świat jest racjonalna tzn. zgodna z rozumem, możliwa do wyjaśnienia
i zrozumienia. Termin scholastyka był uważany za pojęcie ciemnoty, wstecznictwa.
Było to jednak wielkie nieporozumienie. Taki pogląd szerzony był w kręgach
filozofii materialistycznej, a więc marksistowskiej, która apriorycznie
(dogmatycznie) przyjmowała, że jedyną rzeczywistością jest materia i dlatego te
kierunki, które rozwijają Boga uważali za wsteczne. To, że istnieje materia
najpierw trzeba udowodnić. Materialiści przyjmują to na wiarę.
Św. Anzelm był głosicielem prymatu intelektu nad czystą
wiarą i dowodził w swoich dziełach, iż da się udowodnić istnienie Absolutu
(Boga) za pomocą czystego rozumu. Stworzył ontologiczny dowód na istnienie Boga
wyjaśniając, że pojęcie Boga jest dowodem jego rzeczywistego istnienia. Dowód
swój oparł na nauce Augustyna; fakt dobra cząstkowego w świecie stworzonym
domaga się istnienia Dobra Najwyższego i Nieskończonego; różne doskonałości
bytów stworzonych dowodzą, że istnieje Istota nieskończenie doskonała, która
powołała do istnienia wszystko, co dobre, piękne i doskonałe; istnienie bytów
przygodnych wskazuje na to, że istnieje także byt konieczny. Wedle tej teorii,
istnienie Boga można wydedukować z istnienia samego pojęcia „Bóg”. Filozof tak
to rozumował: jeżeli mamy pojęcie istoty najdoskonalszej to zachodzi pytanie
czy istnieje ona tylko w naszej myśli czy również poza nami. Gdyby istniała
tylko w naszej myśli, to nie byłaby najdoskonalsza, ponieważ brakowałoby jej
realnego istnienia. Skoro mamy pojęcie takiej istoty, to istnieje ona nie tylko
w naszej myśli, ale i poza nami. Tego rodzaju dowodzenie na pozór wydaje się
słuszne, ale słabość tego rozumowania polega na tym, że nastąpiło tu
pomieszanie dwóch porządków – logicznego z realnym. Z tego, że coś istnieje w
porządku logicznym niekoniecznie wynika, że istnieje w porządku realnym,
chociaż może istnieć. Dowód ten przysporzył mu sławę, ale nie jest on jednak do
przyjęcia. Nie wytrzymuje krytyki, to jednak zwrócił uwagę na konieczność
sharmonizowania rozumu z wiarą.
Jego próby rozumowego ujęcia prawd objawionych nie
powiodły się, niemniej wiele jego myśli przyjęło średniowiecze. Jego poqodzenie fides querens intelectum stało
się dewizą całej scholastyki. Był przekonany, że cała rzeczywistość, a więc
Bóg, człowiek i świat jest racjonalna, możliwa do wyjaśnienia i zrozumienia.
Wynika z tego, że był zwolennikiem apercepcji (postrzeganie połączone ze
zrozumieniem i przyswojeniem sobie treści spostrzeżenia na podstawie
posiadanego już doświadczenia i posiadanej wiedzy). Twierdził, że rozum jest
niezbędny do wytworzenia w umyśle idei Boga. Uważał, że dopiero od tego punktu
należy rozwijać swoją wiarę.
Pomimo
logicznego podważenia dowodu ontologicznego, jest ono piękne same w sobie i
jestem do tego dowodu bardzo przywiązany.
Św. Anzelm dostrzegał w rzeczywistości ład i
uporządkowanie, które daje się poznać – poprzez podobieństwo – właśnie przy
pomocy rozumu. Jak twierdził, Bóg
tworząc świat w taki właśnie precyzyjny rozumny sposób, dał nam wskazówkę, aby
łączyć się z Absolutem poprzez intelekt. Argumentacja ta bliska jest stanowisku
wiary rozumnej.
Św. Anzelm zajmował się
jeszcze innymi dowodami nad istnieniem Boga. Przyjmował arystotelowską
koncepcję „pierwszego poruszyciela” (u Anzelma „Ostateczna przyczyna” jaką jest
Bóg). Pomysł ten stanie się jednym z pięciu dowodów na istnienie Boga
wymienianych przez św. Tomasza z Akwinu.
Piotr Abélard (ok.
1079–1142) był typowym scholastykiem. Wcześnie opuścił rodzinną miejscowość i
zaczął wędrować szukając dobrych nauczycieli. Był człowiekiem o wyjątkowych
zdolnościach, ale niespokojnym usposobieniu. Życie jego obfitowało w tryumfy i
klęski. Uczestniczył w sporze o tzw. uniwersalia (powszechniki),
filozoficzny problem dotyczący statusu pojęć ogólnych, chodziło o to, czy
pojęciu ogólnemu zawsze towarzyszy istniejący byt, czy też może pozostać
pojęciem tylko czysto abstrakcyjnym. U Platona idee istnieją realnie. U
Arystotelesa odwrotnie: uniwersalia nie stanowią odrębnego bytu, istnieją tylko
byty jednostkowe). Dla Abélarda ważny był sens słowa. Zajmował stanowisko
kompromisowe między realizmem i nominalizmem (uniwersalia są tylko wytworami
mowy i nie mają odpowiednika w rzeczywistości) tzw. sermonizm (pojęcia ogólne (np. dobro, piękno) należą do
mowy nie jako zwykłe dźwięki, lecz jako dźwięki posiadające znaczenie. Ogólnym
więc jest nie sam znak fizyczny czy desygnat (konkretna rzecz pojęcia), lecz
także znaczenie znaku).
Słowo – to znak graficzny, dźwiękowy pod którym kryje
się pewna treść
Pojęcie – treść, która kryje
się w znaku.
Warto przemyśleć pojęcie: „klasa robotnicza”, czy
istnieje w rzeczywistości, czy jest sztucznym tworem? Podobne pojęcia: faszyzm
czy państwo. Dla Piotra Abélarda poznanie ogólne jest raczej mniemaniem.
Piotr Abélard uważał, że poganie, którzy nie mieli złych
intencji, nie mogli czynić zła, a więc mogą zostać zbawieni. Nawet zabójcy
Chrystusa nie postąpili źle, jeśli nie postąpili wbrew swojemu sumieniu. Sam
czyn jest bez znaczenia; jego wartość wynika z intencji (zgodności postępowania
z sumieniem). Ta koncepcja otwiera poganom drogę do zbawienia. Filozoteizm
mówi podobnie. Bóg w swoim Miłosierdziu wybawi nawet tych, którzy się od Niego
odwrócili. W niebie będzie wojsko niebieskie (dusze czyste) godne
swojego Króla i czeladź złożona z byłych stworzeń niepokornych.
Wydaje mi się, że P. Abélard szedł w dobrym kierunku rozważań na temat
uczynków dobra i zła. Operował pojęciami predyspozycji do czynienia dobra (virtutes, cnoty) lub zła (vitia, wady). Grzech
uzależnił od intencji, co również jest mocno akcentowane w filozoteizmie. Według Abélarda grzechem
nie jest nie tylko predyspozycja do grzechu, ale także zły uczynek (actio mala) – można wykonywać czynną
grzeszność nie popełniając przy tym grzechu lub grzeszyć nie wykonując przy tym
grzesznej czynności. Grzechem nie jest także chwilowa pokusa. Grzechem jest
lekceważenie woli Boga, obraza (offensa) jaką dusza czyni Bogu świadomie Go znieważając.
Istnieje jednak także grzech jako kategoria działania praktycznego – grzechem
jest również brak czynu dobrego, o ile był możliwy do wykonania. Takie rozumowanie
przez negację osłabia idee istnienia zła osobowego (szatana). Filozoteizm
stoi na tym samym stanowisku.
Pogląd Abélarda prowadzi do pewnego paradoksu – skoro
dobre lub złe są tylko intencje, to jak możliwy jest ziemski wymiar
sprawiedliwości, skoro poza Bogiem nikt nie zna intencji ludzkich? Nagroda i kara za złe lub dobre uczynki w
życiu doczesnym służą jedynie zachęcaniu do dobra i odstraszania od zła, mają
więc wymiar jedynie dydaktyczny. Filozoteizm stoi na tym samym stanowisku.
Piotr Abélard dostrzegał, że niejeden teolog może wypowiadać
się w kwestiach wiary na „tak”, a inni na „nie”. Należy nie opierać się więc na
autorytetach, a uruchomić własny rozum, którego zadaniem jest rozpoznawanie
prawdy. Głównym funkcją rozumu jest przygotowanie do wiary i uzasadnienie jej. Dostrzegam
w tym pre-fenomenologię, tak cenną w filozoteizmie.
Piotr Abélard wprowadził do teologii dialektykę (spory)
nie z powodu zamiłowania do samego rozumu, ale ze względów apologetycznych, a
także dydaktycznych. Metoda ta ma umożliwić obronę wiary przed herezjami, ale
też wzmocnić wiernych w wierze – zbliżając ich do jej tajemnic i ułatwiając im
ich przyjęcie.
Piotr Abélard był zwolennikiem „adapcjonizmu XII wieku”
(Chrystus to człowiek usynowiony przez Boga). Nie odrzucał unii substancjalnej
natury boskiej i ludzkiej Chrystusa. Formuła adapcjonizmu trochę inaczej
przedstawia relację w Trójcy. Wieloznaczność rozumienia unii hipostatycznej w
myśli Abélarda prawdopodobnie nie wynika ze świadomej herezji adopcjańskiej,
ale raczej wypływa z jego niedostatecznego filozoficznego rozeznania tego
zagadnienia oraz innych zagadnień chrystologicznych. Jak pisałem w swoich
wykładzie: Od samego początku Trójca
Przenajświętsza była przedmiotem różnych herezji, a współcześnie obserwuje się w Kościele pewien rodzaj wygnania (J.
Kudasiewicz). Dlaczego? Wydaje mi się, że była dogmatycznie
przeintelektualizowana. Napisano wiele traktatów na Jej temat. Wszyscy chcieli
uzupełniać ideę Trójcy, nie ujmując nic z dotychczasowych osiągnięć. Zastanawiam
się, czy nie prościej byłoby ujmować
Trójcę Świętą jako jedynego Boga działającego w trzech Osobach: Bóg-Ojciec Jestem, który Jestem (Wj 3,14), Jezus Chrystus jako Bóg widzialny i Duch
Święty jako Bóg działający po Wniebowstąpieniu Jezusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz