Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 czerwca 2015

Papież Benedykt XVI i Franciszek


          Polski papież zmarł  2 kwietnia 2005 r. Świat pogrążył się w smutku, zwłaszcza Polacy. Większość go pokochała. Jego następcą został kardynał Joseph Ratzinger, który przybrał imię Benedykta XVI (2005–2013). Od dawna wiadomo było, że kardynał J. Ratzinger jest najlepszym kandydatem. On sam jednak nie do końca był zadowolony. Jego osobowość najlepiej realizowała się w rozwiązywaniu problemów merytorycznych, a nie administracyjnych czy politycznych. Mimo mocnej osobowości (pod znaku Barana) kryje się w nim  delikatny człowiek o łagodnym usposobieniu. Tacy jak on potrafią walczyć o idee, nigdy ze złem wojującym. Jan Paweł II zostawił po sobie wiele zaniedbań. Benedyktowi XVI przyszło po nim  posprzątać. Trzeba nie tylko mocnego charakteru, ale siły fizycznej, aby Jak Chrystus wziąć bicz i rozwalić zatwardziałe towarzystwo, skorumpowanych, czy nieobyczajnych kapłanów. Benedykt XVI, delikatnej postury, czuł się fatalnie w tej roli.  Był na tyle uczciwy, aby w odpowiednim momencie powiedzieć basta (dość). Uczynił krok, który historia już przerabiała w XIII  wieku na przykładzie papieża Celestyna V (panował od 5 lipca do 13 grudnia 1294). Benedykt XVI dobrowolnie zrzekł się urzędu papieża. Wymagało to od niego odwagi i determinacji. Mam wielki szacunek do niego, choć wolałem go jak był młodym dogmatykiem, który walczył o idee. Podczas soboru był uważany za zdecydowanego reformatora i faktycznie współpracował z takimi modernistami, jak Hans Küng i Edward Schillebeeckx. Sam Ratzinger przyznał, że był i po części pozostał wielbicielem Karla Rahnera, znanego teologa Nouvelle Théologie, który popierał reformy i sam wznosił nowe, teologiczne poglądy. W 1966, Ratzinger został ustanowiony przewodniczącym wydziału teologii dogmatycznej na uniwersytecie w Tybindze, gdzie został ponownie współpracownikiem Hansa Künga. W swojej książce Wprowadzenie do chrześcijaństwa (1968), pisał, że papież ma obowiązek słuchania różnych głosów w Kościele podczas podejmowania decyzji. Pisał także, że Kościół od wieków jest zbyt scentralizowany, ograniczony i nadmiernie kontrolowany przez Rzym.
          Im był starszy, łagodniał i podporządkowywał się starym schematom. Nazywano go żelaznym kardynałem. Nie do końca to prawda. Przy Janie Pawle II był jego sprzymierzeńcem. Nie zawsze się z nim zgadzał, ale był lojalny i prawdopodobnie miłował Jana Pawła II. On dogmatyk, a papież etyk, moralista. Razem tworzyli dobry zespół. Niestety obowiązki władzy (J. Ratzinger był prefektem Kongregacji Nauki Wiary) nie pozwoliły obu papieżom doskonalić się wspólnie w przestrzeni teologii. Musieli mierzyć się z szarą codziennością, słabością ludzi, powszechną grzesznością.  Pozostali w tradycyjnej teologii. Uznali, że tak będzie lepiej dla Kościoła. Dzisiaj łatwo jest ich krytykować. Modernizm jest najczęściej przewrotem. Rewolucje przynoszą zwycięstwa, ale i ofiary. Na papieża silnego, jak Chrystus, przyjdzie nam jeszcze poczekać.
          Wybrano Franciszka. On, nieskażony europejskimi przywarami, postanowił pozostać sobą. Jego wizja jest bliższa idei Kościoła Chrystusowego. On dostrzega biednych, zwykłych ludzi. Póki co, nie zachorował na władzę. Sposób postępowania nie podoba się np. polskim biskupom. Oni przywykli do świetności, blichtru, salonów, poważania. Papież nakazuje im pokorę,  umiarkowanie i skromność. Nie łatwo jest pozbyć się przywilejów. Lubią jak nosi się im parasol. Narzekają więc na niekonwencjonalny sposób zachowania papieża. Jak mówią, papież nie powinien być spontaniczny i udzielać ad hoc wywiadów. Każde słowo powinien ważyć, bo nieopatrzne stwierdzenia mogą być źle interpretowane i przyjęte. Może jest w tym trochę prawdy, ale jestem zwolennikiem swobodnego zachowania. Wszelkie etykiety są sztuczne i nieprawdziwe. Jeżeli pomyli się papież, ma odwagę powiedzieć przepraszam. Dla mnie taki papież, pełen człowieczeństwa, jest osobą godną zaufania. Modlę się, aby starczyło mu sił pozostać sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz