Polski
papież zmarł 2 kwietnia 2005 r. Świat
pogrążył się w smutku, zwłaszcza Polacy. Większość go pokochała. Jego następcą został
kardynał Joseph Ratzinger, który przybrał imię Benedykta XVI (2005–2013). Od
dawna wiadomo było, że kardynał J. Ratzinger jest najlepszym kandydatem. On sam
jednak nie do końca był zadowolony. Jego osobowość najlepiej realizowała się w
rozwiązywaniu problemów merytorycznych, a nie administracyjnych czy
politycznych. Mimo mocnej osobowości (pod znaku Barana) kryje się w nim delikatny człowiek o łagodnym usposobieniu.
Tacy jak on potrafią walczyć o idee, nigdy ze złem wojującym. Jan Paweł II
zostawił po sobie wiele zaniedbań. Benedyktowi XVI przyszło po nim posprzątać. Trzeba nie tylko mocnego
charakteru, ale siły fizycznej, aby Jak Chrystus wziąć bicz i rozwalić
zatwardziałe towarzystwo, skorumpowanych, czy nieobyczajnych kapłanów. Benedykt
XVI, delikatnej postury, czuł się fatalnie w tej roli. Był na tyle uczciwy, aby w odpowiednim
momencie powiedzieć basta (dość). Uczynił krok, który historia już przerabiała
w XIII wieku na przykładzie papieża
Celestyna V (panował od 5 lipca do 13 grudnia 1294). Benedykt XVI dobrowolnie
zrzekł się urzędu papieża. Wymagało to od niego odwagi i determinacji. Mam
wielki szacunek do niego, choć wolałem go jak był młodym dogmatykiem, który
walczył o idee. Podczas soboru był uważany za zdecydowanego reformatora i faktycznie
współpracował z takimi modernistami, jak Hans Küng i Edward Schillebeeckx. Sam
Ratzinger przyznał, że był i po części pozostał wielbicielem Karla Rahnera,
znanego teologa Nouvelle Théologie, który popierał reformy i sam wznosił nowe,
teologiczne poglądy. W 1966, Ratzinger został ustanowiony przewodniczącym
wydziału teologii dogmatycznej na uniwersytecie w Tybindze, gdzie został
ponownie współpracownikiem Hansa Künga. W swojej książce Wprowadzenie do
chrześcijaństwa (1968), pisał, że papież ma obowiązek słuchania różnych
głosów w Kościele podczas podejmowania decyzji. Pisał także, że Kościół od
wieków jest zbyt scentralizowany, ograniczony i nadmiernie kontrolowany przez
Rzym.
Im był
starszy, łagodniał i podporządkowywał się starym schematom. Nazywano go
żelaznym kardynałem. Nie do końca to prawda. Przy Janie Pawle II był jego
sprzymierzeńcem. Nie zawsze się z nim zgadzał, ale był lojalny i prawdopodobnie
miłował Jana Pawła II. On dogmatyk, a papież etyk, moralista. Razem tworzyli
dobry zespół. Niestety obowiązki władzy (J. Ratzinger był prefektem Kongregacji
Nauki Wiary) nie pozwoliły obu papieżom doskonalić się wspólnie w przestrzeni
teologii. Musieli mierzyć się z szarą codziennością, słabością ludzi,
powszechną grzesznością. Pozostali w
tradycyjnej teologii. Uznali, że tak będzie lepiej dla Kościoła. Dzisiaj łatwo
jest ich krytykować. Modernizm jest najczęściej przewrotem. Rewolucje przynoszą
zwycięstwa, ale i ofiary. Na papieża silnego, jak Chrystus, przyjdzie nam
jeszcze poczekać.
Wybrano
Franciszka. On, nieskażony europejskimi przywarami, postanowił pozostać sobą.
Jego wizja jest bliższa idei Kościoła Chrystusowego. On dostrzega biednych,
zwykłych ludzi. Póki co, nie zachorował na władzę. Sposób postępowania nie
podoba się np. polskim biskupom. Oni przywykli do świetności, blichtru,
salonów, poważania. Papież nakazuje im pokorę,
umiarkowanie i skromność. Nie łatwo jest pozbyć się przywilejów. Lubią
jak nosi się im parasol. Narzekają więc na niekonwencjonalny sposób zachowania
papieża. Jak mówią, papież nie powinien być spontaniczny i udzielać ad hoc
wywiadów. Każde słowo powinien ważyć, bo nieopatrzne stwierdzenia mogą być źle
interpretowane i przyjęte. Może jest w tym trochę prawdy, ale jestem
zwolennikiem swobodnego zachowania. Wszelkie etykiety są sztuczne i
nieprawdziwe. Jeżeli pomyli się papież, ma odwagę powiedzieć przepraszam. Dla
mnie taki papież, pełen człowieczeństwa, jest osobą godną zaufania. Modlę się,
aby starczyło mu sił pozostać sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz