Rozmowa z p. Anną B przywróciła mi nadzieje, że Bóg mnie
nie opuścił. To nie ja (mędrzec z Bożej łaski), ale ona wykazała się mądrością
życiową i wiarą. Jej przekaz o życiu zwykłych kenijczyków, i ich wzajemnym
wspomaganiu się i wzajemnej życzliwości był lekarstwem uzdrawiającym, motorem
dopingującym. Nie wolno się poddawać. Dum spiro spero (łac.
dopóki żyję, spodziewam się). Póki się żyje, to jest się w
grze.
Wiadomość od Zbigniewa K: "Nic nie wskórałem
Pawle. Bardzo mi przykro. Nie składam jednak broni" choć negatywna, odebrałem pozytywnie, że nie
jestem sam w mojej biedzie, że ktoś pragnie mi pomóc. Osamotnienie jest
uczuciem stresującym, pozbawiającym nadzieję.
Ania i Zbyszek to bliskie mi osoby, to anioły
zaangażowane przez Stwórcę by nieść mi pocieszenie. To żywe istoty mające
własne kłopoty i zmartwienia. To przyjaciele, którzy nie patrzą tylko na koniec
własnego nosa. Im dedykuje ten wpis i moje modlitwy.
Czy mogę przestać moich wpisów. Wiem, że dla niektórych
są bardzo ważne. Jedna z czytelniczek napisała. "Zaczynam dzień od
kawki i twojej literatury. Ładuję się przekazywana treścią".
Jest takie powiedzonko: " medice, cura te
ipsum (Lekarzu
ulecz się sam)". Sam doświadczyłem, że jest to bardzo trudne. Niekiedy
potrzeba zewnętrznej dobrej energii. Człowiek nie jest sam na tym świecie i
trzeba sobie wzajemnie pomagać i wspierać. Jak opowiadała p. Ania. Kenijczyk
sam nie zje darowanej strawy. Otrzymany cukierek rozbije kamieniem na tyle
części ilu jest współtowarzyszy. Czy to nie jest piękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz