Dzisiaj wypada 44 rocznica śmierci mojego ojca. Modląc się za jego
duszę przyszła mi myśl, że duże jest podobieństwo pomiędzy miłością do
nieżyjącego ojca a miłością do Boga. Ojciec jak i Bóg nie są dla mnie widoczni,
ale mam ich w sercu. Ojca już nie ma, a miłość nie wygasła. Boga-Ojca nie
widzę, ale mam podobne uczucie miłości. Można więc kochać nie widząc. Za
pierwszą miłością zawsze się tęskni, choć ma się świadomość, że kochana osoba
już nie do nas należy. Miłość zawsze jest związana z kimś. Nie ważne, czy ta
osoba jest w pobliżu, czy daleko. Pragnienie wypływające z miłości staje się
samo dla siebie funkcjonałem cierpienia. To dziwne, że człowiek wzbudzając w
sobie pragnienie zgadza się na ewentualne tego skutki – na cierpienie. Tak
nieracjonalny potrafi być tylko człowiek.
Pan Zbigniew napisał w komentarzu z dnia 20.11.2013:
(…) W Kościele rodziła się instytucja, która
musiała postępować według świeckich zwyczajów. Na tym tle główne przesłania
Jezusa zaczęły słabnąć i zajmować miejsce w tle ludzkich działań. Piękny,
najprawdziwszy Kościół pierwotny odchodził powoli w zapomnienie.
Nie
po raz pierwszy pisze Pan, w moim odbiorze z pewną nostalgią, o Kościele
pierwotnym, oraz późniejszej niedoskonałej organizacji instytucjonalnej
wyrosłej na tle powiększającej się rzeszy wyznawców.
Usiłuję sobie wyobrazić, jaka inna, lepsza formuła była tutaj możliwa. Widzę tylko ciemność. Ciekaw jestem, czy Panu udało się dojść do jakichś spójnych przemyśleń w tej materii. ZK.
Usiłuję sobie wyobrazić, jaka inna, lepsza formuła była tutaj możliwa. Widzę tylko ciemność. Ciekaw jestem, czy Panu udało się dojść do jakichś spójnych przemyśleń w tej materii. ZK.
Odp.
Niestety w realiach ludzkich istnieje pewna prawidłowość, że każda
doskonała na początku idea, jak np. we wspólnocie nowochrześcijańskiej (jako
nowy lud Boży): wielbili Boga,... a wszyscy trzymają
się gorliwie Prawa (Dz 21,20–21); Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a
łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca.
Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im
codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz,2,46–47; czytaj
też 5,21; 3,1; 5,13; 20,7) z czasem starzeje się, blednie, korumpuje i zmienia
się nie do poznania; zapał do nauki blednie, wielkie przedsięwzięcia męczą,
entuzjazm wygasza się, odchodzi się od prawa: itp.
Tak
było też np. ruchem społecznym Solidarnością. Ci, którzy znają tę zasadę
powinni zawczasu zapobiegać destruktywnym tendencjom i zabezpieczać jeszcze
palący się ogień. Aby było to skuteczne trzeba „drzwi i okna” mieć stale
otwarte. Zamknięcie się w radosnym trwaniu jest zabójcze dla idei. Bóg
stworzył świat, ale stale musi podtrzymywać go w swoim istnieniu. Kościół
pierwotny podlegał tym samym zasadom. Pierwotny zapał do nowej wiary, do
Chrystusa zanikał, gdy trzeba było zajmować się bieżącymi sprawami. Zamiast
otworzyć się na nowe działania podsycające entuzjazm, Kościół otaczał się
kokonem, betonował się dogmatami i przepisami blokującymi. O ironio, szczycił
się tym, że kościelne młyny wolno mielą.
W
przypadku upadku Solidarności dopomógł sam jej współtwórca powołując się na
zasady demokracji (!). Skłóceni współtwórcy dokończyli dzieła destrukcji. W tym
wypadku było to totalne nieporozumienie, pycha i głupota. Wielka szkoda, bo
takie zjawisko nie zdarza się często w historii.
Kościół powinien być areną, na której każdy może wykrzyczeć swoją wiarę.
Nikt nie zna Prawdy. Może w wykrzyczanych słowach znajdą się te, które
przybliżą nas Prawdy. Kościół nie może bać się Prawdy, bo ona jest jedna i nie
może być innej. Kościół winien ustosunkowywać się do różnych wypowiedzi,
idei i wypracowywać paradygmat wiary
chrześcijańskiej. Wszystko powinno odbywać się w atmosferze życzliwości i
miłości Chrystusowej.
I tak Panie Zbigniewie głoszę nową ideę.
W tym jednak wypadku, idea ta, prawdopodobnie, nigdy nie zostanie wdrożona w
życie. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz