Paradoksem jest, że to co w danej chwili wydaje się
straszne i złe, po czasie nabiera innego wymiaru. Niejednokrotnie otrzymuje
miano symbolu. Nowy Testament podaje: moc bowiem w
słabości się doskonali (2 Kor. 12,9). Używane jest pojęcie; błogosławiona wina (dotycząca zdrady Judasza).
Teologia poucza, że ze złego Bóg może wyprowadzić dobro. Każdy człowiek ma za
sobą podobne doświadczenia. Przykrość zamienia się w radość itp. Czy można więc
podciągnąć ten paradoks za normę? Chyba nie. Nie każde zło kończy się
szczęśliwie. Aby zaistniał omawiany paradoks potrzebne jest dobro, które nie tylko zneutralizuje
zło, ale jeszcze weźmie górę nad nim, tak, że dobro będzie widoczne i będzie
królować.
Czy wprowadzenie stanu wojennego 32 latu, dokładnie 13
grudnia 1981 r. było złem? Ja nie mam żadnych wątpliwości. Głównie chodziło o
powstrzymanie rodzącej się opozycji politycznej. Inne uwarunkowania w różnym
stopniu były prawdziwe. Wprowadzenie stanu wojennego było szokiem. Dziw bierze,
bo w zasadzie łatwo można było to przewidzieć. Jednak wszyscy byli zaskoczeni.
Było to coś nowego, przynajmniej dla mojego pokolenia. Efektem tego było
scementowanie opozycji. Powstał wspaniały ruch społeczny, który nie miał sobie
równego na całej kuli ziemskiej. Solidarność w tytule była faktyczną
wizytówką jej członków. Nastąpiła eksplozja serca, ducha, przyjaźni. Ludzie
byli sobie niezwykle bliscy. Kościół był prawdziwym partnerem dla ludu. Sam
uczestniczyłem w akcjach humanitarnych prowadzonych przez parafie. Dzięki temu,
m.in. miałem okazję poznać podziemie Katedry kieleckiej. Kiedy trafiłem kiedyś
na dom milicjanta, aby zostawić tam paczkę żywnościową dla dziecka, byłem
zaskoczony zleceniem. Pouczono mnie, że dziecko milicjanta niczemu nie jest
winne i też potrzebuje pożywienia. Byłem tym faktem zauroczony. Zaprawdę bardzo
się kochaliśmy. Ja to pamiętam i nigdy nie
zapomnę.
Stan wojenny wyzwolił z nas dobro. Oczywiście zło zostało
złem, ale ważne są dobre tego skutki. Społeczeństwo znacznie zbliżyło się do
platońskiej idei doskonałości. Czy taki stan jest możliwy na dłuższą metę.
Raczej niej. Szkoda jednak, że sam przywódca przyczynił się do zniszczenia tej
pięknej idei. To co wartościowe jest kruche jak kryształ. Aby się nim cieszyć
trzeba o niego dbać i troszczyć. Zabrakło prawdziwego przywódcy, który
dźwignąłby ten ciężar. Szkoda, bo był bardzo blisko. Niestety, partykularne
interesy i własne ambicje wzięły górę. Solidarność stała się narzędziem
rozrywek politycznych. Idea zgasła jak gwiazda.
Dzisiaj pozostały wspomnienia i odczucia niedosytu.
Prawdopodobnie tak już jest na tym świecie, że każde dobro kiedyś się kończy,
aby znów się kiedyś odrodzić (wg dialektyki Hegla).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz