Post 3.05.2017 r.
Św. Anzelm z Canterbury (ok. 1033–1109) był biskupem. Jako arcybiskup
założył w Bec poważny ośrodek naukowy średniowiecznej Europy. W swoich
poglądach zajmował się problemem stosunku wiary do rozumu. Był zdania,
że do poznania prawdy konieczny jest zarówno rozum jak i wiara. Zadaniem
rozumu nie jest sprawdzanie wiary, ale jej zrozumienie. Był
przeciwnikiem ślepej wiary. Jego hasłem było credo ut intelligam – wierzę abym zrozumiał; wiara poszukująca zrozumienia (fides querens intelectum). Św.
Anzelm dał podstawy pod rozwój filozofii scholastycznej (ojciec
scholastyki), Był przekonany, że cała rzeczywistość, a więc Bóg,
człowiek i świat jest racjonalna tzn. zgodna z rozumem, możliwa do
wyjaśnienia i zrozumienia. Termin scholastyka był uważany za pojęcie
ciemnoty, wstecznictwa. Było to jednak wielkie nieporozumienie. Taki
pogląd szerzony był w kręgach filozofii materialistycznej, a więc
marksistowskiej, która apriorycznie (dogmatycznie) przyjmowała, że
jedyną rzeczywistością jest materia i dlatego te kierunki, które
rozwijają Boga uważali za wsteczne. To, że istnieje materia najpierw
trzeba udowodnić. Materialiści przyjmują to na wiarę.
Św. Anzelm był głosicielem prymatu intelektu nad czystą wiarą i
dowodził w swoich dziełach, iż da się udowodnić istnienie Absolutu
(Boga) za pomocą czystego rozumu. Stworzył ontologiczny dowód na
istnienie Boga wyjaśniając, że pojęcie Boga jest dowodem jego
rzeczywistego istnienia. Dowód swój oparł na nauce Augustyna; fakt dobra
cząstkowego w świecie stworzonym domaga się istnienia Dobra Najwyższego
i Nieskończonego; różne doskonałości bytów stworzonych dowodzą, że
istnieje Istota nieskończenie doskonała, która powołała do istnienia
wszystko, co dobre, piękne i doskonałe; istnienie bytów przygodnych
wskazuje na to, że istnieje także byt konieczny. Wedle tej teorii,
istnienie Boga można wydedukować z istnienia samego pojęcia „Bóg”.
Filozof tak to rozumował: jeżeli mamy pojęcie istoty najdoskonalszej to
zachodzi pytanie czy istnieje ona tylko w naszej myśli czy również poza
nami. Gdyby istniała tylko w naszej myśli, to nie byłaby najdoskonalsza,
ponieważ brakowałoby jej realnego istnienia. Skoro mamy pojęcie takiej
istoty, to istnieje ona nie tylko w naszej myśli, ale i poza nami. Tego
rodzaju dowodzenie na pozór wydaje się słuszne, ale słabość tego
rozumowania polega na tym, że nastąpiło tu pomieszanie dwóch porządków –
logicznego z realnym. Z tego, że coś istnieje w porządku logicznym
niekoniecznie wynika, że istnieje w porządku realnym, chociaż może
istnieć. Dowód ten przysporzył mu sławę, ale nie jest on jednak do
przyjęcia. Nie wytrzymuje krytyki, to jednak zwrócił uwagę na
konieczność sharmonizowania rozumu z wiarą.
Jego próby rozumowego ujęcia prawd objawionych nie powiodły się,
niemniej wiele jego myśli przyjęło średniowiecze. Jego poqodzenie fides querens intelectum stało
się dewizą całej scholastyki. Był przekonany, że cała rzeczywistość, a
więc Bóg, człowiek i świat jest racjonalna, możliwa do wyjaśnienia i
zrozumienia. Wynika z tego, że był zwolennikiem apercepcji (postrzeganie
połączone ze zrozumieniem i przyswojeniem sobie treści spostrzeżenia na
podstawie posiadanego już doświadczenia i posiadanej wiedzy).
Twierdził, że rozum jest niezbędny do wytworzenia w umyśle idei Boga.
Uważał, że dopiero od tego punktu należy rozwijać swoją wiarę.
Pomimo logicznego podważenia dowodu ontologicznego, jest ono piękne
same w sobie i jestem do tego dowodu bardzo przywiązany.
Św. Anzelm dostrzegał w rzeczywistości ład i uporządkowanie, które daje
się poznać – poprzez podobieństwo – właśnie przy pomocy rozumu. Jak
twierdził, Bóg tworząc świat w taki właśnie precyzyjny rozumny sposób,
dał nam wskazówkę, aby łączyć się z Absolutem poprzez intelekt.
Argumentacja ta bliska jest stanowisku wiary rozumnej.
Św. Anzelm zajmował się jeszcze innymi dowodami nad istnieniem Boga.
Przyjmował arystotelowską koncepcję „pierwszego poruszyciela” (u Anzelma
„Ostateczna przyczyna” jaką jest Bóg). Pomysł ten stanie się jednym z
pięciu dowodów na istnienie Boga wymienianych przez św. Tomasza z
Akwinu.
Piotr
Abélard (ok. 1079–1142) był typowym scholastykiem. Wcześnie opuścił
rodzinną miejscowość i zaczął wędrować szukając dobrych nauczycieli. Był
człowiekiem o wyjątkowych zdolnościach, ale niespokojnym usposobieniu.
Życie jego obfitowało w tryumfy i klęski. Uczestniczył w sporze o tzw. uniwersalia (powszechniki),
filozoficzny problem dotyczący statusu pojęć ogólnych, chodziło o to,
czy pojęciu ogólnemu zawsze towarzyszy istniejący byt, czy też może
pozostać pojęciem tylko czysto abstrakcyjnym. U Platona idee istnieją
realnie. U Arystotelesa odwrotnie: uniwersalia nie stanowią odrębnego
bytu, istnieją tylko byty jednostkowe). Dla Abélarda ważny był sens
słowa. Zajmował stanowisko kompromisowe między realizmem i nominalizmem
(uniwersalia są tylko wytworami mowy i nie mają odpowiednika w
rzeczywistości) tzw. sermonizm (pojęcia ogólne (np. dobro, piękno)
należą do mowy nie jako zwykłe dźwięki, lecz jako dźwięki posiadające
znaczenie. Ogólnym więc jest nie sam znak fizyczny czy desygnat
(konkretna rzecz pojęcia), lecz także znaczenie znaku).
Słowo – to znak graficzny, dźwiękowy pod którym kryje się pewna treść
Pojęcie – treść, która kryje się w znaku.
Warto przemyśleć pojęcie: „klasa robotnicza”, czy istnieje w
rzeczywistości, czy jest sztucznym tworem? Podobne pojęcia: faszyzm czy
państwo. Dla Piotra Abélarda poznanie ogólne jest raczej mniemaniem.
Piotr Abélard uważał, że poganie, którzy nie mieli złych intencji, nie
mogli czynić zła, a więc mogą zostać zbawieni. Nawet zabójcy Chrystusa
nie postąpili źle, jeśli nie postąpili wbrew swojemu sumieniu. Sam czyn
jest bez znaczenia; jego wartość wynika z intencji (zgodności
postępowania z sumieniem). Ta koncepcja otwiera poganom drogę do
zbawienia. Filozoteizm mówi podobnie. Bóg w swoim Miłosierdziu wybawi
nawet tych, którzy się od Niego odwrócili. W niebie będzie wojsko
niebieskie (dusze czyste) godne swojego Króla i czeladź złożona z byłych
stworzeń niepokornych.
Wydaje mi się, że P. Abélard szedł w dobrym kierunku rozważań na temat
uczynków dobra i zła. Operował pojęciami predyspozycji do czynienia
dobra (virtutes, cnoty) lub zła (vitia, wady). Grzech uzależnił od intencji, co również jest mocno akcentowane w filozoteizmie. Według Abélarda grzechem nie jest nie tylko predyspozycja do grzechu, ale także zły uczynek (actio mala)
– można wykonywać czynną grzeszność nie popełniając przy tym grzechu
lub grzeszyć nie wykonując przy tym grzesznej czynności. Grzechem nie
jest także chwilowa pokusa. Grzechem jest lekceważenie woli Boga, obraza
(offensa) jaką dusza czyni Bogu świadomie Go znieważając.
Istnieje jednak także grzech jako kategoria działania praktycznego –
grzechem jest również brak czynu dobrego, o ile był możliwy do
wykonania. Takie rozumowanie przez negację osłabia idee istnienia zła
osobowego (szatana). Filozoteizm stoi na tym samym stanowisku.
Pogląd Abélarda prowadzi do pewnego paradoksu – skoro dobre lub złe są
tylko intencje, to jak możliwy jest ziemski wymiar sprawiedliwości,
skoro poza Bogiem nikt nie zna intencji ludzkich? Nagroda i kara za złe
lub dobre uczynki w życiu doczesnym służą jedynie zachęcaniu do dobra i
odstraszania od zła, mają więc wymiar jedynie dydaktyczny. Filozoteizm
stoi na tym samym stanowisku.
Piotr Abélard dostrzegał, że niejeden teolog może wypowiadać się w
kwestiach wiary na „tak”, a inni na „nie”. Należy nie opierać się więc
na autorytetach, a uruchomić własny rozum, którego zadaniem jest
rozpoznawanie prawdy. Głównym funkcją rozumu jest przygotowanie do wiary
i uzasadnienie jej. Dostrzegam w tym pre-fenomenologię, tak cenną w
filozoteizmie.
Piotr Abélard wprowadził do teologii dialektykę (spory) nie z powodu
zamiłowania do samego rozumu, ale ze względów apologetycznych, a także
dydaktycznych. Metoda ta ma umożliwić obronę wiary przed herezjami, ale
też wzmocnić wiernych w wierze – zbliżając ich do jej tajemnic i
ułatwiając im ich przyjęcie.
Piotr Abélard był zwolennikiem „adapcjonizmu XII wieku” (Chrystus to
człowiek usynowiony przez Boga). Nie odrzucał unii substancjalnej natury
boskiej i ludzkiej Chrystusa. Formuła adapcjonizmu trochę inaczej
przedstawia relację w Trójcy. Wieloznaczność rozumienia unii
hipostatycznej w myśli Abélarda prawdopodobnie nie wynika ze świadomej
herezji adopcjańskiej, ale raczej wypływa z jego niedostatecznego
filozoficznego rozeznania tego zagadnienia oraz innych zagadnień
chrystologicznych. Jak pisałem w swoich wykładzie: Od samego początku
Trójca Przenajświętsza była przedmiotem różnych herezji, a współcześnie obserwuje się w Kościele pewien rodzaj wygnania
(J. Kudasiewicz). Dlaczego? Wydaje mi się, że była dogmatycznie
przeintelektualizowana. Napisano wiele traktatów na Jej temat. Wszyscy
chcieli uzupełniać ideę Trójcy, nie ujmując nic z dotychczasowych
osiągnięć. Zastanawiam się, czy nie prościej byłoby ujmować Trójcę
Świętą jako jedynego Boga działającego w trzech Osobach: Bóg-Ojciec Jestem, który Jestem (Wj 3,14), Jezus Chrystus jako Bóg widzialny i Duch Święty jako Bóg działający po Wniebowstąpieniu Jezusa.
Św. Bonawentura (ok. 1217–1274), teolog, filozof scholastyk, doktor
Kościoła, biskup, kardynał, generał franciszkanów. Nazywany Doktorem Serafickim (łac. Doctor Seraphicus). Był przeniknięty ideą miłości: Nie ma prawdziwego poznania bez umiłowania,
zdeklarowanym augustynikiem, stygmatykiem. Jego zdaniem poznanie
racjonalne, chociaż konieczne i pożyteczne, jest samo w sobie
niewystarczające do poznania Boga oraz najistotniejszych problemów
egzystencji ludzkiej. Podobnie jak św. Augustyn uważał, że ku wyżynom
poznania tego co istotne może wznieść się jedynie rozum oświecony wiarą.
Nie uznawał tworzenia teorii dla samych teorii. Jego zdaniem prawdziwa
teologia musi mieć charakter praktyczny, co oznacza, że powinna służyć
człowiekowi w jego działaniu i uczyć go miłości do Boga i bliźniego.
Filozoteizm głosi podobnie – miłość jest podstawą wszystkiego. Szczytem jest, poprzez miłość, zjednoczenie się z Bogiem.
Św. Albert Wielki (1193/1205–1280) z Kolonii, doktor Kościoła (doctor expertus)
jako jeden z pierwszych filozofów tego okresu w systematyczny sposób
łączył filozofię Arystotelesa z teologią katolicką. Interesował się
wiedzą przyrodniczą. Głosił odrębność metod teologicznych od metod nauk
przyrodniczych. Dostrzegał inny charakter prawd wiary od prawd
naukowych. Uważał za konieczne przyswojenie sobie przez chrześcijan
wiedzy filozoficznej i przyrodniczej. Był zwolennikiem emanacyjnej
koncepcji stworzenia oraz Boga jako pierwszej przyczyny stwarzającej
hierarchię bytów. Dusza choć niecielesna to rozważana jest z punktu
widzenia ciała, jaka jego forma. Władze duszy nie są przypadłościami
substancji doskonałej, lecz jej siłą. Intelekt nie jest
samowystarczalny, lecz musi otrzymać światło boskie.
Gdy objawiła mu się Maryja, wstąpił do zakonu dominikańskiego (1223 lub 1221). Filozoteizm ostrożnie podchodzi do wszelkich objawień prywatnych, ale nie neguje żadnego przypadku. Uważa,
że ważniejsza jest treść przekazu (nawet gdyby pochodziła z umysłu)
objawienia, a nie samo zjawisko objawienia, które jest zjawiskiem
neurotycznym różnego pochodzenia (w tym mistycznego). Obok Awerroesa (głosił, że cechą świata jest wieczny ruch)
Albert był najważniejszym komentatorem dzieł Arystotelesa, którego
zasady przyjął aby usystematyzować teologię, przez co rozumiał wykład
zasad wiary chrześcijańskiej dokonany według zasad rozumu.
W 1277 r. udał się do Paryża, aby bronić poglądów Tomasza z Akwinu
przed zarzutem heterodoksji (nieprawowierność; uznawanie odmiennych
poglądów, dogmatów, niezgodnych z obowiązującą w danej religii doktryną
wiary).
Św. Albert Wielki nie miał o kobietach zbyt dużego mniemania: Kobieta
jest mniej skłonna (niż mężczyzna) do obyczajności. Gdyż kobieta
zawiera więcej płynu niż mężczyzna, a właściwością płynu jest, że łatwo
przyjmuje, a trudno zatrzymuje. Płyn łatwo się porusza. Dlatego kobiety
są niestałe i wścibskie. Gdy kobieta ma z mężczyzną stosunek, chciałaby
możliwie jednocześnie leżeć pod innym. Kobieta nie zna wierności. Wierz
mi, jeśli dasz jej wiarę, będziesz rozczarowany. Wierzaj doświadczonemu
nauczycielowi. Dlatego mądry mężczyzna jak najmniej zwierza się swej
żonie ze swych planów i czynów. Kobieta jest nieudanym mężczyzną i w
porównaniu z mężczyzną ma uszkodzoną i wadliwą naturę. Dlatego jest
niepewna siebie. Czego sama nie potrafi zdobyć próbuje osiągnąć
zakłamaniem i diabelskimi oszustwami. Dlatego, mówiąc krótko, należy się
strzec każdej kobiety jak jadowitego węża i rogatego diabła. Gdybym
mógł powiedzieć, co wiem o kobietach, cały świat by się zdumiał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz