Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 października 2017

Anonimowość


          Od 2008 roku piszę na wielu blogach. Oprócz paru osób nie znam swoich czytelników. Niektórzy dawali sygnały zainteresowania. Prosiły o zaliczenie ich w poczet znajomych np. na Facebooku. Na tym się kończyło.
           Wiele osób podejmowało krytykę moich wypowiedzi, ale zazwy kończą się ogólnikami. Przekaz: "z niektórymi wpisami zgadzam się, ..inne w moim odczuciu są kontrowersyjne" są tak ogólnikowe, że mówią o niczym. Przeważnie  spotykam się z twierdzeniem: do twoich wpisów nie chciałabym/łbym  zajmować stanowiska. Takie podejście nie jest dla mnie twórcze. Adwersarze boją się wypowiedzi własnych, szczegółowych, merytorycznych. Niektórzy boją się dialogu. Słowa życzliwe są przyjemne, podtrzymujące na duchu, wspierające, ale nic mi dają merytorycznie. Mnie chodzi o to, abym ja również się uczył, poznawał.
         Mam wrażenie, że wzbudzam u czytelników swoisty lęk.  Moje próby zbliżenia się do ludzi nic nie dały. Spotkałem się z milczącą albo lakoniczną, grzeczną odmową. Anonimowość jest dla mnie dyskomfortem, zwłaszcza, że wiele razy otwierałem swoją dusze  i wygłaszałem swoje prywatne odczucia, wypływające z samej głębi duszy. To jest nie fair. Brak merytorycznego wsparcia ze strony odbiorców zniechęca mnie do dalszej pracy redakcyjnej.
         Wielokrotnie dawałem do zrozumienia, że nie jest moją intencją budowanie zaplecza nowej religii. Zostanę wierny Kościołowi katolickiego, mimo mojej postawie krytycznej. Rodziny się nie wybiera. Nawet wyrzucenie mnie z Kościoła nie pozbawi mnie odczucia przynależności do niego.
          Anonimowość  bierze się z braku odwagi osobistej. Jest pozycją bezpieczną, ale samolubną. Mnie chodzi o poszerzenie rodziny myślących zdroworozsądkowo.  Na razie to wygląda skromnie.
          Gdy zamilknę, to znacie powód.


Mój obecny adres e-mail: p.porebski@onet.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz