Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 marca 2013

Ewangelia wg Mateusza cz.53


          Sąd Ostateczny jest obrazem rozliczenia się człowieka z Bogiem. Głównym Sędzią jest Bóg-Ojciec. Reprezentuje Go Jezus przez swoją wizualność. Zjednoczony wolą z Ojcem w tym samym Akcie działającym.  Jest napisane: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale [...] wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały (Mt 25,31). Dość ciekawe słowa. A gdyby wprowadzić zaprzeczenie: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie, ale nie w chwale swojego Ojca, to czy byłoby to możliwe? Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że tak. Czy Jezus może sam, chwilowo oderwać się od woli Ojca i wszystkiego, co Go łączy z boską hipostazą? Czy Jezus może wrócić do swojego człowieczeństwa i do swojej własnej woli? Jestem pewien, że tak i nie widzę w tym żadnych sensacji. Nie ma możliwości, aby wola Jezusa sprzeciwiła się woli Ojca. Jezus jest doskonały przez to, że jest doskonały jak Bóg i doskonały jak człowiek. W doskonałości nie może być sprzeczności. Dalsze dywagacje na ten temat pozostawiam na inny czas.
          W obrazie sądu ostatecznego uwypuklone są dobre uczynki człowieka. Ciekawe, że z punktu widzenie ludzkiego zaangażowania nie są one wielkim obciążeniem. Głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego odziać, pomóc choremu itp. Mimo niewielkiego wysiłku stanowią o dobroci człowieka i to się liczy w oczach Boga. Czy byłeś dobry, czy zły. Nie trzeba wiele, aby być dobrym, ale niewiele potrzeba, aby być złym i niedobrym człowiekiem. Wszystkie wielkie przedsięwzięcia (posty, biczowanie się, rezygnacje z dóbr doczesnych, seksu, abstynencje,  itp.) mające pokazać jakim jest się dobrym są tylko nic nie znaczącą manifestacją w oczach Boga. Często za tym kryje się pycha. Łatwo Panu Bogu stwierdzić, kto jest kim. W życiu człowieka są jednak takie uczynki, które wymagały ogromnej odwagi (rezygnacji, pokory, obciążenia). Najczęściej nie wynikały one z zamysłu człowieka, co z okoliczności. Zdarzenia wymagające dokonania wyboru, właściwej postawy przychodzą nagle i niespodziewanie. Jeżeli człowiek sprawdził się, zaskarbił sobie znaczenie u Boga. Można powiedzieć po ludzku, że na takiego człowieka można liczyć.
          Ciekawe jest wspomnienie o tych co siedzą w więzieniu. Im też należy okazać miłość i współczucie. To nic, że odsiadują karę, na którą z pewnością zasłużyli. Teraz jednak cierpią. Uwięzionym należy pokazać, że nie utracili ludzkiej godności, że są również dziećmi Bożymi. Trzeba dawać im nadzieję i przekazywać, że są nadal kochani. Ich zło należy topić naszą miłością.
          Słowa mówiące: I pójdą ci na mękę wieczną (Mt 25,46) należy odczytywać nie literalnie, ale metaforycznie: I będzie im przykro i smutno. Smutek z obszaru beznadziei boli okrutnie i można przyrównywać metaforycznie do ognia piekielnego.

          Człowiek, który przychodzi na sąd ostateczny z pustym rękoma czuje się marnie. Taką samą ocenę otrzyma. Wobec planów Boga nie bardzo się sprawdził. Żył dla siebie i swoich wygód. To rodzaj samotności i w takiej samotności pozostanie.
          Sąd ostateczny jest granicą, o której wiemy, że nastąpi. Co będzie dalej pozostaje w zasadzie tajemnicą. Należy ufać, że Bóg ma dla wszystkich nowe propozycje. Trudno je pojąć z perspektywy wieczności. Ja jestem optymistą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz