Mateusz pisze: Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały (Mt 7,6). Wiele jest osób, którzy z góry zakładają bezsensowność dyskusji wychodząc z założenia, że i tak nie jest się w stanie poznać Boga i Jego tajemnic. Często przyznają się do wiary, ale jak twierdzą, Bóg jest niepoznawalny, obcy, daleki. Każdą tezę teologiczną potrafią wyśmiać, nie dając w zamian własnych propozycji. Inni z kolei trzymają się kurczowy raz przyjętych prawd głoszonych przez Kościół i nie dopuszczają żadnego własnego oglądu wiary. Jedni i drudzy potrafią zepsuć niejedno spotkanie, czy dyskusję.
Mówiąc o sprawach Bożych uruchamia się własne sanktuarium wiary. To powoduje, że wykład niejednokrotnie przeistacza się w modlitwę, adorację, trwanie przed Bogiem. Niejednokrotnie wykładowca otwiera się przed słuchaczami. Staje się nagi i bezbronny. Osoby pozbawione przede wszystkim kultury osobistej potrafią niekontrolowaną wypowiedzią zniszczyć modlitewną atmosferę. Ile razy mnie spotyka taka przykrość przypominam sobie słowa Mateusza: Nie dawajcie psom tego, co święte.....
Zniechęcenie pokonuję świadomością, że wiele osób pragnie dyskusji o sprawach Bożych. Mam już swoich wiernych czytelników. Nie ukrywam, że mówienie o Bogu i mnie jest bardzo potrzebne.
Wspólne przeżywanie wiary powoduje, że człowiek czuje się we wspólnocie, wśród braci i sióstr. De facto wypełnia się zamysł Boga – życia człowieka w społeczności.
Mateusz odnosi się do bardzo brzydkiej i popularnej ludzkiej wady. Człowiek zbyt łatwo i nieprzemyślanie wydaje sądy i opinie o innych. Dziś wiadomo, że nie sposób jest rozszyfrować ludzki mózg. Nigdy nie poznamy do końca motywów ludzkiego działania. Każdy ma własną koncepcję życia. Kiedy dostrzegamy, że jest inna od naszych, reagujemy krytycznie. Prawie zawsze czynimy przykrość drugiej osobie. Ona wie, że według niej, osąd nie jest prawdziwy. Nie zawsze może się bronić, prostować fałszywe osądy.
Mateusz zachęca do wytrwania w modlitwie. Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7). Każda modlitwa zaczyna się od pragnień, które bazują na nadziei pokładanych w Stwórcę. Jak zapewnia autor, On może wszystko: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,11). Modlący ujawnia swój stosunek do Ojca Niebieskiego. Zaczyna się niezwykłe misterium wiary. Między człowiekiem a Bogiem pojawia się klamra spinająca dwie bliskie sobie istoty. Zbliżenie się do siebie jest już zaczynem eschatologicznego spotkania z Panem. Kto lekceważy modlitwę, ten nie rozumie fundamentów łączności Stwórcy ze swoim stworzeniem. Modlitwa jest bardzo ważnym aktem. Szczera modlitwa jest zawsze wysłuchana i przynosi obfite owoce. Przede wszystkim modlący się wprowadza siebie w stan duchowego uniesienia. Przez to staje się silniejszy, odporniejszy i zdolny do wzniosłych czynów. Ma za sobą Ojca i Jego łaskę. Pokłady mocy drzemią w każdym człowieku. Trzeba jedynie je uruchomić. Inaczej mówiąc. Modlitwa wzniesiona do Ojca odbija się od niebios, wzmocniona Jego łaską wraca do modlącego i czyni rzeczy niezwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz