Mam
świadomość, że nadążanie za moimi myślami
i opracowaniami nie jest łatwe. Piszę już o pewnej stabilnej
wypracowanej konstrukcji wiary, która składa się z wielu nowych elementów.
Nawet wieloletni czytelnicy, pisząc do mnie, niejednokrotnie powracają do już
zarzuconych przeze mnie pojęć. Rozumiem, że powinienem więc powracać do
głoszonych tez, aby lepiej się utrwaliły. Ostatnio napisał do mnie interlokutor
pisząc o relacji człowieka ze Stwórcą jaką miał przed grzechem pierworodnym.
Faktycznie doktryna chrześcijańska historycznie przedstawia, że po stworzeniu
człowieka, żył on w raju, a potem grzech pierworodny zniszczył tę relację.
Otóż, mój ogląd historyczny przedstawiam trochę inaczej. Po akcie
uczłowieczenia istot człekokształtnych, pojawił się człowiek (ludzie), którzy
podobnie jak my dzisiaj, nie mieli zmysłowego spotkania z Bogiem. Można
powiedzieć, że relacji, jako takiej,
nie było wcale. Owszem, Stwórca obdarza każdego człowieka potrzebą
szukania Boga, ale relacja powstaje dopiero po akcie przyjęcia przez
człowieka tego daru. Z tym wiąże
się również grzeszność, a więc działania z woli człowieka. Z tym było różnie w
zależności od wrażliwości duchowej. Tak więc nie było grzechu pierworodnego
jako jednego aktu, a grzeszność jako proces dziejowy, który trwał jakiś czas, a
nawet można powiedzieć, że trwa stale. Operowanie pojęciem grzechu
pierworodnego zdewaluowało się. Był on mocny przy obrazie głoszonej katechezy.
Teraz należy na to spojrzeć inaczej. Grzeszność wiąże się z złymi uczynkami, o
których już też dawałem wykładnię. Zło wynika z niedoskonałości stworzenia i
jest przyzwoleniem Boga na skutek otrzymanej wolnej woli. Podkreślam, że
nie ma to nic wspólnego z działaniem szatana. Nowa perspektywa wymusza zmianę
sposobu myślenia. To trudne wobec wielowiekowego nagłaśniania takiej
konstrukcji wiary. Wiem, że niektórych irytuje nowe spojrzenie, uważają oni za
zbyt śmiałe i wywrotowe. Dogmaty uważają za sacrum. Przyzwyczajenia trudno
wykorzenić, ale czas na bardziej rozumowe podejście do religii. No cóż,
podjąłem się trudnego zadania, ale dostrzegam w nim potrzebę prezentowania i
upublicznienia. Nie znaczy, że mam rację, ale chętny jestem do rzeczowej polemiki.
Wiele osób utożsamia przekaz katechezy za vox Dei (słowo Boga). Trzeba
się z tym zmierzyć. Bóg nie wypowiedział słownie ani jednego słowa, z racji
swojej substancji transcendentalnej. Vox Dei może być jedynie odczytane
(a nie słyszane) przez człowieka. Jednak każde słowo wypowiedziane przez
człowieka jest w jakiś sposób niedoskonałe. Musimy mieć to na uwadze i z pokorą
podchodzić do własnych wywodów. Trzeba jednak próbować zbliżać się do Prawdy.
Trzeba być w ciągłej drodze poszukiwawczej. Dogmaty muszą pozostać relikwią
historyczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz