Dziś kolejna rocznica stanu wojennego z roku 1981. Moje
pokolenie pamięta ten dzień dokładnie. Dla mnie prysnęła w tym dniu wszelka
nadzieja. Za pół roku straciłem pracę w stanie wojennym. Pozbawiony środków do
życia, mając już dwoje dzieci byłem zmuszony szukać pomocy. Zwróciłem się do
mojego sąsiada Jurka o zatrudnienie, który miał prywatny zakład. Odmowa była
szczera: "Nie zatrudnię ciebie, bo moje dziewczyny przestaną pracować i
będą się na ciebie gapić". Ten "komplement" był szczery i w
skutkach prawdziwy. Nigdy nie miałem do Jerzego o to pretensji. Trzeba było
szukać innych rozwiązać. Napisałem wiele CV do instytucji naukowych, zakładów
pracy. W czasie oczekiwania na odzew zatrudniłem się jako robotnik
niewykwalifikowany do prac fizycznych. Burzyłem i stawiałem mury, lepiłem
epidiamem dziury w basenach wodnych i w piwnicach. Czekałem na bożą przychylność. Nie zawiodłem się. Zadzwonił
dyrektor zakładu obliczeniowego i bez warunków wstępnych zatrudnił mnie na
stanowisku kierownika działu. Po trzech latach, unosząc się honorem w
incydencie zawodowym odszedłem. Na
zawsze jednak będę wdzięczny dyrektorowi Ryszardowi K. za to, że podał mi rękę
i udzielił mi wsparcia. Od 1885 roku zacząłem pracę we własnej firmie
informatycznej. Wspomnień ma bardzo dużo i żyło mi się coraz lepiej. Nie
sądziłem, że na emeryturze będę zmuszony znów wyciągnąć rękę o pomoc. Jej
wymiar był zazwyczaj skromny, ale na jeden miesiąc mogłem poczuć ulgę. Z
siedmiu osób, które mi pomogły nie znam twarzy dwóch osób. Chętnie bym je
poznał. Nie śmiem prosić o ujawnienie się. Ze znanych mi osób wyróżniam trzy,
które same żyją skromnie. To największe dary. Będę pamiętał nieznajomego
Grzegorza, który napisał krótko, bez większych ceregieli: "Proszę o
dane do przelewu". Hojnym darczyńcą okazał się pan Zbigniew, któremu z
pewnością nie przelewa się. Z jednej strony skorzystałem z pomocy, a z drugiej
odniosłem uczucie życiowej porażki.
Łatwo jest brylować rozdając dobra, gorzej wyciągać po nie rękę. Gdy moja duma
pochodziła z sukcesów życiowych, to traktowałbym moją obecną udrekę jako lekcję
pokory. Gorzej, jak się ma w sobie dumę genetyczną. Ja nie umiem być inny,
pokorny i służalczy. We mnie jest ciągły bunt i gniew. Dlatego ogromnie
przeżywam brak wolności. Stan wojenny
zostawił po sobie skazę na całe życie. Podobnie obecna władza zabija moją
duszę. Z trudnościami finansowymi w końcu sobie poradzę. Z niewolą nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz