Uprawianie teologii jest formą stałej modlitwy lub trwaniem
przed Bogiem. Nie można zajmować się tym tematem nie dotykając Bożej
transcendencji. Myśli poruszają się w Stanie Prawdy, szukają odpowiednich słów,
aby opisać to, co jest nieokreślone. W sercu i w sumieniu stale iskrzy.
Niepoznawalny Bóg może by chciał, ale nie może objawić się w sposób zmysłowy,
prosty, namacalny. Pomiędzy Stwórcą a stworzeniem stoi mur epistemologiczny
(poznania). Obowiązuje tu zasada homeopatyczna: Podobne można rozpoznać
podobnym. Zasada ta przyznaje, że Boga najlepiej można rozpoznać duchem. Inne
poznania okazują się złudne.
Zamysł Wcielenia się
Boga w Człowieka był genialnym projektem i obejściem naturalnych
trudności. Projekt ten równocześnie wyjaśnia inne ważne aspekty, np. wielkość, rolę
i znaczenie człowieka. Nic dziwnego, że zrodziła się religia chrześcijańska.
Jezus był geniuszem w swoim czasie. Nie tylko miał wielkie rozeznanie, umysł,
inteligencję, ale umiejętność interakcji z Bogiem. On był prawdziwym Mistykiem.
Jego zjednoczenie z Bogiem było "w biegu", bez przerwy. Jego życie
można nazwać ciągłym trwaniem przed Bogiem.
Od Jezusa człowiek może stale uczyć się, i Go naśladować. Wiele pięknych słów o Jezusie napisał piewca
Jezusowy Ewangelista Łukasz.
Jezus jako istota ludzka był poznawalny, widzialny, zmysłowy.
Jezus może być portretowany, malowany, rzeźbiony. Zakaz obrazoburczy dotyczył
tylko Boga. Namalowany Bóg jest zawsze nieprawdziwy, jest swoistą karykaturą.
Te trudności już przeżyliśmy. Dzisiaj każdy może nosić obrazek Jezusa.
Jezus udowodnił, że można nawiązać łączność z Stwórcą
pomimo różnych natur. Tym samym potwierdził Jego istnienie. Jeżeli Bóg
istnieje, to wszystko jest tego konsekwencją.
Jeżeli ktoś traktuje religie jako piękną idee moralną,
to tak, jakby się zatrzymał w pół drogi
poznania. Już go nęci, ale umysł nie pozwala spróbować. Idea, która się rodzi w umyśle już wyraża za
nią tęsknotę. Potrzeba tylko wewnętrznego przyyzwolenia, które pozwoliłoby
zaakceptować i nadać idei rangi istnienia. Blokada takiej akceptacji
frustruje i powoduje brak szczęścia.
Coś ucieka bezpowrotnie, a było tak blisko. Bóg jest potrzebny niewierzącym, bo
oni są najbardziej wrażliwi. Paradoksem jest, że niewierzący potencjalnie są
lepszymi głosicielami wiary. Mówiąc o Bogu stale się o Nim przekonywują.Za
każdym słowem przywołują Boga i ich wyraz o Nim jest silniejszy.
Według mojego rozeznania praktycznie nie ma osób
niewierzących. Są tylko tacy, którzy się Bogu sprzeciwiają. Nie akceptują Jego
nadrzędnego miejsca. Nie akceptują u siebie złamania symetrii
sprawiedliwości. Uważają, że wszystkim
należy się tak samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz