Od
lat, w niedzielę, jeździłem do chorej matki. Dzisiaj postanowiłem pojechać na
cmentarz. Ze względu na mój stan zdrowia nie bardzo żona chce mnie puszczać
samego. Oferuje pomoc w załatwieniu mi transportu, ale ja nie chcę nikogo
angażować w moje sprawy i moją osobą. Skłamałem, że idę na spacer.
Dawno nie jeździłem autobusami. Słaby wzrok nie pozwalał mi odczytać
trasy i godziny odjazdu. Wsiadłem w pierwszy lepszy udający się do przodu. Na
ul. Sandomierskiej przesiadłem się na właściwy. Dojechałem. Chwiejnym krokiem
udałem się na miejsce pochówku. Byłem sam na sam z moją matką. Podpierałem się
parasolką, bo świat zaczął mi wirować przed oczyma. Wzrokiem namierzyłem cudzą
ławeczkę. Usiadłem i oddałem się modlitwie. Pierwszy raz od pogrzebu uległem
wzruszeniu. Pustka w koło pozwoliła mi na wzruszenie się. Po chwili przyszedł właściciel ławeczki. Nie odganiał mnie, ale zepsuł spokój. Postanowiłem
opuścić cmentarz. Poczułem, że mam odlot (spadek poziomu cukru). Uzbroiłem się
w cukierek. Przydał się bardzo, ale do autobusu doszedłem krokiem pijanego.
Wsiadłem do pierwszego nadjeżdżającego autobusu. Wysiadłem 1.5 km od domu.
Resztę drogi odbyłem piechotą. Doczołgałem się do domu. Na wejście nie obyło
się bez reprymendy. Zmierzyłem sobie cukier. Faktycznie było poniżej
normy. Zdałem sobie sprawy w jakim
jestem w stanie. Pomyślałem sobie, że jest do d...y. Odtworzyłem mój blog i
przeczytałem komentarz do postu: "Religia parafialna, naturalna":
"Witam. Ten artykuł był
niesamowity, szczególnie, że szukałem w tej sprawie
w zeszłym tygodniu" UltraRev Wild Raspberry Ketone.
w zeszłym tygodniu" UltraRev Wild Raspberry Ketone.
Przyznaję, że komentarz przesłany ze świata (po angielsku) poprawił mi humor.
Jak się wzmocnię, to może sklecę parę słów na jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz