Historia człowieka jest fascynująca.
Kiedy ewolucja wykształciła w dzisiejszym rozumieniu człowieka (postać
człekokształtną) Bóg zapewne wtedy pobłogosławił pierwszy ród i nadał mu statut
człowieczeństwa. Tchnął też dusze w istoty ludzkie (co potwierdza Biblia): ukształtował
Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w
nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek istotą żywą.
(Rdz 2,7). Z pewnością był to najbardziej radosny dzień na ziemi. Dusze
otrzymali jednocześnie dziadkowie, rodzice, dzieci, wnukowie tak, aby nie było
między nimi różnic w istocie. Biblia ujęła to w obrazie narodzin pierwszych
rodziców Adama i Ewy. Skrót historiograficzny odsunął kłopotliwe pytania.
Ważne, że na ziemi pojawiła się istota myśląca, pobłogosławiona przez Boga.
Skąd taka pewność? Z późniejszych owoców. Teza ta jest wstecznym proroctwem
oraz wynikiem racjonalnego rozumowania. Pierwszy człowiek był przygotowywany
przez przodków do szukania rozwiązań codziennych problemów. Pierwsze prymitywne
narzędzia były już użytkowane przez zwierzęta (małpy).
Pierwotnym narzędziem (paleolit, starsza epoka kamienia
łupanego z krzemienia) były tzw. pięściaki, czyli kamienie do rozbijania,
rozcinania owoców, a także do zadawania ciosów w czasie polowań. Przy końcu
paleolitu powstawały narzędzia wyrabiane z kości i rogów. Były to harpuny,
topory kamienne, haczyki na ryby,
skrobaczki.
Przełomowym momentem było rozpoczęcie używania ognia (kilka set lat
temu). Zauważono, że pokarm z ognia smakuje lepiej oraz że dzika zwierzyna boi
się ognia. Ogień chronił siedliska ludzkie.
Trudno dociec kiedy i jak człowiek doszedł do wprawy wzbudzania ognia.
Tę lukę historyczną grecy wypełnili legendą o Prometeuszu, który wykradł ogień
z nieba i zaniósł go ludziom. Bogowie ukarali go za to surowo.
W
tym czasie człowiek zajmował się myślistwem zbiorowym, zbieraniem korzeni,
owoców, nasion itp. Mimo słabych narzędzi polowano nawet na mamuty,
niedźwiedzie; polowania te kończyły się często powodzeniem dzięki kolektywnemu
wysiłkowi całej grupy ludzi.
Khoisan
z południa Afryki są najstarszym ludem świata. Istnieją już 100 tys. lat.
Wykazały to badania genetyczne przeprowadzone przez międzynarodowy zespół
naukowców, a ich wyniki opublikował magazyn „Science”. Odkrycie rzuca światło
na ewolucję współczesnego człowieka. Kultura Aborygenów - czyli rdzennych
mieszkańców Australii, którzy najprawdopodobniej przybyli z Afryki - liczy od
40 tys. do 65 tys. lat. W sercu dżungli Papui Nowej Gwinei, w niedostępnych
lasach żyje mała, prymitywna, ale zarazem fascynująca kultura, której znakiem
rozpoznawczym stał się uprawiany przez nią przez wiele pokoleń kanibalizm.
Plemię to liczy zaledwie 4 tysiące członków, mówiących niespotykanym nigdzie
indziej dialektem. Ludzi wierzących w demony, czarownice i bojących się ciemności
bardziej niż czego innego.
Dziś już prawie nie istnieją plemienia wędrowne (nomadowie, Buszmeni).
Buszmen, który wykorzystywał 85 gatunków dziko rosnących roślin, nie mógłby
sobie wyobrazić, że można umrzeć z głodu. Podczas polowania mężczyźni nie jedzą
i rzadko piją, za to przeżuwają kawałki kaktusa hoodia, które zmniejszają głód
i pragnienie. Nawet podczas największego upału umieją znaleźć korzenie
zawierające wodę lub soczyste melony tsamma, rosnące nad nurtami podziemnych
rzek.
Zakłada
się, że pierwsi Homo sapiens opuszczali Afrykę kilkakrotnie, ostatnio 70 - 60
tys. lat temu. Z Czarnego Lądu wyruszyli wtedy do dzisiejszego Iranu
i Turcji, a stamtąd do Środkowej i Wschodniej Azji. W tym
czasie dotarli też przypuszczalnie do Europy.
Mezolit to okres w którym człowiek dostrzegł, że przyroda może pomagać w
życiu codziennym. Właściwości sprężyste gałązek zostały wykorzystane do
tworzenia łuków i strzałów. W ten sposób człowiek dopracował się potężnej
broni. W tym samym czasie rozpoczęło się rolnictwo, udomowienie zwierząt
(pierwsze to owce, kozy i świnie). Pojawiły się pierwsze wyroby garncarskie z
gliny. Pies stał się nieodstępnym towarzyszem wypraw myśliwskich.
Z
racji darów Stwórcy człowiek czuł potrzebę przeżyć duchowych. Łączył je ze
zjawiskami przyrody. Człowiek żył w lęku, a zarazem w szczęściu. Dostrzegał
błogosławieństwa przyrody: słońce, deszcz, obfitość roślin i zwierząt oraz
przekleństwa w kataklizmach. Na tym podłożu rodziła się religia.
W
umysłach ludzi prymitywnych z pewnością kiełkowały się myśli ponad czasowe,
abstrakcyjne. Jednak możliwości wykorzystania sił natury pozostawiano bogom.
Człowiek instynktownie korzystał z niektórych praw przyrody, np. z grawitacji,
nie zdając sobie sprawy z jej genezy i właściwości. Kiedy chciał wysypać coś z
czerpaka, odwracał go do góry nogami. Dlaczego zawartość wylatywała? Mało kto
się nad tym zastanawiał.