Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 listopada 2017

Pieniądze wirtualne są bezużyteczne


          Imię Adam pojawia się w Biblii Gdańskiej (1632), Paulińskiej (2008), Poznańskiej (1974.75), Warszawskiej (1975). Natomiast w Biblii Tysiąclecia (1983) jedynie aluzyjnie 7 razy. Unika się informacji, która pochodzi nie z wiedzy, a z tłumaczenia słowa  adam (w hebrajskim znaczy ludzie) lub adhamah, co znaczy w hebrajskim ziemia. Podobnie jest w Biblii francuskiej, np.  L'homme et sa femme étaient tous deux nus, et ils n'en avaient point honte" (Rdz 2,25) .
          Słowo Adam nie ma nic wspólnego z imieniem w dzisiejszym rozumieniu. Nie nadano człowiekowi imienia Adam tylko określono pierwszego człowieka mianem Adam. Ewa nie zwracała się do męża imieniem Adam. Wracając do pierwotnego tekstu biblijnego można odczytać. Na świecie pojawili się ludzie. Ktoś zapyta, że i tak musiał być ten pierwszy. Otóż podaję hipotezę, że akt powołania ludzi z istot człekokształtnych musiał się odbyć w skali co najmniej plemienia. Na wzór zstąpienia Ducha Świętego na Apostołów, w dniu wybranym przez Stwórcę musiał odbyć się akt publiczny i globalny polegający na tym, że w wybranej populacji istot człekokształtnych wszyscy stali się od razu, w jednym momencie ludźmi w znaczeniu obecnym, by nie było przypadku, że dziadek pozostał istotą człekokształtną, a wnuczek pełnym człowiekiem.  Istoty te, człekokształtne zostały uduchowione duchem. Musiał to być dzień radosny i świąteczny. Ludzie stali się hipostazą dwóch natur: cielesnej i duchowej. Ten akt może sugerować wyjaśnienie, że zarodek ludzki w łonie matki może nie od razu ma naturę hipostatyczną. Może to odbywa się np. w momencie porodu?  Takie tłumaczenie rzuca inne światło na proceder aborcji.
         Podana powyżej sugestia wypełnia dziurę logiczną. Może prawda jest inna, ale katechetyczny przekaz jest jeszcze bardziej zagadkowy. Odważnych zachęcam do dyskusji. Jak to było z pierwszymi ludźmi, Adamem i Ewą?
         Podrzucam myśli. Może natura duchowa człowieka jest tylko zapisem przynależności do Boga, i nie ma swojej samodzielnej bytowości. Taka właściwość mogła być wykorzystana do teleportacji (przenoszenie nie cząstek ale właściwości, osobowość, świadomość) ludzi. Może Bóg korzysta z niej przenosząc człowieka w jednej chwili w dowolne miejsce we wszechświecie? Problem jest ciekawy, choć trudny, ale zachęcam do dyskusji. Może życie polega na tym, że się wie  tylko, o własnym istnieniu, nie istniejąc bytowo, a cielesność jest atrapą służącą do rozpoznawania? Człowiek może jest tylko informacją? Dynamiczny opis świata ma w sobie wiele tajemnic. Czy można zakochać się w dziewczynie namalowanej na kartce papieru? Może i można.
         Takie absurdy cisną mi się do głowy. Przerwałem dywagacje ze sobą, jak stwierdziłem, że narysowane (wirtualne) pieniądze są bezużyteczne.
Może rację mieli uczeni mówiąc, że pewne jest tylko istnienie Boga, a reszta jest złudzeniem? Tezę immaterializmu podtrzymywali w Europie George Berkeley (1685–1753) i Arthur Collier (1680–1732), w Ameryce zaś Samuel Johnson (1696–1772) i Jonathan Edwards (1703–1758).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz