Mam poczucie, że żyję w państwie bezprawia. Kompilacja
wszelakich wiadomości daje mi podstawę do takiego stwierdzenia. Co więcej,
nawet autorytet Kościoła legł w gruzy. Na dodatek świadomość, że społeczeństwo
polskie jest w większości bierne i akceptują stan rzeczy sprawia, że czuję się
źle i zagubiony. Nadzieją są zbliżające wybory, ale czy społeczeństwo stanie na
wysokości zadania? W to wątpię. Za mojej młodości ujawniło się wielu
wspaniałych ludzi, bojowników o wolność i godność narodową. Ci sami korzystając
z wywalczonej wolności złapali wirusa
pychy i arogancji. Zastanawiam się, co oni widzą przeglądając się w lustrze.
Czy rozpiera ich duma, że w swoim życiu dorobili się fortuny i stanowisk? Czy
zauważają szkody jakie wyrządzają narodowi. Dzisiejszy dobrobyt będą musieli
spłacać nowe pokolenia. Dzisiejsza władza wyrządza krzywdę następcom. Czy jest
to godne z wyznawaną wiarą? Czy tych
niuansów nie widzi hierarchia kościelna? O czym myślą ci, którzy modlą się na
ołtarzu. Czy dochodzi ich refleksja, że coś jest nie tak? Czy konfrontują rzeczywistość z nauką
Chrystusa? 50 lat temu Polska borykała się z grzechami władzy. Przyczyna leżała
poza granicami kraju. O losach Polaków decydowali mocniejsi. Zło było na
zewnątrz. Dzisiaj sami sobie gotujemy nasz los. Dopuściliśmy do władzy ludzi
słabych, o wielkich kompleksach. Trzeba im współczuć, bo los ich zagrożony. Już
niedługo staną przed Bogiem. Co będą mieć na swoją obronę?
Moje własne kłopoty łączę się problemami państwowymi. W
sumie trudno żyć. Pozostaje nam prosić Opatrzność o faktycznie "dobrą
zmianę". Aby odnieść sukces musimy pomóc Opatrzności. Trzeba iść do
wyborów i zagłosować według własnych sumień. W nich trzeba odczytać zamysł
Stwórcy. Wszystko co dobre od Boga pochodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz