Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.2


          Po prologu, Łukasz przedstawia historię narodzin Jana. W treści pomieszane są fakty rzeczywiste z własnymi koncepcjami autora. Łukasz korzysta z praktykowanego schematu biblijnego. Niepłodna kobieta, Elżbieta w podeszłym wieku (por. z Sarą, żoną Abrahama; Anną, matką Samuela), miła Bogu, dostąpi szczególnej łaski od Boga, dziecię będzie błogosławione (napełniony Duchem Świętym, cudownie naznaczone) jeszcze w łonie matki. Cud będzie ujawniony dla wszystkich. Autor ewangelii ujawnia, że potęga Boga nie ma granic.
          Kapłan Zachariasz, służąc w świątyni, miał widzenie (neurotyczne). Zobaczył anioła o imieniu Gabriel, który przepowiedział mu narodzenie syna Jana. Pasowało Łukaszowi, w jego koncepcji, pokazać Zachariasza jako niemego. Przekaz anioła jest dość dziwny: I zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci te radosną nowinę. A oto będziesz niemy,.... (Łk 1,19–20). Radość z tego faktu jest raczej wątpliwa. Jak tłumaczy to anioł, Zachariasz został ukarany za cień wątpliwości, jaki okazał podczas rozmowy z nim. Wydaje się, że kara jest niewspółmierna do uczynku. Wątpliwości nie mogą być karane, zwłaszcza przez Boga. Chodzi tu, prawdopodobnie o zupełnie coś innego. Niemy, nie może opowiadać, co faktycznie wydarzyło się w świątyni. Narracja w pomyśle dość prosta i banalna.
          Jan rozpoczął życie pustelnika na Pustyni Judzkiej. Tam też, prawdopodobnie zetknął się z esseńczykami i został powołany na proroka. Jego głównym zadaniem stało się wzywanie ludzi do nawrócenia oraz przygotowanie drogi do publicznej służby przepowiadanego Pismem świętym Mesjasza. Jan głosił potrzebę nawrócenia wewnętrznego i odnowy duchowej ludzi. Symbolem tego przygotowania miał być chrzest udzielany przez proroka słuchaczom jego nauk w rzece Jordanie przez zanurzenie w wodzie.
          Ten sam anioł o imieniu Gabriel udaje się do Nazaretu, do Dziewicy Maryi poślubionej mężowi imieniem Józef z misją: Posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret,  do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.  Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą,».  Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca».  Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!» Wtedy odszedł od Niej anioł (Łk 1,26–37).  Filozoteizm odrzuca istnienie aniołów jako istot istniejących samodzielnym, własnym istnieniem. Wobec tej tezy, cały opis Zwiastowania należy traktować jako wymysł literacki Łukasza. Stanowisko takie narusza pierwsze pryncypia wiary chrześcijańskiej. Niektórzy czytelnicy mogą w tej chwili poczuć się zgorszeni moimi słowami. Proszę jednak pohamować gniew i postarać się przyjąć moje słowa jako tezę roboczą. Nie jest moją intencją przewracania wiary, ale pokazanie jej od innej, rozumnej strony. Jak spróbuję to wyjaśniać dalszym tekstem, nie ma to większego znaczenia w roli Jezusa, który na krzyżu osiągnie chwałę Ojca. Zmierzam więc do tej samej idei eschatologicznej co katecheza kościelna. Rezygnuję jedynie z niedorzeczności i legendarnego poglądu, że zamężna Dziewica ma urodzić Syna, pozostając dalej dziewicą. Syn zostaje ogłoszony Synem Boga, który będzie na równi z Nim. Według prostej konstrukcji myślowej proponowany jest w zasadzie politeizm. Aby ustrzec się od politeizmu powstanie karkołomna konstrukcja wiary, w tym: rodowód Jezusa, Trójca Święta, preegzystencja Syna Bożego jako Logos. Trzeba przyznać, że w końcowym efekcie powstanie spójna i piękna konstrukcja wiary chrześcijańskiej, z tym że pomieszane i skompilowane będą w niej wątki prawdziwe i nieprawdziwe.
          Ta konstrukcja wiary zostanie skutecznie wprowadzona w umysły wiernych. Zostanie tak mocno zakorzeniona, że trudno będzie ją zmienić. Dopiero po włożeniu ogromnej siły woli, żmudnej pracy badawczej, zdarzenia opisane przez Łukasza pojawią się jako wątpliwe.
          Kiedy kończyłem studia teologiczne, owszem miałem pewne wątpliwości, ale całym sercem wierzyłem głoszonej katechezie. Kiedy zacząłem konfrontować wiedzę z różnymi źródłami, wątpliwości zaostrzyły się. Przyznaję, że był to bardzo trudny okres w moim życiu. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przyjdzie mi podważać naukę Kościoła. Odwiedzałem znanych mi teologów, kapłanów i próbowałem rozmawiać o moich wątpliwościach. Spotkania oceniam jako żałosne. Nie usłyszałem żadnego przekonywującego dowodu, że się mylę. Nie mogłem pojąć, że przedmiot wiary opiera się na kompilacji przesłanek wiary z tysięcy lat. Rodząca się Tradycja wchłaniała Prawdy objawione (odczytane), ale i legendy i mity. Rodząca się religia od początku była skażana przesądami i własnymi wizjami autorów, których było wielu. Dziw bierze, że w tej postaci dotarła do XXI wieku. Stawiałem sobie wiele pytań. Dlaczego przedmiot wiary nie był na bieżąco kontrolowany i korygowany przez ludzi do tego uprawnionych. Przerażające były myśli, że religia ma w sobie pokłady infantylne. Bóg został wykorzystany do prezentowania ludzkich pomysłów. W Jego „usta” wkładano własne słowa. Można powiedzieć, że Boga traktowano jak kukiełkę w teatrze.
          W czasie mojego pisania esejów teologicznych jeden z wybitnych polskich teologów prof. Tomasz Węcławski (specjalizujący się w teologii dogmatycznej i fundamentalnej, profesor zwyczajny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, były katolicki prezbiter, współtwórca Pracowni Pytań Granicznych UAM, tłumacz. Dzisiaj nazywa się Tomasz Polak) ogłosił odejście od kapłaństwa, ponieważ przestał wierzyć w boskość Chrystusa.

Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w moim działaniu reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej. Zakończyłem i zamknąłem moją działalność kapłańską. Zamierzam działać publicznie wyłącznie na moją własną odpowiedzialność (Tomasz Węcławski).

Myślę, że jego droga naukowa w jakiś sposób była podobna do mojej. Stracił wiarę w Jezusa przez krytyczne odczytanie Pism świętych. Czy mnie to też miało spotkać?
          Wiara w Boga jest u mnie mocno osadzona z racji nauk przyrodniczych (!). W wierze Boga nie mam żadnych wątpliwości. Bóg jest logiczną koniecznością w rozumieniu funkcjonowania Świata.  A Jezus? Kim tak naprawdę jest?  Zacząłem z wątpliwościami i bardzo ostrożnie. Przeskakując okres poszukiwań (można napisać na ten temat książkę)  przyznam, że nie tylko nie straciłem wiary w Jezusa, ale pogłębiłem o Nim wiedzę. Tę pewność dały mi właśnie te „infantylne” święte Pisma. Dlaczego? Bo dopiero zestawiając ze sobą wszystkie informacje, można dojść do wspaniałego wniosku, że idea Jezusa jako współistotnego Bogu jest sensowna. Powiem więcej. Nie wyobrażam sobie innej koncepcji powiązania świata nadprzyrodzonego z rzeczywistym. Bardzo jest mi żal profesora Węcławskiego, który nie wytrwał w poszukiwaniach i gdzieś zabłądził. Doskonale go rozumiem. Gdybym miał możliwość, a on ochotę, to bardzo chciałbym z nim porozmawiać.
          Kiedy będę dalej pisał o Ewangelii Łukasza będę zgłaszał moje zastrzeżenia. Proszę spróbować je zrozumieć. Jeżeli ktokolwiek ma coś do dodania lub skomentowania, to jestem otwarty na dyskusję. Stawiam tylko jeden warunek. Komentarze muszą wynikać z troski przedmiotu wiary, a nie dotykać mnie osobiście (ad personam).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz