Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 14 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.8

                  
          Jezus wzmocniony mocą Ducha po odbytych rekolekcjach (kuszenie na pustyni) rozpoczął pierwsze wystąpienia publiczne. Odwiedzał okoliczne miejscowości i spotykał się z rodakami w synagogach. Jego popularność rosła. Przyszedł również do Nazaretu, swojego rodzinne miasta.
          Ewangelista Łukasz korzystał z wielu źródeł. Nie wszystkie były datowane i trudno było mu złożyć chronologiczny bieg wydarzeń. Czyni więc kompilację z dostępnego materiału, przekazując, może nie prawdę historiograficzną, ale sens wydarzeń.
          Jezus zna bardzo dobrze treść Pism świętych. Z ich pomocą próbuje przekazać słuchaczom, że Ojciec Niebieski wysyła proroków do misji specjalnych (Izajasz). Oni to przepowiadają mesjasza.
          W synagodze Jezus odczytuje fragment z księgi Izajasza o posłannictwie proroka: Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę, aby obwieszczać rok łaski Pańskiej (Iz 61,1–2). Czytając te słowa wskazywał na siebie. Gdy skończył powiedział: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli»  (Łk 4,21). Jezus wie, że Jego misją jest niesienie „dobrej nowiny”. Tekstem biblijnym chce autoryzować siebie. Natrafił na sąsiadów.  Początkowo są zachwyceni Jezusem i zdumieni Jego słowom, ale z drugiej strony widzą w Nim dawnego sąsiada, syna Józefa. Dziwią się, jak może o sobie mówić, że jest prorokiem. Po chwili jednak narasta w nich gniew. Jezusa uznają za bluźniercę i chcą Go strącić ze skały. Jezus opatrznością Bożą unika skazania.
          Jezus puentuje wydarzenie słowami: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie (Łk 4,25). Sentencja ta jest aktualna do dnia dzisiejszego. Łatwiej o szacunek w innym mieście niż we własnym środowisku.
           Z nietolerancją, zwłaszcza lokalną  muszę i ja się borykać. Mam jednak ten komfort, że rozumiem w czym jest rzecz. Choć wierzę w Prawdy absolutne, to one są dla człowieka niedostępne. Owszem, można powiedzieć, że ciągle się do nich zbliżamy i to z różnych stron. Każdy ma własny ogląd świata, a więc prawda jest całkowicie względna, indywidualna i subiektywna. Człowiek zwraca uwagę na różne aspekty rzeczywistości, na które inny nawet nie spojrzy.  Nie należy więc dziwić się, że są rozbieżności w poglądach. Tak jest ludzki świat zorganizowany. Pewnie jest w tym jakaś przednia myśl i zamysł Boga. Może chodzi oto, aby człowiek nie przestawał nigdy szukania Prawdy.
          Wszystko, co piszę jest w rezultacie moim (choć nie tylko) poglądem. Nikt nie ma patentu na prawdę. Nie dziwię się, gdy ktoś widzi świat, czy Boga inaczej. Trzeba zachować szacunek dla innych poglądów, bo one wynikają z wolności człowieka danej przez Stwórcę. Nie wolno też na siłę ich forsować, bo to jest zadawany gwałt na wolność osobistą. Poglądy można prezentować tylko na zasadzie pewnych propozycji poglądowych. Wszelkie wojny religijne to totalne nieporozumienie. Czasy, w których używano miecza do narzucania religii, na szczęście już minęły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz