Geneza święta Wszystkich Świętych (łac. omnium
sanctorium) ma długą historię. Sięga ona czasów starożytnych
do IV wieku, kiedy wspominano w wybranym
dniu wszystkich męczenników chrześcijańskich. Ramy liturgiczne i dzień
świętowania w Kościele katolickim
wyznaczył papież Jan XI w 935 roku. Ponieważ męczennicy kojarzeni byli z
osobami świętymi, dzień ten nazwano Dniem Wszystkich Świętych.
Święto Wszystkich Świętych jest wyrazem wiary w
obcowanie świętych,
czyli w wspólnotę zmarłych,
którzy przyjęli chrzest i zostali włączeni w Ciało Chrystusa. Już XV wieku
nastąpiły kontrowersje pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem dotyczące wspólnoty
świętych. Spór dotyczył umiejscowienia dusz zmarłych, którzy mają się dopiero
oczyścić. Osoby niewierzące, czy też bez chrztu miały swoje miejsce w piekle.
Dzisiaj zmieniają się poglądy na ten temat. Filozoteizm
proponuje umiejscowienie duszy w promieniach Boskich promieni światła.
Odległość od Źródła (Boga) zależy od czystości duszy. W miarę oczyszczania,
zmniejsza się ta odległość, a dusza coraz bardziej odczuwa radość Boskiej
bliskości. Piekło można kojarzyć z miejscem
bardzo odległym, niemal w nieskończoności na Boskim promieniu. Takie
obrazowanie pozwala na nadzieję, że kiedyś wszystkie dusze oczyszczą się i
dotrą do misterium Boga jedynego. Takie stanowisko apokastazy (powszechnego
zbawienia, idea pustego piekła) prezentuje wielu teologów, jak Jan Szkot
Eriugena, Hans Urs von Balthasar, kardynał Cormac Murphy-O'Connor, S.N.
Bułgakow, czy P. Evdokimov. Wśród
polskich teologów można wymienić ks. Wacława Antoniego Hryniewicza. Przy czym
nie wyrażają oni pewności zbawienia, lecz jego nadzieję.
Wielu teologów uważa, że idea apokatastazy jest w
sprzeczności z przesłaniem ewangelii i podważa nienaruszalność woli człowieka. Kiedy zebrani w 543 roku na Synodzie w
Konstantynopolu biskupi napisali, że jeśli ktoś twierdzi, że kara szatanów i
złych ludzi jest tymczasowa i że kiedyś nastąpi jej koniec, czyli
„apokatastaza” dla diabłów i bezbożnych ludzi – niech będzie wyklęty [1] -
wydawać by się mogło, że sprawa została rozstrzygnięta. Głoszący apokatastazę
Orygenes, filozof i męczennik chrześcijański, żyjący w latach ok. 185-250
został następnie potępiony na II Soborze Konstantynopolitańskim (VI
powszechnym) w 553 r. wraz z Teodorem z Mopsuestii, Teodoretem z Cyru i Ibasem
z Edessy (Dorota
Walencik, http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/artic/20040727132311469.htm).
Jak sądzę, dzisiejszy Kościół katolicki zajmuje stanowisko bardziej liberalne i
dopuszcza myśl o powszechnym zmartwychwstaniu.
Tak naprawdę, to brak
wiedzy na temat życia pozagrobowego. Wszystkie teorie są jedynie pobożnym
życzeniem. Pozostaje nam jedynie wiara, która zresztą może mieć różne oblicza.
Jak sam przyznaję, jest coś na rzeczy i wynika to z logicznego pojmowania sensu
istnienia świata i ludzi. Filozoteizm świat niebiański widzi nie jako miejsce,
ale stan. Pojęcie stanu, trudne do zrozumienia i wyobrażenia jest być może
podstawowym pojęciem przestrzeni transcendentnej. Do tego trzeba się
przyzwyczaić. Z pewnością życie pozaziemskie jest zupełnie inne niż w świecie
rzeczywistym. Niektóre sny ujawniają dziwność obcowania z duszami zmarłymi.
Przeważnie się spieszą, są małomówni, tajemniczy, przyjmują postawy
towarzyszące. Zapytane jak tam (w niebie) jest, potwierdzają, że nie da się
tego opisać słowami ludzkimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz