Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 listopada 2016

Odrzucić kokon, który blokuje


          Mam świadomość, że pewne moje przemyślenia, tezy nie mieszczą się w głowach czytających. Dlaczego? Bo od dzieciństwa kodowały się w nich pewne standardy, pojęcia, które stały się ich zamkniętą bazą światopoglądową.  Matryce myślowe bardzo mocno zakorzeniły się i człowiek z nimi się utożsamia. Kiedy następuje zderzenie z nowym oglądem rzeczywistości uruchamia się automatycznie bariera obronna. Pojawia się wewnętrzny bunt, sprzeciw,  fanatyzm a nawet i agresja.
          Ci, którzy próbują wyzwolić się z takiego  kokonu (ograniczenia) poznawczego muszą dokonać w sobie ogromnej wiwisekcji (zabieg chirurgiczny na żywym organizmie) umysłowej. Sam osobiście przeżyłem takie chwile, gdy musiałem zmierzyć się po raz pierwszy z krytyką dogmatów chrześcijańskich. Do tej chwili byłem posłuszny nauce Kościoła. Wierzyłem, że komu jak komu, ale Kościołowi można ufać w doktrynie wiary. Sądziłem, że doktryna katolicka oparta jest na faktografii, czyli prawdzie obiektywnej. Dopiero później zrozumiałem, że ta dziedzina opiera się na obrazowaniu rzeczywistości.
          Teraz im więcej wiem, tym żal do Kościoła maleje. Dlaczego? Bo może faktycznie nie można było inaczej. Wiara dotyczy nieznanego i nie można ją podawać do końca w sposób racjonalny. Przykładem są zachowania kapłanów egipskich. Co innego wyznawali, a o czym innym mówili (czytaj Faraon Bolesława Prusa).
          Moje rozterki trwały ponad miesiąc. Chodziłem wtedy jak obłąkany, odwiedzałem wielu teologów, kapłanów, światłych osób. Pytałem i pytałem. Przy sposobności naraziłem się wtedy wielu. Dla niektórych, z racji pytań, czyniłem zgorszenie. Bardzo pomógł mi wtedy ks. prof. KUL Józef Kudasiewicz, recenzent dwóch moich książek. On poznał się na sile innowacji, jaka ode mnie emanowała. Uspakajał i mówił – pisz.
          Pamiętam ten dzień, kiedy nadeszło olśnienie dotyczące grzechu pierworodnego – grzech pierworodny jest procesem, a nie jednorazowym aktem. To był kluczyk do dalszych rozważań i odkryć. To było światło, oświecenie i rodzaj terapii. Pozbyłem się korpusu, który mnie krepował.
          Dziś wiem, że na świat trzeba patrzeć fenomenologicznie (bez obciążeń). Bo nie jest on jednoznacznie czytelny. Wielką pomocą jest moje przyrodnicze wykształcenie (geofizyka). Uczyłem też w liceum fizyki (astronomii). Już od dawna dostrzegałem, że przekaz wiedzy, zwłaszcza przez media, niejednokrotnie mija się z prawdą naukową. Niedouczone dziennikarstwo, żądne jedynie sensacji, przekazywało odkrycia naukowe w krzywym zwierciadle.  Przede wszystkim modele konceptualne, równania matematyczne, które służą do opisu zjawisk traktowane są jako prawdy obiektywne (np. UFO, krzywo-przestrzenie).
          W pewnym momencie poczułem się oszukiwany przez wiele instytucji, w tym przez mój ukochany Kościół. Poznawanie coraz głębszych warstw prawdy spowodowało, że coraz trudniej jest ją przekazać.
          Takim bardzo trudnym zagadnieniem jest  realność generowanych pojęć w umyśle. Czy pojęcia wygenerowane w umyśle istnieją w świecie rzeczywistym, czy pozostają tylko na poziomie abstrakcji?  W sumie to problem odwieczny o tzw. uniwersalia.  Czy istnieją w świecie rzeczywistym idee?           Pojęcie "idei" wprowadził do filozofii Platon, który uważał, że istnieją one realnie, poza rzeczami zmysłowymi; stanowią byt rzeczywisty i samoistny.
           Pomijając bardzo ciekawą, długą historię dyskusji nad uniwersaliami przejdę do meritum. Pojęcie Boga wytworzone w umysłach ludzkich okazało się prawdą rzeczywistą. Inne pojęcia niekoniecznie.
           Niektórzy sądzą, że skoro istnieje Bóg, równie dobrze, mogą istnieć takie byty jak anioły, czy szatan. Otóż moje rozważania poszły w kierunku tylko pierwszej Prawdy. Bóg istnieje realnie, choć jest transcendentny. Inne istoty duchowe nie mają konieczności istnienia. Fizykalnie, ani metafizycznie nie istnieją. Są jedynie pojęciami pomocniczymi do wyrażania zagadnień teologicznych. Ciekawe, że sam Jezus korzystał z tych pojęć, jak w przykładzie: mówiąc do Piotra: Idź precz szatanie (Mt 4,10). Nie dziwię się, bo dostosowywał się do poziomu odbiorców.
          Odkryłem jeszcze jedną rzecz. Kiedy  człowiek naprawdę otworzy się na Prawdę, staje się ona dziecinnie prosta i łatwo przyswajalna. Tak prosta, że czasem wstydzę się tego czego piszę. Boję się, że ktoś mi zarzuci – czy masz nas za głupka, nie popisuj się, to jasne jak słońce.
          Przemiła interlokutorka napisała: tylko na bazie prywatnych doświadczeń, wydaje się, że anioł to byt osobowy, ogromnie inteligentny, [...]. W obecności anioła człowiek czuje się podobnie jak pięcioletnie dziecko w obecności kochającego, mądrego i już dorosłego brata. Dla mnie jest to przykład ogromnej siły sugestii, jaka się rodzi, gdy uniwersalia traktowane są serio. Więcej, jak ważna i trwała jest wiara zrodzona wewnątrz człowieka. On tym żyje, ufa temu i z tym się utożsamia. Podobnie jest z modlitwą. Najczęściej uważa się, że człowiek modli się do Boga i On reaguje konkretną pomocą. Mało kto wie, że modlitwa ma siłę zwrotną i to ona pomaga modlącemu się. Słowa modlitwy zmierzające ku niebu odbijają się od sklepienia i wzmocnione duchem bożym wracają do człowieka i to one powodują dobre przemiany. Dla niektórych znowu szok. Jak to, Bóg nie bierze w tym udziału? Oczywiście, że bierze, ale chodzi o mechanizm wypracowany w koncepcji Stwórcy. On dał ludziom narzędzia sprawcze i odkupieńcze. Tym wszystkim musi zagospodarować człowiek. Dla niektórych to trudna mowa. Tak, prawie wszystko przerzucam na stronę aktywności człowieka. W tym jest wspaniały dar Boga. Bóg inwestuje w ludzki rodzaj. Daje mu siłę i ogromne kompetencje. Człowiek przejmuje rolę Stwórcy. Zmierza do dziedzictwa bożego, obiecanego  przez Boga. Podziwiając ludzkie możliwości, jak wielki musi być Stwórca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz