Łączna liczba wyświetleń

sobota, 9 maja 2015

Uregulowanie pojęć


          Wzajemne przepychanki jakie obserwuję pomiędzy osobami wierzącymi a ateistami wynikają z niejednoznacznych definicji pojęć. Spróbuję uporządkować pojęcia wg posiadanej wiedzy.

Bóg

          Szwajcarski psychiatra i psycholog Carl Gustaw Jung (1875–1961) mówił: ja w Boga nie wierzę, ja wiem [1]. Całkowicie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Stwórca jest logiczną koniecznością wszystkiego co istnieje. Nie ma skutku bez przyczyny. Siłą rzeczy musi pochodzić ze strefy nadprzyrodzonej, ponad to, co stworzył. Każdy człowiek intuicyjnie wyczuwa ją w sobie. Niezależnie od wiary, każdy człowiek potrafi zanurzyć się w sobie, w swoim wewnętrznym sanktuarium. Ateiści powiedzą – w myślach (w rozumie). Człowiek jednak posiada uczucia, które nierzadko są z rozumem na opak. Bóg wynikający z logiki nie musi być przedmiotem wiary, ale wiedzy. Ze względu na jego dzieła, można poznać Jego przymioty. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.  Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła (Rz 1,19–20); Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę (Mdr 13,5). Według miary ludzkiej, z pewnością, jest mądry i inteligentny. Posiada w sobie przymioty osoby.
          Bóg zakorzenia się w każdym człowieku. Przez naturalne Objawienie się w duszy, może być odczytywany. Każdy otrzymuje od Niego dary wolności wyboru, prawo naturalne i sumienie. Każdy, kto się na Boga otworzy może nawiązać z Nim osobistą relację. W człowieku jest zdolność do miłowania. We własnym sanktuarium wiary można egzaltować się Bogiem, dochodzić z Nim do mistycznych zaślubin. Nikt obcy nie ma prawa tam wchodzić. Tą intymność należy chronić i pielęgnować. Poczucie Boga w sobie daje niesamowite siły witalne. Emmanuel Kant (1724–1804) w swojej książce Krytyka czystego rozumu argumentował o niemożności poznania Boga. Odnalazł Go w argumentach moralnych: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie.

 

Wiara

          Wiara może dotyczyć Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, dlatego, że stan wiedzy o Nim jest niewielki, a źródła, które o Nim podają są  przemieszane różnymi koncepcjami teologicznymi. Przykładowo, każda ewangelia Nowego Testamentu pomimo jednego kierunku, ma własną  koncepcję teologiczną. Można to zauważyć mając już pewne doświadczenie i wiedzę.
          Kościół chrześcijański opracował konstrukcję wiary łącząc faktografię historyczną z mitami i legendami. Konstrukcja ta budzi wątpliwości natury zdroworozsądkowej. Pomimo oczywistych legend i bajek niesie przesłanie, które jest moralnie poprawne.
          Wiara może mieć różne podłoża. Często wynika z potrzeby poczucia bezpieczeństwa. Silnym jej motorem jest intuicja. Człowiek wyposażony jest przez Stwórcę potrzebą Jego poszukiwania. To dar nadprzyrodzony. Warunkiem Jego akceptacji jest otwarcie się na Boga. Łącznie z darami sumienia, prawa naturalnego, intuicji, potrzeby dobra, rodzi się w umysłach obraz Boga jako idei kogoś doskonałego. Z warunku koniecznego wynika, że Przyczyna sprawcza istnieje. Dary nadprzyrodzone jakie są dane człowiekowi uzupełniają obraz Boga. Pewność wiary, zaangażowanie, pozwalają odczytać Jego walory, podmiotowość. W wyniku wiary, człowiek czuje się bezpieczniejszy, kochany. Odpowiedzią jest ludzka miłość do Boga.
          Wiara jest kapitalnym uzupełnieniem wiedzy i odwrotnie Jeżeli nie uwierzycie, nie będziecie rozumieli (Iz 7,5). Św. Anzelm mawiał: wierzę abym zrozumiał; wiara poszukująca zrozumienia (fides querens intelectum).  Główna teza spójności nauk jest widoczna i zgodna z nauczaniem Jana Pawła II, który w encyklice Fides et ratio (1998) stwierdził: Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. […] Nie ma więc powodu do jakiejkolwiek rywalizacji między rozumem a wiarą: rzeczywistości te wzajemnie się przenikają, każda zaś ma własną przestrzeń, w której się realizuje.
          Wiara i nauka są kołami napędowymi jednej idei. Jedno wzmacnia drugie, interferuje. Niekontrolowana wiara może prowadzić do egzaltacji. Jeżeli przekracza granice zdroworozsądkowe może prowadzić do fanatyzmu.
           Trzeba jednak wiedzieć w co się wierzy. Wiara zakorzenia się w sercu człowieka. Blaise Pascal (1623–1662) mawiał: serce ma dowody (racje), których rozum nie zna. Jeżeli głosiciele wiary zdobędą twoje zaufanie, to  należy jeszcze przepuścić ich przekaz przez własny rozum i sumienie. Egzaltacja zewnętrzna wiary nie jest wskazana. Przeważnie nie jest rozumiana przez innych. Może budzić złe emocje, a nawet zgorszenie. Nie ma nic gorszego jak fanatyzm wiary. Przeważnie Bóg staje się wtedy bozią, a to jest infantylny obraz Boga, którego wystawia się na pośmiewisko.
          Idea chrześcijaństwa jest niezwykłą koncepcją. Niezależnie od obiektywnej prawdy, niesie przesłanie miłości. Koncepcja wywyższenia Jezusa Chrystusa do Aktu działającego Boga, jest przede wszystkim wyrazem ludzkiej nadziei. Koncepcja ta tłumaczy, po części, status i rolę człowieka we wszechświecie. Jest tak piękna, że można użyć słowa – boska. Jeżeli tak, to ja w to wchodzę. Intuicyjnie wyczuwam tu „palec Boży”. Jeżeli jednak nie ma w tym prawdy, to pozostaje mi świadomość wielkości człowieka. Ponieważ człowieka stworzył Bóg, to i tak, na to samo, wychodzi.

Religia

          Religia jest tworem ludzkim opartym na indywidualnym objawieniu się Boga w każdej ludzkiej istocie. Tak też religia dotyczy spraw duchowych. Ponieważ jest pochodzenia ludzkiego, jest niedoskonała, skażona ludzkimi słabościami. Służy ona do obsługi liturgicznej wiary. Bardzo szybko przerodziła się w element dyscyplinowania ludzi, społeczeństwa. Jak pokazuje nauka, religia jest tworem bardzo pożytecznym w rozwoju człowieka. Wyciąga na zewnątrz ludzkie dobro, uwrażliwia i uszlachetnia człowieka. Podobnie czyni to humanizm. Jednak siła oddziaływania jest o wiele większa.  Paradoksem jest, że religia,  która powinna łączyć, tak wielu ludzi poróżniła.

Kościół instytucjonalny, widzialny 

          Kościół instytucjonalny składa się z ludzi z całą ich niedoskonałością. Tym samym posiada dokładnie takie same przywary, grzechy co każdy wierny. Oczekiwanie, że kościół będzie nienaganny jest utopią. Nie wolno samego kościoła traktować jak Boga. Kościół instytucjonalny jest figurą (typem) człowieka (summa summarum słabości wszystkich ludzi). W nim gromadzą się wszystkie ludzkie grzechy i cnoty. Łatwiej jest jednak zobaczyć w nim zło, niż dobro. Historia pokazuje kościół jako instytucję zbrodniczą, którą nikt nie chce rozliczać (z bojaźni przed potęgą instytucji). Korzystają na tym ci, którzy kościół prowadzą od tysięcy lat.  Wystarczy wspomnieć o wprowadzaniu wiary chrześcijańskiej mieczem przez Karola Wielkiego, ofiary inkwizycji, mordów misyjnych[2], symonie, nepotyzm, skandale obyczajowe, przekręty finansowe, pedofilizm, orgie itd. Wszystko to czyniono w imię prawa, powołując się na Boga i osoby święte (np. Maryję). Mając świadomość niedoskonałości kościoła należy zrobić wszystko, aby kościół służył dobru, a nie złu. Kościół wraz z wiernymi powinien kroczyć ku doskonałości. Zło jakie w nim panuje należy potępiać. Złych kapłanów odrzucać. Pomimo ludzkich słabości, kościół jest człowiekowi potrzebny jako miejsce wspólnotowe. Zło należy dobrem zwyciężać. Trzeba kościół stale naprawiać. Trzeba się o niego troszczyć, jak o własne dziecko.

          Bardzo często ateiści krytykują to, co powinno podlegać krytyce (np. instytucja kościoła), ale często zajmują się teologią, której nie rozumieją (bo ją z góry odrzucają lub ustawiają się do niej kontra). Jak wspomniałem, Bóg podlega logicznemu rozumowaniu, a u ateistów jest przedmiotem niewiary (paradoks).
          Każde wymienione pojęcie wymaga rozwinięcia i uzupełnienia. Podobnie wiele innych pojęć wymaga precyzyjnej definicji i rzeczowych, jednoznacznych wyjaśnień. Niniejszy blog w zasadzie temu służy.


[1]  Podobnie mówił francuski entomolog Jean Henri Fabre (1823–1915):  Ja w Boga nie wierzę, ja Go widzę.
[2] W 1493 r. bulla papieska uprawomocniła wojny przeciwko wszystkim narodom w Ameryce południowej, które odmówiły przyjęcia chrześcijaństwa. Gdy katoliccy misjonarze przybyli do Meksyku, żyło tam 11 mln Indian. Po stu latach było już tylko 1.5 mln. Szacuje się, że w ciągu 150 lat zabito przynajmniej 150 mln Indian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz