Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.25


          Czy Jezus znał swoją niebiańską przyszłość? Wszystko wskazuje, że tak. Skąd? Odczytał zamysł Boga, że ma objawić w sobie Ojca i być drogą do zrozumienia istoty ludzkiej. Objawienie w sobie Ojca polega na ujawnieniu Jego Boskich atrybutów, nie do końca ówcześnie rozumianych. Jezus jako Człowiek ujawnił pełną godność człowieka jako stworzenie szczególne i wyróżnione przez Stwórcę. Niezwykłość człowieka polega na tym, że nosi w sobie naturę Boga. Tym samym jest nieśmiertelny jak Ojciec. Dzieci przejmują cechy po rodzicach. Człowiek jest bytem niemal doskonałym[1].
          Warto poświęcić czas na medytację i wgłębić się w temat jak bardzo człowiek jest podobny do Boga. Medytacja nie będzie miała końca, bo Bóg nie może być do końca rozpoznany. Medytacja przyniesie też niezwykłe owoce duchowe. Siłą rzeczy nastąpi otwarcie się na Boga. Niektórzy będą mieli szczęście niemal fizycznej z Nim bliskości. Do medytacji należy podejść z pokorą stworzenia, ale z otwartym sercem. Można ją powtarzać i cieszyć się modlitewnym trwaniu przed Bogiem. Wychodząc z konkretnym przesłaniem będzie można dokonywać aktu adoracji Boga. Serce będzie chciało wyrwać się z ciała i podążyć do Niego. Proszę spróbujcie.
          W perykopie Pierwsza zapowiedź męki (Łk 9,22) Jezus zapowiada najbliższą przyszłość.  Nie mówi o sobie inaczej jak Syn Człowieczy. Wybór określenia nie jest przypadkowy. W nim ukryta jest znajomość prawdy o sobie samym (Jezusie). Syn człowieczy jest uroczystym określeniem człowieka; Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz? (Ps 8,5). Można dopatrzyć się nad nim szczególnej troski Boga. Bóg zwraca się do swojego proroka Ezechiela: Synu człowieczy, stań na nogi. Będę do ciebie mówił ...  słuchaj tego co ci powiem (Ez 2,1,8). Tym samym Ezechiel jest kimś znacznym dla Boga.  Jezus wie, że jest ważny dla swojego Ojca i że ma do spełnienia misję z Jego woli. Jezus tym określeniem daje sygnał o sobie. Nie wynika to z próżności, ale z faktografii historycznej. Syn Człowieczy wyraża zapowiedź męki i śmierci na krzyżu: Trzeba, aby Syn Człowieczy wiele wycierpiał. Często towarzyszy mowie o rzeczach ostatecznych. W Nowym Testamencie, oprócz Jezusa, tylko Szczepan użył słowa „Syn Człowieczy”: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga (Dz 7,56). Ten szczegół pozwala wychwycić większe prawdopodobieństwo autentyczności cytatów Jezusa w ewangeliach.
          Lud oczekiwał wodza, który zwróci im wolność. Bóg oczekiwał Syna, aby Objawiły się sprawy Boże, a Jezus pragnął pokazać kim jest człowiek i do czego jest zdolny. Bez Jezusa pewnie człowiek by odkrył kiedyś kim jest naprawdę. Nie ma takiej potrzeby. Jezus zrobił to już za innych. Ktoś zapyta, co takiego pokazał Jezus, że jest tak ważne? Człowiek jest stworzeniem, który ma w sobie instynkt lęku. To co może spotkać istotę żyjącą, to koniec życia. Dla zwierząt to koniec absolutny, bo nie ma w sobie pierwiastka nieśmiertelnego (ducha). Nieśmiertelność człowieka jest skromnie zasygnalizowana w Piśmie świętym. Człowiek miał prawo lękać się o swoje życie. Jezus pokazał i udowodnił nieśmiertelność człowieka aktem zmartwychwstania. Choć dowód został pokazany nielicznym, to pozostał ślad historyczny w formie przekazu świadków. Owszem, nadal pozostał w sferze wiary, ale została ona podbudowana faktem. Jezus udowodnił nieśmiertelność człowieka, przez to pokazał wielkość i godność człowieka. Nieśmiertelność jest atrybutem Boga. Tym samym każdy człowiek otrzymał takie same atrybuty.
          Jezus pokonał lęk, a więc pokazał na co stać człowieka. Intencja ofiary krzyża oparta jest na miłości do drugiego człowieka. Jego cierpienie i śmierć było intencjonalne. On to uczynił, aby wybawić grzeszników i zapewnić im zbawienie wieczne. Ofiara Jezusa oczyściła dusze z nałogów zła i złych nawyków (np. działania siłowe na skutek np. gniewu), które narodziły się jako grzech pierworodny. Grzechy powodują, że dusza ludzka, mimo natury nieśmiertelnej, jest okaleczona słabością i podatna na grzech. Ofiara Jezusa przywraca duszy jej pierwotny stan doskonałości. Po śmierci dusze nie będą już zdolne do grzechu, i to jest właśnie zasługą Jezusa. Bez mocy odkupieńczej, dusza ludzka nie była w stanie sama się oczyścić i przywrócić stan doskonałości. Musiał to uczynić Ktoś, kto został wyniesiony na poziom wyższy (Boga), skąd powołano człowieka do istnienia. Jezus otrzymał od Ojca Jego Chwałę w Akcie działającym. Otrzymana moc pozwoliła dokonać tego niezwykłego Odkupienia. Faktem jest, że ta niezwykła moc zadziałała dopiero, gdy Jezus został wywyższony, ale Jezus najpierw był Człowiekiem. Ktoś zapyta, a co by było, gdyby Jezusa nie było? Jak kiedyś pisałem, Bóg był „zaskoczony” owocami wolnej woli, którą sam udzielił ludziom. Być może miłością do swoich stworzeń sprawiłby inny akt Odkupieńczy. Pewnie byłby równie skuteczny, ale co ważne, byłby bez udziału człowieka. Jezus sprawił, że zasługa leży po stronie człowieka. Bóg afirmował Ofiarę Jezusa-Człowieka i uczynił ją skuteczną.



[1] Tytuł mojej 4-tej książki. Coriolanus 2009.

czwartek, 30 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.24

          Jezus wspiera się uczniami. Wysyła ich na misję ewangelizacyjną (Łk 9,1–6). Wyposaża ich w moc i w zdolności leczenia chorób. Uczniowie otrzymali dwa zadania: głosić Ewangelię i uzdrawiać chorych. Ich wygląd miał być skromny, co być może miało zachęcić słuchaczy do dawania datków, karmienia i udzielania gościny. Paweł z Nazaretu powie później: Tak też i Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię (1 Kor 9,14).  Co prawda  apostoł głosił Ewangelię za darmo, niemniej przedstawia taką ewentualność. Jedynie od Filipian Paweł, bez wahania, przyjął zasiłki pieniężne, i to wielokrotnie. Był on wtedy w więzieniu.
          Ewangelizacja zataczająca coraz to nowe i większe tereny zaniepokoiła Heroda Antypasa. Wydawało mu się, że zabijając Jana ma problem z głowy. Jezus intrygował Heroda. Chciał go zobaczyć. Gdy uczniowie  powrócili z misji, przekazali swoje doświadczenia Nauczycielowi.
         Perykopa Pierwsze rozmnożenie chleba (Łk 9,12–17; Mt 14,13–21; Mk 6,34–44; J 6,1–14), podobnie jak u Jana mówi tylko o jednym zdarzeniu rozmnożenia chleba. Być może ich opis jest wierniejszy w prawdzie. Istnieje przypuszczenie, że Mateusz i  Marek podali dwa opisy tego samego epizodu, aby zwrócić uwagę na różne jego wymiary[1]. Wydarzenia te zostały omówione przy omawianiu Ewangelii Mateusza (patrz Ew. wg Mateusza cz.27 i Ew.  wg Marka cz.13).
          Jezus sondował uczniów, pytając: Za kogo uważają Mnie tłumy (Łk 9,18). Jak już pisałem, Jezus nie chciał utożsamiać się z prorokowanym mesjaszem, nawet ze zwykłej uczciwości. Jezus wiedział, że nie wyzwoli swojego narodu z rąk okupanta. Nie chciał zawieść, ani oszukać swojego ludu. Jego rolą był przekaz Nowej Ewangelii, nowego przekazu wiary. Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Jezus odnosi się do Prawd Starego Testamentu, ale wnosi nowe spojrzenie religijne. Przede wszystkim oczyszcza wizerunek Boga z ludzkiego, żydowskiego obrazowania. Boga Sprawiedliwego, ale despotycznego. Przedstawia natomiast jako Ojca pełnego miłości i pełnego miłosierdzia. Bóg nikogo nie karze. Wszystkich otacza swoją ojcowską miłością. Intencje Jezusa zostały poniekąd zniweczone przez stale obowiązująca Tradycję, której się kurczowo trzymano. Jezus nie może przebić się całkowicie przez utarte zwyczaje. Jego nauka będzie potrzebowała wielu lat zanim zostanie właściwie odczytana i zrozumiana. Być może, wszystko to zostało przewidziane w ekonomii Bożej. Do wszystkiego trzeba dorosnąć.
          Warto porównać ewangelistów w przekazie mesjanizmu Jezusa. Łukasz mówi o „Mesjaszu Bożym” (Łk 9,20), bardziej dobitniej niż przedstawia to Marek posługując się tylko nazwą „Mesjasz”, ale trochę słabiej niż u Mateusza, gdzie mówi się o „Synu Boga żywego”. Można wyciągnąć z tego wniosek, że temat mesjanizmu w owych czasach nie był jednoznaczny, ani jasny. Nie dziwią więc końcowe słowa perykopy: Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili (Łk 9,21).



[1] La Bibbia per la Famiglia a cura di Gianfranco Ravasi Milano, tłum. Kielce 2007 s.230.

środa, 29 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.23

          W perykopie Uzdrowienie opętanego (Łk 8,26–39; Mt 8,23–27; Mk 4,35–141) mowa jest o  wyrzucaniu złych duchów przez Jezusa. Jak już wielokrotnie wspominałem, szatan  ontologicznie nie istnieje. Istnieje natomiast zła energia wywodząca się z ludzkiego działania (funkcjonał zła, zła emocja). Nie ma ona ontologicznego podłoża, ale ujawnia się w skutkach działania. Ma w sobie zdolność przemieszczania się i wpływania na inne funkcjonały (osłabiać lub wzmacniać). Obrazem złej energii może być szatan. Należy podkreślić, że jest to tylko obraz. Ze względu na ciągnioną tradycję i katechezę kościelną obraz ten urealnił się i jest traktowany jako samodzielnie istniejący byt. Gorzej, bo uważa się powszechnie, że jest pośrednio, przez anioły, istotą stworzoną przez Boga.
          Zło istnieje w działaniu, jest dynamiczne[1], a nie ontologiczne. Funkcjonał zła atakuje wszystko co dobre, w tym dobrze funkcjonujące zdrowie. Człowiek choruje, gdy zakłócona zostaje równowaga energetyczna organów lub funkcji życiowych. Jezus miał do czynienia z ludźmi chorymi (tu zwanymi opętanymi). Jego moc uzdrawiająca polegała na przywróceniu równowagi energetycznej. Od Jezusa wychodziła moc (funkcjonał dobra): moc wyszła ode Mnie (Łk 8,46). który neutralizował szkodliwe działania złej energii. Dzisiaj próbuje się polem magnetycznym przywracać stabilność energetyczną. Z doświadczeń wynika, że uzyskuje się pewne dobre efekty, ale nie są one tak radykalne jak w przypadku mocy Jezusa.
          Na podobnej zasadzie uzdrowiona została kobieta cierpiąca na krwotok. Kiedy dotknęła się ubioru Jezusa, moc spłynęła w ciało kobiety. Krwotok został zatrzymany. Pomogły też słowa Jezusa, który dopatrzył się w działaniu kobiety wielkiej wiary: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju (Łk 8,48). Warto zauważyć, że wiele znaków i cudów jaki Jezus czynił oparte są na zasadach funkcjonowania organizmu. Cudem jest to, że miało to miejsce.
          Jezus budzi ze snu (a może ze śmierci klinicznej) córkę Jaira (Łk 8,40–55). Przypadek musiał być ciężki. Nie chciał większego rozgłosu więc udał się do chorej w ścisłym gronie swoim uczniów: Piotra, Jakuba i Jana oraz z rodzicami dziewczyny. Cud uzdrowienia zbagatelizował mówiąc, że ona tylko śpi. Mimo wszystko uczestnicy zdarzenia osłupieli ze zdumienia (ŁK 8,55). Autor perykopy ujawnia dziwną ekonomię objawiania przez Jezusa swoich możliwości. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili o tym, co się stało (Łk 8,55). Można mniemać, że uzdrowienie córki pozostało w przestrzeni osobistej relacji Jezusa z uzdrowioną. Tym samym, cuda Jezusa nie były głównym atutem działalności Jezusa. Ta skromność i powściągliwość Jezusa świadczy o Nim samym. Jezus pragnął wiary płynącej z serca i głębokiego przekonania, a nie przez spektakularne, widowiskowe wydarzenia. Kto chce dobrze zrozumieć Jezusa musi wydobyć z ewangelii te niuanse zdarzeniowe. Prawda jest niejako ukryta. Jest głęboko osadzono w psychice ludzkiej. Przestrzeń wiary tam ma swoje korzenie. Wiara oparta tylko na cudownych wydarzeniach jest uboga i nie do końca prawdziwa. Wierząc Jezusowi trzeba starać się wniknąć w Jego zamysły, w Jego mentalność i w to, co chce ludziom przekazać. Wiara musi być zakorzeniona głęboko w sercu. Samo przyjęcie istnienia Boga jest tylko ciekawostką zdarzeniową, podobną do wiary, że istnieją czarne dziury, czarna materia i inne nowinki przyrodnicze.


[1] Awerroes (1126–1198): Cechą świata jest wieczny ruch.

wtorek, 28 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.22


          Jezus ujawnia jedną z tajemnic Bożego zamysłu. Wszyscy powinniśmy być dla siebie siostrami i braćmi, bo z jednego korzenia wszyscy pochodzą i jednego mają Stwórcę. Rodziny są potrzebne dla właściwego rozwoju potomnych i należytej opieki nestorów. Dorośli powinni przysposabiać się do życia społecznego i kolektywnego, dla dobra ogółu. Rodzina powinna być bazą z której wychodzi się do ludzi i do własnego życia. To miejsce ładowania akumulatorów i odpoczynku. Jeżeli rodzina zamyka się i tworzy klan (mafię) to tworzy komórkę „rakową”. Społeczeństwo nie ma nic z tego. Klany rodzinne to zaspakajanie egoistycznych ludzkich potrzeb. Jeżeli nawet są generatorem dobra, to wytworzone dobro jest hermetyzowane, nie wychodzi na zewnątrz i nie czyni dalszego dobra, jest więc bezużyteczne.
          Perykopa Burza na jeziorze (Łk 8,22–25) obrazuje bardzo podobne sceny z życia wzięte. Choć istnieje świadomość obecności Boga w życiu, to z chwilą jakakolwiek zawieruchy życiowej człowiek lęka się  i zwraca się o pomoc do Boga. Pierwszym odruchem obronnym są okrzyki: o Boże!; O Jezu!; Matko Boska! Te akty strzeliste wykrzykują również ateiści. Tak jak zwierzęta stale nadsłuchują zagrożenie, tak człowiek lęka się o swój byt. Wszystko może zrobić mu krzywdę. Każdy człowiek potrzebuje poczucia, że jest przez coś lub kogoś chroniony. Każdy potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Ci, którzy pozbawiają się wiary, stawiają siebie w miejscu nieoznaczonym, niepewnym. Nie pokazują lęku, aż do chwili nadejścia zagrożenia. W strachu wszyscy równi. Ci co mają prawdziwą w sobie wiarę potrafią się opanować i swój problem złożyć na ręce Boga. Ateiści w strachu mają nadzieje ślepego losu. W gruncie rzeczy są bardzo samotni.
          Trzeba jednak wiedzieć, że Opatrzność Boga nie zmienia biegu wypadków (poza wyjątkami). Zdarzenia mają swoją przyczynę i pędzą nieubłaganie w losowe rozwiązanie. Tak więc giną niekiedy dzieci, burzone są kościoły itp. Gdzie jest Bóg? Jest razem z tymi, którzy Jego pragną, a On wzmacnia ich duchowo w pokonywaniu trudów i strachu. Bóg daje wsparcie duchowe, a nie rzeczywiste. Ciągłe pretensje do Boga, że nie interweniował jest totalnym nieporozumieniem. To, po co nam taki Bóg-Opiekun? Ludziom wydaje się, że obecna rzeczywistość jest czymś najważniejszym dla nich. To nie jest prawda. Stawka idzie o coś bardziej ważnego. Chodzi o życie wieczne. Ci, którzy Boga chcą sądzić i rozliczać, muszą to czynić z perspektywy wieczności. Na ten temat powinni wypowiedzieć się ci, którzy są już po tamtej stronie. Ocena sytuacji będzie klarowniejsza. Póki co, trzeba zawierzyć, że tak jest. W hospicjum dla dzieci umierają niezawinione istoty. Można zapytać dlaczego? Prawdą jest jednak, że większa tragedia jest po stronie pozostających przy życiu, a nie małych istot. One szczęśliwe cieszą się bliskością Boga. Wszystko trzeba rozpatrywać z perspektywy życia wiecznego.

poniedziałek, 27 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.21

          Łukasz pisze: Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło (Łk 8,17). Cały Świat zanurzony jest w Prawdzie. Nie ma osobnego schowka, w którym ukryte byłyby prawdy Boga. Jeżeli tak, to wszystko jest dostępne pro publico bono (dla dobra ogółu). Pozostaje jedynie odczytać Prawdy. Gdzie one są zapisane? Słowo „zapisane” sugeruje ujęcie literalne. Nie. Prawdy zapisane są świadomością duchową. Odczytywane mogą być przez instrumenty duchowe człowieka jakim są: dusza, serce, sumienie. Człowiek, który próbuje i stara się zrozumieć, otwiera się na działanie łaski Boga i niekiedy doświadcza olśnienia. Przychodzi moment, że już wie. Trzeba tu zaznaczyć, że z czego innego pochodzi wiedza z porządku logicznego. Na podstawie zebranych informacji, za pomocą rozumu, człowiek kształtuje pogląd o danej rzeczy, czy w sprawie.  Wiedza odczytana ze stanu Prawdy jest innego rodzaju. To wiedza prosta. Np. istnieje Stwórca; Bóg oczekuje ode mnie tego, czy tamtego; imperatyw duchowy, teraz wiem, że muszę to zrobić; należy pomóc danej osobie; trzeba iść w danym kierunku; to jest dobre, a to złe; Bóg oczekuje ode mnie innej postawy. Jezus odczytywał ze stanu Dobra najwyższego wolę Ojca.
          Czy stan Prawdy (zapis prawd Bożego pochodzenia) i stan Dobra (zapis woli Boga) najwyższego są dostępne dla każdego? Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że mimo woli i bez przerwy sięgają do tych stanów. Niestety, informacja jest zagłuszana ludzkimi sprawami. Człowiek, który ma złą wolę, grzeszne myśli, złe intencje ma utrudniony odczyt. Mistycy, ludzie uduchowieni o czystych i nieskalanym sercu mają łatwiejszy dostęp do tajemnic Boga.
          Czy ze stanu Prawdy można odczytać historię wszechświata? Stan Prawdy i stan Dobra Najwyższego dotyczą spraw nadprzyrodzonych. Historia wszechświata rzeczywistego zapisywana jest w biegu światła (lub w innych nośnikach informacji). Np. Teraz można oglądać historię wszechświata sprzed wielu, wielu lat. Obrazy historii można odczytywać niemal zmysłowo, o ile dysponuje się odpowiednią aparaturę. Istnieją osoby o zdolnościach paranormalnych, które potrafią odczytywać historyczne informacje w biegu światła (lub innych fal). 
          W tej samej perykopie Zadanie uczniów (Łk 8,16–18). Autor pisze: Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma (Łk 8,18). Słowa mówią o wielkiej niesprawiedliwości rzeczywistej. Jest faktem, że pieniądz robi pieniądz, a bieda zazwyczaj się pogłębia. Jeżeli są to jakieś reguły samoistne, to trzeba powyższe słowa odczytywać jako przestrogę. Wiedząc, o takich mechanizmach trzeba temu zaradzać. Pieniądz powinien być dobrze lokowany, aby zarabiał na siebie, a biedę trzeba pokonywać. Czym? Dobre pytanie. Oczywiście pracą. A jak jej nie ma na rynku? To ją trzeba samemu wykombinować, stworzyć (szczotka i pasta do butów, i już można stworzyć stanowisko pracy; korepetycje, sprzątanie, drobne naprawy, drobne usługi, zbieranie ziół, grzybów, owoców, pilnowanie dzieci, dostarczanie prasy, spacery ze zwierzętami, rozwożenie i dostarczanie pieczywa, nabiału, podwożenie, oprowadzanie turystów, handel bazarowy, biuro drobnych usług, opieka ludzi starszych i niepełnosprawnych, załatwianie zleconych spraw w urzędach, wyładowywanie wagonów, malowanie parkanów, ścinanie trawy, pomoc w ogrodzie, usuwanie śniegu, granie na instrumentach w alejach miejskich, pozowanie malarzom, roznoszenie ulotek handlowych). Lepiej wykonywać drobne prace niż prosić o jałmużnę. Z takich małych interesów powstawały koncerny.  Trzeba tylko chcieć.

niedziela, 26 maja 2013

Niewiara publicznie deklarowana

          Bardzo wiele osób ma trudności z aktem wiary[1]. Wyobraźnia ich nie pozwala przyjmować istnienia innej inteligencji niż rodzaju ludzkiego. Jednak ogląd świata podpowiada, że musi istnieć jej przyczyna. Francuski  astronauta, uczestnik misji wahadłowców Atlantis i Discovery mówił w wywiadzie: Wierzę, że istnieją siły nadrzędne wobec nas. On patrząc na ziemię z perspektywy kosmosu dostrzegał i przeżywał, wyczuwając intuicyjnie, że świat musi mieć swoje uzasadnienie. Przyznał: W kosmosie myślę między innymi o tym, jak mało wiemy o działaniu wszechświata. Albert Einstein zagłębiał się głęboko w prawa przyrody. Dostrzegał wzajemne zależności. Świat nie jest bezładem, lecz logicznie zorganizowanym tworem. Jest w nim zawarta myśl, koncepcja, a to z kolei sugeruje, że kieruje tym jakaś Inteligencja. Gdzie jest i kim jest ta inteligencja? A. Einstein, choć był agnostykiem godził się na istnienie czegoś/kogoś, kto urządził istniejący świat. Nic z niczego się nie rodzi, nie powstaje. Na pytanie, czy wierzy w Boga odpowiedział: Nie można o to pytać kogoś, kto z coraz większym zadziwieniem próbuje zbadać i zrozumieć nadrzędny porządek wszechświata. Do końca życie pozostał u niego jedynie problem z aktem wiary.
          Wiara to, coś nienaukowego. Uczeni wstydzą się jej. Nie chcą narażać  się na uśmiechy i komentarze kolegów. Boją się posądzenia o naiwność. Wiara wymaga aktu odważnego. Z wiarą łączy się zaufanie. Do kogo? Brak bezpośredniego kontaktu zmysłowego z Bogiem oddala od aktu zaufania. Jezus mówił wyraźnie, że aby pójść za Nim, trzeba się zaprzeć samego siebie i pokonać własny lęk. Człowiek musi najpierw uwierzyć w siebie, w swoją intuicję. Przed takim aktem odwagi stanął Jezus przed Piłatem. Musiał odważyć się przyznać Kim jest. Niewielu uczonych akademickich potrafi złożyć deklarację wiary: Tak, jestem wierzący. Na pytanie wprost kluczą i dają odpowiedź wymijającą. Wśród wierzących uczonych, którzy nie mieli z tym trudności to: Mikołaj Kopernik (astronom, matematyk, prawnik, 1473–1543); Kartezjusz (fizyk,  matematyk, filozof, 1596–1650); Blaise Pascal (fizyk, matematyk, filozof, 1623–1662); Izaak Newton (fizyk, filozof, matematyk, 1643–1727); Gottfried Leibniz (fizyk, filozof, matematyk, 1646–1716); Ludwik Paster (chemik, mikrobiolog, 1822–1895) mawiał: Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy – sprowadza do Niego z powrotem; Max Planck (fizyk 1858–1947) mówił: dla wierzących Bóg stoi na początku, dla fizyka zaś na końcu wszelkich dociekań.
          Ci, którzy z serca złożyli taką deklarację, z pewnością są zaskoczeni, jak łatwiej jest im żyć. Nabierają do siebie samych szacunku. Jednocześnie spływają na nich łaski Boga. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć (lub usłyszeć od nich ich przeżycia).
          Dla wahających się proponuję skorzystanie z hipotezy roboczej istnienia Przyczyny świata (idea uniwersalnego Umysłu czy Logosu Arthura Eddingtona, 1882–1944). Teza, choć hipotetyczna pozwala na prowadzenie badań w kontekście istnienia Stwórcy.  Samo założenie daje ogromne możliwości poznawcze. Świat staje się bardziej zrozumiały. Jedno tłumaczy drugie. Zauważana jest harmonia i spójność zjawisk przyrodniczych. Zrozumiała jest piękność i logika wszechświata. Można ją ogarniać rozumem. Wierząc, stajesz się zdolny rozumieć; jeżeli nie wierzysz, nigdy nie zdołasz zrozumieć ( św. Augustyn).
          Jezus jest fenomenem religii żydowskiej. Na Niego trzeba innego aktu wiary. Ja musiałem zmagać się z tym tematem prawie przez całe moje życie. Dziś, nikt nie jest w stanie oderwać mnie od mojej wiary w Jezusa – Człowieka wywyższonego do Aktu działającego, czyli Boga (wiara chrześcijańska).
          Wiara ujawnia zdolność człowieka do myślenia abstrakcyjnego. Umysł ogarnia coś, czego nie da się dotknąć, zobaczyć, a jest. Siłą umysłu potrafi człowiek wytworzyć w sobie obrazy, które trudno opisać słowami. Nadświadomość wychwytuje przestrzeń nadprzyrodzoną. Mądrość bazuje na wyczuciu. On wie w co wierzy. Ateiści nie potrafią przyjąć tych zdolności umysłu. Odrzucają je, lub tłamszą w sobie. Siłą rzeczy nie doceniają człowieka jako istoty niezwykłej i nieprzeciętnej. Ateiści to żeglarze w małej łupinie na rozszalałym morzu. Wiatr spycha ich i targa w dowolną stronę, gdzie nigdzie nie widać wybrzeża.
          Dzisiejsza nauka pokazuje wiele elementów z przestrzeni wiary. Zwykły rozsądek musi czasem ustąpić przed nowymi wnioskami naukowymi. Naukowcy muszą zmierzać się z nieokreślonością (np. miejsce elektronu można jedynie określać rachunkiem prawdopodobieństwa, a nie pewnością obliczeń; poza tym elektron nie jest cząstką tylko zaburzeniem elektromagnetycznym) i statystycznym ujęciem zjawisk. W wielu zjawiskach przyrodniczych rządzą prawa probabilistyczne. Świat, im głębiej się sięga  staje się coraz mniej uchwytny i zrozumiały. Brak pewności w pomiarach, bo często nie wiadomo jaką drogą przypadku pójdą zdarzenia (rozpad promieniotwórczy oparty jest na statystyce i rachunku prawdopodobieństwa). Niepewność w nauce koreluje się z niepewnością w wierze. Dlaczego? Bo brak zaufania do własnych odczuć. Nauka i wiara muszą się pogodzić jak skłócone rodzeństwo. Oboje jadą na tym samym wózku. Do Prawdy można jedynie zbliżyć się. Dla człowieka do końca jest nieuchwytna. Trzeba też przełamać w sobie intelektualne i religijne tradycje oparte na autorytecie Kościoła, w których się wrastało. Wiarę trzeba oczyścić z legend i mitów. Trzeba kierować się rozsądkiem i dobrą wolą. Trzeba nauczyć się myśleć samodzielnie (fenomenologicznie). Nie lękajcie się.


[1] Akt wiary, to przede wszystkim wewnętrzne przekonanie o istnieniu Boga.

Ewangelia wg Łukasza cz.20


          Na temat dziwnych słów Jezusa: Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli (Łk 8,10; Mt 13,13; Mk 4,11), które są cytatem z Księgi Izajasza (6,9n) już pisałem i tłumaczyłem. Proszę powrócić do moich wykładów.  Ewangelia wg Mateusza cz.22 oraz Ewangelia wg Marka cz.10. Niezależnie od badań hermeneutycznych (badanie celu i sposobu pisania, gatunki literackie, okoliczności powstawania tekstów, interpretacji zakrytych znaczeń) ciekawe jest pojmowanie wiedzy o królestwie Bożym. Z tekstu wynika, że tajemnice Boskie są ujawniane na różnych poziomach ludzkiej świadomości. Można zapytać, komu jest dane poznać tajemnice Nieba? Wydaje się, że zależy to od samego człowieka, na ile może otworzyć się na Prawdy. Bóg do człowieka nie przemawia głosem ludzkim, ale Jego głos można odczytywać ze stanu Prawdy. To dość ciekawe, choć zawiłe tłumaczenie. „Słowa” Boga to absolutne Prawdy. Jeżeli człowiek jest do tego predestynowany (przysposobiony) może je odczytywać. Może też odczytać je błędnie, lub błędnie  przekładać na język ludzki. Niektórzy więc mają wiedzę o świecie nadprzyrodzonym, ale nie potrafią jej przekazać. Niektórzy czują „Boga” niemal namacalnie, ale nie opowiedzą o tym, nie potrafią. Wiara jest relacją osobistą między człowiekiem a Bogiem. Relacja z Nim może być niesamowitą zażyłością (wręcz ślubem mistycznym). Przykładem jest Jezus. On posiadł tę łaskę jeszcze za życia.
          Jezus mówi do uczniów: Wam dano poznać tajemnicę królestwa Bożego (Łk 8,10). Wydaje mi się, ze jest to antycypacja (zdarzenie przyszłe) tego co się stanie później. Inni pozostaną w wierze podstawowej. Ich potrzeby są mniejsze. Wystarczy, że wierzą. Choć patrzyli na Jezusa nie dostrzegali przyszłego Aktu działającego, słuchali Jezusa, choć nie wszystko rozumieli co mówił. Uczniowie otrzymali łaskę zrozumienia istoty rzeczy. Ujawniali tajemnicę Boga na ile umieli je przełożyć na język ludzki. Na końcu dali świadectwo swojej wiary. Tym samym złożyli podpis przynależności do Jezusa.

sobota, 25 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.19


          Jezus przyrównuje ówczesne pokolenie Żydów do dzieci, które przekomarzają się w oglądzie zdarzeń. Nie potrafią rozeznać się w prawdzie. Jana Chrzciciela uważają, że duch go opętał, bo nie jadł chleba, nie pił wina i zachowywał się niezwyczajnie. Synem Człowieczym są zgorszeni przez Jego kontaktowanie się z faryzeuszami. Żydzi pragną  widzieć posłańców Boga za osoby święte, nieskazitelne. Jezus natomiast chciał przebywać wśród ludzi w pełnym tego słowa znaczeniu, dobrych i złych, bogatych i biednych. Kiedy faryzeusz, ciekawy Jezusa, zaprosił Go do siebie na posiłek, przyjął zaproszenie. Jak pisze autor: zajął miejsce za stołem. Tam zaistniała kłopotliwa sytuacja. Kobieta, która prowadziła życie grzeszne w mieście (jawnogrzesznica) przybyła z drogim alabastrowym olejkiem, przypadła do nóg Jezusa i zaczęła rozcierać własnymi włosami wylany olejek na jego stopy. Akt kobiety należy rozumieć jako oddanie Jezusowi pełnego uwielbienia, szacunku i pokornej wdzięczności. Z pewnością pragnęła też, aby Jezus darował jej grzechy. Ciekawe, że kobieta wiedziała o plenipotencjach Jezusa. On odpuszcza kobiecie grzechy, mówiąc: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju (Łk 7,50). Jednocześnie poucza gospodarza, tłumacząc mu swoje postępowanie (odpuszczenie grzechów). Gospodarz i biesiadnicy są zaskoczeni. Byli zaszokowani kobietą, która śmiała, w ich towarzystwie, rozpuścić włosy (uważano to za nieprzyzwoitość). Wszystko było dla nich niepojęte. Uważali, że bezczelność Jezusa przekroczyła wszelkie ramy przyzwoitości. Jezus był gościem i nie uszanował ich zwyczajów. Na ich oczach prezentował się jako  równy Bogu. Według nich, tak postępowali tylko bluźniercy.
          Jezus wędrował przez miasta i wsie. Głosił Ewangelię. Z Nim byli Jego uczniowie oraz kilka kobiet, które im obsługiwały. Autor pisze o Marii Magdalenie, którą uleczył; o Joannie, żony Chuzy, zarządcy u Heroda oraz o Zuzannie.
          Jezus wysoko cenił kobiety. Wiedział, że nie jest jeszcze czas, aby zmienić wobec nich obyczaje. Gdzie mógł, to okazywał im szacunek i uznanie.
          Perykopa Przypowieść o siewcy (Łk 8,4–8) jest jedną z przepięknych przypowieści pokazującą podejście do religii. Ujawnia całą prawdę o społeczeństwie i jego różnym stopniu zaangażowania religijnego. Niektórzy nie chcą nic słyszeć o Bogu, twierdząc, że szkoda na to czasu (ziarno podeptane na drodze lub wydziobane przez ptaki). Cała wiedza jest nieracjonalna, nieuchwytna i jakby z księżyca. Nie potrafią rozeznać skutków od przyczyny. Nie dostrzegają obecności  i działania Boga w świecie rzeczywistym. Wszelkie informacje o Bogu są bezsensowne, nierealne. Uważają, że religia jest bajką stworzoną przez człowieka.
          Wiele osób przyjmuje Boga, z racji istnienia świata, rozumując poprawnie, że musi być tego jakaś przyczyna. Nie pielęgnowana taka wiara  (ziarno uschnięte przez brak wilgoci) wysycha z braku kontynuowania poszukiwań. Słabe zaangażowanie w wiarę powoduje, że zostaje ona zagłuszona przez codzienne trudy i obowiązki. Bóg zajmuje miejsce bohatera serialu. Kiedy się go ogląda, wraca się myślą do bohatera na czas projekcji. Potem człowiek zmierza do innych wartości. Sprawy bieżące pochłaniają człowieka. Michał Heller profesor astrofizyki i kapłan powiedział kiedyś na wykładzie  UJ (przy temacie „Granice kosmosu”): Kiedy badam przyrodę, staram się niejako „zawiesić” moją wiarę. Bo przecież kiedy zajmuję się np. teorią względności Einsteina, nie muszę się zastanawiać, czy wierzę w Boga, czy nie. Nie podzielam takiego podejścia. Nie sposób zawiesić wiarę na jakiś czas. Ja tego nie pojmuję.
          Autor Ewangelii pisze, że wśród słuchających są tacy, którzy w swoim sercu przejdą przemianę duchową. Wśród podobnych pojawią się późniejsi słudzy Boga.

piątek, 24 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.18


          Moje opracowania są przeznaczone dla tych, którzy chcą coś więcej wiedzieć o własnej religii. Nie są natomiast katechizacją wiary chrześcijańskiej. Nie przedstawiam sposobu uprawiania kultu, liturgii, czy tekstów modlitewnych. Mam świadomość, że milionom wystarcza to, co oferuje Kościół. Oni zawierzyli tej instytucji, że poprowadzi ich do zbawienia. Zgadzam się z tym poglądem. Kościół nie uczy niczego złego. Jest to instytucja bardzo potrzebna. Oprócz wad z racji kierowania nim przez ludzi, przede wszystkim przechowuje depozyt wiary chrześcijańskiej i przekazuje ją kolejnym pokoleniom. Jak zorientowałem się dopiero po 58 latach mojego życia depozyt wiary jest obrośnięty mitami, legendami i ciągnioną Tradycją od zarania wieków. Na bazie Pisma świętego i Tradycji powstała konstrukcja wiary, która jest piękna, wewnętrznie spójna. Wadą jej jest dogmatyzacja, przesadzony ezoteryzm (trąca gnostycyzmem) i posługiwanie się nieprawdą historyczną. Wiele legend i mitów nabrało realnego znaczenia. Czas nie stoi w miejscu. Można zadać pytanie, czy dalej przekazywać przestarzały depozyt wiary, czy odbudować podstawy wiary na miarę dzisiejszych potrzeb? Oczywiście jestem za wiarą opartej na prawdzie historycznej i rozumowo słusznej. Wszystkie moje teksty należy traktować jako propozycje do dyskusji. Wierzę, że kiedyś fachowcy zajmą się moimi propozycjami na serio. Nieskromnie powiem, że udało mi się stworzyć kompleksowy ogląd wiary, który jest również spójny, duchowo piękny, i co najważniejsze, jest oparty na współczesnej wiedzy naukowej.
          Jan był prorokiem i znał proroctwa swoich poprzedników. Był przekonany, jak większość Żydów, że  przybycie Odkupiciel jego narodu. W wyobraźni dostrzegał wielkiego męża stanu, rycerza, który siłą wypędzi okupanta. Prawdopodobnie Jan poznał Jezusa dopiero podczas chrztu. Jednak uroczysta chwila zakłóciła dokładniejsze wzajemne poznanie. Jan miał wątpliwości, co do Jezusa. Jezus nie bardzo pasował na rycerza odnowiciela. Wysyła więc do Niego swoich uczniów z pytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać (Łk 7,19). Jezus nie odpowiada wprost. Jak już wspominałem, nie bardzo chciał być utożsamiany z mesjaszem starotestamentalnym. W końcu przyznał się do niego, ale zrobił to tylko z potrzeby strategicznej. Jezus każe odpowiedzieć Janowi opisem Jego działań, chcąc tym samym przekazać Janowi, że reprezentuje zupełnie kogo innego, niż oczekiwano. Na koniec zaznacza: A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Łk 7,23). Tym samym przekazuje ważność swojego przesłania. Błogosławiony, to ten, którego Bóg miłuje i otacza go swoją opatrznością.  Należy więc Jezusowi zaufać i w Niego nie zwątpić.
          Jezus wiedział, że Jan jest inteligentny i zrozumie Jezusa. Będzie on głosił prawdę o Jezusie. Jezus z kolei wzmacnia pozycję Jana mówiąc: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana (Łk 7,28).  Zaznaczył jednak, że ci co są już w królestwie Bożym są więksi od istoty ludzkiej, nawet jeżeli chodzi o Jana. Ci którzy osiągnęli doskonałość ducha (przez oczyszczenie czyścowe) są już obywatelami nieba. Mają coś, czego żaden człowiek nie może osiągnąć na ziemi. Święci są w niebie, nie na ziemi. Tu na ziemi każdy jest dopiero w drodze do świętości.
          Łukasz opisuje jak Jezus podkreśla, że Jan jest narodzony z niewiast. Nie mówi tak o Jezusie. Prawdopodobnie chce tym kontrapunktem pokazać, że  Jezus został powołany przez Boga. Być może dlatego autor nigdy nie przedstawia Jana i Jezusa razem, nawet w momencie chrztu. Łukasz rozdziela czas „obietnicy” od czasu „zbawienia”.  
          Autoryzacja Jezusa przez Jana spowodowała, że faryzeusze i uczeni w pismach nie przyjmowali chrztu Janowego.

czwartek, 23 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.17


          Perykopa Setnik z Kafarnaum (Łk 7,1–10; Mt 8,24–28) zawiera opis wielkiego zaufania setnika do działań Jezusa: powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony (Łk 7,7). Czy dobrze jest tak łatwo obdarzać kogoś zaufaniem?  Po ludzku, nie tak bardzo, wręcz niebezpiecznie. Ufny naraża się na herezje, wadliwość cudzych poglądów, używki itp. Jak więc zrozumieć słowa setnika. Trzeba zauważyć, że sentencja ta nie pochodzi z nauki Jezusa, lecz stwierdzenia setnika, który już zawierzył Jezusowi. Jezus odbiera więc już skutek zaufania. Dziwi się więc mówiąc: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu (Łk 7,9). Jezus sam dziwi się wiarą setnika. Skąd u niego taka wiara? On musiał zaufać własnej intuicji, własnemu sercu. Sam siebie przekonał o prawdziwości słów i czynów Jezusa. W tym wypadku zaufanie było trafione. Jezus pokazał swoim postępowaniem i czynami, że wart jest bezgranicznego zaufania.
          Scena perykopy ujawnia uniwersalizm wiary.  Setnik jest poganinem, oficerem wojsk rzymskich. Jemu wystarczy tylko jedno słowo Jezusa. Warto przeszukać w pamięci wiele podobnych epizodów biblijnych, gdzie właśnie poganie stają się bohaterami wiary (Szymon z Cyreny, setnik pełniący straż przy ukrzyżowanym Jezusie – Prawdziwie, Ten był Synem Bożym Mt 37,54; Melchizedek Wj 18,12, Naaman 2 Krl 5,17nn). Wiara w jednego Boga wykracza poza ramy różnych religii. Bóg jest ponad podziałami ludzkimi.  Wszystkie religie zasługują na szacunek (Asioka ok.264–227 lub 272–232). Wcześniej, czy później religie skazane są na połączenie (powszechny ekumenizm). Sprawdzi się wtedy życzenie Jezusa – A byście byli jedno (J 17,21). Prawda musi w końcu zwyciężyć.
          Perykopa Młodzieniec z Nain (Łk 7,11–17) jest tylko w Ewangelii Łukasza. Można więc przeprowadzić studium badawcze biorąc pod uwagę jedynie jego autorstwo. Jezus nazywany tutaj Panem wskrzesza syna wdowy z Nain. Opisana historia jest pogłosem cudu dokonanego niegdyś przez Eliasza (1 Krl 17,17–24) oraz Elizeusza (2 Kr 4,32–37). Charakterystyczne w perykopie jest nazywanie Jezusa „Panem”, podobnie jak w podanych perykopach starotestamentalnych. Może to świadczyć, że Łukasz skorzystał z tych dwóch opisów i stworzył własny obraz wydarzenia. Czy zdarzenie było prawdziwe? Trudno powiedzieć. Niektórzy teologowie uważają, że nie jest ważna historiografia wydarzeń, ale sens teologiczny (nie do końca się z tym zgadzam). Autor, nawet zmyślając, chciał przekazać wydarzeniem prawdy nadrzędne. W tym przypadku zależało mu na tym, aby pokazać Jezusa, który potrafi czynić cuda niezwykłe, w tym potrafi wskrzeszać umarłych.
          Na podstawie dotychczasowych badań można wysnuć wniosek, że  istotą wiary jest sam Bóg, natomiast wszystko, co do niej prowadzi jest mniej istotne. Przy takim założeniu, faktycznie można kultywować wiarę w sposób nieprawdopodobnie barwny (np. tańcząc, budować szopki). Wiedza o jej podstawach i genezie jest potrzebna tylko dociekliwym, rządnym wiedzy historycznej i Prawdy obiektywnej.

środa, 22 maja 2013

Trzecia tajemnica fatimska


          Jak pisze w trzeciej tajemnicy fatimskiej, ujawnionej przez papieża Jana Pawła II w 26.06.2000 roku miał zginąć biały kapłan (identyfikowany jako Jan Paweł II w zamachu z 13 maja 1981 r.) od kuli z broni palnej i strzał z łuków. Razem miało zginąć wielu biskupów, kapłanów, zakonników,  zakonnic i wiele osób świeckich. Jak wiemy, papież Jan Paweł II został tylko ciężko ranny. Nikt jednak nie zginął. Jak należy zrozumieć zdarzenia dokonane w świetle III tajemnicy fatimskiej?
          Odpowiedź można odczytać w drugiej tajemnicy fatimskiej. Jest tam napisane: Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych. Jak widać zdanie jest w trybie warunkowym. Zakłada więc, że przesłanie może się zdarzyć lub nie. Mądrość Boga pozwala na antycypację zdarzeń, ale świat nie jest zdeterminowany. Wszystko zależy od ludzkich zachowań.
           Jak wielokrotnie pisałem Bóg nie karze nikogo, a interweniuje jedynie w zdarzeniach wyjątkowych. W tym przypadku pokierował śmiertelną kulą w sposób wyjątkowy. To znak Bożej interwencji. Proszę zauważyć, że interwencja jest w skutkach dobra. Bóg może działać wyłącznie dla dobra, nigdy z innych pobudek. Trzeba uświadomić sobie, że Bóg, z samej definicji Istoty Kochającej, Miłosiernej nie może nikogo karać. Każda kara ma charakter odwetu. U Boga to niemożliwe. Wszystko, co dzieje się na świecie jest skutkiem losu  lub celowego działania ludzi. Generatorem zła jest człowiek. Zło ma charakter zwrotny i uderza w ludzi. W rezultacie, to człowiek sam siebie karze.
          Trzecia tajemnica ujawnia, że ludzkość, swoim instynktem, nie poszła za daleko w złych uczynkach. Być może przyczynił się do tego sam papież Jan Paweł II. Cud uniknięcia śmierci jest najlepszym dowodem jego świętości. Inne cuda, za sprawą papieża, jedynie potwierdzają jego świętość i uznanie u Boga.
          Wiele osób krytykuje naszego papieża, przede wszystkim za grzechy zaniechania. Czy słusznie? Może tak, ale trzeba wiedzieć, że świętym zostaje się po śmierci. W życiu, każdy późniejszy święty jest  normalnym grzesznikiem. Świętym można zostać przez jeden akt w życiu (wg teologicznej interpretacji zbrodniarza na krzyżu – ew. Łukasza).

Ewangelia wg Łukasza cz.16

                  
          Dalsze perykopy przekazują pouczenia na temat jak postępować w życiu, co jest ważne, a co nie. Napisano: Uczeń nie przewyższa nauczyciela (Łk 6,40) w sensie bogatego doświadczenia życiowego. Mądrości trudno jest się nauczyć. Mądrość zdobywa się przez doświadczenie, refleksje i zgłębienie tematu.   Aby naprawdę zrozumieć, trzeba zanurzyć się w istotę zjawiska. Dotknąć najmniejszą cząstki rzeczy, skonfrontować ją z całą rzeczywistością. Na to potrzeba czasu. Uczeń może przewyższać nauczyciela biegłością rozeznawania bodźców zmysłowych, refleksem, pomysłowością. Łukaszowi chodziło o mądrość nabytą.
          Z obserwacji wynika, że ludzie bardzo lubią pouczać innych. Każdemu wydaje się, że jego ogląd świata jest najlepszy. Tymczasem nie dostrzegają, że sami narażeni są na schematy myślowe, blokady poznawcze. Niejednokrotnie głusi są na nowe spojrzenia i fakty. Patrzą, a nie widzą, słuchają, a nie słyszą. Jeżeli Łukasz pisze: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka (Łk 6,42), to znaczy, że należy nie do końca ufać własnym poglądom. Świat jest jeszcze pełen tajemnic i trzeba mieć w sobie pokorę, że daleko jeszcze do poznania prawdy absolutnej (prawda w asymptocie). Każde zdarzenie ma różne oblicza. O każdej rzeczy można mówić z różnych perspektyw. Każdy też może przekazywać cząstkę prawdy. Podczas studiowania doktryn filozoficznych prawie każdej filozofii przyznawałem kawałek prawdy. Nikogo nie można odrzucać, bagatelizować. Trzeba przyjmować z założeniem, że jest to kogoś prawda. Kiedy opowiadane są przeżycia np. senne (neurotyczne), to często pojawiają się uśmiechy na twarzy słuchaczy. Mówi się: nawiedzony.  Z pobłażaniem słucha się cudzych opowiadań. Względem własnych umiejętności i  możliwości niedowierza się, że coś podobnego mogło się wydarzyć. Można nie wierzyć, ale uznawać, że jest to cudza prawda, w którą ktoś wierzy. Moja matka (91 lat w 2013 r.) po tysiąc razy opowiada, z dawnych czasów, niezwykłe wydarzenia z jej życia. Niektórzy nie mogą już tego słuchać. Ja przeciwnie. Przyjmuję, że są to jej prawdy. Ona w nie wierzy, ona nimi żyje, one czyniły skutki w jej życiu. One miały dla niej jakiś sens. Nikt nie jest w stanie sprawdzić prawdziwość podobnych opowieści, a więc i  z tego powodu nie można im zaprzeczać.
          Słusznie pisze Łukasz: Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo (Łk 6,44). To jeden z bardzo dobrych dowodów zaistnienia i prawdziwości zjawiska. Na tej zasadzie opiera się badanie prawdziwości cudów uzdrowienia za wstawiennictwem, stosowanych przy beatyfikacji i kanonizacji kandydatów.
          Nauczanie Jezusa jest wyjaśnianiem tego, co jest już u człowieka. Prawo naturalne jest łaską od Boga. Mądrość zależy też od biegłości umysłu. Jeden chwyta w lot istotę rzeczy, inni potrzebują czasu. Dużo zależy od własnego przyzwolenia woli. Trzeba być zawsze otwartym. Uparcie trwanie przy swoim, w gruncie rzeczy, stawia człowieka w sytuacji konserwatysty. Szanując historię, mądrość naszych przodków, trzeba stale zmierzać ku nowemu.

wtorek, 21 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.15

          Perykopa Miłość nieprzyjaciół (Łk 6,27–36; Mt 5,38–48) występuje również u Mateusza. Różnią się jednak narracją.  Mateusz powołuje się na polecenie sekty w Qumran: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził (Mt 5,43). Oba autorzy przytaczają jednak te same słowa Jezusa: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (oczerniają) (Łk 6,28; Mt 5,44). W różnych miejscach obu ewangelistów przywoływane są słowa: kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi (Łk 6,29; Mt 5,39).
          Nauka Jezusa szokuje. Żydzi mają w pamięci prawo odwetu: oko za oko i  ząb za ząb (Kpł 24,19n). To prawo dla nich jest prawem sprawiedliwym. Teraz słyszą coś kuriozalnego: miłować prześladowców i wrogów. Nie rozumieją, że dla Boga wszyscy są Jego dziećmi. Trzeba wywrócić w sobie dotychczasowe rozumowania. Trzeba kierować się miłością (dobrem), a nie gniewem. Z racji miłości do bliźniego trzeba otoczyć troską nieprzyjaciela. To jemu jest źle, bo musi postępować nieetycznie względem nas. Jemu trzeba pomóc. Człowiek który postępuje dobrze ma twarz pogodną, jak mówi Księga Rodzaju (4,7), a zły jest smutny, rozgoryczony, pełen złych emocji. Jezus proponuje zupełnie inną perspektywę etyczną. Ona jest nastawiona na drugiego człowieka, a nie na własne ego. Przede wszystkim liczy się drugi człowiek. Ciemiężony pozostaje na pozycji darującego. To znowu szokujące. Wydawało się przed chwilą, że człowiek rezygnuje ze swej pozycji, a tu mówi się o jego wywyższeniu na pozycję ojca, patrona, dawcy, darczyńcy. Przewrotna logika. Ciemiężony i    ciemiężca zostają obaj wywyższeni do godności dzieci Bożych. Kto na tym zyskuje? Obaj. Ciemiężca jest otaczany miłością, a dawcą tej miłości jest ciemiężony.  Miłość będzie wynagradzana. W gruncie rzeczy mowa jest o atrybucie Boskim. Łukasz wyjaśnia: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,36).
          Podobnie nie należy sądzić, ani potępiać. Tak naprawdę nikt nie zna cudzych myśli i motywów postępowania. Za niektórymi uczynkami leży ludzka rozpacz, samotność, czy  kompleksy. Trzeba Bogu zostawić rozstrzyganie spraw etycznych. Przykładem jest aborcja. Ona wzbudza niechęć do matkobójczyni, ale aborcja jest na pewno jej dramatem (i oczywiście dziecka). Nie należy pochwalać czynu niegodnego, ale matce należy okazać wsparcie i miłość. Niektóre matkobójczynie nie potrafią otrząsnąć się z dramatu i podjętych decyzji, do końca życia. Trzeba im uświadomić, że Jezus właśnie takie grzechy wziął na swoje barki. Bogu trzeba powierzyć swój ból i cierpienie. Bóg daje człowiekowi szanse przez całe życie.

poniedziałek, 20 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.14

          Napływ ludu (Łk 6,17–19; Mt 4,23nn; 12–21; Mk 3,7–12) jest  perykopą synoptyczną. Nauczanie Jezusa jest coraz bardziej głośne. Teraz ludzie sami przyjeżdżają z różnych stron, aby się uzdrowić i usłyszeć nową naukę. Dla wielu Jezus jest Uzdrowicielem. Wierzono, że z Jezusa wychodzi moc, która uzdrawia. Nie wszyscy wiedzieli, że do cudu uzdrowienia potrzebna jest ich wiara.
          Błogosławieństwa (Łk 6,20–26) to perykopa podobna do Osiem błogosławieństw według Mateusza (Mt 5,3–12), ale się różnią się w szczegółach. Mateusz zebrał w jednym wystąpieniu Jezusa Jego słowa wypowiedziane w różnych sytuacjach i czasach, umieszczają całą akcję na górze (Kazanie na Górze). Łukasz umieszcza zdarzenie na równinie. Koncentruje się tylko na tym, co jest szczególnie mu bliskie. Cztery błogosławieństwa przedstawia w drugiej osobie liczby mnogiej, a nie jak Mateusz w osobie trzeciej. Ta forma jest bardziej bezpośrednia i czulsza. Mateusz  przedstawia błogosławieństwa z pozycji mądrościowej (prorockiej). Łukasz ujawnia swój ciepły stosunek do ludzi.  Jak pisze: On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił (Łk 6,20). Narracja jest bardziej obrazowa. Wyczuwa się spojrzenie Jezusa jak przemawia do ludzi. Zwraca się do ubogich przez „wy” (w drugiej osobie liczby mnogiej). Relacja jest bliska i pełna miłości. Czytając Jego słowa odbiera się je osobiście. Jezus mówi do nas, do mnie bezpośrednio. Ubodzy, do was należy królestwo Boże. Głodni będą nasyceni, smutek zamieni się w radość. To nic, że ludzie was nienawidzą z mego powodu. Czeka was nagroda w niebie.
          Po takich słowach radość napłynęła u tych, którym przychodzi żyć w biedzie. A więc i oni kiedyś dostąpią radości. Niebo jest nie tylko dla bogatych, czy uczonych w pismach.
          Autor podaje też ostrzeżenia. Biada bogatym. Szkoda, że nie wyjaśnia, że chodzi o bogatych, którzy swoim postępowaniem nie zasłużyli na nagrody.
         Różnice u obu autorów świadczą o oddzielnym opracowywaniu przekazu ustnego.  Mateusz czerpał natchnienia ze starego Testamentu pisząc w trzeciej osobie, bardziej oficjalnie (Błogosławieni, którzy płaczą). Łukasz natomiast pisze: Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie.
          Trzeba przyznać, że każdego ewangelistę można za coś skrytykować, ale i pochwalić. Łukasz wprowadził wiele własnych zamysłów, ale pisze ładnie i ciepło. Odbiór Ewangelii Łukasza jest zdecydowanie przyjemniejszy. Poza tym bardziej wskazuje na najważniejsze elementy wiary, na miłość i miłosierdzie Boga. Od Mateusza pozyskuje się wiedzę (niestety skażoną własnymi pomysłami).

niedziela, 19 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.13

                  
          Wybór Dwunastu (Łk 6,12–15; Mt 10,1–4; Mk 3,13–19) jest  perykopą synoptyczną. Łukasz trochę inaczej opisuje wybór dwunastu. Jak pisze: przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami. Mateusz przywołuje już wybranych uczniów, a Marek przywołał tych których chciał.
Dwunastu apostołów:
Szymon Piotr (Kefas), syn Jonasza, rybak z Betsaidy
Andrzej, brat Piotra, rybak z Betsaidy
Jakub (zwany Większym), syn Zebedeusza i Salome
Jan Ewangelista, syn Zebedeusza, brat Jakuba
Filip z Betsaidy
Tomasz (zwany Didymos)
Mateusz – Lewi, były poborca podatkowy
Jakub, syn Alfeusza
Szymon Kananejczyk (zwany Gorliwym)
Juda Tadeusz (Judas), syn Jakuba
Judasz Iskariota, zdrajca Jezusa; po jego samobójstwie wybrany został Maciej
          Niektórzy apostołowie Jezusa byli wcześniej uczniami Jana Chrzciciela. Większość pochodziła z Galilei, podobnie jak Chrystus. Pochodzili z niskiego stanu – co najmniej czterech było rybakami, jeden (Mateusz Lewi) był wcześniej poborcą podatków. Przynajmniej dwóch z nich było krewnymi Jezusa (synowie Alfeusza). Kapłani jerozolimscy pogardzali nimi z powodu braku wykształcenia rabinicznego i galilejskiej gwary. Niektórzy z apostołów, włączając Piotra (Kefasa) byli żonaci (Dz. 4:13; 1 Kor. 9:5). Wszyscy apostołowie byli Żydami. W gronie Dwunastu Jezus szczególnie traktował Piotra, Jakuba Większego (Starszego, Zebedeusza) i Jana (Zebedeusza). To ich zabrał ze sobą na Górę Przemienienia i przy nich wskrzesił córkę Jaira. Największą sympatią darzył Jana, który był najprawdopodobniej najmłodszy z grona. Apostołowie stali się zaczątkiem i fundamentem nowego porządku wiecznego Królestwa Bożego.
          Zadaniem apostołów było świadczenie o Jezusie oraz przekazywanie nauk ich Mistrza. Ponadto organizowali spotkania, zabezpieczali je logistycznie. Jeszcze za życia Jezusa tworzyli ramy organizacyjne nowej wspólnoty religijnej, zwanej później chrześcijańskiej. Z czasem apostołowie opuścili Jerozolimę (przed rokiem 56 n.e.) i udali się w różne strony ówczesnego świata, aby szerzyć ewangelię.
          Po śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa apostołowie stali się też urzędnikami powstałych Kościołów i wspólnot. Organizowali je pod względem formalnym i zgodnym z ówczesnym prawem.

sobota, 18 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.12

Ewangelia wg Łukasza cz.12
                  
          Łuskanie kłosów w szabat (Łk 6,1–5; Mt 12,1–8; Mk 2,23–28) jest  perykopą synoptyczną. Temat szabatu jest przykładem starego rozumienia obchodzenia dnia świętego. Według Tradycji oraz Starego Testamentu dzień ten jest obłożony przepisami Prawa. Żydzi mają gotowy scenariusz, jak ten dzień świętować. Kto zapoznał się z tymi przepisami wie, jak trudny jest ten dzień. Zamiast faktycznie świętować i cieszyć się dniem Pańskim stworzono karykaturę tego święta. Wśród przepisów m.in.
W sobotni poranek udaj się  pieszo do synagogi (żadnej jazdy rowerem, samochodem, czy innym pojazdem).
Od tego momentu, aż do zakończenia Szabatu, powstrzymaj się od wszystkich prac zakazanych przez prawa Szabatu (pracy twórczej), w tym: wyjście na ulicę z igłą w kieszeni, obsiewanie pola zbożem, oranie, zbieranie plonów, mielenie kawy, pieprzu, piłowanie metalu, krojenie owoców lub warzyw, malowanie przedmiotów, robienie makijażu, także używanie lakieru do paznokci, używanie mydła w kostce, zdrapywanie błota z butów, używanie papieru ściernego, używanie komputera,  itp.
          Niektóre przepisy przeszły do chrześcijańskiej niedzieli. Pamiętam, jak zabroniono mi w niedzielę używania młotka, wbijać gwoździa w ścianę (aby powiesić obraz).
          Jezus kategorycznie sprzeciwia się starym praktykom szabatu. Chce pokazać, że nie oto chodzi w tym dniu. Szczególność tego dnia ma polegać na radości odpoczynku po pracowitym tygodniu pracy. Radość wiąże się z miłowaniem i dziękczynieniem dla Bożej Opatrzności. Wszyscy powinni się cieszyć wszystkim, co człowieka otacza. To wszystko jest człowiekowi dane. Ludzie przemieniają świat, a wszystko z Bożego przyzwolenia. Niedziela to radość wspólna Boga i człowieka. W tym dniu radosnym trzeba sobie przekazać radość, nadzieję na lepsze jutro. Detale życia nie mają w tym dniu żadnego znaczenia. Jeżeli ktoś ma radość w dzierganiu koronek, niech to czyni. Inny będzie modelował okręty – niech to czyni. Ważne jest, aby mieć świadomość tego dnia. To chwila oddechu i radości naszego życia w Panu. Odpoczynek dostarcza nowych sił na kolejne dni pracy. Modlitwa wzmacnia ducha do pokonywania trudów kolejnego tygodnia.
          Uczniowie Jezusa zrywali kłosy w szabat. To oczywiście była prowokacja ze strony uczniów i demonstrowanie inności. Faryzeusze byli szczególnie wyczuleni na nieposzanowanie Prawa. Można było przez to stracić życie. Jezus próbuje wykazać, że nawet takie postacie jak Dawid łamali prawa szabatu, gdy przyszła wyższa konieczność (głód żołnierzy).
          Jezus uzdrawiał w szabat (Łk 6,6–11). To było dla faryzeuszy wielkie wykroczenie. Ignorancja Jezusa była zgorszeniem dla wielu. Ład religijny Żydów ulegał rozkładowi. Żydzi nie mogli na to pozwolić.  

piątek, 17 maja 2013

Ewangelia wg Łukasza cz.11

                   
          Sprawa postów (Łk 5,35–39; Mt 9,14–17; Mk 2,13–22) jest  perykopą synoptyczną. Napisane jest, że uczniowie Jana jak i faryzeusze dużo poszczą. Można postawić pytanie, po co to czynią. Post jest to dobrowolne powstrzymanie się od jedzenia w ogóle, lub od spożywania pewnych rodzajów pokarmów (np. mięsa) przez określony czas. Pościć można z przyczyn zdrowotnych lub z przyczyn religijnych. W religii post jest formą pokutną i polega na odmawianiu sobie określonych przyjemności. Niekoniecznie dotyczy to mięsa. Wiele osób pości, nie jedząc mięsa równocześnie napycha się innymi potrawami do syta. To nieporozumienie i religijna obłuda. Akt ofiarny nie powinien być na pokaz, ale w cichości ducha. Post powinien dawać poczucie „cierpienia” i to „cierpienie” powinno być darem współuczestniczenia w Męce Pana. Post powinien być ofiarą dedykowaną. Można ją też ofiarować Bogu bezimiennie, aby dobro z niego wypływające mógł sam rozdzielać wśród potrzebujących.
          W perykopie napisane jest, że uczniowie Jezusa nie pościli. To zrozumiałe. Trudno pościć mając przy sobie Pana. Jezus zapowiada, że przyjdzie czas, gdy kiedy odejdzie, wtedy uczniowie będą pościli. Faryzeusze tego nie rozumieli. Jezus nie był dla nich Panem lecz bluźniercą. Ich zdziwienie jest więc zasadne. Jezus drażnił ich wrażliwość religijną. Prowokacje Jezusa powodowały, że faryzeusze i kapłani byli zbulwersowani Jego postawą. Powoli rodził się u nich gniew i chęć zabicia Jezusa.
          Jezus wyraźnie daje do zrozumienia, że przychodzi coś nowego (nowy ogląd wiary). Nowe wymaga innego spojrzenia, innej postawy życiowej: «Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków» (Łk 5,36–38). Słowa Jezusa są wymowne. Młodego wina nie wlewa się do starych bukłaków, czyli Ewangelia musi opierać się na nowej nauce. Wszelkie próby nawiązywania do Starego Testamentu, jak to czynił Mateusz nie do końca pasują do nauki Jezusa. Podobnie Tradycja jest też skostniała. Trzeba na nowo budować wiarę. A jednak Kościół nie zadał sobie tego trudu. Może było to za trudne na owe czasy? Może trzeba było dwóch tysięcy lat, aby dojrzeć? Moje prace są próbą nowego oglądu wiary, propozycją nowych dróg poszukiwań.  Niestety jestem osamotniony. Nikt nie próbuje zmierzyć się z proponowanym materiałem. Nie ma konfrontacji, dialogu, a nawet krytyki. Bojaźń przed naruszeniem narosłej piramidy (wiary starotestamentalnej) jest ogromna. Ci, którzy mogliby mieć coś do powiedzenia wolą nie ruszać tego tematu. Nie chcą narażać się na przykrości.

czwartek, 16 maja 2013

Wiara jest łaską Boga

          Można być bardzo mądrym i przy tym dobrym człowiekiem, ale do wiary  potrzebny jest akt przyjęcia łaski Boga. Ktoś jednak powie – jak przyjąć łaskę od Boga w którego się nie wierzy? 
          Człowiek jako istota stworzona posiada rozum, który jest niezaprzeczalnym darem od Boga. Darem również jest wolna wola, która sama kształtuje wnętrze człowieka (serce duchowe). Owszem drzemie w nim (sercu) potrzeba (dar od Boga) Boga, ale zależy to od woli Jego przyjęcia. Człowiek więc sam stanowi o swojej osobistej relacji z Bogiem. Aby uwierzyć trzeba najpierw wiedzieć w co należy uwierzyć. Przed wiarą jest więc potrzebne rozważanie umysłu. Ci którzy bardzo przywykli do zmysłowego oglądu świata (rzeczywistości) odrzucają wiarę w coś/kogoś czego nie doświadczają zmysłowo. Boga nie widać i nie słychać. Jak można więc przyjąć, że coś takiego istnieje?! Rozum podpowiada, że trzeba odciąć się od wiary, bo pojęcie Boga jest nierzeczywiste i nierozsądne. Jeżeli człowiek zatrzyma się w tym miejscu, pozostanie ateistą. Można mu zarzucić, że nie zadał sobie trudu iść dalej w rozważaniach, mimo sygnałów zewnętrznych (że Bóg istnieje). Zazwyczaj tacy ludzie blokują siebie samych. Nie korzystają z kolejnego daru Boga – abstrakcyjnego myślenia. Pozostają przy prostych rozważaniach logicznych. Zachowują się tak jakby nie wiedzieli, że człowiek ma jeszcze większe możliwości w sobie. Ateiści odrzucają duchowość. Uczucia rozumieją jako procesy chemiczne.
          Niektórzy jednak próbują rozumem zgłębić to, co się dzieje w koło. Dostrzegają skutki czegoś, co jest rozumne, piękne i spójne. Każdy skutek ma swoją przyczynę. Co jest tego przyczyną? Rozum poszukujący próbuje zaakceptować istnienie czegoś, czego nie widać, bo z doświadczenia wie, że powietrza, prądu nie widać, a jednak istnieją. Kto potrafi uruchomić myślenie abstrakcyjne dostrzeże, że istnieją takie pojęcia jak miłość, gniew, żal, smutek, które nie mają substratu, a istnieją (przez odczucia). Czy ktoś może zaprzeczyć, że nie ma miłości? Ktoś powie, że to tylko odczucie i produkt chemiczny w rozumie. Można i tak, ale doświadczenie uczy, że miłość czyni skutki. To coś, co wpływa na drugą osobę itd. Matka na odległość wyczuwa niebezpieczeństwa dla swoich pociech itp.  Miłość nabiera realnego istnienia, choć zmysłowo jej nie widać. Przekonanie, podparte koniecznością istnienia, rodzi wiarę. Pojawia się coś czego nie doświadczają ateiści. Otwarcie się na Boga powoduje, że spływają owoce łaski Boga. Wiara zakorzenia się i umacnia w sercu. Rozum niejako zostaje częściowo zwolniony z wysiłku poszukiwania. Kto idzie dalej w rozważaniach dostrzega, że wiara jest czymś dynamicznym. Wymaga działania i zaangażowania. Wiara statyczna jest jedynie stwierdzeniem. Wraz z wiarą musi iść działanie, aktywność.  Bez tego wiara jest martwa. Każdy wierzący powinien zgłębić jej reguły. Bez wiedzy o niej pozostaje bezwolny na przekazy podobnych (np. Kościoła). Istnieje niebezpieczeństwo przyjmowania na wiarę wielu nieprawdziwych faktów.
          Kto ma w sobie wiarę jest przekonany, że istnieje coś ponad rzeczywistością realną. Bóg jest bliski. Nawiązuje z Nim relację. Zadaje Mu pytania. Bóg otwiera swoje Prawdy, które serce odczytuje. Ponieważ relacja z Bogiem jest osobista, doświadcza się własnej wielkości. Wierzący czuje swoją osobowość (jest kimś ważnym). Ateista pozostaje na poziomie istot zwierzęcych wysoko zorganizowanych (człowieczo podobnych).
          Religia to oprawa wiary. Można wierzyć w Boga, nie identyfikując się z żadną religią. Można i tak, ale religia umożliwia przeżywanie wiary w grupie. To ważne, bo człowiek jest istotą społeczną i nastawioną na drugiego człowieka.
          Wszyscy, którzy doświadczyli wiary zachęcam do wiedzy o niej. Ona pozwala częściowo zrozumieć zamysły Stwórcy. Są one bezcenne. Unoszą człowieka do stanów niezwykłych przeżyć i radości. Wszystko, co jest z Bogiem związane jest przepiękne i radosne.