Mam świadomość, że pewne moje przemyślenia, tezy nie
mieszczą się w głowach czytających. Dlaczego? Bo od dzieciństwa kodowały się w
nich pewne standardy, pojęcia, które stały się ich zamkniętą bazą
światopoglądową. Matryce myślowe bardzo
mocno zakorzeniły się i człowiek z nimi się utożsamia. Kiedy następuje
zderzenie z nowym oglądem rzeczywistości uruchamia się automatycznie bariera
obronna. Pojawia się wewnętrzny bunt, sprzeciw, fanatyzm a nawet i agresja.
Ci, którzy próbują wyzwolić się z takiego kokonu (ograniczenia) poznawczego muszą
dokonać w sobie ogromnej wiwisekcji (zabieg chirurgiczny na żywym organizmie)
umysłowej. Sam osobiście przeżyłem takie chwile, gdy musiałem zmierzyć się po
raz pierwszy z krytyką dogmatów chrześcijańskich. Do tej chwili byłem posłuszny
nauce Kościoła. Wierzyłem, że komu jak komu, ale Kościołowi można ufać w
doktrynie wiary. Sądziłem, że doktryna katolicka oparta jest na faktografii,
czyli prawdzie obiektywnej. Dopiero później zrozumiałem, że ta dziedzina
opiera się na obrazowaniu rzeczywistości.
Teraz im więcej wiem, tym żal do Kościoła maleje.
Dlaczego? Bo może faktycznie nie można było inaczej. Wiara dotyczy nieznanego i
nie można ją podawać do końca w sposób racjonalny. Przykładem są zachowania
kapłanów egipskich. Co innego wyznawali, a o czym innym mówili (czytaj Faraon
Bolesława Prusa).
Moje rozterki trwały ponad miesiąc. Chodziłem wtedy jak
obłąkany, odwiedzałem wielu teologów, kapłanów, światłych osób. Pytałem i
pytałem. Przy sposobności naraziłem się wtedy wielu. Dla niektórych, z racji
pytań, czyniłem zgorszenie. Bardzo pomógł mi wtedy ks. prof. KUL Józef
Kudasiewicz, recenzent dwóch moich książek. On poznał się na sile innowacji,
jaka ode mnie emanowała. Uspakajał i mówił – pisz.
Pamiętam ten dzień, kiedy nadeszło olśnienie dotyczące
grzechu pierworodnego – grzech pierworodny jest procesem, a nie jednorazowym
aktem. To był kluczyk do dalszych rozważań i odkryć. To było światło,
oświecenie i rodzaj terapii. Pozbyłem się korpusu, który mnie krepował.
Dziś wiem, że na świat trzeba patrzeć fenomenologicznie
(bez obciążeń). Bo nie jest on jednoznacznie czytelny. Wielką pomocą jest moje
przyrodnicze wykształcenie (geofizyka). Uczyłem też w liceum fizyki
(astronomii). Już od dawna dostrzegałem, że przekaz wiedzy, zwłaszcza przez
media, niejednokrotnie mija się z prawdą naukową. Niedouczone dziennikarstwo,
żądne jedynie sensacji, przekazywało odkrycia naukowe w krzywym zwierciadle. Przede wszystkim modele konceptualne,
równania matematyczne, które służą do opisu zjawisk traktowane są jako prawdy
obiektywne (np. UFO, krzywo-przestrzenie).
W pewnym momencie poczułem się oszukiwany przez wiele
instytucji, w tym przez mój ukochany Kościół. Poznawanie coraz głębszych warstw
prawdy spowodowało, że coraz trudniej jest ją przekazać.
Takim bardzo trudnym zagadnieniem jest realność generowanych pojęć w umyśle. Czy
pojęcia wygenerowane w umyśle istnieją w świecie rzeczywistym, czy pozostają
tylko na poziomie abstrakcji? W sumie
to problem odwieczny o tzw. uniwersalia.
Czy istnieją w świecie rzeczywistym idee? Pojęcie "idei" wprowadził do filozofii Platon,
który uważał, że istnieją one realnie, poza rzeczami zmysłowymi; stanowią byt
rzeczywisty i samoistny.
Pomijając bardzo ciekawą, długą historię dyskusji nad
uniwersaliami przejdę do meritum. Pojęcie Boga wytworzone w umysłach
ludzkich okazało się prawdą rzeczywistą. Inne pojęcia niekoniecznie.
Niektórzy sądzą, że skoro istnieje Bóg, równie dobrze,
mogą istnieć takie byty jak anioły, czy szatan. Otóż moje rozważania poszły w
kierunku tylko pierwszej Prawdy. Bóg istnieje realnie, choć jest
transcendentny. Inne istoty duchowe nie mają konieczności istnienia. Fizykalnie,
ani metafizycznie nie istnieją. Są jedynie pojęciami pomocniczymi do wyrażania
zagadnień teologicznych. Ciekawe, że sam Jezus korzystał z tych pojęć, jak w
przykładzie: mówiąc do Piotra: Idź precz szatanie (Mt 4,10). Nie dziwię
się, bo dostosowywał się do poziomu odbiorców.
Odkryłem jeszcze jedną rzecz. Kiedy człowiek naprawdę otworzy się na Prawdę,
staje się ona dziecinnie prosta i łatwo przyswajalna. Tak prosta, że czasem
wstydzę się tego czego piszę. Boję się, że ktoś mi zarzuci – czy masz nas za
głupka, nie popisuj się, to jasne jak słońce.
Przemiła interlokutorka napisała: tylko na bazie
prywatnych doświadczeń, wydaje się, że anioł to byt osobowy, ogromnie
inteligentny, [...]. W obecności anioła człowiek czuje się podobnie jak
pięcioletnie dziecko w obecności kochającego, mądrego i już dorosłego brata.
Dla mnie jest to przykład ogromnej siły sugestii, jaka się rodzi, gdy
uniwersalia traktowane są serio. Więcej, jak ważna i trwała jest wiara zrodzona
wewnątrz człowieka. On tym żyje, ufa temu i z tym się utożsamia. Podobnie jest
z modlitwą. Najczęściej uważa się, że człowiek modli się do Boga i On reaguje
konkretną pomocą. Mało kto wie, że modlitwa ma siłę zwrotną i to ona pomaga
modlącemu się. Słowa modlitwy zmierzające ku niebu odbijają się od sklepienia i
wzmocnione duchem bożym wracają do człowieka i to one powodują dobre przemiany.
Dla niektórych znowu szok. Jak to, Bóg nie bierze w tym udziału? Oczywiście, że
bierze, ale chodzi o mechanizm wypracowany w koncepcji Stwórcy. On dał ludziom
narzędzia sprawcze i odkupieńcze. Tym wszystkim musi zagospodarować
człowiek. Dla niektórych to trudna mowa. Tak, prawie wszystko przerzucam na
stronę aktywności człowieka. W tym jest wspaniały dar Boga. Bóg inwestuje w
ludzki rodzaj. Daje mu siłę i ogromne kompetencje. Człowiek przejmuje rolę
Stwórcy. Zmierza do dziedzictwa bożego, obiecanego przez Boga. Podziwiając ludzkie możliwości, jak wielki musi być
Stwórca.