Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 maja 2019

Pierwszy dzień rozprawy


          Poprosiłem o obrońcę z urzędu. Rozprawa została odroczona bez określenia terminu. Dla  mnie to złapanie oddechu. Komornik mnie nie zaskoczy. Mogę spokojnie, przez jakiś czas, spłacać pozostały kredyty. Jak napisałem wczoraj "Ufam, że to co się wydarzy będzie najlepszym rozwiązaniem". I stało się, ale to nie koniec moich trosk.

czwartek, 30 maja 2019

Sądny dzień


        Dzisiaj mam rozprawę w sądzie w sprawie żyrowania pożyczki. W chwili pisania nie znam rozstrzygnięcia. Trzymajcie kciuki i wspierajcie mnie duchowo. Mimo przeciwności losu stale czuję  się chroniony przez Opatrzność. 

Ufam, że to co się wydarzy będzie najlepszym rozwiązaniem.

środa, 29 maja 2019

Zjawiska Comptona, Czerenkowa


          Początek wieku XX, politycznie okrutny (I wojna światowa, potem II), dla świata nauki był fascynujący.  Rodziło się nowe zrozumienie otaczajacego nas świata. Mikro świat ujawniał swoje sekrety. Nauka wykazała, że materia jako taka nie istnieje. Jest tylko produktem energetycznym. Zanikała różnica pomiędzy kwantami, a cząstkami, z grzeczności nazwanymi materialnymi. To co się rodziło w umysłach wybitnych fizyków znajdowało potwierdzenie w doświadczeniach. Wśród wielu doświadczeń bardzo znaczące były wykryte zjawiska Comptona i Czerenkowa.
           W 1917 r. Arthur Compton (ur. 1892) amerykański fizyk zaobserwował zjawisko rozpraszania promieniowania X (rentgenowskiego) i promieniowania gamma, czyli promieniowania elektromagnetycznego o dużej częstotliwości, na swobodnych lub słabo związanych elektronach, w wyniku którego następuje zwiększenie długości fali promieniowania. Za słabo związany uważamy przy tym elektron, którego energia wiązania w atomie, cząsteczce lub sieci krystalicznej jest znacznie mniejsza, niż energia padającego fotonu. Zjawisko przebiega w tym przypadku praktycznie tak samo, jak dla elektronu swobodnego. Inaczej mówiąc kwant zderzając się z elektronem oddaje mu część energii (fala wydłuża się), zmienia kierunek, a elektron zostaje odrzucony z pewną prędkością.    Zjawisko Comptona odgrywa istotną rolę w oddziaływaniu promieniowania gamma i rentgenowskiego z materią. W zakresie energii fotonów od kilkudziesięciu keV do kilku MeV rozpraszanie Comptona jest najbardziej prawdopodobnym rodzajem oddziaływania, jakiemu może ulec promieniowanie podczas przechodzenia przez materię. Ma więc decydujące znaczenie dla zdolności pochłaniania promieniowania w tym zakresie energii, przez co pośrednio gra zasadniczą rolę w radiobiologii, m.in. radioterapii.
    W 1934 r. Czerenkow (ur. 1904) rosyjski fizyk zauważył, że naładowana cząstka (elektron) poruszająca się w ośrodku materialnym z dużą prędkością (prędkością większą od prędkości fazowej światła w tym ośrodku) wywołuje promieniowanie elektromagnetyczne (nazwane promieniowaniem Czerenkowa) w stożku skierowanym w kierunku cząstki.  Zjawisko to w połączeniu ze znajomością pędu cząstki z jej zakrzywienia w znanym polu magnetycznym znalazło zastosowanie w identyfikacji cząstek elementarnych. Zjawisko to można porównać do uderzenia ponaddźwiękowej fali dźwiękowej.  Promieniowanie Czerenkowa można zaobserwować w reaktorach jądrowych. W wyniku reakcji zachodzących w reaktorze powstają wysokoenergetyczne, przenikliwe cząstki, które dostając się do wody będącej chłodziwem reaktora powodują powstawanie promieniowania Czerenkowa. W rezultacie woda dookoła rdzenia świeci na niebiesko. W Polsce można to zjawisko obserwować w reaktorze Maria w podwarszawskim Świerku. W fizyce cząstek elementarnych promieniowanie Czerenkowa ma zastosowanie w licznikach, służących do detekcji i precyzyjnego wyznaczania prędkości wysokoenergetycznych, naładowanych cząstek. Promieniowanie Czerenkowa jest także wykorzystywane w astrofizyce wysokich energii do detekcji wysokoenergetycznych kwantów gamma. Używa się w tym celu teleskopów optycznych rejestrujących promieniowanie Czerenkowa wywołane przez cząstki wytwarzane przez promieniowanie kosmiczne w wyniku oddziaływaniem kwantów gamma promieniowania kosmicznego z atmosferą Ziemi. Metoda ta, jako jedyna, pozwala na obserwacje kosmicznych źródeł promieniowania gamma z powierzchni Ziemi.
          Opisane zjawiska znalazły zastosowanie w identyfikacji cząstek elementarnych. Własności cząstek zdradzają swoją strukturę. Nie ma mowy o samodzielnym istnieniu substytutu którego zwykło się nazywać materią. Materia znika z naukowego oglądu rzeczywistości. Materialiści stracili grunt pod nogami. To co zostało (energia) upraszcza pogląd na budowę świata.  Na podstawie zdobytej wiedzy o kwantowej naturze świata lepiej można rozumieć Stwórcę i Jego paradygmaty.

wtorek, 28 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 7


          W perykopie Przypowieść o zasiewie (Mk 4,24–29) autor nawiązuje do poprzedniej przypowieści. Wygenerowane dobro: "kiełkuje i rośnie [...] i wydaje plon" (tamże). Gdy człowiek umiera na jego stanie może uzbierać się niemała fortuna dobra niebiańskiego. W Boskiej hierarchii ma zapewnione miejsce.           Dobra ziemskie przydają się tylko na ziemi. W niebie liczy się dobro złożone z dobrych uczynków.
          W perykopie Przypowieść o gorczycy (Mk 4,24–29) autor nawiązuje do interferencji dobra. Nawet mały uczynek, gest może urosnąć do wielkich rozmiarów. Przypowieść zachęca do czynienia dobra i ujawnia mechanizm rozliczenia człowieka.
            Bóg inaczej traktował swoich uczniów niż wiernych. Mówił do nich innym językiem, niemal wprost, bo oni byli blisko Jezusa i mogli czerpać wiedzę w sposób bezpośredni (Mk 4,34).
          Perykopa Burza na jeziorze (Mk 4,35–41) przedstawia scenę, w której to Jezus na trwogę swoich uczniów ucisza burzę jaka rozpętała się nad jeziorem. Jest ona synoptyczna, o bardzo podobnej treści z perykopy Uciszenie burzy z Ewangelii Mateusza (Mt 8,23–27), jak i z fragmentu Ewangelii Łukasza (Łk 8,22–25). Jeżeli perykopa znajduje się w najstarszej Ewangelii Marka to znaczy, że Marek nie mógł korzystać z opracowań Mateusza ani Łukasza. Można przypuszczać, że Marek albo skorzystał już z pisanego źródła nieznanego autora, albo usłyszał o zdarzeniu od Piotra. Przekazy naocznych świadków Piotra oraz Mateusza powinny być bardzo rzetelne. Należałoby spodziewać się dwóch barwnych opowieści, o tej samej treści, ale literacko różnych. Tymczasem są one bardzo podobne. Zdarzenie samo w sobie było bardzo emocjonalne i dramatyczne. Apostołowie byli przerażeni. Tymczasem opis zdarzenia jest bardzo zwięzły i dość suchy. Jak rozumieć koncepcję umieszczenia tej perykopy w Ewangelii? Być może odpowiedź dostarczy puenta opowiadania: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? (Mk 4,41). U wszystkich autorów jest taka sama i dosłowna. Znaczy, że to ona była celem. Można zadać więc pytanie, czy nie jest to wynik koncepcji teologicznej pierwszego autora?  Gdyby autorem byłby Mateusz, to znając jego upodobania można by uznać perykopę za jego kolejną koncepcję teologiczną. Za tą tezą przemawia podobieństwo treści perykopy z urywkami: Tak to, mój Fajdrosie, uważam, że Eros najpierw jest sam najpiękniejszy i najlepszy, a potem dary jego dla innych też są takie same jak on. I tu mi wiersz na myśl przychodzi; przecież on to jest, który sprawia, że: Pokój nastaje u ludzi, na morzu cisza zalega, Wiatry milkną, a sen stroskane czoła wygładza. – „Uczta” Platona (197 C) [1][1] oraz urywkami Starego Testamentu:
Bóg jest dla nas ucieczką i mocą: łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach. Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza. Niech wody jego burzą się i kipią, niech góry się chwieją pod jego naporem: <Pan Zastępów jest z nami, Bóg Jakuba jest dla nas obroną>  (Ps 46[45],2–8).

Twoja sprawiedliwość odpowiada nam cudami, Boże, nasz Zbawco, nadziejo wszystkich krańców ziemi i mórz dalekich, który swą mocą utwierdzasz góry, jesteś opasany potęgą, który uśmierzasz burzliwy szum morza, huk jego fal, zgiełk narodów (Ps 65[64],6–8).

Ponad szum wód rozległych, ponad potęgę morskiej kipieli potężny jest Pan na wysokościach (Ps 93[92],4).

I w swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły. Radowali się z tego, że nastała cisza, i że On przywiódł ich do upragnionej przystani  (Ps  107,28–30).

Cokolwiek Panu się spodoba, to uczyni na niebie i na ziemi, na morzu i we wszystkich głębinach (Ps  135[134],6).

Według swej myśli On ujarzmił odmęty wód i osadził na nich wyspy  (Syr 43,23)[2].

Perykopa jednak znajduje się w Ewangelii Marka. Czy on jest pierwszym jej autorem? Jeżeli tak, to znaczy, że on również wprowadzał własne opracowania do tekstu Ewangelii. A może nie należy uważać Ewangelii Marka za najstarszą, a raczej traktować, że ewangelie synoptyczne pisane były w podobnym czasie i autorzy wzajemnie przepisywali sobie opracowania? Trudno zawyrokować. Stan wiedzy na ten temat jest nieprecyzyjny. Wątpliwa jest również sama opowieść. Może chodziło jedynie o postawienie pytania: Kim właściwie On jest?
          Pierwszeństwo Ewangelii Marka zasugerował Papiasz (biskup z Hierapolis, teolog, męczennik, żyjący w latach 70–135-155) i Ireneusz (biskup Lyonu, zm. śmiercią męczeńską ok. 202 r.). Klemens Aleksandryjski uważał za najstarszą Ewangelię Mateusza i Łukasza. Zarzucano mu jednak, że sugerował się obecnością w nich genealogii Jezusa, notabene zupełnie się różniące. Ewangelia Marka uchodziła wówczas za „streszczenie” tamtych dwóch. Słaba argumentacja Klemensa spowodowała, że dzisiaj powszechnie przyjmuje się  Ewangelię Marka za najstarszą.


[1]  Platon, Uczta  jedno z popularnych dzieł filozoficznych starożytności.

poniedziałek, 27 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 6


          Jezus w swoim nauczaniu stosował różne sposoby. Używał przypowieści, w których przekazywał teologiczny sens. Opierały się one na zmyślonych scenkach. Ta forma przekazu wymagała od odbiorców znacznego stopnia inteligencji. Tym samym Jego słowa nie docierały do wszystkich. Jezus uważał, że kto ma zrozumieć to zrozumie. Każdemu stawiał inny próg rozumienia. Prawda ma różne poziomy. Każdemu według jego zdolności i umiejętności. Nie gorsze się. Ja jako człowiek po szkołach rozumiem inaczej. Inni rozumieją to po swojemu. Kto jest bliższej Prawdy? Okaże się. Dla jednego wystarczy, że wie, że  wiatr wieje, a dla mnie jest to ruch cząsteczek opisany równaniami matematycznymi. Samej istoty Prawdy bardzo trudno jest opisać (Kant).
          Przypowieść o siewcy (Mk 4,1–9; Mt 13,1–9; Łk 8,4–8) znajduje się również w innych ewangeliach synoptycznych. Opisuje ona zdolność rozumienia słów nauki w przypowieściach. Kiedy słowa trafią na podatny grunt: "wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny» (Mk 4,20).
          W perykopie Przypowieść o lampie (Mk 4,21–23) jest napisane: Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw (Mk 4,22). Treść tego zdania nie obejmuje tajemnic przyrody, lecz wszelkie działania wynikające z czyjeś woli. Wszystkie zdarzenia są filmowane, fotografowane na różne sposoby siłami natury. Dzisiejsza technika np. pozwala odtworzyć obecność człowieka w pomieszczeniu, które zostało przez niego opuszczone (obrazy termiczne). Nie wchodząc w zawiłości techniczne Ewangelia przekazuje prawdę ponadczasową. Cokolwiek się dzieje na świecie, jest w jakiś sposób zapamiętywane. Niczego nie można ukryć, nie ma więc zbrodni doskonałej. Wszystko można odtworzyć, to tylko kwestia czasu. Niczego nie można ukryć przed Bogiem, ani też przed człowiekiem z dzisiejszą techniką. Warto zdać sobie z tego sprawę w celach dydaktycznych. Popełnianie czynów nieetycznych, w gruncie rzeczy, nie opłaca się. Konsekwencja czynów (sprawiedliwość) dosięga lub dosięgnie każdego. Jeżeli nie za życia ziemskiego, to w przestrzeni nadprzyrodzonej. Paradoksalnie, ale Bóg towarzyszy wszystkim ludzkim działaniom, nawet tym złym. Najczęściej nie interweniuje, bo nie chce czynić zamachu na ludzką wolę. Bóg jest świadkiem wszelkich wydarzeń. Ta ciągła inwigilacja wynika z konieczności podtrzymywania życia. Człowiekowi pozostaje pogodzić się z tą oczywistą prawdą.
          W perykopie Przypowieść o mierze (Mk 4,21–23) jest napisane: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą» (Mk 4,21). Jest to przestroga, aby nie używać zbyt niebezpiecznej broni (w tym słownejsłownej). Los może się odwrócić i nie będzie można samemu się  obronić przed użytą bronią.
          W końcowym wersecie tej perykopy można wyczytać niezrozumiałe ostrzeżenie: "Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma» (Mk 4,22). Mówiąc językiem przysłów ludowych tragedie chodzą parami. W tym jest zawarta pewna tajemnica. Wydaje się, że Bóg porcjuje kłopoty i przygląda się, czy człowiek udźwignie je, czy jeszcze mu dołożyć. Aby to wytłumaczyć trzeba rozwinąć temat dobra.
          W potocznym znaczeniu dobrem są: uczynek, słowo, jałmużna, post itp., wszystko to, co sprawia, że dobro rozchodzi się i generuje kolejne dobra. Dobro odbite od niebios wzmacnia się i interferuje. Przedstawia się jakby fala stojąca. Ona  jest odpowiednikiem funkcjonału, czegoś co istnieje i ma charakter przymiotu cząstki bytowej. Taka struktura dobra w języku niebiańskim jest budulcem potrzebnym do podtrzymania  rozwoju świata. Stwórca oczekuje, że człowiek, jako z Nim współzależny, Jego dziedzic, przyjaciel włączy się do projektu rozwoju świata. Przez cierpienie (akceptowane) może rodzić się wielkie dobro, a więc budulec. Bóg nakłada na ludzi ciężar własnej koncepcji.
         Ten kto ma dużo nie jest dobrym kandydatem do "współpracy" z Bogiem. Ciężko wykrzesać od niego wysiłek czynienia dobra. Niech się cieszy tym co ma. On jest już wynagradzany za życia. Bóg liczy na biednych. Ta zasada sprawdza się w życiu. Znam to z autopsji. Mogę tylko liczyć na biednych. On podzieli się połową tego co ma. Bogaty nie, bo ma dużo.

niedziela, 26 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 5


          W dzisiejszej dobie zmienił się dzień przeznaczony na odpoczynek. Trudno rozróżnić co jest pracą, a co odpoczynkiem. Żyjemy w dobie wysokiej dynamiki. Zalewają nas informacje z całego świata. Wiemy na bieżąco co dzieje się w dalekich zakamarkach świata. Przemieszczanie się jest na tyle sposobów. Trudno jest zagospodarować czas na modlitwę, kontemplację, czy liturgię mszalną. Autor Ewangelii przytacza słowa Jezusa, które wychodzą na oczekiwania dzisiejszego świata. Ze słów Ewangelii można odczytać, że żyj sobie jak chcesz, bo ten dzień należy do ciebie, ale przeżyj ten dzień godnie. Nie zmarnuj go, bo każda chwila jest droga, niepowtarzalna i cenna. Bóg dał człowiekowi pewien limit czasu na utorowanie sobie drogi do wieczności. Zasoby dobra zgromadzone za życia są inwestycją na jakość życia wiecznego. Życie to rywalizacja o dobre miejsce w niebie. Uczniowie Jan i Jakub Zebedeusze są tego przykładem. Chcieli zapewnić sobie jak najlepsze miejsce u boku Panu. Już za życia ubiegali się o to. Wykazali swoją roztropność. Jezus to rozumiał i ich nie potępił.
          Jezus był dobrym organizatorem i przewidujący: "Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli" (Mk 3,9). Św. Marek był reprezentantem swojej epoki. Wierzył w moce piekielne i w ontologicznego szatana. Nie dziwią jego słowa: "Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: «Ty jesteś Syn Boży»." (Mk 3,11) .
          Jezus wchodził w dyskurs z uczonymi w Piśmie, choć było to, z Jego strony, bardzo ryzykowne. Oni to gromadzili dowody, aby Go oskarżyć.  W czasie rozmów nie szczęścili Mu inwektyw: «Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy» (Mk 3,22). Jezus wykazywał im nielogiczność w formułowaniu zarzutów "Jak może szatan wyrzucać szatana?" (Mk 3,23).
          Św. Marek mało przytacza słów Jezusa. Napisał swoją Ewangelii czerpiąc wiedzę od Apostoła Piotra któremu towarzyszył na misjach. Był świadomy, że słowa przekazywane (wielokrotnie) zniekształcają się i zmieniają sen wypowiedzi. W swojej Ewangelii skupił się na opisywaniu czynów Jezusa.
          Kiedy Jezus wrócił z dalekiej podróży zachowywał się jak za dawnych lat. Rodzina dostrzegała te zmiany. Niektóre słowa i czyny Jezusa przerażały ich. Jezus nie odcinał się od rodziny, ale przybrał pozycję uniwersalną. Dla Niego wszyscy, którzy kochali Boga byli Jego rodziną: "I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką" (Mk 3,34–35). Słowa te trzeba odczytać, że wszyscy ludzie są dla siebie siostrami i braćmi, że stanowią jedną rodzinę, a Bóg jest ich Ojcem. I dzisiaj ludzie z LGBT należą do tej jednej rodziny. Jezus nikogo nie wykluczał: «Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»  (Mk tamże).        

sobota, 25 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 4


          Jak już pisałem przy innych ewangeliach, Jezus nie był zadowolony, że uczniowie i wierni uważają Go za Mesjasza. Odpuścił, jak było to niemożliwe. Sam siebie nazywał Synem Człowieczym, co podkreślało Jego ludzką naturę i skąd się wywodzi. Pisze o tym św. Marek: "Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów" (Mk 2,10). Wypowiedź Jezusa brzmi stanowczo i jednoznacznie. Postawa Jezusa zadziwiała ale i niektórych gorszyła.  Jezus od początku był znakiem sprzeciwu. Jezus się nie bał. Za Nim stała Prawda, którą się kierował. Stał się przykładem dla wahających się, bojących się, konformistów. Prawda nie może był letnia. Z niej tryska płomień i żarliwość. Wszyscy chrześcijanie powinni pojąć, że będąc pod opieką Jezusa i Boga Ojca niczego nie powinni się bać.
          Jezus był skuteczny, a przez to wiarygodny. Pisze o tym autor Ewangelii o uzdrowionym paralityku: "On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich " (Mk 2, 12).
          Św. Marek pisze, że Jezus powołał celnika Mateusza syna Alfeusza nie szczytnej profesji. Celnicy okryci byli złą sławą. Byli pracownikami reżimu. Dlaczego Jezus podjął taki krok? Jezus tym gestem ujawnił kolejną prawdę o istocie ludzkiej. Ludzie są grzeszni z samej ludzkiej natury. Grzech towarzyszy każdemu człowiekowi do końca życia. Natomiast każdy ma szanse odrzucić grzech i wybrać drogę prowadzącą do Boga (do doskonałości). Taką szanse otrzymał grzesznik Mateusz. Jezus potwierdza swoją misję: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» (Mk 2,17).
         Zatem wspólnota chrześcijańska składa się z grzeszników, a nie ze świętych. Świętość jest nagrodą za całokształt życia, za postawę i wiarę. O świętości decyduje grono kościelne, które otrzymało do tego stosowne uprawnienia. Święty w ludzkiej ocenie może nie być wysoko pozycjonowany w hierarchii boskiej. Każdy sam odpowiada za siebie przed boskim obliczem.
         Kolejne wersety świadczą o szczególnych przymiotach Jezusa. Swoim uczniom na nakazuje pościć, uważając, że Jego obecność wśród nich jest wystarczającym powodem do radości: "Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie" (Mk 2,19). Jego przyzwolenie pracy w święto (szabat) było dla żydowskich uczonych w piśmie skandalem. Jezus puentował: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu» (Mk 2,28). Jezus przewracał zwyczaje i żydowskie świętości. Wykazywał ich nielogiczność i głupotę. Targanie się na tradycję jest bardzo ryzykowne. Jezus pokazywał, że jest  Panem szabatu i na równi  jest z Ojcem.

piątek, 24 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 3


          Jezus rozpoczął swoją działalność w Kafarnaum. W Jego nauce charakterystyczne było to, że: "uczył [...] jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie" (Mk 1,22).  Sposób ten gorszył innych nauczycieli religijnych. Oni przekazywali wiedzę nabytą, a Jezus wlaną (odczytaną ze Stanu Prawdy).  Mówił jakby od siebie. Zarzucali Mu pychę.
          Nie można odmówić Jezusowi zmysłu organizacyjnego i inteligencji. Wiedział jak być skutecznym. Wykorzystywał dar leczenia ludzi. Wiedział, że ludzkie nieszczęścia, choroby, umiejscowione są w mózgu. Wszelakie choroby leczył wpływając na ludzki ten organ. Autor Ewangelii obrazuje to wypędzaniem złych mocy z ciał ludzkich: "Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest " (Mk 1,34). Ostatnie słowa są sugestią i świadczą, że złe duchy nie mają swojej osobowości.
        Jezus staje się coraz bardziej popularny: "I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej" (Mk 1,28). Jak wspominają również inni ewangeliści Jezus często się modlił. W odosobnieniu wzmacniał się duchowo. Odczytywał zamysły Boga. Miejsce pustynne było Jego ulubionym miejscem kontemplacji. Modlitwa lubi cisze, nic nie zakłóca głosu Bożego. Uzdrowione osoby prosił o dyskrecję. Nie chciał, aby uważano go tylko za Uzdrowiciela. Najważniejszym przesłaniem Jezusa było przekazywanie Prawdy. Ucieszeni uzdrowieńcy zwykle nie pamiętali  prośbę Jezusa. Wieść o Jezusie szybko się rozchodziła. Zachodziła obawa, że zbyt szybko zostanie zdenucjowany przez żydowskich kapłanów. Jezus miał swoją strategię misyjną, na końcu której czekał Go Krzyż.  Jezus często nauczał w miejscach pustynnych. "A ludzie zewsząd schodzili się do Niego" (Mk 1,45).
      Jezus nie tylko uzdrawiał ludzi, ale ich rozgrzeszał mówiąc: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy» (Mk 2,5).
      Autor opisuje szczegóły uzdrowienia paralityka, którego wnieśli przez dach domu. Wokół domu zebrały się tłumy. Wśród nich byli i uczeni w Piśmie. Nie podobało im się jak Jezu rozgrzeszał jakby miał taką moc przynależną Bogu.: " Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?" (Mk 2,7). Byli zniesmaczeni i podejrzewali Go o bluźnierstwo. Jezus od początku dawał świadectwo swojej wyjątkowej pozycji. To świadczy, że był przekonany do swojej roli. Jego posłanie nie było parciem na popularność, ale droga ku Chwale obiecanej przez Boga. Jego postawa i sposób prowadzenia misji może być dowodem, że Jezus realizował zamysł Boży. On sam, swoją pewnością w działaniu uwiarygodniał późniejsze chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo stało się religią według boskiej koncepcji. Jej popularność i trwanie przez  2000 lat jest kolejnym dowodem. Z tych powodów, Kościół Chrystusowy ma zapewnioną wieczność.

czwartek, 23 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 2


      Autor zaznaczył, że: "Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów" (Mk 1,4), natomiast  Jezus będzie chrzcił Duchem Świętym. (por Mk 1,8). To istotna różnica. Ja chrzciciel odpuszczał grzechy, a Jezus wprowadza człowieka w przestrzeń dzieci bożych. Osoba chrzczona zostaję przyjęta do nowej rodziny – rodziny chrześcijańskiej. Dusza ludzka zostaje naznaczona na wieki.
       Autor opisuje chrzest Jezusa. Czy było to potrzebne? W tym akcie pokazane jest, że Jezus jest jednym z nas, że przynależy do tej samej wspólnoty, w której króluje ten sam Bóg Ojciec. Autor korzysta z metody obrazowania zdarzenia. Przekaz w obrazie jest łatwiejszy, niż wywód teologiczny. Werset "A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie»" (Mk 1,11) jest obrazowym przekazem przynależności do boskiej rodziny. Jak każdy obraz literacki nie jest przekazem faktu rzeczywistego, ale konstrukcją literacką, która ukazuje sens.
          Jezus świadomy aktem chrzcielnym, który był zapowiedzią Jego posłannictwa, oddalił się na pustynie, aby duchowo przygotować się do swojego zadania. Autor w obrazie kuszenia przez szatana przez 40 dni przekazał jego ludzką naturę, pełną wątpliwości. Autor tym obrazem podkreślił człowieczeństwo Jezusa. Każdy musi na swojej drodze pokonać wątpliwości, które są naturalne i człowiekowi bliskie.  Autor nie wdaje się w szczegóły, jak to zrobili inni ewangelicy. Tym, dla mnie, jest bardziej rzeczowy i wiarygodny.
          Niedługo po chrzcie: " Jan został uwięziony" (Mk 1,14). Jezus zareagował:  «Czas się wypełnił» (Mk 1,15). To znaczy, że stało się co się stać musiało. Jan wykonał swoje zadanie. Na scenie pozostał główny bohater Ewangelii Jezus Chrystus z mottem: «Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» (tamże) . W tych słowach zawarł Jezus naukę Jana i własne przesłanie. Wiara to akt zawieszenia Bogu. Nie tylko akceptacja Jego istnienia, ale podporządkowanie się Jego woli.
          Jezus organizuje swoją misję. Do tego  powołuje swoich uczniów. Zachęca ich szczególną rolą jaką będą spełniać: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi» (Mk 1,16). Autor pisze: " I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim" (Mk 1,8). Tymi słowami chciał pokazać entuzjazm uczniów nauką Chrystusa. Zapewne nie było to tak natychmiast, Piotr był żonaty, a bracia Jan i Jakub Zebedeusze musieli zabezpieczyć prowadzoną działalność rybacką przez ich ojca.
          Jezus prezentował się bardzo atrakcyjnie. Miał ku temu odpowiednie przymioty. Był wysoki, szczupły, miał w sobie charyzmę i coś tajemniczego. Nie był rozgadany. Używał języka zwięzłego, a treściwego. Nie używał pisma. Miał w sobie mądrość, że język pisany narażony jest na manipulacje. Nie ustrzegł  się od nadużyć samych autorów ewangelii.

środa, 22 maja 2019

Ewangelia św. Marka cz. 1


      Konstrukcja Ewangelii św. Marka jest prosta i przejrzysta. W pierwszym wersecie mówi kogo ona dotyczy: "Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym" (Mk 1,1). Wiadomo, że Bohaterem Ewangelii jest Syn Boży. Tym samym przekazuje ważną informację, że Bogu przypisana jest Rodzina na sposób ludzki. Synem Boga jest Człowiek, a nie Ktoś ze sceny nadprzyrodzonej. W tym pierwszym wersecie autor ujawnia mezalians. Bóg, Ojciec Niebieski o naturze transcendentnej przyznaje się do ojcostwa istoty stworzonej jakim jest Jezus. Podobnie jak w Księdze Rodzaju autor mówi o podobieństwie człowieka do Boga, tak tu autor Ewangelii poszerza wiedzę, że istota stworzona wchodzi w rodzinę boską.
        W drugim wersecie autor nawiązuje do Starego Testamentu, do Księgi proroka Izajasza: "Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją " (Mk 1,2). Mowa jest o Janie Chrzcicielu. W owych czasach był godnym prorokiem zwiastującym zamysł Boga o  swoim wcieleniu. Koncepcja Boga polegała na tym, że w naturze transcendentnej Bóg nie może wchodzić w interakcje ze swoimi stworzeniami. Bóg musi się ujawnić w ludzkiej naturze. Bóg chce zbliżyć się do człowieka i stać się postacią jemu bliską. Nie zważa na to, że to Wcielenie jest Jego "uniżeniem". Jednocześnie tym zamiarem dowartościowuje człowieka i jego naturę. Kiedy Jezus zostanie Wywyższony na krzyżu do natury Boskiej zamiar Stwórcy zostanie spełniony. Jezus Chrystus w Akcie działającym przejmie rolę Ojca, a Ojciec uzyska możliwość bliższego kontaktu z człowiekiem.
          I stało się. Większość modlitw wiernych skierowanych jest do Syna Bożego, Jezusa Chrystusa niż do Boga Ojca. Można przyznać, że koncepcja Boga była karkołomna. Idea im bardziej karkołomna tym jest niezwykła. Stwórca zniża się do swojego dzieła i z nim się utożsamia. W tej koncepcji jest zapowiedź wieczności. Zamysł Boga nie może iść w zapomnienie. Za Chrystusem każdy człowiek nabywa te paradygmaty.
         Kiedy myśli się o Jezusie Chrystusie trzeba uwzględniać zamysł Boga odnośnie ludzkich interesów. Nie ma większej nagrody i daru od zapewnienia wieczności istnienia.

wtorek, 21 maja 2019

Mene, mene tekel, ufarsim


          Na uczcie u króla Baltazara w Babilonii nastąpiło niezwykłe wydarzenie: "ukazały się palce ręki ludzkiej i pisały za świecznikiem na wapnie ściany królewskiego pałacu." (Dn 5,5); " mene, mene, tekel ufarsin" (Dn 5,25). Wyrazy te są nazwami trzech wschodnich monet: miny, sykla i półminy. Tylko Daniel odczytał te słowa: Mene – Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres. Tekel – zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki. Peres – twoje królestwo uległo podziałowi; oddano je Medom i Persom (5,26–28). Interpretacja opierała się na podstawie trzech czasowników, które przypominają te słowa w brzmieniu aramejskim. W wolnym tłumaczeniu: obliczono, zważono, podzielono.  Słowa te napisał ponoć sam Bóg. Cztery aramejskie słowa bez samogłosek są wieloznaczne. Chciałbym uwagę swoją skupić nie na znaczenie tych słów, tylko na sam fakt napisania na ścianie słów przez samego Stwórcę. Jeżeli takie zdarzenie miało miejsce w historii, to można postawić pytanie: czy obecnie Bóg nie może napisać np. w poczcie elektronicznej odpowiedzi na stawiane Mu pytania?
          Stawianie trudnych pytań jest moją  specjalnością. Jak pogodzić Transcendencję Boga z czynnościami odbieranymi w rzeczywistości ludzkiej? Czy w ogóle jest to możliwe w przestrzeni rzeczywistej?
          Cały opis zdarzenia jest fikcją literacką i należy do tzw. pism prorockich, a równocześnie należy do tzw. haggad – żydowskich opowiadań ludowych.
Na treść opowiadania ludowego nałożono treść teologiczną. Wartością księgi Daniela jest jej przesłanie. Władza ludzka przedstawiona jest jako siła przeciwko Bogu, zmierzająca ku upadkowi i zagładzie. Zbawienie przyniesie jedynie interwencja Boga. Puenta księgi jest zapisana w słowach: "Bóg ocala tych, co pokładają w Nim nadzieję (Dn 13,60).

poniedziałek, 20 maja 2019

Mogę zanucić niektóre pieśni basem


            "Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza?" (1Kor 1,6). Dlatego moja miłość do atmosfery Mszy, liturgii mszalnej została zaburzona. Odwiedzając Kościoły doznaję duszności. Nie mogę opanować żalu, które kieruję do kapłanów, biskupów do których żywiłem wielką sympatię. Cała moja krytyka religii, w tym Kościoła katolickiego ma służyć uzdrowieniu Domu Bożego. Chciałbym wrócić do czasów, w których śpiewałem w chórze kościelnym. Ile doznałem wtedy  duchowych wruszeń. Do dziś mogę zanucić niektóre pieśni basem lub innym głosem harmonicznym. Studiowałem 4-letnie studia teologiczne z większym zapałem niż zawodowe studia dzienne. Mogę przyznać się do tego, że byłem wiernym sługą i propagatorem Kościoła katolickiego. Może Bóg odwdzięcza się mi, podpowiadając co mam pisać. Wielokrotnie łapałem się na tym, że słowa, które napisałem były jakby nie moje.
Wszystko co odczytywałem ze stanu Prawdy przelewałem, pisząc.
          Kapłani, biskupi, rektor Seminarium Duchownego odwrócili się ode mnie, jak zacząłem ujawniać samodzielność myślenia. Stanąłem w poprzek regułom ustalonych przez instytucję kościelną. Bardzo lubiłem księdza SM, u którego wielokrotnie piłem kawę. O jego preferencjach seksualnych dowiedziałem się później jak opuścił Kielce. Nigdy nie odważył się na zły dotyk względem mnie. Byłem zbyt silną osobowością. Jego zachowanie w Kościele mi imponowało. Był wrogiem przesiadywania w kościele. Krzyczał z ambony na siedzące osoby starsze, aby dały szanse swoim dzieciom, które nie mogą przyjść do Kościoła, bo zajmują się swoimi dziećmi.
          W latach 2008 i w następnych spotkałem wspaniałych profesorów seminarium kieleckiego i KUlu: ks. prof dr. hab Daniela Olszewskiego, recenzenta mojej pierwszej książki i ks. prof. Józefa Kudasiewicza wielkiego biblistę który recenzował moją trzecią i czwartą książkę. Po tym wspaniałym i owocnym okresie było tylko gorzej. Problem pedofilii księży był jeszcze w ukryciu. Kiedy pojawił się mariaż Kościoła z PIS i zobaczyłem tę całą  hipokryzje władzy i Kościoła nastąpił u mnie okres niesmaku. Dziś trudno się dziwić, że zażyczyłem sobie świecki pogrzeb, a prochy mają być rozsypane. Mam nadzieję, że Kościół odrodzi się i zbliży się do Kościoła Chrystusowego i stanie się dla swoich wiernych tym, co był dla mnie.

niedziela, 19 maja 2019

Zawieszam wykłady na blogu wiara rozumna


Zawieszam wykłady na blogu wiara rozumna do lepszych czasów.
Straciłem motywację prowadzenia bloga głównie przez czytelników zagranicznych. Żadna moja prośba nie została uwzględniona, nawet ta najprostsza o zwrotnej informacji (choćby słowo pozdrawiam) na mój adres e-mailowy, aby sprawdzić możliwość interakcji internetowej.
Ilość komentarzy reklamowych (ponad 17 000) podpiętych do moich postów o  viagrze, koszulek, wibratorów itp. przeraża i okrutnie mnie denerwuje. Przyjemność w pisaniu zamieniła się w koszmar. 
Wszyscy, który przekazali mi swoją sympatię serdecznie  dziękuje, ale to mi nie wystarcza.
Pozdrawiam Paweł Porębski

Tajemnica ładunku elektrycznego


          Ładunek elektryczny jest właściwością ciała, jego przymiotem,. Ciekawe jest pytanie jaka tajemnica kryje się pod tym pojęciem? Dlaczego elektron obdarzony jest ładunkiem? Jaka jest natura ładunku elektrycznego? Jaka jest przyczyna tej właściwości? Czy w naturze dynamicznej materii nakłada się dynamiczna własność, którą się zwie ładunkiem elektrycznym?  Jak można wyobrazić sobie ładunek ujemny i dodatni ?
          Literatura fachowa wspomina. że ładunki elektryczne są skwantowane, elektronowi przypisano elementarny ładunek ujemny, protonowi dodatni. Wielkość ładunku elementarnego wynosi 1,602·10-19 C
Oddziaływania naładowanych cząstek elementarnych bada elektrodynamika kwantowa, opisuje się je za pomocą wymiany fotonu. Istnienie najmniejszych porcji (kwantów) ładunku odkrył doświadczalnie w 1910 roku Robert Millikan, za co między innymi w roku 1923 otrzymał Nagrodę Nobla. Ładunki wytwarzają pole elektryczne. Tyle wiedzy ze źródeł fachowych. Interesująca jest istota zjawiska.
W latach 30. XX wieku podczas badania promieniowania kosmicznego odkryto cząstki o masie równej masie elektronu, ale o ładunku dodatnim. Nazwano je pozytonami.
          Zasada zachowania ładunku mówi, że ładunek elektryczny jest czymś realnym, przeliczalnym, fizycznie istniejącym i podpięty pod cząstkę materialną jak elektron, czy proton. Ładunek jest wielkością skwantowaną, co oznacza, że ładunek każdego obiektu jest zawsze całkowitą wielokrotnością ładunku elementarnego. Możemy podać tylko jego własności i sposób pomiaru. Wartość ładunku elektrycznego nie zależy od prędkości cząstki naładowanej – jest taka sama we wszystkich układach inercjalnych.
          W ramach Modelu Standardowego cząstek elementarnych kwarki mają ładunek ułamkowy równy −1/3 lub +2/3 ładunku elementarnego, a antycząstki posiadają ładunek o znaku przeciwnym. Kwarki nigdy jednak nie występują osobno, lecz zawsze tworzą układy złożone, których łączny ładunek jest sumą ładunków kwarków składowych, w ten sposób cząstki mają ładunek całkowity.
          Kwazicząstki nie są rzeczywistymi cząstkami, ale obiektami sztucznie zdefiniowanymi i jako takie mogą mieć ładunek niebędący wielokrotnością ładunku elementarnego. W 1982 Robert Laughlin wyjaśnił ułamkowy efekt Halla za pomocą kwazicząstek o ułamkowym ładunku, ale nie uważa się by było to złamanie zasady skwantowania ładunku elektrycznego.
          Wszystko wskazuje na to, że ładunek elektronu pochodzi z jego struktury, dlatego nie można jemu przydzielić ładunku. On ma go w sobie. Nauka tak daleko nie sięga, ale elektron posiada wewnętrzna strukturę, z której pochodzi ta własność. W protonie, ładunek pochodzi z sumy niepełnych ładunków jego kwarków. Doświadczalnie nie można sfotografować elektronu, ale można ze znajomości jego przymiotów opracować jego hipotetyczną strukturę.
          Czy można sztucznie wytworzyć ładunek. Bez podłoża materialnego, substratu nie można. Można natomiast wytworzyć sztucznie  pole elektryczne, które oddziałuje z innymi polami elektrycznymi, czy magnetycznymi.  Można przypuszczać, że ładunek elektryczny jest tylko właściwością i nie przysługuje mu samodzielne istnienie. Jest przypadłością materii. W przypadku elektronu, czy protonu jest narzucona obligatoryjnie. Nie ma elektronu, czy protonu obojętnego na tę przypadłość. Z drugiej strony nie można przypisać ładunku neutronowi. Przypadłość ładunku jest narzucona przez Stwórcę, dlatego jest dla człowieka nie do ogarnięcia rozumem. Brak jest wytłuczenia konieczności istnienia i jego sposobu istnienia. Można mówić tylko o skutkach istnienia ładunków, a nie o ich przyczynie.  A może jest coś o czym nie wiem?

sobota, 18 maja 2019

Tajny dodatek do Crimen Sollicitationis


         W PŚ w Psalmach czytamy:  «Nie dotykajcie moich pomazańców
i prorokom moim nie czyńcie krzywdy!
»  (Ps 105(104,15).

          Na ten psalm powołuje się  św. Katarzyna ze Sieny w książce Dialog wyd. W DRODZE  Poznań 1987 r.(s. 203). cytując głos Boga, który prowadził z nią dialog. Święta tym zapisem autoryzuje słowa Stwórcy, czyniąc z nich słowa świętego nakazu.

          W 1917 roku, wprowadzono decyzją papieża Benedykta XV nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, który stwierdzał, że osądzanie pewnej liczby wykroczeń i przestępstw kanonicznych leży wyłącznie w kompetencjach Świętej Kongregacji Świętego Oficjum. W 1922 roku Święte Oficjum wydało instrukcję Crimen sollicitationis, w sprawie szczególnie ciężkiego przestępstwa naruszenia świętości i godności sakramentu pokuty przez księdza katolickiego – namawiania penitenta do grzechu przeciw szóstemu przykazaniu.

          Może na tych przesłankach  papież Jan XXIII wprowadził do instrukcji z roku 1922 tajny dodatek, którego nie anulowali kolejni papieże, w tym Jan Paweł II. W treści czytamy: "Pod groźbą ekskomuniki nakazuje się trzymanie w największej tajemnicy przestępstw seksualnych księży; nakazuje się bezkompromisową walkę z poszkodowanymi i tymi. którzy ich popierają, zakazuje się współpracy w tych sprawach z organami ścigania i utrudnianie pociągnięcia do odpowiedzialności osób duchownych."

         Słowa dokumentu brzmią dzisiaj groźnie. Jak wytłumaczyć ten dysonans?

Jak pisze w przypisie biblijnym psalm ten był poprawiany (105,27 i 205,28). Świadczy to, że bibliści, egzegeci dopatrzyli się ludzkiej interwencji w treści. Można więc mieć wątpliwości do  przytoczonego cytatu, czy pochodzi po on autora natchnionego, czy był przedmiotem manipulacji redakcyjnej. Św. Katarzyna z pewnością korzystała z wersji gdzie taka manipulacja mogła mieć miejsce.

      Gdyby założyć, że cytat pochodzi od autora natchnionego, to św. Katarzyna wyjaśnia cały kontekst wypowiedzi Bog. Dotyczył on Mistycznego Ciała Świętego Kościoła, a w nim koncepcja świętych kapłanów. Ja pisze Katarzyna słowami Boga :  "Są oni mymi pomazańcami i nazywam ich Chrystusami moimi (s.200); "Umieściłem ich jak kwiaty wonne, w mistycznym ciele świetego Kościoła. Godności tej nie ma nawet anioł, a dałem ją ludziom ty, których wybrałem na moich szafarzy. Uczyniłem z nich aniołów, więc powinni być w tym życiu aniołami ziemskimi" (tamże).

        Kapłani pedofile, tym strasznym postępkiem (grzechem śmiertelnym) sami wykluczyli się z Mistycznego Kościoła. Przywołany cytat do nich nie pasuje. Bóg mówił o pomazańcach, których ewentualne postępowanie grzeszne mieści się w ramach grzechów wybaczalnych.

      Papież Jan XXIII, na owe czasy, kierował się "dobrem Kościoła". Dbał, żeby nie było zgorszenia w Kościele. Tym mylnym dokumentem, a wolną wolą chciał chronić Kościół, myląc pojęcie kościoła instytucji ludzkiej z Kościołem Chrystusowym.

       Może kolejni papieże myśleli podobnie.   Dostało się naszemu papieżowi Janowi Pawłowi II. Może nawet odwołają jego kanonizację. Skutki tego strasznego przewinienia obejmują szerokie kręgi

piątek, 17 maja 2019

Jedno tchnienia Boga


          Człowiek stworzył język do opisu tego co jest zmysłowe, co dotyczy jego otoczenia. Im sięga w głąb rzeczywistości zaczyna brakować słów. Trudno za pomocą używanego języka opisać odkrywane zjawiska. Brakuje pojęć. Normalny język nie nadaje się do opisu atomu, zjawisk kwantowych. Uczeni uciekają się do  również abstrakcyjnego języka jakim jest matematyka. Tak też uczynił Werner Heisenberg (1901–1976) opisując atom za pomocą macierzy (mechanika macierzowa). Erwin Schrodinger (1887–1941) opisał fale elektromagnetyczne za pomocą swoich równań. Okazało się, że oba opisy są sobie równoważne. Język matematyki nie wszyscy rozumieją.  Nie wszystkie zapisy matematyczne są takproste jak równanie Einsteina E = m*c ². Ten prosty zapis ujawnia koncepcję Stwórcy. Nie ma czegoś takiego jak materia. Ona jest produktem energetycznym, a energia pochodzi od jednego tchnienia Boga.
         Wzór Einsteina mówi, że energia i materia są sobie równoważne. Jedno wynika z drugiego. W warunkach brzegowych można mówić tylko o energii, która wypełnia cały świat. Energia w czystej postaci jest niewidoczna. Stąd wniosek, że świat nie jest widzialny. Jak powiedział Arthur Schopenhauer (1788–1860) filozof niemiecki jest ludzkim wyobrażeniem. Przestrzeń jest przeźroczysta, ale wypełniona wirtualnymi obiektami. Czy można z jednego tchnienia Boga opisać stworzenie naszej rzeczywistości? Z trudnością, ale można. Argumenty przeciwne stworzeniu (kreacjonizmu) wytaczane przez ateistów stają się podporą wiary. Np. teoria ewolucji, początkowo odrzucana  przez Kościół, jest przykładem ciągłości tchnienia bożego. Nauka udowodniła, że nowe gatunki mogą powstawać z innych. To stały cud, który się zdarza. Bóg nie tylko podtrzymuje świat w jego istnieniu, ale ciągle go stwarza. Świadczą o tym zjawiska kwantowe, które widoczne są za pomocą doskonałej technice subatomowej.
          Jestem pewien, że zaczyna się era innego spojrzenia na świat. Bóg ujawnił tyle swoich tajemnic, że ateizm jest totalnym nieporozumieniem. Religia w obecnym kształcie nie może się ostać. Jest anachroniczna, bajkowa i sprzeczna z Prawdą. Potrzeba mądrych teologów, aby na nowo odczytali Stan Prawdy umysłem najnowszych badań.
           Jestem przekonany, że ateizm stanie się synonimem niewiedzy. Światopogląd dzisiejszy wykonał zwrot o 180 stopni w stosunku do historycznego.   Zbliża się nowa era, w której Królestwo Boże przybliży się do ludzi. Proces ten można obserwować np. na Wschodzie. Coraz więcej jest chrześcijan. Byłoby dobrze, aby nowe pokolenia chrześcijan otrzymywały wiedzę współczesną, która wzmocni ich wiarę.
             Jeżeli Kościół zbagatelizuje wiedzę współczesną, to wiara odrodzi się oddolnie w sposób nieuporządkowany.

czwartek, 16 maja 2019

Tęczowa Matka Boska


         Prymas Polski arcybiskup Wojciech Polak  powiedział: "Nie może być zgody, by naruszać to, co nienaruszalne". A ja się pytam, czy ktoś zapytał Matkę Bożą o jej zdanie?
         Od tysięcy lat wykorzystuje się Boga i inne Osoby święte do ludzkich partykularnych interesów. Divinum i sacrum zostały zawładnięte przez ludzi Kościoła. Uważają, że mają prawo wykorzystywać ich święte imiona do swoich interesów. W Piśmie Świętym aż roi się od cytatów niby autorstwa samego Boga, Jezusa Chrystusa i innych Osób świętych. To jest ogromne nadużycie. Czynią to, bo wiedzą, że Osoby te nie sprzeciwią się, nie dadzą znaku swojego sprzeciwu. Pomysł, że tęcza, która ozdabia wizerunek Maryi jest jej profanacją jest, delikatnie mówiąc, głupi sam w sobie. Aby dopatrzyć jest profanacji trzeba uruchomić swoją chorą wyobraźnie i to ona może być profanacją. Przypomina mi się akcja z Gumisiami. Tam również doszukiwano się zgorszenia.  Niektórym nie podobały się różowe torebki.
         Sama tęcza jest moralnie obojętna. Dopiero przypisywanie jej złych znaczeń czyni aurę nienawiści. Maryja wielokrotnie daje znać swojej miłości do wszystkich ludzi, bo wie, że wszyscy są dziećmi Bożymi. Osoby o innej orientacji seksualnej trzeba otoczyć szczególną miłością, bo są dyskryminowani. Tęcza, która jest symbolem tych innych w entourage'u maryjnym jest obrazem jej opieki.
        Dziwię się, że dostojnicy Kościoła, którzy można uważać za światłych dają się wkręcać w głupotę ludzi, którzy doszukują się tylko złych intencji, by zasiewać zło i nienawiść.
       Pani Elżbietę Podleśna zatrzymana przez policję przyznała, że jest katoliczką. Nie sądzę, aby miała złe intencję. Kobiecie grozi grzywna, ograniczenie lub nawet pozbawienie wolności do lat dwóch. Policja zachowała się nagannie.
        Gdyby pani Elżbieta miała w tym swój nieetyczny pomysł, to jej uczynek podlega osądowi Bożemu, bo wynika to z jej duszy, a tam może docierać tylko Stwórca. Kto zobaczył zło w tej sprawie musi się zastanowić nad swoją wyobraźnią, bo myśląc, kształtuje się rzeczywistość.
         Rozlepianie jakiekolwiek wizerunku Maryjnego w miejscach publicznych i niegodnych (śmietniki, przenośnych toaletach itp.) uważam za niedopuszczalne
i temu się sprzeciwiam.

środa, 15 maja 2019

Święto Zofii


       Dzisiaj jest dzień imienin Zofii. Przywodzi pamięć o mojej matce Zofii, która odeszła w poprzednim roku 26 maja (dzień matki) w wieku 96 lat. Dzisiaj jest też rocznica śmierci jej ojca Józefa Piskorza, czyli mojego dziadka.

       Oboje byli niecodziennymi ludźmi. Mój dziadek w seminarium we Lwowie był kolegą szkolnym Maksymiliana Kolbe. Wiele mi opowiadał o jego cnotach. Mimo, że był rozwiedziony i powtórnie żonaty zachował się w mojej pamięci jako dobry i szlachetny człowiek. Mieszkał w Sośnicy k/Gliwic. Widywaliśmy się rzadko. Dużo rozmawialiśmy o wszystkim (np. o ewolucji Darwina i życiu seksualnym wśród dzikich). Graliśmy w szachy. Nie lubił przegrywać i rozkosznie się złościł. Dostałem od niego skrzypce, które stały się moją "kochanką". Przez 3 lata brałem prywatne lekcje. Moimi palcami pieściłem struny, a każdy wydawany dźwięk sprawiał mi rozkosz. Uwielbiałem grać na skrzypcach. Moja założona rodzina nie podziela moich upodobań. Po udarze coraz trudniej jest mi grać. Pozostała niespełniona miłość do tego instrumentu.

       Moją matkę zaliczam do anonimowych świętych. W wieku 90 lat napisała sagę rodzinną. Do 92 roku życia uczyła gry na fortepianie. Uczniowie i uczennice uwielbiali ją i kochali jak swoją babcie. Do ostatnich niemal chwil prowadziliśmy naukowe dysputy. Była pierwszą recenzentką i  krytykiem moich 9 książek. Jej życiorys był bardzo bogaty i barwny. Wpoiła we mnie godność do ludzkiej osoby, która zachowuje skromność i pokorę.

       Miłość do antenatów  wydaje mi się głębsza i mocno umocowana w sercu. Bardzo mi ich brakuje, zwłaszcza mamy. Często sięgam do klimatów lat minionych. Były one bliższe mojemu sercu i upodobaniom.

      Teraz sam tworzę własną historię, ale to zupełnie inna bajka.

wtorek, 14 maja 2019

Wyprowadzenie formuły Einsteina E = mc²


          Wzór Einsteina E=m*c² znają wszyscy. Przedstawię wyprowadzenie tej formuły opisanej w książce: "Elementy Teorii Względności" Mieczysław Sawicki WSiP Warszawa 1975 r. 
          W tym celu skorzystamy z rysunku na którym znajdują się dwa identyczne ciała A i B. Załóżmy, że ciało A posiada pewien nadmiar energii w stosunku o ciał B. Energię tę ciało A emituje w postaci promieniowania  wyłącznie w kierunku ciała B. Wskutek tego następuje "odrzut"  i ciało A uzyskuje pęd w wielkości:
p = E/c
Jeżeli jest ono związane z rurą o masie M, to rura uzyskuje prędkość v według wzoru:
Mv = E/c   wzór na pęd ciała M o prędkości v
stąd
v = E/Mc
i zwróconą w stronę przeciwną. Ruch rury trwa do momentu pochłonięcia  energii przez ciało B.  A więc w czasie
 t = l/c
rura doznała przemieszczenia
x = vt 

Po podstawieniu za t i v uzyskuje się

x = El/ Mc² (1)

Następnie przedstawiany ciało A na miejsce B i odwrotnie. Żadne siły zewnętrzne przy tym nie działają na układ A, B, M, wobec tego układ jako całość  nie doznał przemieszczenia. Powtarzając ten proces moglibyśmy więc, bez udziału sił zewnętrznych, zmienić położenie środka masy układu ciał A,B M. Stałoby to w sprzeczności z podstawowymi prawami mechaniki. Wyjście z tej sytuacji jest jedno: przypuścić mianowicie, że obydwa ciała A i B po akcie emisji i absorpcji energii promieniowania nie są mechanicznie równoważne. Na przykład masa ciała B jest większa o wartość m od masy ciała A. W tym przypadku przy zamianie miejscami ciał masa m przesunie się o odcinek l. Stosując zasadę zachowania pędu twierdzimy, że pęd całkowity składający się z pędu rury
Mx/t
oraz pędu masy m
ml/t
jest równy zero
Mx/t - ml/t = 0
stąd x= ml/M (2)
Porównując związki (1) i (2) dostajemy
ml/M = lE/Mc²
skąd
m = E/c²
czyli                                          E = m*c²

W tłumaczeniu własnym uproszczonym:

Pęd rury M (odrzut) = pęd nadmiaru masy (pęd emitowanej fali)
M * v = m * c
Pęd w zależności od fali
M * v = E/c
stąd  E/c = m* c
czyli                                          E = m*c²

Co było do wyprowadzenia.

poniedziałek, 13 maja 2019

Doświadczenie Michelsona – Morleya rozszyfrowane

              


          Powrócę do słynnego doświadczenia Michelsona – Morleya wykonanego w 1881 roku, który zasłynął tym, że nie można było zrozumieć dlaczego otrzymany obraz światła w detektorze nie jest przesunięty w fazie. Wnioski z tłumaczenia tego doświadczenia i mnie nie dawały spokoju przez lata. W książce Rzeczywistość w świetle nauki, filozofii i wiary JEDNOŚĆ 2008 roku opisałem to doświadczenie bazując na tłumaczeniu A. Einsteina, który skorzystał ze skrócenia długości FitzGeralda i transformacji Lorentza. Jak pisałem:

Doświadczenie polegało na tym, że puszczano promienie światła w dwóch kierunkach – wzdłuż kierunku ruchu przyrządu i prostopadle do ruchu. Według fizyki klasycznej wyprowadzono dwa wzory na czas powrotu promieni odbitych. Były one różne, bo po podstawieniu wartości dawały różne wyniki. Spodziewano się więc, że w czasie doświadczenia przyrząd potwierdzi wyliczone różnice czasowe tych dwóch promieni. A tu niespodzianka. Czasy były takie same. Wynik doświadczenia M-M był bardzo zagadkowy i w najwyższym stopniu zaskakujący.

          Czasy obu promieni były różne, bo drogi przyjęto różne. W tym tkwiła pomyłka. Ona spowodowała, że wysunięto zbyt pochopne wnioski.

          Na rysunku linią przerywaną pokazana jest droga promienia prostopadłego do ruchu aparatury. Na rysunku nakreślono drogę promienia po trójkącie. Wszelakie obliczenia i wnioski bazowały na przyjętej tezie. Tymczasem promień prostopadły do ruchu utrzymuje cały czas drogę prostopadłą do ruchu urządzenia. Promień odbija się od lustra już przesuniętego, i wraca pionowo do samego detektora również przesuniętego. Kwant promienia przebywa drogę 2L, a nie jak w oficjalnym tłumaczeniu po ramionach trójkąta (dłuższa droga).  Promień biegnący równolegle przebywa tę samą drogę 2L (tam i z powrotem) w tym samym czasie, ze średnią prędkością (pozorną) równą c, bo prędkość urządzenia się znosi (+u, -u) w drodze powrotnej.  Równe czasy przebiegu, z tą samą prędkością, na podobnej drodze nie może powodować niezgodności w fazie. Zagadka jest rozwiązana. Tłumaczenie powyższe bardzo dobrze można udowodnić animacją filmową, na którym pokazano by drogą zaznaczonego kwantu.  Pomijam tu sprawę, wówczas bardzo ważną, tzw. eteru, ale w podanym tłumaczeniu nie odgrywa on żadnej roli.

         Zachodzi pytanie, dlaczego Einstein nie poszedł podobną ścieżką rozumowania? Jest ona klarowna i prosta.  Można pomyśleć, że Einstein się pomylił. Ryzykowna teza, ale wszystko wskazuje, że jest słuszna.

          W książce Filozofia w Fizyce Jarosława Kukowskiego  WU Kardynała Wyszyńskiego Warszawa 2000 r. (s. 71) autor powołuje się na publikację Turzynieckiego z 1993 roku. W niej znalazłem podobny wniosek, choć Turzyniecki poprowadził obliczenia, tak samo po trójkącie, rezygnując z postulatu Einsteina, że prędkość światła jest stała i niezmienna . Wiele lat temu odrzuciłem rozumowanie Turzynieckiego, bo postulat Einsteina uważałem i nadal uważam za słuszny. Ja go tylko inaczej opisuję, a mianowicie, światło gdy opuszcza swoje źródło ma zawsze tę samą prędkość < c > względem każdego układu inercjalnego i jest niezależny od prędkości źródła. Światło nie zachowuje prędkości źródła. Dla układów w ruchu przyjmuje prędkość pozorną. Ona może być różna od prędkości < c > Dopuszczalne jest więc założenie, że c' = c + u. Taki wzór przyjął w swej książce Turzyniecki.

          Podejście Turzynieckiego i tu zaprezentowane skutkuje, że nie trzeba angażować do wyjaśnienia negatywnego doświadczenia transformacji Lorentza, a co za tym idzie, wnioski wysuwane o kontrakcji długości FitzGeralda  i dylatacji czasu są mylące. Jak pisze autor książki (J. Kukowski): "idea skrócenia autorstwa FitzGeralda0 LOrentza była hipotezą ratunkową w obliczu nieoczekiwanych wyników doświadczenia Michelsona- Morleya" (s 73).

          Wniosek ten nie obala teorii względności Einsteina, ale usuwa z niej niezrozumiałe zjawisko skracania długości. Problem pozostaje z dylatacją czasu, bo inne doświadczenia potwierdzają to zjawisko i póki co, wydaje się, że teza jest słuszna.           

niedziela, 12 maja 2019

Gdyby człowiek był stwórcą


          Dla udowodnienia tezy, że dobro jest autorstwa tylko Stwórcy można skorzystać z pewnej koncepcji myślowej. Człowiek rysując na papierze człowieka (lub inną istotę), tym samym przywołuje ją w wymiarze dwuwymiarowym do istnienia. Stawiam pytanie. Czy powołana istota może uczynić coś dobrego? Sama nie, ale człowiek za pomocą ołówka może dorysowywać jej wszelakie paradygmaty. Może sporządzić film kreskowy pokazując jego zalety i dobre uczynki. Na ekranie przywołany do istnienia bohater może czynić dobro. To co zostaje pokazane na filmie pochodzi z zamysłu rysownika. Podobnie jest w świecie rzeczywistym. Człowiek stworzony nic nie może uczynić bez pomocy i ingerencji Stwórcy. Dobro jest wartością samo w sobie. To funkcjonał, który skutkuje. Gdyby narysowanej istocie dać wolną wolę, to ona może poprosić rysownika, aby jej dorysował. Podobnie jest w świecie rzeczywistym. Człowiek wyraża wolę, a Stwórca jest Wykonawcą tej woli. Bóg uczestniczy w czynnościach złych, gdy taka jest wola człowieka. Uczestniczy, to nie znaczy, że akceptuje. Człowiek jest sprawcą cierpienia nałożonego na Stwórcę. Każdy ludzki grzech rani Boga.
          Bóg stwarzając świat i wolnego człowieka sam oddał się na służbę jego widzi mi się, jego grzechów i wszystkiego co uczyni, zamierza. W tym paradoksie ukazana jest Miłość Boga do swojego stworzenia. Jeżeli tego nie zauważa się jest się ślepcem. Bóg zjednoczył siebie ze swoim stworzeniem. Powstał jeden organizm stwórczy. Człowiek w Nim, a On we wszystkim.
           Koncepcja jedynego autorstwa dobra jest trudna do przyjęcia. Pycha ludzka ujawnia, że człowiek myśli, że sam może wszystko czynić. To błąd.
           Dobre uczynki interferują (wynika to z natury funkcjonału) ze sobą i dobro staje się większe. Dobrą energie Bóg wykorzystuje do neutralizowania panującego zła (funkcjonał zła). Dobro ze złem wzajemnie się znoszą. Ludzkie intencje liczą się w bilansie dobra i zła we wszechświecie. Trzeba o tym pamiętać. Przyjmując rolę sługi spełnia się główny zamysł Boga – ludzkiego podobieństwa do Boga. Świat jest jednością. Taki obraz świata preferują religie Wschodu.

sobota, 11 maja 2019

Chora religia


          Łatwo zarzucić mi, że jestem antyklerykałem, ale nie jest to prawdą. Chcę dziś zwrócić uwagę tylko na zjawiska negatywne które towarzyszyły powstawaniu doktryny chrześcijańskiej i działalności instytucji kościelnej, bazując na zdobytej wiedzy, własnych obserwacji i doświadczeniach  To co mam zamiar napisać nie dotyczy wszystkim kapłanów. W Kościele, zwłaszcza na niskich szczeblach hierarchii można spotkać wspaniałych kapłanów i sługi Boże. Tym poświęcę inny wykład.
          Przez lata głoszenia religii ujawniła się nie do końca zrozumiana koncepcja Stwórcy dotycząca symetrii dobra i zła. Tam gdzie zaistniało zło, tam pojawia się dobro i odwrotnie. Nauka Kościoła tłumaczy konieczność istnienia zła, aby dobro zostało uwypuklone na zasadzie kontrastu. Podobnie jak bez cienia nie można opisać światła. Nie do końca jest to dla wszystkich przekonywujące.
         Kiedy Jezus głosił swoją naukę (powstawało dobro, sacrum), równolegle, jego uczniowie walczyli o zajęcie najlepszego stanowiska przy boku Ojca. Jakub i Jan byli pod wpływem marzeń o mesjaszu politycznym, do którego chcieli się przyłączyć przez udział w jego rządach (profanum). Zwrócili się oni do Jezusa słowami: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie (Mk 10,37).   
          Po śmierci Jezusa ewangeliści opisali działalność Jezusa i Jego naukę, pisząc ewangelie. Do swoich tekstów wprowadzili własne koncepcje teologiczne (głównie Mateusz, Łukasz). Nauka Jezusa został skażona ludzkim oglądem boskich spraw. W Ewangelii Jana zakotwiczyła się panująca gnoza. Z samego początku chrześcijaństwa wkradał się ludzki interes i ludzki zamysł. Doskonała idea chrystianizmu – sacrum  szła w parze z profanum ludzkich pragnień.
        Do gwałcicieli nauki Jezusa można zaliczyć również św. Pawła i wczesnych teologów i ojców Kościoła. Św. Paweł, który z pewnością zasłużył się w formułowaniu doktryny chrześcijańskiej popełnił szereg błędów (opisałem to w książce pt. Listy Pawła Apostoła w wierze rozmnej świeckiego teologa, Coriolanus 2010). Jezus głosił równość pomiędzy kobietą a mężczyzną. Traktował ich jako dzieci Boże. Paweł pod wpływem faktów historycznych, tradycji nie był do końca przychylny kobietom. Nie miał do nich zaufania. Ograniczał ich statut względem mężczyzn. Narzucał kobietom konieczność odpowiedniego stroju i nakrycie głowy (1 Kor 11,1–16; 1 Tm 2,9).  kobietom nie wolno było pokazywać się w miejscach publicznych z odkrytą głową: Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona (1 Kor 11,4–5); Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu (1 Kor 14,35).  Paweł podtrzymał historyczną dyskryminację kobiet. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa.  I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.  Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem (1 Kor 2,12–15). Według jego poglądu; Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi (1 Kor 7,32–34).
           Stanowisko Pawła było ortodoksyjne w sprawie wiary: "Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!"  (Ga 1,9); "nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane (1 Kor 4,6). Przyczynił się do dogmatyzacji wiary. Paweł silnie akcentował ontologiczne istnienie aniołów i szatana.  Był zwolennikiem dyscyplinowania wiernych: "Dlatego też karć ich surowo, aby wytrwali w zdrowej wierze (Tt 1,13). Niewolnictwo uważał za coś normalnego. Paweł głosił konieczność opłacania kapłanów za ich prace duszpasterską i misyjną, tym samym dał przyzwolenie dla koncepcji  opłacania pracowników Kościoła, czyli kapłanów.
          Doktryna chrześcijańska ulegała dogmatyzacji. Wprowadzenie celibatu wprowadziło zagrożenie dla normalności ludzkiego życia. Nie łatwo jest panować nad popędem seksualnym. Pojawiło się źródło przyszłych wypaczeń. Apogeum nieczystości pojawiło się ok. X/XI wieku. Z zasady wspomnianej już symetrii dobra i zła powstał zakon cluniacki, a potem zakony żebracze. One to w zasadzie uratowały Kościół. Zło które zakorzeniło się w środku Kościoła, chwilowo zostało pokonane, ale nie na długo. Pojawiła się inkwizycja, która w całości zaprzeczała idei Kościoła Chrystusowego (nie zabijaj). Kościół wprowadził zakazy i nakazy. Sam zajął się działalnością państwową, komercyjną, wojskową. Misyjny charakter Kościoła pozostał w jego tle. Pojawił się obowiązek spowiedzi i inne nakazy, np. bezwzględne posłuszeństwo względem hierarchii kościelnej. Kościół nie tylko oddziaływał na zewnątrz swoich murów, ale oddziaływał w środku na swoich kapłanów. System hierarchiczny podzielił sługi Boże. W większości dobro pozostało w niższych stanach, a zło panoszyło się na jego szczytach. Celibat, sprzeczny z ludzką naturą, doprowadził niektórych do dewiacji. Obecnie  ujawniły się tego skutki. Ludzkość nie dorosła do wyrzeczeń. Nie udźwignęła nałożonego  krzyża. Pokazała swoją niedoskonałość. Dla wielu, instytucja kościelna jest synonimem zła, miejscem piekła na ziemi. Wykształceni kapłani, którzy przynajmniej rozumowo winni  spełniać swoje nałożone obowiązki, sami dają przykład zgorszenia. Co mogą powiedzieć zwykli śmiertelnicy małej wiedzy. Zamiast głoszenia idei doskonałości Boga i wiary z instytucji kościelnych wypływa zło. Ujawniona pedofilia nie jest ostatnim grzechem kapłanów. Ujawniono praktyki gwałcenia i molestowania zakonnic. W Afryce panowała epidemia HIV. Zainteresowanie przeszło na zakonnice, które były "czyste". Praktyka aborcji ciężarnych zakonnic stała się normą. Kapłani co innego głoszą, a co innego czynią. Pozbawieni normalnego życia erotycznego są nieprzyjemni, niedostępni, wyobcowani. Ciężko integrują się z wiernymi.
          Przyszłość szykuje się w nie najlepszych kolorach. Nadzieją są ludzkie sumienia, w których przechowywany jest idea Kościoła Chrystusowego. Kościół nie zniknie, bo wierni z potrzeby serca będą próbowali go reaktywować. Przywrócenie prawdziwej nauki Chrystusowej będzie trwać latami. Kościół sam musi się oczyścić, likwidując błędy popełnione od samego początku powstania swojej doktryny.