Dzisiaj jest dzień imienin Zofii. Przywodzi pamięć o mojej
matce Zofii, która odeszła w poprzednim roku 26 maja (dzień matki) w wieku 96
lat. Dzisiaj jest też rocznica śmierci jej ojca Józefa Piskorza, czyli mojego
dziadka.
Oboje byli niecodziennymi ludźmi. Mój dziadek w seminarium
we Lwowie był kolegą szkolnym Maksymiliana Kolbe. Wiele mi opowiadał o jego
cnotach. Mimo, że był rozwiedziony i powtórnie żonaty zachował się w mojej
pamięci jako dobry i szlachetny człowiek. Mieszkał w Sośnicy k/Gliwic.
Widywaliśmy się rzadko. Dużo rozmawialiśmy o wszystkim (np. o ewolucji Darwina
i życiu seksualnym wśród dzikich). Graliśmy w szachy. Nie lubił przegrywać i
rozkosznie się złościł. Dostałem od niego skrzypce, które stały się moją
"kochanką". Przez 3 lata brałem prywatne lekcje. Moimi palcami pieściłem
struny, a każdy wydawany dźwięk sprawiał mi rozkosz. Uwielbiałem grać na
skrzypcach. Moja założona rodzina nie podziela moich upodobań. Po udarze coraz
trudniej jest mi grać. Pozostała niespełniona miłość do tego instrumentu.
Moją matkę zaliczam do anonimowych świętych. W wieku 90 lat
napisała sagę rodzinną. Do 92 roku życia uczyła gry na fortepianie. Uczniowie i
uczennice uwielbiali ją i kochali jak swoją babcie. Do ostatnich niemal chwil
prowadziliśmy naukowe dysputy. Była pierwszą recenzentką i krytykiem moich 9 książek. Jej życiorys był
bardzo bogaty i barwny. Wpoiła we mnie godność do ludzkiej osoby, która
zachowuje skromność i pokorę.
Miłość do antenatów
wydaje mi się głębsza i mocno umocowana w sercu. Bardzo mi ich brakuje,
zwłaszcza mamy. Często sięgam do klimatów lat minionych. Były one bliższe
mojemu sercu i upodobaniom.
Teraz sam tworzę własną historię, ale to zupełnie inna bajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz