–
Kiedy
kościół jako instytucja zaczął tracić autorytet?
–
Autorytet
kościoła to jak okręt na wzburzonym morzu. Wszystko zależało od momentów
zwrotnych w historii. Kościół pierwotny budował swój autorytet w mozole
przez męczeństwa wiary pierwszych
chrześcijan. Kościół pomagał i troszczył się o biednych. Przekaz doktrynalny
był chwytliwy. Nauki Jezusa szokowały, ale podobały się. Niestety, od samego
początku pojawiły się spory doktrynalne. Głównym problemem było, czy
chrześcijaństwo powinno być zakorzenione w judaizmie, czy też powinno być
zupełnie nową religią. Słynny sobór jerozolimski z 49 r. pokazał spór o
zachowywanie tradycji żydowskich. Zwyciężyła opcja pośrednia. Bano się pozbawić
chrześcijaństwo mocnych korzeni i fundamentów. Poza prawdziwą wiedzą,
przeniesiono i zaadaptowano starotestamentalne mity i legendy.[1]
Na nich też budowano nową doktrynę wiary. Wiele zdarzeń idealizowano. Niestety,
przez dwa tysiące lat chrześcijaństwo nie pozbawiło się ich, a wręcz
przeciwnie, jeszcze mocniej przylgnęły do teologii. Nowatorskie głosy
egzegetyczne były radykalnie likwidowane. Światłych biskupów pozbawiano
urzędów, wysyłano na banicję. W pewnym sensie gnoza osiągała swój cel. Według
niej, wiara winna być zaawulowana tajemniczością. Zwykły wierny nie musi jej
rozumieć. Wystarczy, że jest posłuszny.
W 313 r. religia chrześcijańska otrzymała statut religii państwowej. Ten
sukces stał się przyczyną usankcjonowania władzy. Powstało państwo w państwie.
Przy władzy świeckiej, władza kościelna. Państwo wymagało administracji, a
ona funduszy. Ze wspólnoty religijnej
powstała ogromna instytucja wpływów i ludzkich interesów. Sprawy doktrynalne
zostały otoczone kokonem. Chroniąc doktrynę wiary, zabetonowano ją. Stała się
ona jedynie narzędziem do utrzymania władzy i posłuszeństwa. Nauka Jezusa
dostała oprawę opartą na konstrukcji łączącej elementy prawdy i mitów. Dziwne,
że konstrukcja teologiczna przetrwała tyle czasu. Ważnym przekazem jest
istnienie Boga. Nauki Jezusa przebijają się przez elementy legendarne, które
wykorzystuje się do spraw kultu. W ten
sposób Jezus sam uratował swój Kościół (jak mówią Duch Święty). Siła Jego
przekazu odsuwa na plan dalszy rzeczy w sumie nieistotne. I tak przez dwa
tysiące lat kościół przetrwał mimo, że był niejednokrotnie sceną zgorszenia i
wielkich zbrodni. Być może, w bilansie dobra i zła dobro zwyciężyło.
Kościół ma za sobą wiele wspaniałych inicjatyw, wspaniałych i dobrych kapłanów. Przekaz dobra liczony na
ilość wiernych daje ogromne pokłady dobra. Szkoda, że za wszystko trzeba słono
płacić. Mam na myśli tu cierpienia ludzi, którzy wzięli na siebie krzyż
odkupieńczy. Biliony modlitw zwykłych wiernych, gospodyń domowych, prostych
chłopów i niewinnych dzieci. Opatrzność Boża widoczna jest w tych modlitwach.
To nie papieże, czy kapłani chronili Kościół, lecz zwykli wierni.
[1]
Ks. Mariusz Rosik, Rabin Icchak Rapoport, Wprowadzenie do literatury i
egzegezy żydowskiej okresu biblijnego i raninicznego, Bibliotheca 2009, s.
111. Opowiadania Starego Testamentu [...]
i ich paralel szukać należałoby
raczej w okresie przed filozoficznym, kiedy to znaczącą rolę w
wyjaśnianiu natury wszechświata i życia ludzkiego odgrywały mity.